sobota, 19 lipca 2014

~ Rozdział siedemnasty

Amy's POV

           Minęło już pięć dni, odkąd Justin zabrał mnie na niesamowitą podróż na Majorkę. Słońce świeciło godzinami, a ja mogłam wylegiwać się na piaszczystej plaży i się opalać. To było tak cholernie przyjemne uczucie, bo w tej chwili czułam jedynie spokój, relaks i miłość do mojego chłopaka. To było wspaniałe połączenie i sprawiło, że chociaż na ten moment wszystkie zdarzenia z przeszłości odeszły w niepamięć. Cieszyłam się każdą minutą i każdą chwilą spędzoną z miłością mojego życia.
           Parker uszczęśliwiał mnie na każdym kroku. Był tak czuły, że przypominał idealnego chłopaka, którego sobie kiedyś wyobrażałam. Cieszyło mnie to bardzo, bo mogłam poczuć tak niesamowite ciepło z jego strony, które tak naprawdę jeszcze nigdy nie wyszło całkowicie na zewnątrz.
           Od kilku dni zmienił się nie do poznania. Zero kłopotów, zero nerwów i zero fałszywych ludzi wokół nas. Cisza, plaża, morze i co najważniejsze: My sami. Gdy wracaliśmy zmęczeni po całodniowym leżakowaniu, w hotelu Justin zabierał mnie na długie kąpiele, kolacje, a po nich w naszym pokoju wybuchały fajerwerki, które rozświetlały nasze wspólne łóżko.
           Dzisiaj mieliśmy zająć się spacerowaniem po pobliskim targu. Wszystko było już gotowe do wyjścia, mianowicie mój strój oraz jego, potrzebne rzeczy jak na przykład pieniądze, torebka, okulary.
     - Justin do cholery, chodź już! - Zaśmiałam się, tupiąc nogą w podłogę, opierając się o futrynę drzwi naszego pokoju.
     - No już! Zaczekaj chwilę! - Odkrzyknął, głośno się śmiejąc.
           Wzruszyłam ramionami i ciężko westchnęłam. Poprawiłam kosmyk falujących włosów, a gdy się odwróciłam, mój ukochany stał za mną i znienacka pocałował moje usta. Uszczypnął mnie w tyłek i warknął tym seksownym tonem głosu, że mogliśmy już ruszać. Wywróciłam teatralnie oczami, co go jeszcze bardziej rozbawiło, po czym ujął moją rękę i wyszliśmy z hotelu, wsiadając do wypożyczonego SUV'a.
     - Jak już wrócimy, to cholernie będzie mi brakować tego słońca, ciepłego powietrza i tego klimatu... - Mruknęłam, opierając się o zagłówek.
     - Uwierz, że mi także. - Rozsiadł się wygodniej i chwilę na mnie zerknął - Swoją drogą to musimy robić sobie częściej takie wycieczki. Zobacz, jak to pozytywnie wpłynęło na nasz związek, mam rację? - Wyszczerzył swoje żeby.
     - Kim jesteś i co zrobiłeś z Justinem Parkerem? - Oblizałam usta wbijając w niego swój wzrok, który przepełniony był ognikami miłości płonącej do tego wspaniałego mężczyzny.
           Zachichotał, ujął moją dłoń i złożył na niej mokry pocałunek, skupiając się na drodze. - Wiesz, że przy tobie jestem inny. Otworzyłem się i dzięki temu jestem...- zagryzł wargę - taki. Może to obce, ale przyzwyczaisz się, ja zresztą też. - Puścił mi oczko i położył nasze ręce na swoim udzie, delikatnie głaskając moje knykcie. 
           Zaparkował na pobliskim parkingu, po czym udaliśmy się wzdłuż alejki, na której znajdywały się najprzeróżniejsze i najdziwaczniejsze stanowiska, jakie kiedykolwiek widziałam. Justin zabrał aparat i gdy wpadło nam coś śmiesznego w ręce - robił zdjęcia. Był zupełnie innym człowiekiem. I on był mordercą? Taki człowiek - uśmiechnięty, rozpromieniony, zakochany - był kryminalistą?! To się w głowie nie mieściło...
           Po bardzo długim chodzeniu, zaprosił mnie na obiad do pobliskiej restauracji. Na stoliku były przygotowane kwiaty, które uwielbiałam.
     - Jakim cudem... - Zapytałam, ale nie było mi dane dokończyć, bo wtrącił się w moją wypowiedź mówiąc, iż już kilka minut wcześniej zarezerwował dla nas miejsce i kazał przystroić stolik moimi ulubionymi kwiatami. 
           Podziękowałam mu soczystym buziakiem i usiadłam, a on zamówił jedzenie. Czekaliśmy niecały kwadrans. Byłam bardzo głodna i z apetytem zjadłam kurczaka w sosie śmietanowo-ziołowym, sałatkę i frytki oraz lody o smaku truskawkowo-waniliowym na deser.
     - Kochanie, co powiesz na jeszcze jedną... Ostatnią niespodziankę podczas naszego pobytu tutaj? - Zapytał, koniuszkiem palca wskazującego przejeżdżając po swojej dolnej wardze, co w tej chwili mnie rozpalało od środka.
           Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, co odebrał jednoznacznie, a moje kiwanie głową było tylko potwierdzeniem, że byłam zaciekawiona jego sugestią. Zapłacił, wziął ode mnie bukiet kwiatów i poszliśmy ponownie do samochodu. Rozsiadłam się wygodnie na przednim siedzeniu, zapięłam pas i po dziesięciu minutach postanowiłam się zdrzemnąć.
           Spałam dość długo - tak mi się wydawało. Ale gdy spojrzałam na zegarek, dostrzegłam dwudziestą trzydzieści. Zaledwie półtorej godzinki snu. Prychnęłam i spojrzałam na Justina - przeciągając się, wypychając do przodu swoje piersi, na co on zareagował jednoznacznie.
     - Skarbie, jesteś taka piękna... - Przejechał opuszkami palców po moim nagim udzie, bo miałam ubrane obcisłe szorty, które zakrywały jedynie pośladki.
           Oblizałam zmysłowo wargi, co podziałało na niego jeszcze bardziej. Prychnęłam i pokręciłam głową na znak rozbawienia.
     - Dokąd my właściwie jedziemy? - Zapytałam nagle, bo tak szczerze mówiąc, zżerała mnie ciekawość.
           Zrobił "dzióbek" ze swoich ust, a potem nimi poruszył, wysyłając mi buziaka. Skręcił w lewo, potem w prawo i zatrzymał się. Wyjął ze schowka jakąś brązową szmatkę i popatrzył na mnie, na co uniosłam brwi z zapytaniem, co zamierzał z tym zrobić.
     - To niespodzianka, pamiętasz? - uśmiech malował się na jego ustach, a potem założył mi to na oczy i przewiązał. - Widzisz coś? - Poczułam jego kciuk na policzku, potem na nosie, a na końcu na dolnej wardze. Ciśnienie mi wzrosło...
     - Nie, ale przestań, bo ... Bo ... - Westchnęłam, skrzyżowałam ręce na piersi, a nim zdążyłam dokończyć - wybuchnął gromkim śmiechem. Wiedziałam, że w tej właśnie chwili podniósł ręce w geście obronnym, czułam to!
           Musnął moje wargi swoimi i znów odpalił silnik, ruszając w dalszą drogę. Włączył jakąś przyjemną dla uszu melodię, chwilami głaskał moje nogi, co było odczuwalne w moim podbrzuszu. Przełknęłam ślinę, gdy zaczął zataczać palcami kółka na złączeniu moich ud. Wypuściłam gwałtownie wcześniej wstrzymywane powietrze i cicho jęknęłam, na co od zareagował śmiechem.
     - Dupek. - Syknęłam, poprawiając się na siedzeniu, aby choć trochę odepchnąć od siebie podniecenie.
     - Seksowny i zakochany dupek. - Poprawił mnie z rozbawieniem.
           Warknęłam, ale także się zaśmiałam. Wiedział, jak rozegrać całą sytuację, by wszystko odwrócić w zupełnie innym kierunku. Przez dalszą drogę milczeliśmy, ale to było piękne. Gdy dojechaliśmy, pomógł mi wysiąść i wziął mnie na ręce, abym nie czuła po czym chodziłam. Palant!
           Słyszałam jakieś dziwne odgłosy i mimowolnie mocniej go objęłam, co wywoływało u niego śmiech. Uderzyłam go na wyraz frustracji, ale zignorował to. Zachowywał się bezczelnie i doskonale wiedział, ze to właśnie w nim uwielbiałam. To, że był taki władczy i zawsze wiedział, co jest najlepsze. Westchnęłam, gdy nagle mnie postawił. Poczułam pod sobą trochę nierówną płaszczyznę, ale nie mogłam rozpoznać podłoża. Kazał mi jeszcze chwilę poczekać i na chwilę się ode mnie odsunął.
     - Justin? Justin, jesteś tutaj? Justin! - Zaczęłam panikować. Wyciągnęłam dłonie, ale nagle poczułam jego umięśnione palce na swojej talii. Ulżyło mi i oblizałam usta. Poczułam lekkie szarpnięcie, ale przecież on tu był, wiec nic mi nie groziło. Tak myślałam, bo mu ufałam.
     - To wszystko jest dla ciebie... - Wyszeptał w moje usta, a potem  bardzo delikatnie rozwiązał supełek z tyłu mojej głowy, po czym chustka opadła na moją szyję, a ja gwałtownie wciągnęłam do swoich płuc  powietrze, wstrzymując je, rozszerzając powieki na tyle, aby móc ogarnąć  spojrzeniem widok. Zagryzłam wargę i uniosłam kącik ust w uśmiechu.
     - Dlaczego tutaj jesteśmy? - Spytałam, czując dłoń Parkera na moim krzyżu.
     - Ponieważ idziemy tam. - Wskazał na most oddalony od nas o jakieś dwieście metrów. Oboje staliśmy na piaszczystej plaży, otuleni chłodną bryzą, która powiewała od strony morza. Do wyznaczonego celu szliśmy w milczeniu, jednak nie była to krępująca cisza. Ona była piękna. Czułam, że słowa w tamtej chwili były zbędne, że popsułyby to, co Justin przygotował.
           Kiedy byliśmy coraz bliżej konstrukcji, w pewnym momencie zapaliły się na niej światła. Mnóstwo małych lampek, jednak nie tak małych, jakie są na choinkach podczas Bożego Narodzenia. Były troszkę większe, w kolorze jaskrawej żółci. Sam most był pomalowany na czarno, dzięki czemu kontrast był idealny.
     - Nie zapomnij o oddychaniu. - Usłyszałam tuż przy uchu cichy śmiech chłopaka, w którym byłam szaleńczo zakochana.
           Cały dzień był piękny. Cały pobyt na Majorce był jak marzenie, a tamten wieczór na moście był  cudowny i idealny. - Amy, widzisz? - Wskazał palcem na most, więc przyjrzałam mu się dokładnie. Były tam pozawieszane kłódki!
     - Jakie to jest piękne! - Krzyknęłam i nie zwracając uwagi na Justina, wbiegłam schodami na górę, aby móc się przyjrzeć im bliżej.
           Ujęłam w dłonie niewielką kłódeczkę, na której były wygrawerowane dwa inicjały: A&R. Zaczęłam się zastanawiać, jaka historia łączyła tę parę i czy przeszli tak wiele, jak ja i Shadow. Kiedy puściłam metalowy przedmiot, odbił się z brzękiem o barierki mostu. - Są ich tysiące! - Obróciłam się wokół własnej osi, po czym stanęłam twarzą do mojego chłopaka.
     - Mam taką dla nas. - Uśmiechnął się czule i z kieszeni spodni wyciągnął pudełko. - Kłódki, to obietnica miłości. Pary wrzucają tutaj kluczyki zaraz po tym, jak przekręcają w nich zamek. Jest to w pewnym sensie pieczęć, oznaczająca, że nigdy nikt już ich nie rozdzieli. - Podrapał się wolną dłonią po głowie, po czym ujął moja dłoń w swoją. - Chcę, abyśmy zrobili to samo. Obiecajmy sobie miłość i wspólną przyszłość. Przyrzeknijmy, że nic nas nie rozdzieli. - Przełknęłam ślinę i ścisnęłam jego palce.
           Mówił to tak szczerze, tak prawdziwie i z głębi serca. Wpatrywałam się w jego oczy dłuższą chwilę, kiedy zniecierpliwiony poruszył moją dłonią, aby przywrócić mnie do rzeczywistości, z której tak naprawdę nie chciałam uciekać, bo wcale nie różniła się od moich marzeń i fantazji. Pudełko, które trzymał w dłoni, było czerwone i miało białą kokardkę z boku.
     - Tutaj są kluczyki? - Spytałam chicho, kiedy zorientowałam się, że pudełeczko jest za małe, aby mogła zmieścić się w nim kłódka.
     - Tutaj jest obietnica. - Uniósł kąciki ust i otworzył mały kwadracik.
           Czułam, jakby serce przestało mi na moment pracować, jakby umysł się wyłączył, a ciało miało zaraz bezwładnie upaść. - Amando,  moment, w którym cię spotkałem, chwila, w której zrozumiałem, że przy tobie jestem innym człowiekiem, zmieniły moje życie na zawsze. Sprawiłaś, że moje serce wyleczyło się z nienawiści i zła, którym zawsze się kierowałem. Dokonałaś tego wszystkiego sama. Ty malutka istotka, która pokonała Shadow. - Zaśmiał się cicho, wciąż patrząc mi w oczy. - Pragnę, abyś była moja. Wiem, że nie do końca zasługuję na twoją miłość, ale staram się i obiecuję, że będziesz ze mną szczęśliwa, tylko daj mi szansę. Amy, czy wyjdziesz za mnie? - Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, moja silna wola gdzieś uleciała. Pozwoliłam więc łzom powoli spływać po moich policzkach, pozwoliłam, aby Justin przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Potrzebowałam tego tak bardzo, że kiedy mnie od siebie odsunął, poczułam pustkę.
     - Dlaczego nic nie mówisz? - Spytał z niepokojem, a wtedy wybuchnęłam śmiechem. Byłam taka szczęśliwa, że płakałam śmiejąc się.
     - Ponieważ Justin, chcę być twoja. - Zajrzałam w głąb jego czekoladowych oczu -  Tak, panie Parker, wyjdę za Pana. - Zdążyłam zauważyć jego szeroki uśmiech, zanim ponownie wskoczyłam w jego ramiona i oboje zaczęliśmy się zachłannie całować.

Justin's POV

           Kiedy się zgodziła, wygrałem życie. Przezwyciężyłem lęk i strach przed normalnym życiem, bo miałem ją przy sobie. Odklejając się od warg, musnąłem jej czoło i przejechałem ustami aż do szyi. Z uśmiechem na twarzy ująłem drobną i delikatną dłoń dziewczyny, wyjąłem z pudełeczka pierścionek i powoli wsunąłem go na palec. Z szeroko uniesionymi wargami zaczęła mu się przyglądać, aż ponownie na mnie się uwiesiła i zaczęła płakać, ale ze szczęścia. Iskierki radości były namacalne w jej pięknych, zielonych oczach.
           Wiedziałem, że mając ją u boku, byłem bezpieczny. Potrzebowałem to czuć, gdyż ona trzymała mnie z daleko od życia kryminalistycznego. Shadow został zamknięty gdzieś w głębi mojego umysłu, gdzieś w klatce, do której klucz miała Amanda. Ona kierowała moim życiem, a ja w zamian, chciałem ofiarować jej siebie i szczęście, które przeze mnie straciła kilka lat temu.
     - Wracajmy do domu, Justin. - Usłyszałem ciepły głos, a zaraz po tym poczułem drobną dłoń na policzku. - Dzisiaj chcę się kochać z moim narzeczonym. - Zauważyłem, że nie było w tym zdaniu żadnych podtekstów. To nie było erotyczne błaganie. To była prośba mojej kobiety o przypieczętowanie naszej więzi w najbliższy i najbardziej intymny sposób, jaki znaliśmy.
           Tuż po założeniu naszej wspólnej kłódki i pozbyciu się kluczyka, poszliśmy do auta. Przez cała drogę do hotelu nie mogłem się skupić, bo wiedziałem co za kilkanaście minut wydarzy się między mną a... Moją narzeczoną. To była dla mnie szokująca wiadomość. Nigdy bym nie przypuszczał, że zabrnąłbym tak daleko. Ale chciałem. Chciałem spróbować, być z nią!
           Cicho westchnąłem, kiedy zaparkowałem pod pensjonatem. Wysiadłem, otworzyłem drzwi swojej kobiecie, wziąłem ją za rękę i poszliśmy do środka, wjeżdżając windą na dwudzieste pierwsze piętro. W tym małym, ruchomym pomieszczeniu między nami napięcie tak bardzo wzrosło, że po samym otworzeniu drzwi pokoju, zaczęliśmy się gwałtownie całować, rozbierać i pożądać siebie nawzajem. Dyszałem, kiedy Amy zaczęła się na mnie poruszać. Seks z nią był najpiękniejszym doznaniem, jakim mnie obdarowywała. To nie było zwykłe pieprzenie się. To była rozkosz połączona z prawdziwą miłością, prawdziwym pożądaniem i namiastką naszych pragnień.
           Kochaliśmy się powoli, długo i namiętnie. Całowałem każdy skrawek jej ciała, każde zagłębienie, każdą nierówność i niedoskonałości w postaci blizn. Była kobietą idealną. Wiedziałem, że musiałem dbać o nią, aby móc cieszyć się przez resztę życia. Kiedy nadeszła pierwsza fala rozkoszy, nie poprzestaliśmy na niej. Chciałem, aby zapamiętała tę noc na długo.
     - Justin, ja już dłużej nie mogę! Proszę...- Poruszyła się pode mną dość niecierpliwie i wbiła paznokcie w moje plecy.
     - Mocniej? - Spytałem, mając usta tuż przy jej policzku. Amanda kiwnęła twierdząco głową, na co uśmiechnąłem się i pchnąłem mocniej, by dać jej to, czego pragnęła.
           Spełnienie w postaci orgazmu nadchodziło szybko, czułem, że kobieta, która leżała pode mną i słodko zaciskała się wokół mojego penisa, miała mnie w szponach. Mogła zrobić ze mną wszystko, a ja i tak bym prosił o więcej.
     - Justin, Justin... Przytul mnie! - Krzyknęła, a ja wtuliłem się w jej drobne ciało tak, aby jej nie przydusić.
           Wykonałem jeszcze kilka ruchów, kiedy Amanda krzyknęła głośno w ekstazie, a ja zaraz za nią.
Otulałem ją ciepłem swojego ciała, głaskałem jej włosy i całowałem twarz, kiedy dochodziła do siebie, po kilku godzinach naszych wspólnych przeżyć w łóżku. - Nigdy nie przestanę podziwiać... - Spojrzałem na nią i nie dokończyłem, bo słodko spała wtulona w moje ramię, miarowo oddychając.
           Westchnąłem z ulgą, która była jak odreagowanie dla ciała. Ciężko byłoby mi bez niej. Nie wytrzymałbym, gdyby cokolwiek jej się stało. Obecność tej kobiety przy moim boku była obowiązkowa. Inaczej znowu chwyciłbym za broń, zabijałbym i cieszył się widokiem krwi. Mimo to, gdzieś w duszy, na samym dnie serca - właśnie tego potrzebowałem. Każdego dnia brakowało mi poprzedniego życia. Ale chciałem się zmienić. Jason jakoś potrafił to opanować, więc ja także nie powinienem mieć z tym problemu...
           Kiedy przymknąłem oczy i poddałem się błogiemu snu, zasnąłem wtulony w Amy. Niestety, nie trwało to długo, bo po może kilku godzinach jej głos przywrócił mnie do świata żywych.
     - Justin, telefon ci dzwoni... - Wyszeptała, a wtedy usłyszałem dźwięk dzwonka - Nie masz zapisanego numeru, to może być ważne, więc odbierz. - Zaśmiała się, wstając. 
           Ujrzałem jej nagi tyłek, na co zagwizdałem, a ona pokazała mi środkowy palec i zniknęła w łazience. Odebrałem telefon, przejeżdżając palcami po włosach, ciągnąc za końcówki.
     - Justin, gdzie ty jesteś? Wiesz, co tu się dzieje? - To był bardzo znajomy głos... Cholera. - Dave nie jest sobą, chciał mnie zabić. Chciał... - Łamał jej się głos.
           Usiadłem na brzegu łóżka. - Nina? Gdzie teraz jesteś? I co się dokładnie stało? - Mruknąłem, po czym nie wytrzymałem i wstałem. Zacząłem chodzić po pokoju, kiedy zapłakana dziewczyna tłumaczyła mi o zajściu w jej domu.
     - Przyszedł, zaczął krzyczeć... Mówił coś o Amandzie, o tobie, domku... - Zrobiła pauzę, jakby w między czasie walczyła o oddech. - Zaczął wszystko rozrzucać, mówić, że to moja wina, że niepotrzebnie się pojawiłam. Darł się, że z mojej winy nie jest z Amy! - Zacisnąłem dłoń w pięść, próbując pohamować chęć rzucenia telefonem o ścianę. - Nagle chwycił nóż, który leżał na stole. Justin, on chciał mnie zadźgać nożem. Dave, którego tak kochałam i pragnęłam zatrzymać przy sobie! - Zaczęła szlochać, a ja nawet nie wiedziałem, co miałem powiedzieć. Bo jak mógłbym zareagować? Co mógłbym  w tamtej sytuacji zrobić?
     - Boję się, a nie mam nikogo, rozumiesz? Jak mam teraz żyć? Mam w sobie drugie życie, Justin błagam cię... Pomóż mi! - Dostrzegłem jak płacze, dławi się łzami. Nic dla mnie nie znaczyła, ale odkąd powróciły we mnie uczucia, to było dla mnie jeszcze bardziej wyraziste. Czułem ból nawet przez tę cholerną słuchawkę!
     - Wracam do domu jutro. Nie wiem... - Pociągnąłem za włosy - Idź do Jasona, albo do niego zadzwonię, żeby do ciebie przyszedł. Przyjadę do ciebie, kiedy wrócę, może być? - Mruknąłem, nie zdając sobie sprawy z tego, czy Amy pasowałoby to.
           Przytaknęła na mój plan, po czym chwilę zamilkła. Chciałem już się z nią pożegnać, kiedy nagle usłyszałem bicie szkła, a po nim sygnał rozłączenia.
     - Jasna cholera! - Krzyknąłem i bez zastanowienia wybrałem numer Jasona. Kiedy odebrał naświetliłem mu jak wyglądała sprawa. Wiedziałem, że miał dobre serce i pomógłby tej dziewczynie do czasu, aż nie wróciłbym z Amy do domu.
     - Postaraj się, stary. Nie chcę, żeby jej się coś stało. Do zobaczenia. - Rozłączyłem się odrobinę spokojniejszy, wiedząc, że mój kumpel sprawdziłby, co działo się z Niną.
           Minęła chwila, zanim odetchnąłem i odwróciłem się w stronę łazienki. Amy stała, oparta o ścianę w białym, polarowym szlafroku. - Raj się skończył, prawda? - Uśmiechnęła się smutno i wróciła do łazienki rzucając przez ramię. - Spokojnie, przyzwyczaiłam się.

_________________________________
Mordeczki!
Bardzo Wam dziękuję, ZDAŁAM! Miałam 74 na 74. Bardzo się cieszę. Teraz jeszcze tylko egzamin praktyczny, który mam 25 lipca i prawko będzie moje! haha :D

Nieźle Justina ogarnęła miłość, co? :)
Sama jestem zauroczona jego zachowaniem.
Dziękuję Elise za pomoc. We wszystkim.

Jak Wasze wrażenia po tym rozdziale? :)
Wiecie może, co wydarzy się dalej?

Komentujcie, wyrażajcie siebie. 
Buziaki ♥

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! =)

niedziela, 13 lipca 2014

~ Rozdział szesnasty



           Justin przez całą podróż do domu mnie przytulał i czule całował. Powtarzał mi, że dzięki mnie uwierzył w sens swojego istnienia. Było to dla mnie magią słów, które mogłabym wysłuchiwać cały czas, ale zmęczenie wzięło górę nad moim ciałem. Zasnęłam w jego ramionach, co było dla mnie niesamowitym ukojeniem, zwłaszcza po tak piekielnie trudnych przeżyciach ostatniej nocy. Jeszcze kilka godzin temu myślałam, że znowu mnie porzucił... A tak naprawdę kochał, gdy ja wyzywałam go w swoich myślach i pragnęłam umrzeć. 
           Kiedy otworzyłam swoje oczy, ujrzałam Justina wtulonego w moją lewą pierś. Obejmował mnie ręką w pasie, a oboje byliśmy w łóżku. Uśmiechnęłam się, widząc go takiego bezbronnego i odprężonego. Byłam w samej bieliźnie, przykryta kołdrą. Ile jeszcze razy on mnie zaskoczy? Zaśmiałam się cicho pod nosem i zaczęłam mierzwić palcami jego włosy. Kochałam tego człowieka całym swoim sercem. Nasza miłość przeszła niesamowicie trudne okresy i jak widać nadal się utrzymywała, co mogłoby być dowodem na stwierdzenie, iż prawdziwa miłość nigdy nie umiera. Nagle mój mężczyzna zaczął cicho mruczeć. Szeroko się uśmiechnęłam i schyliłam się, całując jego czoło.
     - No cześć kochanie. Jak się spało? - Odezwał się i nim zdążyłam się odsunąć, ujął moje wargi swoimi i pocałował.
           Najbardziej na świecie kochałam jego bliskość. Nic nie dawało mi takiej satysfakcji jak to, że byłam kochana i pożądana przez takiego człowieka, jakim był Justin. Kiedyś byłam zagubioną dziewczynką, która bała się wyjść gdziekolwiek, bojąc się opinii innych. Przy chłopaku, który ustami zjeżdżał na moją szyję, rozkwitłam, a po czasie z nim spędzanym - stałam się kobietą. Mimo tego, co przygotował los, cieszyłam się, że potrafiłam nadal kochać i cieszyć się z każdej chwili.
     - Justin...- Wyszeptałam cicho, czując dreszcze po lewej stronie ciała. 
           Mój kochany, odsunął się ode mnie, by móc na mnie popatrzeć z góry. - Spało mi się dobrze, bo w końcu mogłam to zrobić w twoich ramionach. - Zmarszczyłam nos i podparłam się na łokciach, by móc nim potrzeć o jego czubek. - Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się czule do niego, widząc jak promyki radości skakały w jego oczkach.
           Rozległ się jego śmiech, a zaraz potem zaczął mnie kąsać w szyję, ucho oraz ramiona. Był tak radosny, że nie przypominał normalnego zachowania mojego chłopaka. Ale to była taka cudowna odmiana! Parker zachowujący się jak szczeniak. Zakochany szczeniak!
     - Przestań, to łaskocze! - Śmiałam się, nie mogąc go od siebie odepchnąć.
           Nie posłuchał mnie, ale po krótkiej chwili wstał i pociągnął mnie za sobą. Przeszliśmy przez korytarz i zamknęliśmy się w łazience. Wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyłam nagości chłopaka, który stał w kabinie prysznicowej i opierał się o szybę, czekając na mnie. Pokręciłam głową z rozbawienia, zdjęłam bieliznę i dołączyłam do niego. Objął mnie swoim ciałem, a na pośladkach poczułam jego erekcję. Zagryzłam wargę, gdy woda zaczęła spływać po naszych ciałach, a Shadow zaczął się o mnie ocierać. Jego penis był twardy i gorący.
     - Uwielbiam cię, dziecinko... - Wyszeptał tuż nad moim uchem i wtedy we mnie wszedł, zupełnie z zaskoczenia.
           Krzyknęłam, jednak nie z bólu. Było mi dobrze, ale czy mogłoby być inaczej, skoro kochałam się pod prysznicem z mężczyzną mojego życia, który był delikatny, kiedy wykonywał coraz to głębsze pchnięcia? Błądził dłońmi po moim ciele, czule całując mnie w kark, ramiona i szyję.
           Zapierałam się dłońmi o ścianę, aby przyjmować to, co mi ofiarował. Wyszeptałam jego imię, jednak on nic nie odpowiedział. Objął mnie jedną ręką w tali i lekko pochylił.
           Uwielbiałam robić to z nim, ale nie byliśmy zabezpieczeni. Nie brałam tabletek, a on nie miał prezerwatywy. Już raz to robiliśmy bez żadnego zabezpieczenia, ale to nie oznaczało, że w pewnej chwili nie zaliczymy wpadki... Ciężko oddychałam i zaciskałam dłonie na kafelkach, czując, jak nadchodziło spełnienie. Jęczałam, słysząc stłumiony jęk Parkera.
     - Nie mamy prezerwatywy... - Wydyszałam, kiedy czułam, jak chłopak za mną jeszcze szybciej zaczął się poruszać i wypełniać mnie sobą, a swoimi dłońmi gładził moje piersi i czule oraz zmysłowo zagryzał płatek mojego ucha.
           Nie reagował na moje słowa, całkowicie zatracił się w jednym uczuciu. Musiałam przejąć inicjatywę, bo jeżeli nic bym nie zrobiła, za kilka dni mogłoby się okazać, że byłam w ciąży, dlatego nie powstrzymywałam już orgazmu i doszłam, krzycząc w jego muskularne ramiona.
           Wiedziałam, że to podziałało na niego jeszcze bardziej, dlatego szybkim ruchem się odwrócił i ujęłam jego członka w usta. Zdziwiło go to, bo zapewne liczył na inny finał, ale na jego miejscu bym się cieszyła. 
           Ssałam go mocno i zawzięcie, a tuż po kilku minutach poczułam w ustach jego spermę, którą połykałam. Miała lekko słonawy posmak i była bardzo gęsta, więc miałam trochę trudności z jej połknięciem, ale czego się nie robi dla swojego mężczyzny? Zaśmiałam się i pomasowałam go ręką, po czym wstałam i przywarłam ustami do Justina. Każdy chłopak zapewne by się skrzywił na smak swojego nasienia w ustach dziewczyny, ale nie mój. Lubił, gdy po wszystkim całowałam go i dziękowałam za to, że po prostu był. 
     - Moja mała... - Przytulił mnie do swojej piersi i głaskał plecy, ciężko wzdychając - Gdyby nie ty, mogłoby być kiepsko za kilka miesięcy... - wybuchnął śmiechem, na co prychnęłam i odwróciłam się, sięgając po żel.
           Po długim i bardzo przyjemnym prysznicu, poszliśmy się ubrać do naszej sypialni. Shadow wyciągnął dwie duże walizki i zaczął nas pakować, a ja w tym czasie poszłam do łazienki i zabrałam nasze kosmetyki, pakując je do kosmetyczki.
     - Cześć Amando. - W progu stanął Thomas i uśmiechał się do mnie, lekko zaspany.
           Przywitałam się z nim, chwilę podyskutowaliśmy, ale Justin zaczął się niecierpliwić i mnie wołać, więc byłam zmuszona przeprosić jego kumpla i zabrać rzeczy do pokoju, z którego krzyczał Justin. Tłumaczył coś, że nie mieliśmy dużo czasu, bo samolot mieliśmy mieć za dwie godziny i musieliśmy już jechać, ale nawet nie wiedziałam dokąd!
     - Jeżeli zamierzasz mnie gdzieś porwać to powiedz! - zaśmiałam się, ubierając sandałki na koturnie, które sam mi kupił przez internet. 
     - Tak, zamierzam. - Powiedział obojętnie, lecz z uśmieszkiem. 
           Przez ostatnie pół godziny dziwnie się zachowywał, ale to zapewne było spowodowane tym brakiem czasu, na który co chwilę narzekał. Pożegnałam się szybko z Thomasem, a Jasona nigdzie nie mogłam znaleźć. Poszłam jeszcze do kuchni, aby napić się szklanki zimnej wody, tak dla orzeźwienia. 
           Kiedy nalewałam płyn do szklanki, ktoś wszedł do pomieszczenia. Thomas? A co on jeszcze ode mnie chciał?
     - Słuchaj, chcę żebyś zaznała szczęścia z Justinem. Oboje na siebie zasługujecie i chcę, abyście byli razem. Kiedyś sporo namieszałem, ale teraz chcę to naprawić. - Uśmiechnął się i zbliżył do mnie. - Masz, poczytaj to sobie. Justin dał to Jasonowi, aby ci to przekazał, ale niestety miał coś ważnego, dlatego postanowił ci to wręczyć. - podał mi książkę, a w zasadzie jakiś stary zeszyt.
           Odebrałam go, oblizałam usta po wypitym napoju, podziękowałam mu i biegiem rzuciłam się do wyjścia, aby Parker znowu się nie wściekał. Zajęłam miejsce pasażera, wcześniej chowając do torebki prezent od członka Insiders, po czym Justin odjechał spod domu z piskiem opon. 

Justin's POV 

           Po ostatnich wydarzeniach pragnąłem już tylko jednego. Spokoju z moją dziewczyną. Chciałem zabrać ją jak najdalej od tych codziennych awantur, kłopotów i tego gówna, jakie było częścią mojego, a teraz już i jej życia. Wiedziałem, że ona nie zasługiwała na to, ale tylko przy niej byłem zdolny do życia. Ona kochała mnie, a ja ją i nic, nikt nie mógłby już tego zmienić. 
     - No, mamy jeszcze godzinkę... - Odetchnąłem z ulgą, kiedy zaparkowałem na parkingu pod lotniskiem. 
          Amy wydawała się taka szczęśliwa... Uśmiech był na jej twarzy od samego rana, co było dla mnie najwspanialszym widokiem. - Mam coś dla ciebie... - mruknąłem i z kieszeni wyjąłem łańcuszek - Naprawiłem go no i teraz wygląda całkiem jak nowy...
     - Dziękuję! - Odpięła pas i objęła mnie za szyję, całując znienacka - Znaczy dla mnie tak wiele... W końcu jest od ciebie, a to już wiele tłumaczy samo przez się. - Zachichotała, a w jej oczach tańczyły niesamowite ogniki, które kochałem.
          Zapiąłem jej naszyjnik, pocałowałem i spojrzałem w oczy mówiąc, jak bardzo zawładnęła moim sercem. Zaraz potem wysiadłem z samochodu, obszedłem go i otworzyłem jej drzwi. Podziękowała mi uroczym uśmiechem, na co pokręciłem rozbawiony głową. Wyjąłem nasze walizki i pokierowaliśmy się na lotnisko. Amy nie mogła wiedzieć, dokąd ją chciałem zabrać, dlatego załatwiłem to wcześniej z pracownikami iż powstrzymają się na ten jeden rejs od komunikatów. Oczywiście, musiałem za to trochę zapłacić, ale cóż... 
     - Jesteś okropny wiesz? - Szepnęła moja dziewczyna, kiedy siedzieliśmy już w samolocie i czekaliśmy na wystartowanie. - Jak można było tak przekupić ludzi, aby wszystko zataili? Nie wierzę! Jesteś niemożliwy! - Widziałem jej złość, ale czy to była faktycznie oznaka rozgniewania? Była taka radosna! 
           Cicho westchnęła i oparła się o siedzenie, zamykając oczy. Ujęła moją rękę i ją gładziła. Była taka rozpromieniona, jakby zapomniała o całej przeszłości i żyłam z myślą o przyszłości. Bardzo podobała mi się taka zmiana, bo i ja także tego potrzebowałem, ale wymagało to z mojej strony trochę czasu...
     - Co będzie z Dave'em? - Nagle zapytała, a mnie aż zagotowała się krew w żyłach.
            Powtórzyłem pytanie, jakbym sam się nad tym zastanawiał. Jednak ja już wiedziałem, co będzie z tym sukinsynem. - Nie chcę go widzieć na oczy. Ja i pozostali podjęliśmy decyzję, że nie będzie uczestniczył w naszym życiu. Zawiódł moje zaufanie, przez co stracił rodzinę i dom. - Wpatrywałem się w nasze splecione dłonie, czekając na jej jakąkolwiek reakcję.
           Chwilę milczała, ale na mnie spojrzała. Szukała czegoś w wyrazie twarzy, jakby badała mnie wzrokiem. Oblizała usta i zagryzła dolną wargę, także zawieszając wzrok na naszych dłoniach. 
     - Traktowałam go jak przyjaciela.. - Zaciekawiła mnie jej wypowiedź, dlatego nie wcinałem się jej w słowo i czekałem na coś więcej... - Owszem, był pewien epizod, że... Czułam do niego coś, ale to było jakąś cholerną pomyłką... - Prychnęła i miziała knykcie moich palców - Dave był złudną osobą i potrafił wykorzystać moją słabość do niego. Gdy byliśmy w tym domku, upijał mnie. - Uśmiechnęła się, co trochę mnie zaskoczyło. Ta cała jej opowieść naprawdę podniosła mi ciśnienie - Wiedział, że jeżeli będę pijana, to łatwo będzie mnie przelecieć. - Spojrzała na mnie, a ja przełknąłem ślinę. Co takiego? Spała z nim?! - Ale w porę się zorientowałam. - Wzruszyła ramionami - Spoliczkowałam go, gdy zaczął się do mnie dobierać i powiedziałam mu parę dobitnych słów, że między nami nic nigdy nie będzie, bo ja kocham tylko ciebie, Justin. - Ponownie na mnie spojrzała.
          Poczułem jak dziwny dreszcz przechodził przez moje plecy. Była moją kobietą, a ten idiota chciał ją wykorzystać. Wpatrywałem się w jej blady uśmiech na twarzy, ale myślałem tylko o tym, jak zniszczyć Dave'a, który podawał się za mojego przyjaciela. 
           Myślami powędrowałem do czasu, kiedy byliśmy jak bracia, kiedy śmiałem się z tego, jaki czasami na akcjach był nieudolny i o tym, ile raz na początku naszej znajomości ratowałem mu tyłek, by nie wrócił do ćpania. Potrząsnąłem głową, kiedy poczułem, że Amy ściska mocniej moją dłoń.
     - Nie martw się, on już nigdy więcej nie wkroczy między nas. Nie będziesz musiała znosić jego obecności, mimo że był dla ciebie bliski. Zawiódł mnie, a ja nie jestem w stanie mu tego wybaczyć. - Mój głos był poważny, a krew zaczęła pulsować mi w żyłach. Chciałem, żeby moje słowa stały się prawdą. 
     - Już nie chodzi o to, czy zniknie, czy nie... - Wolną ręką pogładziła mnie po udzie - Tu chodzi o ciebie, o nas. - Wbiła we mnie swój wzrok - Tyle osób chce nas rozdzielić... Tyle nieszczęść się nam przytrafia, a my dalej jesteśmy razem i idziemy w zaparte. Widzisz ile może zdziałać miłość? - Uśmiechnęła się, oblizując usta - Chcę, żebyś wiedział, że to co jest teraz, może za kilka tygodni...lat..albo się nasilić, albo zmaleć. - Wzruszyła ramionami - W związkach podobno tak kolorowo jest tylko na początku, a ja chciałabym, aby między nami zawsze była odrobina chemii... Aby nie powstała z tego monotonia, która po jakimś czasie burzy uczucie i pcha do jakiejś innej osoby. Nie zniosłabym zdrady, albo twojego odejścia. - W jej oczach ujrzałem przepaść. Amanda nagle zaczęła popadać ze skrajności w skrajność.
     - Hej... - Wolną dłonią ująłem jej policzek i zacząłem go gładzić kciukiem. - Amando, jesteś pierwszą dziewczyną, która wzbudziła we mnie jakiekolwiek emocje. Nie wierzyłem nigdy w miłość, bo znałem tylko ból i przemoc. Nie rozumiesz, jakie to jest dla mnie nowe i świeże? Spójrz, ile po drodze rzeczy spierdoliłem, aby móc trzymać cię teraz za rękę i wyznawać tobie miłość. Zrobiłbym dla ciebie wszystko...- Zaśmiałem się, myśląc o słowach, jakie zaraz wypowiem. - Powiedziałbym, że mógłbym zabić, ale przecież... To takie normalne. - Zauważyłem, że Amy w ogóle się nie uśmiechnęła, więc westchnąłem i dopowiedziałem. - Kocham cię, naprawdę. Jeżeli to, co jest między nami się skończy, to ja skończę się razem z tym. Żyję dzięki tobie, funkcjonuję, bo napędza mnie miłość, którą mnie obdarzasz.
           Kiedyś wypowiedzenie takich słów do dziewczyny w ogóle nie wchodziło w grę. A teraz? Czułem się pełen nadziei i miłości. Ile ja bym dał, aby ona pojawiła się przy mnie szybciej... - Nadal pamiętam noc, w którą się poznaliśmy. Gdyby nie to spotkanie w lesie, nigdy... Przenigdy bym się nie zmienił. - Pogłaskałem jej włosy i ucałowałem czoło - Jestem z tobą i uwierz mi, nie chcę od ciebie odchodzić. - Westchnąłem, przytulając ją do siebie, mając w dupie otaczających nas ludzi.
     - Wiem Justin, wiem. - Mruknęła i wtuliła się w mój tors - Tyle się dzieje, że chwilami jestem zdezorientowana. Christian, mój ojciec, moja przyjaciółka, która okazała się kimś zupełnie innym, moja matka, która pragnęła jedynie pieniędzy... Nevil, McCann... Tyle ludzi przewinęło się przez naszą znajomość, że po prostu można zwariować. Najważniejsze jest jednak to, że trwamy przy sobie, a ty pomału zaczynasz przezwyciężać Shadow. Jesteś Justinem, którego pokochałam, kocham bardzo mocno i nigdy nie przestanę. - Pocałowała mnie, a ja to odwzajemniłem, czując przyjemne dreszcze na swoim ciele. Jej skóra była taka delikatna, a ona sama była bardzo wrażliwą osobą.
           Amanda po długiej rozmowie, zasnęła na moim torsie. Gładziłem jej ramię i czuwałem nad jej snem, aż do samego wylądowania. Przebudziłem ją i po chwili oboje opuściliśmy samolot. Nie mogłem doczekać się jej wrażenia. Chciałem zrobić jej niesamowitą niespodziankę, dlatego wybrałem takie, a nie inne miejsce.
     - No i jak ci się podoba? - Zapytałem, obejmując ją dłonią w pasie, gdy schodziliśmy ze schodów na płytę lotniska.
           Zdjęła z oczu okulary, bo oślepiało nas słońce, ale było można ujrzeć niesamowite widoki. Dziewczyna rozszerzyła powieki i rozchyliła usta. Musiałem ją podtrzymać i sprowadzić na dół, bo całkowicie znieruchomiała.
     - Justin! - Nagle wykrzyczała moje imię, aż się przestraszyłem, ale gdy zobaczyłem szeroki uśmiech na jej twarzy, zrozumiałem, że bardzo się ucieszyła. - Nigdy, przenigdy nie sądziłam, że będę mogła własnymi nogami stąpać po Majorce! Nie wierzę! - Rzuciła mi się w objęcia, a pozostali pasażerowie patrzyli się na naszą dwójkę jak na idiotów.
           Amanda i ja poszliśmy razem odebrać bagaże, a tuż przed lotniskiem czekał na mnie czarny SUV, który wypożyczyłem na czas naszego pobytu.
     - Wskakuj mała, jedziemy do hotelu, a potem prosto na plażę. Musisz złapać trochę kolorków. - Zachichotałem i zająłem miejsce kierowcy, a Amy usiadła obok mnie i co chwilę się gdzieś rozglądała, czułem się tak, jakbym na chwilę stał się inną osobą. Ale... czy to tylko chwilowe?
_____________________________
Mordki Moje kochane!
Nie pozostawiacie komentarza, ale to nic. Piszę dalej.
Dopadł mnie stres przed jutrem, bo mam egzamin teoretyczny z prawka.
Trzymajcie za mnie kciuki proszę! ♥

Dziękuję, że jesteście.
Buziaki :)
Audrey

           CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!