W poprzednim rozdziale...
- Wracaj do domu, Amanda
jest już bezpieczna. - Jego głos stał się nieco łagodniejszy.
Już chciałem się rozłączyć, gdy usłyszałem coś, co wstrząsnęło moim
umysłem. Jak to było możliwe? Marszcząc czoło, rozłączyłem się i docisnąłem
pedał gazu, wymijając wszystkie pojazdy, które tarasowały mi drogę. Byłem
wściekły.
____________________________________
Amy's POV
Poczucie czasu stało się namiastką utraty przytomności. Moje ciało było
pozbawione ruchu, ale nadal żyłam. Ból, który wypełniał serce, zanikł. Na jego
miejsca wdarł się spokój i nic nie było w stanie mnie przestraszyć. Niczego nie
czułam. To coś, co mi wstrzyknęli koiło myśli i obezwładniało umysł. Człowiek
pod wpływem tej substancji tracił nie tyle co poczucie czasu, ale także świadomość,
która pomagała zachować równowagę pomiędzy dobrem, a złem.
W pewnej chwili zaczęłam czuć czynniki zewnętrzne. Nie ruszałam się, ale
moje ciało się trzęsło. Po kilku minutach wstrząsy ustały, lecz potem na nowo
zaczęłam się unosić i bezwładnie opadać. Z trudem rozkleiłam swoje ciężkie
powieki. Już nie znajdowałam się na jakimś materacu w magazynie, w którym mnie
przetrzymywali. Siedziałam w samochodziku dla małych dzieci. To była zabawka na
pieniądze. Gdy uniosłam lekko swój wzrok, tuż nad urządzeniem stał jakiś facet,
zupełnie mi nieznajomy. Na jego twarzy widniało rozbawienie, które zapewne było
spowodowane bawieniem się moją osobą.
- Wyłącz... to. -
Jęknęłam, rozchylając usta.
Chłopak mnie nie posłuchał. Zamiast wyłączyć maszynę, wrzucił ją na
większy napęd. Prototyp auta zaczął się jeszcze bardziej bujać, a ja razem z
nim kiwałam się na wszystkie strony. Kilka razy uderzyłam głową o kierownicę,
co spowodowało, że rozcięłam sobie czoło, bo poczułam specyficzny zapach krwi.
Cicho jęknęłam i dopiero wtedy mężczyzna wyłączył urządzenie. Gdy odzyskałam
równowagę, ponownie zerknęłam na chłopaka.
- To ciebie tak bawi? -
Mruknęłam.
Nie mogłam wstać i podejść do niego. Nadal byłam związana i sznur wbijał
się w moje dłonie, co bolało jakbym chodziła po rozżarzonym węglu. Niski
blondyn szyderczo się uśmiechnął, po czym podszedł do mnie i złapał mnie za
ramiona. Szarpnął mną i wylądowałam na ziemi. Ujął sznur zawiązany na moich
nadgarstkach i go pociągnął. Zaczął mnie ciągnąć, sprawiając mi ogromny ból.
Moja koszulka uległa podwinięciu, a w moje gołe plecy zaczęły wbijać się kamyki
oraz kawałki potłuczonego szkła.
- Puść! To boli! -
Krzyknęłam, po czym uroniłam łzy rozpaczy.
W magazynie rozległ się jego szyderczy śmiech. To było straszniejsze od
jakiegokolwiek horroru, którego kiedykolwiek oglądałam. W końcu podciągnął mnie
za sznur do góry i stanęłam na własnych nogach. Czułam, jak gorąca substancja
spływała po moich plecach. Mężczyzna ujął dłonią mój policzek i zaczął go
miziać, co sprawiało mi ból.
- Jesteś taką ponętną
suką... - Wysyczał nad moim uchem, pociągając za moje włosy.
Jęknęłam, po czym poczułam jego wargi na swojej szyi. Nie mogłam nic
zrobić. Byłam jak marionetka. On pociągał za kawałki sznurków,
przywiązanych do mojego ciała. To on miał kontrolę nad moją osobą. Zamknęłam
oczy, aby chociaż w małym stopniu odrzucić obrzydzenie, jakie targało moimi
emocjami. Już prawie przestałam czuć, ale wtedy zaczął mnie łapczywie całować.
Jego dłonie powędrowały na mój tyłek, a po chwili na piersi. Zaczął mnie
obmacywać, intensywnie wsuwając swój język w moje usta. To było wstrząsające.
Czułam jak do moich oczu zaczęły napływać łzy, a zaraz potem je opuszczały.
Facet dobrał się do mojego rozporka, po czym ściągnął moje spodnie w dół. Cała
zaczęłam się trząść, bo nie mogłam nic zrobić. Bezsilność zaczęła przejmować
kontrolę nad racjonalnym myśleniem. Łkałam, gdy przejeżdżał dłonią po
najbardziej intymnej części mojego ciała.
- Ej, ty! - W
pomieszczeniu rozległ się dość męski i mocny ton głosu - Zostaw ją!
Mężczyzna, który na celu miał zgwałcenie mojego bezbronnego ciała,
oderwał się od mojej szyi, po czym spojrzał za mnie. Stałam tak, jak on mną
kierował. Czułam się zażenowana.
- Chcesz, żebym się z
tobą podzielił? - Zadrwił - Nie, mój drogi. To moja zdobycz. - Rozległ się
dźwięk klepnięcia mojego pośladka, na co zareagowałam rozpaczliwym jękiem.
Tamten chłopak nie odezwał się ani słowem. Usłyszałam tylko strzał.
Strzał broni. Lekko uchyliłam oczy i ujrzałam, że facet, który mną pomiatał,
upadł na kolana. Rozległ się kolejny strzał. Pisnęłam, po czym gwałtownie
zacisnęłam swoje usta, na widok martwego mężczyzny. Bałam się, że i mnie
zaraz trafiłby pocisk...
- Hej, nic ci nie jest?
- Nagle poczułam kogoś dłonie na swojej talii.
Mój oddech stał się nierówny, po czym przekręciłam głowę w prawą stronę.
Nie wierzyłam w to, co ujrzałam. To było jak sen. Przede mną stał Dave.
- Dave? - Cicho
szepnęłam, wbijając w niego swój wzrok.
Przyjaciel Justina lekko skinął głową, po czym się schylił, podciągnął
moje spodnie do góry i je zapiął. Zaraz potem rozciął nożem sznury, które
uniemożliwiały mi poruszanie dłońmi, jak i nogami. Nim zdążyłam zrobić jakiś
ruch, wziął mnie na ręce i ruszył ze mną w kierunku wyjścia. Objęłam go
obolałymi rękoma za szyję i oparłam głowę na jego ramieniu. Dopiero teraz
zaczęło do mnie wszystko docierać i dlatego z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Cała się trzęsłam, czułam się okropnie...
- Hej... - chłopak cicho
szepnął, po czym posadził mnie na masce swojego samochodu i delikatnie
przejechał ręką po moim policzku - Nie płacz. Wszystko już jest dobrze. Nic ci
nie grozi. Ze mną jesteś bezpieczna. - Delikatnie się uśmiechnął, po czym
odgarnął moje włosy za ucho.
Owszem, jego słowa mnie uspokoiły, ale nadal nie mogłam powstrzymać łez,
spływających po moich policzkach. Spojrzałam w jego oczy. Było ciemno, ale
ujrzałam w nich iskierki, które były przyjaźnie nastawione.
- Gdzie jest... Justin?
- Jęknęłam, pocierając dłonią o kolano.
- Nie wiem, ale nic mu
nie jest. Chodź, pojedziemy do domu. Jesteś ranna i krwawisz. Ktoś musi cię
opatrzyć. - Mruknął i ponownie wziął mnie na ręce.
Wsiadłam do auta z jego pomocą, a zaraz potem Dave wsiadł na miejsce
kierowcy i odjechał spod magazynu. Siedziałam w ciszy, bo pragnęłam znaleźć się
już w domu, przy Justinie. Bardzo lubiłam Dave'a, ale przy nim nie byłam zupełnie
sobą. Justin dawał mi coś, czego żaden chłopak nie był w stanie mi zaoferować.
Tylko on dał mi siebie, co było najwspanialszym prezentem jak i darem od
drugiego człowieka.
Nim się zorientowałam, wjechał na posesję domu w którym aktualnie
przebywałam jak i mieszkałam. Wysiadł i otworzył drzwi z mojej strony, po czym
ujął moją dłoń i pomógł mi wysiąść. Na schodach dostrzegłam Thomasa oraz
Jasona. Obaj patrzyli zdziwionym wzrokiem na naszą dwójkę, podążającą w ich
stronę. Gdy stanęłam na schodach, Jason ujął moją drugą dłoń i do siebie
przyciągnął. Przytulił mnie, a zaraz potem odsunął na długość swoich ramion i
wbił we mnie swój wzrok.
- Jesteś. - Szepnął. -
Nic ci nie jest? - Dodał, przejeżdżając ręką po moim ramieniu.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego z bólem w oczach. - Wszystko mnie
boli, moje plecy... Moje czoło... - Odruchowo podniosłam rękę, ale nim zdążyłam
dotknąć swojej skroni, powstrzymał mnie.
- Spokojnie. - Szepnął i
delikatnie pociągnął mnie za nadgarstek, widząc rany po sznurach - Zaraz
opanujemy sytuację.
Uległam mu i podążyłam za nim do łazienki. Kazał mi uklęknąć i oprzeć
się o wannę. Nie protestowałam. Jedyne, czego się bałam, to swojego odbicia w
lustrze, na które przenikliwym wzrokiem spojrzałam. Nie mogłam na siebie
patrzeć. Byłam ponownie posiniaczona, zakrwawiona... Wyglądałam podobnie, jak w
dzień, gdy padłam ofiarą katowania swojego ojca...
- Nie denerwuj się,
dobrze? - Jason ujął dłonią kawałek mojej koszulki i podciągnął ją wyżej, aż w
końcu ją ze mnie zdjął. - Musiałem ją zdjąć, aby ciebie opatrzyć. - Jęknął.
- Rozumiem... -
Mruknęłam, po czym dobrowolnie odpięłam swój stanik, a piersi zakryłam
ręcznikiem, który spoczywał na kaloryferze obok.
Chwilami słyszałam ciche westchnięcia dwudziestolatka. Wiedziałam, że
było ze mną źle i nie musiałam go pytać o swój stan. W pewnej chwili jęknęłam,
gdy wyciągnął z moich pleców dość duży kawałek szkła.
- Już... Zaraz nie
będzie bolało... - Jęknął z bólem w głosie.
Zacisnęłam wewnętrzną część policzka, po czym moje ciało się lekko
naprężyło, gdy poczułam jak przykładał do rany wacik z wodą utlenioną.
- Proszę, teraz już jest
dobrze... - Wstał i podszedł do umywalki, po czym umył ręce.
Ciężko wzdychając, wstałam i zawiązałam ręcznik tak, aby się ze mnie nie
zsunął. Oparłam się o ścianę i myślałam, że zostałabym już w łazience sama, ale
Jason dobrał się do mojej głowy. Zaczął ją oglądać, a po chwili przyłożył do
mojej rany na czole waciki. Spoglądałam na nie. Były przesiąknięte krwią. Na
jej widok aż zrobiło mi się nie dobrze i byłam zmuszona skierować wzrok gdzie
indziej.
- Mam nadzieję, że
szybko się zagoi... - Dodał, gdy wrzucił ostatni wacik do kosza na śmieci.
Ciężko westchnęłam. - Oby... - Spojrzałam na niego - Jason... - Na
chwilę zamilkłam - dziękuję. Wam wszystkim bardzo dziękuję... Gdyby nie Dave...
- Jęknęłam, zaciskając swoje palce.
Podszedł do mnie i potarł dłońmi moje ramiona. Delikatnie się uśmiechnął
i spojrzał prosto w moje oczy. Dostrzegłam w nim spokój, opanowanie i tuż po
chwili jego emocje udzieliły się i mnie.
- Jesteś dziewczyną
naszego przyjaciela. Jesteśmy zobowiązani czuwać także nad tobą. Cieszę się, że
doceniasz naszą pomoc.
Odwzajemniłam jego uśmiech i lekko przywarłam do jego klatki piersiowej.
- Doceniam. Naprawdę. Dziękuję. - Przejechałam dłonią po jego plecach.
Jason był kimś w rodzaju starszego brata. Czułam się w tym domu tak,
jakbym była częścią ich rodziny, która przygarnęła mnie z dużym entuzjazmem.
To było cudowne uczucie...
Justin's POV
Chciałem jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, w którym rzekomo przebywała Amanda. Nie mogłem uwierzyć w to, skąd ona się tam znalazła. Przecież... Nie uwolniłem jej z jakiegoś głupiego magazynu, nie byłem w stanie przecież dotrzeć do niej od razu...
Wjechałem na podjazd i zaparkowałem przed wjazdem do garażu. Tuż obok
dostrzegłem swój srebrny samochód. Parsknąłem. Mogłem się domyślić, że Dave
znalazłby zapasowe kluczyki schowane w schowku. Nerwowo wysiadłem z auta i
podbiegłem do schodów. Wbiegłem po nich i wszedłem zdenerwowany do środka. W
kuchni stał Thomas, a Dave zaraz za nim.
- Gdzie Amanda?! -
Wrzasnąłem, trzaskając drzwiami i podchodząc do nich.
Obaj spojrzeli na mnie, lecz żaden z nich nie był w stanie się odezwać.
Nie rozumiałem niczego. Czego bali się mi powiedzieć? Coś przede mną ukrywali,
widziałem to w ich przestraszonych oczach.
- Kurwa, co z nią? -
Krzyknąłem ponownie, uderzając pięścią w szafkę.
- Uspokój się, okej? -
Dave nie wytrzymał i zbliżył się do mnie - Jason ją opatruje. - Westchnął -
Uratowałem ją. Gdyby nie ja, zostałabym zgwałcona przez wspólnika Taylora. -
Jego twarz wyrażała zero emocji, lecz po chwili pojawił się na niej lekki
grymas.
Parsknąłem. Tego się nie spodziewałem. On ją uratował? On?! To ja miałem
zapewnić jej bezpieczeństwo, a nie ten gnojek! Zacząłem głębiej oddychać. W
moim umyśle toczyła się zawzięta walka między zazdrością, a opanowaniem się. W
końcu zazdrość zaczęła przyjmować również czyny. Rzuciłem się na niego i
pchnąłem go, po czym oparłem o ścianę i przycisnąłem swoim ciężarem ciała.
- Jak śmiałeś?! - Nie
wytrzymałem i uderzyłem go z całej pięści. - Dlaczego niczego ze mną ni e
uzgodniłeś!?
Thomas zaczął mnie od niego odrywać. Krzyczał, żebym się uspokoił, ale
miałem to wszystko w dupie. Dave uratował Amandę, a nie ja. To była moja
dziewczyna, a on nie miał prawa zrobić mi czegoś takiego. Wymierzyłem cios
prosto w jego nos, a chłopak osunął się na ziemię. Odsunąłem się od niego,
byłem wściekły. Miałem żal do niego, do siebie. Do świata za to, że moje
życie było zawziętą walką.
- Kurwa! - Wrzasnąłem,
kopiąc w pobliskie krzesło.
Nim Thomas coś powiedział, mnie już tam nie było. Wbiegłem po schodach
do swojego pokoju z nadzieją, że Amy tutaj była. Wszedłem do środka i od razu
spojrzałem w stronę łóżka. Było puste. W pokoju jej nie było, a drzwi od
łazienki były uchylone na oścież, więc i tam jej nie widziałem. Stanąłem jak
wryty w podłogę, po czym przeklinałem w myślach samego siebie. Musiałem się
opanować. Musiałem coś ze sobą zrobić, bo inaczej całą swoją złość przelałbym
na Amandę, a tego bym nie chciał.
Wyjąłem nerwowo jednego papierosa, po czym go odpaliłem i zaciągnąłem
się nim. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem whiskey i kieliszek. Napełniłem
szkło do pełna, po czym usiadłem na krześle i starałem się uspokoić. Wiedziałem,
że Jason był teraz z Amy, aby z nią porozmawiać, uspokoić. Byłem po prostu już
tym wszystkim cholernie zmęczony.
Nagle drzwi się lekko uchyliły, a w progu stanęła moja
dziewczyna. Była taka drobna... Od razu zerwałem się z krzesła i do niej
podszedłem. Ująłem dłońmi jej ramiona i spojrzałem na nią. Jedyne, co była w
stanie zrobić, to oddanie się w moje objęcia... Jej delikatne ciało wtuliło się
we mnie, a zaraz potem zaczęła się całą trząść.
- Skarbie.. - Jęknąłem
pod natłokiem emocji. - Jestem przy tobie... - Pogłaskałem ją po plecach,
mocniej do siebie przyciągając.
- Tak się bałam... -
Łkała, a z jej oczu wypływały łzy.
- Ciiii... - musnąłem
ustami jej policzek.
Była roztrzęsiona. Nie mogłem znieść, że ponownie musiała
przechodzić przez tyle bólu. Schyliłem się i wziąłem ją na ręce. Podszedłem z
nią do łóżka i ją na nim delikatnie położyłem, po czym sam spocząłem obok.
Mimowolnie położyła swoją głowę na moim torsie, nerwowo oddychając. Zagryzłem
swój policzek i zdjąłem z niej ręcznik. Ująłem obok leżący koc i nas
przykryłem. Pocałowałem czubek jej głowy i delikatnie odgarnąłem włosy,
opadające na jej twarz.
- Prześpij się. Będę
tu... z tobą. - Szepnąłem, gładząc dłonią jej ramię.
Nie mogłem tak po prostu jej od siebie odepchnąć. Nie
potrafiłem. Ona władała moim sercem niczym wróżka swoją różdżką.... W przeciągu
kilkunastu dni przywróciła we mnie miłość. Uwierzyłem, że ja także mogłem kochać
i właśnie ją tak bardzo pokochałem. Gdybym ją stracił mój świat by się zawalił.
Wtedy już na pewno nikomu nie udałoby się przywrócić we mnie człowieczeństwa.
Stałbym się zimnym sukinsynem i zabijałbym każdego, dla przyjemności. Tak się
niestanie, dopóki ona będzie przy moim boku.
- Kocham cię... - W
pewnej chwili szepnąłem.
Właśnie teraz zdałem sobie sprawę z tego, co padło z moich
ust. Patrzyłem na nią i wiedziałem, że trzymałem w objęciach dziewczynę, z
która pragnąłem przeżyć resztę swojego życia. Ona nie była "na
chwilę". Nie była na jedną noc. Była na całe życie. Z zamyśleń
wyrwał mnie telefon... Ująłem go i spojrzałem na wyświetlacz. Był to numer
zastrzeżony.
- Tak? - Zapytałem,
odbierając połączenie.
W odpowiedzi usłyszałem głos, który znałem bardzo dobrze.
Za dobrze i najchętniej pozbyłbym się go od razu...
________________________________________________________________
Słoneczka Moje Kochane...
Bardzo Was przepraszam, ze musieliście tyleeee czekać...
Nie wiem czy wiecie, ale jestem teraz w drugiej technikum i mam naprawdę dużo nauki już od pierwszych dni roku szkolnego. Postaram się dodawać tutaj posty jak tylko będę miała czas, aby coś napisać.
Mam nadzieję, że Wam się spodobał...
Do następnego, kocham Was.
@AudreeySwag
CZYTASZ? - KOMENTUJESZ! =)
Kolejna laska uratowana przed gwałtem? Nuuuda. Niby wszystko tak samo, ale jednak mnie zaskoczyłaś. Normalny ((standardowy)) Justin podziękował by Dave'owi, nie usiłował pobić. Jest kompletnie nieobliczalny i impulsywny. Kolejny standard "on uświadamia sb, że ona jest na całe życie" powinno ((lub nie)) być to nudne, takie samo jak inne, a jednak przedstawiałaś to świetnie. Trzymaj tak dalej, rób po swojemu i rób wszystko żeby mnie zatrzymac proszę.
OdpowiedzUsuńO.O NARESZCIE NOWY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńPrzeżywałam to co Amy.. Czułam się jak ona, gdy prawie ją zgwałcono!.. o.o
Czekam na nn! :)
mmm uwielbiam! ;3
OdpowiedzUsuń// swaggiies
Świetny rozdział ! :) Czekam na następny. ;*
OdpowiedzUsuńJezuu , nie każ mi długo czekać bo nie wytrzymam , kocham twoje opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, jak każdy, czekam na nn<3 //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńTo takie vghjngyujhg z każdym rozdziałem lepszy <33333333 @kochamcie3609
OdpowiedzUsuńJAK ZAWSZE świetnie! Nie doceniasz siebie i chyba nie wiesz, jaka dobra jesteś w tym co robisz. Zacznij w końcu w siebie wierzyć, bo Ci przywalę kiedyś.
OdpowiedzUsuńElise.
Super Czekam Na Następny :)
OdpowiedzUsuńawww ♥ świetny! *.*
OdpowiedzUsuńo boże świetny rozdział , tyle emocji <33
OdpowiedzUsuńKochana nie mam już słów ,żeby opisać to co czuję czytając twoje opowiadanie :) więc napiszę krótko "BOSKIE" jak zwykle <3 czekam z utęsknieniem na następny Kocham Cię <3
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
Kocham <3 czekam na nastepny :***
OdpowiedzUsuńbrak słow na opisanie tego rozdziału . jestem w wielkim pozytywnym zaskoczeniu . jeden z najlepszych rozdziałów <3
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
asdfghjkl świetny!
OdpowiedzUsuńO rany! Zajebisty!
OdpowiedzUsuńCiekawe kto dzwoni :]
@ameneris
super <3
OdpowiedzUsuńŚwietnyy <33
OdpowiedzUsuńJa chce następny :D
OdpowiedzUsuńOmomom Dave ją uratował! Justin mnie wkurza, czemu on naskakuje na przyjaciół? Przecież to oni ją uratowali. Bezsens. Mam tego dość... ; )
OdpowiedzUsuńostatni-wdech.blogspot.com
o matko to jest takie zajebiste <3 kurde..szczerze mowiac to nie dziwie sie ze jsutin sie wkurzyl przy jego chatakterze . i wgl..
OdpowiedzUsuńrozdzial . super ! czuje ze bdz jakas akcja pomiedzy davem a amy.. a moze tylko mi sie tak zdaje ? w kazdym razie czekam na nn :*
Superrr <3333
OdpowiedzUsuńnie sądziłam, że może być jeszcze ciekawiej *o*
OdpowiedzUsuńdawaj szybko kolejny rozdział!
Wiktoria.