Gdy dziewczyna odeszła, postanowiłem powrócić do swojego pokoju.
Odwróciłem się i nagle przed sobą ujrzałem Jasona. Wpatrywał się we mnie swoimi
kryształowymi oczyma, a usta miał ułożone w wąską linię. Czyżby również
usłyszał, że ktoś próbował nas obserwować? Z reguły to zawsze on był takim
"sokolim okiem", ale nie sądziłem, że nawet w takim stanie byłby do
tego zdolny. Niekiedy potrafił zadziwiać.
- Kto to był? -
Zapytał, nim zdążyłem odezwać się pierwszy.
Zaśmiałem się i zabezpieczyłem broń, po czym zacząłem się nią
bawić, obracając ją w dłoni i lekko podrzucając. Może i byłem na niego wściekły
za to, co powiedział w barze, ale jego widok mnie bawił. Jeszcze nie widziałem
go tak ubranego. Jedną nogawkę od spodni miał podartą, a druga była obcięta do
połowy. Koszulki w ogóle nie miał, a jego włosy niesfornie się ze sobą zlepiały
od jakiegoś żelu i to nie od takiego do włosów.
- Leslie,
przyjaciółka Amandy. - Parsknąłem. - Nieważne zresztą, idę na górę. - Dodałem,
przechodząc obok swojego kumpla i od razu wyczułem zapach alkoholu.
Nim odszedłem, ujął dłonią moje lewe ramię i lekko przytrzymał
mnie przy sobie, a tym samym sprawił, że spojrzałem na niego, ukazując lekkie
zdziwienie.
- Wybacz za to, co
mówiłem. Naprawdę tak nie myślałem. Wiem, przez co przeszedłeś i cieszę się, że
taka dziewczyna jak Amanda pojawiła się w twoim życiu, rozumiesz? -
Zerknął na mnie i oczekiwał jakiejś reakcji z mojej strony.
W głębi serca ucieszyłem się, że zaczął ten temat pierwszy.
Najwidoczniej nie był tak bardzo pijany i zapamiętał wydarzenia sprzed kilku
godzin. Mimo to, jego słowa mnie dotknęły, ale był moim przyjacielem i nie
chciałem ponownie wszczynać jakiejś wojny między nami. Teraz nie był na to
odpowiedni moment. Teraz był moment na to, aby złączyć siły i zniszczyć osoby,
które pragnęły namieszać w naszym życiu na każdy możliwy sposób. Kilka rzeczy
zrozumiałem i teraz musiałem podejmować odpowiednie kroki. Skinąłem lekko
głową, a on rozluźnił uścisk, moja ręka opadła i mogłem swobodnie odejść.
Wszedłem na górę i ponownie znalazłem się w pokoju, w którym
spała dziewczyna o długich, wręcz kasztanowych włosach. Nie mogłem i nie byłem
w stanie się do niej nie zbliżyć. Ukucnąłem przy łóżku, a opuszkami palców
przejechałem po jej policzku, który był posiniaczony i zakrwawiony. Było mi jej
żal i chciałem zdjąć z niej ten ciężar, jakim została obdarzona, ale nie
potrafiłem.
Po chwili dostrzegłem siniaki na jej ciele. Na szyi ujrzałem
ślady duszenia, a na brzuchu widniał ślad po kopnięciu, jakim została dotknięta
Widok Amandy w takim stanie był okropny. Była taka delikatna.... Jak ktoś mógł
ją tak potraktować? Gdybym dorwał osobę, która tak ją urządziła, nie
powstrzymałbym się przed rozwaleniem jej głowy. Tym bardziej, jeżeli tą osobą
okazałaby się jej matka, czy nawet ojciec. Nie darowałbym mu tego, jak bardzo
ją skrzywdził.
Musiało ją to bardzo boleć, bo gdy czasami dotykałem, czułem jak
drżała. Gdy wstałem, doznałem jeszcze większego szoku. Wcześniej tego nie
widziałem, bo nie miałem dostępu do jej tułowia, ale teraz... Na jej
plecach znajdowała się otwarta rana, która cały czas krwawiła. Jej zapięcie od
stanika wbiło się w jej skórę i pewnie dlatego cały czas wypływała czerwona
substancja.
Zagryzłem swoje wargi, po czym bardzo delikatnie odwróciłem ją na
brzuch. Dziewczyna nawet nie jęknęła, bo była pozbawiona jakichkolwiek sił i
dlatego musiałem jej jak najszybciej pomóc. Z komody wyciągnąłem apteczkę i
pierwsze co zrobiłem, to rozpiąłem jej stanik specjalnymi nożyczkami,
zachowując przy tym dużą ostrożność, a gdy skończyłem, odłożyłem go na bok.
Widok był przerażający, a jej ciało wołało o pomoc.
- Zaraz będzie
mniej bolało... - Mruknąłem pod nosem, namaczając wacik wodą utlenioną, aby
przetrzeć jej rany i zapobiec jakimś zakażeniom.
Robiłem to z wyczuciem, aby nie podrażnić jeszcze bardziej jej
delikatnego ciała, które i tak doświadczyło już za wiele cierpienia, ale
mimo to na jej twarzy pojawił się grymas wyrażający więcej bólu niż kilka minut
wcześniej. Owinąłem jej pas bandażem i położyłem ją na lewym boku, po czym
zacząłem opatrywać jej brzuch.
- Justin...-
Mruknęła, gdy ująłem dłonią jej policzek.
Amy's POV
Dzięki Justinowi nadal żyłam. Gdyby nie on, nadal leżałabym na
pozbawionej żywej istoty drodze, która przyprawiała mnie o dreszcze, gdy tylko
korony drzew zaczęły się poruszać pod wpływem wiatru. A ptaki, które przebywały
w pobliżu wydawały z siebie dziwne odgłosy. W głębi serca cieszyłam się, że
trafiłam na niego. Okazał mi swoje wsparcie i teraz już nie musiałam się o nic
martwić. Chciałam tylko jednego. Chciałam zostać z nim na zawsze.
Jego dotyk był bardzo czuły i pomagał mi przetrzymać ból, który
przeszywał się przez moje ciało niczym stado mrówek poszukujące nowego lokum. Z
nim wszystko wydawało się łatwiejsze. Oddychanie, mówienie... Po prostu życie.
- Justin... -
Mruknęłam, gdy poczułam, jak opuszkami palców przejechał po moim policzku.
Otworzyłam swoje oczy i ujrzałam jego twarz, wysportowane ciało.
Wyczułam otaczające mnie bezpieczeństwo i ... Właśnie. I miłość, która
przepełniała moje serce. Chciałam mu pokazać jak bardzo byłam mu wdzięczna za
to, że mnie uratował. Jednakże nie byłam w stanie się nawet podnieść. Wszystko
mnie bolało, a myśli stały się niesforne, bo zostały poddane dużemu wysiłkowi,
którego nie byłam w stanie długo znieść.
- Spokojnie, leż.
Jestem przy tobie i nie zamierzam cię zostawić... - Mruknął, siadając obok
mnie, po czym musnął ustami moje czoło.
Cieszyłam się, że nie zażądał jakichś wyjaśnień. Owszem, na pewno
mnie o to by zapytał, ale dziękowałam mu spojrzeniem, że nie chciał wiedzieć
tego teraz. Jakoś udało mi się lekko unieść swoje ciało, ale on zaraz mi
pomógł. Wciągnął mnie delikatnie na swoje kolana i dzięki temu, mogłam wtulić
się w jego nagi i ciepły tors. Oparłam na nim swój policzek, a on odgarnął moje
włosy, które opadały na mą twarz.
- Dziękuję. Gdyby
nie ty... - Jęknęłam, ale nie było mi dane dokończyć.
- Nic nie mów.
Odpoczywaj. - Przykrył moje nogi kocem, a potem dodał - Nie masz za co
dziękować. Nie mogłem cię tam zostawić. - Poczułam, jak mnie mocniej do siebie
przytulił.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy oboje usłyszeliśmy przeraźliwe
dobijanie się do drzwi. Justin mnie położył, zachowując przy tym sporo
ostrożności i wybiegł z pokoju zabierając ze sobą pistolet. Byłam zaniepokojona
nagłym zajściem i dlatego wymusiłam na sobie presję i tylko dzięki niej wstałam
z łóżka. Podeszłam powolnym krokiem do drzwi i wyszłam na korytarz, po czym
przystanęłam przy schodach, trzymając się poręczy.
- Ty bydlaku, oddawaj
mi moją córkę! - Usłyszałam głos swojego ojca.
Mój oddech stał się nierówny, a moje serce przyspieszyło swoje
bicie. Jak on mnie tutaj znalazł? Skąd wiedział, że byłam właśnie u Justina? Na
nic nie znałam odpowiedzi. Każde pytanie pozostawało pod znakiem zapytania.
- Radzę ci stąd
spieprzać, bo nie ręczę za siebie! - Chłopak, który mnie ocalił, zaczął
krzyczeć i usłyszałam, jak oboje zaczęli się bić.
- Tylko ja mam
prawo sprawiać jej przyjemność! - Krzyknął. Mój ojciec przybrał srogi ton
głosu, a po chwili usłyszałam jak oboje powodowali rany na swoich ciałach.
Wtedy ujrzałam wybiegającego z kuchni Jasona. Obaj próbowali
oderwać mojego ojca od Justina i w pewnym momencie im się to udało, a kilka
sekund potem rozległ się strzał.
- Nie! -
Krzyknęłam, opadając z sił.
Klęczałam przed barierkami ciężko oddychając, widząc leżącą osobę
na podłodze. Po kilku sekundach już się nie ruszała... To nie mogła być prawda.
Shadow nie mógł zginąć w taki sposób. Nie mógł...
- Justin! -
Krzyknęłam, a z mych oczu zaczęły wypływać łzy.
Byłam przerażona i nie wiedziałam co robić. On mógł nie żyć, a
mnie przy nim nie było. Nigdy bym nie wybaczyła tacie, gdyby zabił chłopaka,
którego pokochałam i byłam w stanie zrobić dla niego wszystko. Nie miałabym
nawet odwagi spojrzeć mu w oczy i nazwać go swoim ojcem. Już teraz nie
potrafiłam tego zrobić, a co dopiero po takim obrocie sprawy...
- Amy! Co ty tu
robisz?! - Ktoś od tyłu mnie objął i wziął na ręce.
Niestety, to nie był Justin. Zaczęłam panikować. Dave starał się
mnie uspokoić, ale nie chciałam go słuchać. Ból, który nawet na chwilę nie
opuszczał mojego ciała teraz stał się nieważny. Chciałam ujrzeć przed sobą
Parkera. Chciałam wiedzieć, że on żył.
- Uspokój się! -
Jego kumpel zaprowadził mnie do jakiejś sypialni i usiadł ze mną na łóżku.
Czy on nie mógł po prostu powiedzieć mi prawdy? Nie mógł
powiedzieć, że to Justin został postrzelony? Owszem, nie zniosłabym tego
psychicznie, ale nie chciałam znowu być okłamywana. On natomiast starał się
mnie uspokoić. Starał się, bo czułam to w jego spojrzeniach, którymi mnie
obdarowywał, jakby stało się naprawdę coś poważnego.
- Ja chcę do
niego! Chcę go zobaczyć! Powiedz, że on żyje! No powiedz! - Krzyczałam i
płakałam.
Dave zacisnął uścisk i mnie do siebie lekko przytulił. Był
naprawdę silny i wyrywanie mu się sprawiało mi jeszcze większy ból, dlatego
postanowiłam przetrwać jakoś nadchodzące minuty w ciszy. Miałam już naprawdę
dość tego całego milczenia. Ponownie chciałam zadać pytanie, które siedziało w
moich myślach, ale w tej samej chwili do pokoju wszedł Justin.
Wyszarpnęłam się z objęć Dave'a i bez namysłu podbiegłam do
niego. Justin objął mnie swoimi rękoma i wtulił się w moje włosy, jakby szukał
mnie godzinami. Zaciągałam się jego zapachem, a on po chwili spiorunował mnie
spojrzeniem, godnym zabójcy.
- Miałaś leżeć...
- Mruknął, biorąc mnie ponownie na ręce i podchodząc do łóżka.
Jego kumpel opuścił pomieszczenie, mówiąc coś Justinowi na ucho.
Oboje spoczęliśmy po chwili na miękkim materacu, ale ja nie chciałam leżeć. Dla
mnie nieważny był ból, lecz bezpieczeństwo jego i jego kumpli. Byli narażeni
tylko i wyłącznie przez moją głupotę.
- Powiedz mi...
Skoro ty żyjesz...to kto...
Swoim palcem dotknął mych warg, abym nie mogła dokończyć.
Zacisnął swoje usta, a po chwili przejechał dłonią po swoich włosach.
- Amy, musisz mnie
zrozumieć... Nie miałem wyjścia! Nie panowałem nad tym. - Niemalże krzyknął, a
potem na mnie spojrzał.
Był twardy, ale teraz dostrzegłam w jego oczach odrazę do samego
siebie. Co on takiego przede mną ukrywał? Czułam, że bał mi się o tym
powiedzieć, ale... Ja musiałam w końcu poznać prawdę.
- Twój ojciec... -
Warknął - On pojawił się tutaj tak nagle... - Zaczął, zaciskając pięści -
Zaczął mówić jaka z ciebie ponętna dziwka. Ja naprawdę nie mogłem już dłużej
tego słuchać! - Wstał i kopnął nogą w pobliską szafkę.
Moje usta mimowolnie się rozszerzyły. Czy on... on zabił go? Nie miałam
odwagi go o to zapytać wprost, chciałam usłyszeć to z jego ust. Co ja miałam
wtedy uczynić?
- Zaczęła się
bójka. Gdy Jason mi pomógł, wyjąłem broń. - Zawiesił wzrok na swoich rękach -
Strzeliłem w niego. Myślałem, że... nie żyje. Ale wtedy uciekł, rozumiesz?
Czyli do żadnego zabójstwa nie doszło. Normalna nastolatka by się
cieszyła, ale ja wiedziałam, że teraz będzie gorzej. Mój ojciec tego tak by nie
zostawił. On dołożyłby wszelkich starań, aby uprzykrzyć życie już teraz nie
tylko mi, ale i Justinowi i jego przyjaciołom.
- Nie wiem co
teraz będzie... Od jutra zaczynamy szkołę. To będzie jeszcze bardziej
niebezpieczne, Amando. - Ujął moją dłoń. - Teraz będziesz musiała trzymać się
blisko mnie, wiesz o tym?
Czy on sobie w tej chwili ze mnie żartował? Miałam publicznie się
z nim pokazywać jak gdyby nigdy nic? Owszem. Pragnęłam tego, ale przecież
dopiero wtedy zyskałby jeszcze większą liczbę wrogów. Nie byłam w stanie mu
odpowiedzieć. Po prostu przymknęłam lekko oczy i oparłam się o jego ramię.
Ciężko oddychał, ale z czasem się uspokoił. Chyba także nie wiedział jak powinniśmy
to rozegrać, aby żadne z nas nie ucierpiało jeszcze bardziej.
- Justin... -
Zaczęłam i spojrzałam na niego - Gdybyś go nawet zabił... ja... nie odeszłabym
od ciebie. Przy nim czułam się źle... On... On... - Nie potrafiłam dokończyć,
bo to co zrobił ponownie przyprawiło mnie o dreszcze na całym ciele.
Shadow to wyczuł i pogłaskał dłonią moje włosy. - Nic nie mów.
Wiem, co chciał zrobić. - Warknął pod nosem, a jego mięśnie się momentalnie
napięły jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam co miałam zrobić.
Bałam się już nawet odezwać, bo nie chciałam go rozzłościć.
- Zaśniesz? Jest
prawie siódma rano. Obudzę cię przed dwunastą, ok? - Spojrzał na mnie, a po
chwili wstał i wyszedł.
To było dość dziwne i nietypowe. Nawet nie wyraziłam zgody, a on
już odszedł i zostawił mnie samą sobie. Zdezorientowana opadłam na poduszki i
zaczęłam wpatrywać się w sufit, który stał się jedynym elementem w tym pokoju,
godnym uwagi. Przez chwilę w mojej głowie panowała pustka. Ogromna
przepaść bez dna.
Nagle wdarły się setki myśli naraz. Jakbym uderzyła swoim ciałem
o niewidzialne dno. Skuliłam się w kłębek i pozwoliłam, aby łzy powoli spływały
po mojej twarzy. Wciągnęłam głośno powietrze, gdy poczułam ostry ból w klatce
piersiowej. Dopiero wtedy zrozumiałam jedną rzecz. Zrozumiałam, że zostałam
sama ze swoimi problemami.
Ojciec mnie nie ranił, wręcz molestował, a moja własna
matka się mnie wyrzekła. A Justin... Justin był po prostu sobą. Robił to,
co robił od zawsze. Wiedziałam, że w środku niego kryła się empatia, ale nie
chciał tego okazywać, bo się najzwyczajniej w świecie tego bał. Zresztą ja nie
chciałam obarczać go swoim ciężarem. Jak sam powiedział w jego życiu niebyło
miejsca dla mnie. To była jego gra, lecz ja już po części do niej należałam.
Zaczęłam szlochać w poduszkę, bo to wszystko ze sobą już nie szło w parze.
Mówił, że mnie nie zostawi, że będzie przy mnie, a ponownie zrobił inaczej.
Czy rzeczywiście śmierć mojego ojca byłaby dla mnie ukojeniem?
Czy zostałabym u boku zabójcy mojego ojca? Te myśli były okropne, ale tak
bardzo nie mogłam się ich pozbyć. Na dodatek ból, który mi doskwierał..
Tego bólu, który czułam nie dało się opisać. Czułam go wszędzie.
Jednakowo fizyczny jak i duchowy. Ból, który czułam po napastowaniu mojego
ciała, był niczym, w porównaniu z tym, który czułam w sercu. Przekręciłam się
na plecy i przejechałam dłonią po moich ranach na brzuchu, szyi i twarzy… Mój
własny ociec zbił mnie tak, że ciężko mi się oddychało i cudem nadal mogłam
żyć.
Podniosłam się szybko, by uspokoić oddech, próbując wyrzucić z
głowy te brudne myśli - ręce ojca na moim ciele, ostry, przeszywający ból,
kiedy mnie bił, strach, który towarzyszył mi przy ucieczce, ukłucie w sercu,
kiedy myślałam, że straciłam Justina, obojętność, którą miał na twarzy, kiedy
wychodził z pokoju.
„Nawet nie wiesz ile emocji kryje się za moją
obojętnością”- z tą myślą, moje powieki się zamknęły, a ja odpłynęłam w sen. W
miejsce, którego nikt nie mógł mnie pozbawić, ani zrobić mi krzywdy.
Justin's POV
Widząc jej bezsilność w oczach, starałem się walczyć z własną
obojętnością do niej. Nie chciałem się w niej rozkochać na zabój, nie chciałem
gasić w sobie płomyka nadającego mojemu życiu szybszego obrotu sprawy. Musiałem
coś zrobić. Musiałem wzniecić mały płomień, który powoli gasł.
Zszedłem po schodach do piwnicy i zapaliłem światło, po czym
założyłem rękawice bokserskie i podszedłem do worka treningowego. Nie
zastanawiając się nad niczym innym z całej siły zacząłem uderzać w worek,
pozbywając się z siebie całej wściekłości, która brała górę nad moimi emocjami
i niektórymi słabościami, takimi jak do Amandy.
Po moim czole spływały oznaki potu, ale ja dalej zawzięcie
walczyłem ze swoimi emocjami. Cały czas uderzałem w niego z ogromną siłą, która
powstawała w skutek mojego gniewu. Miałem ochotę krzyczeć, rozszarpywać kogoś
na kawałki. To jednak był lepszy sposób na odreagowanie, niż obarczanie Amandy
zbędnymi informacjami, pogarszającymi tylko jej stan.
- Justin, mogę? -
Nagle dostrzegłem jak do środka wszedł Jason.
Zacisnąłem swoje wargi, aby nie palnąć jakiegoś przekleństwa, a
swoją złość przelałem na czyny. Dwudziestoletni chłopak zbliżył się do
mnie i zacisnął w dłoniach worek treningowy tym samym uniemożliwiając mi dalsze
wyżywanie się na nim.
- Kurwa, puść to!
- Krzyknąłem.
Byłem wściekły i nie ręczyłem za siebie w tamtej chwili. Wszystko
mnie drażniło. Miałem ochotę wybiec z domu i pojechać zabić jej ojca za to
wszystko co jej zrobił. Jak śmiał w ogóle tknąć jej ciało. Krew w moich żyłach
pulsowała niemiłosiernie. Byłem gotowy, aby zabijać.
- Justin, do
cholery. - Ujął moje barki i zacisnął je w dłoniach - Opanuj się! Musisz
ochłonąć i zacząć myśleć trzeźwo! Mamy szczęście, że go nie zabiłeś. Teraz mamy
ich dwóch na celowniku, ale pamiętaj, że oboje polują już nie tylko na
ciebie, ale teraz i na Amandę. Musisz się pozbierać dla niej, bo inaczej ona
zginie!
Cały czas spoglądał w moje oczy i wręcz krzyczał. On miał rację.
Jak zwykle zresztą. Jednakże czułem się z tym źle. Czułem, że powoli traciłem
swoją unikatowość.
- Ta dziewczyna
mnie zmienia. Ja tego nie chcę. - Syknąłem, siadając pod ścianą.
Knight stał nade mną i zapewne myślał. Chciał coś powiedzieć,
lecz nie wiedział co. Obaj mieliśmy pustkę w głowie, co do tej sprawy.
Wyciągnął w pewnej chwili dłoń w moją stronę i dodał, że razem na pewno damy
radę. Z westchnięciem ująłem jego rękę, wstałem i oboje poszliśmy do salonu,
gdzie Dave i Thomas zdążyli się już ogarnąć i wypili napój, który im
przyrządziłem.
Usiadłem na fotelu i otarłem jakąś koszulką krople potu. Obaj na
mnie spojrzeli dzikim wzrokiem, a zaraz potem równocześnie powiedzieli
"przepraszam". Wiedziałem, czego to się tyczyło.
- Spoko, nie ma
już tematu. - Zaśmiałem się, rzucając w jednego koszulką.
Thomas odstawił kubek, po czym wstał i przyniósł ze sobą jakąś
teczkę. Wyjął z niej kilka kartek i podszedł do mnie.
- Spójrz.
Znalazłem dane, bardzo szczegółowe dane - zaśmiał się - McCann'a. Przyznaję,
nie było łatwo, ale udało mi się.- Na jego twarzy malowała się satysfakcja.
Byłem szczerze zaskoczony. Ująłem teczkę i papiery, które mi dał
i zacząłem je przeglądać. Było w nich wszystko. Trzymałem w rękach klucz do
postawienia ptaszka na swojej liście przy osobie " Patrick McCann".
Wyczekiwałem tego dnia bardzo długo i możliwe, że już niedługo będę mógł
patrzeć jak zdycha.
- Thom, jesteś
genialny! - Wystawiłem w jego stronę dłoń, a po chwili przybiliśmy razem
piątkę.
***********************************
No kochani, 23 rozdział za Nami :)
Dziękuję, że jesteście ♥
Pisanie dla Was to najlepsze co spotkało mnie do tej pory :)
Do następnego ♥
CZYTASZ? :) = KOMENTUJESZ!!
no no dzieję sie dzieje niech on w końcu powie że ją kocha. Rozdział jak zawsze rewelacja
OdpowiedzUsuńniech on się wreszcie przełamie i powie, że ją kocha. *-*
OdpowiedzUsuńmyślałam, że Justin zginie, ufff.
rozdział wspaniały!
Wiktoria xx
@_Little_Dreams_
Aasdfghjklasdfgjkasdfgjksdfghk OMG *-*
OdpowiedzUsuń@soodrew
Ten rozdział jest świetny!
OdpowiedzUsuńCzytam genialne opowiadanie!
aww ♥ świetny jak zawsze *.* ♥ kocham tooo ♥ ;***
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Tyle emocji i akcji wow :)
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję, że piszesz dla nas :) :* <3
@ameneris
Zaczęłam czytać twoje opowiadania rano, miałam przeczytać rozdział/dwa i pójść się ubrać i ogarnąć...tak mnie wciągnęło, że przeczytałam wszystkie i dalej jestem w piżamie, a obiecałam sobie, że wcześnie wstanę hahahahaahah :).
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny :) @awmycanadianboy .xx
Boże..awww zakochałam się . Na początku myślałam że Justinowi się coś stało potem że jej ojciec nie żyje i wgl. wciąga jak nie wiem co innego <3 Czekam z niecierpliwością na nowy. Swietnie piszesz <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest genialny ,ta akcja i te emocje.Chciałabym żeby Justin wreszcie się przełamał i wyznał Amy co do niej czuje,ale na to muszę jeszcze poczekać;) Coś czuje że ich problemy to się teraz dopiero zaczną.... czekam niecierpliwie na następny. Kocham Cię Słońce <3 jesteś cudowna i genialnie piszesz nigdy o tym nie zapominaj :*
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
Uwielbiam Twój tok myślenia Słońce!
OdpowiedzUsuńChyba już zawsze będę wspominała, że Cię uwielbiam, tak długo aż to się znudzi zarówno Tobie, jak i mi :)
Elise ♥
Kooocham <3
OdpowiedzUsuńtak bieber zabij gnoja hahaha ;d
OdpowiedzUsuńczekam nna nowy
Nie zabił go! :)
UsuńOjciec Amandy nadal żyje :)
jeeeeju super. rozdzial wspanialy. i znowu tyle sie dzieje. superrrr. czeksm na nn :*
OdpowiedzUsuńO Boże ile akcji *_* wspaniale
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
uff zaległości w końcu nadrobione. ;P teraz postaram się czytać regularnie, ale to wszystko przez to, że pracuję.
OdpowiedzUsuńsię porobiło, aż jestem w szoku jeśli chodzi o ojca Amy. :(
z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ; )
Jezu, kobieto ja cie kiedyś zabije! Nie możesz mi tak robić. Rozklejam się, że Shadow nie żyje, a on kur*a żyje. Proszę nie rób tak więcej, bo nie wytrzymam napięcia i umrę na miejscu. Cudowny jak zawsze i prosi się o kolejny! ♥
OdpowiedzUsuńostatni-wdech.blogspot.com - pamiętaj, jak znajdziesz czas
~ @sweetolcia
Boskie:)))
OdpowiedzUsuńon się boi zakochać albo po prostu przyznać, boi się przełamac , mam nadzieję że się to zmieni i będzie walczył z tym strachem. :) no i niech załatwią sprawę z tymi swoimi wrogami ;D
OdpowiedzUsuńJa już nawet nie wiem co mam pisać... Każdy rozdział jest genialny! Oby tak dalej! @ElizaRychla
OdpowiedzUsuńAwwww... Kocham♥ Czekam na nowy ♥
OdpowiedzUsuńdjbnks;jml;<3 rozdział dobry jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Dopiero niedawno go znalazłam i już tyle przeczytałam :D
OdpowiedzUsuń_______________________
Chciałam również zaprosić cię (praz innych) na moje FF o Harrym S. w roli głównej :)
http://feelingfanfictionharrystyles.blogspot.com/
Życzę dużo weny! ♥