środa, 3 września 2014

~ Rozdział dwudziesty

            Ta noc była jedną, z najgorszych od momentu bycia przy boku Justina. Nie mogłam spać, ale nie mogłam też dać po sobie poznać, że coś było nie tak. Zaraz po przeczytaniu niezbyt miłej wiadomości od byłego przyjaciela mojego chłopaka - usunęłam ją.
            Wyciszyłam telefon, chowając go do tylnej kieszeni spodni. Wykąpałam się, a potem czekała mnie skrępowana sytuacja z Justinem. Ale przecież potrafiłam udawać, prawda? Już raz udało mi się mu wmówić, że wszystko było w porządku, kiedy ja przeżywałam cholernie trudny okres w swoim życiu.
            Ale teraz nadszedł ten moment, kiedy byłam w stanie mu pomóc. Nie mógł mnie od tego odsunąć, bo tu głównie chodziło o mnie, więc postanowiłam zadziałać na własną rękę. Nic mu nie powiedziałam, przemilczałam tę sprawę. Tak było dla nas lepiej.
            Była dwunasta w południe. Justin spał, był zmęczony i nie musiał teraz codziennie wychodzić na akcje przechwycenia jakiegoś gangu, albo odbiór handlu broni. Te obowiązki spadły z Insiders w momencie, kiedy ich przywódca oddał wszystko co mieli, w zamian za moje życie.
            Owszem, to było nie fair, ale rozumiałam jego tok myślenia. Dawał mi na każdym kroku dowód, że był w stanie poświęcić wszystko tylko i wyłącznie dla mojego szczęścia i bezpieczeństwa. Ale ja pragnęłam tylko jego.
            Wstałam z łóżka dość dyskretnie, by go nie obudzić, a potem ubrałam na siebie czystą bieliznę, krótkie, białe szorty i niebieską bluzkę z krótkim rękawem. Nie zamierzałam wychodzić z mieszkania, bo pogoda była brzydka. Było pochmurno i padało, a to jeszcze bardziej pogrążało mnie w chwilową depresję.
            W salonie Jason siedział razem z Niną. Rozmawiali o czymś, dlatego zaraz po przywitaniu się z nimi, poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie w postaci płatków z mlekiem i do tego kawę.
     - Nina, jadłaś coś? - Zapytałam, krzycząc z owego pomieszczenia.
            Odpowiedziała, że tak, bo Jason jej zrobił. Przytaknęłam, zjadłam to w jadalni, a potem do nich dołączyłam, siadając obok dziewczyny. Popatrzyłam na nią, a potem dotknęłam jej brzucha. Czułam delikatne kopniaki, na co lekko się zaśmiałam, a ona podzieliła moje nastawienie.
     - Ciekawe, czy ja też będę.. no ... Wiesz, w ciąży. - Zachichotałam, głaszcząc dziecko, który było w łonie matki.
     - Oczywiście, że będziesz. Z tego co wiem, Justin cię bardzo kocha i zbuduje z tobą prawdziwą rodzinę. Moje dziecko, będzie miało tylko matkę, ale matkę, która go będzie bardzo kochać. - Uśmiechnęła się smutno.
            Przytuliłam ją, a Jason pokręcił głową z rozbawienia, na co rzuciłam w niego poduszką. Westchnął, wyciągnął z kieszeni broń, rzucił ją na stół i położył się, zamykając oczy.  Wiedziałam, że on także był bardzo rozbity zachowaniem Parkera, ale naprawdę, już nie mogłam wpłynąć na decyzję, jaką przyszło mu podjąć.
     - Gadałeś z Justinem? O tym, co wczoraj zaszło? - Zapytałam, kładąc delikatnie głowę na uda Niny, obejmując ją jedną ręką.
            Zaprzeczył - Nie i uwierz mi, że nie ma sensu drążyć tego, co zrobił. Też bym się tak zachował, jestem tego pewien. Mam siostrę daleko w świecie, kazałem jej wyjechać. Nie mam z nią kontaktu, ale wiem, że żyje. Gdyby była narażona na niebezpieczeństwo z mojej winy, też podjąłbym decyzję oddania wszystkiego, w zamian za jej życie w spokoju i ciszy. - Mruknął, zakładając ręce pod głowę.
            Faktycznie, Thomas mówił prawdę. Jason miał swoją siostrę, a on nikogo. Ale przecież był członkiem Insiders. Nie zamierzałam po tym wszystkim pozwolić im odejść. Zamierzałam stworzyć im rodzinę. Dokładnie tak, jak oni zrobili to dla mnie.
            Do pokoju wszedł nagle Thomas. Był ubrany w skórzaną, czarną kurtkę, czarne jeansy i trzymał w dłoniach broń oraz jakieś klucze. Rzucił to wszystko na stół. Dobrze, że nie był szklany, bo już dawno byłoby po nim...
     - Butchers dobrało się właśnie do naszych siedmiu magazynów z bronią, amfą i środkami pirotechnicznymi. Zabrali dwa SUV-y, jednego Lexusa, a po mapy wysłali Davida. Zajebiście, prawda? - Usiadł obok mnie, ciągnąc się za włosy.
            Od razu oderwałam się od ciężarnej kobiety, obejmując go jedną ręką. Pocierałam lewe ramię, aż do momentu, kiedy na mnie nie spojrzał. W jego oczach było tyle bólu... Ale znosił to. Musiałam to zaakceptować.
     - Kiedy to się skończy, wyjedziemy wszyscy razem. Obiecuję ci to. - Musnęłam jego policzek i wstałam.
            Poszłam do łazienki, za potrzebą. Kiedy wytarłam ręce w ręcznik, w ręce wpadła mi sterta brudnych ubrań. Zaśmiałam się. No tak, chłopcy. Włożyłam wszystko do pralki, dołączyłam także swoje ubrania z wczorajszego dnia, ale spodnie dresowe chwilę trzymałam w dłoniach. Wyjęłam komórkę, położyłam ją na umywalce, a potem ustawiłam program i włączyłam automat.
            Patrząc w swoje odbicie, widziałam jedynie wyniszczoną dziewczynę z niesamowicie wielkim sercem. Kochałam Justina i znosiłam już tyle krzywd, żeby tylko z nim być, że to, co działo się teraz, już nie mogło mnie zniszczyć. Po prostu nie było w stanie zniszczyć więzi, jaką oboje zbudowaliśmy. Nie od tak...
            Poczułam kolejną wibrację telefonu. Zjechałam wzrokiem, ujęłam go i odblokowałam. Pojawiły się dwa nowe sms-y. Od niego... Naprawdę chciałabym je od razu usunąć, zniszczyć, ale jeżeli miałam być w to zamieszana, musiałam wiedzieć, jakimi informacjami chciał mnie obdarować ten zimny, skończony dupek.

" Cześć Amy. Jak spałaś? Myślę o Tobie. O twoich pięknych włosach, piersiach, złączeniu ud. Jesteś taka pociągająca... I pomyśleć, że moja fantazja o Tobie nie zna granic... "

            Zmroziło mi krew w żyłach to, co przeczytałam. Czułam tyle nienawiści w tym tekście, tyle mordu w czynach... Gdyby teraz stał przede mną, nie zawahałabym się go zabić.

" Czemu nie odpisujesz? Boisz się, że twój kochaś się obrazi? Wiem, że wolisz mnie. Zawsze mnie wolałaś, prawda? Shadow był zimnym dupkiem, który cię olewał. Zniszczę go i będziemy szczęśliwi. Poczekaj tylko... Będziesz szczęśliwa. Ze mną. Tylko. "

            To było okropne. Usiadłam na ziemi, pod kabiną prysznicową, chcąc jak najszybciej zakończyć to piekło. Usunęłam wiadomości, a telefon sam wypadł mi z ręki. To mnie wykańczało. A myśl, że to dopiero początek jeszcze bardziej krzywdziła moja poranione ciało i myśli, które gwałciły się nawzajem.
            Minęło sporo czasu, zanim powróciłam do rzeczywistości. Położyłam na twarz trochę pudru, tuszu na rzęsy i zrobiłam kreski eyeliner'em. Oblizałam usta i wyszłam, telefon wkładając ponownie do kieszeni. W pokoju nadal było cicho. Parker leżał natomiast z otwartymi oczami, zapatrzonymi w sufit. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego brzegu, dłonią gładząc jego umięśniony tors.
            Posłał mi swoje spojrzenie. W jego oczach tańczyły jakieś nieodgadnione iskierki. W nocy przyglądałam mu się jak spał. Ale nie dotykałam go, nie liczył nawet na seks, ale teraz?
     - Mam na ciebie ochotę, wiesz? - Swoimi palcami zaczął pieścić moje ramię, stopniowo i powoli idąc w górę, zatrzymując się na dekolcie. 
            Przełknęłam ślinę, czując suchość w ustach. Schyliłam się, pocałowałam go, ale on mnie na siebie wciągnął i oparł mnie o swoje ugięte kolana. W obie dłonie ujął piersi i zaczął je ściskać. Nie przeszkadzały mu ubrania, był jak nowo narodzony, kiedy pozwalałam mu cieszyć się mną i moim ciałem. Mi także to bardzo się podobało, bo gra wstępna w wykonaniu tego chłopaka, była niezastąpiona.
            Ujął skrawek niebieskiej koszulki i powoli podciągał ją do góry, ściągając ją ze mnie. Dwoma palcami zaczął drażnić wzgórek piersi, rozwalając mnie tym od środka. Patrzył na nie, a ja czułam jak jego poziom podniecenia coraz bardziej wzrastał.
            Odpiął stanik i rzucił go gdzieś za mnie, po czym podniósł się i zassał jedną z brodawek, doprowadzając mnie tym do odprężenia. To było tak przyjemne... Jego język zwinnie lizał sutek, a potem drugi... Przejechałam ręką po swojej szyi i zmierzwiłam palcami włosy, przywracając tym samym jego uwagę. Zagryzłam zmysłowo wargę i gdy nastąpiła chwila nieuwagi z jego strony, wstałam.
            Rękoma przejechałam po swoim brzuchu, dwoma palcami odpięłam guzik od swoich spodenek i w bardzo powolnym, zmysłowym tempie zaczęłam je z siebie ściągać, pozostając w kontakcie wzrokowym z Justinem. Słyszałam jak głośno wciągał powietrze do płuc, opadając na pościel z wrażenia i widoku, jaki mu fundowałam. 
            Zaśmiałam się, wyszłam z nogawek i odrzuciłam je za siebie, jeden palec wsuwając pod cienki materiał majtek. Objechałam nim skórę na podbrzuszu, a potem zatrzymałam na wzgórku łonowym. Zagryzłam ponownie wargę, patrząc na swojego chłopaka. Przełknął ślinę i wiedziałam już, że był gotowy. Ale ja chciałam się jeszcze z nim trochę zabawić...
     - Lubisz mnie taką, prawda? - Wyszeptałam cicho, podchodząc do niego powolnymi krokami, siadając na nim okrakiem.
            Parsknął śmiechem od razu wpijając się w moje usta. Nim się zorientowałam, przerodziło się to w namiętny wybuch pożądania obu ze stron, dlatego uniosłam się lekko, a on zdjął mi majtki. Od razu zaczął pieścić łechtaczkę palcami, przez co zaczęłam pomrukiwać w jego usta.
            Strzepnął gwałtownie kołdrę ze swojego ciała i przyciągnął mnie na tors, szybko ściągając bokserki. Był taki niecierpliwy, był jak wulkan, który zaraz miał wybuchnąć.
     - Wskakuj, mała... - Wyszeptał, zagryzając płatek ucha, powoli osuwając mnie na swojego członka.
            Uderzyło we mnie ciepłe powietrze. Wciągnęłam je głęboko do płuc, dając upust emocjom. Za każdym razem, kiedy we mnie wchodził, doprowadzał mnie do szaleństwa. Szara rzeczywistość nabierała kolorów tęczy.
            Poruszałam się po chwili sama, kiedy on trzymał mnie w talii i nadawał odpowiedni dla nas rytm. Jęki wydobywały się ze mnie, jak i z niego. Kochanie się wiązało się z wzajemnym uczuciem i troską, oraz odpowiedzialnością. Jego bliskość była niezbędna.   
     - Skarbie... - Jęczał - Jesteś. Tylko. Moja. Tak Cię... Kocham... - Mocno we mnie wszedł, tym samym wlewając we mnie swoją miłość.
            Doszłam tuż po chwili, czując jego ciepło w swoim ciele. Zagryzłam skórę tuż nad jego barkiem, bo orgazmy, które mi fundował zawsze były bardzo silne. Przejechał kciukiem po moim krzyżu i ciężko westchnął. Położyłam się obok niego, po czym sięgnął po kołdrę i mnie przykrył. Oparłam się o jego ramię i przyglądałam.
            Zaczął mi ponownie mówić czułe słówka, co było bardzo dobrym lekarstwem na poranione serce.  Wiedział, że byłam tą jedyną, na całe życie. Że to właśnie dzięki mnie poczuł jak smakuje prawdziwe życie u boku takiej kobiety, jaką ja byłam w jego oczach. Kobietą idealną, niezniszczalną...
     - Justin... - Podniosłam się i oparłam na łokciu - A... Nasze dziecko... Też tak pokochasz? Jak mnie? - Rozchyliłam usta, patrząc na niego - Owoc naszej miłości?
            Zatrzymał swoją rękę na moim ramieniu, znieruchomiał. Wpatrywał się we mnie i nic nie mówił. Nawet nie mrugnął... Ewidentnie go tym pytaniem zaskoczyłam, ale przecież mówił mi o rodzinie, prawdziwej rodzinie. Dlaczego pytanie o takie małe maleństwo wywołało u niego takie zaskoczenie? O co tym razem chodziło?
     - Dziecko? - Zapytał nerwowo - Jakie dziecko? O czym ty mówisz? - Oblizał usta i się ode mnie odsunął, siadając pod ścianą i mierząc mnie srogim spojrzeniem - Amanda, ty chyba nie jesteś w ciąży... - Warknął, przejeżdżając ręką po niesfornie ułożonych włosach.
            Rozszerzyłam oczy. Strach i gniew, który widniał na jego twarzy był namacalny do ostatniej kropli wody. Zaciskał nerwowo wewnętrzną część policzka, a dłonie zacisnął. Oblizałam usta, uciekając wzrokiem. Może i go zaskoczyłam, ale nie powinien się tak zachowywać...
     - Odpowiedz! - Podniósł ton głosu, przez co na moim ciele pojawiły się dreszcze.
            Chrząknęłam, a potem wstałam, bo czując władczy stosunek do mojej osoby, odechciało mi się z nim rozmawiać. Zdążyłam jedynie wciągnąć swoje majtki, kiedy poczułam jak mocno ścisnął mój nadgarstek i do siebie przyciągnął. Patrzyłam mu w oczy, a on stał, zupełnie nieświadomy swoich słów, które właśnie wypowiedział. - Odpowiedz mi. - Wysyczał - Kurwa, jesteś w ciąży?              
            Ciążyła nad nami, albo raczej nade mną niesamowita presja z jego strony. Rozgniewał się o takie pytanie? Jeszcze nigdy nie był tak negatywnie nastawiony do rozmowy ze mną, zawsze to on prowokował mnie, a teraz ja jego?
     - Nie, tylko zapytałam. Mówiłeś, że stworzymy rodzinę, dlatego... - Przerwał mi w połowie zdania i lekko od siebie odepchnął, odchodząc pod meblościankę, z której wyciągnął czyste ciuchy.
     - Dlatego teraz mi się kurwa pytasz o dziecko?! - Krzyknął, trzaskając drzwiczkami - Amando, jeżeli myślisz, że teraz jestem gotowy na dziecko, to się pomyliłaś! - Ubrał bokserki, a potem jeansy - Nie rozumiem o co ci chodzi, jesteśmy szczęśliwi tak? - Ponownie do mnie podszedł - Mało ci wrażeń? Mało ci przyjemności ze mną? - Jego ton głosu był oziębły, a on sam jakby znowu wyłączył uczucia - Amy do cholery, przestań planować dla nas przyszłość. Chcę żeby dla ciebie liczyła się teraźniejszość, zrozum, że poświęcam się dla ciebie na każdym, jebanym kroku! - Wrzasnął mi prosto w twarz, wyrzucając ręce w powietrze.
     - Justin, uspokój się! - Odpyskowałam mu, bo miałam dość takiego traktowania - Czy ty nie widzisz, jak się zachowujesz? - Parsknęłam - Zapytałam cię jedynie o to, czy byś pokochał nasze wspólne dziecko, a ty urządzasz mi awanturę? Jesteś nienormalny! - Odwróciłam się, sięgając po spodnie i stanik - Chciałam wiedzieć co czujesz i jaki miałbyś stosunek do mnie, gdybym była w ciąży, a ty zachowujesz się, jakbym zabiła co najmniej twoich najbliższych! - Spojrzałam na niego - Każda kobieta myśli o rodzinie, ja też! I też chciałam wiedzieć, co ty o tym myślisz, ale skoro to dla ciebie taki problem, to w porządku! - Nie wytrzymałam - Już nie zapytam cię o zdanie w tej kwestii, bo widzę, że nie zamierzasz ze mną o tym rozmawiać na poważnie! - Założyłam bluzkę i po prostu wyszłam z pokoju.

Justin's POV

            Amanda nie miała prawa wypytywać mnie o jakieś dziecko, tym bardziej, że nie była w ciąży. Wkurwiła mnie tym pytaniem, przez co przestałem mieć ochotę na użalanie się nad tym, co teraz dalej działoby się z chłopakami, mną i całym tym gównem.
            Kiedy się ubrałem, wyszedłem z pokoju. Amy siedziała pod ścianą, naprzeciwko moich drzwi. Nie spojrzałem na nią. Byłem wściekły i nie chciałem jeszcze bardziej na nią nakrzyczeć, dlatego od razu pokierowałem się na dół i zabrałem klucze od SUV-a.
     - Justin, gdzie jedziesz? - W progu ujrzałem opierającego się o futrynę Jasona - Musimy pogadać, bo Butchers właśnie przejęło nasze dorobki i pozostaje kwestia tego, co mamy w piwnicy... - Podrapał się ręką po karku.
            Parsknąłem i fałszywie się uśmiechnąłem - W dupie mam to, co z tym zrobicie, jasne? - Warknąłem na niego i ściągnąłem z wieszaka czarną, skórzaną kurtkę - Pierdoli mnie już to, co będzie działo się z tym, co zorganizowaliśmy. - Dodałem, ale chcąc wyjść, zatrzymał mnie mocnym szarpnięciem.
     - O co tobie teraz chodzi? Huh? - Uniósł jedną brew - To tylko i wyłącznie dzięki tobie jest ten cały syf, więc zainteresuj się tym i nie zostawiaj tego dla kogoś innego... - Syknął, odpychając mnie.
     - Kurwa, zajmij się może swoim życiem, co? Naprawdę nie mam ochoty teraz z tobą gadać. Cześć. - Wyszedłem z mieszkania, a wsiadając do samochodu już o niczym innym nie myślałem, jak o alkoholu. Wyjechałem z posesji, a potem pokierowałem się do baru, w którym kiedyś przesiadywałem, sam. 
            Barman podawał mi już trzeci kieliszek wódki, a ja wciąż nie mogłem uspokoić swojego pragnienia. Zażądałem czegoś mocniejszego. Dobrej, schłodzonej whiskey, którą kiedyś piłem codziennie, po dobrze zorganizowanej akcji.
            Cholernie brakowało mi tych wrażeń, emocji i co najważniejsze - poczucia wyższości. Miłość Amandy do mnie to uczucie zmniejszyła, ale właśnie w takich momentach, w chwilach kłótni, złości i gniewu pragnąłem po prostu chwycić za broń i rozwalić jakiemuś wrogowi łeb. To uczucie zawsze we mnie siedziało. Było częścią mnie, bo ja od kiedy pamiętam byłem taki.
     - Justin? A co ty tu robisz? - Ktoś położył rękę na moim ramieniu.
            Zaintrygowany poszedłem za damskim głosem. Ku mojemu zdziwieniu była to jedna z moich panienek, która kiedyś zaspokajała moje potrzeby po udanych akcjach. Pamiętałem ją doskonale. Jej wyczyny były dość ponętne, a ciało miała pierwszej klasy. W dodatku, to nie była tylko panienka do towarzystwa. To była jedynie cząstka jej, bo ta kobieta załatwiała gangom lewe dokumenty.
            Mi także kiedyś pomogła. Teraz wyglądała zupełnie inaczej. Miała na sobie ubraną bardzo dobrze dopasowaną, obcisłą, czarno-białą sukienkę do połowy ud, czarne szpilki i białą torebkę, a włosy były ułożone w idealnego koka, co podkreślało kształt jej twarzy. 
     - Witaj Lucy. - Lekko się uśmiechnąłem - Piję, jak widać... - Dodałem oschle, ponownie wlewając w siebie łyk trunku.
     - To widzę, ale czemu? Problemy? - Usiadła obok mnie, zachowując pewien dystans.
            Przytaknąłem, lekko kaszląc. Poprosiłem znowu o ten sam napój, na co ona także poprosiła o to, co ja. Przyglądała mi się przez dłuższą chwilę, na co w końcu zareagowałem pytaniem, o co jej chodziło.
     - Wiem o tym, co zrobiłeś, Justin. Tak się składa, że jestem teraz z Bruce'em. - Przełknęła ślinę i poważnie na mnie spojrzała - Wiesz, że zawsze chciał być tym najlepszym, teraz kiedy mu na to pozwolisz... - Lekko się uśmiechnęła i położyła rękę na moim ramieniu - Robisz mu przysługę wiesz? On siedzi w tym o wiele dłużej od ciebie, a słyszałam, że i tak zamierzasz z tym skończyć, więc czemu ci tak na tym zależy? - Sięgnęła po szklankę i wypiła trochę whiskey.
            Parsknąłem. Co mi zależało? Czy nikt na tym świecie nie rozumiał, że ten świat i to otoczenie zawsze było moim domem? W dodatku... On nagle kiedyś runął. Z momentem pojawienia się panny Brown, przestałem przywiązywać do tego jakąkolwiek wagę, ale taki byłem i taka była prawda. Co miałem zrobić, żeby w krytycznych momentach uspokoić się i znowu zacząć cieszyć życiem? Chęć mordu budziła się we mnie każdego dnia, kiedy byłem wkurzonym, zimnym dupkiem. Każdy wybuch złości był powodem do szybkiego wyładowania się na zabiciu kogoś. Amanda potrafiła mnie zmienić, ale jak widać Shadow nadal we mnie był. On nigdy nie umrze, choćbym nie wiem jak się starał.
     - Bruce dostał to, czego chciał, tak? - Zapytałem, a kiedy przytaknęła skinięciem głowy, kontynuowałem dalej - W takim razie co chcesz jeszcze ode mnie usłyszeć? Nie cieszę się z tego powodu, ale jak widać wolałem wybrać miłość i życie mojej narzeczonej, niż dalsze życie w tym gównie. - Zacisnąłem pięść - Tak, stałem się cipą, ale cholernie mi źle bez tej dziewczyny. Nie potrafię bez niej żyć i to mnie chwilami bardzo wkurza, bo chciałbym rozwalić komuś łeb, zabić i wrócić do domu, usiąść w fotelu, napić się i powiedzieć " kurwa, o jednego debila mnie". - Zawiesiłem się na chwilę - Ale nie, już tak nie powiem. - Sięgnąłem do kurtki po portfel, wyciągnąłem sto dolców i zapłaciłem, po czym wstałem i ostatni raz ją zmierzyłem wzrokiem - Miło było ciebie znowu spotkać, Lucy. Ciesz się Bruce'em, bo nigdy nie wiesz, co może mu się przydarzyć. - Poszedłem w kierunku wyjścia, a w odpowiedzi usłyszałem tylko ciche jęknięcie wystraszonej dziewczyny.
            Jadąc autem, rozpędzonym do stu dwudziestu kilometrów na godzinę, poczułem wibracje w swojej lewej kieszeni kurtki.Nieco zwolniłem, bo nie chciałem spowodować wypadku i  wyciągnąłem telefon, odbierając połączenie.
     - Co jest? - Mój głos brzmiał już nieco łagodniej, bo całą swoją złość zatopiłem w alkoholu.
     - Nie wiem, co zaszło między tobą, a Amy, ale zachowałeś się jak dupek. - Warknął - Masz szczęście, że Nina jest tutaj i ją uspokoiła, bo znowu miałbyś niezłe gówno. - Westchnąłem na jego słowa, ale wiedziałem, że miał rację.
     - Dobra, cicho. Jadę już do domu. Niedługo będę... - Mruknąłem, skręcając w ulicę, prowadzącą do mojego mieszkania.
     - Nie spiesz się, dziewczyny pojechały na zakupy. - Połączenie zostało przerwane.
            Że co takiego?! Pojechały na zakupy? Same?! Od razu wybrałem numer Amandy i do niej zadzwoniłem. Byłem nią rozczarowany. Już po raz drugi w przeciągu kilku godzin. Wiedziała, że Dave chciał mi ją zabrać, a tym zachowaniem sama wystawiła się na porażkę.

__________________________

No kochani, jak Wam się podoba?
Bardzo Was proszę o pozostawienie komentarza.
Pozdrawiam. :)
Audrey