Nina była nieco uciążliwą kobietą, ale chwilami nawet potrafiłem się z nią dogadać. Może właśnie teraz chciałem jakoś odpłacić swoje chamskie zachowanie w stosunku do niej. A co na to wszystko Amanda? Nic. Powiedziałem tylko, że to coś pilnego, a ona nie wypytywała - co mnie bardzo ucieszyło.
- Justin, co jest tak ważnego, że się tak spieszysz? - Zapytała dość zdziwionym głosem, na co odpowiedziałem szybkim spojrzeniem - Amy, nieważne, naprawdę. Muszę coś załatwić i najpierw odwiozę cię do domu, a potem zabiorę Jasona i pojedziemy w jedno miejsce. Nie bój się, nic ci nie grozi. - Zacisnąłem dłonie na kierownicy i dodałem gazu - W domu będzie Thomas, więc w razie co, to uderz do niego. - Dodałem, ignorując jej dłoń na swoim prawym udzie.
Usłyszałem ciche westchnięcie dziewczyny, jednak nie zareagowałem. Była bezpieczna, a nadal nie wiedziałem, co działo się z ciężarną kobietą. Wiedziałem jedynie, że Dave był dolny do wszystkiego, a już w ogóle teraz, kiedy i tak już wszystko zniszczył, dobierając się do Amandy i oszukując wszystkich wokół.
Do domu dojechaliśmy w ciszy, Amy od razu po zaparkowaniu wysiadła i poszła na tył auta. Wysiadłem z SUV'a i dołączyłem do niej, aby wziąć nasze bagaże. Zaraz po tym, jak otworzyłem bagażnik, Amy sięgnęła po swoją walizkę. Złapałem jej nadgarstek i spytałem, co robiła.
- Nic, biorę swoje rzeczy, abyś się nie fatygował. Jeśli będę potrzebowała pomocy, zawołam Thomas'a. - Odgryzła się i ruszyła wraz z swoją walizką do domu.
Zagryzłem wewnętrzną część policzka, a nim się obejrzałem, weszła do mieszkania, trzaskając drzwiami. Przekląłem siebie w myśli, zamknąłem bagażnik i wszedłem do środka. Z kuchni wyłonił się Thomas, przybiłem z nim piątkę i ruszyłem do swojego pokoju, aby wytłumaczyć swojej... Narzeczonej, że nie chciałem jej urazić i odepchnąć.
Kiedy ujrzałem ją przy szafie, rozpakowywała ubrania. Gdy dostrzegła, że chciałem objąć ją od tyłu, zrobiła kilka kroków w przód i dalej rozpakowywała. Ponowiłem to, ale tym razem jej cierpliwość prawdopodobnie się skończyła. Obdarowała mnie srogim spojrzeniem, ciskające piorunami - Nawet nie podchodź. Masz ważną sprawę, pamiętasz? - Powiedziała z uśmiechem, ale nie tym, który kochałem - Naprawdę Justin. Potrafię zająć się sobą w chwilach, kiedy jesteś Bóg wie gdzie i robisz Bóg wie co! - Podniosła ton, rzucając we mnie moją koszulką - Idź, przecież Jason na ciebie czeka. Idź, bo przecież ja nie muszę wiedzieć gdzie idziesz i co zamierzasz zrobić, prawda? - Nachyliła się, by podnieść pozostałe rzeczy, ale wtedy odrzuciłem na bok ubranie, ująłem nadgarstki Amy i pewnie na nią spojrzałem, zagryzając wargę.
- Myślisz, że chcę się z tobą kłócić? Teraz?! - Wysyczałem w wargi dziewczyny, niemalże je całując - Nie denerwuj mnie w ten sposób, nie skończy się to dobrze i dla ciebie i dla mnie... - Przymknąłem powieki, opierając swoje czoło na jej.
- Bo ty nic nie rozumiesz. - Westchnęła, ponownie ode mnie odchodząc.
Poczułem pustkę i zacząłem się zastanawiać, czy to zawsze tak by wyglądało. Kilka dni spokoju, aby ponownie wrócić do gównianego życia i ciągłych kłótni?
- Nie rozumiesz, że już nie jesteś sam? - Potrząsnąłem głową, wyrywając się w ten sposób z zamyślenia. - Masz mnie, a ja jestem tutaj dla ciebie. Jak ty byś się czuł, gdybym od tak teraz sobie wyszła? Gdybym nie powiedziała dokąd idę i w jakim celu? - Jej głos był spokojny, a na twarzy malował się smutek. - Ja nie chcę się kłócić, uwierz mi. - Oparła się o szafę, trzymając w dłoni jedną z moich koszulek. - Jestem po prostu zmęczona twoim zachowaniem.
Słuchając słów, jakimi do mnie mówiła, zrobiło mi się głupio .Miała rację. Nie zasługiwała na to. Znowu popełniłem cholerny błąd, chcąc ominąć stertę niepotrzebnych i bezsensownych rozmów...
- Okej, opowiem ci wszystko, ale nie teraz, rozumiesz? - Odwróciłem się i podszedłem do drzwi, nie chcąc kłótni między nami - Wrócę to ci wszystko wyjaśnię. - Ująłem klamkę. - Uważaj na siebie. - Dodałem wychodząc, nie pozwalając jej na zabranie głosu - inaczej nie byłbym w stanie wyjść z tego pokoju.
Amy's POV
Dupek! Cholerny z niego dupek i palant, który zawsze, ZAWSZE ma na uwadze swoją wygodę i nie dopuszcza do siebie myśli, że ja także się o niego bardzo martwiłam. Rzuciłam koszulkę na podłogę i westchnęłam. W duszy kazałam mu iść. Miałam cholerny mętlik w głowie. Czułam się źle, bo raz było między nami dobrze, wręcz wspaniale, a teraz całe namacalne szczęście, które jeszcze kilkanaście godzin temu wypełniało przestrzeń między nami - ulotniło się.
Były momenty, kiedy chciałam sprać go na kwaśne jabłko, jak małe dziecko, które nie słuchało się matki. Justin był mężczyzną, a zachowywał się jak dzieciak. Już nie wiedziałam, jak mogłabym uświadomić mu, ze wyrządzał krzywdę mojej osobie.
Opadając na łóżko, zamknęłam oczy. Ciężko odetchnęłam, ani trochę nie czując ulgi. Wręcz przeciwnie. Nie byłam w najlepszym nastroju do rozmowy, a tym bardziej do rozmowy z Thomasem...
Przesunąłem rękoma po pościeli i natknęłam się na swoją torebkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ją otworzyłam. Moim oczom ukazał się zeszyt, który dostałam od kumpla Justina przed wyjazdem. Na śmierć o nim zapomniałam! Wiedziałam, że cały czas tam był, ale kiedy chciałam już zabrać się za jego przeczytanie - nie było na o czasu.
Ze zmarszczonym czołem wyjęłam go i przejechałem opuszkami palców po jego wierzchu. Wyglądał jak zeszyt, normalny zeszyt, do cholery. Po co mi to? Ale wtedy otworzyłam go na pierwszej stronie i zaczęłam wczytywać się w każdą kolejną linijkę zawartego w nim tekstu.
" Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle, jak dzisiaj. Straciłem coś więcej, niż Amandę. Straciłem wiarę, nadzieję, miłość i serce, którego teraz nie mam, bo ona, miłość mojego życia odeszła. Nie ma jej, nie ma nic, co byłoby w stanie mnie uszczęśliwić. Nie znam lepszego sposobu na wyrażenie siebie. Obiecałem jej, że skończę z zabijaniem, krwią, bronią. Ze wszystkim, co jest złe - aby tylko była ze mną, szczęśliwa. Ale co teraz? Nie ma jej, kurwa, nie ma! Mam żal do siebie, że pozwoliłem jej odejść. Chciałem ją chronić już zawsze! Ale znowu spierdoliłem sprawę! Co było ze mną nie tak, że każdy kolejny dzień obdarowywał mnie jeszcze większym gównem, które i tak było sporych rozmiarów. Nienawidzę siebie, całego świata i kurwa wszystkiego, co mnie otacza. Chcę ją odzyskać, muszę!! "
Byłam w totalnym szoku. To, co przed chwilą przeczytałam, wstrząsnęło mną. Owszem, wiedziałam, że Justin cierpiał, ale... że aż tak? Jak ciężko musiało mu być, skoro posunął się do takich słów przelanych na kartkę?
Przeczytałam następne strony. Każda kolejna była innym wpisem. Z innego dnia, innej godziny. On się załamał. Pisał, że jeżeli mnie nie odnajdzie - zabije się. Ale, żył. Mimo, że zniknęłam z jego życia, nie popełnił samobójstwa. Co nim kierowało, kiedy to wszystko pisał? On? Shadow z ziemną krwi, który zabijał, pisał pamiętnik, aby poczuć się lepiej? To było tak cholernie trudne do pojęcia...
Odłożyłam pamiętnik, wstałam i ze spływającymi łzami poszłam do kuchni się czegoś napić. Wlewając soku do szklanki, zatrzęsła mi się dłoń, ale na szczęście nic nie wylałam. Nie miałabym głowy, aby sprzątać bałagan, który by się narobił. Ciężko westchnęłam, ocierając wierzchem dłoni łzy. Wzrokiem napotkałam pierścionek od Justina. Pierścionek, który był naszą obietnicą.
Powróciłam myślami do tamtej chwili. Zamknęłam oczy i ujrzałam go, klękającego przede mną w otoczeniu niezwykle pięknej scenerii. Powiedziałam mu nie to co tylko on chciał usłyszeć. Pragnęłam być jego i tylko jego. Zawsze. Na zawsze. Kłótnie, które między nami wybuchały często były pod wpływem emocji - zupełnie nieprzemyślane i to właśnie powodowało, że na pewien czas się od siebie oddalaliśmy.
- Hola! - Usłyszałam rozbawiony głos i nagle poczułam silne dłonie na swojej talii. - Pani Parker, cudownie się pani opaliła!
Bonith podniósł mnie od tyłu, podniósł, pocałował oba moje policzki i postawił. Zaśmiał się na widok mojego zaskoczonego spojrzenia, ale od razu podniósł dłonie w geście obronnym i dodał, iż Justin napisał mu zaraz po zaręczynach SMS-a. Przytaknęłam, przeprosiłam go i poszłam z powrotem na górę, tłumacząc, że lot i cała ta sytuacja bardzo mnie wymęczyła.
Leżąc na łóżka miałam przed oczami swojego chłopaka i słowa, które zapisał na kartkach. Nie mogłam tego zrozumieć. Byłam znowu zagubiona. Ciągłe wyjścia, które odrywały go ode mnie, były męczące. Wtedy się od siebie oddalaliśmy... Jednakże teraz chodziło o Ninę. Ciężarną kobietę, byłą kobietę Dave'a, który jej groził. Nie miałam żalu do Justina, że do niej pojechał, ale za to miałam żal, że nie zabrał mnie ze sobą. Przydałabym się tam. Byłam tego pewna.
Justin's POV
Wszedłem do jej mieszkania i ujrzałem porozwalane na podłodze książki, rozwalone lampy i rozbitą, szklaną ławę. Wyglądało to tak, jakby w tym budynku przeszło potężne tornado. I wtedy usłyszałem mocny i głośny szloch dziewczyny. Zmarszczyłem brwi i podążyłem za dźwiękiem, aż do samej sypialni.
Zastałem w niej Ninę wraz z moim najlepszym przyjacielem - Jasonem. Kucał obok łóżka i delikatnie głaskał jej włosy. Płakała, była zalana łzami. Wyglądała tak niwinnie, tak bezbronna była, że zmiękło mi serce i wszedłem do środka.
- Cześć... - Powiedziałem niezbyt głośno. - Już jestem, co się tu stało? - Dodałem, siadając na brzegu z drugiej strony łóżka.
Nina odwróciła głowę w moją stronę i dostrzegłem w jej oczach ból oraz przerażenie. Popatrzyła na mnie przez chwilę, a potem podciągnęła się do góry i oparła o ścianę. Odgarnęła kosmyk włosów, przetarła oczy i rozchyliła wargi, lecz zanim cokolwiek powiedziała, minęło trochę czasu.
- Gdyby Jason nie zdążył w porę, Dave by mnie zabił. - Mruknęła, zaciskając palce - Justin, on się zmienił. Mówił, że wykończy mnie, ciebie, Amandę i całą resztę swoich byłych przyjaciół... - Mówiła powoli, ale kiedy wymieniła Amandę, która znajdowała się na liście mojego byłego kumpla do likwidacji, wkurwiłem się.
Szybko wstałem i zacząłem chodzić po pokoju, nerwowo pociągając za końcówki swoich włosów. Już myślałem, że wszystko było za nami, że już nikt nie mógłby zepsuć nam tej harmonii, która wdarła się do życia mojego i Amy kilka dni temu. Co za gówno! Czy to kiedykolwiek się zakończy?
- Uspokój się... - Poczułem na swoim ramieniu dłoń Knight'a. - Dave'a obserwuje Bill, mój kumpel z dawnych lat. Teraz jest w swoim mieszkaniu, ale nie sam. Nawiązał znajomość z Luters. - Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
Luters. To trzeci gang w okolicach mojego zamieszkania, który szczycił się dość dobrą dokładnością i niezłymi wynikami w akcjach. Nie byli tak dobrzy jak my, ale skoro teraz Dave chciałby przejść do nich, to byłby nasz koniec. Wydałby im wszystkie nasze kryjówki, plany, bronie, które posiadaliśmy i przede wszystkim wydałby mnie. Powiedziałby im, jak mogliby mnie wykończy.
- Wszystko się kurwa pieprzy... - Syknąłem i z całej siły uderzyłem pięścią w szafę tak, że pobielały mi knykcie, jednocześnie sycząc z bólu.
Nina pisnęła, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Jason pokręcił głową, podszedł do niej i pomógł jej wstać. Wziąłem kilka głębokich oddechów i zacząłem myśleć na trzeźwo. Potarłem bolącą dłoń, a potem podrapałem się po karku.
- Ty... - Pokazałem palcem na dziewczynę, wtulającą się w tors mojego kumpla - Pojedziesz z nami. a My Jason... - przeniosłem wzrok na niego - Zwołujemy zebranie o dwudziestej w piwnicy. Trzeba będzie znowu zawrzeć umowę z jakimś gankiem, aby nam pomogli. W trójkę nie mamy co zaczynać się stawiać, bo nie damy rady. - Podszedłem do szafy i zacząłem pakować do torby rzeczy Niny.
Zszedłem na dół razem z walizką. Zatrzymałem się w kuchni, aby zaspokoić pragnienie. Napiłem się wody, kiedy do moich uszu doszły dziwne odgłosy Odstawiłem butelkę, zakręciłem ją i ciągnąc za sobą bagaż, pokierowałem się do pokoju. Telewizor był włączony, ale że antena była wyrwana, nie było żadnego programu - tylko tzw. "kasza".
Wyłączyłem urządzenie, a zaraz po tym na wyświetlaczu ukazały się czerwone liczby. Odmierzały czas. Rozszerzyłem oczy, bo dopiero po chwili zorientowałem się o co w tym wszystkim chodziło. Miałem niecała minutę, aby się stąd wydostać.
- Kurwa! - Wrzasnąłem, biegnąc w stronę wyjścia - Jason kurwa jedź! Odpalaj auto! - Nie oglądałem się za siebie, robiłem wszystko, by opanować złość i gniew na samego siebie. Dave znał każde moje sztuczki...
Wybiegłem z domu, a Jason stał przed autem i zdziwionym wzrokiem mnie mierzył. Ominąłem go i zająłem miejsce kierowcy, krzykiem nakazując mu wsiąść do samochodów, a kiedy to zrobił, ruszyłem z piskiem opon.
- Justin, o co tobie teraz... - Nie zdążył dokończyć, bo podłożona bomba dała o sobie znak.
Straciłem na chwilę panowanie nad pojazdem, ale udało mi się przywrócić właściwy tor jazdy, dodając gazu. W lusterku ujrzałem ogień i kłęby dymu. Wszyscy w samochodzie milczeli, tylko dziewczyna chwilami popłakiwała.
- Dave zna wszystkie moje symbole rozpoznawcze. - Syknąłem, zaciskając kierownicę. - Zabiję go. Nie ręczę za siebie! - Wykrzyczałem, bo emocje mną miotały jak nigdy dotąd.
Zaparkowałem w garażu i wysiadłem pierwszy. Przez całą drogę miałem w głowie tylko jedną myśl. Myśl, że jeżeli nie będę sprytniejszy i bardziej ograniczony zaufaniem do innych, to nie udało by mi się obronić Amandy i siebie, bo Dave byłby w stanie mnie zabić. Znał mnie i plany na akcje.
Wchodząc do swojej sypialni ujrzałem stojącą przy oknie Amy. Ściągnąłem kurtkę i rzuciłem ją na krzesło, po czym opadłem bezwładnie na łóżko i przejechałem palcami po twarzy.
- Co się stało? - Zapytała, siadając obok mnie, kładąc dłoń na moim udzie.
- Mamy problem. Duży. - Spojrzałem na jej nieskazitelnie piękną buzię. - Dave. - Wypowiedziałem bezgłośnie, tylko przy pomocy ruchu warg.
Zagryzła usta, przełknęła ślinę, ale nie skomentowała tego. Położyła się obok mnie i mocno przytuliła. To było dla mnie wspaniałą odskocznią od problemów. Ona, jej ciało i nasza miłość.
- Chodź tu do mnie... - Szepnąłem i mocniej ją do siebie przyciągnąłem, całując w czoło.
Dziewczyna ułożyła się na moim torsie i miarowo oddychała, mając otwarte oczy. Przepełniała mnie miłość do niej, a kiedy byłem zdenerwowany, uspokajała mnie swoją obecnością. Powiedziałem jej o sprawie z panną Forest. Spodziewałem się wybuchu zazdrości, ale tego nie zrobiła. Sama zaproponowała, że mogłaby pójść później do pokoju w którym przebywała i porozmawiać z nią. Uśmiechnąłem się i pogładziłem jej policzek.
- Jesteś cudowna. - Musnąłem ustami jej nos - Kocham cię... - Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, chcąc zatracić się w jej ciele.
- Justin, zebranie! - Usłyszałem nagle walenie kogoś do drzwi naszego pokoju.
Przekląłem samego siebie w myślach, że kazałem zwołać naszą ekipę o dwudziestej. Ciężko westchnąłem, pocałowałem ją jeszcze raz, klepnąłem żartobliwie w tyłek i zdjąłem ją z siebie obiecując, że w nocy jej to wszystko wynagrodzę.
********************************************
I jak wrażenia? :)
Kochani, proszę Was - pozostawiajcie komentarze z opinią.
Audrey. xo.
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!
Jeju kocham to,najlepsze x
OdpowiedzUsuńAww, jaka kochana i słodka Amy. A co do Justina... Wiem z własnego doświadczenia, że trudno jest przeskoczyć w etap, gdzie o wszystkim mówi się partnerce/partnerowi. Nie dziwię mu się, że wolał sam wszystko na spokojnie zrobić nic nie mówiąc. To dobrze, że Amy jest tak wyrozumiała i spokojna, nie jedna dziewczyna na jej miejscu już by szalała w złości i zazdrości. Wielki szacunek. Ciekawi mnie co wymyślił nasz Szalony Dave, cholera. Co miłość może zrobić z człowiekiem :( Szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejną część <3
Kocham!
o kurcze..genialnie !
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńSkomentowałabym już wcześniej, ale mam zepsutego laptopa i muszę się prosić o wejście na kompa, a na tel. nie mogę komentować :(
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, obfitujący w zdarzenia. W tej pierwszej części trochę błędów, ale ogólnie bardzo dobrze i czekam na kolejny:)
TheBiebsSwag1
kocham <3
OdpowiedzUsuńSuper, post, super blog :)) <3
OdpowiedzUsuńrozdzial bardzo fajny ale krotki :c do NN
OdpowiedzUsuńCo ten Dave planuje? ;o
OdpowiedzUsuńKocham Justina i Amy razem ;d
Czekam na nn <3
@scute4
super ;)
OdpowiedzUsuńKocham <3333
OdpowiedzUsuń@zuzkarebel
Dopiero dzisiaj wpadłam na to opowiadanie, ale przeczytałam wszystko i cholera, strasznie mi się podoba! Z niecierpliwością czekam na next'a i mam nadzieję, że będzie nieco dłuższy <3
OdpowiedzUsuńA przy okazji, zapraszam na moje nowe opowiadanie - labrer.blogspot.com :)