wtorek, 27 sierpnia 2013

~ Rozdział dwudziesty siódmy




             Do szkoły mieliśmy zaledwie dziesięć minut jazdy. Po drodze mijaliśmy dzieciaki idące również w stronę szkoły. Ciężko westchnęłam, bo naprawdę nie chciałam tam wracać. Nie chciałam ponownie się uczyć, zawracać sobie głowę innymi, szczerze mówiąc dość kretyńskimi rzeczami, takimi jak opinia innych... Gdybym nie pokłóciła się z Leslie, byłoby łatwiej przetrwać to piekło, jakie zafundowaliby nam rówieśnicy już na samym wstępie. Od dzisiejszego poranka miałam złe przeczucia, ale starałam się je zatuszować, zaszyć w ostatniej szufladce w swoim umyśle, który fundował mi coraz większy mętlik w głowie. To wydawało się najrozsądniejsze rozwiązanie.
             Justin po chwili wjechał na teren budynku i zaparkował, po czym wyjął kluczyk ze stacyjki, ale nie wyszedł. Siedział wpatrzony w kierownicę i zagryzał wewnętrzną część policzka, jakby coś go dręczyło... On również bał się powrotu. Albo może się cieszył. Nie mówił mi o swoim nastawieniu, ale mnie nie musiał okłamywać, bo i ja miałam takie same uczucia jak on. Nie wiadomo, co może nas teraz spotkać. Katie, Leslie... One już wiedziały i zapewne reszta uczniów także została poinformowana, że mieliśmy ze sobą kontakt, a teraz nasza relacja się zacieśniła. .
       - Justin... - jęknęłam, kładąc swoją dłoń na jego ręce - Wiem, że oni będą gadać... Ale to nic, prawda? - Czułam, jak mój głos drżał.
             Nie wiedziałam jaka byłaby jego reakcja, nie wiedziałam, czy powinnam w ogóle się odzywać. Lecz musiałam. Byłam z nim, bo oboje siebie nawzajem potrzebowaliśmy. On uzupełniał mnie, a ja jego. Na świecie potrzebne są cztery pory roku. Każda przynosi i zostawia po sobie inny ślad. I właśnie dlatego Justin był potrzebny w moim życiu. On pozostawiał po sobie namiastkę odwagi, szczerości i to dawało mi siłę, by walczyć z każdym wrogiem jaki stanąłby nam na drodze. Ale czy ja jemu coś dawałam?
       - Wiesz, pierwszy raz będę chodził z taką piękną, subtelną dziewczyną jak ty, po korytarzu za rękę więc... - zaśmiał się - Tak, to nic. - Dodał z uśmiechem na twarzy, po czym zacisnął pięści i wyszedł z samochodu, jakby to, co miało się za chwilę stać, było dla niego przyjemnością.
             Chciałam zrobić to samo, co on, ale mnie uprzedził. Wysiadłam, obserwując rysy jego twarzy. Nie mogłam rozgryźć jakie emocje się na niej kryły. Potrafił je świetnie demaskować, co mnie chwilami dobijało. Chciałam, żeby mógł swobodnie się zachowywać, lecz i to wymagało czasu.
       - No, to witamy w szkole, panno Brown. - Mruknął, musnął ustami mój policzek  i ujął moją dłoń, po czym splótł nasze palce w jedność.
             Parsknęłam pod nosem, trącając go lekko w ramię. Spojrzał na mnie przelotnym wzrokiem, a potem oboje podążyliśmy w stronę wejścia. Denerwowałam się, ale jego dotyk i bliskość pomagała mi i dodawała większej pewności siebie.
             Na schodach stała grupka "najpopularniejszych" dziewczyn. Nigdy ich nie lubiłam. Nie potrafiłam zrozumieć ich toku myślenia. Co było fajnego w paleniu, piciu i oddawaniu się jakimś chłopakom za marne grosze? To świadczyło tylko o braku pomysłu na swoje życie, na swoją przyszłość. Dla nich moim zdaniem najważniejsze było zdanie innych, które jest zupełnie nieistotne, jeżeli życie ma dla nas inne plany. Ale cóż...  Ja wolałam wybrać inną drogę, która doprowadziła mnie do mojego chłopaka, przy którym mogłam doświadczyć o wiele więcej, niżeli one mogłyby doświadczyć przez swoje marne dotychczas życie.
       - Uśmiech proszę. - Szepnął, wchodząc po schodach.
             Na samą myśl o jego dobrym humorze, moje usta się rozszerzyły i ukazałam swoje białe zęby. Justina to ucieszyło i tak po prostu weszliśmy do środka, nie przejmując się ludźmi, którzy mierzyli nas wzrokiem. Pierwszy raz byłam w takim centrum zainteresowania...
       - Proszę, proszę, Shadow i Amanda. - Ktoś szepnął, gdy szliśmy dość długim korytarzem.
             Czułam, jak zacisnął moją rękę, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Nie spodobało mi się to i musiałam jakoś na niego wpłynąć. Nie chciałam, by pierwszego dnia kogoś pobił.
       - Daj spokój, to jakiś palant. Chodźmy stąd. - Szepnęłam, gdy lekko się do niego przytuliłam.
             Ominęliśmy najgęstszy tłum, po czym dotarliśmy jakimś cudem do naszych szafek. Każde z nas podeszło do swojej. Chwilę zastanawiałam się jaki miałam kod do kłódki, lecz po chwili mi się przypomniał i go wbiłam. Otworzyłam drzwiczki, wyjęłam jakieś zeszyty i piórnik, po czym zamknęłam szafkę.
       - Cześć, Amy. - Za drzwiczkami ukazał się Taylor.
             Parsknęłam pod nosem, lekko drżąc ze strachu, ale i rozbawienia. Taylor przyjaźnił się z moim byłym chłopakiem, Christianem. Czasami próbował mu dopiec i uganiał się za mną, ale ja nawet na niego nie byłam w stanie spojrzeć. Działał mi na nerwy, był zbyt pewny siebie, co w pewnym momencie go zgubiło. Stał się zupełnie innym człowiekiem, pragnął odbić dziewczynę swojego przyjaciela i już sam fakt o nim dobrze nie świadczył. Nigdy nie zamieniłam z nim więcej niż kilka zdań. Nie potrafiłam być przy nim zbyt długo.
       - Cześć  Taylor. - Jęknęłam i odwróciłam się w celu podejścia do swojego chłopaka, który znajdował się po drugiej stronie korytarza.
       - Czekaj. - Złapał mój nadgarstek i lekko zacisnął.
             Wywróciłam oczyma, po czym spojrzałam przez ramię, zerkając na niego. Zapytałam się, czego chciał, na co odparł delikatnym śmiechem. Pokręciłam lekko głową, by chociaż na chwilę rozładować wzrastające w sobie napięcie.
       - Słyszałem, że ty i Shadow jesteście razem. - Szepnął niemalże nad moim uchem tak, że przez moje ciało przeszyły się dreszcze.
       - Tak i co z tego? Masz jakiś problem z zaakceptowaniem tego faktu? Może mam ci pomóc go zrozumieć, huh?  - Warknęłam, odwracając się.
             Emocje zaczęły brać górę nad moimi myślami i wybuchnęłam. Nie znosiłam go od ponad dwóch lat, a każdego dnia marzyłam, by po prostu zniknął z mojego życia. Ale nie... On wolał dręczyć mnie codziennymi docinkami.
       - Ależ skąd. - Rozłożył bezbronnie swoje ręce. - Chciałem życzyć szczęścia. - Szepnął nad moim uchem.
             Wściekłość zaczęła przybierać czyny. Pchnęłam go tak mocno, że uderzył plecami o szafki. Mój oddech się przyspieszył, gdy poczułam falę takich, a nie innych emocji.
       - Jakiś problem? - Ktoś objął mnie w talii i to nie był byle kto.
             Justin delikatnie odgarnął moje włosy z twarzy, po czym założył ich kosmyk za ucho. W przeciwieństwie do mnie był opanowany.
       - Jeszcze się spotkamy. - Jęknął, odpychając się od szafek, a po chwili poszedł w stronę wyjścia..
             Ciężko westchnęłam, odwracając się. Objęłam swojego chłopaka, a potem delikatnie musnęłam jego usta. Uspokoiła mnie ich troska, a myśli się uspokoiły. Shadow objął mnie ramieniem i oboje poszliśmy pod moją klasę.
       - Zobaczymy się po twoich lekcjach, skarbie. - Przejechał dłonią po moich włosach, a po chwili uniósł lekko mój podbródek - Będę czekał koło samochodu.- Uśmiechnął się, całując moje czoło.
             Przytaknęłam i zniknęłam w klasie, gdzie na nowo ujrzałam twarz Leslie. Usiadłam w ławce obok i skupiłam się na sobie. Nie chciałam ponownie odczuwać bólu, który starałam się zatuszować.

Justin's POV

             Już podczas samego wyjścia z samochodu, czułem ekscytację. Nie wiedziałem przed czym, ale wypełniała moje myśli. Czułem się jeszcze bardziej groźniejszy, niżeli przed przerwą szkolną. Ten czas pokazał mi dodatkowy pazur, który teraz także mógłbym wykorzystać.
             Amanda zaczynała teraz swoją pierwszą lekcję, a ja postanowiłem pójść do gabinetu dyrektora, by ładnie się przywitać. Grzecznie zapukałem, po czym wszedłem do środka i ujrzałem panią Gross siedzącą za biurkiem. Była sama, więc mogłem sobie pozwolić na odrobinkę dobrej i sprawdzonej zabawy.
       - Justin... - Jęknęła na mój widok.
             Szyderczo się uśmiechnąłem i stanąłem przed jej biurkiem. Oparłem na nim swoje dłonie i wbiłem w nią wzrok, po czym się schyliłem.
       - Miło znowu panią widzieć, pani Gross. - Szepnąłem nad jej uchem, na co kobieta lekko zadrżała.
             Nie miałem złych zamiarów co do tej osoby, ale miałem ochotę się pobawić w kotka i myszkę. Rzecz jasna, to ona miała być myszką. Usiadłem więc na krześle jak każdy inny cywilizowany człowiek, po czym zacząłem z nią rozmawiać. Wypytywałem ją o jej rodzinę, dzieci. Dowiedziałem się także, że jej mąż miał niedawno wypadek i teraz leżał chory w szpitalu. To było cudowne.
       - Jeżeli tkniesz moją rodzinę... - Warknęła, odchodząc od okna.
             Parsknąłem pod nosem i wstałem. Czy ona mi właśnie groziła? To było niedorzeczne. Jak ona śmiała.
       - Słuchaj, myślałem, że załatwimy to po przyjacielsku, ale skoro tak się nie da... - Podszedłem do niej. - Masz dobrze traktować Amandę, rozumiesz? Jeżeli którykolwiek nauczyciel będzie chciał ją oblać, ty za to zapłacisz, jasne? Albo nie. Ciekawe jakbyś się czuła, gdybym zabił twojego męża...- Zacisnąłem w dłoniach jej kark.
             Przez chwilę próbowała się jakoś wyrwać, ale gdy w końcu zrozumiała, że ze mną nie wygra, uspokoiła się i poruszyła głową na znak zrozumienia. Puściłem ją i odszedłem. Stanąłem przy drzwiach i ponownie odszukałem kobietę wzrokiem.
       - Życzę udanego dnia, pani Gross. - Zaśmiałem się na odchodnym i wyszedłem.
             Pokierowałem się do swojej klasy i wszedłem do środka, robiąc zmieszanie wśród pozostałych uczniów. Usiadłem w swojej ławce, która wyczekiwała mojego przyjścia. Od czasu, gdy pobiłem chłopaka, który usiadł na moim miejscu, zawsze gdy przychodziłem, ławka była wolna. To mi się podobało.
             Nauczycielka od chemii gadała o jakichś przemianach i reakcjach, co wyprowadzało mi nieco z równowagi. Na dodatek jej głos... Odliczałem sekundy do dzwonka, aż w pewnej chwili rozbrzmiał w całym budynku jego dźwięk.
             Wyszedłem z klasy i pokierowałem się na stołówkę. Jednakże szybko zmieniłem zdanie i zamiast jeść śniadanie w pomieszczeniu z tymi idiotami, wyszedłem ze szkoły. Pokierowałem się na parking i podszedłem do auta. Coś mnie jednak zaniepokoiło. Odkąd wyszedłem z klasy, miałem wrażenie, jakby ktoś za mną szedł. Wydąłem słaby uśmiech na twarzy, domyślając się tajemniczej osoby podążającą za mną.
       - Taylor. - Zaśmiałem się i odwróciłem. - Jak miło cię znowu widzieć.
             Nie myliłem się. To był on. Od ponad dwóch lat miał zatargi z naszym gangiem. Dlaczego? Bo nas zdradził. Udawał naszego wspólnika, a my mu uwierzyliśmy. Obdarzyliśmy go każdym planem, jaki chcieliśmy zrealizować, aby pozbyć się McCanna. A on za każdym razem chodził do niego i ostrzegał. Nie cierpiałem go i nawet w tej chwili byłbym gotów odstrzelić mu głowę.  
       - Shadow. - Mruknął ze zniewagą i zbliżył się do mnie, po czym zaczął wypytywać o mój związek z Amy.
             Zupełnie nie wiedziałem, co miało to dla niego znaczyć, ale nie miałem zamiaru opowiadać jak ta dziewczyna wpływała na moje dotychczasowe życie. Mimo to postanowiłem ponownie nazmyślać. Może to przyniosłoby jakieś skutki w przyszłości.
       - Wiesz, na twoim miejscu zwracałbym większą uwagę na nią, podczas przerw. - Zaśmiał się.
             Jeżeli myślał, że takie tanie chwyty wyprowadziłyby mnie z równowagi, to się mylił. Amanda nie była zwykłą, głupia nastolatką. Ona wiedziała na co się pisała, gdy wkroczyła po raz pierwszy do mojego domu. W tamten dzień naraziła siebie na ciągłe niebezpieczeństwo, dlatego teraz musiałem mieć oko nie tylko na swoją dupę, ale także i na jej.
       - Daruj sobie. Jest silniejsza, niż sobie zdajesz z tego sprawę. Wie o wiele więcej i potrafi o wiele więcej, niż ty. - Pchnąłem go, by rozładować swoje napięcie.
             Chłopak się zdenerwował. Wyjął telefon i wykręcił numer, po czym powiedział tylko jedno słowo.
       - Teraz. - Syknął i się rozłączył.              
             Nie rozumiałem, w co on ze mną pogrywał. Jeżeli to miało jakiś związek z moją dziewczyną, już był martwy.
       - Co ty kombinujesz, co? - warknąłem, popychając go na maskę swojego auta.
             Zacisnąłem w pięści strzępek jego koszuli, a potem wymierzyłem cios w jego nos. Byłem zdenerwowany, a to chociaż w małym stopniu pomogło mi trzeźwiej myśleć. Niestety. Szybko się uwolnił i odbiegł, mówiąc " Sprawdź gdzie twoja dziewczyna. ". Owszem, przestraszyłem się, ale nie dałem tego po sobie poznać. Pierwsze co zrobiłem, wykręciłem numer do Amandy i oczekiwałem na odebranie połączenia. Próbowałem trzy razy i za każdym razem włączała się poczta głosowa. Zdezorientowany podążyłem szybkim krokiem w stronę budynku szkolnego. Wszedłem do środka i pokierowałem się na stołówkę. Trwały właśnie ostatnie cztery minuty przerwy.
             Nerwowo przeczesałem wzrokiem wszystkie stoliki i natknąłem się tylko na zdziwione spojrzenia innych uczniów. Warknąłem sam do siebie, wybiegłem z pomieszczenia i biegłem przez prawie pusty korytarz. Zatrzymałem się na jego końcu i otworzyłem drzwi do sali, w której Amy miała mieć następną lekcję. Tutaj także było pusto. Byłem wkurzony. Na siebie, na Taylor'a. Jeżeli on jej coś zrobił...
             Nie wiedziałem co zrobić, więc postanowiłem zasięgnąć wsparcia u swojego przyjaciela. Zadzwoniłem do niego.
       - Jason, mamy kurwa problem. - Syknąłem, wychodząc na dwór.
             Musiałem chyba go oderwać od czegoś ważnego, bo słyszałem wokół jakieś inne, dość dziwne dźwięki.
       - Taylor i jego wspólnicy, porwali Amandę. Jestem kurwa pewny, że to sprawka McCanna! - Krzyknąłem, wsiadając do samochodu i wkładając kluczyk do stacyjki.
       - Co?! Ty chyba żartujesz, jak to porwali? Jak to Taylor i jego wspólnicy!? Justin!
             Wiedziałem, że zażądał jakiś wyjaśnień, ja także bym ich żądał, ale teraz nie miałem czasu na bawienie się w opowiadacza historyjek z życia wziętych.
       - Jadę po nią... - Syknąłem, rozłączyłem się i wrzuciłem telefon do schowka, pobudzając silnik do życia i tym samym opuszczając teren należący do terytorium szkoły.
             W moich żyłach tętniło uczucie zemsty. Od dwóch lat pragnąłem zabić tego człowieka. Chciałem patrzeć jak jego ciało ulega powolnemu rozkładowi. On musiał być już dawno martwy.
       - Zabiję drania... - Mówiąc to, dodałem gazu.
             Nawet nie wiedział, na jaką śmierć się teraz skazał. Dla Amandy byłbym w stanie zrobić wszystko i właśnie teraz będę mógł to udowodnić, zabijając Taylor'a. Dlaczego jego, a nie McCanna? To proste. Na Patricka potrzebny był lepszy plan. Jego nie można było tak po prostu sobie olać. Teraz liczyła się najwyższa stawka o jaką kiedykolwiek walczyłem tak zawzięcie. Amanda była w niebezpieczeństwie i dlatego musiałem jej pomóc.
             Już prawie dojeżdżałem do starych magazynów, gdy przed moimi oczyma ukazał się otwarty, czarny samochód. Bagażnik był otwarty, a z niego próbował się ktoś wydostać. Zmniejszyłem prędkość, zjechałem na pobocze i wyszedłem z auta, podchodząc do niego.
       - Kim jesteś? - Rzuciłem obojętnie, zupełnie nie znając owej osoby.
             Był to jakiś chłopak, wyglądający na mniej więcej osiemnaście lat. Próbował uwolnić się ze sznurów i wydostać się z samochodu, lecz pewien kabel mu to uniemożliwiał. Postanowiłem mu szybko pomóc.
       - Nie! - Krzyknął, gdy pociągnąłem za drut.
       - Chcę ci pomóc tak? Więc się uspokój i nie rób scen jak jakiś dziwak. - Warknąłem, wyciągając go z bagażnika.
             Nie rozumiałem jego rozdrażnienia. Zaczął uciekać jak najęty. Krzyczał, wołał pomocy. Co za wariat... Już miałem wrócić do swojego auta, gdy moją uwagę przykuła kartka dość dużej wielkości, przypięta do bocznych drzwi. Podszedłem do niej i ją zerwałem, a po chwili zacząłem wodzić oczami po tym, co było na niej napisane.

          " Amanda nie jest zakładniczką McCanna. Jeżeli chcesz odzyskać ją całą, przyjedź o północy na most Gibst i bądź sam, inaczej dziewczyna dowie się, jak to jest doznać szybkiej śmierci. Pamiętaj. Żadnych numerów. "

             Byłem wściekły. Jak mogłem dać się tak podejść. Pod wpływem negatywnych emocji zgniotłem kartkę w swojej dłoni i rzuciłem ją za siebie. Krzyknąłem. Moje ciało stało się jednym wielkim płomieniem. Powróciłem do pojazdu i ruszyłem przed siebie. Miałem mętlik w głowie i nie mogłem wybaczyć sobie tego, że Amandzie groziło jakieś niebezpieczeństwo. To była moja wina i to ja musiałem ponieść konsekwencje, nie ona.
             Dojeżdżając na plac Burkinsonów, zadzwoniłem do Dave'a. To z nim Amy miała bardzo dobre kontakty i wiedziałem, że on także nie byłby zadowolony, gdyby stała się jej jakaś krzywda.
       - Szykuj się. Mamy robotę o północy. Zabierz sprzęt i amunicje. Spotkamy się na placu Burkinsowów. Czekam. - Przekazałem mu to, co chciałem i nie czekając dłużej, po prostu się rozłączyłem.

___________________________________

Okej, kolejny rozdział na Wami :)
Dziękuję za to, że dalej to czytacie. Mam jeszcze kilka pomysłów, co do kolejnych rozdziałów, ale się nie martwcie. Na pewno tak szybko nie zakończę tego opowiadania :) 
Do następnego, Wasza Audrey. 

                                            CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! 

30 komentarzy:

  1. Jak ja to lubię, yszzz!
    Świetne! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie hgjfkfnbghjfm nie mogę doczekać się następnego rozdziału @kochamcie3609

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże *_* czemu musiałaś w tym momencie ? normalnie umre z tej ciekawości
    cudowny, fantastyczny .. kocham *_*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  4. asdfghjkl, biedna Amy mam nadzieję ze nic poważnego jej się nie stanie :/ Jay, aww *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! ! Rozdziały mogłyby być dłuższe ale tak to super ;) powodzenia @ElizaRychla

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham to :c <3. szybko nn :3

    // swaggiies

    OdpowiedzUsuń
  7. on jąmusi uratować <3 aww kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  8. o cholera! :OOO

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurcze! Ale końcówka! :D
    No to będzie niezła akcja jeeee ;))

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem jak ty to robisz,ale za każdym razem jak zaczynam czytać to mam wrażenie jakbym tam była :D Targają mną prawdziwe emocje i uczucia ....dzisiaj czułam tą złość Amy w szkole i tą wściekłość Justina :)boski boski rozdział *-*już nie mogę się doczekać następnego ,bo będzie na pewno ostra akcja.....czekam :))duża buźka :* Kocham Cię

    @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  11. No no będzie się działo.Proszę żeby Jus ja uratował;) Rozdział zajebisty czekam na więcej;)Trzymaj się;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale emocje ;D chcę następny już ! *-*

    OdpowiedzUsuń
  13. super rozdział i całe opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  14. <3 świetnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny ! :-* czekam na kolejne :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. no masakra dzieje się dzieje, cudowny jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  17. nieeee... ja naprawde nie rozkminiam jak ty to robisz. piszesz tak no... ugh. iszesz wspaniale, masz wielki talent. za kazdym razem czuje sie jakbym to wszystko sama przezywala. co do rozdzialu.. jestem pewna ze w przyszlych rozdzialach justin ja uratuje. nie mam co do tego watpliwosci. jednak akcja bedzie wielka. juz nie koge sie doczekac. :3
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozdział cudowny. Mi zawsze ciężko było opracować akcje w szkole. Ci to wyszło i to nieziemsko. Czekam na kolejny, bo boję się o Amy :*
    ostatni-wdech.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. niesamowity rozdział!
    czułam takie emocje jak czytałam *o*
    akcja w szkole świetna i ten fragment z porwania też super napisany!
    czekam na dalszy przebieg wydarzeń!
    Kocham, Wiktoria.
    xx

    OdpowiedzUsuń
  20. To, co piszesz jest rewelacyjne.
    Nie znam lepszego bloga, niżeli ten. Naprawdę to kocham.
    Mam nadzieję, że Taylor nie ma zamiaru ponownie współpracować z McCanem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Moj Boze, to jest swietne, matko jedyna, emocje jakie mnie ogarniaja sa nie do opisania, boskie
    @soodrew

    OdpowiedzUsuń
  22. ojej *.* to jest cudowne, widac ze masz duzo pomyslow na to opowiadanie i ze lubisz pisac. Czytelnicy to czuja :) Dobra robota xx

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja tu sobie myslałam, no to spokojnie poczytam rozdział, wezmę się za obowiązki.. i powiem ci że nie da się!
    Wszystko dzieje się tak nagle, nie ogarniam. Nowa osoba i już ją porywa... DLATEGO WŁAŚNIE to wszystko jest takie świetne ciekawe i uzależniające. Dziękujem xD Dziękujem za to to, że teraz będę przeżywać to wszystko i myśleć o tym. xD No to chyba przerwa na czytanie twojego bloga będzie troche dłuższa, żebym mogła odejść z chwilowym spokojem, bez zmartwień, co się dzieje z moimi ulubionymi bohaterami xD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥