środa, 19 czerwca 2013

~ Rozdział trzynasty

             Przebudziłem się po kilku godzinach snu, który tak na dobrą sprawę, był mi potrzebny. Lekko przetarłem oczy i spojrzałem w dół. Amy nadal leżała na moich nogach i się we mnie wtulała. Była taka delikatna. Jej ciało wydawało się być z porcelany, a oddech miała zupełnie niewyczuwalny. Poczułem go dopiero w momencie, gdy lekko przystawiłem dłoń do jej ust. Musnąłem delikatnie kciukiem jej dolną wargę, a ona w jednej chwili mimowolnie rozchyliła usta.
             Uśmiechnąłem się, a na mojej twarzy widniało rozbawienie. Nie chcąc jednak jej budzić, wstałem razem z nią i podszedłem do huśtawki, która była na tarasie. Zażyczył ją sobie Dave, ale i tak ostatnio z niej nie korzystał. Wygodnie ją ułożyłem i nasunąłem na nią koc, aby nie było jej zimno. Muskając jej czoło, zostawiłem ją i wszedłem do domu.
             Światło się nadal paliło, a pod telewizorem rozciągała się niewielka kałuża po moim wczorajszym wybryku. Westchnąłem i biorąc z kuchni papierowy ręcznik, zacząłem wycierać panele. Mokre kawałki papieru wrzuciłem do kosza na śmieci, a przy okazji zrobiłem sobie coś do jedzenia. Usiadłem przy stole, zjadłem kilka kanapek, a potem poszedłem do swojego pokoju.
             Usiadłem na łóżku i ująłem w dłoń swój tablet. Gdy go włączyłem, wyświetlił mi stronę z osobami, które musiałem zabić. Z pięciu osób, pozostały mi trzy. Ich śmierć byłaby wybawieniem dla mnie, jak i całej paczki. Moglibyśmy trochę odetchnąć i nie martwić się, któremu z nas w każdej chwili mogłoby zabraknąć odrobiny szczęścia.
      - Justin? Jesteś tam? - Ktoś zapukał do moich drzwi.
             Poznając głos Jasona, wstałem i lekko je uchyliłem. Stał na wprost mnie i trzymał w ręku dwa kubki z kawą. Ująłem jeden kubek i mu podziękowałem, po czym oboje weszliśmy do pomieszczenia.
      - Jason, skąd McCann wiedział, że planowaliśmy wystrzelić jego magazyn łącznie z nim samym w powietrze? - Musiałem zadać mu to pytanie, bo nadal nie byłem w stanie na nie odpowiedzieć mimo że rozważałem kilka opcji.
             Chłopak upił łyk swojej kawy, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek, który świadczył o czymś, czego ja nadal się nie domyślałem.
      - On i jego ludzie, porwali Dave'a. Gdy wieźli go na farmę, aby tam go uwięzić, wypytali o wszystko. Walczył o życie, więc nie miał innego wyboru. Zamknęli go tam, aby dać tobie jakąś nauczkę, że z nimi się nie zadziera. - Spojrzał na mnie, aby ujrzeć moją reakcję.
             Ten bydlak naprawdę był psychicznie chory. Myślał, że gdyby zabił mojego przyjaciela, to dałbym mu spokój? Wtedy to dopiero rozpętałaby się wojna. Byłbym skłonny do wszystkiego. Pomściłbym jego śmierć i z zimną krwią zabiłbym, nie licząc się z konsekwencjami. Nadal chciałem to zrobić i przy pierwszej, lepszej okazji nastąpiłby jego koniec. Pozbyłbym się go raz na zawsze i sprawiłbym, że nasze życie nabrałoby innego znaczenia.
      - Zajebie go jak psa... - Syknąłem, zaciskając pięści... - Nie darowałbym mu, gdyby zabił...
      - Spokojnie, na szczęście znalazła się tam Amanda i uratowała Dave'a, a przy okazji udowodniła nam, że można jej zaufać. -  Przerwał mi i nieco uspokoił.
             Tak. Gdyby nie Amy, nie byłoby z nami tej jednej niezwykle ważnej osoby w grupie. Mimo wybryków najmłodszego członka i tak bardzo go lubiłem. Głośno tego nie przyznawałem, ale był dla mnie ważny. Był i zawsze będzie dla mnie jak brat.
      - Właśnie, gdzie ona jest? - Zapytał, spoglądając na mnie.
      - Położyłem ją na huśtawce, bo oboje zasnęliśmy na tarasie... - Mruknąłem, nie czując żadnych pozytywnych emocji.
             Na twarzy dwudziestolatka pojawiło się sympatyczne spojrzenie, które odrzuciłem. Jeżeli myślał, że uległbym Amandzie i za wszelką cenę poddał się jej urokowi, to się mylił. Nie czułem do niej nic, prócz... Właśnie. Nawet nie wiedziałem, co powodowało, że nadal utrzymywałem z nią kontakt. Normalnie, to bym ją przeleciał i byłoby po sprawie. Ale nie. Nie chciałem jej skrzywdzić. Nie chciałem zranić tak delikatnego ciała i wnętrza, jakie posiadała, bo w zupełności nie zasługiwała na takiego dupka, jakim byłem. Może po prostu chciałem ją chronić? Teraz zapewne ona także była narażona na śmierć, bo nie uwierzyłbym, gdyby tak nie było.
      - Zrób jej śniadanie, pewnie jest głodna. Ja muszę jechać do Laury i sprawdzić, czy sprzedała już dom swojej rodziny. Jak wiesz, pieniądze są potrzebne na następny tydzień.
      - Tak i powiedz, żeby się pospieszyła, bo jeżeli ich nie będę miał, to będziemy mieć kolejnego wroga. Poza tym, coś długo załatwia te pieniądze... - Syknąłem, czując, jak narastało we mnie uczucie jeszcze większej chęci mordowania.
      - Justin, daj spokój. To nie taka prosta sprawa.. Formalności i adwokat... Ciesz się, że jej rodzina nie zrobiła większej awantury. - Mruknął.
             Chłopak pokręcił głową i nie chcąc już wygłaszać swojej ojcowskiej rady, opuścił mój pokój. Zostałem w nim sam i postanowiłem wziąć prysznic, aby pozbyć się negatywnych odczuć. Wyciągnąłem dres, koszulkę i bokserki, po czym zniknąłem w łazience.
             Wyszedłem po kwadransie i biorąc w rękę swój telefon, zszedłem do kuchni, aby zrobić dziewczynie jakiś ciepły posiłek. Nie chciałem robić jej żadnej nadziei, ale skoro to miało postawić ją na nogi, postanowiłem zrobić coś dobrego. Gdyby odzyskała siły, mogłaby jeszcze dzisiaj opuścić ten dom i może mogłaby zniknąć z mojego życia, chociaż tak naprawdę sam nie wiedziałem, czy byłoby to dobre rozwiązanie.
             Ująłem w dłoń talerz z kilkoma naleśnikami, których robienia nauczył mnie Thomas i wyszedłem na taras. Ustawiłem je na stoliku i podszedłem do nadal śpiącej Amandy. Ukucnąłem przy niej i delikatnie odgarnąłem włosy, które opadały na jej buzię.
      - Pobudka, wstawaj...- Mruknąłem, lekko poruszając jej ramieniem.
             Otworzyła oczy, uniosła się, a chwilę potem zapytała, dlaczego tu była. To było dość dziwne, czyżby nie pamiętała?
      - Oboje zasnęliśmy. Potem położyłem cię tutaj, aby było ci wygodniej. I co, było wygodnie? - Zaśmiałem się i usiadłem obok niej.
             Chwilę popatrzyła na moje dłonie, a potem odwróciła wzrok. Zapadła cisza, która była dla mnie cholernie drażniąca. Nie potrafiłem obchodzić się z kobietami. Nigdy nie byłem w normalnym związku. Zawsze omijałem miłość szerokim łukiem i nie chciałem, aby strzała Amora mnie trafiła. Teraz też musiałem ją ominąć mimo, że strzelała kilkakrotnie mocniej.
      - Tak, dziękuję. - Mruknęła, a ze swojej kieszeni wyciągnęła telefon, który wyświetlał kilkadziesiąt nieodebranych połączeń.

Amy's POV

             Nie mogłam wytrzymać napięcia, jakie rosło między mną, a Justinem. Oboje się odpychaliśmy mimo, że tak naprawdę pragnęliśmy swojej obecności. Bynajmniej tak mi się wydawało. Po co by nadal ze mną rozmawiał, troszczył się o moje bezpieczeństwo i wygodę? Musiał coś do mnie czuć, ale nie chciał tego przyznać przed samym sobą. Zresztą, ja miałam dokładnie ten sam problem, ale z innego powodu nie mogłam się do tego przyznać. Nawet przed samą sobą, bo wtedy nie potrafiłabym zrobić czegoś, co decydowało o życiu ważniejszych dla mnie osób...
      - Cholera... - Syknęłam, gdy na ekranie wyświetlacza ukazały się dwadzieścia cztery nieodebrane połączenia od mojego ojca.
             Westchnęłam, po czym postanowiłam zamówić taksówkę, aby jak najszybciej dostać się na swoje osiedle. Po trzech sygnałach, odebrała jakaś kobieta.
      - Dzień dobry. Chciałabym zamówić taksówkę na ulicę... - Nim zdążyłam wypowiedzieć nazwę ulicy, zamieszkałej przez Shadow, on wyrwał mi telefon i zakończył połączenie.
      - Co ty robisz? - Odwróciłam głowę i nasze spojrzenia się zetknęły, co wywołało ścisk w moim żołądku.
             Chłopak odłożył mój telefon na poduszkę, wstał i podał mi talerz z naleśnikami, które wydobywały z siebie bardzo przyjemną woń.
      - Jak zjesz, to cię odwiozę. Smacznego. - Mruknął, po czym wstał i poszedł prawdopodobnie do garażu, bo pokierował się właśnie w tamtą stronę.
             Przyglądając się, jak na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słońca, zjadłam śniadanie, które przygotował mi Justin. Wbrew pozorom, umiał gotować, choć na takiego nie wyglądał. Może ten chłopak ukrywał nie tylko swoje uczucia, ale i talenty, o których sam nawet nie miał pojęcia? Chcąc dalej rozmyślać o jego problemach, poczułam jak mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam napis "numer zastrzeżony". Kiedyś także dostawałam takie telefony, ale ich nie odbierałam. Teraz jednak postanowiłam sprawdzić, kto bawił się w Galla Anonima.
      - Tak, słucham? - Mruknęłam, przełykając kawałek ciasta.
      - Słuchaj, nie wiem w co ty ze mną grasz, ale jeżeli nie zabijesz Parkera, na własne oczy ujrzysz, jak załatwiam twojego ojca, a przy okazji twoją matkę, która też nie ma za ciekawego towarzystwa. Rozumiesz?! Masz dwa dni! Gdybyś była rozsądniejsza, miałabyś więcej czasu. Pamiętaj, mam cię na oku. I tylko spróbuj powiedzieć coś komuś... Chyba, że zaciągniesz Parkera w jakieś ustronne miejsce i tam się policzymy... Już ja o to zadbam.
             Mężczyzna się rozłączył, a ja siedziałam wpatrzona w czarny, szklany talerz. Byłam roztrzęsiona. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Ale teraz... Facet powiedział, że mnie obserwuje... To znaczy, że właśnie teraz był gdzieś w pobliżu. Wiedział, że zdążyłam już co nieco się o nim dowiedzieć... A fakt, że pokrzyżowałam mu plany, jeszcze bardziej go zezłościł. Tak czułam.
             Nie oczekując na przyjście chłopaka, który miał mnie odwieźć, zbiegłam po schodach i uciekłam. Nie oglądałam się za siebie, bo wtedy mogłabym się przewrócić i narobić jeszcze większego bagna, tłumacząc się przed Justinem, gdyby mnie złapał. Tym bardziej, że byłam zmuszona po kilku metrach zwolnić, ze względu na kostkę.
             Gdy dotarłam na pobliski przystanek autobusowy, usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon.   Jedyną deską ratunku była Leslie. Tylko ona mogłaby mi pomóc... Na szczęście odebrała po kilku sygnałach.
      - Leslie, gdzie jesteś? Musisz mi pomóc... - Mruknęłam, rozglądając się czy nadjeżdża jakiś autobus, który mógłby mnie stąd zabrać.
      - Amy! Nareszcie, co się z tobą dzieje, co? Twój ojciec nachodził mnie wczoraj dwa razy i sprawdzał, czy ciebie tu nie było... Gdzie ty jesteś? W ogóle, dlaczego cię nie było całą noc w domu?
             Słysząc jej pytania, odechciało mi się z nią rozmawiać. Powiedziałam, że miała czekać na mnie na przystanku za piętnaście minut. Nie odmówiła i gdy mój pojazd nadjechał, wsiadłam do środka, rozłączając się.

Justin's POV

             Gdy wyjechałem z garażu swoim drugim autem, spostrzegłem, że na tarasie nie było Amandy. Wysiadłem z samochodu i wbiegłem na werandę. Nie zostawiła nic po sobie. Albo uciekła, albo ktoś ją porwał. Powracając za kierownicę, wyjechałem z posesji i wjechałem na jezdnię. W między czasie wykręciłem numer do swojego kumpla.
      - Co jest? - Zapytał Jason.
      - Amanda zniknęła. - Rozglądałem się i przeczesywałem wzrokiem pobliskie przystanki.
             Jason przeklął i sam się zdenerwował. Jeżeli dowiedziałbym się, że Patrick maczał w tym palce, byłby już martwy.
      - Tylko spokojnie, zadzwoń do niej, może po prostu poszła do domu.
      - Nawet nie mam jej numeru, debilu.. - Syknąłem, ostro skręcając w uliczkę, prowadzącą na osiedle, które zamieszkiwała.
             Chłopak się rozłączył nie chcąc prowadzić ze mną dalszej konwersacji. Byłem teraz zdany sam na siebie i w sumie, odpowiadało mi to. Nikt nie musiał wytaczać mi drogi i kierować, abym ponownie nie wpakował się w jakieś kłopoty. W końcu to było moje życie.
             Gdy dojechałem na niewielkie osiedle, zaparkowałem auto na parkingu, jak normalny cywilizowany człowiek. Wysiadając, zauważyłem jakąś dziewczynę, która wybiegła z bloku. Myślałem, że była to Amy, ale nie. Jednakże pomyślałem sobie, że ta laska mogłaby mnie zaprowadzić do dziewczyny, którą chciałem znaleźć. Była na oko w tym samym wieku co Amanda i widać było, że gdzieś się spieszyła, bo nie zdążyła nawet przebrać się z piżamy.  Poszedłem za nią, perfekcyjnie się maskując.
             Po chwili przystanęła na przystanku, a gdy autobus się zatrzymał, wysadził pasażerów i odjechał, ujrzałem jak tuliła w swoich ramionach właśnie Amandę... Kim ona dla niej była? Musiałem się tego dowiedzieć, dlatego podszedłem tak blisko, jak tylko mogłem, by usłyszeć ich rozmowę.
      - Amy, dlaczego płaczesz? W ogóle, dlaczego śmierdzisz gazem, a twoja stopa jest zawiązana w jakąś szmatę, co? - Jej dłoń gładziła głowę dziewczyny.
             Nastolatka przez bardzo długi czas nie mogła wydusić z siebie ani słowa, cały czas płakała. Nie wiedziałem dlaczego. Przecież jej nie skrzywdziłem...Byłem miły...
      - Zabierz mnie gdzieś... Les, ja mam już dość. Ja nie potrafię... Nie dam rady tego zrobić... To mnie zabija od środka...
      - Ale słonko, czego nie potrafisz zrobić? Powiedz, co cię tak męczy...  - Ona za wszelką cenę starała się pomóc Amandzie, widziałem to.
      - Muszę zabić... - Gdy do moich uszu dotarło jej zdanie, zaniemówiłem...
             Prawdopodobnie dziewczyna była jej przyjaciółką. Również doznała szoku... A ja nie rozumiałem, o czym Amanda mówiła... Ona, miała kogoś zabić? Nie, to były chyba jakieś żarty...
      - Amanda? - Nie wytrzymałem i wyłoniłem się zza murku.
             Uniosła głowę i gdy tylko mnie ujrzała, przestraszyła się, a dziewczyna, która ją do siebie tuliła, warknęła na mnie.
      - Znasz go? - Zapytała, spoglądając na Amy, a ona wpatrywała się we mnie, lekko kiwając głową, po czym odsunęła się od niej.
             Już nic z tego nie rozumiałem. Nie byłem głupi i musiałem dowiedzieć się kogo i w jakim celu musiała pozbawić życia.
      - Kogo chcesz zabić? - Syknąłem, podchodząc do niej.
             Jej oddech momentalnie stał się nierówny, a z oczu niemiłosiernie wypływały kolejne łzy. W pewnej chwili spojrzała prosto w moje oczy.
      - Nie ważne... Poza tym, jak mnie znalazłeś? - Otarła łzy i ułożyła usta w cienką linię.
_________________________________________________
Okej, za Nami już 13 rozdział! :)
Bardzo się cieszę, że czytacie i jesteście ze mną  ( lubię Wam to powtarzać ♥)
A teraz krótka notka, o której powiadomiłam Was w poniedziałek.
14 rozdział pojawi się na blogu w niedzielę wieczorem. Kolejne rozdziały będą dodawane co tydzień, czyli w tym wypadku, w każdą niedzielę :)
Wiążę się to z faktem, iż od lipca zaczynam pracę i niestety całymi dniami będę poza domem, dopiero w weekend będę miała czas na tego typu sprawy.
Do następnego i mam nadzieję, że czytelników nie ubędzie :) Buźka, trzymajcie się. 
@AudreeySwag

                                       CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! ♥

30 komentarzy:

  1. szkoda, że mu nie powiedziała, że jego ma zabić, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie jego reakcji !
    szkoda, że tak długo będzie trzeba czekać na kolejny, ale jakoś to przetrwam. c;
    @OLLG_poland

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne <3 plus muzyka jak już mówiłam wspaniała ;D ca całość duży ,,+" :*

    OdpowiedzUsuń
  3. hdaisdhasuidasuiaudusiadgaudsaui ona nie może go zabić, ani nikt inny, ani ten głupi ciul nie może zabić amandy hdisoadhaisd <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Detka_BieberPl19 czerwca 2013 14:35

    o no dzieję się dzieję ciekawe czy mu powie kogo musi zabić,

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne ... *_* jestem ciekawa jak akcja potoczy sie dalej kocham :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. jej, Amy, w co Ty się wpakowałaś :( kocham to! @highd0pe

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny..*-* Kocham to opowiadanie..;3 Czekam na nastepny..^^

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG OMG OMG *-*
    @undermirrors

    OdpowiedzUsuń
  9. cuuudowne *,*
    ciekawe co dalej się zdarzy, czy mu powie...
    jak ja już chcę niedziele ;)
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa jestem co mu powie. Czekam na dalszy roździał nie moge sie doczekać. Ja juz chce niedziele ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie no foch! xd
    To opowiadanie jest cudowne!!!
    Od dzisiaj niedziela to mój ulubiony dzień tygodnia <3333
    @NaomiSoloday

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest zajebiste...
    Każdy kolejny rozdział jest lepszy *.*
    Czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak on mu powie że ma go zabić !?

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochanie rozdział boski zresztą jak każdy :* szkoda że Amy mu nie powiedziała xd ciekawa jestem jak ona sobie poradzi z tą sytuacją, bo oboje raczej coś do siebie zaczynają czuc, ale nie chcą się do tego przyznac <3 czekam z utęsknieniem na niedzielę i kolejny rozdział:)kocham cię♥ *THE BEST STORY*

    OdpowiedzUsuń
  15. TEN KOMENTARZ WYŻEJ JEST @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowne <3 Ciekawe co by było jakby wiedział co ona musi zrobić,co będzie dalej *.* Już się niedzieli nie mogę doczekać ;*
    @ilysm_Jussstin

    OdpowiedzUsuń
  17. tak jak mówiłam, trzymasz mnie w napięciu!
    powodzenia w pracy <3 i czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały *_____*
    Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny. Początek romantyczny jak ją tak delikatnie dotknął. Potem ta rozmowa o to że ma 2 dni by go zabić. No i na końcu on się czegoś domyśla. Bomba. Czekam na 14. I życzę ci miłe pracy ;)
    Zapraszam: http://sweet-dis.blogspot.com/
    KOCHAM CIĘ!

    OdpowiedzUsuń
  19. lubie liczbe 13 i jest bardzo szczesliwa ;x czytam naprawde duzo blogow a ten jest naprawde bardzo dobry , fajnie ze go tlumaczysz po raz kolejny mowie hah :D rozdzial cudnyy *__* zobaczymy jak bedzie z ta amy..

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniały rozdział <3 @ElizaRychla

    OdpowiedzUsuń
  21. Brawo !!! To jest wspaniałe ;* :D

    OdpowiedzUsuń
  22. cudownie! trzymam kciuki, aby kolejne rozdziały były jeszcze lepsze!
    Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  23. o boooże o boże !!!!
    ciekawe co będzie jak ona mu powie ... czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział xx
    @xweeper

    OdpowiedzUsuń
  24. Omg... Ale się porobiło czekam z niecierpliwością... KOCHAM... Zapraszam do siebie http://everything-haschanged.blogspot.com/2013/06/1-rozdzia-moje-zycie-nagle-stracio-sens.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  25. Oj ciśniesz kuzynko ładne słowa pozdro xD

    OdpowiedzUsuń
  26. Swietnie! Ale martwie się strasznie o AMy xD Mnie nie stracisz ;p

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie mam pojecia jak wytrzymam do nn !!!! TO JEST SWIETNE !!!!!!
    @xweeper

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥