sobota, 15 czerwca 2013

~ Rozdział dwunasty

              Gdy oboje weszliśmy do auta, a za nami wsiadł Dave, samochód odjechał. Justin nie odezwał się ani słowem do swojego przyjaciela, który prawdopodobnie miał na imię Jason. On zadawał mu kilka pytań naraz, co zupełnie nie szło ze sobą w parze. Justin się zdenerwował i w końcu wybuchnął, tym samym odpychając mnie od siebie tak, że wpadłam na chłopaka obok. Przeprosiłam go spojrzeniem, ale nawet nie miałam ochoty powracać do pozycji, w której siedziałam przed chwilą.
       - Jason kurwa, miałeś sprawdzić ten teren! Ja pierdole, czy to zawsze ja muszę być za wszystko odpowiedzialny?! - Wyrzucił ręce w powietrze, a na jego twarzy malowała się złość - No nie potrafisz nawet tak łatwej pracy wykonać?! Jason! - Uderzył pięścią w zagłówek przedniego siedzenia, aby wywołać jakąś reakcję w swoim obiekcie tortur, bo właśnie takie skojarzenie przyszło mi jako pierwsze na myśl.
              Widząc go tak zdenerwowanego i pochłoniętego tak ogromną nienawiścią, przestraszyłam się. Spojrzałam na Dave'a, obdarowałam go wzrokiem pełnym bólu i odsunęłam się od niego. Skuliłam się, podciągnęłam nogi i schowałam twarz, zatykając przy tym swoje uszy. Miałam już dość ciągłych krzyków, które padały jak pociski z armat podczas wojen. Z moich oczu ponownie zaczęły wydostawać się łzy oraz niemy krzyk, który słyszalny był tylko w moich myślach.
              Chłopak, który kierował samochodem, nawet już się nie odezwał do Justina, tylko jechał przed siebie, prawdopodobnie do domu. Shadow oparł się o siedzenie i nawet mnie nie przytulił, nie mówiąc już o tym, aby się do mnie odezwać. Siedziałam w takiej pozycji, aż do momentu, gdy pojazd wjechał na posesję, gdzie wszyscy mieszkali, oprócz mnie. W pewnym sensie czułam się jak przybłęda.
              Pierwszy wyszedł Justin, a zaraz za nim Jason. Nim zdążyli wejść do domu, zaczęli się kłócić. Oboje na siebie krzyczeli, a zaraz potem doszło do rękoczynów.
       - Zawiodłeś nie tylko nas, ale i siebie! Mógłbyś mieć Dave'a na sumieniu, ty cioto kurwa! Jesteś pierdolonym sukinsynem! - Siedząc w aucie słyszałam, jak Justin poniżał Jasona, który tak naprawdę tutaj nie zawinił...
              Bałam się ich obojga. Ten widok mnie po prostu jeszcze bardziej przytłoczył, a słowa dobiły. Jeden z domowników starał się ich odciągnąć i uspokoić. Niestety jego dobre chęci okazały się w ogóle nie przydatne.
       - Gdybyś dał sobie przemówić do tego kretyńskiego łba, żeby zostawić tę akcję na kiedy indziej, nic złego by się nie stało, Parker!
              Gwałtownym ruchem otworzyłam drzwi z prawej strony, wyszłam i kuśtykając podeszłam do drzwi, po czym stanęłam w progu. Miotały mną wszystkie emocje. Począwszy od strachu, a skończywszy na cierpieniu i zmęczeniu, które coraz bardziej dawało mi się we znaki.
       - Do cholery, przestańcie! - Krzyknęłam, zbierając w sobie wszystkie, ostatnie resztki siły - Jak wy się zachowujecie, co? Justin... - Spojrzałam na niego z bólem w oczach - Powinieneś być wdzięczny, że masz tak wspaniałych przyjaciół, wiesz? Poza tym, czy ty widzisz, jaką krzywdę robisz im i przy okazji mnie? Pomyślałeś o tym, jak oni się czują, gdy na nich naskakujesz o byle gówno, a sam popełniasz błędy? Nie widzisz tego, że ty również jesteś człowiekiem jak my wszyscy i nie możesz po prostu być święty? - Na chwilę zamilkłam - A ty, Jason.. - przekręciłam lekko głowę w lewą stronę - Nie popełniłeś błędu, lecz po prostu nas nie zauważyłeś. Ale mimo to, powinniście dać sobie spokój z ciągłymi walkami o rywalizację. Jesteście w jednej grupie...Powinniście się wzajemnie wspierać i dążyć do tego, aby tworzyć coś, co pomoże wam rozwikłać wszystkie problemy...   - Oparłam się o pobliski stolik i z trudem oddychałam. - Nie widzicie, jak mnie to pogrąża? Chcę dla was dobrze... - Mruknęłam.
              Gdy skończyłam wygłaszać swoją może dojrzałą, może nie, przemowę, wszyscy zamilkli i przyglądali mi się z zaciekawieniem w oczach. Justin puścił swojego przyjaciela, leżącego na ziemi i pomógł mu wstać. Tamten z kolei cały czas przyglądał mu się z uwagą i wyczekiwał na to, jak on by zareagował.
              Żaden z nich nie podszedł do mnie. Justin przypieczętował z Jasonem uścisk pokojowy, a potem poszedł do salonu. W ogóle nie przejął się tym, co wygłosiłam. Nie zwrócił na mnie żadnej swojej uwagi, nie wspominając o podziękowaniu. Dave i jeszcze jeden chłopak poszli za nim, a ja się odwróciłam i wyszłam na taras, aby zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza.
              Oparłam się o jedną z czterech belek wysuniętych w prawy bok i spojrzałam w gwiazdy. Wszystkie świeciły tak, jakby za chwilę miały wybuchnąć. Niebo dzisiejszej nocy było przepiękne i gdyby nie wydarzenia, które miały miejsce, uznałabym dzień za udany. Mimo to, nie mogłam go zaliczyć do tych najlepszych, aczkolwiek niektóre fragmenty wyjęte z całości, były przyjemne.
              Przymykając lekko oczy, do myśli wdarł się pocałunek Justina, złożony tuż po tym, jak wyłowił mnie z rzeki. Był czuły i sprawił, że poczułam jakieś uczucie, którym być może darzyłam go od samego początku, lecz bałam się i nadal boję się do niego przyznać. Nie chciałam zakochać się w kimś, kogo musiałam zabić.
       - Wszystko w porządku? - Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń.
              Myślałam, że był to Justin, ale gdy się odwróciłam, ujrzałam Jasona. Westchnęłam i wzruszyłam delikatnie ramionami. Cicho odszeptałam, że było wszystko dobrze i powróciłam do wpatrywania się w niebo. Mimo mojej odmowy na jakąkolwiek rozmowę i zwierzenia, chłopak podszedł i przystanął obok mnie.
       - Wiesz, Justin już taki jest. Nie kontroluje nad swoimi emocjami i czynami, gdy wpada w złość. Nie zmienisz tego. - W jego głosie można było dostrzec szczerość.
       - Gdybyście byli dla niego ważni, nie postępowałby tak. Poza tym, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to działa na inne osoby. Na osoby, dla których jest może kimś ważnym... - Spuściłam głowę w dół, a moje serce ponownie zaczęło mocniej bić i kłuć, niczym igła przedostająca się przez kawałek materiału.
       - Zakochałaś się w nim, prawda? - Jego modulacja głosu była nasycona czymś, co spowodowało, że moje nogi zrobiły się jak z waty.
              Parsknęłam pod nosem i pokręciłam lekko głową. Odpowiedziałam mu, że chyba żartował. Nie byłam w stanie sama odpowiedzieć na to pytanie. Może to było dziwne, ale miałam mieszane uczucia co do tego chłopaka. Wywoływał we mnie uczucia miłości i poczucia jego obecności obok, ale gdy tylko coś szło nie po jego myśli, stawał się oschły i niszczył wszystko w jednej sekundzie.
       - W końcu zrozumiesz coś, czego teraz nie możesz. - Musnął opuszkami palców moją dłoń i pozostawiając mnie w samotności, wszedł do środka.
              Osunęłam się na podłogę, podciągnęłam jedną nogę do brzucha, a drugą wyprostowałam. Odwiązałam koszulkę, która należała do Shadow i przyglądałam się swojej zranionej kostce. Była posiniała, a krew nadal z niej wypływała. Westchnęłam i podniosłam głowę ku górze, a dłoń spoczęła na drewnianej podłodze.
       - Boże, daj mi siłę... - Mruknęłam, roniąc łzy, które tak na dobrą sprawę nie przestawały opuszczać mojego ciała.

Justin's POV

              Po chwili jeden z chłopaków doniósł po jednym piwie dla każdego. Wyciągnąłem nogi na stół i otworzyłem puszkę. Wziąłem spory łyk alkoholu i rozluźniłem mięśnie. Dzisiejszy dzień był cholernie pokręcony. Wszystko mogłoby się rozsypać w jednej chwili. Ja, nasza grupa, zabijanie.
              Spojrzałem na ekran telewizora, aby nie myśleć o wydarzeniach z całej nocy, jak i dnia. Wyświetlał jakiś film dokumentalny o zabójstwach. Co jak co, ale tam to dopiero była komedia. Wszystko robione było na pokaz i pozbawione było jakiejkolwiek prawdy. Ci ludzie, którzy wyprodukowali to gówno, na pewno bazowali na jakiś dennych informacjach o broniach, zasadzkach, czy umiejętnościach dobrego zabójcy.
       - Trochę kultury, Parker. - Jason zepchnął moje stopy i usiadł obok, po czym wyłączył urządzenie wyświetlające program.
       - Jason, kurwa. Nie zaczynaj następnej kłótni... - Syknąłem i wyciągnąłem dłoń po pilota, lecz po chwili przycisnął moje ciało do kanapy.
       - Czy ty naprawdę jesteś tak zaślepiony rządzą mordowania? Naprawdę już zapomniałeś, co oznaczają uczucia takie jak miłość, troska czy po prostu wspieranie?! - Krzyknął, a w moich żyłach krew zaczęła szybciej pulsować.
              Wyszarpnąłem się z jego uścisku, po czym rzuciłem do połowy pełną puszkę w kąt. Napój, który się w niej znajdował rozlał się, a ja nie miałem zamiaru tego sprzątać. Chłopak, który był tylko dwa lata starszy ode mnie ponownie się zezłościł i zaczął na mnie krzyczeć, jak wściekły ojciec na swojego syna. To było żenujące.
       - Justin! Przestań tworzyć wokół siebie jakąś barierę nie do przebicia! Czy ty nie widzisz, że dla Amandy jesteś kimś ważnym? Zrozum, że to jest inna dziewczyna niż wszystkie, które były przez ostatnie kilka lat w twoim otoczeniu. Wszystkie chciały się z tobą tylko przespać, ale nie ona. Doceń to i coś z tym zrób, bo jak na teraz, to zachowujesz się jak zwykła ciota pozbawiona jaj. - Wykrzywił usta w cienką linię i odszedł. nie oczekując mojej odpowiedzi.
              Moja klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko. Mój oddech był nierówny, co spowodowało, że ponownie się zdenerwowałem. Kopnąłem ową puszkę i oparłem się dłońmi o pobliską półkę z książkami. Starałem się uspokoić, zacząć liczyć w myślach wszystko porządkować i przywrócić spokój na pierwsze miejsce.
       - On ma rację... - Na swoim ramieniu poczułem dłoń Thomasa. - Nie bądź dla niej taki oschły... Dziewczyna jest słaba, zmęczona... Pomóż jej, a zobaczysz, że potrafisz być miły i troskliwy. Nie wszystkie cechy, które posiadasz są złe. Po prostu zapomniałeś co znaczy miłość i troska o kogoś.
              Spojrzałem na niego i widząc jego ciepły i przyjazny wyraz twarzy, zrozumiałem, że obaj mieli rację. Faktycznie, budowałem barierę, której nie chciałem burzyć dla swojego poczucia bezpieczeństwa. Na dobrą sprawę nie chciałem stać się dobrym człowiekiem i zapomnieć o zabijaniu. To było na pierwszym miejscu od kilkunastu lat. Nie potrafiłem od tak rzucić wszystkiego i polecieć do niej...
       - Będzie dobrze... - Poklepał mnie po plecach - Idź do niej, jeżeli jeszcze tam jest.
              Minęło kilka minut, wszyscy poszli do swoich pokoi, a ja zostałem sam. Myślałem nad tym, aby wyjść do niej i z nią porozmawiać, ale postanowiłem się najpierw uspokoić i odrzucić najmniejszą cząstkę złego nastroju.
              Gdy czułem się już na siłach, aby zamienić z Amy kilka zdań, uchyliłem lekko drzwi wejściowe i wyszedłem na taras. Ujrzałem ją siedzącą na podłodze. Odwinęła kostkę, którą zawinąłem, aby przestała krwawić. Zagryzłem wewnętrzną część policzka i ukucnąłem przy niej. Gdy poczuła, jak ponownie opatrywałem jej stopę, na jej ustach zagościł jeszcze większy ból, niż był widoczny przed chwilą.
              Gdy zawinąłem koszulkę, usiadłem obok niej i odwróciłem głowę w jej stronę. W pewnej chwili nasze spojrzenia się na siebie natrafiły. Rozdziawiła delikatnie usta, co spowodowało, że wydawała się jeszcze słabsza. Może faktycznie coś do mnie czuła, a ja nie byłem w stanie dać jej tego, czego oczekiwała?
       - Amy... - Mruknąłem, po czym przejechałem dłonią po jej dłoni i splotłem nasze palce - Jesteś piękna, mądra... sprytna...ale...
              Nim zdążyłem dokończyć, ona po prostu przyłożyła palec do moich ust i je zamknęła. Wyciągnęła swoje palce z naszych splecionych dłoni i ułożyła swoją twarz na moich udach. Dłonią otuliła mnie wokół pasa i poczułem, jak wdycha mój zapach.
              Rozdziawiłem usta, aby temu zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Była zmęczona i potrzebowała snu. A jeżeli właśnie dzięki temu miała zasnąć, to postanowiłem nic nie robić. Moja dłoń, która zawisła w powietrzu, po chwili gładziła jej plecy, a później włosy. Zrobiło mi się przy niej dobrze... Poczułem jak moje myśli odpływały, a umysł ogarnęło zmęczenie. Oparłem głowę o belki i przymknąłem oczy. Zasnąłem, nie wiedząc kiedy.

_______________________________
Za nami 12 rozdział kochani :)
Jak wrażenia? 
Nie jesteście zawiedzenie? Mam nadzieję, że miło się Wam czyta kolejne rozdziały :) 
Dziękuję, że mnie wspieracie i jesteście. 
 @AudreeySwag

                                     CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!

26 komentarzy:

  1. Detka_BieberPl15 czerwca 2013 21:39

    kuzwa czemu on jest taki oschły dla niej . wrrr rozdział jak zawsze rewelacja kocham to

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny rozdział, szczerze mówiąc nie spodziewałam się zobaczyć u niego takich 'uczuć' .Powtarzam się i możliwe, że robi się to nudzące, ale strasznie lubię Twój styl pisania!
    czekam na kolejny rozdział :)
    kocham xx.
    Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza? Jezu to jest takie niesamowite! Magiczne, dosłownie, WOW. Chcę czytać więcej i więcej i więcej i więcej i nie mam dość... ohhh czekam na kolejny rozdział!
    @undermirrors

    OdpowiedzUsuń
  4. słodkie zakończenie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, aż brak słów! Jesteś genialna!

    OdpowiedzUsuń
  6. No Słoneczko moje zawiedzeni..... rewelacyjny rozdział <3 no może Biber wreszcie zacznie ją traktowac inaczej ,a Amy widzę się zakochała:* może coś z nich będzie haha.Teraz jeszcze jedna sprawa muzyka- dzięki niej czyta mi się jeszcze lepiej dodaje nastroju ♥ lovciam cię i czekam na kolejny @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  7. awww słodkie ;3
    rozdział mógł by być chociaż minimalnie dłuższy ale i tak jest wspaniały
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny..*_* yesgmxubxndndscbmnxnfgnxxvc Czekam na nastepny!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham tego bloga. jest odskocznią od rzeczywistości. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham , kocham super rozdzial . Tylko nie moge przestac myslec czy ona go zabije czy nie . Czekam na nastepny rozdzial <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Super *.* jejku to jest boskie <3
    Dziękuję <3
    @ilysm_Jussstin

    OdpowiedzUsuń
  12. Boski rozdział. On się zmieni czuję to tylko martwię się jak ona go zabije ?
    Weny życzę, dużo weny. :*

    Niuniek

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam to opowiadanie! Powodzenia i czekam już na kolejne rozdziały. @ElizaRychla

    OdpowiedzUsuń
  14. uff. w końcu zaległości nadrobione. c;
    wziął by w końcu trochę ogarnął się ten Justin, a nie tylko wściekał na innych. nie przepadam za takimi.
    a rozdział no po prostu jest boski ! < 33.
    @OLLG_poland

    OdpowiedzUsuń
  15. OMFG!
    To jest genialne!
    Mi się właśnie podoba taki Justin xd taki mrrrr...hahaha
    Boskie ♥
    @NaomiSoloday

    OdpowiedzUsuń
  16. jejku ale danger *__* rozdzial cudny <3 bardzo fajny blog :) czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  17. kocham kocham kocham <3 @highd0pe

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny rozdział. Justin wreszcie tak troskliwy, a Amy wygłosiła udaną przemowę. Cudowny rozdział. Naprawdę zaskakujesz mnie tym jak piszesz. Masz wrodzony talent, nie zmarnuj go. A tak w ogóle jak chcesz to możesz do mnie wpaść:
    http://sweet-dis.blogspot.com/ WENY XOXO

    OdpowiedzUsuń
  19. Zajebisty :D nie moge sie doczekać nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja już po prostu nie wiem co pisać xd
    Kocham to opowiadanie <3333
    asdfghjkl ♥

    OdpowiedzUsuń
  21. omgggg swietny rozdział, jeszcze słuchałam przy tym Mirror Timberlake omg popłakałam się

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  22. Ooooo boski ♥


    @agehhh

    OdpowiedzUsuń
  23. Przepraszam, poprawiam się, to jest najlepszy rozdział! Oby Justin zawsze taki był... Nie wiem czy to sprawa sympatii jaką darzę Justina, ale wydaje mi się że bardziej potrafisz wcielać się w postać Dangera niż Amy.. xD Lubię Justin'POV Cieszę się, że czytam tego bloga i że nadgoniłam. To była czysta przyjemność, naprawdę <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥