wtorek, 23 lipca 2013

~ Rozdział dwudziesty

               Jadąc z zawrotną prędkością, Shadow doskonale panował nad pojazdem i żaden zakręt nie przyprawił go o panikę, bądź o zmniejszenie prędkości. Jego mięśnie za każdym razem się napinały, a włosy niesfornie się układały, tym samym sprawiając, że wyglądał jak anioł.
               Mogłam z nim jeździć bez końca. Czułam jego zapach, którym się napawałam, a jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczna. Justin był chłopakiem o dwóch twarzach. Specjalnie zakładał maskę, by ludzie go nienawidzili, a w rzeczywistości miał silny charakter i posiadał w sobie namiastkę wrażliwości patrzenia na świat, gdy wszyscy inni myśleli jakim jest dupkiem.
      - Jesteśmy. - Usłyszałam jego głos, a motocykl w jednej sekundzie się zatrzymał.
               Otworzyłam oczy i zerknęłam przed siebie. Ujrzałam swój blok oraz Justina, który wyjął właśnie kluczyki ze stacyjki i zszedł, trzymając nadal moją dłoń. Przy jego pomocy zeskoczyłam na ziemię i uwiesiłam się na jego szyi, aby jeszcze raz móc spojrzeć w jego oczy. Nadal nie wiedziałam, co było w nich tak fascynującego, ale jeszcze nigdy nie widziałam takich pięknych oczu, przepełnionych tajemnicą. Być może to mnie w nim pociągało.
      - Amy... - Mruknął z uśmiechem na twarzy - Starczy. Idź już. Jeszcze ktoś cię zobaczy. - Drażnił nosem moją szyję i tym samym dłonią zjechał na mój tyłek, jakby chciał mi coś uświadomić.
               Lekko się od niego odchyliłam, aby ukazać mu swoje zniechęcenie. W zamian za to, otrzymałam rozbawienie z jego ust. Dodał, abym nigdzie już nie wychodziła i poszła grzecznie spać. W sumie to i tak nie miałam zamiaru pałętać się po lesie o tak późnej porze.
      - Justin... dziękuję. - Mruknęłam mu do ucha, zanim odeszłam.
               Musnął mój policzek i odeszłam. Gdy przystanęłam przy drzwiach od klatki schodowej, on nadal tam stał i najwyraźniej chciał mieć pewność, że ujrzałby mnie z okna. Śmiejąc się pod nosem, weszłam do środka i powędrowałam na drugie piętro. Poszukałam kluczy, ale okazało się, że drzwi były jednak otwarte. Przekroczyłam próg mieszkania, a gdy znalazłam się już w swoim pokoju, podbiegłam do okna. Shadow siedział już na motorze, a swój wzrok wbijał w moje okno. Pomachałam mu z uśmiechem na twarzy, a on lekko się zaśmiał. Odpalił silnik i nim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, odjechał.
      - Gdzie byłaś? - Do mojego pokoju ktoś wszedł.
               Zaskoczona głosem swojego ojca, odwróciłam się. Jego mina nie była przyjazna, a ton głosu był bardzo niski, przez co właśnie się nieco wystraszyłam. Nie mogłam dać po sobie poznać, że właśnie żegnałam się z kimś przez okno, lecz po prostu zasłaniałam roletę.
      - A byłam u Katie z lekcjami, a potem siedziałam u Leslie. Musiałyśmy sobie wszystko wytłumaczyć.
               Zasłoniłam okno, po czym podeszłam do swojego ojca. Chciałam przywitać go buziakiem, ale on najwidoczniej tego nie chciał.
      - Dość tych kłamstw! - Momentalnie pchnął mnie na łóżko, odsunął krzesło od biurka i usiadł naprzeciwko mnie.
               Nie wiedziałam co się działo. Jego emocje był dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Skąd mógł wiedzieć, że go okłamałam? Przecież on nic nie podejrzewał. Nic. Miałam już teraz tylko złe przeczucia. Bałam się, że wszystko się wydało i nie mogłabym wychodzić z domu.
      - Tato, ale o co ci chodzi?! - Krzyknęłam, ujmując w dłonie poduszkę, która leżała obok.
               W pierwszej chwili był zawiedziony moim pytaniem. Jego uśmieszek wyrażał więcej rozczarowania niż kiedykolwiek. Czułam, że zaraz rozpętałaby się walka kłamstwa z prawdą.
      - Słuchaj. Nie mam zamiaru ci uświadamiać jakich kłamstw przez ostatnie kilka dni używałaś, ale teraz już koniec tego. Dlaczego spotykasz się z Shadow?! Ostrzegałem cię!
               Tato cały czas krzyczał. W pewnej chwili nie wytrzymał. Wstał i rzucił krzesłem o ścianę. Wystraszyłam się. Znowu powracały we mnie uczucia bezradności, ale postanowiłam je tłumić w sobie. Nie chciałam za każdym razem ukazywać swojej słabości. Wstałam i podeszłam do niego. Pierwszy raz chciałam mu się sprzeciwić i pokazać, że nie tylko on posiadał uczucia, lecz i ja także.
       - No i co z tego, że się z nim spotykam co?! Ja ci nigdy nie mówiłam, co masz robić, wiesz? Przestań traktować mnie jak dziecko. To że z tobą nadal mieszkam, nie oznacza, że nadal masz dokonywać wyborów za mnie! Twoja księżniczka już dawno odeszła!
               Może użyłam zbyt mocnych słów, ale to chyba było jedyne wyjście, aby go trochę uspokoić. Chciałam po prostu już mieć to z głowy, ale najwidoczniej to go jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi. Nim zdążyłam go powstrzymać, uderzył mnie. Ponownie poczułam na swoim policzku jego dłoń. W pierwszej chwili poczułam tylko odrazę. Ból wdarł się później.
       - Nie wierzę... - Syknęłam, ujmując dłonią swoją buzię - Nie wierzę!
               Nie miałam już sił, aby się z nim kłócić. Jak zwykle musiał coś zepsuć. Myślałam, że dzisiejszego ranka coś zrozumiał. Ten wspólny posiłek... Pozory jednak myliły.
       - Nigdzie nie pójdziesz, gówniaro. Ja ci pokażę, kto tu rządzi. - Ponownie mnie pchnął, gdy chciałam wybiec z pokoju.
               Tym razem zahaczyłam torebką o rączkę od szuflady i zamiast na łóżko, wpadłam na biurko. Głową uderzyłam o stojącą obok lampę, a nim zdążyłam się ocknąć jego już tutaj nie było. Pierwsze co zrobiłam, podbiegłam do drzwi. Szarpałam za klamkę, nie dowierzając, że mnie zamknął na klucz.
               Z moich myśli wydobywał się niemy krzyk. Byłam tym wszystkim zdruzgotana. Kto mógł mu o tym powiedzieć? Leslie by mi tego nigdy nie zrobiła. Nawet jeżeli w grę wchodził Parker. Dla niej liczyło się moje szczęście i nieważne kto byłby tym szczęściem. Jedyną osobą, która byłaby godna do takiego kroku, była.... moja matka, która już wiedziała wszystko.
               To ona musiała mu powiedzieć, że między mną, a Shadow do czegoś doszło. Co za wredna kobieta! Spieprzyła mi całe życie, a teraz chciała mnie jeszcze bardziej pogrążyć. Kiedyś za to zapłaci.
       - Justin... - Jęknęłam cicho, tuląc w ramionach dużego, białego misia.
   

Justin's POV

               Gdy tylko ujrzałem ją w oknie, uspokoiłem się. Po tym całym zamieszaniu z McCann'em, zdałem sobie sprawę, że teraz i ona była narażona na niebezpieczeństwo. Musiałem czuwać nad nią za każdym razem i tak byłoby aż do momentu pozbycia  się tego gnojka.
               Odpaliłem silnik i jeszcze odmachując Amandzie, spojrzałem na nią po raz ostatni dzisiejszego wieczoru. Po chwili wjechałem na jezdnię i dopiero teraz mogłem rozpędzić się do swojej ulubionej prędkości. Nie chciałem ukazywać tego przy Amy, bo wiedziałem jak bardzo bała się ze mną jechać, więc teraz mogłem śmiało rozwinąć skrzydła.
               W bardzo szybkim czasie dojechałem do domu. Ustawiłem pojazd w garażu i wszedłem do środka. O dziwo, nikogo nie zastałem w środku. Poszedłem więc do kuchni i nalałem sobie jakiegoś soku do szklanki. Odwróciłem się i biorąc spory łyk napoju, ujrzałem na stole jakąś kartkę, zaadresowaną do mnie. Ująłem ją i spojrzałem na w miarę wyraźne pismo.

" Z chłopakami postanowiliśmy, że już nie będziemy na ciebie dłużej czekać. Wyszliśmy się zabawić do naszego klubu. Chcemy odreagować. Jak się zdecydujesz to rusz dupę, wsiadaj w  samochód i przyjeżdżaj. Wiesz, gdzie nas szukać, Jason."

               Czy byłem wściekły ? Nie. Oni zasłużyli na chwilę odpoczynku od tego gówna. Ciągle coś się działo i faktycznie wszyscy bardzo pochłonęli się w nasze interesy, przez co każdy zapomniał o odpoczynku. Postanowiłem więc ruszyć w ich ślady. Chciałam się odprężyć i ponownie poczuć chillout z chłopakami. Ostanie wydarzenia oddaliły nas od siebie. Kiedyś było inaczej. Kiedyś wszystko było inne i przede wszystkim mniej skomplikowane pomimo niebezpieczeństw, jakie czyhały na każdym kroku. Teraz dodatkowo w moim świecie pojawiła się Amanda. To dzięki niej w tym popieprzonym świecie zaczęło coś nabierać charakteru, ale i dawać po tyłku. Na chwilę zatrzymałem się myślami przy niej.
               Musiałem się otrząsnąć z tego uroku, jakim na mnie działała. Przejechałam dłonią po włosach. Nie dowierzałem, jak szybko doszło do tego, że dziewczyna w ogóle mi nieznajoma. tak zakręciła w mojej głowie. Przecież zawsze liczyły się tylko interesy, zabawy, alkohol i wspólnie spędzony czas z chłopakami. Gdzie to wszystko teraz było? Czy jedna dziewczyna, która pojawiła się znikąd miała prawo mi to zabierać? Wewnętrzny głos podpowiadał mi  „tak”, ale ja nadal odpychałem tę myśl...
               Pomachałem odruchowo głową, zabrałem klucze i ruszyłem w stronę samochodu. Założyłem na siebie czarną, skórzaną kurtkę i wsiadłem do auta. Jechałem przed siebie, zastanawiając się czy skierować się w stronę domu Amandy, czy okazać zainteresowanie chłopakom. Wybrałem jednak drugą opcję. Musiałem im pokazać, że cały czas byli dla mnie ważni. W końcu stanowiliśmy grupę i to nie mogło tak po prostu z dnia na dzień się rozpaść. Jechałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu dojechałem na miejsce. Zaparkowałem tuż pod klubem.
               Po ominięciu ochrony, wszedłem do środka. Zacząłem rozglądać się za znajomymi twarzami, aż w końcu dostrzegłem Dave'a z resztą. Siedzieli przy naszym ulubionym stoliku w świetnych humorach. Pierwszy odezwał się Jason.
       - No, no Parker, widzę, że jednak zdecydowałeś się pojawić, jak miło. - Powiedział to z taką ironią, że miałam ochotę rzucić się na niego.
               Powstrzymałem jednak swoje nerwy i usiadłem obok Dave'a, który w tym samym momencie podsunął mi piwo. Może i chciałem się napić, ale ktoś musiał ich odwieźć. Przecież nie byli w stanie prowadzić.
       - Sorry stary, ale prowadzę. Widzę, że o dojazd do domu żaden kurwa nie chciał się martwić, więc najlepiej mnie ściągnąć trzeba było. - Syknąłem i odstawiłem alkohol na bok.
       - Coś ty taki sztywny. Skołujemy kogoś, jesteśmy tutaj, żeby tylko pobyć w miłej atmosferze, ale ty jak zwykle musisz wszystko spierdolić swoją głupią paplaniną.  - Jason wstał i  - Wiesz co, myślę, że zrobiła się niezła cipa z ciebie.
               Gdy usłyszałem to z ust Jasona, zrobiło mi się gorąco, a krew w moich żyłach zaczęła pulsować szybciej. Rzuciłem się przez stół do niego, jednak Dave zareagował w miarę szybko i pociągnął mnie na swoje miejsce.
       - Co z wami jest do cholery? Jason, przestań pierdolić, bo już jesteś wstawiony. - Thomas próbował uspokoić sytuację, która najwidoczniej nie tylko mi nie przypadła do gustu.
               W jednej sekundzie, przebywanie z tą trójką podpitych kumpli, odepchnęło mnie. Wstałem i zacząłem iść w kierunku wyjścia, jednakże Dave rzucił się za mną i dorwał mnie przed klubem. Zaczął tłumaczyć Jasona i przepraszać w jego imieniu. To, że był wstawiony i na pewno nie chciał czegoś takiego powiedzieć, w ogóle go nie usprawiedliwiało. Właśnie w takim stanie, jakim był, ukazał mi co naprawdę o mnie myślał. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał.
       - Słuchaj, gówno mnie obchodzi, czy chciał to powiedzieć, czy może jednak nie. Źle zrobił, że tak powiedział. - Warknąłem i skierowałem się do samochodu.
       - Jasne Shadow. Biegnij do Amandy, bo ona na pewno zrozumie ciebie bardziej, niż my. Wiem kurwa, że ci namąciła w głowie, ale masz zamiar za każdym razem kierować się do niej, kiedy coś nie idzie po twojej myśli? Tak? - Spojrzał w moje oczy - Teraz to ona znalazła się na pierwszym miejscu, prawda? Spoko. - Rozłożył beznamiętnie swoje ramiona -  Ale pamiętaj. Kiedy wpakujemy się w jakieś gówno, jeszcze większe niż do tej pory, obyś był gotowy na najgorsze. Chociaż i w to, że będziesz gotowy też zaczynam wątpić.
               Nie mogłem go już dłużej słuchać. Chciałem mu przyłożyć, ale zagryzłem wewnętrzną część policzka i zaciskając obie pięści, ruszyłem do auta. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Chciałem jechać do Amy, bo chciałem sprawdzić czy u niej było wszystko w porządku.
               Zawsze taki byłem, gdy coś mnie gryzło. Stawałem się niedostępny i po prostu walczyłem z tym sam. Nikomu się nie zwierzałem z problemów, ale odkąd poznałem Amandę, wiedziałem, że ta dziewczyna działała na mnie w inny sposób niż reszta. Chciałem ją chronić i powiedzieć jej wszystko co mnie dręczyło. Chciałem się z nią zobaczyć i nawet nie mogłem odgonić od siebie tej myśli. W tym momencie zrozumiałem, że za bardzo pochłaniałem się rozmyślaniem o niej. Byłem zmuszony przez własne sumienie sprawdzić, czy z Amandą wszystko w porządku.

Amy's POV

               Spałam, gdy nagle obudził mnie dźwięk zamykających się drzwi. Wstałam z nadzieją, że moje drzwi od pokoju będą otwarte i rzeczywiście były. Wychyliłam się lekko z pokoju, sprawdzając czy w pobliżu nie było nigdzie taty. Momentalnie dotknęłam ręką policzka i jęknęłam lekko z bólu. Strasznie piekła mnie prawa strona twarzy. Przed oczyma ukazała mi się ręka ojca, kierująca się w moją stronę. Ból ponowie dał o sobie znać. W oczach nagromadziły mi się łzy, lecz szybko je jednak otarłam i skierowałam się do łazienki. W domu było cicho, widocznie była sama.
               Gdy weszłam pod prysznic, czułam, jak wszystko skazy ze mnie spływają i opuszczają moje ciało. Chciałam choć przez moment nie myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. To wszystko mnie przerastało już milion razy, ale teraz było gorzej niż kiedykolwiek.
               Zakładałam bieliznę, kiedy nagle usłyszałam, że z mojego pokoju dobiegał dzwonek mojego telefonu. Wyświetlacz pokazał numer zastrzeżony. Po chwili namysłu odebrałam, przeczuwając najgorsze.
       - Słucham?
       - Witaj Amando. - Od razu rozpoznałam ten głos. - Jesteś w domu?
               Słysząc jego głos, trochę się uspokoiłam, ale gdy zapytał mnie o to, czy byłam w domu, trochę się zdziwiłam. Spytałam go gdzie teraz przebywał, mając nadzieję, że nie usłyszałabym czegoś, czego się obawiałam.
       - Dokładnie? - Mogłam sobie wyobrazić, że w tym momencie łobuzersko się uśmiechał. - Dokładnie kochana, to jestem w twoim bloku, a jeszcze dokładniej, to pod twoimi drzwiami.
               Zatrzymałam oddech, a nawet na moment przestałam oddychać. Rozłączyłam się i podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer... On tu naprawdę był.
       - Justin! Nie możesz tutaj być, idź stąd. On cię zabije! - Byłam zdruzgotana i wiedziałam, że nie odejdzie. Wiedziałam, że nie mam szans, aby go  przekonać. To było jak walka dziecka z matką, która nie chciała kupić mu zabawki.
.      - Spokojnie, nie ma go teraz w domu, prawda? Otwórz mi drzwi. - Poprosił, a ja nie mogłam tego zrobić.
               Miałam wpuścić Shadow do domu i narobić jeszcze większych kłopotów nie tylko sobie, ale i jemu?  Przecież gdyby tata akurat wrócił, nie zawahałby się przed bójką. On był zdolny nawet do tego, aby się go pozbyć raz na zawsze. Wydawało mi się, że nienawidził go bardziej, że McCann Justina.                    Zaczęłam go przekonywać, żebyśmy jednak nie ryzykowali. Obiecałam mu nawet, że moglibyśmy spotkać się jutro, a teraz mógłby po prostu odejść stąd. Niestety nie chciał mnie posłuchać i za każdym razem upierał się przy swoim. Mój głos wydawał się już zrozpaczony, ale właśnie tak się teraz czułam i nie było mi dane już tego ukrywać.
       - Amy, stało się coś prawda ? Ty się go boisz. Zrobił ci coś? Wpuścisz mnie do środka, albo dostanę się tam po swojemu. To mogę ci obiecać. Nie odejdę teraz. - Stanowczym głosem oznajmił i usłyszałam, jak jego pięść lekko uderzyła w ścianę.
               Usiadłam pod drzwiami, czując jego obecność po drugiej stronie. Zaczęłam mówić do niego błagalnym głosem. Miałam nadzieję, że w końcu udałoby mi się go przekonać.
       - Justin, to nie jest takie proste, jak tobie się wydaje, rozumiesz? Stawiasz mnie w takiej sytuacji, z której nie ma rozsądnego wyjścia. Nie mogę cię wpuścić. Tata mnie zabije, kiedy zobaczy ciebie u nas. Zrozum to, proszę - Wypowiadając ostatnią prośbę, poleciały mi łzy po policzku i  wiedziałam, że teraz wychodziły ze mnie wszystkie emocje ostatnich przeżyć.
       - Amando, wpuść mnie. Chcę cię tylko zobaczyć i wiedzieć że jest wszystko w porządku. Upewnię się i jeśli będziesz chciała, to odejdę.
               Wstałam i zaczęłam szukać kluczy od drzwi. Ojciec nie chciał, żebym opuszczała mieszkanie. W tym całym napięciu zapomniałam, że od środka też da się otworzyć drzwi. Pozostawiłam tę myśl i po odszukaniu kluczy w torebce, podeszłam do drzwi wejściowych, po czym przekręciłam klucz.
______________________________________________________________________
No kochani, a więc tak.
Cały czas jestem pochłonięta pracą, dlatego w tym rozdziale pomogła mi Elise. Bardzo Ci dziękuję skarbie moje najdroższe. ♥ 
Na dniach pojawi się dla Was niespodzianka. 

                                     CZYTASZ?! :) = KOMENTUJESZ!! 

26 komentarzy:

  1. Jeeeej *.*
    Ten rozdział jest boski ! ;D
    Już wgrywam na yt to co miałam wgrać i wyśle Ci na gg wieczorem link ;)

    Kocham i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, wyobrażam sobie teraz co on pomyśli jak ją ujrzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny dzięki Tobie! Mogę go czytać, i czytać, i czytać. Nie znudzi mi się!
    Już nie mogę doczekać się niespodzianki!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Omnomn! Zajebisty! @ElizaRychla

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę fajny blog ,<333
    Czekam na niespodzianke ! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile ja czekalam na ten rozdzial on jest............CUDOWNY! ♥


    @agehhh

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodaj jak najszybciej rozdział !!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham kocham kocham noo ! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. jejciu ♥ cudowny!!!! ;* kocham to ♥
    Kocham Justina w takiej postaci jak na końca to jest takie ctfyvgujiv ♥ to czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś czuję że jak Justin zobaczy jej policzek będzie niezła ''woja'' z jej tatą..hahah ale to może dobrze no bo Justin ja tak broni i się o nią martwi, opiekuję <3 To słodkie :)
    Czekam na nn z niecierpliwoścą <3 Kocham pozdrawiam i życze duużo wenki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ojej jaki Justin jest opiekunczy w stosunku do Amandy! to strasznie slodkie *.* chcem wieecej :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, nie, nie, nie, cholera nie, wkurzylam się. To jak reklamy na TVN CZEMU PRZERWALAS W TAKIM MOMENCIE?
    @undermirrors

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział jest jak zwykle pięknie napisany! Te emocje, które mi towarzyszyły boże... Biedna Amanda. Nie ma wsparcia od rodziny. Oby tylko Justin nic jej ojcu nie zrobił. Czekam na następny ♥
    Jak znajdziesz wolny czas, przeczytaj i wyraź opinie prosze:
    ostatni-wdech.blogspot.com
    @sweetolcia

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże, to jest świetne! Masz niesamowity talent!
    Ojciec jest okropny! Boże, jak tak można? A Justin aaaaawwwwwwwwwwwwwww <3

    Jeśli byś mogła, zapraszam do siebie, zależy mi na twojej opinii :)
    http://dsd-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny ! ;D Czekam na nstępny. <3

    OdpowiedzUsuń
  16. boski ! mam nadzieję, że następny pojawi się szybko. ; )

    OdpowiedzUsuń
  17. brak słów..cudowny, boski, wspaniały..to za mało żeby opisać ten rozdział.
    z niecierpliwością czekam na kolejny :)
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  18. cóż mogę powiedzieć. świetny rozdział :)
    Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawe co zrobi jak zobaczy jej ślad

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale to jest cudowne po prostu ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Detka_BiberPl26 lipca 2013 16:29

    no Justin zobaczy że Ojciec ja pobil i się zacznie jazda .Rzdził super

    OdpowiedzUsuń
  23. o ho ho. Dzieje się i przeczuwam, że w kolejnym bardziej się będzie działo. Świetny rozdział. Biorę się za następny, bo widzę, że już jest :)
    @like_goldstone

    OdpowiedzUsuń
  24. Słońce moje ten rozdział jest taki cudowny ,że aż nie wiem co napisać,chciałabym mieć takiego Justina przy sobie;)Teraz zobaczy że ojciec ją pobił i się pewnie wkurzy...będzie jazda.Boże jak mi brakowało tego opowiadania:) Lovciam Cię<3 @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  25. Dopiero teraz zaczęłam nadrabiać szpital, nowa szkoła. ale dosyć .Rozdział świetny jak zasze, trochę ale naprawde malutko poplątanych zdań. Liczy się treść prawda? WIesz, jest jeden plus, mam duuużo do czytania i nie muszę czekać na nową notkę. Dziękuje, że mnie nadal informowałaś, chociaż pewna jestem, że bez tego bym tu zajrzała. ;p

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥