piątek, 21 lutego 2014

~ Rozdział szósty

          Po powrocie do domu, tuż po wtargnięciu do kuchni, dostrzegłam Jack'a siedzącego przy stole z butelką whiskey. Prosiłam Boga w myślach przez całą drogę powrotną, aby nie był na mnie zły. Chciałam, aby zrozumiał, że mnie z Justinem już nic nie łączyło. Że go nie kochałam, choć tak naprawdę on zawsze byłby moim sercem... Znaczył dla mnie wszystko, ale to nie mogło wyjść na jaw przed Nevilem. Zabiłby go. Zabiłby moje serce, które krwawi, gdy nikt nie patrzy.
     - Wróciłam już... - przysiadłam się do niego i swoją dłonią ujęłam jego wolną rękę, bo w drugiej trzymał szklankę z trunkiem, który co chwilę wlewał do swojego gardła.
          Odepchnął moją rękę i nawet na mnie nie spojrzał. Poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy nie znosiłam dobrze odrzucenia.
     - Jack... - zaczęłam, ale nie zdążyłam nic więcej dopowiedzieć, gdyż chłopak rzucił szklanką na drugi koniec pomieszczenia.
     - Co, do cholery? - krzyknął tak, że zrobiłam kilka kroków do tyłu.
          Spuściłam głowę w dół, zacisnęłam usta i spięłam pośladki. Znowu moim ciałem zaczął władać strach. Czy kiedykolwiek on by zniknął? Chciałabym mieć spokojne życie, ale najwidoczniej ono nie było mi pisane... - Jack.. przestań... - starałam się zachować spokojny ton głosu - Nic się nie stało.. To była tylko rozmowa.. - spojrzałam na niego i dopiero w tamtej chwili dostrzegłam, jaki był wściekły.
     - Kiedy ty zrozumiesz, że nienawidzę tego sukinsyna? Jesteś ze mną, czy nie? Kiedy on się pojawia traktujesz mnie jak gówno! - wrzeszczał, a ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Wiedziałam, że musiałam zapewnić Justinowi bezpieczeństwo. Zaczerpnęłam głośno powietrze.
     - Jack, kocham cię. Uświadomiłam o tym Justina. - przełknęłam ślinę. Po raz pierwszy odważyłam się na takie wyznanie względem Nevila.
          Parsknął i jedyne co był prawdopodobnie w stanie zrobić, to wydobyć z siebie głośny, oschły śmiech. Gardził mną. Teraz, gdy przełamałam się i powiedziałam mu te cholerne dwa słowa, on mnie wyśmiał.
     - Spierdalaj na górę, nie mam ochoty cię dzisiaj już więcej oglądać.. - syknął, po czym rzucił butelką w stronę kosza na śmieci, a ona rozbiła się o kafelki. Zaczęłam się trząść - No kurwa, wypierdalaj! - krzyknął
          Wyprostowałam się i postanowiłam się mu postawić. - Nie..- mój głos był cichy. - Możesz mnie zamknąć w tej cholernej piwnicy..- łzy płynęły mi po policzku.
          Odrzuciłam Justina dla tego pieprzonego drania, a on traktował mnie jak szmatę. - Możesz mnie bić, obrażać i odpychać. - syknęłam i zrobiłam krok w jego stronę. - Masz rację, Jack. Traktuj mnie tak, jak to robił mój ojciec i banda jego kundli. Masz racje, zapomnij o tym, że właśnie od tego gówna mnie uwolniłeś. Ale wiedz, że wcale nie jesteś lepszy! - zaczęłam krzyczeć, zaczęło mi brakować sił na cokolwiek. Czułam się bezużyteczna i niepotrzebna.
          Czułam się jak wrak człowieka. Człowieka, który w życiu doświadczył zbyt dużo bólu i cierpienia. Ale Jack i tak tego nie zrozumiał. On chciał kontroli. Kontroli nad całym światem, a ja z czasem stałam się marionetkę w jego dłoniach. Kiedy już postanowiłam zawalczyć, przywrócić w sobie opanowanie i pokazać, że potrafiłam być silna i niezależna... - Skoro tak.. - otarłam swoje łzy... - Odejdę od ciebie... Nie chcę być dłużej tak traktowana. - moje spojrzenie stało się kamienne.
          Nevil obdarzył mnie tak surowym spojrzeniem, że przeszedł mnie zimny dreszcz. - Ty mi grozisz? - syknął i zaśmiał się drwiąco. - Och, Słonko..- podszedł do mnie i pogładził mnie po policzku. - To wypierdalaj stąd, ale nie wiem, dokąd pójdziesz.
          Kiedy zauważył, że wzruszałam ramionami, uderzył mi. Nie tak jak zawsze, nie z otwartej dłoni. Jego pięść trafiła w moją żuchwę. Poczułam krew w ustach. Poczułam ból, który przepełnił nie tylko moją twarz, ale i ciało, serce. To okropne uczucie znowu się pojawiło... Zupełnie nieproszone... Jęknęłam cicho i ledwo stojąc na nogach odwróciłam głowę. Co miałam zrobić? Wtedy, gdy milczałam, pchnął mnie. Upadłam, ale szybko mnie podniósł. Otworzył drzwi, a po chwili wypchnął mnie z domu tak, że wylądowałam na trawniku, wcześniej pokonując kilka stopni. Moje nogi były całe obtarte i pokaleczone. Nie było mnie stać na jakiekolwiek słowo. - Jeszcze tu kurwa wrócisz... - syknął, i zatrzasnął drzwi. Z trudem oddychałam
          Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam na tym cholernym trawniku. Czułam się tak źle, że zapragnęłam śmierci. Czym zasłużyłam sobie na takie katusze od życia?
          Kiedy udało mi się wstać, weszłam na główną drogę. Most - to na niego się kierowałam. Wciąż płacząc i ocierając krew z ust, szłam przed siebie. Kiedy dostrzegłam zarysy mostu w oddali uśmiechnęłam się. "Jeszcze tylko kawałek.."- Pomyślałam z nadzieją.
          " Nowa Amy" nie przetrwała zbyt długo. Nie sądziłam, że utrzymywanie maski zdałoby się na nic... Chciałam pokazać, że zasługiwałam na szacunek, a jak wyszło? Zupełnie nie tak, jakbym się spodziewała... Weszłam na asfalt mostu i podeszłam do barierki. Pode mną rozciągała się bardzo szeroka rzeka - Oila. Zacisnęłam dłonie na metalowej rurce i zamknęłam oczy. Łzy szybciej zaczęły spływać po moich policzkach, a następnie po karku, dekolcie... Chciałabym, aby Bóg już zabrał mnie do siebie...
          Podniosłam wzrok i zapragnęłam poczuć orzeźwiającą wodę na swojej skórze. Wychyliłam się lekko za barierkę i zaczerpnęłam powietrza. Cisza. Właśnie tego pragnęłam. Chciałam umrzeć. To wydawało się najlepszym rozwiązaniem... Justina okłamałam, aby go chronić. Jack'a nie kochałam i nigdy nie byłabym w stanie pokochać. Nie potrafiłabym. już tam wrócić, nie do miejsca, w którym za wszystko byłam karana. Czułam się przez chwilę znowu tak, jak wtedy, gdy ojciec mnie molestował, bił, szarpał. A tu? Nurt rzeki wydawał się być spokojny, a więc moje ciało nie miałoby szaleńczej przygody z wodą.
          Górna część barierki była dość szeroka, więc usiadłam na niej, a nogi spuściłam w dół. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo czułam, że to ostatnia chwila, aby dać upust wszystkim emocjom. Pozwoliłam, aby ciężar jaki dźwigałam na swoich ramionach opadł - za chwilę wszystko miało przestać mieć znaczenie. Za chwilę miałam być wolna. Miałam nie czuć bólu... - Jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek znajdzie moje ciało, chciałabym, aby trafiło do Justina... - wypowiedziałam te słowa bardzo cicho i bardzo powoli.                    Przekręciłam się tak, że teraz nogi miałam po stronie zewnętrznej mostu. Teraz wystarczyło się tylko odepchnąć...
     - Ej.. ej.. czekaj.- Usłyszałam czyjś głos za sobą. Nie spojrzałam w tamtą stronę. - Posłuchaj, porozmawiajmy. - To był chłopak, a jego głos wydawał mi się taki znajomy. Uniosłem głowę, a kilka kroków ode mnie stał Dave. Kiedy mnie dostrzegł, jego twarz nie wyrażała nic.
          Znowu ktoś z nich... Dlaczego? Skąd on się tu wziął? Czy właśnie teraz starał się mi pomóc? Nie, nie chciałam jego pomocy. Nie kochałam go, nikogo już nie kochałam. " Kochasz idiotko. Kochasz Justina" - moja podświadomość zaczęła mnie pouczać.
     - Nie..podchodź.. - mruknęłam, odwracając głowę w stronę rzeki.
     - Amy, co ty wyprawiasz? - jego głos był  zachrypnięty.
          Przejmował się mną? Nie! Wszyscy mięli mnie gdzieś. Potrząsnęłam głową i przesunęłam się nieco dalej, aby być na środku. -Amanda, kurwa, zatrzymaj się!
     - Nie! - wrzasnęłam, a dłonie, które miałam oparte na krawędzi zaczęły mi się trząść. - Nigdy więcej nie mam zamiaru przeżywać tego wszystkiego. Nie jestem marionetką, już nigdy nie będzie ktoś mną dyrygował, rozumiesz?! - krzyczałam. Nie miałam już siły na płacz. Teraz chciałam jedynie zanurzyć się w tej zapewne lodowatej wodzie.
     - Amy, chodź. - spojrzałam na niego, a jego oczy wyrażały taki strach, że zabrakło mi powietrza w płucach. - Porozmawiamy..- wyciągnął w moją stronę rękę.
          Zacisnęłam dłonie na krawędzi, gdyż wysokość zaczęła mnie przerażać. Co miałam zrobić?
     - Dave... - cicho szepnęłam i wróciłam wzrokiem na swoje zwisające nogi. Serce podeszło mi do gardła i nagle poczułam, że straciłam panowanie nad sobą. Nie wytrzymałam tego.  Jedyne na co było mnie stać, to krzyknięcie.
          Przez jedną, cholerną sekundę myślałam,  że byłam już coraz bliżej śmierci. Wleciałabym do wody, utopiła się i być może wtedy poczułabym odrobinę szczęścia. Ale nie. Nie stało się tak, bo poczułam jak ktoś ujął moją dłoń. To był Dave. Rzucił mi się na ratunek. Ale... jak? Dlaczego?
     - Ja pierdole, nie ruszaj się, to cię wciągnę! - usłyszałam jego krzyk.
          Moim sercem władał strach, przerażenie wypełniało każdą komórkę mojego organizmu. Właśnie wisiałam w powietrzu, trzymając się zawzięcie jego ręki.
     - Wciągnij mnie, błagam, wciągnij mnie! - powtarzałam nerwowo.
          Zamknęłam oczy, bo nie chciałam widzieć jego przerażenia na twarzy. Trzymałam się mocno jego ręki. - Błagam, Dave.. Nie pozwól mi spaść..- szepnęłam.
     - Daj spokój, nie pozwolę.. - poczułam mocne szarpnięcie i już po chwili byłam w jego objęciach. Nie poczułam ulgi. Poczułam jedynie jeszcze większy strach, bo on na pewno nie pozwoliłby mi teraz odejść.
     - Och, Amy... - zaczął pocierać dłonią moje plecy, a potem mocno mnie przytulił - Nigdy więcej tego nie rób....Nigdy
          Trzęsłam się i pozwoliłam, aby mnie przytulał. Tak dawno nikt tego nie robił, że zapomniałam, jak bardzo jest to przyjemne uczucie. - Amy, myślałem, że umrę..- Chłopak, co chwilę szeptał i głaskał mnie po całym ciele.
          Zacisnęłam swoje dłonie wokół jego szyi, a głowę umieściłam na barku - Zabierz mnie stąd, błagam. - szepnęłam cicho, niemalże łkając. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Zaprowadził mnie do auta i bez słowa zapiął mi pas, gdy ja nadal nie potrafiłam się uspokoić. Chciałam śmierci, a gdy już stanęłam z nią twarzą w twarz, moim ciałem zawładnął paniczny strach. Dave wsiadł na miejscu kierowcy i pobudził silnik samochodu do życia, po czym ruszył przed siebie. Nie zastanawiałam się, dokąd mógłby mnie zabrać.

Justin's POV

          Tuż po spotkaniu z Amandą, pokierowałem się do naszego domu. Nie potrafiłem jej zrozumieć. Po jasną cholerę się ze mną spotkała? Aby dobić mnie faktem, że teraz tworzyła szczęśliwy związek z tym gnojem? Nie, to się kupy nie trzymało. Coś w tym było nie tak i musiałem się dowiedzieć. Od razu, gdy wszedłem do domu, poszukałem swoich ludzi. Dave'a nie było, musiał coś załatwić, ale Jason i Thomas od razu pomogli mi sprawdzać bazę danych, którą nadal trzymaliśmy.
     - Musi coś być, czego nie wie policja, a chętnie by się dowiedziała... - syknąłem, siadając w salonie na kanapie
     - Justin, serio chcesz załatwić to w taki prymitywny sposób? - mruknął Thomas.
          Ja sam nie wiedziałem, czego chciałem. Amy zburzyła moją równowagę, a mój rozsądek został w tamtej kawiarni, w której oświadczyła mi, że mnie nie kocha.
     - Tak i kurwa nie zadawaj mi więcej pytań, jasne? - zmierzyłem go ostrym wzrokiem. - Zamierzam postawić Insiders na nogi, musimy odzyskać swoją godność - syknąłem przez zaciśnięte zęby i poszukałem w telefonie numeru do jednego z funkcjonariuszy policji. - Jason, daj nową kartę. Jack niedługo będzie miał niespodziewaną wizytę mundurowych. - wstałem i poszedłem do kuchni napić się czegoś orzeźwiającego.
          Zniknąłem na dosłownie kilka minut, a z salonu dobiegły mnie jakieś krzyki.- Znowu, kurwa.. Jak dzieci..- mruknąłem i odstawiłem szklankę.
          Wchodząc do pomieszczenia obok, dostrzegłem Dave'a. - Co jej się stało? - Jason potarł swoje czoło i wbił we mnie wzrok, szukając jakiegoś wytłumaczenia.
          Zamarłem na widok pokaleczonej sylwetki Amandy. Była... posiniaczona, pobita. Z jej ust sączyła się krew, a na dekolcie i bluzce była już ona zaschnięta. Poczułem się tak, jakby ktoś nagle oblał mnie lodowatą wodą. Nie stać mnie było na nic, dosłownie. Dave pomógł pokonać jej kilka kroków, ale ona nawet nie miała siły iść. Musiałem...
     - Wezmę ją.. - powiedziałem tak łagodnie, jak tylko mogłem.
          Z niechęcią mi ją oddał, ale wiedział, że jeżeli by tego nie uczynił, mógłby zapłacić życiem... Wziąłem ją w objęcia i wsunąłem swoją dłoń pod jej kolana, a już po chwili niosłem ją na górę.
Pokonując kolejne kroki, a później stopnie nie mogłem przestać spoglądać na jej posiniaczoną twarz. Dziewczyna miała zamknięte oczy, nie wiedziałem, czy to z mojego powodu, czy z fakt, iż była wykończona.
W swoim pokoju położyłem ją na łóżku i przykryłem kocem. - Jesteś bezpieczna.
          Nie odpowiedziała mi nic. Oblizałem nerwowo usta, bo byłem rozdarty. Mówiła, wręcz zapewniała, że była z nim bezpieczna... A ja jej kurwa uwierzyłem. Znałem tego dupka i wiedziałem, że w końcu by ją dotknął w ten niewłaściwy sposób...
     - Prześpij się... - powiedziałem w miarę spokojnie i usiadłem na końcu łóżka. Oparłem się o nie i patrzyłem na nią. Tyle czasu marzyłem, aby znowu była obok... " No i teraz jest głupku" - odezwało się moje sumienie. Jasne. Była. Ale w jakim stanie...
          Amanda zaczęła się nerwowo wiercić, więc pogłaskałem ją po łydce.
     - Cśśś..- poczułem gulę w gardle, nie mogłem znieść jej widoku. Zacisnąłem drugą dłoń w pięść i obiecałem sobie, że zniszczyłbym tego sukinsyna.
          Zaczęła płakać. Szybko oddychała, zaciskając w pięści swoje włosy. To mnie bolało. - Hej... - szybko znalazłem się przy niej. Ująłem jej dłonie i złączyłem je razem - Amy, nie płacz, jesteś bezpieczna. Amy... - mówiłem do niej, a ona nagle otworzyła szeroko oczy. Bałem się, że mogłaby mnie uderzyć, uciec ode mnie. Ale nie...
          Wpatrywała się we mnie z ulgą. Uniosła rękę i pogłaskała mnie po policzku.- Justin.. - jej ton głosu wyrażał niedowierzanie. Delikatnie się uśmiechnąłem mimo tego jaki ból mi to sprawiało.
     - Tak... - położyłem się obok niej i przyciągnąłem ją do siebie - Możesz spokojnie spać.. Będę tu.. - szepnąłem, w lewej dłoni trzymając jej rękę. Splotłem nasze palce i wiedziałem, że nie potrafiłbym ich już puścić. - Będę tu.. - powtórzyłem cicho

*****************************************************
Jejuś... Tak bardzo, bardzo Was przepraszam....
Nie pisałam tak długo, dlatego, że nie potrafię już tak cudownie wczuć się w owych bohaterów.
Sprawia mi to wiele trudności, gdyż mam inne obowiązki i niestety bardzo dużo czasu spędzam poza domem.
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nie wiem czy w ogóle będę dalej pisać.

Pozdrawiam Was, Audrey.