W domu był
tylko Dave. Widocznie jako pierwszy wrócił z naszej akcji. Siedział w salonie i
trzymając pilota w dłoni, przełączał co chwilę kanały, narzekając, że nie było
nic ciekawego w dzisiejszej telewizji.
Szczerze
mówiąc, nie obchodziły mnie jego narzekania, dlatego poszedłem do swojego
pokoju. Zabrałem jakieś rzeczy i poszedłem się wykąpać. Musiałem jakoś
odreagować. Wytarłem włosy i ubierając czyste ubrania, zacząłem obmyślać plan,
jak zabić Paula, aby nie było żadnych świadków. Chciałem zrobić to
perfekcyjnie, gdyż dotyczyło to mojego najlepszego przyjaciela. Obiecałem mu,
że zająłbym się tym gościem i chciałem dotrzymać słowa, bez względu na
jakiekolwiek inne zagrożenia.
- Mogę? - Usłyszałem głos
Dave'a.
Odwróciłem się i ujrzałem, jak stał w progu, ubrany w szorty i czerwony
T-Shirt.
- No jak już tak stoisz w tym
przejściu, to wejdź. - Mruknąłem i wciągnąłem na siebie białą, obcisłą
koszulkę.
Na jego
twarzy malowało się zaniepokojenie. Wydawało mi się, że ponownie chciał
przeprowadzić ze mną rozmowę na temat mojego zachowania, czego bym już po
prostu drugi raz nie zniósł. Zachowywał się irytująco. Wszystkim się przejmował
i starał się o mnie troszczyć bardziej, niż Jason, któremu właśnie musiałem
pomóc.
- Justin, jest taka sprawa. -
Niepewnie na mnie zerknął, po czym zaczął mówić dalej - Wiem, że jestem tu
najmłodszy, ale też chciałbym brać udział w poważniejszych akcjach. Wiesz
dobrze, że jestem uważny i sprytny, co mogłoby się wam przydać w sytuacjach
zagrożonych przez policję.
- Czekaj. Stop. - Uniosłem dłoń
i poważnie na niego spojrzałem, wiedząc, że nie mogłem tej rozmowy tak po
prostu olać, jak robiłem to wcześniej - Fakt. Jesteś najmłodszy, ale masz dobre
predyspozycje. Staram się układać plan każdej... grubszej sprawy tak, abyś też
miał swój udział. Ale musisz się jeszcze dużo nauczyć. To dopiero początek.
Poza tym - usiadłem obok niego - nie chciałbym, abyś stał się taką bestią, jak
ja. Wtedy życie się kończy, nie ma odwrotu. Ludzie stają się twoimi wrogami,
wszyscy unikają.
Miałem
nadzieję, że mój kumpel by mnie zrozumiał i wziął sobie do świadomości fakt, że
bardzo mi na nim zależało, jako na przyszywanym bracie. Nie pomyliłem się.
Lekko skinął głową, po czym zmieniając temat, po prostu odpuścił, bo wiedział,
że ze mną nie było dyskusji.
W pewnej
chwili do domu weszli pozostali. Dave poszedł do nich, a ja mogłem w spokoju przygotować
potrzebne rzeczy. Na samym początku wyjąłem ze skrytki naboje i usadowiłem je w
rewolwerze. Zabezpieczyłem go i schowałem do tylnej kieszeni, bo tam przeważnie
było jego miejsce.
Siadając
na kanapie, ująłem w dłoń tablet, w którym posiadałem wszystkie informacje na
temat swoich przyszłych ofiar. Na liście znajdował się Paul Hunith. Najlepszy
przyjaciel Christian'a, którego Jason zabił z zimną krwią. Niestety, nie
dopilnowaliśmy wszystkiego na ostatni guzik i Paul wszystko nagrał.
Zorientowałem się dopiero w ostatniej chwili i goniąc go, po prostu zgubiłem w
lesie. Dlatego teraz musiałem się z nim rozprawić. W każdej chwili mogliby
przyjść po Jasona, a tego bym chyba nie był w stanie zaakceptować. Był dla mnie
ważnym członkiem naszej rodziny. On, jako jedyny nauczył mnie podstaw bycia
tym, kim byłem dzisiaj.
- Justin... - Do pokoju wszedł
Knight. - Słuchaj, chcę tylko powiedzieć, że jeżeli chcesz, mogę pojechać
z tobą. W końcu ta sprawa w głównej mierze dotyczy mnie, nie ciebie.
Szybko
wstałem, po czym ująłem swoją kurtkę. Nie chciałem, aby ze mną jechał, bo
wiedziałem, że nie byłbym w stanie powstrzymać go przed zabiciem Paula. A
prawda była taka, że to mi cholernie zależało na jego zabiciu. Coraz bardziej
zależało mi na coraz większej liczbie ofiar.
- Nie stary, nie musisz.
Załatwię to za ciebie. Wrócę niedługo. - Klepnąłem go w ramię, po czym zbiegłem
na dół.
W między
czasie ubrałem kurtkę, a przed wyjściem ubrałem buty i jeszcze raz sprawdziłem,
czy moja broń była naładowana odpowiednią ilością naboi, chociaż szczerze
mówiąc, wystarczyłby mi jeden, aby pozbyć się tego człowieka. Wyszedłem nie
żegnając się z chłopakami, po czym wsiadłem do auta i odjechałem, kierując się
na północny - zachód.
Dojeżdżając
na miejsce, zostawiłem samochód z dala od jego bloku, w którym mieszkał.
Wysiadłem i zacząłem badać teren. Z tego co wiedziałem, posiadał jeszcze
przyjaciółkę, która często go odwiedzała. Tym razem musiałem być pewny, że nie
będzie żadnych świadków.
W pewnej
chwili natknąłem się na coś, co bardzo mnie ucieszyło. W oddali usłyszałem jakąś
osobę, która rozmawiała z psem. Od razu pomyślałem, że jest to Paul. Dlaczego?
To proste. Posiadał psa, a ja byłem wyposażony w dobrą wiedzę na jego temat.
Mogłem śmiało stwierdzić, że często rozmawiał do swojego pupila i właśnie teraz
był kilka metrów ode mnie.
- Proszę, proszę... Kogo my tu
mamy. Naprawdę, śliczny pies - Stanąłem na jego drodze i przyglądałem mu się w
uśmiechem na twarzy.
Chłopak na
mój widok zamarł. Jego źrenice się powiększyły, a smycz, którą trzymał w lewej
dłoni, puścił. Wydawało mi się, że chciał uciec gdzie pieprz rośnie, ale jego
nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Pies mimo przywiązania do swojego właściciela,
szybko uciekł, jakby wiedział, że być może jego też będę w stanie zabić.
- Czego chcesz? - Cicho jęknął,
ukazując swój strach.
Zaśmiałem
się. Zachowywał się jak małe dziecko, pozbawione widoku swojej mamy, przy
której mógł poczuć się bezpiecznie.
- Czego chcę? Wiesz, myślałem,
że wiesz... - Podszedłem do niego na tyle blisko, że mógł wyraźnie
przestudiować rysy mojej twarzy.
Często
uciekał wzrokiem, a ja bardzo tego nie lubiłem. Ująłem dłonią jego szczękę i
mocno ścisnąłem, wydobywając z niego ciche, lecz dosadne jęki spowodowane
bólem, jaki mu wyrządzałem.
- Gdzie masz nagranie? -
Syknąłem, gdyż poczułem, że zabawa właśnie się skończyła.
Mężczyzna
nie chciał nic powiedzieć. Szarpał się, starał się mnie odepchnąć. Pech chciał,
że byłem od niego silniejszy. Pchnąłem go na drzewo i wyjąłem ze swojej kurtki
kajdanki, które prawdopodobnie podrzucił mi Jason. Ująłem jego dłonie i skułem
go wokół drzewa. Nie miał cienia szansy na ucieczkę.
- Albo mi powiesz, gdzie
trzymasz nagranie, dobrze wiesz, jakie... Albo zobaczysz, jak to jest ujrzeć
światełko w tunelu. - Wyciągnąłem broń i patrząc na niego wzrokiem pełnym
nienawiści i gniewu, odblokowałem broń. Zaczął przebierać nogami, szarpać się.
Chciał stamtąd uciec i prawdopodobnie zamknąć się w domu, bądź pójść z tym
wszystkim na policję.
- To jak? - Przejechałem bronią
po jego szyi, delikatnie zaciskając pięść.
- Jest... w domu... - Mruknął
na tyle głośno, że dałem radę usłyszeć. - Teraz mnie rozkuj!
Ponownie się zaśmiałem odchodząc kilka kroków
dalej.
- Naprawdę myślałeś, że dam ci
odejść żywym? - Stwierdziłem z rozbawieniem na ustach.
Chłopak rozszerzył wargi i jęknął.
Amy's POV
Gdy tylko
stanęłam przed drzwiami Leslie, ona zaczęła piszczeć. Była w takim samym szoku,
jak ja na początku. Nie sądziłam jednak, że byłaby aż w takiej euforii. Lekko
się uśmiechnęłam i przytuliłam ją do siebie.
- Przejdziemy się? Pogadamy,
wszystko ci wyjaśnię. - Zaproponowałam szybko, gdyż zauważyłam, że chciała
zaprosić mnie do środka, co niezbyt było mi na rękę.
- No, czemu nie. I tak miałam
wpaść do Paula. - Uśmiechnęła się i zabrała swoją torebkę, po czym obie
wyszłyśmy z bloku i ruszyłyśmy na mały spacer.
Po kilku
minutach, Leslie już wszystko wiedziała. Opowiedziałam jej o kłótni z mamą,
przesłuchaniu i na końcu o wyprowadzce. Może i nie było mi łatwo o tym mówić,
ale dzięki rozmowie ze swoją najlepszą przyjaciółką zrozumiałam, że innego
wyjścia nie było. Tata prawdopodobnie zerwałby już niebawem jakikolwiek kontakt
z mamą, ona sprzedałaby dom i może dopiero wtedy zaznalibyśmy świętego spokoju.
Teraz jednak najważniejsze było to, że ja i tato nie musieliśmy kłócić się z
matką i uwolniliśmy się od ciągłego namawiania, aby sprzedać dom.
- Amy, naprawdę mi przykro... -
Poczułam, jak jej ręką ujęłam moje przedramię - Pamiętaj, że ja ci zawsze
pomogę. Ale tak między nami... - spuściła głowę - Może lepiej, że tak się
właśnie stało. Może teraz zacznie ci się lepiej układać z tatą, bo po twojej
wypowiedzi, mogę stwierdzić, że twój tato się nieco zmienił w stosunku do
ciebie, prawda? - Spojrzała na mnie spode łba.
- Owszem. - Pierwszy raz od
dłuższego czasu ponownie szczerze się uśmiechnęłam. - Zaczął mnie lepiej
traktować i już na mnie prawie nie krzyczy. Zmienił się w przeciągu dwóch dni.
To niesamowite... Myślę, że ponownie odzyskałam ojca, którego teraz potrzebuję,
bo mamę już dawno straciłam.
- Och, Amy... Bardzo ci
współczuję... - Przytuliła mnie, a ja bardzo mocno się w nią wtuliłam.
Od kilku
lat traktowałam ją jak swoją własną siostrę. Jej rodzina mnie lubiła, a jej
mama często ze mną rozmawiała niczym moja własna matka. Czasami to pomagało,
ale czasami cholernie bolało, bo wiedziałam, że to obca kobieta, a nie moja
mama, która teraz się mnie wyrzekła dosłownie za nic. Za to jej tato zawsze był
powodem mojego ciągłego śmiechu, gdy przebywałam w jej domu.
- Już dobrze. - Pogłaskała mnie
po głowie, po czym odkleiłam się od niej.
Byłam zaskoczona, że nie uroniłam ani
jednej łzy. Ciężko westchnęłam i postanowiłam przestać myśleć o przeszłości, a
zacząć interesować się teraźniejszością. To było teraz dla mnie najważniejsze.
- To co, idziemy do Paula? Już
mu napisałam, że ze mną przyjdziesz. - Na jej twarzy ponownie zagościła radość
i zupełnie nie wiedziałam dlaczego.
Nie chcąc widzieć jej słodkiej miny, niczym mina osła z filmu
"Shrek", zgodziłam się. Udałyśmy się małą dróżką, prowadzącą do
odpowiedniego bloku. Lasek, którym szłyśmy był taki żywy. Wszędzie było pełno
ptaków, których ćwierkanie wypełniało korony wszystkich drzew. Nagle w
powietrzu rozległ się strzał.
- Co to było?! - Podskoczyłam
nie wiedząc, co się dzieje.
Les
również nie byłam w stanie stwierdzić, co tak naprawdę wydarzyło się kilka
sekund temu. Obie popatrzyłyśmy na siebie, po czym ponownie usłyszałyśmy
strzał. Pisnęłyśmy i zaczęłyśmy biec przed siebie. Chciałyśmy uciec jak
najdalej w trosce o swoje bezpieczeństwo. Nie byłam taka głupia i wiedziałam,
że ktoś tutaj kogoś zabił.
Biegnąc za
swoją przyjaciółką, rozglądałam się za siebie, czy ktoś nas czasem nie gonił.
Przecież mógł nas usłyszeć i chcąc pozbyć się świadków, mógłby nas zabić przy
okazji.
- Ej! Biegnij! - W pewnej
chwili wpadłam na Leslie i prawie obie się przewróciłyśmy, gdyby nie jej
interwencja.
Dziewczyna
słowem się nie odezwała. Stała jak wbudowany w ziemię posąg, którego nie dało
się w żaden sposób usunąć.
- Leslie! - Krzyknęłam cały
czas pchając ją do ruszenia się z miejsca i ucieknięcia jak najdalej z tego
miejsca.
Nie
posłuchała mnie, lecz dłonią ujęła moją dłoń. Zdziwiłam się, co takiego ona
wyprawia. Uniosła nasze złączone dłonie i wyciągnęła przed siebie. Dopiero
wtedy ujrzałam... Ujrzałam przykutego, martwego Paula do drzewa, a obok niego
leżał Sammy. Moje serce zaczęło mocniej bić, a ciało przeszyło milion dreszczy.
Czułam się tak, jak w noc zastrzelenia Christian'a. Wszystko powróciło.
Wszystko znowu zaczęło stawać przed moimi oczyma. Zdjęcia, które otrzymałam na
przesłuchaniu, potem moje zeznanie ze szczegółowym opisem...
- Amy... - Moja przyjaciółka
nie wiedziała co robić.
Ścisnęła
mnie z całej siły. Bała się, bo w jej oczach pojawił się tylko strach i
przerażenie. A co ja powinnam zrobić? Wezwać policję? Może znowu zostałabym
oskarżona o zabójstwo? Nie, nie mogłam tego zrobić. Musiałam jak najszybciej
opuścić tamto miejsce. Pociągnęłam Les za sobą. Czułam jej opór, ale krzyknęłam,
że nie miałyśmy innego wyjścia. Jeżeli wezwałybyśmy policję, to byłybyśmy
pierwszymi podejrzanymi. Nie chciałam tego ponownie przechodzić oraz chciałam
uchronić swoją przyjaciółkę od tego wszystkiego.
- Już nie mogę... - Jęknęła,
opierając się o drzewo. - Nie mam siły...
Westchnęłam
i ujęłam ją dłoń, mówiąc, że cały czas byłam przy niej. Wiedziałam jak ona się
teraz czuła. Ja także byłam tym wszystkim przerażona, ale ... Widziałam już
podobną sytuację. Może dlatego nie spanikowałam, tylko pomyślałam o swoim
bezpieczeństwie.
Usłyszałam
jakiś szelest pomiędzy krzakami. Odwróciłam się i zaczęłam wzrokiem
przeczesywać każdy centymetr obszaru, na którym się znajdowałyśmy. W oddali
ujrzałam duży, czarny terenowy samochód wyjeżdżający z lasku. Serce mi nieco
przyspieszyło bić, a wzrok starał się odczytać numery z tablicy rejestracyjnej.
- LB 56 DVL - Wypowiedziałam na
głos tych kilka istotnych liter i cyfr, które miały dla mnie duże znaczenie.
Powtórzyłam sobie je kilkakrotnie w myśli, po czym stwierdziłam, że
ciężko będzie mi je zapamiętać i wyjęłam swój telefon. Zapisałam je i ujmując
Leslie, szybko opuściłyśmy las.
- Chcesz przyjść do mnie? -
Zapytałam, gdy przystanęłyśmy przed naszym blokiem. - Chyba nie chcesz, aby
rodzice zobaczyli cię w takim stanie, co? - Odgarnęłam jej włosy za ucho.
Skinęła
głową i oboje weszłyśmy do budynku. Odkluczyłam drzwi i zaraz po tym, jak je
zamknęłam, zorientowałam się, że mojego ojca również nie było w domu. Leslie
poszła do łazienki, a ja wstawiłam wodę na kawę, aby wzmocnić siebie czymś, co
postawiłoby mój umysł na zdrowe myślenie.
I jak Wam się podoba?
Dziękuję, że Jesteście.
AudreeySwag ♥
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ
czekam na kolejne rozdziały! :)
OdpowiedzUsuńCudo ,czekam na następny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuńNiezła akcja :D
OdpowiedzUsuń@ameneris.
No rozdzial fajny. Czekam na nastepny. Kiedy w koncu wydarzy sie cos miedzy Justinem i Amy?
OdpowiedzUsuńw siódmym : już mam napisany, więc mogę tyle tylko powiedzieć :)
Usuńjak zawsze świetny, nie mogę doczekać się następnego! <3 @Love_Castin
OdpowiedzUsuńAaaaa ojej, Boski ♥
OdpowiedzUsuńAmy&Justin ♡
@agehhh
DJGLDFJGLKD SUPER ROZDZIAŁ *___* CHCE JUŻ KOLEJNY <3
OdpowiedzUsuńTo jest takie hdsgcfuisdgfcsdkjvfc <3333
OdpowiedzUsuńBoski rozdział,uwielbiam taką akcję.Jestem ciekawa co Amy teraz zrobi....bo chyba nie pójdzie na policje?:) zresztą nie ważne czekam na dalszy ciąg i to pędzikiem hahaha masz kochana rękę do pisania i za to cię kocham ♥ nie chce cię pośpieszac....buziaczki:*
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
świetne <3 niezła akcja :* czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńCiekawe co ona teraz zrobi ... Czekam n ann
OdpowiedzUsuńWciąż kocham to opowiadanie.<3 ~Roni
OdpowiedzUsuńLB56DVL wpisz w google i od razu wyskoczy ci link do twojego bloga ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na 7 nie będę długo czytał, bo już chce wiedzieć co będzie nimi.
Fajnie, że się wyprowadzili.
Rozdział super, ale dopiero miałem czas przeczytać ;c
Archemini.....
BOSKI <3 Już Ci pisałam,ale jeśli możesz to informuj mnie na @ilysm_Jussstin zamiast na @ShawtyWaitsForU bo nietety mi zawiesili i dalej tego nieodblokowali -.-
OdpowiedzUsuńDiękuję <3
wspaniałe opowiadanie*.*Robi się coraz ciekawiej:)
OdpowiedzUsuńCudowne ♥
OdpowiedzUsuńNastepny zajebisty :> kocham cie za to jak piszesz ;* <3
OdpowiedzUsuń