niedziela, 28 lipca 2013

~ Rozdział dwudziesty pierwszy

Justin's POV 

               Wiedziałem, że ciężko było przekonać Amandę, aby wpuściła mnie do środka, ale chciałem się tylko upewnić, że nic jej nie groziło. W głosie wyczuwałem ból, kiedy ze mną rozmawiała. Byłem pewny, że coś się stało. Pragnąłem usłyszeć z jej ust, że wszystko było dobrze, ale czułem, że tak się nie stanie.
               W pewnym momencie ona zamilkła, a po chwili usłyszałem, jak zamek w drzwiach uległ otwarciu i drzwi od jej mieszkania się otwarły. Podniosłem się z dość zimnej podłogi i skierowałem do mieszkania.
               Moim oczom ukazała się Amy. Stała pośrodku korytarza w samym podkoszulku i majtkach. Miała mokre włosy, które opadały na jej zapłakaną twarz i ramiona. Chciałem podejść do niej bliżej, lecz w tym samym momencie spojrzała na mnie swoimi oczami, które były przepełnione łzami Wyglądała tak niewinnie. W tamtej chwili poczułem pragnienie chronienia jej. Dzieliły nas jakieś trzy metry. Wiedziałem, że pierwsza nie była w stanie się odezwać.
       - Amy...-  Ledwo zdążyłem wypowiedzieć jej imię, a ona ruszyła szybkim krokiem w moją stronę.                        Poczułem jej wilgotne włosy przy swoim policzku. Objąłem ją dość mocno. Nie wiedziałem, czy miałem się odezwać. Nie ruszała się, stała tak wtulona we mnie przez dłuższą chwilę. Zupełnie nie miałem pojęcia, jak się zachować. Ona była inna i nie mogłem postąpić z nią tak, jak z większością dziewczyn w moim życiu.
       - Nie zostawiaj mnie. Mam już tylko ciebie. Wiem, że działam ci na nerwy, wiem, że pakuję ciebie w kolejne problemy, ale nie zostawiaj mnie samej sobie. Nie bądź dla mnie obojętny. Nie zmuszę cię, abyś coś do mnie poczuł, nie chcę nawet tego robić... Tylko proszę, po prostu bądź.
               Słowa wypływające z jej ust były nasycone prawdziwymi emocjami, które mąciły w jej głowie. Nie mogłem teraz odejść, bo już wiedziałem, że ona tego nie chciała.
       - Nawet nie wiesz ile emocji kryje się za moją obojętnością. - Wyszeptałem.
               Podniosła głowę i nim zdążyłem się zorientować, jej usta dotknęły moich. Przeszła przeze mnie fala ciepłego podmuchu zakłopotania. Była sama w sobie delikatna i jednocześnie pociągająca. Poczułem ogromne pragnienie, aby zbliżyć się do niej jeszcze bardziej, ale nie tak jak dotychczas i nie tak, jak robiłem to z innymi napotkanymi dziewczynami. To pragnienie było prawdziwe i wydobywało się z głębi serca.
       - Jesteś taka pociągająca, kiedy stoisz tak przede mną tylko w majtkach z nieogarnięta fryzurą, wiesz? - Szepnąłem, przerywając nasz pocałunek.
       - Gdybym wiedziała, że się u mnie zjawisz, postarałabym się bardziej. - Nieśmiało się uśmiechnęła i dodała - Na prawo jest mój pokój, idź tam, a ja posprzątam po sobie w łazience i postaram się przywrócić do porządku. Tylko bądź cicho, a gdy zjawiłby się tata, po prostu siedź tam i się nie ruszaj.
               Odwróciła się i skierowała do łazienki. W ostatniej chwili chwyciłem ją za ramię i odwróciłem w swoją stronę.
       - Proszę powiedz mi co się stało. Coś ci zrobił? - Miałem w głosie nutę przerażenia.
               Nie miałem pojęcia co bym zrobił, gdyby ktoś skrzywdził tak drobną i wrażliwą istotę jaką była Amanda. Z każdą kolejną sytuacją, ona nie była w stanie już sobie w zupełności poradzić.
       - Za chwilę Justin. Zrób tak, jak mówiłam.
               Skierowałem się do jej pokoju i dodałem nie patrząc na nią - Amando Brown, proszę nie zakładaj nic na siebie, bo jeżeli tak zrobisz, będę musiał sam cię rozebrać.
               Usłyszałem tylko cichy śmiech i w tym samym momencie przekroczyłem próg jej pokoju.

Amy`s POV

               Będąc w łazience wysuszyłam włosy i pozwoliłam im bezwładnie opaść na moje ramiona. Nie miałam siły przejmować się swoim wyglądem, kiedy w każdej chwili mógł zjawić się mój tata. Chciałam jak najszybciej przekonać Justina, że wszystko było w porządku i o nic nie musiał się martwić.
               Po posprzątaniu łazienki, skierowałam się do swojego pokoju. Zastałam Justina przeglądającego moje fotografie, jednak nie to przykuło moją uwagę.
       - Shadow, chyba mi nie powiesz, że wyciągnąłeś spod poduszki mój pamiętnik i go czytałeś? - Próbowałam nie roześmiać się na widok jego zaskoczonego spojrzenia.
       - Owszem, wyciągnąłem go, ale nie czytałem. Nie wiedziałem... - Nagle jego głos się urwał. 
               Nim jednak pozwoliłam sobie coś powiedzieć, jego wzrok zawiesił się na mojej sylwetce. Ujrzałam, jak delikatnie przygryzł wewnętrzną część swojego policzka, a jego pięść się delikatnie zacisnęła. - Nie wierzę, nazwałaś mnie Shadow? - Podszedł do mnie w bardzo szybkim tempie - Ty?  
               Jego spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Było widać zdziwienie, napięcie, ale i pewną odrazę. Czy to wszystko miało związek z jego drugim imieniem? Imieniem, który chyba każdy w tym mieście jak i pobliskich wsiach znał?
               Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie dlatego, że on właśnie mierzwił dłonią swoje włosy, lecz po prostu nie wiedziałam co mu powiedzieć.
       - Coś nie tak? Przecież każdy cię tak nazywa... - Mruknęłam.
               Przeklął i odepchnął od siebie krzesło, które stało bardzo blisko naszej dwójki. Trochę się przestraszyłam, że słowo wypowiedziane z moich ust mogło go tak bardzo zezłościć, wręcz wyprowadzić z równowagi, która za każdym razem wydostawała się na zewnątrz niczym dym z płonącego mieszkania.
       - Justin, przepraszam, jeżeli cię to uraziło. Naprawdę nie wiem co takiego jest w tym słowie, ale skoro wszyscy tak na ciebie mówili, myślałam, że i ... - Nagle przerwał mi i wtrącił swoje zdanie, które po chwili dało mi bardzo dużo do myślenia i pomogło chyba w lepszym świetle ujrzeć jego osobę.
       - Wiesz, nie zawsze trzeba wędrować śladami innych. Wiesz dlaczego mnie tak nazwali? Wiesz, co takiego skłoniło ich, aby nazwać mnie Shadow? Myślę, że nie. – Popatrzył chwilę na mnie -  A więc pozwól, że ci wyjaśnię. - Mruknął i ponownie podszedł bliżej. - Myślą, że to ja zabiłem swoją własną matkę, rozumiesz? Oni myślą, że to ja zadźgałem ją nożem. Widzieli mnie, jak wykradałem się tamtego cholernego dnia z domu, a kilka godzin później, ona już nie żyła. Nazwali mnie Shadow, bo w ich oczach stałem się chodzącym cieniem i zabijam każdego, kto pojawi się na mojej drodze. Ale w tym to jednak się nie mylą. Zabijam każdego, kto spieprzy mi humor i pokrzyżuje plany. Ja na twoim miejscu bym się jeszcze cieszył, że żyję.
               Przez cały czas, gdy mówił, jego oczy wpatrywały się w moje. Czułam, jak przejawiała się w nich gorycz i żal do świata, albo i nawet do ludzi takich jak on. Było mi strasznie głupio. Naprawdę nie chciałam doprowadzić do takiej sytuacji. A ostatnie jego zdanie... Sparaliżowało nie tylko moje ciało, ale również i myśli.
       - Justin... - Mruknęłam, opuszczając swoją głowę. - Naprawdę nie chciałam, przepraszam.
               Chłopak o brązowych oczach przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się w moje ciało. Nagle westchnął i wyciągnął swoje dłonie w przód, po czym ujął moje ramiona i mnie do siebie przyciągnął. Poczułam jego zapach zmieszany z naprawdę bardzo męskim perfumem. To było cudowne połączenie.
       - Już dobrze, nie wiedziałaś. Przeprosiny przyjęte, mała. - Szepnął nad moim uchem, a po chwili poczułam, jak naparł swoim ciałem na moje i oboje wylądowaliśmy na kanapie.      
               Przez pierwsze kilka minut napawał się blaskiem mych oczu. Dopiero później złożył na mych ustach czuły pocałunek, lecz nie trwał zbyt długo. Podniósł się i usiadł obok mnie.
       - Wiesz, myślę, że w tym swoim pamiętniku pisałaś dużo o mnie, ale i tak nie zechcesz mi tego pokazać, ponieważ są tam same zboczone rzeczy. - Swoją wypowiedź zakończył pięknym, lecz szyderczym uśmiechem.
               Patrzałam na niego jeszcze przez moment, kiedy dodał - Amy, czy ty próbujesz mnie ponownie rozzłościć? Prosiłem cię, żebyś się nie przebierała.
               Byłam w szoku. Nie wiedziałam, że mówił poważnie. Nie sądziłam także, że humor zmieniał mu się w tak krótkim czasie.
       - Chyba sobie żartujesz, nie jestem taka łatwa jak ci się wydaję.
       - Nawet tak nie pomyślałam. Myślę jednak, że nie znasz mnie na tyle dobrze, aby móc się otworzyć jeszcze bardziej - Spojrzał na mnie z zaciekawieniem i dodał - Nie żartowałem, kiedy mówiłem, że sam z ciebie wszystko ściągnę.
               Justin wstał z łóżka, ukucnął przede mną i zaczął gładzić dłonią mój policzek.        
       - On cię uderzył, prawda?
               Wiedziałam, że musiałam mu powiedzieć, lecz bałam się jedynie jego gniewu. Bałam się, że wyjdzie i mnie zostawi. Myliłam się. Opowiedziałam mu wszystko po kolei. Często przerywałam, ale w końcu skończyłam mówić. Justin schował tylko głowę w dłonie i po prostu na chwilę zamilkł.
       - Co za pieprzony palant, czy on nie ma szacunku dla ciebie? Jak mógł podnieść na ciebie rękę?
                Znałam sposób, aby go uspokoić. Poprowadziłam jego ręce na swoją talię, a moje dłonie położyłam na jego twarzy. Musnęłam delikatnie jego usta. Justin podniósł się i przechylił mnie tak, abym leżała na swojej poduszce. Wskazałam mu klucz leżący na biurku i kazałam zakluczył swój pokój od środka. Moje drzwi miały to do siebie, że jeżeli zakluczyłoby się je od środka, nie dałoby się ich otworzyć z zewnątrz. Odłożył klucz na swoje miejsce i wrócił do mnie.
               Poczułam jego oddech na swojej szyi, a po chwili poczułam, jak zataczał językiem półkola na moim karku. Momentalnie zamknęłam oczy, a z moich ust wydobył się cichy jęk. Justin obsypał moja szyję drobnymi pocałunkami, podtrzymując dłonią  przechyloną na bok głowę. Otworzyłam oczy, bo nie czułam już jego bliskości. Nim się zorientowałam zobaczyłam, że ściąga swoje buty. Wrócił do mnie i przesunął na środek łóżka i ułożył na plecach.
       - Powiedz mi, kiedy mam przestać, a tak zrobię, dobrze? - Nie sądziłam, że potrafił być taki delikatny.
               Kiwnęłam lekko głową, a zaraz potem poczułam jak swoją dłonią przejeżdżał po wewnętrznej części mojego uda.
       - Mam już przestać?
               Pokręciłam przecząco głową. Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób mnie traktował.
       - Dzięki Bogu - Wymruczał i wrócił do moich ust.
               Dłonią gładziłam jego silne ramiona, gdy poczułam w ustach jego język. Nasze języki się spotkały i wzajemnie pieściły. To był mój ulubiony trik z nim w roli głównej. To nas bardzo do siebie zbliżało. Poznawaliśmy na ile nas stać i kto pierwszy mógł ulec. Po chwili oboje się od siebie oderwaliśmy, aby nabrać trochę powietrza. Justin w tym czasie ujął w dłoń moją koszulkę i lekko podciągając ją do góry, najprawdopodobniej chciał ją ze mnie ściągnąć. 
       - Justin... - Ujęłam mimowolnie jego dłoń i spojrzałam w jego błyszczące oczy. 
               Nie musiałam już nic więcej mówić. Kawałek bokserki powrócił na swoje miejsce, a chłopak, który leżał na mnie, teraz spoczywał już obok. Przyciągnął mnie do siebie i oznajmił, abym się w niego wtuliła. Nie zaaprobowałam i z przyjemnością oparłam głowę na jego torsie, a dłoń wsunęłam pod jego prawy bok.  Ręką zaczął miziać moje plecy, przez co czułam dość mocny ścisk w żołądku. Przy nim wszystkie zdarzenia, które miały miejsce kilkanaście godzin wcześniej, przestały już mieć znaczenie. 
       - Mogę cię o coś zapytać? - Odezwałam się w pewnej chwili i uniosłam lekko swoje kąciki ust do góry. 
               Nie miał nic przeciwko i wyraził zainteresowanie moim zapytaniem. Przełknęłam ślinę i zebrałam w myśli słowa, które za chwilę miały paść z mych ust. Nie chciałam go urazić, ani odepchnąć. Chciałam po prostu znać prawdę. 
       - Powiedziałeś, że na moim miejscu byś się cieszył, że jeszcze żyję... Justin, co masz przez to na myśli? - Nie wytrzymałam i nieco się podniosłam, spoglądając na jego reakcję - Czy ty chcesz mnie zabić? 
               Jego brwi niesfornie się uniosły ukazując zdziwienie. Mnie samej zrobiło się słabo, ale musiałam się tego dowiedzieć. Nie wiedziałam, czego mogłabym się spodziewać po nim i dlatego to było tak cholernie ważne. Podniósł się do pozycji siedzącej i przeczesał swoje włosy dłonią. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. 
       - Ciebie? Zabić? - Parsknął - Ciekawy pomysł, dlaczego ja na to nie wpadłem. - Podrażnił nosem moje ramię. - Skarbie, nie martw się, nie zabiję cię. 
               Ta wiadomość powinna mnie usatysfakcjonować i tak właśnie się stało, ale coś jeszcze pozostawało niewyjaśnione. 
       - Dlaczego mnie nie zabijesz? 
               Wiedziałam, że to była gra w otwarte karty, dlatego chciałam podczas tych kilkunastu minut dowiedzieć się tyle, ile mogłam. 
       - Amy, czy to naprawdę ważne? Czy nie możemy spędzić tego wieczoru na pieszczotach i się rozluźnić? - Usiadł za mną i dłońmi zaczął masować mój kark. 
               Po chwili schylił się bliżej mnie i ustami musnął okolice mojego ucha. Ponownie zapytałam go o to samo. Uciążliwie dążyłam, aby poznać jaka jest przyczyna jego zachowania. 
       - Skarbie, nie zabiję cię, bo jesteś dla mnie ważna. - ponownie musnął ustami mój kark - Tyle musi ci wystarczyć, jak na razie.
               Jego odpowiedź wydała się prawdziwa, ale czułam że było w tym coś jeszcze, ale nie chciał mi tego powiedzieć. Nie chciałam już dłużej drążyć tego tematu, dlatego oddałam się w jego ręce. Czule pieścił opuszkami palców moje delikatne ciało, aż w końcu zaczęliśmy się ponownie całować. Oboje chyba uwielbialiśmy tę grę wstępną, bo żadne z nas nie chciało przejść do następnego kroku.
               
Justin's POV

               Drażniąc jej ciało, czułem się coraz bardziej dopełniony. Ona sprawiała, że czułem się normalnym człowiekiem. Wtedy już nie były dla mnie ważne zabójstwa, kłamstwa, które co chwilę pojawiały się w moim życiu. Przy niej mogłem być sobą i pokazać, że nie tylko byłem cholernym sukinsynem, ale także czułym i troskliwym chłopakiem o jakim marzą setki tysiące dziewczyn.
               Nagle ktoś zaczął przeraźliwie dobijać się do drzwi. Oderwałem usta od Amy, a ona nieco popadła w panikę. Uspokoiłem ją pocałunkiem, po którym jej ramiona się nieco rozluźniły.
      - Pójdę zobaczyć, kto to... - Mruknęła i zeszła ze swojego łóżka, po czym odkluczyła drzwi  i wyszła na korytarz.
               W obawie przez nieznanym, poszedłem za nią i przystanąłem w progu. Dziewczyna wyjrzała przez wizjer, ale pukanie nasilało się jeszcze bardziej.
      - Kto to? - Zapytałem, podchodząc do niej.
               Objąłem ją delikatnie w pasie, aby dać jej wsparcie. Chciałem ją chronić, a gdy pomyślałem tak po raz pierwszy, byłem pewny, że w każdej sytuacji, będę obok niej.
      - To Leslie... - Mruknęła i spojrzała na mnie, a drugą ręką zaczęła przekręcać zamek.
               To była przyjemniejsza wiadomość, niż powrót jej ojca, ale tej dziewczyny nie trawiłem. Była opryskliwa i sprawiała wrażenie puszczalskiej. Nie miałem o niej pozytywnego zdania.
      - Amy! On tu ...
               Gdy weszła do domu, zaczęła coś mówić i chyba miała na myśli moją osobę. Kiedy ujrzała mnie za Amandą, momentalnie rozszerzyła swoje źrenice. Dostrzegłem w jej oczach nie zdziwienie, lecz pewną odrazę i nienawiść. Przyzwyczaiłem się już do takich ludzi jak ona, więc pozostawało mi po prostu znieważenie jej wypowiedzi.
      - Leslie, wiem. Przyszedł do mnie, nie martw się dobrze? On mi nic nie zrobi! - Amy ujęła jej ramiona i spojrzała swojej przyjaciółce prosto w oczy.
               Dziewczyna z początku nie dowierzała. Była zaskoczona faktem, że ja byłem obecny w życiu jej sąsiadki i zaraz przyjaciółki. Niestety, ona nie mogła tego zmienić. Nie była w stanie mnie powstrzymać przed ponownym pojawieniu się na drodze Amy. Ona sama tego chciała i to dawało mi jeszcze większą satysfakcję.
               Dziewczyny wyszły na zewnątrz i zaczęły rozmawiać, prawdopodobnie o mnie. Nie chciałem podsłuchiwać, bo nie było czego, więc powróciłem do pokoju Amandy. Znalazłem na ziemi swoje buty, po czym je ubrałem i usiadłem przy jej biurku.
               W ręce wpadł mi ponownie jej pamiętnik. Odpiąłem zapięcie po boku i otworzyłem na ostatnim zapisie. Nie miałem żadnych skrupułów, by go nie przeczytać. I tak większość wiedziałem od niej. Tak myślałem, dopóki nie zacząłem czytać...

" Myślałam, że to już się nie powtórzy. Myślałam, że on zmądrzał i zaczął ponownie darzyć mnie jakąś miłością. Jednakże się myliłam. On mnie nie kocha. Nigdy nie kochał. Dlatego mnie bił i poniżał. A matka? Ona nigdy nie zniknie z mojego życia. Znowu mi je spieprzyła. Znowu pokazała, że jest suką i liczą się dla niej tylko pieniądze. A żadne z nich jeszcze nigdy nie wzięło pod uwagę moich uczuć i potrzeb. Teraz już nie będę mogła mimowolnie wyjść z domu, aby ponownie poczuć bliskość Justina przy sobie. Nie boję się go, wręcz przeciwnie. Jest dla mnie oparciem w każdej sytuacji. Darzę go czymś więcej niżeli darzyłam swojego byłego chłopaka, którego on i jego kumple zabili. Może i jest to pokręcone, ale Shadow, bo tak właśnie wszyscy pozostali go nazywają, utknął w mych myślach. Tęsknię za nim. "

               Nie sądziłem, że ona odbierała to w taki sposób. Jej tekst nasycony emocjami, podpowiedział mi, że niedługo przerodziłoby się to w coś więcej. Wystraszyłem się tego. Czy ja byłem gotowy wkroczyć w prawdziwy związek i obdarzyć Amy miłością, która zanikła? Musiałem stąd odejść. Musiałem.
               Wstałem i biorąc do ręki długopis oraz małą karteczkę, napisałem jej liścik, który po chwili położyłem na pościeli. Otworzyłem okno i zbadałem wzrokiem teren. Mieszkała na drugim piętrze i było trochę wysoko, ale tuż obok znajdował się mniejszy budynek. Postanowiłem przeskoczyć na niego i tak też zrobiłem. Wylądowałem na dachu jakiejś zapewne szopy, a potem znalazłem się już na ziemi. Podszedłem do swojego auta, zapaliłem silnik i odjechałem z piskiem opon. Miałem mętlik w głowie. Nie myślałem już trzeźwo. Pragnąłem odreagować i nie martwiąc się już o nic innego, pojechałem do pobliskiego baru.
               Wszedłem do środka i podszedłem do lady. Zamówiłem kilka kieliszków jakieś mocnej wódki i tylko dzięki niej moje mięśnie, myśli mogły odreagować. Ponownie poczułem ulgę, jaka wkradła się do mojego ciała.
__________________________________________
Mam nadzieję, że i ten rozdział przypadł Wam do gustu, moi Kochani :)
+ Zapraszam na zwiastun :) 
Elise, Kocham Cię ♥
Jeżeli komentujecie, proszę. Podpiszcie się, abym wiedziała od kogo jest dany komentarz :) 

                                  CZYTASZ?! :) = KOMENTUJESZ!! ♥

wtorek, 23 lipca 2013

~ Rozdział dwudziesty

               Jadąc z zawrotną prędkością, Shadow doskonale panował nad pojazdem i żaden zakręt nie przyprawił go o panikę, bądź o zmniejszenie prędkości. Jego mięśnie za każdym razem się napinały, a włosy niesfornie się układały, tym samym sprawiając, że wyglądał jak anioł.
               Mogłam z nim jeździć bez końca. Czułam jego zapach, którym się napawałam, a jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczna. Justin był chłopakiem o dwóch twarzach. Specjalnie zakładał maskę, by ludzie go nienawidzili, a w rzeczywistości miał silny charakter i posiadał w sobie namiastkę wrażliwości patrzenia na świat, gdy wszyscy inni myśleli jakim jest dupkiem.
      - Jesteśmy. - Usłyszałam jego głos, a motocykl w jednej sekundzie się zatrzymał.
               Otworzyłam oczy i zerknęłam przed siebie. Ujrzałam swój blok oraz Justina, który wyjął właśnie kluczyki ze stacyjki i zszedł, trzymając nadal moją dłoń. Przy jego pomocy zeskoczyłam na ziemię i uwiesiłam się na jego szyi, aby jeszcze raz móc spojrzeć w jego oczy. Nadal nie wiedziałam, co było w nich tak fascynującego, ale jeszcze nigdy nie widziałam takich pięknych oczu, przepełnionych tajemnicą. Być może to mnie w nim pociągało.
      - Amy... - Mruknął z uśmiechem na twarzy - Starczy. Idź już. Jeszcze ktoś cię zobaczy. - Drażnił nosem moją szyję i tym samym dłonią zjechał na mój tyłek, jakby chciał mi coś uświadomić.
               Lekko się od niego odchyliłam, aby ukazać mu swoje zniechęcenie. W zamian za to, otrzymałam rozbawienie z jego ust. Dodał, abym nigdzie już nie wychodziła i poszła grzecznie spać. W sumie to i tak nie miałam zamiaru pałętać się po lesie o tak późnej porze.
      - Justin... dziękuję. - Mruknęłam mu do ucha, zanim odeszłam.
               Musnął mój policzek i odeszłam. Gdy przystanęłam przy drzwiach od klatki schodowej, on nadal tam stał i najwyraźniej chciał mieć pewność, że ujrzałby mnie z okna. Śmiejąc się pod nosem, weszłam do środka i powędrowałam na drugie piętro. Poszukałam kluczy, ale okazało się, że drzwi były jednak otwarte. Przekroczyłam próg mieszkania, a gdy znalazłam się już w swoim pokoju, podbiegłam do okna. Shadow siedział już na motorze, a swój wzrok wbijał w moje okno. Pomachałam mu z uśmiechem na twarzy, a on lekko się zaśmiał. Odpalił silnik i nim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, odjechał.
      - Gdzie byłaś? - Do mojego pokoju ktoś wszedł.
               Zaskoczona głosem swojego ojca, odwróciłam się. Jego mina nie była przyjazna, a ton głosu był bardzo niski, przez co właśnie się nieco wystraszyłam. Nie mogłam dać po sobie poznać, że właśnie żegnałam się z kimś przez okno, lecz po prostu zasłaniałam roletę.
      - A byłam u Katie z lekcjami, a potem siedziałam u Leslie. Musiałyśmy sobie wszystko wytłumaczyć.
               Zasłoniłam okno, po czym podeszłam do swojego ojca. Chciałam przywitać go buziakiem, ale on najwidoczniej tego nie chciał.
      - Dość tych kłamstw! - Momentalnie pchnął mnie na łóżko, odsunął krzesło od biurka i usiadł naprzeciwko mnie.
               Nie wiedziałam co się działo. Jego emocje był dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Skąd mógł wiedzieć, że go okłamałam? Przecież on nic nie podejrzewał. Nic. Miałam już teraz tylko złe przeczucia. Bałam się, że wszystko się wydało i nie mogłabym wychodzić z domu.
      - Tato, ale o co ci chodzi?! - Krzyknęłam, ujmując w dłonie poduszkę, która leżała obok.
               W pierwszej chwili był zawiedziony moim pytaniem. Jego uśmieszek wyrażał więcej rozczarowania niż kiedykolwiek. Czułam, że zaraz rozpętałaby się walka kłamstwa z prawdą.
      - Słuchaj. Nie mam zamiaru ci uświadamiać jakich kłamstw przez ostatnie kilka dni używałaś, ale teraz już koniec tego. Dlaczego spotykasz się z Shadow?! Ostrzegałem cię!
               Tato cały czas krzyczał. W pewnej chwili nie wytrzymał. Wstał i rzucił krzesłem o ścianę. Wystraszyłam się. Znowu powracały we mnie uczucia bezradności, ale postanowiłam je tłumić w sobie. Nie chciałam za każdym razem ukazywać swojej słabości. Wstałam i podeszłam do niego. Pierwszy raz chciałam mu się sprzeciwić i pokazać, że nie tylko on posiadał uczucia, lecz i ja także.
       - No i co z tego, że się z nim spotykam co?! Ja ci nigdy nie mówiłam, co masz robić, wiesz? Przestań traktować mnie jak dziecko. To że z tobą nadal mieszkam, nie oznacza, że nadal masz dokonywać wyborów za mnie! Twoja księżniczka już dawno odeszła!
               Może użyłam zbyt mocnych słów, ale to chyba było jedyne wyjście, aby go trochę uspokoić. Chciałam po prostu już mieć to z głowy, ale najwidoczniej to go jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi. Nim zdążyłam go powstrzymać, uderzył mnie. Ponownie poczułam na swoim policzku jego dłoń. W pierwszej chwili poczułam tylko odrazę. Ból wdarł się później.
       - Nie wierzę... - Syknęłam, ujmując dłonią swoją buzię - Nie wierzę!
               Nie miałam już sił, aby się z nim kłócić. Jak zwykle musiał coś zepsuć. Myślałam, że dzisiejszego ranka coś zrozumiał. Ten wspólny posiłek... Pozory jednak myliły.
       - Nigdzie nie pójdziesz, gówniaro. Ja ci pokażę, kto tu rządzi. - Ponownie mnie pchnął, gdy chciałam wybiec z pokoju.
               Tym razem zahaczyłam torebką o rączkę od szuflady i zamiast na łóżko, wpadłam na biurko. Głową uderzyłam o stojącą obok lampę, a nim zdążyłam się ocknąć jego już tutaj nie było. Pierwsze co zrobiłam, podbiegłam do drzwi. Szarpałam za klamkę, nie dowierzając, że mnie zamknął na klucz.
               Z moich myśli wydobywał się niemy krzyk. Byłam tym wszystkim zdruzgotana. Kto mógł mu o tym powiedzieć? Leslie by mi tego nigdy nie zrobiła. Nawet jeżeli w grę wchodził Parker. Dla niej liczyło się moje szczęście i nieważne kto byłby tym szczęściem. Jedyną osobą, która byłaby godna do takiego kroku, była.... moja matka, która już wiedziała wszystko.
               To ona musiała mu powiedzieć, że między mną, a Shadow do czegoś doszło. Co za wredna kobieta! Spieprzyła mi całe życie, a teraz chciała mnie jeszcze bardziej pogrążyć. Kiedyś za to zapłaci.
       - Justin... - Jęknęłam cicho, tuląc w ramionach dużego, białego misia.
   

Justin's POV

               Gdy tylko ujrzałem ją w oknie, uspokoiłem się. Po tym całym zamieszaniu z McCann'em, zdałem sobie sprawę, że teraz i ona była narażona na niebezpieczeństwo. Musiałem czuwać nad nią za każdym razem i tak byłoby aż do momentu pozbycia  się tego gnojka.
               Odpaliłem silnik i jeszcze odmachując Amandzie, spojrzałem na nią po raz ostatni dzisiejszego wieczoru. Po chwili wjechałem na jezdnię i dopiero teraz mogłem rozpędzić się do swojej ulubionej prędkości. Nie chciałem ukazywać tego przy Amy, bo wiedziałem jak bardzo bała się ze mną jechać, więc teraz mogłem śmiało rozwinąć skrzydła.
               W bardzo szybkim czasie dojechałem do domu. Ustawiłem pojazd w garażu i wszedłem do środka. O dziwo, nikogo nie zastałem w środku. Poszedłem więc do kuchni i nalałem sobie jakiegoś soku do szklanki. Odwróciłem się i biorąc spory łyk napoju, ujrzałem na stole jakąś kartkę, zaadresowaną do mnie. Ująłem ją i spojrzałem na w miarę wyraźne pismo.

" Z chłopakami postanowiliśmy, że już nie będziemy na ciebie dłużej czekać. Wyszliśmy się zabawić do naszego klubu. Chcemy odreagować. Jak się zdecydujesz to rusz dupę, wsiadaj w  samochód i przyjeżdżaj. Wiesz, gdzie nas szukać, Jason."

               Czy byłem wściekły ? Nie. Oni zasłużyli na chwilę odpoczynku od tego gówna. Ciągle coś się działo i faktycznie wszyscy bardzo pochłonęli się w nasze interesy, przez co każdy zapomniał o odpoczynku. Postanowiłem więc ruszyć w ich ślady. Chciałam się odprężyć i ponownie poczuć chillout z chłopakami. Ostanie wydarzenia oddaliły nas od siebie. Kiedyś było inaczej. Kiedyś wszystko było inne i przede wszystkim mniej skomplikowane pomimo niebezpieczeństw, jakie czyhały na każdym kroku. Teraz dodatkowo w moim świecie pojawiła się Amanda. To dzięki niej w tym popieprzonym świecie zaczęło coś nabierać charakteru, ale i dawać po tyłku. Na chwilę zatrzymałem się myślami przy niej.
               Musiałem się otrząsnąć z tego uroku, jakim na mnie działała. Przejechałam dłonią po włosach. Nie dowierzałem, jak szybko doszło do tego, że dziewczyna w ogóle mi nieznajoma. tak zakręciła w mojej głowie. Przecież zawsze liczyły się tylko interesy, zabawy, alkohol i wspólnie spędzony czas z chłopakami. Gdzie to wszystko teraz było? Czy jedna dziewczyna, która pojawiła się znikąd miała prawo mi to zabierać? Wewnętrzny głos podpowiadał mi  „tak”, ale ja nadal odpychałem tę myśl...
               Pomachałem odruchowo głową, zabrałem klucze i ruszyłem w stronę samochodu. Założyłem na siebie czarną, skórzaną kurtkę i wsiadłem do auta. Jechałem przed siebie, zastanawiając się czy skierować się w stronę domu Amandy, czy okazać zainteresowanie chłopakom. Wybrałem jednak drugą opcję. Musiałem im pokazać, że cały czas byli dla mnie ważni. W końcu stanowiliśmy grupę i to nie mogło tak po prostu z dnia na dzień się rozpaść. Jechałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dojechałem na miejsce. Zaparkowałem tuż pod klubem.
               Po ominięciu ochrony, wszedłem do środka. Zacząłem rozglądać się za znajomymi twarzami, aż w końcu dostrzegłem Dave'a z resztą. Siedzieli przy naszym ulubionym stoliku w świetnych humorach. Pierwszy odezwał się Jason.
       - No, no Parker, widzę, że jednak zdecydowałeś się pojawić, jak miło. - Powiedział to z taką ironią, że miałam ochotę rzucić się na niego.
               Powstrzymałem jednak swoje nerwy i usiadłem obok Dave'a, który w tym samym momencie podsunął mi piwo. Może i chciałem się napić, ale ktoś musiał ich odwieźć. Przecież nie byli w stanie prowadzić.
       - Sorry stary, ale prowadzę. Widzę, że o dojazd do domu żaden kurwa nie chciał się martwić, więc najlepiej mnie ściągnąć trzeba było. - Syknąłem i odstawiłem alkohol na bok.
       - Coś ty taki sztywny. Skołujemy kogoś, jesteśmy tutaj, żeby tylko pobyć w miłej atmosferze, ale ty jak zwykle musisz wszystko spierdolić swoją głupią paplaniną.  - Jason wstał i  - Wiesz co, myślę, że zrobiła się niezła cipa z ciebie.
               Gdy usłyszałem to z ust Jasona, zrobiło mi się gorąco, a krew w moich żyłach zaczęła pulsować szybciej. Rzuciłem się przez stół do niego, jednak Dave zareagował w miarę szybko i pociągnął mnie na swoje miejsce.
       - Co z wami jest do cholery? Jason, przestań pierdolić, bo już jesteś wstawiony. - Thomas próbował uspokoić sytuację, która najwidoczniej nie tylko mi nie przypadła do gustu.
               W jednej sekundzie, przebywanie z tą trójką podpitych kumpli, odepchnęło mnie. Wstałem i zacząłem iść w kierunku wyjścia, jednakże Dave rzucił się za mną i dorwał mnie przed klubem. Zaczął tłumaczyć Jasona i przepraszać w jego imieniu. To, że był wstawiony i na pewno nie chciał czegoś takiego powiedzieć, w ogóle go nie usprawiedliwiało. Właśnie w takim stanie, jakim był, ukazał mi co naprawdę o mnie myślał. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał.
       - Słuchaj, gówno mnie obchodzi, czy chciał to powiedzieć, czy może jednak nie. Źle zrobił, że tak powiedział. - Warknąłem i skierowałem się do samochodu.
       - Jasne Shadow. Biegnij do Amandy, bo ona na pewno zrozumie ciebie bardziej, niż my. Wiem kurwa, że ci namąciła w głowie, ale masz zamiar za każdym razem kierować się do niej, kiedy coś nie idzie po twojej myśli? Tak? - Spojrzał w moje oczy - Teraz to ona znalazła się na pierwszym miejscu, prawda? Spoko. - Rozłożył beznamiętnie swoje ramiona -  Ale pamiętaj. Kiedy wpakujemy się w jakieś gówno, jeszcze większe niż do tej pory, obyś był gotowy na najgorsze. Chociaż i w to, że będziesz gotowy też zaczynam wątpić.
               Nie mogłem go już dłużej słuchać. Chciałem mu przyłożyć, ale zagryzłem wewnętrzną część policzka i zaciskając obie pięści, ruszyłem do auta. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Chciałem jechać do Amy, bo chciałem sprawdzić czy u niej było wszystko w porządku.
               Zawsze taki byłem, gdy coś mnie gryzło. Stawałem się niedostępny i po prostu walczyłem z tym sam. Nikomu się nie zwierzałem z problemów, ale odkąd poznałem Amandę, wiedziałem, że ta dziewczyna działała na mnie w inny sposób niż reszta. Chciałem ją chronić i powiedzieć jej wszystko co mnie dręczyło. Chciałem się z nią zobaczyć i nawet nie mogłem odgonić od siebie tej myśli. W tym momencie zrozumiałem, że za bardzo pochłaniałem się rozmyślaniem o niej. Byłem zmuszony przez własne sumienie sprawdzić, czy z Amandą wszystko w porządku.

Amy's POV

               Spałam, gdy nagle obudził mnie dźwięk zamykających się drzwi. Wstałam z nadzieją, że moje drzwi od pokoju będą otwarte i rzeczywiście były. Wychyliłam się lekko z pokoju, sprawdzając czy w pobliżu nie było nigdzie taty. Momentalnie dotknęłam ręką policzka i jęknęłam lekko z bólu. Strasznie piekła mnie prawa strona twarzy. Przed oczyma ukazała mi się ręka ojca, kierująca się w moją stronę. Ból ponowie dał o sobie znać. W oczach nagromadziły mi się łzy, lecz szybko je jednak otarłam i skierowałam się do łazienki. W domu było cicho, widocznie była sama.
               Gdy weszłam pod prysznic, czułam, jak wszystko skazy ze mnie spływają i opuszczają moje ciało. Chciałam choć przez moment nie myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. To wszystko mnie przerastało już milion razy, ale teraz było gorzej niż kiedykolwiek.
               Zakładałam bieliznę, kiedy nagle usłyszałam, że z mojego pokoju dobiegał dzwonek mojego telefonu. Wyświetlacz pokazał numer zastrzeżony. Po chwili namysłu odebrałam, przeczuwając najgorsze.
       - Słucham?
       - Witaj Amando. - Od razu rozpoznałam ten głos. - Jesteś w domu?
               Słysząc jego głos, trochę się uspokoiłam, ale gdy zapytał mnie o to, czy byłam w domu, trochę się zdziwiłam. Spytałam go gdzie teraz przebywał, mając nadzieję, że nie usłyszałabym czegoś, czego się obawiałam.
       - Dokładnie? - Mogłam sobie wyobrazić, że w tym momencie łobuzersko się uśmiechał. - Dokładnie kochana, to jestem w twoim bloku, a jeszcze dokładniej, to pod twoimi drzwiami.
               Zatrzymałam oddech, a nawet na moment przestałam oddychać. Rozłączyłam się i podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer... On tu naprawdę był.
       - Justin! Nie możesz tutaj być, idź stąd. On cię zabije! - Byłam zdruzgotana i wiedziałam, że nie odejdzie. Wiedziałam, że nie mam szans, aby go  przekonać. To było jak walka dziecka z matką, która nie chciała kupić mu zabawki.
.      - Spokojnie, nie ma go teraz w domu, prawda? Otwórz mi drzwi. - Poprosił, a ja nie mogłam tego zrobić.
               Miałam wpuścić Shadow do domu i narobić jeszcze większych kłopotów nie tylko sobie, ale i jemu?  Przecież gdyby tata akurat wrócił, nie zawahałby się przed bójką. On był zdolny nawet do tego, aby się go pozbyć raz na zawsze. Wydawało mi się, że nienawidził go bardziej, że McCann Justina.                    Zaczęłam go przekonywać, żebyśmy jednak nie ryzykowali. Obiecałam mu nawet, że moglibyśmy spotkać się jutro, a teraz mógłby po prostu odejść stąd. Niestety nie chciał mnie posłuchać i za każdym razem upierał się przy swoim. Mój głos wydawał się już zrozpaczony, ale właśnie tak się teraz czułam i nie było mi dane już tego ukrywać.
       - Amy, stało się coś prawda ? Ty się go boisz. Zrobił ci coś? Wpuścisz mnie do środka, albo dostanę się tam po swojemu. To mogę ci obiecać. Nie odejdę teraz. - Stanowczym głosem oznajmił i usłyszałam, jak jego pięść lekko uderzyła w ścianę.
               Usiadłam pod drzwiami, czując jego obecność po drugiej stronie. Zaczęłam mówić do niego błagalnym głosem. Miałam nadzieję, że w końcu udałoby mi się go przekonać.
       - Justin, to nie jest takie proste, jak tobie się wydaje, rozumiesz? Stawiasz mnie w takiej sytuacji, z której nie ma rozsądnego wyjścia. Nie mogę cię wpuścić. Tata mnie zabije, kiedy zobaczy ciebie u nas. Zrozum to, proszę - Wypowiadając ostatnią prośbę, poleciały mi łzy po policzku i  wiedziałam, że teraz wychodziły ze mnie wszystkie emocje ostatnich przeżyć.
       - Amando, wpuść mnie. Chcę cię tylko zobaczyć i wiedzieć że jest wszystko w porządku. Upewnię się i jeśli będziesz chciała, to odejdę.
               Wstałam i zaczęłam szukać kluczy od drzwi. Ojciec nie chciał, żebym opuszczała mieszkanie. W tym całym napięciu zapomniałam, że od środka też da się otworzyć drzwi. Pozostawiłam tę myśl i po odszukaniu kluczy w torebce, podeszłam do drzwi wejściowych, po czym przekręciłam klucz.
______________________________________________________________________
No kochani, a więc tak.
Cały czas jestem pochłonięta pracą, dlatego w tym rozdziale pomogła mi Elise. Bardzo Ci dziękuję skarbie moje najdroższe. ♥ 
Na dniach pojawi się dla Was niespodzianka. 

                                     CZYTASZ?! :) = KOMENTUJESZ!!