piątek, 13 września 2013

~ Rozdział trzydziesty

W poprzednim rozdziale...

      - Tak? - Zapytałem, odbierając połączenie.
              W odpowiedzi usłyszałem głos, który znałem bardzo dobrze. Za dobrze i najchętniej pozbyłbym się go od razu...
     
________________________________________________________

      - Parker, radzę ci uważać na swoją dziewczynkę. W każdej chwili może coś jej się stać. Wtedy już nie będziesz miał dla kogo żyć... - Głos po drugiej stronie zadrwił, po czym wybuchnął gwałtownym śmiechem, a w tle było słychać też inne osoby, jakby rozmowa była na głośnomówiącym.
              Mój oddech stał się nierówny od nagromadzonej złości w moim sercu. Zacisnąłem usta i rozłączyłem się, rzucając telefonem o ścianę. Moje całe ciało się naprężyło. Zupełnie nie pomyślałem o swojej dziewczynie, która spała na mnie.
              Zerknąłem na nią kątem oka i dostrzegłem, jak mruczała coś pod nosem. Najwidoczniej coś jej się śniło i nie była w stanie zareagować na moje gwałtowne zachowanie. Zdjąłem ją ze swojego torsu i położyłem na poduszce obok. Przykryłem ją kołdrą, aby nie zmarzła podczas mojej nieobecności i wstałem, aby udać się do kuchni. Ubrałem na siebie spodnie i założyłem jakaś koszulkę, po czym wyszedłem z pokoju i zamknąłem drzwi.
              W domu panowała cisza. Jason, Thomas i Dave spali, co było dla mnie pocieszające. Mogłem w samotności wypić trochę wódki, zapalić papierosa, pomyśleć. Może udałoby mi się wymyślić jakiś plan ochrony nad Amandą.
              Przeszedłem przez korytarz i wszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z górnej półki alkohol i kieliszek, po czym ująłem popielniczkę i usiadłem przy stole. Ująłem leżące na nim papierosy, zapaliłem jednego, a w między czasie wlałem napój do porcelanowego naczynia, służącego do takich napoi. Ciężko westchnąłem wypuszczając dym ze swoich płuc i zaraz potem połknąłem kieliszek wódki, który palił moje gardło.
              Warknąłem sam do siebie i strzepnąłem popiół do kryształowej popielniczki. Nie mogłem uspokoić swoich myśli. To wszystko było tak cholernie pokręcone. Bez Amandy mój świat także polegał na zabijaniu i ściganiu swoich wrogów, którzy przez kilkanaście lat zaszli nie tylko mi za skórę, ale również moim braciom, lecz odkąd Amy weszła do tego domu... Odkąd weszła do mojego życia, wszystko się nasiliło. Z każdym dniem ocierałem się coraz bliżej o swój koniec... Z każdą chwilą zadurzałem się w tej dziewczynie coraz bardziej, a myśl, że ci dranie mogliby ją skrzywdzić po prostu nie dawała mi spokoju i odbierała racjonalne myślenie, które prawie zawsze prowadziło do jeszcze większych komplikacji.
              Upiłem kolejny spory łyk wódki, tym razem już prosto z butelki... Chciałbym, aby życie stało się łatwiejsze. Chciałbym, aby Amanda była przy mnie szczęśliwa i nie musiała obawiać się o swoje własne bezpieczeństwo. Za każdym razem patrząc w jej oczy, dostrzegałem iskierki niepokoju, strachu, ale i odwagi, którą posiadała. To mnie w niej zadziwiało...

Amy`s POV

              Obudziłam się i leniwie przetarłam twarz dłońmi. Jakby oszołomiona, podniosłam się do pozycji  siedzącej. Zaczęłam nerwowo penetrować wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Mój oddech zaczął się normować, gdy zorientowałam się, że nadal przebywałam w pokoju Justina, tyle że bez jego osoby w środku.
              Odkryłam się i postawiłam stopy na zimnej, drewnianej podłodze, po czym wolnym krokiem pokierowałam się do drzwi. Skoro on gdzieś przepadł, postanowiłam pójść do Dave'a. Nie wiedziałam, która była godzina, ale miałam potrzebę, aby z nim porozmawiać i podziękować mu za wszystko, co dla mnie zrobił. To był może niezbyt odpowiedni moment, ale nie chciałam wychodzić z domu i szukać Justina. Bałam się postawić krok na innym terenie.
              Stanęłam naprzeciwko drzwi, które prowadziły do jego pokoju. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam na klamkę. Wsunęłam swoją sylwetkę do pomieszczenia i przymknęłam drzwi. Łóżko chłopaka stało przy niewielkim oknie, a gdy zbliżyłam się, dostrzegłam, że  Dave spał. Oddychał lekko, prawie niesłyszalnie. Przykucnęłam przy jego łóżku, tak, aby moja twarz była kilka centymetrów od jego.
      - Dave - szepnęłam - Obudź się.- Powiedziałam nieco głośniej, a wtedy chłopak niespokojnie się poruszył i uchylił powieki.
      - Amy, co ty tutaj robisz?- Spytał, jakby zmartwiony. - Wszystko okej? Gdzie jest Justin? Miał być przy tobie. - Mówiąc to, na jego twarzy pojawił się lekki grymas niezadowolenia.
      - Muszę z tobą porozmawiać. - jęknęłam, chwytając w dłoń skrawek swojej koszulki.
              Chłopak zainteresowany tym, co pragnęłam mu przekazać, usiadł na łóżku i pokazał miejsce obok siebie. Kiedy znalazłam się przy nim, chwycił mój podbródek i uniósł go tak, abym spojrzała mu w oczy.
      - Dziękuję.- Mruknęłam, ledwie słyszalnie.
              Mój głos zaczął się załamywać, a w oczach nagromadziły mi się łzy.
      - Dave...-Wyszeptałam.- Nie wiem, co by się stało, gdybyś nie pojawił się w tym cholernym magazynie. Nie wiem! - Potrząsnęłam głową.- Jestem taka naiwna! Przeze mnie macie same problemy...- Mówiłam jednym tchem.
              Byłam zmieszana, bo do końca nie wiedziałam, co dokładnie chciałabym powiedzieć temu chłopakowi. Wstydziłam się samej siebie. Jak mogłam więc żyć, skoro nawet nie potrafiłam zaufać samej sobie?
              Poczułam uścisk w brzuchu i podwinęłam kolana, po czym umieściłam na nich swój podbródek. Słone łzy spływały na moje usta.
      - Jesteś cudowny. Bardzo ci za wszystko dziękuję. - Mówiłam, nie patrząc na niego.- Czuję się przy tobie bezpiecznie. - Dave tylko słuchał. Nie wykonywał żadnego ruchu, tylko patrzył. Przyglądał mi się, jakby szukał jakiś szczegółów. Zawstydzona jego wzrokiem na sobie, zagryzłam wargę i spojrzałam na chłopaka. - Wiesz?- Szepnęłam, kończąc swoją wypowiedź.
              Chłopak w końcu się poruszył. Podniósł swoją dłoń i otarł łzy, które miałam na policzku.- Nie płacz, już jest po wszystkim.- Przymknęłam oczy, ukojona jego głosem i dotykiem. - Nikt już cię nie skrzywdzi, masz Justina, chłopaków... no i mnie.- Uśmiechnął się przyjaźnie.
              Poczułam nieoczekiwany przypływ emocji. Łzy zaczęły płynąc szybciej, a ja odruchowo wskoczyłam na jego kolana i przywarłam do niego.
      - Dziękuję, wiesz jak kocham Justina, prawda? Jest dla mnie wszystkim. Chcę, aby on to wiedział. Nie dałabym rady bez niego i bez was...- Szlochałam w szyje chłopaka.
              On obejmował mnie jedną ręka, a drugą podpierał się tak, abyśmy nie upadli na łóżko.
      - Amy, wszyscy to doskonale wiemy, ale za dużo dzisiaj płaczesz.- Mruknął i druga rękę przeniósł na moją talię. Upadł na łóżko, a ja na niego. Mimowolnie pisnęłam, a po chwili zaczęłam się śmiać. Przekręcił mnie po chwili  i usiadł okrakiem na mnie, po czym zaczął torturować. Jego dłonie były wszędzie, a ja nie miałam możliwości wyrwania mu się. Śmiałam się, kiedy łaskotał mnie po brzuchu.
      - Teraz wyglądasz o wiele ładniej.- Jego uśmiech był zniewalający  i poniekąd zaraźliwy.
      - Dave! Przestań! Dłużej nie wytrzymam!- Krzyknęłam, wijąc się na kanapie i nie zważając na innych domowników oraz na późną już godzinę. Łaskotki miałam wszędzie, więc nie ważne gdzie dotknął mnie chłopak, ja i tak piszczałam.
      - Kurwa! O co tutaj chodzi?
              Zerwałam się nagle, kiedy usłyszałam ten piękny, znajomy mi głos. W drzwiach stanął Justin. Podszedł do nas szybkim krokiem i zepchnął Dave'a na ziemię.- Co ty odpierdalasz? Dave! Kurwa! Co ty z nią robiłeś?! - Krzyczał  na chłopaka.
              Kiedy się tak unosił, skuliłam się pod ścianą. Bałam się, że zaraz zacznie bić swojego przyjaciela. Już dość przeszłam i zbyt wiele widziałam, aby znieść bójkę dwóch ważnych dla mnie osób. Znowu pokazałam swoją bezsilność. Zaczęłam płakać, bo nie potrafiłam nad tym zapanować. Może rzeczywiście byłam słaba, zbyt słaba, aby  znieść to wszystko, co działo się wokół mnie. Moje ciało zaczęło drżeć, a łzy wypływały z moich oczu ukazując bezradność. Po raz kolejny się staczałam.
              Dave wstał i popchnął Justina - Weź się odwal ode mnie! Tylko z nią rozmawiałem, Justin! Ona tego potrzebowała! A ty gdzie wtedy byłeś?- Ponownie go popchnął, a ja patrzyłam na tę scenę z przerażeniem w oczach.
      - Zamknij się! I mnie nie popychaj, bo zaraz ci przywalę. - Justin był zdenerwowany, widziałam to.- Zostaw Amandę w spokoju! - Krzyknął i wymierzył cios w brzuch swojego kumpla.- Myślałeś, że jak ją uratujesz to będzie twoja?- Syknął - Gówno prawda!- Kopnął go, gdy leżał już na ziemi.
      - Justin!- Szepnęłam, bo na nic innego nie było mnie stać. - Zostaw go.
              On parsknął, podszedł do mnie i zaczął wymachiwać palcem przed moją twarzą.
      - Taka jesteś?! Po co tutaj przyszłaś? Wolisz Dave'a, tak? Taka jest prawda.
              Szlochałam jeszcze bardziej. Jego słowa były jak nóż prosto w serce. - Nie, chciałam mu podziękować... Nie było cię. - Wyszeptałam przez łzy.
              Shadow w desperacji przejechał dłonią po włosach i odsunął się na kilka kroków. Podniosłam się i przykucnęłam obok wijącego się z bólu chłopaka.
      - Wszystko dobrze? - Pogłaskałam go po czole.- Możesz wstać?
              Justin patrzał na mnie z rozszerzonymi oczami. Aż w końcu syknął, abym go zostawiła, po czym zmierzył mnie swoim wściekłym wzrokiem. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno byłabym martwa. Jednak nie zważyłam na jego zimny ton głosu. Pomogłam przyjacielowi wstać i posadziłam go na łóżku.- Wszystko w porządku?
              Przytaknął głową i poklepał mnie po ramieniu.- Idź, dam sobie rade.- Położył się na łóżku i odwrócił się do naszej dwójki plecami.
              Wyszłam z pokoju, nie patrząc czy Parker podążał za mną. Pokierowałam się do jego pokoju, po czym zaczęłam szukać swoim ubrań.
      - Co robisz?- Spytał zdezorientowany, ale ja postanowiłam nie reagować na niego.
              Jak on mógł zachować się tak lekkomyślnie? Ten człowiek nie panował nad swoimi wybuchami gniewu. Westchnęłam głęboko, kiedy zakładałam spodnie.
      - Odpowiedz mi.- Nakazał pewnym tonem, a po dłuższej chwili, kiedy zakładałam stanik, dodał - Ignorujesz mnie. Zajebiście. - Syknął. - Chcę tylko wiedzieć, po jaką cholerę, tam poszłaś?
             Nie wytrzymałam. Jego ton był oskarżycielski, jakbym go zdradziła, jakbym porzuciła jego miłość, jak nieodpowiedzialny właściciel, pozostawiającego swojego psa w lesie, przywiązanego do pierwszego, lepszego drzewa.
      - Naprawdę jesteś taki tępy, że myślisz, iż mogłabym cię zostawić?- Odwróciłam się w jego stronę - Widocznie nie znasz mnie na tyle dobrze, jak twierdzisz. Nie rozumiesz, że moja miłość do ciebie jest bezgraniczna? Kocham tylko ciebie i powinieneś o tym wiedzieć! - Pozwoliłam swojej frustracji wyjść na zewnątrz - Ile razy mam ci to udowadniać? Ile razy muszę się płaszczyć przed tobą jak pies, abyś w końcu to zrozumiał? Justin! Opanuj się w końcu, bo kiedyś...  - Zamilkłam, zawieszając swój wzrok i opuszczając swoją głowę, lecz po chwili odszukałam jego spojrzenie - Boję się, że kiedyś te twoje wybuchy przejdą na mnie. Poszłam do Dave'a, bo kiedy obudziłam się, ciebie nie było. Chciałam mu za wszystko podziękować, chciałam mu powiedzieć, że kocham ciebie ponad wszystko i boję się, że cię kiedyś stracę... Potem zaczęliśmy się droczyć. Resztę historii znasz, bo sam ją lekkomyślnie zakończyłeś, a teraz ten biedny chłopak cierpi w łóżku.- Podeszłam do chłopaka i przystawiłam mu jeden palec do czoła.- Pomyśl czasami, bo inaczej stracisz wszystkie osoby, które kochasz. Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony...  - Mruknęłam  i podeszłam do drzwi.
      - Przepraszam.- Mruknął, a mnie zamurowało.
             Po raz drugi usłyszałam od niego słowo "przepraszam". Odwróciłam się automatycznie w jego stronę i napotkałam skruszone spojrzenie.
      - Nie chciałem. Po prostu... jeżeli w grę wchodzisz ty, nie znam granic. Mógłbym zabić każdego i wiem, że jestem do tego zdolny. Za bardzo cię kocham, abym mógł pozwolić na to, by ktoś mi ciebie odebrał. Zakochałem się, Amando. - Wbił swój wzrok we mnie. - Nie mogę znieść, kiedy widzę, że śmiejesz się do innego chłopaka. Nie potrafię zapanować nad sobą, kiedy twoje ciało jest blisko kogoś innego... Tak było z Dave'em i to nic nie znaczy, że jest moim przyjacielem, moim bratem. - Na chwilę zamilkł. - Zabiłbym go, gdyby mi ciebie odebrał.- Z moich oczu już dawno zaczęły lecieć łzy, ale spojrzenie, którym obdarował mnie mój chłopak, dodało kolejną falę łez.
              Ujął mój podbródek i złożył na moich spuchniętych od płaczu ustach, delikatny pocałunek.
      - Zmienię się. Zrobię to dla ciebie, ale obiecaj mi, że zawsze będziesz przy mnie. Amy.. ja bez ciebie nie istnieje. Wiesz co się ze mną działo, kiedy nie wiedziałem, gdzie jesteś? Zdążyłem umrzeć setki razy, mój świat zapadał się za każdym razem, kiedy pomyślałem, że nie wrócisz. Kocham cię i nie pozwolę, aby ktoś ciebie skrzywdził. - mruknął i opuszkami palców gładził moją szyję
              Przywarłam do niego swoim ciałem, tak mocno jak tylko potrafiłam. - I ja cię kocham, Justin.- Wymruczałam.
              Nim zdążyłam w pełnie rozkoszować się jego zapachem, ktoś nam przerwał. Z dołu dobiegły do nas jakieś wrzaski, kiedy drzwi od naszego pokoju się otworzyły i stanął w nich Jason.
      - Justin, kurwa, oni tutaj są! Musisz wyprowadzić stąd Amandę. Już!
              Moje ciało zdrętwiało. Kto tutaj był? Gdzie zaprowadzić? O co chodziło? Miałam setki pytań, ale wiedziałam, że wypytywanie Justina, nic by nie dało. Ciągnął mnie gdzieś za sobą, a ja martwiłam się już tylko o to, aby za nim nadążyć.
              Zbiegliśmy na dół, po czym wybiegliśmy na taras, gdyż kuchnia, salon i korytarz zostały pochłonięte żywym ogniem, który rozprzestrzeniał się coraz szybciej.

Justin's POV 

             Gdy zauważyłem ogień, a do moich dróg oddechowych wdarł się drażniący dym, zacząłem panikować. Wiedziałem już kogo to była sprawka. Wiedziałem, że powinienem powiedzieć o swojej rozmowie z McCannem Jasonowi, ale tego nie zrobiłem. Zaciągnąłem Amy na taras, a potem kazałem jej siedzieć w altanie. Zacząłem nerwowo szukać swojego telefonu, ale go nie miałem. Warknąłem pod nosem. Przecież zostawiłem go w swoim pokoju...
      - Masz telefon? - Syknąłem w stronę skulonej dziewczyny, siedzącej na bujanej huśtawce.
             Pokręciła lekko swoją głową, na co przekląłem w myślach. Nie wiedziałem, czy Dave i Thomas dostrzegli pożar, więc musiałem tam pójść, ale nie mogłem pozostawić Amy samej. Byłem w rozterce... Podszedłem do niej i pogładziłem dłońmi jej ramiona.
      - Jak się czujesz? - Zapytałem niemrawo, myśląc o jej bezpieczeństwie.
              Wzruszyła cierpko ramionami, a zaraz potem spojrzała swoimi zielonymi, zapłakanymi oczyma na mnie. - Uratuj Dave'a. Nie pozwól mu zginąć. - Jęknęła.
              Poczułem w sobie namiastkę zazdrości, ale nie chciałem teraz ponownie zrobić jej awantury. Ciężko westchnąłem i złączyłem nasze usta w mocnym pocałunku. Nic nie mówiąc odbiegłem od niej i wparowałem do mieszkania pełnego odurzającego dymu. Zacząłem się dusić, lecz nie mogłem się wycofać. Chwyciłem w dłoń gaśnicę i zacząłem nią sikać przed siebie. Gdy płomień na moment ustawał, posuwałem się coraz dalej, aż dotarłem do schodów. Wyrzuciłem z rąk gaśnicę i szybko wbiegłem na górę.
              Ujrzałem Jasona, ciągnącego Thomas'a. Spojrzałem na niego zdezorientowany, lecz on kazał mi pójść po Dave'a. Tak też zrobiłem. Zasłaniając usta dłonią, kopnąłem drzwi od jego pokoju i wszedłem do środka.
      - Wstawaj! - Wrzasnąłem - Musimy uciekać! - Podszedłem do jego łóżka i odwróciłem go w swoją stronę.
              Nie zareagował na moje prośby, krzyki. Stracił przytomność, ale oddychał.
      - Cholera! - Wrzasnąłem, po czym od razu wziąłem go na ręce.
              Wybiegłem z nim na korytarz, lecz jedyna droga ucieczki została pochłonięta płomieniami. Zacząłem się nerwowo rozglądać. Robiło się coraz cieplej, a dym coraz bardziej zaczynał drażnić moje gardło. Zacisnąłem kumpla na swoich rękach i wbiegłem do pokoju Jasona, z którego wychodził balkon na ogród.
      - Jason! - Krzyknąłem z nadzieją w głosie, że chłopak zaraz się gdzieś by pojawił.
              Po kilku sekundach odrzuciłem jednak tę myśl i nie miałem wyboru. Ogień zaczął wdzierać się do pokoi, również do tego, w którym byliśmy. Wszedłem na barierkę i razem z Dave'em... skoczyłem. Wylądowaliśmy na ziemi, co nie było miłym przeżyciem. Mimo że skakaliśmy z niecałych ośmiu metrów wysokości, upadek i tak dał się we znaki. Zwichnąłem sobie rękę, która była przyduszona także jego ciężarem. Sprawdziłem jego tętno. Po chwili gwałtownie się ocknął. Był zmieszany.
      - Już dobrze, teraz w nogi! - Krzyknąłem, podbiegając w stronę altany, razem z nim w celu zabrania stamtąd Amandy.
              Nie wierzyłem własnym oczom. Nie było jej! Nie było Amy. To była dla mnie najgorsza wiadomość, jaką w przeciągu kilki minut mógłbym otrzymać. Zacząłem krzyczeć, wszystko stało się nieważne.
      - To znowu przez ciebie! - Wrzasnąłem, popychając swojego kumpla - Gdybym nie musiał po ciebie wracać... - Syknąłem, łapiąc się za głowę.
              Chłopak skarcił mnie wzrokiem, delikatnie dotykając swojego policzka. - Zmieniłeś się... - Jęknął, podchodząc do mnie - Kochasz ją, ale prawda jest inna. Ta miłość ciebie zabija, a ty tego nie widzisz. Nie trzeba było po mnie wracać... Miałbyś spokój... - Rzucił i się odwrócił.
              Nie pragnąłem go zatrzymywać. Jego słowa mną wstrząsnęły. Pierwszy raz powiedział tak ostre słowa w stosunku do mnie. Z namysłu wyrwał mnie krzyk dziewczyny. Krzyk Amy. Zacząłem mierzyć wzrokiem pole widzenia, wybiegając na podwórko. Dostrzegłem po drugiej stronie ulicy czerwony, dość duży samochód. Była tam jakaś kobieta i trzech facetów. Zacząłem biec w tamtą stronę.
              Dobiegając do naszego płotu, tuż za mną znalazł się Jason. Pokazał ręką, abym nie zadawał żadnych pytań i kazał być cicho. Szepnął mi nad uchem, abym podszedł do samochodu od tyłu, a on zająłby się przodem. Tak też zrobiłem, a gdy zaczaiłem się za krzakami, by móc wedrzeć się do tylnych drzwi, w moje objęcia wpadła Amanda i rozległ się strzał broni. Dziewczyna była roztrzęsiona, a jej ciało się trzęsło. Otuliłem ją swoim i skierowałem nasze ciała ku zderzakowi.
      - Ciii... - Mruknąłem, badając wzrokiem sytuację przed samochodem.
      - Masz za swoje, wredna suko... - Usłyszałem warknięcie Jasona i ktoś w tym samym momencie pobudził silnik do życia. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, auto odjechało z piskiem opon, a ja i Amanda upadliśmy na jezdnię.
              Dziewczyna szybko się podniosła, po czym pomogła mi wstać i przetarła dłonią mój policzek. - Wszystko w porządku? - chlipnęła.
              Parsknąłem pod nosem, biorąc ją na ręce. - Ze mną tak, ale z tobą chyba nie. - Westchnąłem i pokierowałem się z nią w stronę Jasona, obok którego stał Thomas, lecz Dave'a nie było. Jednakże nie to było naszym największym problemem. Thomas odebrał ode mnie Amy, a ja i Jason postanowiliśmy wbiec na podwórko, aby zabrać chociażby jeden samochód.
________________________________________________________
No... kochani.
Mam nadzieję, że rozdział trzydziesty się Wam podobał. W następnym czeka na Was miła niespodzianka :D
Domyślacie się, co to może być? :)
Pozdrawiam Was, Audrey :) 
PS. Elise...dziękuję za pomoc ♥
                                          CZYTASZ? = KOMENTUJESZ :)

20 komentarzy:

  1. Zajebisty!
    Nieźle trzymał w napięciu :D
    Akcja! To lubię. Czekam na ciąg dalszy :)

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  2. no no ale się dzieje :) uuhuhu rewelacja a wiedziałam że Justin będzie zazdrosy

    OdpowiedzUsuń
  3. omg! to jest prześwietne <3
    // @swaggiies

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaa ! Zajebisty rozdział ! <3333 jestem ciekawa co będzie dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. awww genialy boski ! <3 uwielbiam to jak piszesz <3 jestes niesamowita ;) trzymaszw napięciu a to kocham :> i jeszcze zazdrosny Justin..aww szczerze to nie wiem co to będzie za niespodzianka ale już niemoge się doczekac nastęgo rozdziłu <3 mam nadzieję ze dodasz jak najsyzbciej będziesz mogła kochana :) dużo wenki zycze :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu jest genialny.. Tyle emocji... Ale wiesz co, Ci powiem, że zachowanie Amy mnie trochę drażni.. Niby kocha Justina i wgl, a jednak poszła do Dave'a. Jeszcze się z nim przytulała... Podoba mi się to! Przypomina mi taką jedną postać z filmu, ale tu jest cudowniej, bo lepiej opisane !
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kolejna dawka niesamowitych emocji!
    jesteś wspaniała!
    nie spodziewałam się takiej akcji. . *o*
    Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
  8. O jezu .Chcialabym takiego przyjaciele jakim jest Dave ... nie mam pojecia co to za niespodzianka .. ale czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial <3XD @xweeper

    OdpowiedzUsuń
  9. super rozdzial ! czuje ze ta kobieta to matka amy a jason cos jej zrbil hm...

    OdpowiedzUsuń
  10. bardzo fajny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże genialny rozdział ta akcja trzymająca w napięciu ,te emocje ....Dave jest cudowny prawdziwy przyjaciel ...no i ten zazdrosny Justin uwielbiam go ale niech trochę opanuje emocje:)proszę szybciutko kolejny rozdział ,bo oszaleję no i czekam na niespodziankę <3 Kocham Cię @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebisty<333
    KOcham *.*
    czamy na nn :**

    OdpowiedzUsuń
  13. Trzymasz w napięciu , haha czekam na nn ;d
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  14. uwielbiam, tyle emocji *_*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  15. OMG jebłam ..... czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  16. Z niecierpliwością czekam na następny- TYLE MAM DO POWIEDZENIA.
    Buźka :D

    OdpowiedzUsuń
  17. OMFG nie wiem co napisac . Zajebisty rozdzial . Czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiem czemu, ale chciałam dać sobie spokój z twoim blogiem. Natychmiastowo żałuję tego głupiego pomysłu. Jak ja kocham ten rozdział. Dave mógłby być z Amy, bo Justin się strasznie zmienił. Boję się go i o niego. Czekam na następny!
    ostatni-wdech.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥