wtorek, 27 sierpnia 2013

~ Rozdział dwudziesty siódmy




             Do szkoły mieliśmy zaledwie dziesięć minut jazdy. Po drodze mijaliśmy dzieciaki idące również w stronę szkoły. Ciężko westchnęłam, bo naprawdę nie chciałam tam wracać. Nie chciałam ponownie się uczyć, zawracać sobie głowę innymi, szczerze mówiąc dość kretyńskimi rzeczami, takimi jak opinia innych... Gdybym nie pokłóciła się z Leslie, byłoby łatwiej przetrwać to piekło, jakie zafundowaliby nam rówieśnicy już na samym wstępie. Od dzisiejszego poranka miałam złe przeczucia, ale starałam się je zatuszować, zaszyć w ostatniej szufladce w swoim umyśle, który fundował mi coraz większy mętlik w głowie. To wydawało się najrozsądniejsze rozwiązanie.
             Justin po chwili wjechał na teren budynku i zaparkował, po czym wyjął kluczyk ze stacyjki, ale nie wyszedł. Siedział wpatrzony w kierownicę i zagryzał wewnętrzną część policzka, jakby coś go dręczyło... On również bał się powrotu. Albo może się cieszył. Nie mówił mi o swoim nastawieniu, ale mnie nie musiał okłamywać, bo i ja miałam takie same uczucia jak on. Nie wiadomo, co może nas teraz spotkać. Katie, Leslie... One już wiedziały i zapewne reszta uczniów także została poinformowana, że mieliśmy ze sobą kontakt, a teraz nasza relacja się zacieśniła. .
       - Justin... - jęknęłam, kładąc swoją dłoń na jego ręce - Wiem, że oni będą gadać... Ale to nic, prawda? - Czułam, jak mój głos drżał.
             Nie wiedziałam jaka byłaby jego reakcja, nie wiedziałam, czy powinnam w ogóle się odzywać. Lecz musiałam. Byłam z nim, bo oboje siebie nawzajem potrzebowaliśmy. On uzupełniał mnie, a ja jego. Na świecie potrzebne są cztery pory roku. Każda przynosi i zostawia po sobie inny ślad. I właśnie dlatego Justin był potrzebny w moim życiu. On pozostawiał po sobie namiastkę odwagi, szczerości i to dawało mi siłę, by walczyć z każdym wrogiem jaki stanąłby nam na drodze. Ale czy ja jemu coś dawałam?
       - Wiesz, pierwszy raz będę chodził z taką piękną, subtelną dziewczyną jak ty, po korytarzu za rękę więc... - zaśmiał się - Tak, to nic. - Dodał z uśmiechem na twarzy, po czym zacisnął pięści i wyszedł z samochodu, jakby to, co miało się za chwilę stać, było dla niego przyjemnością.
             Chciałam zrobić to samo, co on, ale mnie uprzedził. Wysiadłam, obserwując rysy jego twarzy. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje się na niej kryły. Potrafił je świetnie demaskować, co mnie chwilami dobijało. Chciałam, żeby mógł swobodnie się zachowywać, lecz i to wymagało czasu.
       - No, to witamy w szkole, panno Brown. - Mruknął, musnął ustami mój policzek  i ujął moją dłoń, po czym splótł nasze palce w jedność.
             Parsknęłam pod nosem, trącając go lekko w ramię. Spojrzał na mnie przelotnym wzrokiem, a potem oboje podążyliśmy w stronę wejścia. Denerwowałam się, ale jego dotyk i bliskość pomagała mi i dodawała większej pewności siebie.
             Na schodach stała grupka "najpopularniejszych" dziewczyn. Nigdy ich nie lubiłam. Nie potrafiłam zrozumieć ich toku myślenia. Co było fajnego w paleniu, piciu i oddawaniu się jakimś chłopakom za marne grosze? To świadczyło tylko o braku pomysłu na swoje życie, na swoją przyszłość. Dla nich moim zdaniem najważniejsze było zdanie innych, które jest zupełnie nieistotne, jeżeli życie ma dla nas inne plany. Ale cóż...  Ja wolałam wybrać inną drogę, która doprowadziła mnie do mojego chłopaka, przy którym mogłam doświadczyć o wiele więcej, niżeli one mogłyby doświadczyć przez swoje marne dotychczas życie.
       - Uśmiech proszę. - Szepnął, wchodząc po schodach.
             Na samą myśl o jego dobrym humorze, moje usta się rozszerzyły i ukazałam swoje białe zęby. Justina to ucieszyło i tak po prostu weszliśmy do środka, nie przejmując się ludźmi, którzy mierzyli nas wzrokiem. Pierwszy raz byłam w takim centrum zainteresowania...
       - Proszę, proszę, Shadow i Amanda. - Ktoś szepnął, gdy szliśmy dość długim korytarzem.
             Czułam, jak zacisnął moją rękę, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Nie spodobało mi się to i musiałam jakoś na niego wpłynąć. Nie chciałam, by pierwszego dnia kogoś pobił.
       - Daj spokój, to jakiś palant. Chodźmy stąd. - Szepnęłam, gdy lekko się do niego przytuliłam.
             Ominęliśmy najgęstszy tłum, po czym dotarliśmy jakimś cudem do naszych szafek. Każde z nas podeszło do swojej. Chwilę zastanawiałam się jaki miałam kod do kłódki, lecz po chwili mi się przypomniał i go wbiłam. Otworzyłam drzwiczki, wyjęłam jakieś zeszyty i piórnik, po czym zamknęłam szafkę.
       - Cześć, Amy. - Za drzwiczkami ukazał się Taylor.
             Parsknęłam pod nosem, lekko drżąc ze strachu, ale i rozbawienia. Taylor przyjaźnił się z moim byłym chłopakiem, Christianem. Czasami próbował mu dopiec i uganiał się za mną, ale ja nawet na niego nie byłam w stanie spojrzeć. Działał mi na nerwy, był zbyt pewny siebie, co w pewnym momencie go zgubiło. Stał się zupełnie innym człowiekiem, pragnął odbić dziewczynę swojego przyjaciela i już sam fakt o nim dobrze nie świadczył. Nigdy nie zamieniłam z nim więcej niż kilka zdań. Nie potrafiłam być przy nim zbyt długo.
       - Cześć  Taylor. - Jęknęłam i odwróciłam się w celu podejścia do swojego chłopaka, który znajdował się po drugiej stronie korytarza.
       - Czekaj. - Złapał mój nadgarstek i lekko zacisnął.
             Wywróciłam oczyma, po czym spojrzałam przez ramię, zerkając na niego. Zapytałam się, czego chciał, na co odparł delikatnym śmiechem. Pokręciłam lekko głową, by chociaż na chwilę rozładować wzrastające w sobie napięcie.
       - Słyszałem, że ty i Shadow jesteście razem. - Szepnął niemalże nad moim uchem tak, że przez moje ciało przeszyły się dreszcze.
       - Tak i co z tego? Masz jakiś problem z zaakceptowaniem tego faktu? Może mam ci pomóc go zrozumieć, huh?  - Warknęłam, odwracając się.
             Emocje zaczęły brać górę nad moimi myślami i wybuchnęłam. Nie znosiłam go od ponad dwóch lat, a każdego dnia marzyłam, by po prostu zniknął z mojego życia. Ale nie... On wolał dręczyć mnie codziennymi docinkami.
       - Ależ skąd. - Rozłożył bezbronnie swoje ręce. - Chciałem życzyć szczęścia. - Szepnął nad moim uchem.
             Wściekłość zaczęła przybierać czyny. Pchnęłam go tak mocno, że uderzył plecami o szafki. Mój oddech się przyspieszył, gdy poczułam falę takich, a nie innych emocji.
       - Jakiś problem? - Ktoś objął mnie w talii i to nie był byle kto.
             Justin delikatnie odgarnął moje włosy z twarzy, po czym założył ich kosmyk za ucho. W przeciwieństwie do mnie był opanowany.
       - Jeszcze się spotkamy. - Jęknął, odpychając się od szafek, a po chwili poszedł w stronę wyjścia..
             Ciężko westchnęłam, odwracając się. Objęłam swojego chłopaka, a potem delikatnie musnęłam jego usta. Uspokoiła mnie ich troska, a myśli się uspokoiły. Shadow objął mnie ramieniem i oboje poszliśmy pod moją klasę.
       - Zobaczymy się po twoich lekcjach, skarbie. - Przejechał dłonią po moich włosach, a po chwili uniósł lekko mój podbródek - Będę czekał koło samochodu.- Uśmiechnął się, całując moje czoło.
             Przytaknęłam i zniknęłam w klasie, gdzie na nowo ujrzałam twarz Leslie. Usiadłam w ławce obok i skupiłam się na sobie. Nie chciałam ponownie odczuwać bólu, który starałam się zatuszować.

Justin's POV

             Już podczas samego wyjścia z samochodu, czułem ekscytację. Nie wiedziałem przed czym, ale wypełniała moje myśli. Czułem się jeszcze bardziej groźniejszy, niżeli przed przerwą szkolną. Ten czas pokazał mi dodatkowy pazur, który teraz także mógłbym wykorzystać.
             Amanda zaczynała teraz swoją pierwszą lekcję, a ja postanowiłem pójść do gabinetu dyrektora, by ładnie się przywitać. Grzecznie zapukałem, po czym wszedłem do środka i ujrzałem panią Gross siedzącą za biurkiem. Była sama, więc mogłem sobie pozwolić na odrobinkę dobrej i sprawdzonej zabawy.
       - Justin... - Jęknęła na mój widok.
             Szyderczo się uśmiechnąłem i stanąłem przed jej biurkiem. Oparłem na nim swoje dłonie i wbiłem w nią wzrok, po czym się schyliłem.
       - Miło znowu panią widzieć, pani Gross. - Szepnąłem nad jej uchem, na co kobieta lekko zadrżała.
             Nie miałem złych zamiarów co do tej osoby, ale miałem ochotę się pobawić w kotka i myszkę. Rzecz jasna, to ona miała być myszką. Usiadłem więc na krześle jak każdy inny cywilizowany człowiek, po czym zacząłem z nią rozmawiać. Wypytywałem ją o jej rodzinę, dzieci. Dowiedziałem się także, że jej mąż miał niedawno wypadek i teraz leżał chory w szpitalu. To było cudowne.
       - Jeżeli tkniesz moją rodzinę... - Warknęła, odchodząc od okna.
             Parsknąłem pod nosem i wstałem. Czy ona mi właśnie groziła? To było niedorzeczne. Jak ona śmiała.
       - Słuchaj, myślałem, że załatwimy to po przyjacielsku, ale skoro tak się nie da... - Podszedłem do niej. - Masz dobrze traktować Amandę, rozumiesz? Jeżeli którykolwiek nauczyciel będzie chciał ją oblać, ty za to zapłacisz, jasne? Albo nie. Ciekawe jakbyś się czuła, gdybym zabił twojego męża...- Zacisnąłem w dłoniach jej kark.
             Przez chwilę próbowała się jakoś wyrwać, ale gdy w końcu zrozumiała, że ze mną nie wygra, uspokoiła się i poruszyła głową na znak zrozumienia. Puściłem ją i odszedłem. Stanąłem przy drzwiach i ponownie odszukałem kobietę wzrokiem.
       - Życzę udanego dnia, pani Gross. - Zaśmiałem się na odchodnym i wyszedłem.
             Pokierowałem się do swojej klasy i wszedłem do środka, robiąc zmieszanie wśród pozostałych uczniów. Usiadłem w swojej ławce, która wyczekiwała mojego przyjścia. Od czasu, gdy pobiłem chłopaka, który usiadł na moim miejscu, zawsze gdy przychodziłem, ławka była wolna. To mi się podobało.
             Nauczycielka od chemii gadała o jakichś przemianach i reakcjach, co wyprowadzało mi nieco z równowagi. Na dodatek jej głos... Odliczałem sekundy do dzwonka, aż w pewnej chwili rozbrzmiał w całym budynku jego dźwięk.
             Wyszedłem z klasy i pokierowałem się na stołówkę. Jednakże szybko zmieniłem zdanie i zamiast jeść śniadanie w pomieszczeniu z tymi idiotami, wyszedłem ze szkoły. Pokierowałem się na parking i podszedłem do auta. Coś mnie jednak zaniepokoiło. Odkąd wyszedłem z klasy, miałem wrażenie, jakby ktoś za mną szedł. Wydąłem słaby uśmiech na twarzy, domyślając się tajemniczej osoby podążającą za mną.
       - Taylor. - Zaśmiałem się i odwróciłem. - Jak miło cię znowu widzieć.
             Nie myliłem się. To był on. Od ponad dwóch lat miał zatargi z naszym gangiem. Dlaczego? Bo nas zdradził. Udawał naszego wspólnika, a my mu uwierzyliśmy. Obdarzyliśmy go każdym planem, jaki chcieliśmy zrealizować, aby pozbyć się McCanna. A on za każdym razem chodził do niego i ostrzegał. Nie cierpiałem go i nawet w tej chwili byłbym gotów odstrzelić mu głowę.  
       - Shadow. - Mruknął ze zniewagą i zbliżył się do mnie, po czym zaczął wypytywać o mój związek z Amy.
             Zupełnie nie wiedziałem, co miało to dla niego znaczyć, ale nie miałem zamiaru opowiadać jak ta dziewczyna wpływała na moje dotychczasowe życie. Mimo to postanowiłem ponownie nazmyślać. Może to przyniosłoby jakieś skutki w przyszłości.
       - Wiesz, na twoim miejscu zwracałbym większą uwagę na nią, podczas przerw. - Zaśmiał się.
             Jeżeli myślał, że takie tanie chwyty wyprowadziłyby mnie z równowagi, to się mylił. Amanda nie była zwykłą, głupia nastolatką. Ona wiedziała na co się pisała, gdy wkroczyła po raz pierwszy do mojego domu. W tamten dzień naraziła siebie na ciągłe niebezpieczeństwo, dlatego teraz musiałem mieć oko nie tylko na swoją dupę, ale także i na jej.
       - Daruj sobie. Jest silniejsza, niż sobie zdajesz z tego sprawę. Wie o wiele więcej i potrafi o wiele więcej, niż ty. - Pchnąłem go, by rozładować swoje napięcie.
             Chłopak się zdenerwował. Wyjął telefon i wykręcił numer, po czym powiedział tylko jedno słowo.
       - Teraz. - Syknął i się rozłączył.              
             Nie rozumiałem, w co on ze mną pogrywał. Jeżeli to miało jakiś związek z moją dziewczyną, już był martwy.
       - Co ty kombinujesz, co? - warknąłem, popychając go na maskę swojego auta.
             Zacisnąłem w pięści strzępek jego koszuli, a potem wymierzyłem cios w jego nos. Byłem zdenerwowany, a to chociaż w małym stopniu pomogło mi trzeźwiej myśleć. Niestety. Szybko się uwolnił i odbiegł, mówiąc " Sprawdź gdzie twoja dziewczyna. ". Owszem, przestraszyłem się, ale nie dałem tego po sobie poznać. Pierwsze co zrobiłem, wykręciłem numer do Amandy i oczekiwałem na odebranie połączenia. Próbowałem trzy razy i za każdym razem włączała się poczta głosowa. Zdezorientowany podążyłem szybkim krokiem w stronę budynku szkolnego. Wszedłem do środka i pokierowałem się na stołówkę. Trwały właśnie ostatnie cztery minuty przerwy.
             Nerwowo przeczesałem wzrokiem wszystkie stoliki i natknąłem się tylko na zdziwione spojrzenia innych uczniów. Warknąłem sam do siebie, wybiegłem z pomieszczenia i biegłem przez prawie pusty korytarz. Zatrzymałem się na jego końcu i otworzyłem drzwi do sali, w której Amy miała mieć następną lekcję. Tutaj także było pusto. Byłem wkurzony. Na siebie, na Taylor'a. Jeżeli on jej coś zrobił...
             Nie wiedziałem co zrobić, więc postanowiłem zasięgnąć wsparcia u swojego przyjaciela. Zadzwoniłem do niego.
       - Jason, mamy kurwa problem. - Syknąłem, wychodząc na dwór.
             Musiałem chyba go oderwać od czegoś ważnego, bo słyszałem wokół jakieś inne, dość dziwne dźwięki.
       - Taylor i jego wspólnicy, porwali Amandę. Jestem kurwa pewny, że to sprawka McCanna! - Krzyknąłem, wsiadając do samochodu i wkładając kluczyk do stacyjki.
       - Co?! Ty chyba żartujesz, jak to porwali? Jak to Taylor i jego wspólnicy!? Justin!
             Wiedziałem, że zażądał jakiś wyjaśnień, ja także bym ich żądał, ale teraz nie miałem czasu na bawienie się w opowiadacza historyjek z życia wziętych.
       - Jadę po nią... - Syknąłem, rozłączyłem się i wrzuciłem telefon do schowka, pobudzając silnik do życia i tym samym opuszczając teren należący do terytorium szkoły.
             W moich żyłach tętniło uczucie zemsty. Od dwóch lat pragnąłem zabić tego człowieka. Chciałem patrzeć jak jego ciało ulega powolnemu rozkładowi. On musiał być już dawno martwy.
       - Zabiję drania... - Mówiąc to, dodałem gazu.
             Nawet nie wiedział, na jaką śmierć się teraz skazał. Dla Amandy byłbym w stanie zrobić wszystko i właśnie teraz będę mógł to udowodnić, zabijając Taylor'a. Dlaczego jego, a nie McCanna? To proste. Na Patricka potrzebny był lepszy plan. Jego nie można było tak po prostu sobie olać. Teraz liczyła się najwyższa stawka o jaką kiedykolwiek walczyłem tak zawzięcie. Amanda była w niebezpieczeństwie i dlatego musiałem jej pomóc.
             Już prawie dojeżdżałem do starych magazynów, gdy przed moimi oczyma ukazał się otwarty, czarny samochód. Bagażnik był otwarty, a z niego próbował się ktoś wydostać. Zmniejszyłem prędkość, zjechałem na pobocze i wyszedłem z auta, podchodząc do niego.
       - Kim jesteś? - Rzuciłem obojętnie, zupełnie nie znając owej osoby.
             Był to jakiś chłopak, wyglądający na mniej więcej osiemnaście lat. Próbował uwolnić się ze sznurów i wydostać się z samochodu, lecz pewien kabel mu to uniemożliwiał. Postanowiłem mu szybko pomóc.
       - Nie! - Krzyknął, gdy pociągnąłem za drut.
       - Chcę ci pomóc tak? Więc się uspokój i nie rób scen jak jakiś dziwak. - Warknąłem, wyciągając go z bagażnika.
             Nie rozumiałem jego rozdrażnienia. Zaczął uciekać jak najęty. Krzyczał, wołał pomocy. Co za wariat... Już miałem wrócić do swojego auta, gdy moją uwagę przykuła kartka dość dużej wielkości, przypięta do bocznych drzwi. Podszedłem do niej i ją zerwałem, a po chwili zacząłem wodzić oczami po tym, co było na niej napisane.

          " Amanda nie jest zakładniczką McCanna. Jeżeli chcesz odzyskać ją całą, przyjedź o północy na most Gibst i bądź sam, inaczej dziewczyna dowie się, jak to jest doznać szybkiej śmierci. Pamiętaj. Żadnych numerów. "

             Byłem wściekły. Jak mogłem dać się tak podejść. Pod wpływem negatywnych emocji zgniotłem kartkę w swojej dłoni i rzuciłem ją za siebie. Krzyknąłem. Moje ciało stało się jednym wielkim płomieniem. Powróciłem do pojazdu i ruszyłem przed siebie. Miałem mętlik w głowie i nie mogłem wybaczyć sobie tego, że Amandzie groziło jakieś niebezpieczeństwo. To była moja wina i to ja musiałem ponieść konsekwencje, nie ona.
             Dojeżdżając na plac Burkinsonów, zadzwoniłem do Dave'a. To z nim Amy miała bardzo dobre kontakty i wiedziałem, że on także nie byłby zadowolony, gdyby stała się jej jakaś krzywda.
       - Szykuj się. Mamy robotę o północy. Zabierz sprzęt i amunicje. Spotkamy się na placu Burkinsowów. Czekam. - Przekazałem mu to, co chciałem i nie czekając dłużej, po prostu się rozłączyłem.

___________________________________

Okej, kolejny rozdział na Wami :)
Dziękuję za to, że dalej to czytacie. Mam jeszcze kilka pomysłów, co do kolejnych rozdziałów, ale się nie martwcie. Na pewno tak szybko nie zakończę tego opowiadania :) 
Do następnego, Wasza Audrey. 

                                            CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! 

środa, 21 sierpnia 2013

~ Rozdział dwudziesty szósty

W poprzednim rozdziale 

       - Bo cię kocham. - Syknął i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
              Moje serce zaczęło szybciej bić. W myślach miałam tylko trzy słowa. Reszta stała się namiastką nieważnych spraw.
       - Bo cię kocham... - Jęknęłam, wpatrując się w białe, zamknięte drzwi za którymi zniknął.

........................................

Justin's POV

              Nie wytrzymałem już dłużej. Uciekałem przed prawdą zbyt długo. Zbyt długo odkładałem tak ważny nie tylko dla mnie fakt. Musiałem jej powiedzieć. To zabijało mnie od środka.  Prędzej czy później i tak by się o tym dowiedziała, a nie chciałem, by usłyszała to od kogoś innego. Nie zasługiwała na krzywdę i właśnie przed tym chciałem ją uchronić. Wyznając jej, że ją pokochałem, byłem wyzwolony. Teraz chciałem ponownie zacząć żyć i karmić swoje serce tymi pozytywnymi uczuciami.
       - Jak tam? - Gdy wszedłem do kuchni, Jason stanął obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
              Nie wiedziałem co mu powiedzieć. Nie byłem babą i nie miałem ochoty na zwierzenia. Ale to był Jason. On musiał wiedzieć i nawet gdybym mu teraz odmówił, dowiedziałby się od Amandy. Umiał podejść nawet najbardziej skrytego w sobie człowieka.
      - Powiedziałem jej. - Mruknąłem, nalewając whiskey do odpowiedniej szklanki.
              Przez dłuższą chwilę panowała między nami cisza. Ani on, ani ja nie zamierzaliśmy tworzyć jakiegoś amatorskiego monologu dotyczącego tego, co oboje myśleliśmy na ten temat. Wiedział, że nawet gdyby chciał mi coś wpoić do głowy, zajęłoby mu to sporo czasu.
      - Idę wziąć prysznic, muszę ochłonąć. - Postawiłem szklankę na stole, po czym ruszyłem w kierunku schodów.
              Nim zdążyłem wejść na górę, poczułem na swoim ramieniu jego dłoń. Przystanąłem, po czym lekko się odwróciłem. Pierwszy raz od dłuższego czasu na jego twarzy pojawił się uśmiech zmieszany z roztargnieniem.
      - Nie schrzań tego. To wyjątkowa dziewczyna i z czasem to zrozumiesz... - Jego głos był opanowany i spokojny.
              Zacisnąłem usta, po czym westchnąłem. Skinąłem głową i poszedłem do łazienki. Brudne ciuchy wrzuciłem do kosza i nie wahając się, wziąłem zimny prysznic. Właśnie taki był mi teraz potrzebny. W ten sposób mogłem zacząć myśleć na trzeźwo.
              Wyszedłem po niecałych piętnastu minutach i wszedłem do swojego pokoju. Amanda siedziała po turecku na moim łóżku i wlepiała wzrok w swoje dłonie. Ta dziewczyna była taka... nieśmiała. Wydawała mi się bardzo wrażliwa i taka była. Lecz adrenalina i odwaga, jakie płynęły w jej żyłach były czasami zadziwiające. Wykazywała się dużym zainteresowaniem, gdy chodziło o jakąś sprawę związaną z zabijaniem. Parsknąłem pod nosem. Przecież ona sama miała mnie zabić. To było idiotyczne.  Jako jedyna nie przestraszyła się mnie, gdy pierwszy raz ją spotkałem. Wtedy, w lesie. Już w tamtej chwili poczułem coś dziwnego między nami. Zaintrygowała mnie i teraz miałem ją przy sobie.
      - Jak się czujesz? - Usiadłem obok niej i lekko się uśmiechnąłem.
              Nie chciałem cały czas być tym złym Justinem, którego bało się prawie całe miasto. Nie, przy niej nie musiałem być taki. Parsknąłem w myślach. Nigdy bym się nie posunął do takiego stwierdzenia, ale jednak w moim sercu żyły jeszcze jakieś uczucia, którymi obdarzyła mnie moja własna matka. Amy potrafiła je obudzić.
      - Dobrze. - Cicho mruknęła, po czym zawiesiła swój wzrok na mnie.
              Dziewczyna miała łzy w swoich pięknych, zielonych oczach. Ten widok był dla mnie nie do zniesienia. Nie chciałem, aby płakała. Wtedy i mnie bolało serce. Naprawdę mnie w sobie rozkochała...
      - Hej, wszystko się ułoży... - Przysunąłem się do niej i ująłem dłonią jej zaróżowiały policzek - Damy radę, rozumiesz? - Cicho szepnąłem, aby poczuła się bezpieczna.
              Ujrzałem, jak zaciskała swój policzek od wewnątrz. Ją także dręczyła przyszłość. Widziałem to po jej zachowaniu. Nie musiałem prosić ją o to, aby się przytuliła. Objęła mnie, po czym wtuliła swoją głowę w mój tors i mocno zaczerpnęła powietrza.
      - Justin, boję się. - Zamilkła, lecz nim zdążyłem zapytać, zaczęła mówić dalej. - Boję się, że któregoś dnia przez te ciągłe akcje i wrogów, jakich masz... po prostu cię stracę, rozumiesz? To mnie boli najbardziej...
              Zmarszczyłem lekko swoje czoło, po czym odsunąłem ją od siebie na kilka centymetrów. Ująłem dłonią jej podbródek i uniosłem do góry, by mogła spojrzeć prosto w moje oczy, w których także pojawiły się oznaki słabości.
      - Nie zostawię cię, rozumiesz? To, co robię... Wiem, że to niebezpieczne... - Jęknąłem i przejechałem kciukiem po jej policzku - Ale jestem Shadow, pamiętasz? Nie zabiją mnie, nie dam się. A wiesz dlaczego? - lekko się uśmiechnąłem.
              Amando lekko pokręciła swoją głową, roniąc przy tym swoją łzę. Nabrałem powietrza do płuc po czym scałowałem jej łzę.
      - Nie zabiją mnie, bo mam powód do życia. - do jej twarzy przyłożyłem drugą dłoń i lekko uniosłem. - Ty jesteś moim powodem, dzięki któremu każdego dnia mam siłę, by walczyć z samym sobą. Dzięki tobie wiem, że będę potrafił normalnie żyć. - mówiłem prosto z serca, czułem to. - Naprawdę się w tobie zakochałem. - dodałem, wpatrując się w jej oczy.
              Uroniła kolejne łzy, lecz nie mogłem już na to patrzeć. Zbliżyłem swoją twarz do jej, po czym złożyłem delikatny jak piórko pocałunek na jej ustach. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem takie uczucie. Uczucie miłości. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie. Ujęła dłonią moją szyję i po chwili przesunęła ją na moje włosy. Pogłębiłem pocałunek, a ona pociągnęła za końcówki moich włosów. To mnie nieco pobudziło. Położyłem się, pociągając ją na siebie. Usiadła na mnie okrakiem, a swoją klatkę piersiową oparła na moim torsie, po czym zaczęła składać mokre pocałunki na mojej szyi. To było bardzo pociągające.
      - Skarbie, jesteś piękna. Pamiętaj o tym. - Ująłem jej włosy i je odgarnąłem, a po chwili musnąłem ustami jej policzek.
              Pierwszy raz od dłuższego czasu było mi dane ujrzeć jej uśmiech. Był szczery i bardzo cieple nastawiony do mojej osoby. Pobudzała wszystkie moje zmysły. Sprawiała, że zapominałem, kim byłem.
      - Kocham cię. - Powtórzyłem to po raz trzeci, szepcząc jej do ucha.
              Zachichotała i wbiła swój wzrok w moje oczy. Płonęły w nich iskierki szczęścia. Miałem taką nadzieję. Nie zniósłbym faktu, gdybym sprawiał jej teraz ból .
      - Ja ciebie też kocham... - Musnęła moje usta i położyła się obok mnie.
              Ucieszyło mnie jej zachowanie. Nie chciałem zrobić z nią czegoś, czego później sam bym żałował. Chociaż już teraz wiedziałem, że nie byłbym w stanie wyrządzić jej krzywdy, które spowodowane byłoby moim pożądaniem. Ja nie chciałem mieć jej tylko na jedną noc. Nie ją.
      - Idź spać, jutro czeka nas ciężki dzień w szkole. - Ponuro westchnąłem i nałożyłem na nią miękki koc.
              Ona także nie pragnęła powracać do szkoły. Wyczytałem to po jej zachowaniu. Przykryłem ją, po czym musnąłem ustami jej czoło i życzyłem słodkich snów.
      - A ty? Nie położysz się ze mną? - Mruknęła, obserwując mój każdy ruch.
              Chciałem się obok niej położyć, lecz najpierw musiałem pozałatwiać kilka spraw. Tutaj chodziło o nią. - Gdy rano się obudzisz, będę obok ciebie, obiecuję. - obdarowałem ją uśmiechem i odszedłem od łóżka, po czym usiadłem przy biurku.
              Ująłem papiery i zacząłem zapisywać na osobnej kartce różne, ważne fragmenty i informacje dotyczące kilku, dość groźnych osób. Między innymi McCanna. Siedziałem z tym do trzeciej nad ranem. Robiłem się już senny i nie mogłem już zbyt dobrze się skupić. Postanowiłem na dzisiaj skończyć. Zgasiłem lampkę i podszedłem do łóżka, na którym spała Amy. Wyglądała tak niewinnie. Jej ciało było bardzo delikatne. Z uśmiechem na twarzy wsunąłem się pod koc i objąłem ją od tyłu, po czym złożyłem czuły pocałunek na jej ramieniu. Poruszyła się, lecz nie otworzyła swoich oczu.
      - Dobranoc, kochana. - Szepnąłem i wtuliłem się w jej włosy, które sprawiały, że czułem się inaczej niż dotychczas i nie musząc długo czekać, zasnąłem.

Amy's POV 

              Czasami miałam głęboki sen, z którego ciężko było mnie wybudzić, ale dzisiaj był zupełnie inny. Moją uwagę przykuły otwierające się drzwi, a potem usłyszałam kroki. Powolne, rozważne, zbliżające się do mnie. Nie widziałam tego człowieka, ale czułam, że był to mężczyzna. Nie mogłam go dostrzec, więc postanowiłam wstać i zobaczyć, kto pragnął mojej pobudki. Chciałam się podnieść, ale coś blokowało mi ruchy. Byłam związana. Zaczęłam się szarpać, ale wtedy węzły zaciskały się jeszcze bardziej i sprawiały mi ból. Sznury zaczęły wbijać się w moją skórę na nadgarstkach.
              Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Zamurowało mnie, gdy obróciłam się w prawą stronę i obok mnie leżał Justin. Jego twarz była pozbawiona żywych kolorów. Był blady, a jego oczy . wpatrywały się we mnie. Obdarowywał mnie pustym spojrzeniem, a twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie ruszał się. Był martwy.
              Usłyszałam odgłos rozpinanego paska i odsuwanego zamka przy rozporku. Ktoś podszedł do łóżka, a przez moje ciało przeszyło się milion dreszczy, powodujących pogłębienie oddechu.  Zadrżałam.
      - Dziwka! - Usłyszałam oskarżycielski ton mojego ojca.
              Podniosłam się gwałtownie z łóżka. Mój oddech był przyśpieszony i głośny, a moje ciało było zalane zimnym potem. Obudziłam się, po czym zerknęłam na stolik. Budzik wskazywał dopiero szóstą rano.
              Dostrzegłam śpiącego obok Justina. Westchnęłam, a po chwili przejechałam dłonią po swoim policzku, by chociaż trochę uspokoić swoje myśli. Położyłam się na bok, a pod głowę podłożyłam sobie rękę.
              Shadow podczas snu był... piękny. Mocne rysy twarzy, podkreślały jego dominującą postawę nawet przez sen. Jego usta były równie ponętne, jak zawsze. Wpatrywałam się w niego i do głowy przychodziło mi setki myśli. Co on we mnie takiego widział? Dlaczego zakochał się akurat we mnie? Westchnęłam, bo nie wiedziałam, jak odpowiedzieć sobie na tyle pytań. Wiedziałam tylko jedno. On był mój. Było moim Justinem, któremu chciałam ukazać inne cele w życiu, niż zabijanie.
              Teraz wszystko stałoby się trudniejsze. Nasz związek nie zostałby łagodnie przyjęty przez rówieśników, a ojciec znienawidziłby mnie jeszcze bardziej, niżeli dotychczas. Już wcześniej byłam zdolna do powiedzenia, że moje życie było trudne, ale prawda była zupełnie inna. To teraz zaczęła się najgorsza runda jaka mnie czekała. Justin dodał mnie do swojej gry, dodał mojego pionka. A nawet go o to nie prosiłam. Lecz ja nie chciałam rezygnować. Chciałam mu pomóc, nawet gdyby wymagało to jakiegoś poświecenia.
              Oddałam swoje serce chłopakowi, który ukrył głęboko w sobie najważniejsze uczucia. A ja chciała pomóc mu je uwolnić...  Ale czy on tego właśnie chciał? Czy tego potrzebował? Nigdy nie ukazywał mi tak skrytych emocji jak kilka godzin temu...  Przestraszyłam się na myśl, że mogłabym go stracić, że nastanie taki dzień, w którym zobaczę jak wychodzi na akcje, ale z niej nie wraca. Właśnie tego wszystkiego obawiałam się najbardziej.
              Zaczęłam gładzić opuszkami palców jego twarz. Była taka ciepła i sprawiała, że pod wpływem jego ciała, moje serce wiedziało, że byłam bezpieczna.
      - Kocham cię.- Wyszeptałam i zaczęłam delikatnie podnosić się z łóżka.
              Nie chciałam go budzić, bo było jeszcze za wcześnie. Kiedy przystanęłam po swojej stronie łóżka, doszłam do wniosku, że u Justina nie miałam żadnych swoich rzeczy, więc nie miałam się w co ubrać... Ja musiałam jeszcze dzisiaj przed szkołą wrócić do domu, po swoje rzeczy. Nie chciałam tego, bardzo. Ale to był jedyny sposób, aby... Aby zacząć jakoś żyć i nie mijać się z codziennością.
              Ubrana w jego rzeczy, postanowiłam zejść na dół, do kuchni. Chciało mi się pić, a w jego pokoju nie było żadnego napoju. Uchyliłam lekko drzwi i rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty. Ucieszyłam się i powolnymi krokami, zeszłam po schodach. Pokierowałam się niepewnie do kuchni, która na szczęście była pusta. Ujęłam jakąś szklankę i nalałam do niej wody. Wzięłam kilka łyków i się odwróciłam, po czym oparłam się o stół i zawiesiłam wzrok na swoich dłoniach. Jak ja miałam wejść do swojego mieszkania, gdy był w nim ojciec? Bałam się go...
      - Cześć ranny ptaszku. - W progu ktoś stanął.
              Skierowałam na niego swój wzrok, po czym odetchnęłam z ulgą. To był tylko Jason. Lekko się uśmiechnęłam, ponownie przystawiając szklankę do ust.
      - Cześć Jason. - Parsknęłam. - Lekko mnie wystraszyłeś. - Dodałam, połykając krople wody o smaku cytrynowym.
              Chłopak wszedł do środka i ujął wysoki kubek, do którego nasypał kawy. Mi także zaproponował i mu nie odmówiłam. Usiadłam na krześle i wbiłam wzrok w krzątającego się po kuchni chłopaka. Był naprawdę... przystojny. Obcisła, czarna koszulka podkreślała jego mięśnie, które co chwilę się napinały. Parsknęłam pod nosem, a po chwili ciężko westchnęłam, nie wiedząc jak rozegrać grę, która zaczęła się dzisiejszego ranka.
      - Jak się spało? - Zapytał, stawiając na stole talerz z kanapkami, które przed chwilą przygotował.
      - Miałam... dziwny sen, ale na szczęście okazał się tylko koszmarem. - Niemrawo się uśmiechnęłam. - A tobie jak się spało? - Dodałam, nabierając powietrza do płuc i zatracając się w kolorowej szklance.
              Jason mruknął coś pod nosem. Nie chciałam go prosić o powtórzenie, więc grzecznie mówiąc, się zamknęłam. Gdy zerknęłam przez okno, dostrzegłam pierwsze promienie słońca, które zaczęły pojawiać się na niebie.
      - Dlaczego jesteś taka... ponura? Myślałem, że po wczorajszej rozmowie z Justinem będzie wszystko ok. - Rzucił nagle, siadając naprzeciwko mnie i podsuwając pod moją rękę kawę.
              W pierwszej chwili się nieco zdziwiłam. Czyżby Justin opowiedział mu o wszystkim? Może to dzięki Jasonowi powiedział to, co skrywał w swoim sercu?
      - A nie, nic takiego... - Jęknęłam, łapiąc za uszko czarno-białego kubka.
              Na jego twarzy pojawił się delikatny i bardzo przyjazny uśmiech. Upił spory łyk kofeiny, a po chwili ponownie wbił we mnie swój wzrok. Przed nim nie dało się ukryć prawdy.
      - Możesz mi powiedzieć, nie powiem mu. A poza tym, lepiej jak powiesz mi. Postaram się pomóc. - Powiedział, uśmiechając się.
              Uchyliłam lekko swoje wargi, spożyłam pobudzający napój, który mi przygotował. Odgarnęłam kosmyk swoich włosów za ucho, po czym obdarowałam go swoim spojrzeniem, jednakże mniej serdecznym.
      - Nie mam tutaj nic. Rzeczy, telefonu, książek. Wszystko zostało w domu... - Jęknęłam, krzyżując nogi pod stołem. - Musiałabym tam wrócić, ale...
      - Ale się boisz. - Dokończył za mnie, a jego wzrok stał się nieco inny.
              Nie poczułam się zaskoczona. Nie ciężko było się tego domyślić, a on był bardzo mądrym i sprytnym facetem. Przez chwilę oboje milczeliśmy, bo nie wiedzieliśmy jak przejść przez ten temat. W końcu zrezygnował i wstał, nakazując mi zjeść kanapki.  Przytaknęłam i ujęłam je, po czym zjadłam i wstałam w celu umycia naczynia.
      - Amando, pozwól do mnie. - Usłyszałam donośny głos Jasona.
              Szybko odłożyłam naczynie do suszarki i wytarłam ręce, po czym weszłam do salonu, bo właśnie stąd dobiegał jego głos. Stanęłam w progu i odszukałam go wzrokiem. Stał przy oknie, a w dłoniach trzymał spory karton. Gdy do niego podeszłam, ponownie na jego twarzy zagościł uśmiech.
      - Mam nadzieję, że niczego nie przeoczyłem. - Mruknął i otworzył karton.
              Z początku nie dowierzałam w to, co widziałam. Tam znajdowały się moje ubrania, książki, a na wierzchu był mój portfel i telefon. Był w moim domu i to zabrał, nie powiadamiając mnie o tym. Ale wcale się na niego nie złościłam. Zrobił coś, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
      - Jason... dziękuję. Naprawdę dziękuję... - Spojrzałam mu w oczy i z całego serca mu podziękowałam.
              Dzięki niemu nie musiałam tam iść. Nie musiałam ponownie widzieć ojca, którego nie znosiłam od dłuższego czasu. Pomógł mi w odzyskaniu moich rzeczy i w ten sposób poprawił mi humor. Musnęłam delikatnie jego policzek i odebrałam od niego karton. Był nieco ciężki, ale miałam przeczucie, że dałabym radę donieść go do pokoju Justina.
      - Hej, hej. - Złapał go ponownie - Ja to zaniosę, prowadź. - Zaśmiał się i popchnął mnie łokciem, abym poszła jako pierwsza.
              Oboje weszliśmy po schodach i otworzyłam mu drzwi, po czym również weszłam do pokoju i je lekko przymknęłam.
      - Tylko cicho, bo jeszcze śpi. - Szepnęłam, kucając obok niego.
              Popatrzył na mnie dzikim wzrokiem, jakby zupełnie to, co mu przed chwilą powiedziałam, było czymś nieważnym.
      - Jasne, nie ma problemu. - Zaśmiał się, po czym wstał i podszedł do biurka.
              Ujął pusty kubek i łyżeczkę, która leżała obok niego. Zbliżył się do śpiącego Justina i zaczął pukać łyżką w porcelanowy kubek, śmiejąc się. Mina zaspanego chłopaka była powalająca. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego... poirytowanego. Jason pomógł mu wstać i oboje się przywitali jakimś dziwnym uściskiem dłoni.
      - To ja idę na dół. Ogarnijcie się i do szkoły! - Zaśmiał się i opuścił pokój.
              Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się swojemu chłopakowi, który podążał w moim kierunku w samych bokserkach. Na jego widok krew w moich żyłach zaczęła szybciej pulsować, a myśli stawały się inne, niż dotychczas.
      - Cześć piękna. - Wymruczał, przejeżdżając dłonią po moich włosach, sprawiając, że moje ciało opanowało stado dreszczy.
              Nie mogłam się powstrzymać i złączyłam nasze usta w mocnym pocałunku. Gdy chciałam się od niego oderwać, mocno mnie do siebie przyciągnął i pogłębił pocałunek. Nasze języki się spotkały i zaczęły walczyć o dominację. Uległam mu. Napawałam się jego miłością, którą mi powierzał.
      - Dobra... - Zaśmiałam się - Zbierajmy się, bo nie zdążymy. - Musnęłam ustami jego policzek i od niego odbiegłam.
              Poszłam do łazienki i zaczęłam układać swoje włosy. Nie było z nimi tak źle, ale za dobrze to też nie było. Gdy wyszłam, z kartonu wyjęłam swoją kosmetyczkę i siadając przy lustrze, zaczęłam minimalnie zakrywać siniaki, które powoli już zanikały. Pomalowałam swoje oczy i dodałam do włosów ulubioną spinkę. Wyciągnęłam jakieś spodnie i bluzkę, po czym zauważyłam, że Jason zabrał również moją bieliznę. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam z rzeczami do łazienki. Ubrałam się, poprawiłam lekko włosy i wyszłam. Justin stał przy półce z książkami.
      - Wow... Justin... - Jęknęłam, wytężając swój wzrok.
              Wyglądał... nieziemsko. Uwielbiałam go takiego. W jeansach, białej koszulce i kurtce ze skóry wyglądał olśniewająco. Był w nim jakiś pazur, który odstraszał, ale mnie przyciągał. Zbliżyłam się do niego i musnęłam jego usta.
      - Amy, czy ty próbujesz mnie uwieść? - Zapytał, podając mi plecak.
              Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem i nie odpowiadając na jego pytanie, wyszłam z pokoju. Zbiegł zaraz za mną i wchodząc do salonu, zabrał kluczyki od samochodu.
      - Jason, wychodzimy. - Krzyknął, otworzył mi drzwi i gestem ręki pokazał, abym wyszła jako pierwsza.
              Podeszliśmy do srebrnego volvo i otworzył mi drzwi, po czym je zamknął i usiadł na miejscu kierowcy. Pobudził silnik do życia i opuściliśmy posesję jego mieszkania, wjeżdżając na jezdnię.
__________________________________________________
Co tu dużo mówić. Mam nadzieję, że 26 rozdział się Wam spodobał.
Dziękuję za 34 komentarze pod poprzednim rozdziałem ♥
Elise... bardzo Ci dziękuję, za pomoc i wsparcie i za to, że jesteś. :* 
Kocham Was wszystkich i dziękuję :)
PS. Radzę zajrzeć w zakładkę bohaterowie :) 
@AudreeySwag

                                          CZYTASZ?! = KOMENTUJESZ!