środa, 29 maja 2013

~ Rozdział siódmy



           Zanim Leslie opuściła łazienkę, zdążyłam wypić wcześniej zrobioną kawę. Weszła do mojego pokoju i usiadła obok mnie, na łóżku. Trzymając chusteczkę, przecierała załzawione i czerwone oczy od płaczu. Była w totalnej rozsypce. Wiedziałam to i po prostu czułam. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w tak złym stanie psychicznym.
     - Chodź do mnie... - Mruknąłem i ją objęłam.
           Mocno się we mnie wtuliła i dopiero teraz emocje wzięły górę nad jej kruchym ciałem. Łza goniła łzę, a jej serce biło jak oszalałe. Nie mogłam nic zrobić, byłam bezradna. Jedyne co mogłam, to po prostu przy niej być. Chciałam dać jej to, czego ja nie dostałam od nikogo - wsparcia. Ono było najbardziej potrzebne, gdy najbliższa osoba od ciebie odchodziła na zawsze.
     - Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć, jak bardzo go kocham... - Jęknęła, dławiąc się śliną.
     - Ciii... - Mruknęłam, kołysząc naszymi ciałami i delikatnie głaszcząc jej plecy.
           Nie mogłam wytrzymać i sama uroniłam kilka łez, które szybko wytarłam rękawem swojej bluzy. Nie minęło kilka minut, a rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Położyłam Les na łóżku i przykryłam kołdrą, po czym poszłam sprawdzić, kto przyszedł.
           W drzwiach ujrzałam mamę swojej przyjaciółki. Była zapłakana, a w dłoniach trzymała klucze od mieszkania. Patrzyła na mnie i chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Domyśliłam się, o co chodziło. Wiedziała już. Wiedziała, że Paul nie żył. A to oznaczało tylko jedno... Ktoś musiał go tam znaleźć i wezwać policję. Miałam tylko nadzieję, że nie wzięliby mnie drugi raz za podejrzaną, bo ponownie nic złego nie zrobiłam.
     - Jest u ciebie moja córka? - W końcu udało jej się przerwać milczenie.
     - Tak, właśnie leży. Przyprowadzę ją, jak się obudzi, dobrze? Chciałam z nią jeszcze porozmawiać. Proszę się tyle nie martwić. - Obiema dłońmi objęłam kobietę i kciukami pogładziłam jej barki.
           Kobieta skinęła głową i dziękując mi za to, że byłam, po prostu poszła do swojego mieszkania na pierwszym piętrze. Zamknęłam drzwi i zabierając ze swojego pokoju laptopa, poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i wstawiłam wodę na gorącą herbatę.
           Po kilkuminutowym szukaniu, w końcu znalazłam program do ustalania danych osobowych po różnych znakach szczególnych np. nazwisku, wieku, adresu zamieszkania, czy właśnie dzięki tablicy rejestracyjnej samochodu.
           Bardzo chciałam dowiedzieć się, kto wyjeżdżał tym autem, które widziałam w lasku. Byłam przekonana, że był to facet, lecz nie byłam tego pewna w stu procentach, bo nie widziałam sylwetki kierowcy. Sądząc jednakże po stylu jazdy, to musiał być mężczyzna.
           Jak tylko program się zainstalował, wpisałam w odpowiednim polu numer zapisany w telefonie. Biorąc głęboki wdech nacisnęłam przycisk " Search ". Moje napięcie rosło, gdy z każdą kolejną sekundą procenty wyszukiwania się zbliżały do stu. Bum! Program wyszukał w całym mieście dwadzieścia osiem pojazdów zawierających którąś z tych cyfr, bądź liter. Teraz musiałam tylko znaleźć taki sam kod, jaki ujrzałam.
           Sprawdziłam już dwadzieścia pięć tablic i żadna nie była tą, którą poszukiwałam. Upiłam łyk herbaty, która zdążyła już wystygnąć i kliknęłam dwudziestą szóstą tablicę jakiegoś auta. Już myślałam, że byłby to ten samochód, gdyż wyglądał prawie tak samo, ale kod niestety nie pasował.
           Przedostatnia również nie dawała mi powodu do jakiegoś odetchnięcia z ulgą.
     - Błagam... - Mruknęłam, gdy najechałam ostatni wynik wyszukiwania.
           Bingo! Wszystkie litery wraz z cyframi się zgadzały. Byłam naprawdę zdziwiona. Niby takie programy dostępne były tylko dla policji, a ja właśnie znalazłam potencjalnego sprawę zabójstwa. Szybko sprawdzając wygląd samochodu, najechałam na dane kierowcy.
           Gdybym wiedziała, z czym przyszłoby mi się zmierzyć, podarowałabym to sobie i zostawiła w cholerę. Dlaczego? Dlatego, że osobą, która wyjeżdżała z lasku okazał się Justin Parker. Nienawidziłam tego chłopaka, jednakże wydawał się całkiem normalny. Jedyne co mnie jeszcze w tym wszystkim intrygowało, to fakt, że pojawiał się wszędzie tam, gdy ktoś ginął. Christian, teraz Paul. A... a może to właśnie on stał za tymi zabójstwami?
           Na samą myśl o tym, że zabójcą i Paula i Christian'a mógł być Shadow, zrobiło mi się słabo. Nie mogąc powstrzymać swoich emocji, spisałam na kartkę jego adres. Schowałam karteczkę wraz z telefonem do kieszeni i udając się do swojego pokoju, przebudziłam Leslie. Powiedziałam jej, że musiałam pilnie wyjść i zostawiłam ją tu samą. W razie co, zostawiłam jej klucze, aby zamknęła mieszkanie, gdyby chciała pójść do siebie.
           Wybiegłam z bloku i poszłam w wyznaczony sobie wcześniej cel. Musiałam udać się na skróty, aby uniknąć przechodzenia przez las, w którym doszło do morderstwa. Znalazłam się bliżej centrum, po czym zatrzymałam taksówkę. Podałam facetowi karteczkę z adresem i zapłaciłam kilka dolarów.
           Wysadził mnie na początku dzielnicy, w którym prawdopodobnie on mieszkał. Spoglądając na numery domów, w końcu odnalazłam posiadłość z numerem 59. Serce mi mocniej zabiło, a umysł zaczął płatać figle. Gdy stałam przed tym dość dużym budynkiem, miotały mną uczucia strachu, a zarazem odwagi  i chęci dowiedzenie się prawdy.
           Nim zdążyłam wykonać jakiś ruch, na posesję wjechało dokładnie to samo auto, które widziałam tuż po usłyszeniu strzałów. Cała odrętwiałam, ale zdałam sobie sprawę z powagi zaistniałych faktów. Weszłam więc na posesję, a z samochodu wysiadł... Justin. Miał niesfornie ułożone włosy, czarną, skórzaną kurtkę i bardzo obcisły podkoszulek, który podkreślał jego mięśnie. Niepewnie zrobiłam kilka kroków do przodu.
     - Jason! - Krzyknął, wypakowując z bagażnika jakieś rzeczy zapakowane w zielone worki.
           Nagle z domu wybiegł chłopak o bardzo dobrze zbudowanej posturze. Wyglądał dojrzale, a jego twarz była jeszcze bardziej tajemnicza, niż Justina. Zobaczył mnie i natychmiast się zatrzymał. Bacznie zmierzył mnie od góry do dołu, a później spytał, kim byłam. I co ja miałam teraz zrobić?
     - Jestem Amanda. Amanda... - Nim zdążyłam dokończyć, ktoś wszedł mi w zdanie.
     - Brown. - Kierowca terenowego auta zbliżył się do naszej dwójki i nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
           Chłopak, który prawdopodobnie miał na imię Jason, zabrał coś od dość wysokiego szatyna i wszedł z powrotem do domu. Ja natomiast stanęłam oko w oko z kimś naprawdę niebezpiecznym.
     - Miło cię widzieć, Amy. Może wejdziesz i napijesz się ze mną wina? W końcu mamy powód do świętowania. - Zaśmiał się i zawzięcie obserwował moje ruchy.
           Czułam w jego głosie ekscytację. Rozdziawiłam usta i zaczęłam szybciej oddychać. W końcu się przełamałam. Musiałam pokonać strach i dowiedzieć się prawdy.
     - To ty zabiłeś Paula. - Stwierdziłam z nutą paniki w głosie.
Nie rozumiałam jego podejścia do sprawy. Jak tylko to powiedziałam, wybuchł śmiechem tak ironicznym, jakby wszyscy już o tym wiedzieli, że to on był sprawcą nie tylko śmierci chłopaka, lecz każdej innej osoby w tym mieście.
           Nie wydawał się zdziwiony ani moim przybyciem, ani moim stwierdzeniem. Odwrócił się, po czym zabrał worki i wszedł do środka mieszkania. Chciałam odejść lecz usłyszałam, jak mnie wołał.
     - Chyba nie odmówisz tego wina, co? Nie lubię jak inni mi odmawiają. Wtedy muszę się ich pozbyć, a ciebie jak na razie szkoda zabijać.
           Gdy tylko wypowiedział te słowa, moje ciało przeszyło milion dreszczy. Jego głos był tak pewny siebie, że po prostu nie dało się mu odmówić. Niepewnie do niego podeszłam, a on miłym gestem kazał wejść mi do środka.
     - Nie krępuj się, czuj się jak u siebie. - Zaśmiał się, po czym ujął moją dłoń i pociągnął na górę.
     - Ała, to boli. - Syknęłam bardziej do siebie, ale widocznie to usłyszał i nieco poluźnił ścisk.
           Otworzył drzwi prawdopodobnie do swojego pokoju i mnie do niego wepchnął. Zamknął drzwi i nie spuszczał ze mnie wzroku. Można było po prostu go olać, ale nie tym razem. Gdy tylko uciekałam przed jego spojrzeniem, przybliżał się o krok.
     - Jak mnie znalazłaś?
           Miałam powiedzieć prawdę, czy po prostu palnąć jakąś zmyśloną historyjkę? W końcu każdy w mieście go znał i chyba każdy wiedział, gdzie mieszkał... Wolałam być jednak prawdziwa i uniknąć kłamstwa, które ostatnio coraz bardziej wypełniało moje życie.
     - Wiesz, jakoś zbytnio nie zależało ci na demaskowaniu się. - Spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem - Doszłam do ciebie po tablicy rejestracyjnej.
           Roześmiał się i pogratulował mi sprytu. Nie żeby coś, ale to jednak wywołało u mnie nieco większe poczucie wartości i pewności siebie. Dziewiętnastolatek nalał do szklanki wina i nie pytając, czy również chciałabym się napić, upił dość spory łyk czerwonego, niczym krew mazi.
           Pozwoliłam sobie spocząć na jego łóżku, a w rękę wpadł mi tablet, który był włączony. Zainteresowana tym, co wyświetlał, ujęłam go i ujrzałam zdjęcie Chris'a, Paula, jakiegoś innego chłopaka i jeszcze innego. Wszyscy obok zdjęć posiadali mały, zielony haczyk. Czy to oznaczało, że ich zabił? Shadow zabił Christian'a?!
           Nie mogłam tu siedzieć. Nie mogłam przebywać w jednym pokoju z zabójcą. Rzuciłam ten tablet gdzie popadnie i po prostu zerwałam się na równe nogi, mając nadzieję, że udałoby mi się opuścić ten dom.
     - A ty gdzie, moja droga? - Poczułam, jak szarpnął moją dłonią i przyległam do jego ciała. Mimo swojej porywczości i zdenerwowania, byłam w stanie poczuć jego zapach, który już wcześniej był mi dany poznać. Tym razem był jednak spryskany nieco innym perfumem, ale wciąż pachniał zniewalająco.
            Uniosłam głowę i ujrzałam jak przyglądał mi się z uwagą w oczach, ale nic poza tym jego twarz nie zdradzała. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy mnie pożądał, czy po prostu starał się wzbudzić we mnie postrach. Lecz zamiast tego, w moim umyśle zapanował spokój.
     - Nie boisz się? - Zapytał.
           Uśmiechnęłam się i spojrzałam prosto w jego czarne wręcz oczy - Nie. Nie mam czego się bać.
Chłopak sięgnął po coś ręką do tyłu i po chwili moim oczom ukazała się broń. Zdziwiłam się i lekko zamarłam, lecz nie chciałam tego zbytnio ukazywać. Chłopak ją odblokował i ujmując spust, delikatnie przejechał po mojej szyi, przez co wywołał u mnie ponowny atak dreszczy.
     - Podoba ci się to? - Mruknął.
          Albo to ze mną było coś nie tak, albo po prostu byłam zawładnięta przez jego zapach. Mimo, że chciałam powiedzieć, że się bałam, powiedziałam że na mnie to nie działało i musił postarać się bardziej, jeżeli chciałby mnie naprawdę wystraszyć.

Justin's POV

           Ta dziewczyna nie bała się niczego, albo umiała znakomicie odgrywać rolę silnej dziewczyny. Zablokowałem rewolwer i położyłem go na pobliskim stole. Zdjąłem rękę z jej talii i pozwoliłem dziewczynie odejść. Lecz ona została. Odsunęła się tylko kilka kroków i patrzyła na mnie, obserwując każdy ruch. W końcu ujęła pistolet i zdziwiłem się, że potrafiła go prawidłowo odblokować. Położyła palec na spuście i uniosła go tak, że wskazywał mnie.
     - Hej, co ty wyprawiasz? On jest odblokowany. - Lekko zdezorientowany uniosłem dłoń.
           Amanda lekko się uśmiechnęła. - Jakie są twoje ostatnie słowa przed zaznaniem ciężkiej i bolesnej śmierci?
           Czy ona chciała wzbudzić we mnie strach? Jeżeli tak, to nieco jej się to udało. Pierwszy raz spotkałem na swojej drodze taką dziewczynę, która groziła mi moją własną bronią. Nie, to nie było normalne.
     - Głupio byłoby zginąć z ręki normalnej dziewczyny, co? - Zaśmiała się ponownie i nadal trzymając broń, opuściła rękę.
           Odetchnąłem z ulgą, po czym na moich ustach zagościł cwany uśmieszek. Zbliżyłem się nieco bliżej i wyciągnąłem dłoń, aby odebrać jej moją zabawkę. Co jak co, ale pojęcie, jak obsługiwać się takim sprzętem to miała i bałem się, że serio mogła mi coś zrobić.
     - Dobra, dawaj to. - Wyciągnąłem dłoń, aby ująć pistolet.
           Szybko się odsunęła i nim zdążyłem ją złapać, w całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk strzału, a moja kostka zaczęła krwawić. Dopiero po kilku minutach dostrzegłem, że to właśnie mnie postrzeliła ta mała dziwka.
           Odłożyła pistolet, powiedziała, tylko, że zrobiła to zupełnie przez przypadek i po prostu wybiegła z mojego pokoju. Chciałem za nią pobiec, ale nie zdążyłem, bo do mojego pokoju zawitała reszta lokatorów.
     - Co to kurwa było?
     - Nic. Przebiegła mała suka. - Mruknąłem i omijając ich, zbiegłem na dół, aby ją złapać.
           Ujrzałem ją jak stała i rozmawiała z kimś przez telefon. Kuśtykając, podszedłem do niej.
     - Widzisz co narobiłaś? - Westchnąłem i szturchnąłem ją w bok.
           Lekko się uśmiechnęła i popatrzyła na mnie z wyrazami współczucia w oczach. Dopiero teraz zauważyłem jaką suką stała się w mych myślach.


__________________________________________________
No, to mamy siódmy :)
Dziękuję z całego serca za tak dużą liczbę wyświetleń i za 148 komentarzy! ♥
Kochani jesteście :) 
Kocham dla Was pisać :) 
JEŻELI chcecie to dodawajcie się do OBSERWOWANYCH ;)

@AudreeySwag 


                              CZYTASZ? = KOMENTUJESZ 

niedziela, 26 maja 2013

~ Rozdział szósty



          W domu był tylko Dave. Widocznie jako pierwszy wrócił z naszej akcji. Siedział w salonie i trzymając pilota w dłoni, przełączał co chwilę kanały, narzekając, że nie było nic ciekawego w dzisiejszej telewizji.
          Szczerze mówiąc, nie obchodziły mnie jego narzekania, dlatego poszedłem do swojego pokoju. Zabrałem jakieś rzeczy i poszedłem się wykąpać. Musiałem jakoś odreagować. Wytarłem włosy i ubierając czyste ubrania, zacząłem obmyślać plan, jak zabić Paula, aby nie było żadnych świadków. Chciałem zrobić to perfekcyjnie, gdyż dotyczyło to mojego najlepszego przyjaciela. Obiecałem mu, że zająłbym się tym gościem i chciałem dotrzymać słowa, bez względu na jakiekolwiek inne zagrożenia.
    - Mogę? - Usłyszałem głos Dave'a.
         Odwróciłem się i ujrzałem, jak stał w progu, ubrany w szorty i czerwony T-Shirt.
    - No jak już tak stoisz w tym przejściu, to wejdź. - Mruknąłem i wciągnąłem na siebie białą, obcisłą koszulkę.
          Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie. Wydawało mi się, że ponownie chciał przeprowadzić ze mną rozmowę na temat mojego zachowania, czego bym już po prostu drugi raz nie zniósł. Zachowywał się irytująco. Wszystkim się przejmował i starał się o mnie troszczyć bardziej, niż Jason, któremu właśnie musiałem pomóc.
    - Justin, jest taka sprawa. - Niepewnie na mnie zerknął, po czym zaczął mówić dalej - Wiem, że jestem tu najmłodszy, ale też chciałbym brać udział w poważniejszych akcjach. Wiesz dobrze, że jestem uważny i sprytny, co mogłoby się wam przydać w sytuacjach zagrożonych przez policję.
    - Czekaj. Stop. - Uniosłem dłoń i poważnie na niego spojrzałem, wiedząc, że nie mogłem tej rozmowy tak po prostu olać, jak robiłem to wcześniej - Fakt. Jesteś najmłodszy, ale masz dobre predyspozycje. Staram się układać plan każdej... grubszej sprawy tak, abyś też miał swój udział. Ale musisz się jeszcze dużo nauczyć. To dopiero początek. Poza tym - usiadłem obok niego - nie chciałbym, abyś stał się taką bestią, jak ja. Wtedy życie się kończy, nie ma odwrotu. Ludzie stają się twoimi wrogami, wszyscy unikają.
          Miałem nadzieję, że mój kumpel by mnie zrozumiał i wziął sobie do świadomości fakt, że bardzo mi na nim zależało, jako na przyszywanym bracie. Nie pomyliłem się. Lekko skinął głową, po czym zmieniając temat, po prostu odpuścił, bo wiedział, że ze mną nie było dyskusji.
          W pewnej chwili do domu weszli pozostali. Dave poszedł do nich, a ja mogłem w spokoju przygotować potrzebne rzeczy. Na samym początku wyjąłem ze skrytki naboje i usadowiłem je w rewolwerze. Zabezpieczyłem go i schowałem do tylnej kieszeni, bo tam przeważnie było jego miejsce.
          Siadając na kanapie, ująłem w dłoń tablet, w którym posiadałem wszystkie informacje na temat swoich przyszłych ofiar. Na liście znajdował się Paul Hunith. Najlepszy przyjaciel Christian'a, którego Jason zabił z zimną krwią. Niestety, nie dopilnowaliśmy wszystkiego na ostatni guzik i Paul wszystko nagrał. Zorientowałem się dopiero w ostatniej chwili i goniąc go, po prostu zgubiłem w lesie. Dlatego teraz musiałem się z nim rozprawić. W każdej chwili mogliby przyjść po Jasona, a tego bym chyba nie był w stanie zaakceptować. Był dla mnie ważnym członkiem naszej rodziny. On, jako jedyny nauczył mnie podstaw bycia tym, kim byłem dzisiaj.
    - Justin... - Do pokoju wszedł  Knight. - Słuchaj, chcę tylko powiedzieć, że jeżeli chcesz, mogę pojechać z tobą. W końcu ta sprawa w głównej mierze dotyczy mnie, nie ciebie.
          Szybko wstałem, po czym ująłem swoją kurtkę. Nie chciałem, aby ze mną jechał, bo wiedziałem, że nie byłbym w stanie powstrzymać go przed zabiciem Paula. A prawda była taka, że to mi cholernie zależało na jego zabiciu. Coraz bardziej zależało mi na coraz większej liczbie ofiar.
    - Nie stary, nie musisz. Załatwię to za ciebie. Wrócę niedługo. - Klepnąłem go w ramię, po czym zbiegłem na dół.
          W między czasie ubrałem kurtkę, a przed wyjściem ubrałem buty i jeszcze raz sprawdziłem, czy moja broń była naładowana odpowiednią ilością naboi, chociaż szczerze mówiąc, wystarczyłby mi jeden, aby pozbyć się tego człowieka. Wyszedłem nie żegnając się z chłopakami, po czym wsiadłem do auta i odjechałem, kierując się na północny - zachód.
          Dojeżdżając na miejsce, zostawiłem samochód z dala od jego bloku, w którym mieszkał. Wysiadłem i zacząłem badać teren. Z tego co wiedziałem, posiadał jeszcze przyjaciółkę, która często go odwiedzała. Tym razem musiałem być pewny, że nie będzie żadnych świadków.
          W pewnej chwili natknąłem się na coś, co bardzo mnie ucieszyło. W oddali usłyszałem jakąś osobę, która rozmawiała z psem. Od razu pomyślałem, że jest to Paul. Dlaczego? To proste. Posiadał psa, a ja byłem wyposażony w dobrą wiedzę na jego temat. Mogłem śmiało stwierdzić, że często rozmawiał do swojego pupila i właśnie teraz był kilka metrów ode mnie.
    - Proszę, proszę... Kogo my tu mamy. Naprawdę, śliczny pies - Stanąłem na jego drodze i przyglądałem mu się w uśmiechem na twarzy.
          Chłopak na mój widok zamarł. Jego źrenice się powiększyły, a smycz, którą trzymał w lewej dłoni, puścił. Wydawało mi się, że chciał uciec gdzie pieprz rośnie, ale jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Pies mimo przywiązania do swojego właściciela, szybko uciekł, jakby wiedział, że być może jego też będę w stanie zabić.
    - Czego chcesz? - Cicho jęknął, ukazując swój strach.
          Zaśmiałem się. Zachowywał się jak małe dziecko, pozbawione widoku swojej mamy, przy której mógł poczuć się bezpiecznie.
    - Czego chcę? Wiesz, myślałem, że wiesz... - Podszedłem do niego na tyle blisko, że mógł wyraźnie przestudiować rysy mojej twarzy.
          Często uciekał wzrokiem, a ja bardzo tego nie lubiłem. Ująłem dłonią jego szczękę i mocno ścisnąłem, wydobywając z niego ciche, lecz dosadne jęki spowodowane bólem, jaki mu wyrządzałem.
    - Gdzie masz nagranie? - Syknąłem, gdyż poczułem, że zabawa właśnie się skończyła.
          Mężczyzna nie chciał nic powiedzieć. Szarpał się, starał się mnie odepchnąć. Pech chciał, że byłem od niego silniejszy. Pchnąłem go na drzewo i wyjąłem ze swojej kurtki kajdanki, które prawdopodobnie podrzucił mi Jason. Ująłem jego dłonie i skułem go wokół drzewa. Nie miał cienia szansy na ucieczkę.
    - Albo mi powiesz, gdzie trzymasz nagranie, dobrze wiesz, jakie... Albo zobaczysz, jak to jest ujrzeć światełko w tunelu. - Wyciągnąłem broń i patrząc na niego wzrokiem pełnym nienawiści i gniewu, odblokowałem broń. Zaczął przebierać nogami, szarpać się. Chciał stamtąd uciec i prawdopodobnie zamknąć się w domu, bądź pójść z tym wszystkim na policję.
    - To jak? - Przejechałem bronią po jego szyi, delikatnie zaciskając pięść.
    - Jest... w domu... - Mruknął na tyle głośno, że dałem radę usłyszeć. - Teraz mnie rozkuj!
Ponownie się zaśmiałem odchodząc kilka kroków dalej.
    - Naprawdę myślałeś, że dam ci odejść żywym? - Stwierdziłem z rozbawieniem na ustach.
Chłopak rozszerzył wargi i jęknął.

Amy's POV     

          Gdy tylko stanęłam przed drzwiami Leslie, ona zaczęła piszczeć. Była w takim samym szoku, jak ja na początku. Nie sądziłam jednak, że byłaby aż w takiej euforii. Lekko się uśmiechnęłam i przytuliłam ją do siebie.
    - Przejdziemy się? Pogadamy, wszystko ci wyjaśnię. - Zaproponowałam szybko, gdyż zauważyłam, że chciała zaprosić mnie do środka, co niezbyt było mi na rękę.
    - No, czemu nie. I tak miałam wpaść do Paula. - Uśmiechnęła się i zabrała swoją torebkę, po czym obie wyszłyśmy z bloku i ruszyłyśmy na mały spacer.
          Po kilku minutach, Leslie już wszystko wiedziała. Opowiedziałam jej o kłótni z mamą, przesłuchaniu i na końcu o wyprowadzce. Może i nie było mi łatwo o tym mówić, ale dzięki rozmowie ze swoją najlepszą przyjaciółką zrozumiałam, że innego wyjścia nie było. Tata prawdopodobnie zerwałby już niebawem jakikolwiek kontakt z mamą, ona sprzedałaby dom i może dopiero wtedy zaznalibyśmy świętego spokoju. Teraz jednak najważniejsze było to, że ja i tato nie musieliśmy kłócić się z matką i uwolniliśmy się od ciągłego namawiania, aby sprzedać dom.
    - Amy, naprawdę mi przykro... - Poczułam, jak jej ręką ujęłam moje przedramię - Pamiętaj, że ja ci zawsze pomogę. Ale tak między nami... - spuściła głowę - Może lepiej, że tak się właśnie stało. Może teraz zacznie ci się lepiej układać z tatą, bo po twojej wypowiedzi, mogę stwierdzić, że twój tato się nieco zmienił w stosunku do ciebie, prawda? - Spojrzała na mnie spode łba.
    - Owszem. - Pierwszy raz od dłuższego czasu ponownie szczerze się uśmiechnęłam. - Zaczął mnie lepiej traktować i już na mnie prawie nie krzyczy. Zmienił się w przeciągu dwóch dni. To niesamowite... Myślę, że ponownie odzyskałam ojca, którego teraz potrzebuję, bo mamę już dawno straciłam.
    - Och, Amy... Bardzo ci współczuję... - Przytuliła mnie, a ja bardzo mocno się w nią wtuliłam.
          Od kilku lat traktowałam ją jak swoją własną siostrę. Jej rodzina mnie lubiła, a jej mama często ze mną rozmawiała niczym moja własna matka. Czasami to pomagało, ale czasami cholernie bolało, bo wiedziałam, że to obca kobieta, a nie moja mama, która teraz się mnie wyrzekła dosłownie za nic. Za to jej tato zawsze był powodem mojego ciągłego śmiechu, gdy przebywałam w jej domu.
    - Już dobrze. - Pogłaskała mnie po głowie, po czym odkleiłam się od niej.
 Byłam zaskoczona, że nie uroniłam ani jednej łzy. Ciężko westchnęłam i postanowiłam przestać myśleć o przeszłości, a zacząć interesować się teraźniejszością. To było teraz dla mnie najważniejsze.
    - To co, idziemy do Paula? Już mu napisałam, że ze mną przyjdziesz. - Na jej twarzy ponownie zagościła radość i zupełnie nie wiedziałam dlaczego.
          Nie chcąc widzieć jej słodkiej miny, niczym mina osła z filmu "Shrek", zgodziłam się. Udałyśmy się małą dróżką, prowadzącą do odpowiedniego bloku. Lasek, którym szłyśmy był taki żywy. Wszędzie było pełno ptaków, których ćwierkanie wypełniało korony wszystkich drzew.  Nagle w powietrzu rozległ się strzał.
    - Co to było?! - Podskoczyłam nie wiedząc, co się dzieje.
          Les również nie byłam w stanie stwierdzić, co tak naprawdę wydarzyło się kilka sekund temu. Obie popatrzyłyśmy na siebie, po czym ponownie usłyszałyśmy strzał. Pisnęłyśmy i zaczęłyśmy biec przed siebie. Chciałyśmy uciec jak najdalej w trosce o swoje bezpieczeństwo. Nie byłam taka głupia i wiedziałam, że ktoś tutaj kogoś zabił.
          Biegnąc za swoją przyjaciółką, rozglądałam się za siebie, czy ktoś nas czasem nie gonił. Przecież mógł nas usłyszeć i chcąc pozbyć się świadków, mógłby nas zabić przy okazji.
    - Ej! Biegnij! - W pewnej chwili wpadłam na Leslie i prawie obie się przewróciłyśmy, gdyby nie jej interwencja.
          Dziewczyna słowem się nie odezwała. Stała jak wbudowany w ziemię posąg, którego nie dało się w żaden sposób usunąć.
    - Leslie! - Krzyknęłam cały czas pchając ją do ruszenia się z miejsca i ucieknięcia jak najdalej z tego miejsca.
          Nie posłuchała mnie, lecz dłonią ujęła moją dłoń. Zdziwiłam się, co takiego ona wyprawia. Uniosła nasze złączone dłonie i wyciągnęła przed siebie. Dopiero wtedy ujrzałam... Ujrzałam przykutego, martwego Paula do drzewa, a obok niego leżał Sammy. Moje serce zaczęło mocniej bić, a ciało przeszyło milion dreszczy. Czułam się tak, jak w noc zastrzelenia Christian'a. Wszystko powróciło. Wszystko znowu zaczęło stawać przed moimi oczyma. Zdjęcia, które otrzymałam na przesłuchaniu, potem moje zeznanie ze szczegółowym opisem...
    - Amy... - Moja przyjaciółka nie wiedziała co robić.
          Ścisnęła mnie z całej siły. Bała się, bo w jej oczach pojawił się tylko strach i przerażenie. A co ja powinnam zrobić? Wezwać policję? Może znowu zostałabym oskarżona o zabójstwo? Nie, nie mogłam tego zrobić. Musiałam jak najszybciej opuścić tamto miejsce. Pociągnęłam Les za sobą. Czułam jej opór, ale krzyknęłam, że nie miałyśmy innego wyjścia. Jeżeli wezwałybyśmy policję, to byłybyśmy pierwszymi podejrzanymi. Nie chciałam tego ponownie przechodzić oraz chciałam uchronić swoją przyjaciółkę od tego wszystkiego.
    - Już nie mogę... - Jęknęła, opierając się o drzewo. - Nie mam siły...
          Westchnęłam i ujęłam ją dłoń, mówiąc, że cały czas byłam przy niej. Wiedziałam jak ona się teraz czuła. Ja także byłam tym wszystkim przerażona, ale ... Widziałam już podobną sytuację. Może dlatego nie spanikowałam, tylko pomyślałam o swoim bezpieczeństwie.
          Usłyszałam jakiś szelest pomiędzy krzakami. Odwróciłam się i zaczęłam wzrokiem przeczesywać każdy centymetr obszaru, na którym się znajdowałyśmy. W oddali ujrzałam duży, czarny terenowy samochód wyjeżdżający z lasku. Serce mi nieco przyspieszyło bić, a wzrok starał się odczytać numery z tablicy rejestracyjnej.
    - LB 56 DVL - Wypowiedziałam na głos tych kilka istotnych liter i cyfr, które miały dla mnie duże znaczenie.
          Powtórzyłam sobie je kilkakrotnie w myśli, po czym stwierdziłam, że ciężko będzie mi je zapamiętać i wyjęłam swój telefon. Zapisałam je i ujmując Leslie, szybko opuściłyśmy las.
    - Chcesz przyjść do mnie? - Zapytałam, gdy przystanęłyśmy przed naszym blokiem. - Chyba nie chcesz, aby rodzice zobaczyli cię w takim stanie, co? - Odgarnęłam jej włosy za ucho.
          Skinęła głową i oboje weszłyśmy do budynku. Odkluczyłam drzwi i zaraz po tym, jak je zamknęłam, zorientowałam się, że mojego ojca również nie było w domu. Leslie poszła do łazienki, a ja wstawiłam wodę na kawę, aby wzmocnić siebie czymś, co postawiłoby mój umysł na zdrowe myślenie.


________________
I jak Wam się podoba?
Dziękuję, że Jesteście. 
AudreeySwag ♥

                      CZYTASZ? = KOMENTUJESZ 

czwartek, 23 maja 2013

~ Rozdział piaty

 

        Po kilku godzinach, postanowiłam się odświeżyć. Wyciągnęłam z szuflady czystą bieliznę oraz szary, bardzo wygodny dres. Podeszłam do biurka i odłożyłam tam swój telefon. Następnie zorientowałam się, czy rodzice nie stali pod drzwiami mojego pokoju. Gdy ich nie było, szybko przeszłam przez krótki odcinek korytarza i zamknęłam się w łazience.
        Czyste rzeczy rzuciłam na stojący obok automat, podeszłam do umywalki i spojrzałam w lustro. Wyglądałam... okropnie. Włosy były posklejane od łez, a co gorsza wplątane były w nie kawałki siana. Zagryzając dolną wargę, dłońmi je wyjęłam, po czym zdjęłam bluzkę. Rzuciłam ją na podłogę i oparłam się o porcelanową obudowę. Odkręciłam kran, a spływająca woda zetknęła się z moimi palcami. Przemyłam twarz i przymknęłam oczy. Wzięłam kilkanaście głębokich oddechów, a dźwięk kapiącej wody przypominał mi, że nadal żyłam i oddychałam.
        Po kilku minutach zdjęłam pozostałe części swojego ubioru, po czym wchodząc pod prysznic, przymknęłam szklaną szybę. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i po chwili spłynęły na mnie pierwsze krople zbawienia. Właśnie w taki sposób starałam się zapomnieć o wszystkich sprawach, które były po prostu nie do zniesienia przez mój wycieńczony umysł.
        Ujęłam kosmyk włosów i odgarnęłam do tyłu. Przechyliłam głowę na lewą stronę, a dłonią przejechałam po swoim karku. Rozszerzyłam delikatnie usta i postanowiłam się trochę rozluźnić. Wycisnęłam na dłoń żel i zaczęłam się nim smarować. Tuż po chwili woda go ze mnie zmyła. Czułam się tak, jakbym pozbyła się grzechów podczas spowiedzi. Właśnie to w tym wszystkim uwielbiałam.
        Większość ludzi brała prysznic tylko po to, aby się odświeżyć, zmyć brud, który zebrał się podczas całego dnia. Ale nie ja. Owszem, dbałam o higienę, ale to nie był jedyny argument. Pragnęłam oczyszczenia, a tylko to pozwalało mi o wszystkim zapomnieć.
        Po zakręceniu wody, oparłam się dłońmi o ścianę kabiny prysznicowej. Zamknęłam oczy i starałam się o niczym przez kilka minut nie myśleć. Udało mi się. Zapomniałam o wszystkich wydarzeniach z ostatnich kilku dni. Rozluźniłam swoje napięte mięśnie, a myśli porzuciłam niczym przemoczone ubrania po powrocie do domu z ulewy panującej na dworze. Mogłam tkwić w tym stanie wiecznie. To sprawiało, że mogłam uwolnić się od rzeczywistości i udać się w swój własny świat, do którego nikt nie miał dostępu.
        Chcąc czy nie, musiałam w końcu wyjść. Ujęłam pierwszy, lepszy ręcznik i zaraz po wytarciu się, założyłam bieliznę. Ponownie widząc swoje odbicie w lustrze, związałam włosy w niesfornego kucyka. Z westchnięciem ubrałam dres i wrzuciłam brudne ubrania do kosza.
        Zbliżyłam się do drzwi i bez zastanowienia, otworzyłam je. Wyszłam na korytarz, a moim oczom ukazała się matka. Wraz z jej widokiem powrócił ból, który ponownie zawładnął moim sercem.
     - Amy, porozmawiaj ze mną. - Powiedziała dość ... nietypowym tonem głosu.
        Parsknęłam. Wydawała się taka niewinna. Przez te wszystkie lata mnie odtrącała, na pewno nie raz nazwała mnie "gówniarą".
     - Czy nie uważasz, że jest już na to za późno?
        Jej usta ułożyły się w cienką linię, a zaraz potem zaczęła swoje kazanie, które postanowiłam opuścić. Ominęłam ją i zeszłam do kuchni. Dziwiłam się, że taty znowu nie było w domu. Możliwe, że się pokłócili. Weszłam do pomieszczenia, nalałam sobie soku i upiłam spory łyk. Tuż po chwili ponownie stanęła obok mnie dojrzała kobieta i zaczęła tłumaczyć, dlaczego musieliśmy sprzedać dom. Poprawka. Dlaczego ona musiała sprzedać dom. Zastanawiało mnie jednak, czy ojciec miał jakieś prawa do niego. Przecież kupili go zaraz po ślubie i na pewno oboje podpisywali papiery kupna.
     - Słuchaj, naprawdę mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie to.  - Odwróciłam się do niej i uniosłam nieco głos - Wybrałaś jakiegoś dupka, a mnie i tatę zostawiłaś. Nawet ciężko było ci przyjechać na moje urodziny, albo tak po prostu odwiedzić swoją córkę, którą kiedyś tak bardzo kochałaś. Ale nie, ty wolałaś wozić dupę z jakimś ćpunem - Parsknęłam. Czułam, jak cała w środku zaczęłam się denerwować i nie panowałam nad swoimi słowami, odruchami... - Chcesz sprzedać dom? Proszę bardzo, ale pamiętaj. - Podeszłam do niej i uniosłam palec, po czym wskazałam nim na siebie - Mnie już w twoim życiu nie ma. - Syknęłam i podchodząc do szafy w korytarzu, wyjęłam dość dużą walizkę.
        Zabrałam ją do swojego pokoju, przymknęłam drzwi i zdenerwowanie wzięło górę nad wszystkimi innymi emocjami. Podeszłam do szafy i zaczęłam wrzucać ubrania do walizki, nie patrząc nawet co do niej pakowałam.
        W pewnej chwili zaczęłam po prostu płakać, znowu. Osunęłam się po ścianie na podłogę i ujmując w dłoń bluzę, wtuliłam się w nią.
     - Amanda? - Nagle do mojego pokoju wszedł tato. Ubrany był w skórzaną kurtkę, jasne jeansy i biały podkoszulek.
        Zdziwiłam się na jego widok, bo gdy pokłóciłam się z mamą, nie było go. Szybko jednak odtrącając tę myśl, wstałam i stanęłam obok niego obserwując jego każdy, nawet najmniejszy ruch. Najpierw zbadał wzrokiem cały mój pokój, a później jego wzrok skupił się na moim niedokończonym pakowaniu.
     - Czytasz mi w myślach - Lekko się uśmiechnął - Gdy już się spakujesz zawołaj mnie, to pomogę znieść ci te torby. - Chwilę potem odwrócił się w stronę drzwi i ujął klamkę.
        Chciał już wychodzić, gdy nagle pstryknął palcami i dodał, abym się nieco pospieszyła, bo musiał jeszcze pojechać podpisać umowę najmu lokalu.
     - Co? Umowę najmu? To znaczy... - zamilkłam, a gdy chciałam dokończyć, ojciec mi przerwał dopowiadając resztę zdania za mnie.
        Gdy odszedł, dopiero dotarło do mnie, że w końcu nasze problemy miały szanse się skończyć. Matka przestałaby nękać mnie i ojca, abyśmy opuścili dom, który tak naprawdę należy też do nas. Dzięki ojcu będę mogła poukładać sobie wiele spraw i sprawić, że w moim życiu ponownie zawita spokój.
        Wkładając do walizki ostatnią rzecz, czyli spodnie, zadzwonił mój telefon. Poszukałam go wśród różnych papierów na biurku i odebrałam.
     - Cześć Amy. Dlaczego się nie odzywasz? Martwię się o ciebie. - W głośniku zabrzmiał zatroskany głos mojej przyjaciółki.
     - Cześć Leslie. A wiesz... Właśnie się wyprowadzam, nie mam czasu. Możemy się zdzwonić potem? Zadzwonię do ciebie jak będę mogła. - Mruknęłam, zasuwając zamek torby.
        Usłyszałam delikatnie westchnięcie, a po chwili wyrażoną zgodę i dźwięk rozłączonego połączenia. Wrzuciłam natychmiast komórkę do kieszeni swojej torebki. Zabrałam kilka drobiazgów i je do niej wrzuciłam, po czym założyłam torebkę przez ramię, a w dłoń ujęłam walizkę.
        Wyszłam z pokoju i przystanęłam na korytarzu. Chwyciłam klamkę i ostatni raz spoglądając na swój pokój, pożegnałam masę wspomnień. Zamknęłam w końcu drzwi i doszłam do schodów, wołając tatę.
        Po chwili oboje pakowaliśmy nasze rzeczy do jego auta. Matka nawet nie przyszła nas jakkolwiek pożegnać. W sumie, nawet nie chciałam jej widzieć po tych wszystkich kłamstwach z jej strony.
        Wsiadłam do środka, zapięłam pas i spoglądając na niego, odjechaliśmy z posesji. Tato wjechał w główną ulicę naszego miasta i pokierował się na północny - zachód. Tę drogę znałam najlepiej. Dlaczego? Dlatego, że prawie codziennie chodziłam tędy do Leslie. Codziennie jeździłyśmy tędy na rolkach, rowerach i desce, na której może dwa lata temu uczyłam się jeździć.  
     - Mam nadzieję, że spodoba ci się nasze mieszkanie... Będziesz miała blisko do Leslie no i do Paula. - spojrzał na mnie oczekując jakiegoś komentarza.
        Bardzo zaskoczyła mnie wiadomość, że będę miała blisko do Les. Mogłabym zwiększyć nasz kontakt do maximum. Może i nie tryskałam radością, ale czułam się nieco lepiej niż kilkanaście godzin temu.
     - Bardzo się cieszę tato. Będę mogła spędzać z Leslie o wiele więcej czasu. A co do Paula... - odwróciłam głowę i spoglądałam na mijające drzewa - nie wiem czy tak dobrze. Po tym, co zrobił mi Christian, Paul postanowił odciąć się od nas obojga. Twierdził, że to ja stwarzam kłopoty i nie chciał, aby jemu uprzykrzała życie. Nie miałam ku temu żadnych przeciwwskazań. Jednakże gdy Chris umarł, Paul mnie przeprosił. - Czułam, jak moje dłonie zaczęły się pocić.
        Zwykle nie zwierzałam się tacie, ale teraz to było pod wpływem tłumionych w sobie emocji, co zaczęło mnie już po prostu przerastać. - Wysłał mi wiadomość no i wszystkie nasze relacje są umiarkowane. Może, gdy się spotkamy, wszystko sobie jeszcze raz wyjaśnimy. - spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam, na co również zareagował miłym uśmiechem.
        Coraz bardziej to wszystko zaczynało przypominać szopkę. Mój ojciec nigdy nie był w stosunku do mnie tak miły i troskliwy. Może dzięki tej całej chorej sytuacji z matką przejrzał na oczy i postanowił zmienić nie tylko moje życie, ale i swoje? Jeżeli tak, to byliśmy oboje na dobrej drodze, aby zacząć wspólnie nowe, całkiem ciekawe życie.
     - No, to jesteśmy. - Zgasił silnik, po czym odpiął pas i wyszedł z auta.
        Zrobiłam to samo co on, a gdy stanęłam na ziemi, ujrzałam osiedle, na którym mieszkała moja najlepsza przyjaciółka. Nie wierzyłam własnym oczom. Uśmiechnięta poszłam za tatą, który prawdopodobnie zmierzał do naszego mieszkania.
        Weszliśmy na drugie piętro i przystanęliśmy przy brązowych drzwiach. Wyjął klucze i przekręcił zamek w drzwiach, po czym wszedł do środka. Na pierwszy rzut oka, niczego nie brakowało. W salonie był stół z czterema krzesłami, sofa i telewizor. Całkiem, całkiem. Pomyślałam. Kuchnia również przypadła mi do gustu. Kremowe szafki idealnie pasowały do czarnych kafelek na podłodze i czarnego blatu, wzdłuż którego rozciągała się kolekcja ozdób wszelkiego rodzaju jak np. porcelanowe figurki słoni i wodne kule.
     - Chodź zobacz swój pokój, Amy. - Usłyszałam ojca wołającego z pokoju obok.
        Podeszłam w wyznaczone miejsce i doznałam olśnienia. Pokój był nie za duży, lecz w sam raz. Wymalowany był na jasny fiolet, a meble były w kremowym kolorze. Wszystko pasowało do siebie idealnie. Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam go, dziękując mu za wszystko. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam, jak wartościowego człowieka posiadałam w swoim życiu.
         Nie minęła godzina, a moje rzeczy były już na pierwszych półkach w szafie. Usiadłam zmęczona na łóżko, po czym wyjęłam telefon z torebki, która leżała blisko mnie. Postanowiłam spotkać się z Leslie i podzielić się z nią tą miła nowiną. Odebrała po dwóch sygnałach i zgodziła się spotkać za pięć minut pod swoim blokiem. Zrywając się na równe nogi wyszłam z pokoju, krzyknęłam do taty, że wychodziłam i wróciłabym przed dwudziestą drugą, no i wyszłam z mieszkania.

  Justin's POV 

         Zdziwiłem się, że tak po prostu ode mnie odbiegła. Przecież nic jej nie zrobiłem, tym bardziej, że na początku wydawała się zainteresowana moim przybyciem. Parsknąłem po chwili namysłu i pokręciłem głową z rozbawieniem na ustach.
     - Tak szybko to ty się mnie nie pozbędziesz, Amando. - Powiedziałem do siebie, po czym wróciłem do ławki i zabrałem słuchawki. Schowałem je do kieszeni i w tej samej chwili rozległ się dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. " Jason" .
     - Co jest?
         Głos mojego przyjaciela był dziwny. Wyczuwałem panikę, ale zarazem spokój. To było cholernie dziwne.
     - Musisz pozbyć się tego cholernego kumpla Christian'a. Policja cały czas węszy, a on w każdej chwili może pokazać im nagranie.
       Tak, Jason miał rację. Powinniśmy się go pozbyć. W sumie... To ja powinienem się tym zająć. Chłopak już mnie dość dobrze zdążył poznać i żal byłoby oddać całą fuchę komuś innemu. Zasłużył zginąć z mojej ręki
     - Dobra, zajmę się tym. Jeszcze dzisiaj chłopak będzie martwy. - Rozłączyłem się i poszedłem skrótami do domu, aby przygotować się do wieczornej roboty.

____________________________________
Okej moi kochani. 
Za nami piąty rozdział, a czytelników sądząc po komentarzach coraz mniej.Dlaczego? 
Bardzo się dla Was staram, pragnę, aby było to dobrze napisane, ponieważ bardzo mi zależy na tym opowiadaniu. Pokochałam je tak, jak i część z Was, dlatego pisząc każdy rozdział, sama popadam w ekscytację. 
Proszę Was zatem.
Wszyscy, którzy czytają tego bloga, bądź ten rozdział... ZOSTAWCIE KOMENTARZ. W ten sposób dowiem się, ilu mam naprawdę wiernych czytelników. 
 Pozdrawiam... Audrey. 

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ