Amy's POV
Lekcja trwała zbyt długo. Nie mogłam już dłużej wysiedzieć w jednym
miejscu. Nie mogłam już słuchać tego gadania o historii naszego miasta. To było
coś, co nie pozwalało mi myśleć na trzeźwo. Odliczałam sekundy do dzwonka, aż w
końcu uwolnił mnie od popadnięcia w znudzenie. Spakowałam wszystko do plecaka i
wyszłam z klasy.
W pierwszej chwili nie wiedziałam gdzie pójść. Zaczerpnąć świeżego
powietrza, najeść się w stołówce, czy może skorzystać z toalety, do której tak
bardzo nie lubiłam chodzić? Parsknęłam pod nosem. Moje życie stało się takie...
szare w natłoku codzienności. Właśnie tak kiedyś wyglądał mój normalny, nic nie
znaczący dzień. Wtedy nie było w nim żadnych niebezpieczeństw. Żadnych
zabójstw, gróźb i co mniej podnoszące na duchu... Nie było Justina.
Pokierowałam się do damskiej toalety i skorzystałam z niej, po czym
poszłam na stołówkę. Jedzenie było w miarę dobre, więc i teraz postanowiłam
zabrać to, co było ułożone na szkolnej tacy. Wzięłam ją, podeszłam do jakiegoś
stolika i wbiłam wzrok w swój telefon. Przeglądałam swój profil na portalu
społecznościowym, a w między czasie zaspokajałam swój głód kanapką, jakie
serwowały dzisiejszego dnia panie kucharki. .
- Hej, ty jesteś Amanda?
- Ktoś stanął przede mną - Amanda Brown? - Dodał.
Uniosłam wzrok, po czym ujrzałam dość wysokiego, błękitnookiego chłopaka
w jeansowej kurtce. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam, ale zrobił na mnie
piorunujące wrażenie. Jego włosy były ułożone w idealny sposób, a jego gęste
brwi podkreślały kształt jego twarzy.
- Tak... - Mruknęłam po
chwili - O co chodzi?
Chłopak podał mi niewielką kartkę, po czym dodał - Dostałem to on swojego
wychowawcy, mówił, że pomożesz mi w nadgonieniu materiału, bo jesteś świetna z
geografii. - Uśmiechnął się.
Ujęłam świstek papieru, a potem ogarnęłam to, co było na nim napisane.
Rzeczywiście, miał rację. W mgnieniu oka stałam się kimś w rodzaju
korepetytora. To mi się nie spodobało.
- No skoro potrzebujesz
tej pomocy, to ci pomogę... - Jęknęłam, spoglądając na niego jednoznacznie.
Był jakiś dziwny, ale naprawdę bardzo przystojny. Miałam nadzieję, że
domyślił się, co jeszcze chciałam się od niego dowiedzieć.
- Am... wybacz. -
Wyciągnął w moją stronę dłoń - Jestem Stefan. Stefan Donnathan. - Po raz drugi
posłał mi zalotny uśmieszek.
Delikatnie zaśmiałam się pod nosem, pokręciłam lekko głową i uścisnęłam
jego dłoń. Jak na pierwszy rzut oka wydawał się mało rozgarnięty.
- Miło mi, Amanda, ale
to już wiesz. - Oddałam mu kartkę i zablokowałam telefon, po czym schowałam go
do kieszeni i wstałam z zamiarem oddania tacki.
Zwinnym ruchem ominęłam Stefana i podążyłam w kierunku okienka. Położyłam
na parapecie swoje naczynie, a potem udałam się do wyjścia.
- Amando, zechciałabyś
może poświęcić mi chwilę? - Ktoś ujął moje ramię i to znowu był ten sam
chłopak, który zagadał mnie kilka minut temu, prosząc o pomoc w przedmiocie,
który lubiłam, ale stawał się dla mnie coraz bardziej nudny.
Przystanęłam na chwilę i spojrzałam w jego oczy. Pierwszy raz doznałam takiego
odrętwienia. Jego wzrok był taki czarujący... Ta sekunda wydawała się kilkoma
minutami. Jakbym została zahipnotyzowana...
- Owszem, o co chodzi? -
Potrząsnęłam lekko głową, by powrócić na ziemię.
Stefan się zaśmiał, ukazując swoje proste i śnieżnobiałe zęby. Przejechał
dłonią po swoich włosach, a drugą ręką ujął mój nadgarstek, po czym lekko mnie
za sobą pociągnął tłumacząc, że musiałam zobaczyć to sama, na własne oczy.
Zaciekawiona o czym mówił chłopak, uległam mu i podążyłam za nim.
Wyszliśmy na tył szkoły, a po chwili przystanęliśmy przy jednej z ławek.
- No, co chciałeś mi pokazać?
Za chwilę kończy się przerwa i nie mamy zbyt dużo czasu... - Rzuciłam,
poprawiając plecak.
- Wiesz, nie miałem co z
nim zrobić... Przybłąkał się dwa dni temu... Nie mogłem odmówić mu schronienia.
Błękitnooki uczeń stanął obok mnie i powoli wyjął coś ze swojego plecaka.
Moim oczom ukazał się przepiękny, czarny jak węgiel szczeniak z niewielką
obrożą koloru zielonego. Był taki słodki, że nie potrafiłam go nie dotknąć.
Ujęłam go w swoje ręce, pogłaskałam, po czym przytuliłam stworzenie do swojej
piersi.
Usłyszałam cichy śmiech Stefana, ale zaraz potem odezwał się jego
telefon. Odebrał go, a po kilku sekundach się rozłączył. To było dość dziwne.
- Coś się stało? -
Zapytałam, nadal głaskając małego pieska.
Zbliżył się do mnie po czym gwałtownie wyrwał z objęć psa i rzucił go na
ziemię jak jakiś przedmiot. Dostałam furii. Byłam wściekła, jak potraktował to
niewinne zwierzę. Uderzyłam go w ramię, chciałam go od siebie odepchnąć, ale po
chwili poczułam ukłucie w okolicy brzucha.
- Słodkich snów, Amy. -
Mruknął, przytrzymując mnie.
~
Czułam się odrętwiała. Jakby moje ciało zostało obciążone jakimiś
zbędnymi przedmiotami. Próbowałam unieść swoje powieki, ale były zbyt ciężkie.
Usłyszałam zbliżające się kroki. Powolne i rozważne. Chciałam stąd uciec. Nie
wiedziałam gdzie byłam, ani co się stało. Wszystko wydawało się pogrążone w
nicości.
Gdy próbowałam podnieść się z ziemi, zorientowałam się, że miałam
związane nadgarstki i kostki jakimś sznurem, który wżynał się w moją skórę.
Od razu przypomniał mi się sen, który od tamtej nocy i nie dawał mi spokoju.
To nie mogła być prawda. Marzyłam, by zniknąć z tego miejsca. Obudzić się.
Wtedy poczułam czyjś dotyk na swoim policzku.
- Amy, skarbie. Chyba
się obudziłaś. - Mruknął znajomy mi
głos.
Chciałam, bardzo chciałam otworzyć oczy, ale cały mój wysiłek poszedł na
marne. Nie miałam ich ani sklejonych, ani zasłoniętych jakąś taśmą. Coś jednak
uniemożliwiało mi ich otwarcie.
- Och, słonko, to
wszystko mogło wyglądać inaczej. Po co wplątałaś się do życia Parkera? -
Mruknął, jakby z żalem w głosie i rozprzestrzeniającą się zawiścią do mojego
chłopaka.
I wtedy do mnie dotarło. Przeraziłam się swoich myśli. To był Taylor.
Miałam ochotę go wyzwać, ale z moich ust wydobył się jedynie cichy jęk. Nie
mogłam sprawić mu żadnego bólu. Byłam unieruchomiona i to było w tym wszystkim
najgorsze. Wszystkie części mojego ciała pragnęły go dorwać. W pewnej chwili
usłyszałam śmiech i poczułam przy sobie jakiś ruch. Zrobiło się cicho. Chłopak
najwidoczniej odszedł.
Próbowałam zorientować się, gdzie byłam. Wzięłam kilka oddechów i z
całych sił starałam się unieść swoje powieki. Już chciałam się poddać, kiedy mi
się udało. Przezwyciężyłam świństwo, które najwidoczniej musieli mi wstrzyknąć.
Zaczęłam się gorączkowo rozglądać, lecz widziałam jak przez mgłę. Ciemne
pomieszczenie, dość duże zresztą. Wydawało mi się, że był to jakiś magazyn.
Śmierdziało stęchlizną i dość mocnym tytoniem oraz benzyną, która najwidoczniej
znajdowała się w niewielkich beczkach. W środku nie było nikogo, a ja nie
mogłam wykonać najmniejszego ruchu. Moje powieki co chwilę opadały, jakby
prosząc o spokój, uniemożliwiając mi pole widzenia. Poczułam, że znowu traciłam
przytomność. Moje ciało się rozluźniało, a ja zapadłam w sen.
Kiedy ponownie się obudziłam usłyszałam ciche szepty. Nie otwierałam
oczy, nie ruszałam się. Pragnęłam tylko usłyszeć to, o czym jacyś ludzie
rozmawiali.
- Dlaczego nadal jest
nieprzytomna?
- Podałeś jej trochę za
dużą dawkę, nic jej nie będzie.- Mruknął Taylor.
Jego głos znałam doskonale. Latał za mną, więc gdziekolwiek się ruszyłam,
byłam zdana na jego towarzystwo. Ale dlaczego mnie porwał? Przez Justina? Co on
miał z nim wspólnego? Nie znałam odpowiedzi na żadne pytanie. Co znowu zrobił
Shadow, że Taylor posunął się tak daleko. Czułam, że po moich policzkach
spływały łzy. Czułam się okropnie - zażenowana, brudna, skrępowana. Nie
wiedziałam ile czasu minęło odkąd zabrano mnie ze szkoły. Ale kto mnie zabrał?
Jedyne co pamiętałam to mały szczeniaczek w moich rękach. Stefan?
Pytania dręczyły moją głowę, sprawiając, że zaczęła pękać z bólu.
Zresztą, wszystko miałam ciężkie i obolałe: ręce, nogi, powieki. Nie mogłam się
ruszyć.
- Mamy zaplanowane
spotkanie z Parkerem. Ma być sam, ale znając tego sukinsyna przywlecze ze sobą
swoją bandę.- Mruknął ze złością.- Tym razem go załatwię.- Dodał, uderzając
pięścią w coś metalowego.
Do mojego serca wdarło się przerażenie. Oni chcieli go zabić, pozbawić go
szansy na lepsze życie. To była moja wina, bo gdybym nie była taka naiwna, nie
poszłabym za Stefanem. Teraz Shadow miał płacić za moje błędy? Tak to wszystko
miało teraz wyglądać? Za każdy mój błąd, to on miał ponosić konsekwencje?
Chciałam się poruszyć, ale wtedy lina, która krępowała mi nadgarstki
,wrzynała się w moją skórę jeszcze bardziej. Jęknęłam z bólu, lekko rozchylając
swoje wargi. Wtedy do moich ust wdarło się kilka kropel krwi. Smakowały jak
połączenie rdzy z odrobiną soli.
- Ktoś się obudził.-
Powiedział drugi głos z dezaprobatą w głosie.
- Podaj jej jeszcze
jedną dawkę Rohypnolu.- Zaśmiał się Taylor.
Nie minęła chwila, a poczułam czyjś ruch obok siebie. Rozchyliłam lekko
powieki i dostrzegłam twarz Stefana.
- Dzień dobry i
dobranoc. - Usłyszałam, po czym igła wbiła się w moje ramię i po chwili już nic
nie miało żadnego znaczenia, a wszystko się zamazało i zatraciło w nicości.
Justin's POV
Od momentu powiadomienia swojego kumpla, nie ruszyłem się z placu, na
którym przebywałem. Czekałem na niego i przeklinałem w myślach samego siebie,
za to, że skusiłem się, aby go także w to wciągnąć. Może faktycznie mogłem
pójść tam sam i wszystko załatwić po swojemu. Ale nie. Tu chodziło o życie Amy.
To ona teraz musiała stać się środkiem motywacji. To dla niej musiałem
dokładnie wszystko rozpracować i zapewnić jej bezpieczeństwo.
Wypuściłem z ust dym i zgasiłem papierosa, przydeptując go podeszwą od
buta, gdy nagle na placu pojawił się samochód Dave'a. Zaparkował tuż obok
mojego auta i wysiadł. Podszedł do mnie i od razu zapytał co z Amandą.
- Stary, nie wiem. -
Syknąłem, patrząc na niego. - Nie wiem gdzie jest, czy coś jej zrobili. Nie
wiem, czy w ogóle żyje! - Krzyknąłem z tych nerwów.
Po części żałowałem, że nie było tutaj Jasona. On na pewno pomógłby mi
przywrócić w sobie równowagę. Ale Dave też potrafił tego dokonać, chociaż w
mniejszym stopniu i nie za bardzo wierzyłem w jego możliwości. Ujął dłonią moje
ramię, po czym stanął naprzeciw mnie. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas,
lecz nic mnie w tym nie zdziwiło.
- Posłuchaj. Za pół
godziny musimy być na moście, więc radziłbym ci się wziąć w garść, bo inaczej
nigdy nie odzyskamy Amandy, rozumiesz?! - Niemalże krzyknął prosto w moją
twarz.
Na miejsce poczucia winy wdarła się złość. Odepchnąłem go od siebie, po
czym wsiadłem do jego auta i nie czekając na niego, po prostu odjechałem.
Musiałem zabrać jego pojazd, ponieważ tam miał to, czego potrzebowałem.
Mianowicie broni, amunicji. Bez zastanowienia pragnąłem rozszarpać Taylora na
kawałki i tego właśnie chciałem dokonać.
Nim zdążyłem wjechać na drogę dojazdową, prowadzącą do mostu, mój telefon
zaczął dzwonić. Ująłem go i spojrzałem na wyświetlacz. Dave. Parsknąłem pod
nosem i odebrałem połączenie.
- Co, nie masz czym
dojechać? - Zadrwiłem, dodając gazu.
- Justin kurwa. Przestań
zgrywać nie wiadomo kogo, myśl trzeźwo! - Wrzasnął.
Pokręciłem głową z lekkim rozbawieniem na twarzy. I kto tutaj udawał
kogoś, kim nie jest. To ja miałem ją uratować, nie on. Nie potrafiłem dłużej
się z nim droczyć. Rozłączyłem się i rzuciłem komórkę na siedzenie obok.
Jechałem już z prędkością powyżej stu dwudziestu kilometrów na godzinę, ale i
tak docisnąłem pedał gazu. W mojej głowie panował chaos. Nic nie potrafiłem
przeanalizować. Byłem zaślepiony miłością do dziewczyny, którą musiałem teraz
uratować. Właśnie tego wszystkiego obawiałem się najbardziej. Obawiałem się, że
nie będę potrafił zawładnąć nad wściekłością i chęcią zabijania, podczas gdy
moim sercem władało tak silne uczucie, jakim była miłość... To było mylące.
Dojechałem na wyznaczone miejsce przez Taylora, po czym zatrzymałem się
przed wjazdem na stary most Gibst. Nim wysiadłem z samochodu, naładowałem
bronie pociskami. Jedną broń schowałem pod kurtką, a drugą wsadziłem w tylną
kieszeń spodni. Wysiadłem i przebadałem wzrokiem teren mostu, po czym zerknąłem
na zegarek. Za minutę miała być północ...
- No, no no. Shadow,
jesteś przed czasem. - Ktoś się zaśmiał.
Parsknąłem pod nosem i wszedłem na most, po czym ujrzałem Taylora. Stał i
wpatrywał się w płynącą pod nami rzekę. Gdy dostrzegł mnie na dość
niebezpiecznej odległości od swojej osoby, oderwał się od poręczy, po czym wbił
we mnie swój wzrok.
- Gdzie jest Amanda? -
Zapytałem, oczekując odpowiedzi.
Chłopak ironicznie się zaśmiał, a zaraz potem rozłożył swoje ręce. -
Najpierw trochę się zabawimy. - Złączył swoje dłonie, po czym ponownie z jego
ust wydobył się śmiech.
Musiałem jakoś nad sobą zapanować. Najchętniej rzuciłbym się na niego i
dobrałbym się do jego tętnicy. Już mógłby być martwy.
- Obaj dobrze wiemy, że
jesteś gotów zginać za Amandę, mam rację? - Przeszedł obok mnie, stosując moich
własnych sztuczek.
Zacisnąłem wewnętrzną część policzka, a moja klatka piersiowa zaczęła się
wyżej unosić. Krew w moich żyłach zaczęła szybciej pulsować, mój gniew wzrastał
i nie mogłem tego pohamować. Gwałtowanie się odwróciłem i ująłem kawałek jego
koszulki.
- Tylko ją tknij, a
przysięgam, że wyrwę ci serce. - Warknąłem przez zaciśnięte zęby, popychając
go, lecz to na nim nie zrobiło żadnego wrażenia. Byłem lekko wyprowadzony z
równowagi.
- Shadow, czy ty zawsze
musisz być taki porywczy? - Zakpił, a zaraz potem przy jego boku znaleźli się
trzej mężczyźni, starsi od niego o co najmniej cztery, jak nie pięć lat. - Jak
widzisz, nie ze mną takie numery. - Poprawił swoją koszulkę i zrobił kilka
kroków w przód. - Myślałem, że załatwimy to polubownie, ale skoro tak się nie
da...
Nie wiedziałem co on planował, ale wyczułem jego kolejny krok. Skoro tak
chciał się bawić, dobrze. Ale przysiągłem sobie, że tym razem niczego nie
schrzanię. Zanim z jego broni wydobył się dźwięk strzału, wyciągnąłem swój
pistolet i strzeliłem prosto w jego lewe ramię. Upuścił broń, upadł i głośno
zwijał się z bólu.
- I co, myślisz, że tak
łatwo mnie powstrzymasz? - Teraz, to ja się zaśmiałem.
Z jego ust wydobyły się jęki. Warknął coś pod nosem i ku mojemu
zaskoczeniu, był w stanie się podnieść. Lekko się zachwiał, ale zachowywał
normalną postawę.
- Jak widzisz, jestem
silniejszy, niż ci się wydaje. - Syknął. - Brać go! - dodał, nim zdążyłem
cokolwiek przetworzyć w swoich myślach.
Po jego słowach wszyscy trzej faceci wyjęli broń i ją odblokowali.
Zacząłem się nerwowo rozglądać. Może potrafiłem ich jakoś powstrzymać, ale nie
miałem do tego głowy. Podbiegłem szybko do barierki i na niej stanąłem. Zwinnie
odpiąłem pasek od swoich spodni by nie mogli tego zauważyć i nim zdążyli
strzelić w moją stronę, po prostu skoczyłem.
Nie miałem czasu na myślenie. Działałem pod wpływem emocji i wiedziałem,
że to był jedyny sposób, by móc się ich jakoś pozbyć.
- Kurwa, co za... -
Taylor podszedł do barierki, spojrzeć, czy moje ciało wylądowało w rzece.
Zanim skoczyłem, na swojej prawej dłoni zacisnąłem mocno pasek, a
zapięcie ująłem w drugą dłoń. Podczas skoku, zwróciłem się twarzą ku mostu i w
ten sposób mogłem zahaczyć metalową zapinką o wystający hak. Były one co pięć
metrów, więc miałem cień szansy, aby na niego trafić.
- Stefan! - rozległ się
krzyk mojego wroga - Wyłowisz ciało, muszę widzieć na własne oczy, że on jest
martwy! - Krzyknął, odwracając się plecami do barierki. - Już! - Ponaglił
chłopaka.
To był idealny moment, by ich zaskoczyć. Podciągnąłem się nieco wyżej i z
całych sił próbowałem wdrapać się na poręcz, zachowując przy tym tyle
ostrożności, ile mogłem. Delikatnie rozbujałem swoje ciało, aż w pewnej chwili
puściłem pasek i byłem gotowy, by zrobić fikołka i tak właśnie zrobiłem.
- Nie tak łatwo jest się
mnie pozbyć, Taylor. - Warknąłem, prostując się.
Dostrzegłem jego zaskoczenie na twarzy, ale nie miałem czasu na
pogaduszki, czy obmawianie jakiejś umowy. Wyjąłem broń z tylnej kieszeni
spodni, a zaraz potem strzeliłem w jego stronę. Zachwiał się i oparł o poręcz.
Jego dwaj pomocnicy ruszyli w moją stronę, co zmotywowało mnie do jakiegoś działania.
Wskoczyłem na ławkę i strzeliłem w jednego, po czym odwróciłem się i nakarmiłem
drugiego, dość wysokiego chłopaka nabojem ze swojej broni. Obu trafiłem w
okolice serca, więc nie mieli dużych szans na przetrwanie. Teraz mogłem zająć
się Taylorem.
- I co, nadal będziesz
milczał jak grób?! - Syknąłem, ujmując jego zakrwawioną koszulkę. - Gadaj!
Gdzie jest Amanda! - Rzuciłem go o ziemię.
Nie chciał nic powiedzieć. Myślał, że był tym lepszym, że potrafił
manipulować innymi lepiej ode mnie. Nie spodziewał się jednak, że działałem pod
wpływem emocji. Teraz byłem już zdolny do wszystkiego.
- Mów! - Wrzasnąłem i
strzeliłem w jego drugie ramię.
Ponownie zwinął się z bólu, ale nawet w takiej chwili z jego ust wydobył
się dźwięk śmiechu. To mnie jeszcze bardziej nakręcało. Chciałem z nim w końcu
skończyć, chciałem dać sobie tę satysfakcję zabicia go. Ciężko westchnąłem, po
czym z całej siły go kopnąłem, pozwalając całej frustracji wyjść na zewnątrz.
- No, dalej... - Wypluł
krew, a zaraz potem lekko uniósł się na lewym łokciu - zabij mnie. Co ciebie
powstrzymuje, co?
Patrzyłem na niego z pogardą w oczach. Dłużej nie mogłem. Uniosłem rękę z
bronią w dłoni i wymierzyłem w jego głowę. Musiałem to zakończyć.
- Zgnijesz w piekle,
Taylor. - Syknąłem i nacisnąłem na spust.
Widok był okropny, ale to było konieczne. Podszedłem do niego i kopiąc
jego martwe już ciało, po chwili ująłem na swoje ręce. Położyłem go na poręczy
i lekko dotknąłem, po czym ciało z hukiem wpadło do wody.
Jego dwaj pomocnicy nadal żyli, więc postanowiłem ich wykorzystać.
Podszedłem do jednego z nich i zacząłem wypytywać o Amandę. Z początku
milczeli, ale gdy ponownie strzeliłem w jego rękę, zaczął gadać.
- Jest w starym
magazynie... - Jęknął, trzęsąc się.
- Jakim magazynie!?
Którym! - Wrzasnąłem, ujmując go za ramiona i podnosząc na wysokość swojej szyi
Już nic więcej nie był w stanie mi powiedzieć. Uszło z niego życie, więc
był nieprzydatny. Jego także zrzuciłem z mostu. Tamtego nawet nie miałem co
dotykać, bo kula przeszyła jego serce i zmarł po kilku sekundach. Wrzasnąłem,
pozbywając się złości. Jak ja miałem ją teraz odnaleźć?!
W złości podbiegłem do swojego samochodu i wsiadłem do środka. Nerwowo
odpaliłem auto i poszukałem wzrokiem telefonu. Ująłem go, po czym wybrałem
numer do Jasona.
- Justin do cholery,
gdzie ty jesteś?! - Usłyszałem jego zaniepokojony i przepełniony gniewem głos.
- Już jadę, a ty
sprawdź, które magazyny należą do Taylora. - Syknąłem, włączając się do ruchu
na drodze.
- Wracaj do domu, Amanda
jest już bezpieczna. - Jego głos stał się nieco łagodniejszy.
Już chciałem się rozłączyć, gdy usłyszałem coś, co wstrząsnęło moim
umysłem. Jak to było możliwe? Marszcząc czoło, rozłączyłem się i docisnąłem
pedał gazu, wymijając wszystkie pojazdy, które tarasowały mi drogę. Byłem
wściekły.
No, kochani....
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał.
Do następnego :)
@AudreeySwag
♥
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!
NO NIE WIERZĘ! GENIALNY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńPISZĘ CAPSLOCKIEM, BO MI SIĘ WŁĄCZYŁ :D
UWIELBIAM CIE!
Omomomomom ale akcja, ale emocje :D
OdpowiedzUsuńŚwietny!
@ameneris
Jeocoxnahofpabsrockwgeixpnabwheixkzbsheirockxbgaiwiebxhh TO JEST GENIALNE!
OdpowiedzUsuń@janoskiansJB_1D
Cudowny, czekam niecierpliwie na kolejny xx //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńo boże i ta końcówka..faktycznie duża dawka emocji...<3 awww kocham ;)
OdpowiedzUsuńfjebngognow jezu to było cudowne *_*
OdpowiedzUsuńwow.
oby na prawdę była bezpieczna :)
czekam na nexta :*
TO...JEST....GENIALNE!
OdpowiedzUsuńJedy, no nie wierzę.. JAKI ON JEST CUDOWNY, GDY SIĘ ZŁOŚCI!
♥
Genialny rozdział :) super akcja te emocje ... i ta końcówka Czekam na cd. i reakcję Justina <3
OdpowiedzUsuńLOVCIAM @monikaswaggy
Cudowny. Koszmarnie jest być więzionym. Amanda ciągle jest w niebezpieczeństwie. Kocham tego bloga i czekam na następny!
OdpowiedzUsuńostatni-wdech.blogspot.com
~ @sweetolcia
cudowny, nie moge doczekac sie nastepnego:)))
OdpowiedzUsuńczekam na natępy <3
OdpowiedzUsuńCOOOOOOOOOO? JAK? OMG.@soodrew
OdpowiedzUsuńkijuhygtfr ♥ cudowny ^^
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdział czekam na kolejny !
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. rozdzial super *.*
OdpowiedzUsuńTo takie gbfriwekjhbcgyujbvgfty czekam n kolejny @kochamcie3609
OdpowiedzUsuńCzytam i czekam nn ;)
OdpowiedzUsuńo kurde :o
OdpowiedzUsuńniesmowity!
jak to ona jest wolna, jak to sie stało?
Wiktoria.
Wow
OdpowiedzUsuńcos czuje ze jus nie rozmawial z Jasonem. booo.. no bo to takie dziwne jest no zeby ona juz uwolniona byla. albo ktos kazal to powiedziec jasonowi.. jeju, jestem strasznie ciekawa.
OdpowiedzUsuńbiedna amy. czekam na nn weny :3
ŚWIETNY ROZDZIAŁ <3
OdpowiedzUsuńKocham *__*
OdpowiedzUsuńRób coś zeby niby Amanda pózno sie obudział po tym co jej wstrzyknięto a Justin by się o nią martwił ..... hhiih prosze zozważ moja propozycje, wiem ze pewnie masz juz wykreowaną historie postaci... ;* KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE <33
OdpowiedzUsuńSuuuper ;3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
http://closertotheedgeblog.blogspot.com/
Dodaj szybko następny !!! ♥
OdpowiedzUsuńuratowana to dobrze no Justi jest nie zły zaatwił wszystkich
OdpowiedzUsuńnie wierzę, taka akcja ;3
OdpowiedzUsuńjeden rozdział a tyle się dzieje
cudowny <3
@magda_nivanne
Błagam cię dodaj jak najszybciej rozdział !! ♥
OdpowiedzUsuńBARDZO DOBRY BLOG, NIE POWIEM, ŻE NIE <3 @ImWildBelieber
OdpowiedzUsuń