Po kilkunastu minutowej jeździe, dojechaliśmy pod
mieszkanie Bill'a. Thomas i Jason zaczęli rozglądać się za jego samochodem, a
ja w tym czasie podszedłem do klatki schodowej. Nacisnąłem jego numer i
oczekiwałem, aż by odpowiedział. Ta chwila nie nastąpiła. Parsknąłem pod
nosem.
- Chłopak
się wystraszył. - Z moich ust wydobył się jęk satysfakcji.
Zawołałem Thomasa i kazałem stać mu na czatach. Miał
pilnować, kto wchodził i wychodził z bloku i w razie co, miał przytrzymać
drzwi, abyśmy mogli wejść. Z kumplem wróciłem do samochodu, aby zabrać walizkę
z fałszywymi pieniędzmi, które wyprodukowaliśmy kilka lat temu i zawsze
pomagały nam wykołować przeciwnika. Chciałem się z nim trochę podroczyć i
takiej okazji nie przepuściłbym koło nosa. Miałem ochotę się zabawić, bo tylko
w ten sposób mogłem ponownie się rozluźnić.
Gdy wróciłem, Thomas był już w środku budynku.
Najwidoczniej udało mu się przytrzymać dyskretni drzwi po kimś. Z początku
przyglądał mi się zza szyby, a gdy podszedłem, cwaniacko się uśmiechał od ucha
do ucha. Spojrzałem na niego znacząco.
- Otwórz te
drzwi, pacanie. - Syknąłem, zaciskając zęby.
Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
Przewróciłem oczyma na znak irytacji, po czym zacisnąłem wewnętrzną część
policzka i odwróciłem się w stronę parkingu. Jason już podążał w moim kierunku,
co mnie lekko uspokoiło. Miał więcej cierpliwości ode mnie.
- Ty, weź
ogarnij naszego kumpla, bo zachowuje się jak dzieciak. - Warknąłem, gdy stanął
naprzeciwko mnie.
- Ale że
ja? - Zza swoich pleców usłyszałem głos Thomasa, wychodzącego z klatki.
Przekląłem go w myślach i skarciłem dłonią po
głowie, po czym wszedłem do środka, nie zastanawiając się, czy obaj poszli za
mną. Mogłem załatwić tę sprawę sam, było mi to obojętne.
Wszedłem na trzecie piętro i przystanąłem pod
drzwiami z numerem trzydzieści pięć. Obok mnie pojawili się dwaj pozostali
członkowie paczki i zapukałem. Usłyszałem po chwili kroki i jakieś kasłanie, a
drzwi się lekko uchyliły. Stanął w nich nie kto inny, jak Bill.
- Witam
Bill, czy możemy wejść? - Zapytałem miłym i przyjaznym głosem.
Na jego twarzy malowało się zdziwienie, ale gdy
zjechał wzrokiem niżej i ujrzał moją walizkę, uśmiechnął się. Wpuścił nas
serdecznie do środka, po czym zaprosił do salonu. Zaproponował nam coś do picia,
ale mu odmówiliśmy. Chciałem załatwić to szybko.
- Daruj
sobie, chcemy mieć to już z głowy. - Syknąłem, kładąc walizkę na dość dużym
stole i popchnąłem ją w jego stronę.
Położył na niej dłoń, aby ją zatrzymać, po czym ujął
za jej rączkę i odwrócił w swoją stronę, by móc ją otworzyć. Zdjął z nas wzrok,
po czym przeniósł go na pieniądze, które znajdowały się w środku. Przyglądałem
mu się z rozkoszą na ustach. To była gra, którą kochałem ponad życie. Bawienie
się takimi ofiarami sprawiało mi mnóstwo frajdy.
- No, no...
- Zaśmiał się. - Jestem pod wrażeniem. Pan Shadow nareszcie oddał mi pieniądze.
- Zamknął walizkę, po czym zbliżył się o kilka centymetrów.
- Kiedyś
trzeba było unormować porachunki... - Zaśmiałem się prosto w jego twarz.
On również odpowiedział uśmiechem i przeczesał
dłonią swoje włosy, po czym jego ręka zniknęła za plecami. Domyślił się.
Wiedziałem to. Wyczułem w jego głosie pogardę i nie mogłem dopuścić, by to on
pierwszy wyciągnął coś, co ja zamierzałem zrobić.
- Dobra,
dość tego. - Syknąłem i w jednej chwili wyciągnąłem swoją broń, a obaj moi
pomocnicy zrobili to samo.
Bill wydał niezadowolony grymas na swojej twarzy, po
czym spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczął mówić coś o przedłużeniu terminu
spłaty, ale jeżeli myślał, że ja na to bym poszedł, był w błędzie. Z
uśmiechem na twarzy zbliżyłem się do niego i przejechałem bronią po jego szyi.
- To
koniec, Bill. - Mruknąłem, po czym przystawiłem pistolet do jego skroni. -
Chcesz coś jeszcze mi powiedzieć?
Trzydziestoparoletni mężczyzna ponownie się zaśmiał
i jęknął. - Zgnijesz kiedyś w pierdlu. Wyjął nagle coś z kiszeni i wbił mi coś
w brzuch. Zacisnąłem zęby i strzeliłem w niego. Byłem rozzłoszczony i nie
panowałem nad emocjami. Zrobiłem błąd, mogłem zabić go od razu. - Ty
bydlaku... - Dodałem, ponownie strzelając w jego głowę, a potem w serce.
- Justin,
dość! Opanuj się! - Jason podbiegł do mnie i pociągnął za ramię.
Nie mogłem się uspokoić. Byłem zły na siebie, na
swoją głupotę. Mogłem go zabić od razu - ta myśl krążyła po mojej głowie cały
czas. Nagle poczułem jeszcze większy ból. Thomas postanowił zadziałać na własną
rękę i wyciągnął z mojego brzucha nóż, który wbił mi ten cwel. Syknąłem,
zaciskając ranę. Krew spływała po mojej koszulce, spodniach i teraz po ręce.
- Wynosimy
się stąd. - Rzuciłem, chowając swoją broń i wychodząc z jego mieszkania.
Przebiegłem przez parking i wsiadłem do swojego
auta, po czym odpaliłem silnik. Jason szybko znalazł się w samochodzie, po czym
odjechałem, nie zważając na nic innego. Nie pytałem o Thomasa, bo wiedziałem,
że musiał zająć się resztą sprawy. Ruszyłem w kierunku domu.
Amy's POV
Po ponad półgodzinnej rozterce z samą sobą,
postanowiłam faktycznie wziąć prysznic. Zdjęłam bieliznę i weszłam do środka
kabiny prysznicowej i ją zasunęłam. Odkręciłam wodę i pierwsze krople, które
zaczęły spływać na mą twarz, przyprawiły mnie o dreszcze.
Namydliłam swoje ciało jakimś żelem należącym
zapewne do Justina i się umyłam, pozbywając się niechcianych myśli i odczuć,
które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Gdy skończyłam, wyszłam i
zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Zdjęłam z linki jego bokserki i je założyłam,
po czym ubrałam jego spodnie dresowe i koszulkę z narysowaną bronią. Ciężko
westchnęłam i ponownie spojrzałam w lustro. Było mi ciężko, ale musiałam to
przetrwać. Związałam włosy, otarłam łzy i wyszłam z łazienki.
- Justin,
co robisz? - Mruknęłam, wychodząc z małego kącika.
Nie było go. Na ławie leżały porozrzucane papiery,
laptop był otwarty, a na kanapie leżała jakaś mała karteczka. Podeszłam do
łóżka i usiadłam na jego brzegu, po czym ujęłam w dłoń wydartą kartkę z
zeszytu.
" Mam pilną sprawę do załatwienia.
Nie martw się. Szybko wrócę. Czekaj na mnie. "
Nabrałam do swoich płuc powietrza, po czym je
wypuściłam z ciężkim westchnięciem. Znowu jakaś akcja. Znowu. To było ponad
moje siły. Co chwilę coś się działo. McCann, mój ojciec, moja matka, teraz
jeszcze to... Czy kiedyś w końcu porozmawiamy w spokoju? Czy kiedyś
będziemy mogli spędzić chociaż jeden dzień, nie martwiąc się o własne bezpieczeństwo?
Moje wątpliwości rozwiało pukanie do drzwi.
Rozchyliłam lekko usta, po czym wstałam i do nich podeszłam. Ujęłam dłonią
klamkę i ją nacisnęłam. Ujrzałam Dave'a. Lekko się uśmiechnęłam. Bardzo
polubiłam tego członka gangu. Nie darzyłam go miłością jak Justina, ale
znajdywałam w nim zrozumienie.
- Cześć
Amy. - Uśmiechnął się w moją stronę i wyciągnął zza pleców paczuszkę ciastek. -
Wpuścisz mnie? Przyniosłem coś na poprawę humoru. - Dodał.
Zaprosiłam go miłym gestem do środka, a gdy wszedł,
zamknęłam za nim drzwi. Usiedliśmy na łóżku, po czym chłopak poczęstował mnie
słodkościami. Wzięłam od niego ciastko, po czym je zjadłam. - Dziękuję. -
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Spoko,
nie ma za co. - Dodał, zjadając kolejną słodycz - Wiesz, w tym domu jest
inaczej, gdy tutaj jesteś. Jest lepiej.
Zdziwiłam się tym, co padło z jego ust. Przecież ja
byłam tutaj niespełna trzeci, może czwarty raz, a on wysuwał już takie wnioski?
To było dość dziwne. Biorąc pod uwagę fakt, że ja tak naprawdę przychodziłam
głównie do Shadow.
Zapytałam go, dlaczego tak uważał. Parsknął, ale
odpowiedział. Stwierdził, że gdy przebywałam przy Justinie i po prostu widywał
mnie całą i bezpieczną, był spokojny. Dzięki mnie stał się odrobinę
łagodniejszy, chociaż chwilami potrafił przywołać swój dawny, pełen gniewu
charakter. Dave był mi wdzięczny, że pojawiłam się w ich życiu.
- Dzięki
tobie, ponownie mogę się chwilami wygłupiać z Justinem. Brakowało mi tego. To
wszystko przez jego chęć zabijania. Dzięki tobie ta żądza maleje. To cud. -
Zaśmiał się i wstał, podchodząc do drzwi.
Byłam zadziwiona tym wszystkim. Nie sądziłam, że tak
namieszałam w głowie Shadow. Nie wiedziałam i nie domyślałam się, że mogłam tak
na niego wpłynąć. On mnie chwilami odpychał, pokazywał mi, że ja nie należałam
do jego świata. Mówił, że to nie była moja gra, że nie było w niej mojego
pionka... Ale chwilami... czułam, że byłam dla niego ważna. Po prostu to
czułam. Już nie wiedziałam w co wierzyć. Potrafiłam robić sobie złudne
nadzieje, ale to, co powiedział mi jego przyjaciel, uświadomiło mnie jeszcze
bardziej w przekonaniu, że któregoś dnia w końcu zrozumiałby swoje postępowanie
i byłby w stanie dać nam szanse na wspólną przyszłość.
- Chodź,
zrobisz ze mną obiad, pewnie przyjadą i będą chcieli coś zjeść. - Wyszedł, po
czym zszedł po schodach na dół.
Wstałam z kanapy, poprawiłam pościel i wyszłam z
jego pokoju. Pokierowałam się do kuchni na parterze. Stanęłam przy blacie i
zaczęłam układać w żaroodpornym naczyniu składniki potrzebne do jakiejś
pieczeni.
- Gdzie oni
pojechali? - Zapytałam, wycierając ręce w szmatkę.
Dave zignorował moje pytanie, ale się nie poddałam.
Przysunęłam się bliżej i ponownie zadałam to samo pytanie, lecz tym razem
zapytałam głośniej. Wygiął usta z niezadowoleniem, ale odpowiedział.
- Muszą
załatwić takiego gościa, nic wielkiego. Nie martw się.
Więc jednak akcja... Westchnęłam. Nie myliłam się.
Dlaczego oni nie mogli załatwiać tego bez Justina? Przecież sami także by sobie
poradzili, są również doświadczeni. Szczególnie Jason.
- Rozumiem.
- Warknęłam, siadając przy stoliku, tak naprawdę kłamiąc, bo zupełnie tego nie
rozumiałam.
Nie przejął się moją reakcją i dalej przyrządzał
posiłek. Wyjrzałam przez okno. Pogoda była taka sobie. Raz świeciło słońce, a
raz niebo pokrywały ciemne i gęste chmury. Lecz nie to mnie zdziwiło. W pewnej
chwili na podjazd wjechał ich samochód. Za kierownicą dostrzegłam Justina. Mój
oddech stał się nierówny. Poczułam jednocześnie ulgę i strach.
- Są już...
- jęknęłam.
Pierwszy wysiadł Jason, a zaraz za nim Justin. Był
bardzo zdenerwowany. Na dodatek... krwawił. Jego koszulka, spodnie i dłoń były
we krwi. Przestraszyłam się. Przecież on mógł być poważnie ranny... Szybko
wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi, gdy nagle do mieszkania wpadł zdenerwowany
chłopak. Nie byłam w stanie go zatrzymać, bo by mnie odepchnął. Nawet się nie
odwrócił. Nogi odmówiły mi w pierwszej chwili posłuszeństwa. Nie potrafiłam
walczyć z jego uczuciami.
- Daj mu
czas, uspokoi się. - Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń i ciepły głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Jasona. Moja klatka
piersiowa unosiła się i opadała, powodując szybsze bicie serca. Nie mogłam tego
tak zostawić. Nie mogłam czekać, aż on łaskawie by się uspokoił. Tu liczyły się
każde sekundy naszego życia, które zaczynało być coraz bardziej skomplikowane.
Weszłam po schodach do góry i nie pukając, przekroczyłam próg jego pokoju.
Znajdował się w łazience, ale nie chciałam tam
wchodzić. Postanowiłam poczekać na niego w pokoju. Usiadłam na krześle przy
biurku i wbiłam wzrok w broń, która leżała na stole. Napięcie we mnie
wzrastało, czułam się źle z myślami, które przez ostatnie dni mnie męczyły.
Broń... Ona wyrządzała najwięcej krzywdy. To przez nią chłopak którego bardzo
pokochałam, stał się sukinsynem bez uczuć. Musiałam w końcu zdecydować.
Musiałam mu uświadomić, ile wyrządzał mi swoim zachowaniem krzywdy.
Wtedy na środku pokoju stanął Justin. Jego brzuch
przepasany był bandażem, który najwidoczniej sam sobie założył. Odruchowo
wstałam i zerknęłam na niego.
- Nic ci
nie jest? - Mruknęłam, wykonując kilka kroków w przód.
Parsknął. Wbrew pozorom miał chyba dobry humor.
Ale... to były tylko pozory. - Czuję się świetnie, wiesz? - Spojrzał w
moje oczy. - Czuję się świetnie! - Krzyknął, powtarzając się.
Rozchyliłam usta. Byłam załamana jego zachowaniem.
Bałam się, że on zaraz by wybuchnął.
- Kurwa,
wszystko zaczyna się jebać! - Splunął, uderzając pięścią w stół - Wszystko,
rozumiesz?! - Odwrócił się i podszedł do meblościanki.
Był zły, bardzo zły. Nie chciałam do niego
podchodzić. Bałam się, że i on wyrządziłby mi krzywdę, której bym nie zniosła.
-
Nienawidzę siebie, nienawidzę uczuć! Nienawidzę życia! - Krzyczał, uderzając
zaciśniętą pięścią w szafkę.
Błagał o pomoc. Jego ciało było pozbawione
jakiejkolwiek troski i on tego pragnął, ale nie chciał dopuścić do siebie
niczyjej pomocy. To bolało najbardziej.
- Dlaczego
tak mówisz? Masz przyjaciół... mnie... - Jęknęłam i zrobiłam dwa kroki w przód.
Uśmiechnął się. - Ciebie? Tak, na pewno mam ciebie.
Przyjaciele? Daj spokój. - Syknął.
Dlaczego on tak zareagował na samą myśl, że
miał mnie? Przecież ja tutaj byłam, byłam dla niego. Pomimo tego wszystkiego,
pragnęłam być z nim i pokazywać mu, co jest w życiu najważniejsze. Pragnęłam do
niego dotrzeć, ukazać mu, że był ostatnią osobą, którą mogłam kochać.
- Justin,
masz mnie, rozumiesz? Nie odsuwaj mnie od siebie, daj sobie pomóc. Proszę... -
Jęknęłam i podeszłam do niego bliżej.
Wyciągnęłam w jego stronę rękę i chciałam położyć
ją na jego ramieniu, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Zacisnęłam ją i
szybko opuściłam, gdy chłopak się odwrócił.
- Nie
odsuwaj mnie od siebie... Jasne. - Warknął i odszedł kilka kroków dalej - Wiesz
kurwa dlaczego postępuję tak, a nie inaczej? - Zmierzył mnie wzrokiem. - Wiesz
dlaczego staram się do ciebie nie zbliżać i odpychać wszystkie uczucia, jakimi
mnie karmisz? - Otworzył drzwi.
Czekałam, aż sam dokończyłby swoją wypowiedź. Nie
byłam w stanie się odezwać. Nawet nie wiedziałam, jak mogłabym dokończyć jego
myśl. Parsknął i po raz ostatni zmierzył mnie wzrokiem.
- Bo cię
kocham. - Syknął i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Moje serce zaczęło szybciej bić. W myślach miałam
tylko trzy słowa. Reszta stała się namiastką nieważnych spraw.
- Bo cię
kocham... - Jęknęłam, wpatrując się w białe, zamknięte drzwi za którymi
zniknął.
______________________________________________________________Słoneczka kochane, mam nadzieję, że rozdział dwudziesty piąty przypadł Wam do gustu.
Wybaczcie, że tak późno go dodałam, ale nie miałam czasu, aby wcześniej go napisać.
Dziękuję, że jesteście.
@AudreeySwag
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! =)
Wariuję <3
OdpowiedzUsuńJejuuu końcówka *.* ♥ on ją kocha...moje serce bije,sama do siebie się uśmiecham hahaxd kocham to opowiadanie czekam na kolejny ;***
OdpowiedzUsuń'bo Cię kocham' nzkansjwomdxoskwmoxjsmskwnsosnisnsksjszksms
OdpowiedzUsuńNIESAMOWITY ROZDZIAŁ. *-*
Wiktoria.
Omomomomom ta końcówka! Powiedział TO aaaa :DO
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
@ameneris
POWIEDZIAŁ TO !!!!
OdpowiedzUsuńo matko. cudowny rozdzial . zajebisty no ja nie moge. o kurde. kocham to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńczekam na nn xD
ahsajshajshh "Bo cię kocham" jahahahs ♥.
OdpowiedzUsuń*FANGIRL*
To opowiadanie jest cudowne :)
@awmycanadianboy
jejciu jakie emocje, omg.
OdpowiedzUsuńo kuzwa ale z niego badboy, ale w końcu jej to powiedział
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział i jakie emocje:) no i oczywiście ostatnie słowa "Bo cię Kocham" wreszcie jej to powiedział....aż mi się łezka zakręciła w oku, boooooooooosko *-* Kocham Cię <3
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
jak przeczytałam tą końcówkę to z moich ust wydobyły sie słowa ''o boże'' ! i cała teraz wariuje ! <3 on ją kocha..awwwww uwielbiam ten rozdział <3 Juz myślałam że się pokłucą ale ta końcówka noo poprostu mmm wow ! ,3 tyle emocji :)
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY ROZDZIAŁ! Wreszcie powiedział że ją kocha(piszczy ze szczęścia) Czekam na następny.;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Nie spodziewałam się tego, że On powie Jej, że ją kocha! Cudowne. Zaskakujące.Pisz dalej!
OdpowiedzUsuńCaffe07
Swietny. Boze w koncu sie jej przyznal, ze ja kocha, tak dlugo na to czekalam, nie mogę doczekać się kolejnego <3 //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowny..jak zwykle zresztą, nie wiem jak ty to robisz.. kocham to :3
OdpowiedzUsuńabfkdsahkfashflj, nie moge sie doczekac nastepnego:)
OdpowiedzUsuńTo jest P-I-Ę-K-N-E ! Kocham twoje tłumaczenie! mozesz mnie informować? :o @cojestkurwa <3
OdpowiedzUsuńups, mała pomyłeczka, nie tłumaczenie, opowiadanko :D TALENT. <3 Kocham Cię. <3
Usuńświetny !!!!!
OdpowiedzUsuńPowiedział że ją kocha *______* hsuahdukshbjsvhbfsb
OdpowiedzUsuńJej w końcu wyznał Amy miłość słodko <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;D
OdpowiedzUsuńSuper, że wyznał Amy miłość *__*
Pozdrawiam,
UsuńKadu ;*
Końcówka.... *_*
OdpowiedzUsuńJa go kocham ! Kocham ten rozdział !!!
OdpowiedzUsuń'BO CIĘ KOCHAM' <3 AAAAAAAAAAAAAAA WKOŃCU < ASDFGHJKL; <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM KOCHAM KOCHAM . :***
Ja kocham to opowiadanie :OOOOOOOO
OdpowiedzUsuńo Boże, i ta końcówka *_*
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Matko w ustach mi zaschlo jak to czytalam, genialne
OdpowiedzUsuń@soodrew
Awwww, to było takie niesamowite jak jej powiedział :') nie powinien zachowywać się.jak dupek tylko przeprosić Amandę i załatwić sprawy.z.McCanem ;)
OdpowiedzUsuńBoże usłyszeć od niego, że wszystko się pieprzy bo cie kocha to cud. Bardzo mi ten rozdział jak i poprzedni przypadł do gustu. Kurcze nie potrafię opisać uczuć. Cudowny :*
OdpowiedzUsuńostatni-wdech.blogspot.com
belivingin.blogspot.com
teraz PANI MANAGER się wypowie :D
OdpowiedzUsuńjak zawsze super, zdecydowanie jesteś najlepsza! :D
CZEKAJCIE NA KOLEJNY ROZDZIAŁ, JA TEŻ CZEKAM ( aż go skleisz w całość :3 )
Ja mam taką propozycje do Justina: No to teraz wróć i ją pocałuj, debilu. Mówi że kocha i wychodzi... ah te emocje xD
OdpowiedzUsuńCudnie jest no <3 Boskie kochana. Wiesz co jest najlepsze? Wystarczy jedno kliknięcie i mam dalszą część xD
Ja i moje nadrabianie xD
Jest po 23. Jutro, o 9.30 mam bardzo ważny egzamin Cambridge i muszę być rano wypoczęta, a co ja robie? Czytam Twojego bloga, który tak mnie wciagna ze OMG! Przez cały czas jestem jak "jeszcze tylko ten rozdział i idę spać. Okej, no dobra, jeszcze moze ten, ale to naprawdę juz ostatni, bo jtr egzamin..." hahah i nie mogę przestać :D kocham! :D naprawdę, cały dzień bym mogła to czytać! Swietna historia! A ten rozdział? Powala na łopatki. "Kocham Cię" w ustach Justina...<3 awww nie spodziewałam się, naprawdę. Czytam dalej, ale to juz zapewne rano ;) jednak zależy mi na dobrym wyniku :)
OdpowiedzUsuńPozdro!
Lexi (@Ola143Cody)