piątek, 15 sierpnia 2014

~ Rozdział dziewiętnasty


Justin's POV

           W piwnicy czekali na mnie już Jason z Thomasem, oraz gang, który pomógł nam wykończyć Nevil'a. Przywitałem się z nimi, ale nie usiadłem. Kiedy tylko do moich myśli wdarło się, że Dave, mój były, oddany przyjaciel, chciał zabrać mi dziewczynę, zniszczyć jej życie i zabić mnie oraz Ninę - w moich żyłach krew zaczynała płynąć szybciej.
     - Okej panowie. To już nie przelewki. - Powiedziałem, opierając się o róg stołu - Honi zna moje plany. Wie, jak mógłbym uderzyć i nic, co zaplanujemy, nie będzie zakończone sukcesem. - Oblizałem wargi i czułem, że robiło mi się coraz cieplej. - Nie wiem, jak to wszystko się zakończy. Po raz pierwszy, nie jestem w stanie zaplanować akcji, która wykończy przeciwnika. - Mój oddech stał się szybszy - Wybaczcie, po prostu kurwa, już nie potrafię! - Nie wytrzymałem. Puściły mi hamulce. Odepchnąłem się i zacisnąłem dłonie w pięści - Chcę was kurwa oszczędzić i poddałbym się, gdyby nie moja narzeczona, którą bardzo kurwa kocham! - Odwróciłem się w stronę okna i spojrzałem na podjazd.
           Jeszcze kilkanaście godzin temu byłem pogrążony w miłości, a teraz w nienawiści do całego świata przez jednego, jebanego kumpla, któremu zawsze się zwierzałem, a teraz po prostu wykorzystywał to wszystko przeciwko mnie, jak najgorszemu wrogowi!
     - Jak to, narzeczoną? - Przywódca drugiego gangu zapytał lekko zaskoczony i zapewne minę też miał zdziwioną, ale go nie widziałem.
     - Ja pierdole, czy to naprawdę jest teraz ważne? - Przewróciłem oczami i głośno westchnąłem.- Jesteście tutaj, żeby mi pomóc załatwić to, co stoi mi na drodze, a nie poznawać moje życie miłosne i sprawy związane z dziewczyną, z która jestem! - Poczułem ciężki wzrok Jasona na sobie i zamilkłem.
     - Dobra, dzieciaki... Wiecie, co to znaczy? - Spojrzałem na dość postawnego mężczyznę, który trzymał się na boku, oparty o starą szafę. - Nie? To wam powiem. - Oblizał usta - Od teraz działacie na naszych zasadach. Jeśli potrzebujecie pomocy, my ją wam damy. - Zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło swojego towarzysza. - Może ci się to nie podobać, Shadow, ale od teraz musisz robić to, co my chcemy. O ile nadal zależy ci na życiu twoim i twojej laleczki. - Uśmiechnął się w specyficzny sposób, co jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie.
           Chciałem się odgryźć, ale wybrałem  łatwiejszą drogę - zamilkłem, jednocześnie przytakując.
     - Justin, ty chyba oszalałeś, żebyśmy działali na ich warunkach! - Thomas wstał i zmierzył mnie swoim wzrokiem, jakbym zrobił coś o wiele gorszego, niż zabicie człowieka. Zagryzłem mocno wargę tak, że aż poczułem smak krwi. Zacisnąłem oczy i spojrzałem na każdego po kolei. Butchers było drugim gangiem w rankingu najlepszych gangów w okolicy. Insiders było na pierwszym miejscu, ale teraz byłem tylko ja, Jason i Thomas. Nie mieliśmy szans. Otworzyłem oczy i podszedłem do stołu, dłonią gładząc jedną z pobliskich map. Wzrok zawiesiłem na drogach, prowadzących poza miasto.
     - Nie, Thomas. Teraz wszystko się zmieni. - Mruknąłem, czując, że kłótnie nic by tu nie pomogły. - Butchers nam pomoże, ale to my musimy pozwolić im działać. - Spojrzałem na mężczyznę, który był ich przywódcą - Bruce'a. - Ja nic tu nie zdziałam, ale proszę tylko o jedno. Nie mieszajcie już w to wszystko mojej dziewczyny. Ona ma być bezpieczna. Nie chcę, żeby cierpiała i chcę, żebyście powiadamiali mnie, jeżeli cokolwiek zauważycie i co mogłoby jej zagrozić. Tylko tyle oczekuję w zamian.
           Przywódca Butchers oblizał usta i stanął po drugiej stronie stołu tak, aby mieć mnie naprzeciw siebie. - Shadow...- Jego głos był pewny i poważny. - Wiesz, że nie ma nic za darmo? Szanuje ciebie i twój gang, bo do teraz robiliście niezły dym w okolicy, ale stary... - rozłożył ręce w powietrzu, a po chwili klasnął w dłonie - czasy się zmieniają i ludzie również. Chce coś w zamian. - Spojrzałem w jego czarne niczym węgiel oczy. To nie był byle kto. Miał wysoką pozycję i mocnych ludzi, jednak do szczęścia brakowało mu tylko jednego. - Chcę, abyś zniknął stąd raz, na zawsze. Nie chcę, aby Atlanta usłyszała ponownie o Shadow i Insiders. Akcja, którą zaplanuje na twojego przyjaciela i jego nowy gang, będzie przełomem i moje imię ma być na najwyższym szczeblu. Nie chcę, żebyś stał mi na drodze, rozumiesz? - Oblizałem usta i spojrzałem na swoich przyjaciół.
           Moich dwóch kumpli, którzy stali u mojego boku mimo wszystko. Zawsze mogłem liczyć na Jasona - na jego wsparcie, rady i opiekę. To on uratował mnie od zginięcia w biedzie i odebraniu sobie życia przez samotność. A Thomas? Thomas mimo swoich odchyłów, był dla mnie równie ważny, był mi bratem. Wiedziałem, że życie, które prowadziliśmy prawie od zawsze, było dla nich cholernie ważne. Narażałem ich i zmuszałem do wyrzeczeń, aby dążyć do swoich celów... Jednak... Był ktoś ważniejszy. Amanda. Ona sprawiała, że dla niej byłem gotowy na wszystko.
     - Zgadzam się. - Odparłem, spuszczając głowę w dół, jak zniszczony i upokorzony człowiek.
     - Dobrze. - Odezwał się Bruce, ale nie odszedł.
           Czułem się cholernie źle, jakby zmieszano mnie z błotem, albo gorzej. Nagle poczułem na swoim ramieniu dłoń Jasona. Ale tym razem nawet to nie pomogło. Uniosłem twarz i ostatni raz posłałem im swoje spojrzenie.
     - Sory, nie dam rady. - Syknąłem wściekły na siebie i obszedłem stół, aby jak najszybciej pozbyć się ich widoku. Chciałem pobyć chwilę samemu, pomyśleć nad swoimi decyzjami i tym wszystkim, co spłynęło na moje barki.
     - Poczekaj, Justin... - Za mną ruszył Knight.
           Już chciał zacząć coś mówić, jednakże powstrzymałem go. Odwróciłem się do niego, uniosłem dłoń w geście, aby zamilkł i nic nie mówiąc, poszedłem na górę. Zamknąłem się w łazience, rozebrałem i wziąłem prysznic. Długi, zimny prysznic, który pozwolił mi pomyśleć na trzeźwo, bez opinii innych osób.
           Krople spływały po mojej skórze. Czułem się, jakbym przebiegł kilkanaście kilometrów, jakbym został poobijany, poturbowany i pobity. Bolała mnie skóra, wszystkie mięśnie i głowa. Nie mogłem się skupić na jednej rzeczy, bo zaraz potok myśli zalewał mi obraz. Oparłem się dłońmi o kafelki i przyłożyłem czoło do prawej dłoni.
           Zaśmiałem się, bo pomyślałem o Amandzie - gdybym jej nie spotkał, nie byłoby tej szopki. Nie musiałbym rezygnować z gangu, z przyjaciół, reputacji i swoich dokonań.
           Uderzyłem płaską dłonią w wykafelkowaną ścianę i sięgnąłem po żel pod prysznic. Myjąc swoje włosy doszedłem do wniosku, że nie chciałbym życia bez tej dziewczyny. Była dla mnie wszystkim. Nie mogłem sobie wyobrazić dnia bez zobaczenia rano jej zaspanej twarzy, bez buziaka na początek dnia i jej zachcianek, fochów i zamartwiania się. Amy Brown nadała barw mojemu szaremu życiu. Cierpiała, płakała, przeżyła koszmar z mojej winy i wiedziałem, że byłem zdolny do wszystkiego, aby w końcu móc jej wynagrodzić to, co spierdoliłem.
           Spłukałem pianę ze swojego ciała i wyszedłem spod prysznica. Owinąłem wokół bioder ręcznik i wyszedłem na korytarz. Przekraczając próg pokoju, zauważyłem, że Amandy w nim nie było. Zamknąłem drzwi, zrzuciłem z siebie ręcznik i powolnymi krokami zbliżyłem się do łóżka. Miałem ochotę zapaść w sen.
           Kładąc się na miękkiej pościeli, czułem jak spadała ze mnie tona zmartwień i kłopotów. Byłem zmęczony. Życiem i kłopotami, jakimi ciągnęła za sobą moja mroczna strona i chęć mordowania wrogów za wszelką cenę.
           Amanda zasługiwała na normalne życie, z normalnym facetem i prawdziwą miłością. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ciągła walka o spokój. Darzyłem ją czymś wspaniałym, czymś, czego wcześniej nie rozumiałem. Dopiero ona mi to wyjaśniła, poprzez pokochanie mnie i przelanie do mojego serca tęczy z uczuciami w każdym odcieniu. Ona dawała mi nadzieję. Miłość, wiarę, spokój, harmonię... I co najważniejsze... Poczucie własnej wartości i stabilności w uczuciach. Gdyby nie ona, nadal byłbym zziębłym gnojkiem, uparcie dążącym do osiągnięcia najwyższego statusu wśród pozostałych grup kryminalistycznych. Prawda była taka, że Shadow i Insiders było gotowe pójść na dno, ale z honorem. Tak przynajmniej mi się wydawało.
     - Justin... - Usłyszałem cichy, kobiecy głos.
           Zmarszczyłem brwi, bo zrozumiałem, że nie należał on do mojej kobiety. Po chwili dopiero zrozumiałem, że leżałem rozwalony i co najważniejsze w tej sytuacji - byłem nagi. Szybko się podniosłem i usiadłem plecami do niej.
     - Nina, nie jestem ubrany... - Zaśmiałem się i oczekiwałem, że za moment usłyszałbym zamykające się drzwi.
     - Słuchaj, chciałam cię jedynie przeprosić. Nasze stosunki na początku nie były najlepsze, ale chciałam, abyś wiedział, że jestem tobie wdzięczna za chęć pomocy... - Oblizałem usta i przejechałem dłonią po jeszcze wilgotnych włosach.
     - W porządku, Nina. Ale wyjdź, jestem nagi... - Ponownie się zaśmiałem i zamknąłem oczy, przytrzymując powieki palcami wskazującymi.
           Usłyszałem cichy chichot, a potem zamykające się drzwi. Odetchnąłem z ulgą i położyłem się ponownie na plecach, otwierając oczy. Ciężko westchnąłem, bo zdałem sobie sprawę, że każda kolejna chwila przybliżała mnie do konfrontacji z moim byłym przyjacielem.

Amy's POV

           Nie miałam ochoty dłużej zastanawiać się nad postępowaniem Justina. Zawsze odciągał mnie od swoich spraw: biznesu, chłopaków, problemów i w ostateczności od siebie.
           Ubrałam granatową bluzę z kapturem, krótkie spodenki i adidasy. Wychodząc na werandę, zamknęłam oczy i wzięłam kilka oddechów. Wcześniej nie biegałam często, ale czułam, że jeśli czegoś bym nie zrobiła, że jeśli nie wyładowałabym gdzieś swoich emocji, to wybuchnęłabym na swojego chłopaka, czego chciałam uniknąć. Nie chciałam kolejnej kłótni z Justinem, jednak chciałam czuć się potrzebna. Wręcz pragnęłam chwili, aby mój mężczyzna kiedykolwiek poprosił mnie o pomoc, a nie wiecznie odtrącał pod pretekstem mojego bezpieczeństwa.
           Kiedy chciałam już puścić się truchtem w stronę bramy, usłyszałam, jak ktoś wypowiedział moje imię. Zatrzymałam się i odwróciłam. Jason stał oparty o balustradę i bacznie mnie obserwował. Jego twarz wyglądała zupełnie inaczej.
           Było na niej wymalowane zagniewanie i chęć pozbycia się kłopotów. Widziałam w jego spojrzeniu ból. Uniosłam lekko brwi, ale nie zaprotestowałam i do niego podeszłam. Oparłam się obok i spojrzałam w tym samym kierunku, co on.
     - Co się stało? - Cicho zapytałam, ale w tej ciszy, wydawało mi się to o wiele głośniejsze, niżeli zamierzałam.
           Chłopak parsknął, spuścił głowę w dół, a kiedy ją uniósł, spojrzał na mnie i zaśmiał się w dość nietypowy sposób, jak na niego. - Justin. Justin się stał... - Mruknął, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. O co znowu mogło chodzić? W naszym życiu już nie było miejsca na spokój.
           Nabrałam powietrza do płuc, zagryzłam wargi i naprężyłam ciało, odsuwając się od barierki na długość ramion. Powoli otworzyłam usta, odetchnęłam i bez słowa weszłam do domu. Było bardzo cicho... Nawet telewizor nie był włączony. Zupełnie tak, jakby w tym mieszkaniu nikogo nie było.
           Wchodząc schodami na górę, postanowiłam porozmawiać najpierw z Niną. Może to ona coś powiedziała? A może Dave się odezwał i znowu jakieś kłopoty były na horyzoncie?
     - Amanda, cześć. - Usłyszałam cieniutki głos za swoimi plecami.
           Odruchowo się odwróciłam. Panna Forest stała skulona, z obiema dłońmi na swoim dość dużym brzuszku. Uśmiech zagościł na moich ustach.
     - Cześć, ja właśnie do ciebie.
          Niepewnie się uśmiechnęła i zaproponowała przejście do salonu. Na początku byłam na nią wściekła za to, że zepsuła swoim telefonem mój cudowny wyjazd z Parkerem, ale z drugiej strony, patrząc na jej brzuszek, w którym rozwijało się nowe życie, cała złość minęła, a serce zaczęło mi szybciej bić.
           Odruchowo objęłam rękoma swój brzuch przez chwilę odpływając do innego świata. Myślałam nad tym, czy wytrwalibyśmy z Justinem na tyle długo, aby stworzyć prawdziwą rodzinę. Czy byłoby mi dane nosić pod sercem malutką istotę? Moją istotę. Moje i Justina dziecko.
           Kiedy powróciłam do rzeczywistości, siedziałam już na kanapie. Lekko potrząsnęłam głową i przejechałam dłonią po swoim udzie. Jak miałam się zachować? Być pozytywnie, czy negatywnie nastawiona do tej dziewczyny? Tylko, że ona nie była niczemu winna.
     - Powiedz mi, jak się czujesz? Z dzieckiem... Wszystko ok? - Popatrzyłam najpierw na jej całokształt.
           Była bardzo ładna. Przypominała jakby mnie. Kiedyś. Teraz, będąc Justina, starałam się wyglądać ładnie. Ale ona, bez dodatków makijażu, pięknych ubrań, wyglądała tak niewinnie. Miała piękne, długie blond włosy, wyraziste rysy twarzy. I swoim nastawieniem wydawała się ciepłą osobą. Nie zimną i podłą jak moja była przyjaciółka...
     - Z dzieckiem wszystko dobrze. - Spuściła głowę, ale mówiła dalej - Chodzi tylko o Dave'a. Nadal nie mogę uwierzyć, że chciał zabić mnie i to nienarodzone życie, które sam począł. Zmienił się. Był jak prawdziwy kryminalista. Czułam taką nienawiść z jego strony. Ten krzyk... - Głos jej się łamał, była taka słaba, taka, jak ja kiedyś... - Ten mord w oczach, zero czułości...
     - Hej... - Przesiadłam się, aby być bliżej niej. - Już jesteś bezpieczna. Chłopacy nie pozwolą cię skrzywdzić i ja również. Obiecuję.
           Słowa same wypływały z moich ust. Nie mogłam dać skrzywdzić Niny, a tym bardziej maleństwa. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby cokolwiek im się stało. Wiedziałam, jak to było być prześladowaną, bo mnie kiedyś również to spotkało.
     - Zadbamy o was. - Uśmiechnęłam się czule do niej i całkowicie odechciało mi się, aby zadawać jej dodatkowe pytania. Parker był moim chłopakiem i to od niego chciałam usłyszeć wyjaśnienia.
           Dziewczyna się do mnie przytuliła i mocno objęła. Odwzajemniła to, jednakże dopiero po chwili. Była to dla mnie nowość. Już dawno zapomniałam, jakie to uczucie posiadać kumpelę, albo przyjaciółkę. Bałam się zaufać innej dziewczynie, po wydarzeniach z przeszłości. Może teraz nadszedł ten moment, aby się w końcu przełamać?
           Ciężko westchnęłam, głaszcząc jej włosy. Odsunęłam ją od siebie, przejechałam po kosmykach włosów, chcąc przeprosić ją na chwilę, ale wtedy z piwnicy zaczęło wychodzić stado umięśnionych, uśmiechniętych mężczyzn. Rozszerzyłam wzrok, ale oni od razu pokierowali się do wyjścia. Na końcu pojawił się Thomas. Wstałam i podeszłam do niego, odciągając na bok.
     - Co to za faceci? - Wbiłam w niego wzrok, ujmując jego ramię.
           Odsunął się ode mnie tak szybko, jakby mój dotyk przypominał rozżarzony haczyk, włożony do pieca...
     - Twój popierdolony chłoptaś właśnie oddał im wszystko, co mamy. Wiesz co to za faceci? Oni teraz, kurwa, mają wszystko to, co należy do nas. - Schował twarz w dłonie i zaczął coraz szybciej oddychać.- Wiesz co to znaczy? Nie wiesz, kurwa, bo...- Wydał z siebie głośny krzyk i osunął się po ścianie w dół. - Sam podjął taką decyzje. Nawet nie zapytał nas o zdanie. Gdzie ja pójdę? - Spojrzał na mnie i wtedy aż przeszedł mnie zimny dreszcz. Miał zaszklone oczy. - Nie mam nikogo, bo wszystko poświęciłem dla niego, rzuciłem wszystko. On ma ciebie, Jason ma siostrę, do której może zawsze wrócić. A ja? - Ukucnęłam obok niego, nie wiedząc, co mogłabym mu powiedzieć.
     - Ja kurwa nie mam nikogo. To Insiders się zawsze dla mnie najbardziej liczyło, rozumiesz? - Pociągnął się za końcówki swoich włosów - To dla tego gangu poświeciłem swoją dziewczynę, rodzinę i młodsze rodzeństwo, które i tak przeze mnie zginęło! Justin tego nie docenia, nie docenia, jakim wyrzeczeniem było dla mnie odejście od najbliższych. - Po jego policzkach popłynęły łzy. - Chciałem ich w ten sposób ochronić, a oni i tak zginęli!
           Boże, jak on krzyczał... To było tak bardzo naładowane emocjami, że nie mogłam znieść tego widoku. Usiadłam obok niego i z zaciśniętą szczęką przysunęłam jego twarz do swoich piersi i delikatnie go głaskałam po włosach. Był jak małe dziecko w ramionach matki. Był bezbronnym zwierzęciem, które skazano tak nagle na porażkę. Co ten Justin narobił?!
           Minęło kilka minut, a Thomas nadal przytulony do mnie, próbował unormować oddech. Musnęłam ustami jego czoło i wyszeptałam, że ja nigdy bym go nie zostawiła. Obiecywałam mu to. Objął mnie w pasie jedną ręką i przytulił się jeszcze bardziej. Ten moment sprawił, że zaczęłam postrzegać go całkowicie inaczej.
           Każdy z nich zgrywał twardziela, a w środku byli małymi chłopcami, którzy potrzebowali czułości i opieki...
     - Co wy robicie? - Podniosłam głowę i dostrzegłam Justina, który stał nade mną jedynie w bokserkach.
     - Co, robimy? Jeszcze pytasz? - Zagryzłam wargę i wstałam, a Thomas stanął za mną.
           Byłam wściekła na swojego chłopaka za to, że nie liczył się ze zdaniem innych osób, a tym bardziej ze zdaniem chłopaków, którzy byli przy nim praktycznie od zawsze. Spojrzałam w jego oczy, które były zupełnie inne, niż zawsze. Było w nich coś na kształt przepaści. Jakby jego wzrok, spojrzenie podzieliło się na dwa fronty. Spokój i cisza oraz złość i rozgniewanie. To było bardzo mylące, w jakim był teraz nastroju.
     - Możemy pogadać? - Zapytałam, ujmując jego rękę.
           Bez żadnego słowa szedł za mną, kiedy prowadziłam go do naszego pokoju. Zawsze bałam się rozmowy z Justinem... Tym bardziej, kiedy nie wiedziałam, co kryło się w jego głowie. Na co, lub na kogo był wściekły? Dlaczego jego oczy były takie obojętne, kiedy na mnie patrzył? Dlaczego postąpił tak, a nie inaczej? Byłam pewna, że mógł znaleźć inne wyjście z sytuacji. Weszliśmy do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Od razu przeszłam do rzeczy.
     - Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Co to za akcja z tymi kolesiami, którzy wyszli z naszego domu? Hm?! - Mruknęłam, krzyżując ręce na piersi.- Justin!- Podeszłam do niego i odwróciłam głowę tak, aby mnie widział. - Rozmawiamy, więc patrz, gdy do ciebie mówię. Jestem tutaj, a nie gdzieś za oknem... - Mruknęłam, będąc już zdenerwowana, bo kiedy on mnie nie zauważał, było w porządku... Natomiast kiedy ja kiedyś nie chciałam go widzieć, wszczynał kłótnię. 
           Tym razem nawet na mnie nie krzyknął. Był nieobecny, stałam się dla niego cieniem. Zacisnęłam ręką jego dłoń. Dopiero to pomogło mi go otrząsnąć. Wbił we mnie wzrok, który pomału zaczął wracać do normy.
     - To koniec Insiders. - Mówił tak spokojnie.. - Oddałem im wszystko, by ratować ciebie. Po wszystkim... Oboje wyjedziemy. Skończę z tym raz, na zawsze. - Nie pozwolił mi dojść do słowa, bo od razu złączył nasze usta w pocałunku. Prosił językiem o dostęp, ale mu nie pozwoliłam. Odepchnęłam go na długość swoich ramion, bacznie kontrolując całą sytuację.
     - Justin, nie możesz tego zrobić. Oni ciebie potrzebują... Rozmawiałam z Thomasem... To twoi przyjaciele, porozmawiaj z  nimi. Znajdzie się inne wyjście, zrozum... - Oblizałam wargi.
     - Amy... Ja już postanowiłem. Butchers pomogą nam zniszczyć Dave'a, w zamian za to, co stworzyłem. Zrozum. Chcę tylko ciebie i pragnę jedynie twojego szczęścia. Thomas i Jason to duzi chłopcy i dadzą sobie radę. - Jego głos był cichy, ale stanowczy. Byłam pewna, że był przekonany, że to jedyne i najlepsze wyjście.
           Oglądanie ich twarzy było dla mnie koszmarem. Tylko Nina była szczęśliwa, bo miała swoje szczęście przy sobie, w swoim ciele. Przytuliłam Justina i mocno zacisnęłam wargi, chcąc powstrzymać nadchodzący płacz. - Nie zostawimy ich. Będziemy wszyscy razem. - Wyszeptałam w jego szyję - Wyjedziemy razem, rozumiesz? Chcę im pomóc, bo .. Na swój sposób ich pokochałam.
           Justin spojrzał na mnie zaskoczony. - Tego chcesz? - Przytaknęłam i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Jego ramiona były dla mnie czymś w rodzaju ucieczki. On dawał mi bezpieczeństwo i swobodę. Wiedziałam, że to właśnie Justin Parker był mężczyzną, którego kochałam i dla którego byłam w stanie poświecić wszystko. Uwolnił mnie od poprzedniego, koszmarnego życia. Nauczył mnie miłości i dał dom z prawdziwą rodziną.
     - Jeżeli wyjdę z tego cało, obiecuję ci, że nasz ślub będzie taki, jaki sobie wymarzysz. - Wyszeptał i wziął mnie na ręce, idąc w kierunku łóżka. Delikatnie mnie na nim położył, zaczynając całować po szyi i ramionach. Uśmiechnęłam się, widząc ile przyjemności nam obojgu to sprawiało, ale w pewnej chwili poczułam wibracje w kieszeni. - Justin, muszę do toalety... - Zaśmiałam się. - Justin proszę... - Uszczypnęłam go, a wtedy położył się obok.
     - Proszę, idź. Ale wróć. - Wskazał ręką drzwi wyjściowe.
           Musnęłam ustami jego wargi i wstałam. W łazience od razu sięgnęłam po telefon. Kiedy zobaczyłem nadawcę sms-a od razy zaczęły mi się trząść ręce. To nie było możliwe! Usiadłam na toalecie i otworzyłam wiadomość.

" Amanda, to takie piękne imię, prawda? Mam nadzieję, że cieszysz się swoim kochasiem. Już niedługo będziesz moja. Zobaczysz ile będę w stanie ci dać w przeciwieństwie do niego. To tylko kwestia czasu, skarbie. Śpij dobrze. "


_____________________________________

Kochani, niespodzianka!
Postanowiłam dodać dzisiaj rozdział, sprawić Wam przyjemność.
Ale gdzie Wy jesteście?
Dlaczego tutaj tak pusto?
Tęsknię za wami, za Waszym wsparciem :( 

Zapraszam na QUIZ o Shadow cz. I :) ---->  http://colilio.funnet.pl

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ 

niedziela, 3 sierpnia 2014

~ Rozdział osiemnasty

          Kiedy tylko wylądowaliśmy, odebrałem swoje auto, które stało opłacone na lotniskowym parkingu. Przez cała podróż byłem nerwowy i nie miałem kontaktu ani z Jasonem, ani z Niną. Może nie przepadałem za nią, ale odkąd obudziły się we mnie uczucia, chciałem stać się lepszym wcieleniem Justina..
          Nina była nieco uciążliwą kobietą, ale chwilami nawet potrafiłem się z nią dogadać. Może właśnie teraz chciałem jakoś odpłacić swoje chamskie zachowanie w stosunku do niej. A co na to wszystko Amanda? Nic. Powiedziałem tylko, że to coś pilnego, a ona nie wypytywała - co mnie bardzo ucieszyło.
     - Justin, co jest tak ważnego, że się tak spieszysz? - Zapytała dość zdziwionym głosem, na co odpowiedziałem szybkim spojrzeniem - Amy, nieważne, naprawdę. Muszę coś załatwić i najpierw odwiozę cię do domu, a potem zabiorę Jasona i pojedziemy w jedno miejsce. Nie bój się, nic ci nie grozi. - Zacisnąłem dłonie na kierownicy i dodałem gazu - W domu będzie Thomas, więc w razie co, to uderz do niego. - Dodałem, ignorując jej dłoń na swoim prawym udzie.
          Usłyszałem ciche westchnięcie dziewczyny, jednak nie zareagowałem. Była bezpieczna, a nadal nie wiedziałem, co działo się z ciężarną kobietą. Wiedziałem jedynie, że Dave był dolny do wszystkiego, a już w ogóle teraz, kiedy i tak już wszystko zniszczył, dobierając się do Amandy i oszukując wszystkich wokół.
          Do domu dojechaliśmy w ciszy, Amy od razu po zaparkowaniu wysiadła i poszła na tył auta. Wysiadłem z SUV'a i dołączyłem do niej, aby wziąć nasze bagaże. Zaraz po tym, jak otworzyłem bagażnik, Amy sięgnęła po swoją walizkę. Złapałem jej nadgarstek i spytałem, co robiła.
     - Nic, biorę swoje rzeczy, abyś się nie fatygował. Jeśli będę potrzebowała pomocy, zawołam Thomas'a. - Odgryzła się i ruszyła wraz z swoją walizką do domu.
          Zagryzłem wewnętrzną część policzka, a nim się obejrzałem, weszła do mieszkania, trzaskając drzwiami. Przekląłem siebie w myśli, zamknąłem bagażnik i wszedłem do środka. Z kuchni wyłonił się Thomas, przybiłem z nim piątkę i ruszyłem do swojego pokoju, aby wytłumaczyć swojej... Narzeczonej, że nie chciałem jej urazić i odepchnąć.
          Kiedy ujrzałem ją przy szafie, rozpakowywała ubrania. Gdy dostrzegła, że chciałem objąć ją od tyłu, zrobiła kilka kroków w przód i dalej rozpakowywała. Ponowiłem to, ale tym razem jej cierpliwość prawdopodobnie się skończyła. Obdarowała mnie srogim spojrzeniem, ciskające piorunami - Nawet nie podchodź. Masz ważną sprawę, pamiętasz? - Powiedziała z uśmiechem, ale nie tym, który kochałem - Naprawdę Justin. Potrafię zająć się sobą w chwilach, kiedy jesteś Bóg wie gdzie i robisz Bóg wie co! - Podniosła ton, rzucając we mnie moją koszulką - Idź, przecież Jason na ciebie czeka. Idź, bo przecież ja nie muszę wiedzieć gdzie idziesz i co zamierzasz zrobić, prawda? - Nachyliła się, by podnieść pozostałe rzeczy, ale wtedy odrzuciłem na bok ubranie, ująłem nadgarstki Amy i pewnie na nią spojrzałem, zagryzając wargę.
     - Myślisz, że chcę się z tobą kłócić? Teraz?! - Wysyczałem w wargi dziewczyny, niemalże je całując - Nie denerwuj mnie w ten sposób, nie skończy się to dobrze i dla ciebie i dla mnie... - Przymknąłem powieki, opierając swoje czoło na jej.
     - Bo ty nic nie rozumiesz. - Westchnęła, ponownie ode mnie odchodząc.
          Poczułem pustkę i zacząłem się zastanawiać, czy to zawsze tak by wyglądało. Kilka dni spokoju, aby ponownie wrócić do gównianego życia i ciągłych kłótni?
     - Nie rozumiesz, że już nie jesteś sam? - Potrząsnąłem głową, wyrywając się w ten sposób z zamyślenia. - Masz mnie, a ja jestem tutaj dla ciebie. Jak ty byś się czuł, gdybym od tak teraz sobie wyszła? Gdybym nie powiedziała dokąd idę i w jakim celu? - Jej głos był spokojny, a na twarzy malował się smutek. - Ja nie chcę się kłócić, uwierz mi. - Oparła się o szafę, trzymając w dłoni jedną z moich koszulek. - Jestem po prostu zmęczona twoim zachowaniem.
          Słuchając słów, jakimi do mnie mówiła, zrobiło mi się głupio .Miała rację. Nie zasługiwała na to. Znowu popełniłem cholerny błąd, chcąc ominąć stertę niepotrzebnych i bezsensownych rozmów...
     - Okej, opowiem ci wszystko, ale nie teraz, rozumiesz? - Odwróciłem się i podszedłem do drzwi, nie chcąc kłótni między nami - Wrócę to ci wszystko wyjaśnię. - Ująłem klamkę. - Uważaj na siebie. - Dodałem wychodząc, nie pozwalając jej na zabranie głosu - inaczej nie byłbym w stanie wyjść z tego pokoju.

Amy's POV

          Dupek! Cholerny z niego dupek i palant, który zawsze, ZAWSZE ma na uwadze swoją  wygodę i nie dopuszcza do siebie myśli, że ja także się o niego bardzo martwiłam. Rzuciłam koszulkę na podłogę i westchnęłam. W duszy kazałam mu iść. Miałam cholerny mętlik w głowie. Czułam się źle, bo raz było między nami dobrze, wręcz wspaniale, a teraz całe namacalne szczęście, które jeszcze kilkanaście godzin temu wypełniało przestrzeń między nami - ulotniło się.
          Były momenty, kiedy chciałam sprać go na kwaśne jabłko, jak małe dziecko, które nie słuchało się matki. Justin był mężczyzną, a zachowywał się jak dzieciak. Już nie wiedziałam, jak mogłabym uświadomić mu, ze wyrządzał krzywdę mojej osobie.
          Opadając na łóżko, zamknęłam oczy. Ciężko odetchnęłam, ani trochę nie czując ulgi. Wręcz przeciwnie. Nie byłam w najlepszym nastroju do rozmowy, a tym bardziej do rozmowy z Thomasem...
          Przesunąłem rękoma po pościeli i natknęłam się na swoją torebkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ją otworzyłam. Moim oczom ukazał się zeszyt, który dostałam od kumpla Justina przed wyjazdem. Na śmierć o nim zapomniałam! Wiedziałam, że cały czas tam był, ale kiedy chciałam już zabrać się za jego przeczytanie - nie było na o czasu.
          Ze zmarszczonym czołem wyjęłam go i przejechałem opuszkami palców po jego wierzchu. Wyglądał jak zeszyt, normalny zeszyt, do cholery. Po co mi to? Ale wtedy otworzyłam go na pierwszej stronie i zaczęłam wczytywać się w każdą kolejną linijkę zawartego w nim tekstu.

" Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle, jak dzisiaj. Straciłem coś więcej, niż Amandę. Straciłem wiarę, nadzieję, miłość i serce, którego teraz nie mam, bo ona, miłość mojego życia odeszła. Nie ma jej,  nie ma nic, co byłoby w stanie mnie uszczęśliwić. Nie znam lepszego sposobu na wyrażenie siebie. Obiecałem jej, że skończę z zabijaniem, krwią, bronią. Ze wszystkim, co jest złe - aby tylko była ze mną, szczęśliwa. Ale co teraz? Nie ma jej, kurwa, nie ma! Mam żal do siebie, że pozwoliłem jej odejść. Chciałem ją chronić już zawsze! Ale znowu spierdoliłem sprawę! Co było ze mną nie tak, że każdy kolejny dzień obdarowywał mnie jeszcze większym gównem, które i tak było sporych rozmiarów. Nienawidzę siebie, całego świata i kurwa wszystkiego, co mnie otacza. Chcę ją odzyskać, muszę!! "

          Byłam w totalnym szoku. To, co przed chwilą przeczytałam, wstrząsnęło mną. Owszem, wiedziałam, że Justin cierpiał, ale... że aż tak? Jak ciężko musiało mu być, skoro posunął się do takich słów przelanych na kartkę?
          Przeczytałam następne strony. Każda kolejna była innym wpisem. Z innego dnia, innej godziny. On się załamał. Pisał, że jeżeli mnie nie odnajdzie - zabije się. Ale, żył. Mimo, że zniknęłam z jego życia, nie popełnił samobójstwa. Co nim kierowało, kiedy to wszystko pisał? On? Shadow z ziemną krwi, który zabijał, pisał pamiętnik, aby poczuć się lepiej? To było tak cholernie trudne do pojęcia...
          Odłożyłam pamiętnik, wstałam i ze spływającymi łzami poszłam do kuchni się czegoś napić. Wlewając soku do szklanki, zatrzęsła mi się dłoń, ale na szczęście nic nie wylałam. Nie miałabym głowy, aby sprzątać bałagan, który by się narobił. Ciężko westchnęłam, ocierając wierzchem dłoni łzy. Wzrokiem napotkałam pierścionek od Justina. Pierścionek, który był naszą obietnicą.
         Powróciłam myślami do tamtej chwili. Zamknęłam oczy i ujrzałam go, klękającego przede mną w otoczeniu niezwykle pięknej scenerii. Powiedziałam mu nie to co tylko on chciał usłyszeć. Pragnęłam być jego i tylko jego. Zawsze. Na zawsze. Kłótnie, które między nami wybuchały często były pod wpływem emocji - zupełnie nieprzemyślane i to właśnie powodowało, że na pewien czas się od siebie oddalaliśmy.
     - Hola! - Usłyszałam rozbawiony głos i nagle poczułam silne dłonie na swojej talii. - Pani Parker, cudownie się pani opaliła!
          Bonith podniósł mnie od tyłu, podniósł, pocałował oba moje policzki i postawił. Zaśmiał się na widok mojego zaskoczonego spojrzenia, ale od razu podniósł dłonie w geście obronnym i dodał, iż Justin napisał mu zaraz po zaręczynach SMS-a. Przytaknęłam, przeprosiłam go i poszłam z powrotem na górę, tłumacząc, że lot i cała ta sytuacja bardzo mnie wymęczyła.
          Leżąc na łóżka miałam przed oczami swojego chłopaka i słowa, które zapisał na kartkach. Nie mogłam tego zrozumieć. Byłam znowu zagubiona. Ciągłe wyjścia, które odrywały go ode mnie, były męczące. Wtedy się od siebie oddalaliśmy... Jednakże teraz chodziło o Ninę. Ciężarną kobietę, byłą kobietę Dave'a, który jej groził. Nie miałam żalu do Justina, że do niej pojechał, ale za to miałam żal, że nie zabrał mnie ze sobą. Przydałabym się tam. Byłam tego pewna.

Justin's POV

          Wszedłem do jej mieszkania i ujrzałem porozwalane na podłodze książki, rozwalone lampy i rozbitą, szklaną ławę. Wyglądało to tak, jakby w tym budynku przeszło potężne tornado. I wtedy usłyszałem mocny i głośny szloch dziewczyny. Zmarszczyłem brwi i podążyłem za dźwiękiem, aż do samej sypialni.
          Zastałem w niej Ninę wraz z moim najlepszym przyjacielem - Jasonem. Kucał obok łóżka i delikatnie głaskał jej włosy. Płakała, była zalana łzami. Wyglądała tak niwinnie, tak bezbronna była, że zmiękło mi serce i wszedłem do środka.
     - Cześć... - Powiedziałem niezbyt głośno. - Już jestem, co się tu stało? - Dodałem, siadając na brzegu z drugiej strony łóżka.
          Nina odwróciła głowę w moją stronę i dostrzegłem w jej oczach ból oraz przerażenie. Popatrzyła na mnie przez chwilę, a potem podciągnęła się do góry i oparła o ścianę. Odgarnęła kosmyk włosów, przetarła oczy i rozchyliła wargi, lecz zanim cokolwiek powiedziała, minęło trochę czasu.
     - Gdyby Jason nie zdążył w porę, Dave by mnie zabił. - Mruknęła, zaciskając palce - Justin, on się zmienił. Mówił, że wykończy mnie, ciebie, Amandę i całą resztę swoich byłych przyjaciół... - Mówiła powoli, ale kiedy wymieniła Amandę, która znajdowała się na liście mojego byłego kumpla do likwidacji, wkurwiłem się.
          Szybko wstałem i zacząłem chodzić po pokoju, nerwowo pociągając za końcówki swoich włosów. Już myślałem, że wszystko było za nami, że już nikt nie mógłby zepsuć nam tej harmonii, która wdarła się do życia mojego i Amy kilka dni temu. Co za gówno! Czy to kiedykolwiek się zakończy?
     - Uspokój się... - Poczułem na swoim ramieniu dłoń Knight'a. - Dave'a obserwuje Bill, mój kumpel z dawnych lat. Teraz jest w swoim mieszkaniu, ale nie sam. Nawiązał znajomość z Luters. - Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
          Luters. To trzeci gang w okolicach mojego zamieszkania, który szczycił się dość dobrą dokładnością i niezłymi wynikami w akcjach. Nie byli tak dobrzy jak my, ale skoro teraz Dave chciałby przejść do nich, to byłby nasz koniec. Wydałby im wszystkie nasze kryjówki, plany, bronie, które posiadaliśmy i przede wszystkim wydałby mnie. Powiedziałby im, jak mogliby mnie wykończy.
     - Wszystko się kurwa pieprzy... - Syknąłem i z całej siły uderzyłem pięścią w szafę tak, że pobielały mi knykcie, jednocześnie sycząc z bólu.
          Nina pisnęła, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Jason pokręcił głową, podszedł do niej i pomógł jej wstać. Wziąłem kilka głębokich oddechów i  zacząłem myśleć na trzeźwo. Potarłem bolącą dłoń, a potem podrapałem się po karku.
     - Ty... - Pokazałem palcem na dziewczynę, wtulającą się w tors mojego kumpla - Pojedziesz z nami. a My Jason... - przeniosłem wzrok na niego - Zwołujemy zebranie o dwudziestej w piwnicy. Trzeba będzie znowu zawrzeć umowę z jakimś gankiem, aby nam pomogli. W trójkę nie mamy co zaczynać się stawiać, bo nie damy rady. - Podszedłem do szafy i zacząłem pakować do torby rzeczy Niny.
           Zszedłem na dół razem z walizką. Zatrzymałem się w kuchni, aby zaspokoić pragnienie. Napiłem się wody, kiedy do moich uszu doszły dziwne odgłosy Odstawiłem butelkę, zakręciłem ją i ciągnąc za sobą bagaż, pokierowałem się do pokoju. Telewizor był włączony, ale że antena była wyrwana, nie było żadnego programu - tylko tzw. "kasza".
           Wyłączyłem urządzenie, a zaraz po tym na wyświetlaczu ukazały się czerwone liczby. Odmierzały czas. Rozszerzyłem oczy, bo dopiero po chwili zorientowałem się o co w tym wszystkim chodziło. Miałem niecała minutę, aby się stąd wydostać.
     - Kurwa! - Wrzasnąłem, biegnąc w stronę wyjścia - Jason kurwa jedź! Odpalaj auto! - Nie oglądałem się za siebie, robiłem wszystko, by opanować złość i gniew na samego siebie. Dave znał każde moje sztuczki...
           Wybiegłem z domu, a Jason stał przed autem i zdziwionym wzrokiem mnie mierzył. Ominąłem go i zająłem miejsce kierowcy, krzykiem nakazując mu wsiąść do samochodów, a kiedy to zrobił, ruszyłem z piskiem opon.
     - Justin, o co tobie teraz... - Nie zdążył dokończyć, bo podłożona bomba dała o sobie znak.
           Straciłem na chwilę panowanie nad pojazdem, ale udało mi się przywrócić właściwy tor jazdy, dodając gazu. W lusterku ujrzałem ogień i kłęby dymu. Wszyscy w samochodzie milczeli, tylko dziewczyna chwilami popłakiwała.
     - Dave zna wszystkie moje symbole rozpoznawcze. - Syknąłem, zaciskając kierownicę. - Zabiję go. Nie ręczę za siebie! - Wykrzyczałem, bo emocje mną miotały jak nigdy dotąd.
           Zaparkowałem w garażu i wysiadłem pierwszy. Przez całą drogę miałem w głowie tylko jedną myśl. Myśl, że jeżeli nie będę sprytniejszy i bardziej ograniczony zaufaniem do innych, to nie udało by mi się obronić Amandy i siebie, bo Dave byłby w stanie mnie zabić. Znał mnie i plany na akcje.
           Wchodząc do swojej sypialni ujrzałem stojącą przy oknie Amy. Ściągnąłem kurtkę i rzuciłem ją na krzesło, po czym opadłem bezwładnie na łóżko i przejechałem palcami po twarzy.
     - Co się stało? - Zapytała, siadając obok mnie, kładąc dłoń na moim udzie.
     - Mamy problem. Duży. - Spojrzałem na jej nieskazitelnie piękną buzię. - Dave. - Wypowiedziałem bezgłośnie, tylko przy pomocy ruchu warg.
           Zagryzła usta, przełknęła ślinę, ale nie skomentowała tego. Położyła się obok mnie i mocno przytuliła. To było dla mnie wspaniałą odskocznią od problemów. Ona, jej ciało i nasza miłość.
     - Chodź tu do mnie... - Szepnąłem i mocniej ją do siebie przyciągnąłem, całując w czoło.
           Dziewczyna ułożyła się na moim torsie i miarowo oddychała, mając otwarte oczy. Przepełniała mnie miłość do niej, a kiedy byłem zdenerwowany, uspokajała mnie swoją obecnością. Powiedziałem jej o sprawie z panną Forest. Spodziewałem się wybuchu zazdrości, ale tego nie zrobiła. Sama zaproponowała, że mogłaby pójść później do pokoju w którym przebywała i porozmawiać z nią. Uśmiechnąłem się i pogładziłem jej policzek.
      - Jesteś cudowna. - Musnąłem ustami jej nos - Kocham cię... - Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, chcąc zatracić się w jej ciele.
      - Justin, zebranie! - Usłyszałem nagle walenie kogoś do drzwi naszego pokoju.
           Przekląłem samego siebie w myślach, że kazałem zwołać naszą ekipę o dwudziestej. Ciężko westchnąłem, pocałowałem ją jeszcze raz, klepnąłem żartobliwie w tyłek i zdjąłem ją z siebie obiecując, że w nocy jej to wszystko wynagrodzę.

********************************************

I jak wrażenia? :)

Kochani, proszę Was - pozostawiajcie komentarze z opinią.

Audrey. xo.

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!