niedziela, 2 listopada 2014

~ Rozdział dwudziesty drugi

Amy's POV

    - Czego chcesz? Mało ci? Dlaczego ty nie możesz zostawić nas po prostu w spokoju?
           Moje pytania pozostawały przez cały czas bez odpowiedzi. Nic go nie obchodziło. Patrzył na mnie, trzymał w dłoni kluczyki od auta i patrzył. Jego niesfornie ułożone włosy były teraz sztywne i mocno zaczesane, a ciemny ubiór sprawił, że wyglądał naprawdę złowrogo nastawiony do świata. Bałam się tego, co mógłby mi zrobić, ale musiałam w końcu dowiedzieć się, dlaczego na siłę próbował rozdzielić mnie, Justina i zrównać Insiders z ziemią.
    - Jesteś coraz piękniejsza, Amando. - Uniósł kąciki ust, uśmiechnął się, po czym lekko przejechał opuszkami palców po moim policzku i dolnej wardze, na co zareagowałam dreszczami i natychmiast się odsunęłam, by pozbyć się obrzydliwego uczucia. - I wciąż grasz taką niedostępną, Amy. Otwórz się, a zobaczysz, co możesz zyskać, dołączając do mnie i mojego nowego życia, laleczko.
           O nie. Tego już było za wiele. Nie mogłam już dłużej stać, gapić się na niego i wysłuchiwać tych zażaleń Czułam się jak szara myszka, która stała przed kotem, a gdy zrobiła niewinny ruch, już było po niej. Stałabym się smakowitym kąskiem dla tego potwora. Musiałam zacząć stawiać czoła wyzwaniu.
    - Po pierwsze, nigdy nie dołączę do ciebie i jakiegoś twojego nowego życia... - Mruknęłam ostro, marszcząc brwi, następni zagryzłam wargę, by pohamować w jakikolwiek sposób swoją wściekłość - Po drugie idioto, nie jestem laleczką! - Krzyknęłam, bo już nie wytrzymywałam, a na dodatek widok Dave'a jeszcze bardziej mnie denerwował -  A po trzecie, jestem z Justinem i jestem z nim cholernie szczęśliwa, więc nie pisz do mnie tych durnych smsów i daj mi wreszcie święty spokój! - Wrzasnęłam, wymierzając mu cios prosto w twarz. 
           Nie drgnął. Szeroko się uśmiechnął, znowu na mnie spojrzał i się odwrócił. Zdziwiona i rozkojarzona wpatrywałam się, jak podchodził do auta, dlatego nie zwróciłam uwagi na otoczenie. To dało mu przewagę i ewidentnie to wykorzystał, bo w pewnej chwili poczułam ukłucie w brzuchu i brak możliwości poruszania się przez kilka sekund. Czułam odrętwienie, jakbym była sparaliżowana. Gdy otworzyłam oczy, siedziałam pod drzewem z zawiązanymi rękoma i nogami. On stał naprzeciw, paląc papierosa, mierząc wzrokiem moją osobę i notując coś w jakimś zeszycie.
    - Wypuść mnie. Mam już dość tych gierek, Dave. Proszę... - Uniosłam twarz, która od razu została czymś uderzona.
          Cholernie piekły mnie oba policzki. Czułam, jak krew w moich żyłach wrzała, a po chwili zastygała. I tak na przemian. Zimno i ciepło. Jak ogień i woda. Jedno gasiło drugie, ale po chwili proces się powtarzał.
    - Amy, nigdy nie nauczysz się pokory i dystansu. - Uklęknął, złapał mnie za włosy i mocno pociągnął do tyłu tak, że teraz miałam jego usta tuż przy swoich - Słuchaj mnie uważnie mała suko. - Cmoknął wargi i ponownie pociągnął za włosy tak, że ból był jeszcze większy - Ty i Parker nigdy nie będziecie razem, rozumiesz? Insiders nigdy już nie będzie na samym szczycie, a ty... Już nigdy nie będziesz w stanie normalnie funkcjonować. Zniszczę cię i zobaczysz, jaka bolesna może być śmierć. Będę niszczył cię stopniowo, razem z twoim chłopakiem zasmakujesz mojej zemsty. - Pchnął mnie tak, że uderzyłam o drzewo.
          Straciłam świadomość, ból ukoił nerwy i poczułam senność. Ogarniająca mnie beztroska była ukojeniem dla duszy i ciała. Nie czułam nic. Jakby serce zamarło, a Bóg zabrał mnie do siebie. Ale to nie trwało zbyt długo. Skóra mnie piekła. Krew w żyłach wrzała, podwyższając ciśnienie. Wtedy się ocknęłam. Otworzyłam powoli oczy, ale gdy dostrzegłam otaczający mnie pożar, zaczęłam panikować. Wkoło wszystko pochłaniał ogień. Ja byłam związana, więc jaka była szansa na ucieczkę? Byłam słaba, ale musiałam dać radę.
          Zaczęłam ocierać rękoma o drzewo. Wystawał z pnia jakiś pręt, dlatego postanowiłam go wykorzystać. Udało się. Szybko odwiązałam supeł na nogach i wstałam. Byłam przerażona, bo było coraz mniej miejsca, mniej tlenu, a coraz więcej dymu.
          Nie zastanawiałam się dłużej. Otuliłam twarz rękoma i rzuciłam się biegiem przez płomienie. Oddalając się od pożaru, opadałam z sił. Wstrzyknął mi jakąś substancje, która co chwilę paraliżowała mi ciało i ciężko było mi się poruszać. Jakimś cudem jednak dotarłam do domu.
          Ujrzałam Justina. Nic nie było dla mnie bardziej wartościowego od tego chłopaka. Mocno się w niego wtuliłam, czując po raz pierwszy bardzo silne poczucie bezpieczeństwa i to było potwierdzeniem mojej miłości. Kochałam go całym sercem i byłam w stanie poświęcić się dla niego, dla nas.
          Budząc się, czułam jego ciepłe usta przy swoich. Delikatnie się uśmiechałam dostrzegając, że był cały i zdrowy. Jemu nic się nie stało, a to było najważniejsze. Chcąc go przytulił, zauważyłam rany na swoich dłoniach. Kolejne bandaże i opatrunki, jakie przyszło mi mieć. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na Justina, który wyrażał mnóstwo bólu i bezradności oraz złości. Był zły, że nie mógł mnie ochronić. Czułam to, bo miałam świadomość, bycia w jego sercu najważniejszą osobą. Zawsze to dawał mi do zrozumienia, jeżeli chodziło o moje życie.
    - Nic nie mów. - Powiedział bardzo cicho. -  Nie martw się. Zakończę to już niedługo. - Delikatnie gładził dłonią moje czoło, uspokajając mnie, ale i siebie samego - Nigdzie się beze mnie nie ruszysz. Rozumiesz? - Lekko się uśmiechnął, ale czułam w tym uśmiechu dużo goryczy.
          Przytakując, pocałowałam go w kącik ust, a potem postanowiłam wstać. Czułam się już o wiele lepiej. Mogłam swobodnie poruszać kończynami oraz nic mnie już nie bolało tak, jak przed zaśnięciem. Musiał podać mi jakieś leki na ból, albo coś innego, co pomogło mi przetrwać.
    - Jest Nina? - Zapytałam, ubierając sweter i spodnie dresowe.
           Parker przytaknął i oblizał usta, po czym stanął obok mnie i mocno przytulił, całując w czubek głowy. - Kocham cię, pamiętaj. Jesteś najważniejszą osobą w moim popierdolonym życiu. Zawsze będziesz. - Ostatnie słowa wypowiedział bardzo cicho. Czując bicie jego serca, pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie.
           Wchodząc do pokoju Niny, dostrzegłam ją stojącą przy oknie. Wyglądała normalnie. Biała sukienka, czarny sweterek i granatowe czółenka. Gdy się odwróciła, brzuszek z maleństwem był przepiękny.
    - Amanda! - Krzyknęła i rzuciła się na mnie.
           Bardzo zdziwiła mnie jej reakcja, ale to było takie przyjemne. Czułam, że nie tylko Justin się o mnie martwił, ale i ona. Dziewczyna, przyjaciółka, której mi bardzo brakowało od momentu pożegnania się z przyjaźnią Leslie. Taka więź była niezastąpiona i przede wszystkim bardzo potrzebna.
    - Spokojnie. - Uśmiechnęłam się, gładząc jej plecy - Mam parę ran, ale nic mi nie jest. - Musnęłam jej policzek, uważnie na nią spoglądając - Ale musimy pogadać. - Przełknęła ślinę, na co oblizałam usta - Widziałam się z  Dave'em. To ju nie są żarty... - Oddech stał się nierówny - Nina, on jest zdolny do wszystkiego...  - Rozchyliłam wargi, czując ogarniającą panikę. - Ja nie chcę tego. Chcę żyć z Justinem, chcę mieć dziecko, jak ty. Chcę być przy twoim boku, być wspaniałą ciocią dla twojego dziecka, Nina... - Trzęsłam się.
           To było za dużo dla mnie. Pękła we mnie bańka z odwagą i łzy ciekły mi z oczy. Miałam dość. Od kilku miesięcy żyłam w strachu. Każdy dzień był wyzwaniem, szansą na lepsze życie, ale co z tego, skoro teraz znowu groziła śmierć nie tylko mi, ale także osobom, na których mi cholernie zależało?
    - Amy... - Nina położyła obie dłonie po obu stronach moich barek, a potem lekko westchnęła - Justin ma plan. Jason i Thomas pojechali do Butchers, by przyśpieszyć akcję. Zobaczysz.. - Uśmiechnęła się - Damy radę. Jesteśmy silne i mamy o co walczyć. Ja mam. - Dotknęła swojego brzucha i pogładziła go.
           Patrzyłam na nią i momentalnie zapiekły mnie powieki. Pragnęłam mieć swojego dziecko od bardzo dawna. Chciała przelać cała swoją miłość na małą istotę, która byłaby moim dzieckiem, moim słoneczkiem w pochmurne dni... Dlatego przyłożyłam do niej dłonie, ukucnęłam i pocałowałam brzuszek panny Forest. Chciałam ją także chronić. Ją i dziecko, bo one zasługiwały na szczęście.
    - Amanda! - Usłyszałam donośny głos Justina, który przerwał pieszczoty z Niną.
           Podniosłam się i wyszłam na korytarz, a tam czekał na mnie mój chłopak z Jasonem. Wyglądali na bardzo zniecierpliwionych. Zapytała wzrokiem, czego chcieli, na co Justin podszedł, mocno mnie pocałował i powiedział tyko, że mnie kochał. Jason nie odważył się spojrzeć. Stałam osłupiała, bo zaraz po chwili obaj ruszyli w kierunku schodów.
    - Hej, dokąd idziecie? Justin? - Pociągnęłam go za ramię, na co przystanął, ale nic nie odpowiadał, nawet na mnie nie spojrzał.
           Jason popatrzył na towarzysza, sugerując mu coś spojrzeniem. O co tutaj do cholery chodziło... W głowie snułam różne kwestie tej sceny, ale to, co powiedział Parker, wyprowadziło mnie w pole.
    - Zabiję gnoja. Mam go dość. - Wycedził przez zaciśnięte zęby, starając się niczego nie roznieść w powietrze.
           Zacisnęłam dłoń na jego ramieniu, a potem jak gdyby nigdy nie odwróciłam go do siebie, chociaż stawiał opór. Ujęłam jego policzek, potem drugi i mocno przywarłam ustami do jego warg. Zatraciłam się w tym namiętnym pocałunku, błagającym o odrobinę zrozumienia. Nie mogłam się powstrzymać. Wsunęłam język do jego ust. Opierał się, warczał. Ale przyjął mnie. Jego zachłanność była dla mnie odskocznią. Wskoczyłam na niego, a on objął mnie i mocno trzymał, całując cały czas. Tego mi brakowało. Tej porywczości, uczucia i namiętności. Z moich oczu wypływały łzy, kiedy je otworzyłam. Jasona już nie było, gdzieś zniknął, natomiast Justina dręczyły pewne myśli, pewne czyny, które ja odgoniłam w ciemny i bezduszny las. Zatrzymałam go.
    - Kochaj się ze mną. Proszę... - Znowu go mocno pocałowałam, chcąc na chwilę uciec od problemów i złości.
           Wahał się, czułam to w jego niepewnych ruchach. Wszedł ze mną jednak do pokoju i kopnięciem zamknął drzwi. Położył na łóżko, przykrywając swoim ciałem. Kochałam mieć go na sobie, czułam się tak, jakby otaczał mnie przed złem całego świata swoim ciałem.

Justin's POV

           Nie chciałem jej ulec. Miałem cel - zniszczenie Dave'a. Musiałem w końcu wyswobodzić siebie i Amandę od tak wielkiego zagrożenia, jakim był właśnie mój dawny przyjaciel, wspólnik i powiernik tajemnic. Bałem się, że skoro teraz szantażował moją dziewczynę, zwabił ją jakimś gównianym podstępem do spotkania, to mógł posunąć się do czegoś naprawdę bardziej poważnego.
          Czułem błaganie, jakie wydawało ciało mojej narzeczonej. Powoli zdjąłem swoją koszulkę. Dłońmi zaczęła wodzić po moim torsie, potem plecach, aż na końcu sama dobrała się do moich spodni, pozbywając mnie ich. Zaśmiałem się, bo ujrzałem, jak bardzo była pochłonięta oderwaniem mnie od myśli zabijania Dave'a.
           Ściągnąłem z jej ciała sweterek i spodnie. Na szczęście była bez bielizny, co bardzo podziałało na moje zmysły. Otarłem się o nią kroczem, na co głośno jęknęła. Ująłem oba nadgarstki Amy i wziąłem je za jej głowę, bardzo namiętnie łącząc nasze usta w pocałunku.
           Po kilku chwilach, zanurzyłem się w Amandzie. Uderzyło we mnie ogromne ciepło. Była spragniona, ja także. Bliskość, uczucie, namiętność i miłość. Tym mnie obdarzała za każdym razem, gdy przeżywaliśmy naszą miłość wspólnie. To samo dostawała ode mnie.
    - Justin, Justin kocham cię... - Wydyszała w moje usta, a ja dostrzegłem jak bardzo mnie potrzebowała.
           Wtuliła się we mnie, zacisnęła z całej siły dłonie na moich plecach i oddawała mi się, płacząc. To bolało, bo nie chciałem jej stracić. W momencie kiedy ją poznałem, ona stała się moim światem.
    - Skarbie, kocham cię. Na zawsze. - Powiedziałem, kiedy wypełniłem ją swoją miłością, a ona mocno zacisnęła się wokół mnie.
           Uspokajała się bardzo długo. Szukała co chwilę innej pozycji, by móc w spokoju przy mnie zasnąć. To mnie roztrajało, bo tak piękna i niewinna dziewczyna musiała przechodzić piekło przez taką bestię, jaką ja byłem. Ale nie umiałem pozwolić jej odejść. Ułożyć sobie życia z kimś innym, może lepszym. Ona była moja i koniec. Była moim sercem. A bez serca żyć nie można.
           Nie mogłem zasnąć razem z nią. Bałem się chociaż na chwilę zmrużyć oczy. Pieściłem jej plecy, dłonie, uda. Moje serce potrzebowało opieki, mojej opieki. Czułem się za nią bardzo odpowiedzialny i dlatego postanowiłem odpuścić trochę emocjom związanym z Honim. On i tak zostałby niedługo rozszarpany. Zostanie zniszczony...
           Musiałem się napić. Amanda spała, miała miarowy oddech. Przykryłem jej piękne ciało kołdrą i położyłem obok niej misia. Wyglądała idealnie w każdym centymetrze. Westchnąłem, patrząc na nią. Wciągnąłem spodnie i wyszedłem, ostatni raz przyglądając się owej kobiecie.
    - Śpi? - Usłyszałem głos Niny, która wchodziła akurat do swojego pokoju, ale moja osoba przykuła jej uwagę.
           Przytaknąłem, drapiąc się po torsie. Forest popatrzyła na mnie i zaprosiła do swojego pokoju. Zgodziłem się, bo ciekawiło mnie, czego chciała. Weszła zaraz za mną, zamknęła drzwi i usiadła na fotelu. Przypatrywałem się brzuszkowi, który miała.
    - Niedługo się urodzi, co? - zapytałem wskazując na niego palcem.
    - Prawdopodobnie w tym tygodniu. - Uśmiechnęła się, przez co twarz zaczęła emanować promieniami radości - Czuję, że będzie to chłopiec, jest bardzo silny. No i nieźle kopie. - Parsknęła - Justin, Amy widziała się z nim. Powiedziała mi, że ma już dość. On chce wszystkich zniszczyć. - Przełknęła ślinę, a twarz z radości przemieniła się w smutek i niewiedzę.
    - To, że on zamierza wszystkich zniszczyć, nie oznacza, ze mu się to uda. - Sam sobie nie wierzyłem... - Amanda i ty, jesteście pod naszą opieką. Jason rzuci się za ciebie w ogień, a ja za Amandę. Thomas robi za waszą niańkę, ale nie tylko dlatego, że obaj go o to poprosiliśmy, ale też dlatego, że was... no kocha. - Parsknąłem lekko i ukucnąłem obok Niny. - Dave może sobie grozić, gadać różne rzeczy, ale prawda jest taka, że nas nic nie zniszczy, rozumiesz? Spójrz na nas. Tak z boku. Zobacz, ile już przetrwaliśmy... - Mówiłem co mi ślina przynosiła na język, a najgorsze w tym wszystkim było to, ze ja sam nie mogłem uwierzyć w słowa, które padały z moich ust. - Oddałem wszystko co miałem, aby nasze, nie moje, ale nasze życie zaczynało się układać. Potrzeba jeszcze czasu i nadziei. ale zobaczysz, że nam się uda, Nina proszę. Tylko ty mi się tu nie rozklejaj, bo nie wiem jak uspokoić Amy, a co dopiero ciebie... - Zaśmiałem się, ściskając jej dłonie.
           Patrzyła na mnie, nie wiedząc co powiedzieć. Wszystkiego kobiety posiadały podobne cechy. Nina także mnie przytuliła i podziękowała za wszystko. To było miłe i inne. Życie nadal nie przestawało mnie zaskakiwać. A kiedy wychodziłem, powiedziała, że jeżeli będzie to synek, nazwie go Parkie. Aby chociaż cząstka mnie była w imieniu jej syna. Przytuliłem ją,  bo nie musiała tego robić.
    - Jak Amanda? - Zapytał mnie Jason, gdy wszedłem do kuchni.
    - Dobrze, zasnęła. Nina do niej poszła, by wiesz, być przy niej. Ja musiałem ochłonąć i się czegoś napić. - Usiadłem. - Nalejesz mi? - Skierowałem wzrok na pustą szklankę.
           Zgodził się i wziąłem kilka łyków mocnej whiskey. Brakowało mi tego palenia w gardle. Świadomość, że wszystko było teraz w czarnych kolorach napędzała mnie, by pomalować świat Amandy i Niny na kolorowe barwy. Ale jak miałem tego dokonać, skoro nie miałem nic? Nagle do kuchni wpadł Thomas, cały zdyszany.
    - Chodźcie, Butchers przyjechali. Mają plan, ale podobno jest jakaś przeszkoda. Chcą z nami pogadać, czekają w naszej piwnicy. - Nie mógł złapać oddechu, dlatego wstałem i go posadziłem.
    - Uspokój się, stary. Skoro są w piwnicy, to zaraz tam pójdziemy. Ty idź do dziewczyn, nie mogą być tam same. Jason... - Spojrzałem na swojego kumpla- Idziemy. - Rzuciłem tylko, a on wstał i zaraz za mną poszedł do miejsca, w którym czekali nasi wspólnicy - a raczej pomocnicy. 
____________________________________________________________

Kochani!
Jak wrażenia po kolejnym rozdziale, w którym dowiedzieliśmy się, co działo się z Amandą?
Jak oceniacie reakcję Justina?
Zmienilibyście coś w jego zachowaniu?

Czekam na Wasze opinie!
Kocham!

Audrey xo. 

CZYTASZ? =KOMENTUJESZ!