niedziela, 26 maja 2013

~ Rozdział szósty



          W domu był tylko Dave. Widocznie jako pierwszy wrócił z naszej akcji. Siedział w salonie i trzymając pilota w dłoni, przełączał co chwilę kanały, narzekając, że nie było nic ciekawego w dzisiejszej telewizji.
          Szczerze mówiąc, nie obchodziły mnie jego narzekania, dlatego poszedłem do swojego pokoju. Zabrałem jakieś rzeczy i poszedłem się wykąpać. Musiałem jakoś odreagować. Wytarłem włosy i ubierając czyste ubrania, zacząłem obmyślać plan, jak zabić Paula, aby nie było żadnych świadków. Chciałem zrobić to perfekcyjnie, gdyż dotyczyło to mojego najlepszego przyjaciela. Obiecałem mu, że zająłbym się tym gościem i chciałem dotrzymać słowa, bez względu na jakiekolwiek inne zagrożenia.
    - Mogę? - Usłyszałem głos Dave'a.
         Odwróciłem się i ujrzałem, jak stał w progu, ubrany w szorty i czerwony T-Shirt.
    - No jak już tak stoisz w tym przejściu, to wejdź. - Mruknąłem i wciągnąłem na siebie białą, obcisłą koszulkę.
          Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie. Wydawało mi się, że ponownie chciał przeprowadzić ze mną rozmowę na temat mojego zachowania, czego bym już po prostu drugi raz nie zniósł. Zachowywał się irytująco. Wszystkim się przejmował i starał się o mnie troszczyć bardziej, niż Jason, któremu właśnie musiałem pomóc.
    - Justin, jest taka sprawa. - Niepewnie na mnie zerknął, po czym zaczął mówić dalej - Wiem, że jestem tu najmłodszy, ale też chciałbym brać udział w poważniejszych akcjach. Wiesz dobrze, że jestem uważny i sprytny, co mogłoby się wam przydać w sytuacjach zagrożonych przez policję.
    - Czekaj. Stop. - Uniosłem dłoń i poważnie na niego spojrzałem, wiedząc, że nie mogłem tej rozmowy tak po prostu olać, jak robiłem to wcześniej - Fakt. Jesteś najmłodszy, ale masz dobre predyspozycje. Staram się układać plan każdej... grubszej sprawy tak, abyś też miał swój udział. Ale musisz się jeszcze dużo nauczyć. To dopiero początek. Poza tym - usiadłem obok niego - nie chciałbym, abyś stał się taką bestią, jak ja. Wtedy życie się kończy, nie ma odwrotu. Ludzie stają się twoimi wrogami, wszyscy unikają.
          Miałem nadzieję, że mój kumpel by mnie zrozumiał i wziął sobie do świadomości fakt, że bardzo mi na nim zależało, jako na przyszywanym bracie. Nie pomyliłem się. Lekko skinął głową, po czym zmieniając temat, po prostu odpuścił, bo wiedział, że ze mną nie było dyskusji.
          W pewnej chwili do domu weszli pozostali. Dave poszedł do nich, a ja mogłem w spokoju przygotować potrzebne rzeczy. Na samym początku wyjąłem ze skrytki naboje i usadowiłem je w rewolwerze. Zabezpieczyłem go i schowałem do tylnej kieszeni, bo tam przeważnie było jego miejsce.
          Siadając na kanapie, ująłem w dłoń tablet, w którym posiadałem wszystkie informacje na temat swoich przyszłych ofiar. Na liście znajdował się Paul Hunith. Najlepszy przyjaciel Christian'a, którego Jason zabił z zimną krwią. Niestety, nie dopilnowaliśmy wszystkiego na ostatni guzik i Paul wszystko nagrał. Zorientowałem się dopiero w ostatniej chwili i goniąc go, po prostu zgubiłem w lesie. Dlatego teraz musiałem się z nim rozprawić. W każdej chwili mogliby przyjść po Jasona, a tego bym chyba nie był w stanie zaakceptować. Był dla mnie ważnym członkiem naszej rodziny. On, jako jedyny nauczył mnie podstaw bycia tym, kim byłem dzisiaj.
    - Justin... - Do pokoju wszedł  Knight. - Słuchaj, chcę tylko powiedzieć, że jeżeli chcesz, mogę pojechać z tobą. W końcu ta sprawa w głównej mierze dotyczy mnie, nie ciebie.
          Szybko wstałem, po czym ująłem swoją kurtkę. Nie chciałem, aby ze mną jechał, bo wiedziałem, że nie byłbym w stanie powstrzymać go przed zabiciem Paula. A prawda była taka, że to mi cholernie zależało na jego zabiciu. Coraz bardziej zależało mi na coraz większej liczbie ofiar.
    - Nie stary, nie musisz. Załatwię to za ciebie. Wrócę niedługo. - Klepnąłem go w ramię, po czym zbiegłem na dół.
          W między czasie ubrałem kurtkę, a przed wyjściem ubrałem buty i jeszcze raz sprawdziłem, czy moja broń była naładowana odpowiednią ilością naboi, chociaż szczerze mówiąc, wystarczyłby mi jeden, aby pozbyć się tego człowieka. Wyszedłem nie żegnając się z chłopakami, po czym wsiadłem do auta i odjechałem, kierując się na północny - zachód.
          Dojeżdżając na miejsce, zostawiłem samochód z dala od jego bloku, w którym mieszkał. Wysiadłem i zacząłem badać teren. Z tego co wiedziałem, posiadał jeszcze przyjaciółkę, która często go odwiedzała. Tym razem musiałem być pewny, że nie będzie żadnych świadków.
          W pewnej chwili natknąłem się na coś, co bardzo mnie ucieszyło. W oddali usłyszałem jakąś osobę, która rozmawiała z psem. Od razu pomyślałem, że jest to Paul. Dlaczego? To proste. Posiadał psa, a ja byłem wyposażony w dobrą wiedzę na jego temat. Mogłem śmiało stwierdzić, że często rozmawiał do swojego pupila i właśnie teraz był kilka metrów ode mnie.
    - Proszę, proszę... Kogo my tu mamy. Naprawdę, śliczny pies - Stanąłem na jego drodze i przyglądałem mu się w uśmiechem na twarzy.
          Chłopak na mój widok zamarł. Jego źrenice się powiększyły, a smycz, którą trzymał w lewej dłoni, puścił. Wydawało mi się, że chciał uciec gdzie pieprz rośnie, ale jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Pies mimo przywiązania do swojego właściciela, szybko uciekł, jakby wiedział, że być może jego też będę w stanie zabić.
    - Czego chcesz? - Cicho jęknął, ukazując swój strach.
          Zaśmiałem się. Zachowywał się jak małe dziecko, pozbawione widoku swojej mamy, przy której mógł poczuć się bezpiecznie.
    - Czego chcę? Wiesz, myślałem, że wiesz... - Podszedłem do niego na tyle blisko, że mógł wyraźnie przestudiować rysy mojej twarzy.
          Często uciekał wzrokiem, a ja bardzo tego nie lubiłem. Ująłem dłonią jego szczękę i mocno ścisnąłem, wydobywając z niego ciche, lecz dosadne jęki spowodowane bólem, jaki mu wyrządzałem.
    - Gdzie masz nagranie? - Syknąłem, gdyż poczułem, że zabawa właśnie się skończyła.
          Mężczyzna nie chciał nic powiedzieć. Szarpał się, starał się mnie odepchnąć. Pech chciał, że byłem od niego silniejszy. Pchnąłem go na drzewo i wyjąłem ze swojej kurtki kajdanki, które prawdopodobnie podrzucił mi Jason. Ująłem jego dłonie i skułem go wokół drzewa. Nie miał cienia szansy na ucieczkę.
    - Albo mi powiesz, gdzie trzymasz nagranie, dobrze wiesz, jakie... Albo zobaczysz, jak to jest ujrzeć światełko w tunelu. - Wyciągnąłem broń i patrząc na niego wzrokiem pełnym nienawiści i gniewu, odblokowałem broń. Zaczął przebierać nogami, szarpać się. Chciał stamtąd uciec i prawdopodobnie zamknąć się w domu, bądź pójść z tym wszystkim na policję.
    - To jak? - Przejechałem bronią po jego szyi, delikatnie zaciskając pięść.
    - Jest... w domu... - Mruknął na tyle głośno, że dałem radę usłyszeć. - Teraz mnie rozkuj!
Ponownie się zaśmiałem odchodząc kilka kroków dalej.
    - Naprawdę myślałeś, że dam ci odejść żywym? - Stwierdziłem z rozbawieniem na ustach.
Chłopak rozszerzył wargi i jęknął.

Amy's POV     

          Gdy tylko stanęłam przed drzwiami Leslie, ona zaczęła piszczeć. Była w takim samym szoku, jak ja na początku. Nie sądziłam jednak, że byłaby aż w takiej euforii. Lekko się uśmiechnęłam i przytuliłam ją do siebie.
    - Przejdziemy się? Pogadamy, wszystko ci wyjaśnię. - Zaproponowałam szybko, gdyż zauważyłam, że chciała zaprosić mnie do środka, co niezbyt było mi na rękę.
    - No, czemu nie. I tak miałam wpaść do Paula. - Uśmiechnęła się i zabrała swoją torebkę, po czym obie wyszłyśmy z bloku i ruszyłyśmy na mały spacer.
          Po kilku minutach, Leslie już wszystko wiedziała. Opowiedziałam jej o kłótni z mamą, przesłuchaniu i na końcu o wyprowadzce. Może i nie było mi łatwo o tym mówić, ale dzięki rozmowie ze swoją najlepszą przyjaciółką zrozumiałam, że innego wyjścia nie było. Tata prawdopodobnie zerwałby już niebawem jakikolwiek kontakt z mamą, ona sprzedałaby dom i może dopiero wtedy zaznalibyśmy świętego spokoju. Teraz jednak najważniejsze było to, że ja i tato nie musieliśmy kłócić się z matką i uwolniliśmy się od ciągłego namawiania, aby sprzedać dom.
    - Amy, naprawdę mi przykro... - Poczułam, jak jej ręką ujęłam moje przedramię - Pamiętaj, że ja ci zawsze pomogę. Ale tak między nami... - spuściła głowę - Może lepiej, że tak się właśnie stało. Może teraz zacznie ci się lepiej układać z tatą, bo po twojej wypowiedzi, mogę stwierdzić, że twój tato się nieco zmienił w stosunku do ciebie, prawda? - Spojrzała na mnie spode łba.
    - Owszem. - Pierwszy raz od dłuższego czasu ponownie szczerze się uśmiechnęłam. - Zaczął mnie lepiej traktować i już na mnie prawie nie krzyczy. Zmienił się w przeciągu dwóch dni. To niesamowite... Myślę, że ponownie odzyskałam ojca, którego teraz potrzebuję, bo mamę już dawno straciłam.
    - Och, Amy... Bardzo ci współczuję... - Przytuliła mnie, a ja bardzo mocno się w nią wtuliłam.
          Od kilku lat traktowałam ją jak swoją własną siostrę. Jej rodzina mnie lubiła, a jej mama często ze mną rozmawiała niczym moja własna matka. Czasami to pomagało, ale czasami cholernie bolało, bo wiedziałam, że to obca kobieta, a nie moja mama, która teraz się mnie wyrzekła dosłownie za nic. Za to jej tato zawsze był powodem mojego ciągłego śmiechu, gdy przebywałam w jej domu.
    - Już dobrze. - Pogłaskała mnie po głowie, po czym odkleiłam się od niej.
 Byłam zaskoczona, że nie uroniłam ani jednej łzy. Ciężko westchnęłam i postanowiłam przestać myśleć o przeszłości, a zacząć interesować się teraźniejszością. To było teraz dla mnie najważniejsze.
    - To co, idziemy do Paula? Już mu napisałam, że ze mną przyjdziesz. - Na jej twarzy ponownie zagościła radość i zupełnie nie wiedziałam dlaczego.
          Nie chcąc widzieć jej słodkiej miny, niczym mina osła z filmu "Shrek", zgodziłam się. Udałyśmy się małą dróżką, prowadzącą do odpowiedniego bloku. Lasek, którym szłyśmy był taki żywy. Wszędzie było pełno ptaków, których ćwierkanie wypełniało korony wszystkich drzew.  Nagle w powietrzu rozległ się strzał.
    - Co to było?! - Podskoczyłam nie wiedząc, co się dzieje.
          Les również nie byłam w stanie stwierdzić, co tak naprawdę wydarzyło się kilka sekund temu. Obie popatrzyłyśmy na siebie, po czym ponownie usłyszałyśmy strzał. Pisnęłyśmy i zaczęłyśmy biec przed siebie. Chciałyśmy uciec jak najdalej w trosce o swoje bezpieczeństwo. Nie byłam taka głupia i wiedziałam, że ktoś tutaj kogoś zabił.
          Biegnąc za swoją przyjaciółką, rozglądałam się za siebie, czy ktoś nas czasem nie gonił. Przecież mógł nas usłyszeć i chcąc pozbyć się świadków, mógłby nas zabić przy okazji.
    - Ej! Biegnij! - W pewnej chwili wpadłam na Leslie i prawie obie się przewróciłyśmy, gdyby nie jej interwencja.
          Dziewczyna słowem się nie odezwała. Stała jak wbudowany w ziemię posąg, którego nie dało się w żaden sposób usunąć.
    - Leslie! - Krzyknęłam cały czas pchając ją do ruszenia się z miejsca i ucieknięcia jak najdalej z tego miejsca.
          Nie posłuchała mnie, lecz dłonią ujęła moją dłoń. Zdziwiłam się, co takiego ona wyprawia. Uniosła nasze złączone dłonie i wyciągnęła przed siebie. Dopiero wtedy ujrzałam... Ujrzałam przykutego, martwego Paula do drzewa, a obok niego leżał Sammy. Moje serce zaczęło mocniej bić, a ciało przeszyło milion dreszczy. Czułam się tak, jak w noc zastrzelenia Christian'a. Wszystko powróciło. Wszystko znowu zaczęło stawać przed moimi oczyma. Zdjęcia, które otrzymałam na przesłuchaniu, potem moje zeznanie ze szczegółowym opisem...
    - Amy... - Moja przyjaciółka nie wiedziała co robić.
          Ścisnęła mnie z całej siły. Bała się, bo w jej oczach pojawił się tylko strach i przerażenie. A co ja powinnam zrobić? Wezwać policję? Może znowu zostałabym oskarżona o zabójstwo? Nie, nie mogłam tego zrobić. Musiałam jak najszybciej opuścić tamto miejsce. Pociągnęłam Les za sobą. Czułam jej opór, ale krzyknęłam, że nie miałyśmy innego wyjścia. Jeżeli wezwałybyśmy policję, to byłybyśmy pierwszymi podejrzanymi. Nie chciałam tego ponownie przechodzić oraz chciałam uchronić swoją przyjaciółkę od tego wszystkiego.
    - Już nie mogę... - Jęknęła, opierając się o drzewo. - Nie mam siły...
          Westchnęłam i ujęłam ją dłoń, mówiąc, że cały czas byłam przy niej. Wiedziałam jak ona się teraz czuła. Ja także byłam tym wszystkim przerażona, ale ... Widziałam już podobną sytuację. Może dlatego nie spanikowałam, tylko pomyślałam o swoim bezpieczeństwie.
          Usłyszałam jakiś szelest pomiędzy krzakami. Odwróciłam się i zaczęłam wzrokiem przeczesywać każdy centymetr obszaru, na którym się znajdowałyśmy. W oddali ujrzałam duży, czarny terenowy samochód wyjeżdżający z lasku. Serce mi nieco przyspieszyło bić, a wzrok starał się odczytać numery z tablicy rejestracyjnej.
    - LB 56 DVL - Wypowiedziałam na głos tych kilka istotnych liter i cyfr, które miały dla mnie duże znaczenie.
          Powtórzyłam sobie je kilkakrotnie w myśli, po czym stwierdziłam, że ciężko będzie mi je zapamiętać i wyjęłam swój telefon. Zapisałam je i ujmując Leslie, szybko opuściłyśmy las.
    - Chcesz przyjść do mnie? - Zapytałam, gdy przystanęłyśmy przed naszym blokiem. - Chyba nie chcesz, aby rodzice zobaczyli cię w takim stanie, co? - Odgarnęłam jej włosy za ucho.
          Skinęła głową i oboje weszłyśmy do budynku. Odkluczyłam drzwi i zaraz po tym, jak je zamknęłam, zorientowałam się, że mojego ojca również nie było w domu. Leslie poszła do łazienki, a ja wstawiłam wodę na kawę, aby wzmocnić siebie czymś, co postawiłoby mój umysł na zdrowe myślenie.


________________
I jak Wam się podoba?
Dziękuję, że Jesteście. 
AudreeySwag ♥

                      CZYTASZ? = KOMENTUJESZ 

18 komentarzy:

  1. czekam na kolejne rozdziały! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo ,czekam na następny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła akcja :D

    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  4. No rozdzial fajny. Czekam na nastepny. Kiedy w koncu wydarzy sie cos miedzy Justinem i Amy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w siódmym : już mam napisany, więc mogę tyle tylko powiedzieć :)

      Usuń
  5. jak zawsze świetny, nie mogę doczekać się następnego! <3 @Love_Castin

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaa ojej, Boski ♥

    Amy&Justin ♡

    @agehhh

    OdpowiedzUsuń
  7. DJGLDFJGLKD SUPER ROZDZIAŁ *___* CHCE JUŻ KOLEJNY <3

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest takie hdsgcfuisdgfcsdkjvfc <3333

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski rozdział,uwielbiam taką akcję.Jestem ciekawa co Amy teraz zrobi....bo chyba nie pójdzie na policje?:) zresztą nie ważne czekam na dalszy ciąg i to pędzikiem hahaha masz kochana rękę do pisania i za to cię kocham ♥ nie chce cię pośpieszac....buziaczki:*

    @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne <3 niezła akcja :* czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe co ona teraz zrobi ... Czekam n ann

    OdpowiedzUsuń
  12. Wciąż kocham to opowiadanie.<3 ~Roni

    OdpowiedzUsuń
  13. LB56DVL wpisz w google i od razu wyskoczy ci link do twojego bloga ;D
    Mam nadzieję, że na 7 nie będę długo czytał, bo już chce wiedzieć co będzie nimi.
    Fajnie, że się wyprowadzili.
    Rozdział super, ale dopiero miałem czas przeczytać ;c
    Archemini.....

    OdpowiedzUsuń
  14. BOSKI <3 Już Ci pisałam,ale jeśli możesz to informuj mnie na @ilysm_Jussstin zamiast na @ShawtyWaitsForU bo nietety mi zawiesili i dalej tego nieodblokowali -.-
    Diękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  15. wspaniałe opowiadanie*.*Robi się coraz ciekawiej:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nastepny zajebisty :> kocham cie za to jak piszesz ;* <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥