Amy's POV
Słowa Dave'a mną nie wstrząsnęły. Teraz najważniejsze było uratowanie
mojego chłopaka, a nie przejmowanie się jego uczuciami. Ofiarowałam Justinowi
swoje serce i on nie mógł tak po prostu mnie teraz zostawić. Zaczęłam dławić
się słonymi łzami, gdy nadal nie odzyskiwał przytomność.
- Do cholery, Justin! -
Krzyknęłam, opierając się dłońmi o swoje kolana.
Wpatrywałam się w nieprzytomnego chłopaka, a moje serce rozpadało się na drobne
kawałki. Próbowałam unormować oddech, ale to co czułam, ten straszny ból, który
tkwił w klatce piersiowej, nie dawał za wygraną. Budował coraz silniejszą
barierę między racjonalnym myśleniem, a paniką.
Łzy
płynęły po moim policzku, a ja nie miałam siły, aby ponownie spróbować obudzić
Justina. Odwróciłam się do Dave'a i będąc na podłodze, popatrzyłam na niego z
dołu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Stał w jednym miejscu i
obserwował cała sytuację, jakby go to w ogóle nie dotyczyło. Jakby był
obserwatorem z góry. Podniosłam się szybko, wiedząc, że mój rzekomo najlepszy
przyjaciel nic nie zrobił i wybiegłam z łazienki, po czym pobiegłam w stronę
pokoju Jasona.
Otworzyłam
drzwi do pomieszczenia - Jason...- powiedziałam ledwo słyszalnie, a on od razu
zerwał się z łóżka i w ułamku sekundy był już przy mnie.
Zaczął mnie wypytywać co takiego się stało, lecz ja nie byłam w stanie
nic więcej z siebie wydusić, niżeli jedno zdanie, które kosztowało mnie wbrew
pozorom bardzo dużo wysiłku.
- Zadzwoń po karetkę. -
jęknęłam, wtulając się w niego - On nie może umrzeć... - dodałam bezgłośnie,
pozwalając swojej rozpaczy wyjść na zewnątrz.
W
jednej chwili razem z dojrzałym dwudziestolatkiem pobiegłam do łazienki, a tam
dostrzegłam Dave'a z zaciśniętymi ustami, stojącego nad Justinem .
- Zostaw go! - krzyknęłam
z płaczem, klękając przy ciele swojego chłopaka.
Ujęłam jego twarz w dłonie i ponownie próbowałam przywrócić mu świadomość.
Nie mogłam pozwolić mu odjeść, bo był dla mnie wszystkim mimo tego, że miałam
chwilę zwątpienia. Potrzebowałam go. Chciałam, aby wiedział, że mu wybaczyłam.
- Justin... wybaczam,
wybaczam Ci wszystko, tylko się obudź. Dla mnie..- załkałam i pogłaskałam jego
policzek.
Odczekałam kilka sekund, które stały się dla mnie wiecznością. On nadal
nawet nie drgnął. Byłam na skraju wytrzymałości. Ponownie z moich oczu
wypłynęły łzy.
- Jason, co z tą karetką?
- krzyknęłam, czując w sobie coraz większą pustkę.
Nie
mogłam znieść tego, że Dave tylko stał i się przyglądał temu wszystkiemu. Byłam
wściekła na niego i na siebie za to, że pozwoliłam, aby moje serce skierowało
się ku niemu.
- Będzie za
chwilę..-Powiedział Knight, kiedy wbiegł do łazienki i przykucnął obok mnie.
Dłońmi gładziłam policzek swojego chłopaka, jednocześnie starałam się jak
najmocniej zaciskać jego ranę, aby nie stracił zbyt dużo krwi. Łzom nie było
końca, wręcz wypływały ze mnie jak z wodospadu. - Justin,
proszę, nie zostawiaj mnie... - załkałam, całując jego czoło - Proszę... -
szepnęłam, a Jason tym samym pogłaskał mnie po plecach w akcie pocieszenia.
- Kurwa, Amy. - Dave
opuścił pomieszczenie, sycząc pod nosem.
Nie
zwróciłam na to uwagi. Liczył się Justin i to, żeby do mnie wrócił. Był dla
mnie całym światem. Osobą, której potrzebowałam do szczęścia. Ostatnie dni były
ciężkie i byłam na skraju przepaści. Miałam upaść i poddać się, bo zabrakło mi
na wszystko sił, ale to co siedziało z Justinem... ta obawa, że mogłabym go
stracić i zostać sama...była tak oszałamiająca, że dotarło do mnie to, co
chciałam ukryć - to ON dawał mi energię do życia i był nadzieją na lepsze
jutro.
- Amy, chodź. Zajmą się
nim lekarze...- Jason ujął moje ramiona i zaczął podnosić mnie do góry, gdy do
pomieszczenia wszedł Thomas z dwoma funkcjonariuszami służby pogotowia
ratunkowego.
Od
razu uklęknęli przy Justinie i zaczęli go badać. Jeden założył mu opatrunek na
ranę, a drugi lekarz kazał nam wyjść, jednocześnie wyjmując jakieś dodatkowe
urządzenia.
- Nie, ja nie mogę,
Jason, zostaw! - zaczęłam się wyrywać, gdy dostrzegłam defibrylator.
Chłopak nie odpuszczał i trzymał mnie w mocnym uścisku. - Puść mnie!-
krzyknęłam i zaczęłam się szarpać. Wiedziałam, że Justin mnie potrzebował i to
ja musiałam być teraz cały czas przy nim. Pragnęłam jego bliskości bardziej,
niż kiedykolwiek. Chciałam mieć pewność, że nadal będzie żył.
Moje
włosy kleiły się do mych policzków, przez co moje pole widzenia było
ograniczone. Jason nie dał za wygraną i pociągnął mnie w stronę wyjścia i
zamknął drzwi, opierając się o nie. Byłam rozzłoszczona i rozgniewana, a przeze
mnie przemawiała jedynie rozpacz i chęć bycia jak najbliżej swojej miłości
- Justin! - zaczęłam
krzyczeć imię swojego chłopaka i jednocześnie kopać Jasona, aby go przekonać,
by mnie tam wpuścił - Puść mnie!
- Uspokój się! - szarpnął
moimi ramionami - Myślisz, że w takim staniem przydasz się na cokolwiek? Po co
histeryzujesz? Jeżeli się nie uspokoisz, nie wyjdziesz stąd i nie pojedziesz z
nim do tego pierdolonego szpitala! -krzyknął tak głośno, że stanęłam w miejscu,
jednocześnie wpatrując się w niego.
Moje
serce biło o wiele szybciej, niż przed kilkoma sekundami. Jego głos
sparaliżował mój umysł. Pot mieszał się ze łzami, a ja nie potrafiłam wykonać
żadnego ruchu pod wpływem jego wzroku. Zacisnęłam swoje wargi i rozluźniłam
swoje mięśnie, a jego uścisk się pomniejszył i mogłam swobodnie się od niego
odsunąć.
Oparłam się o ścianę naprzeciwko drzwi i się w nie wpatrywałam. Osunęłam
się na podłogę, podkurczyłam nogi i objęłam je, po czym błagałam Boga, aby nie
zabierał mi Justina. Mojego szczęścia, mojej zguby, mojego życia.
- Amy, nie chciałem na
ciebie nakrzyczeć, ale nie dałaś mi wyboru. Przepraszam, ok? - chłopak
powiedział łagodnym tonem, a ja usadowiłem głowę na kolanach i zamknęłam oczy.
Chciałam oczyścić umysł z nieprzyjemnych myśli, aby móc pojechać z
Justinem do szpitala. Nagle drzwi od łazienki się gwałtownie otworzyły. Jeden
lekarz trzymał Justina pod pachami, a drugi trzymał za nogi.
- Zabieramy go do
szpitala. Czeka go operacja, stan jest poważny. - dostałam odpowiedź, nim zdążyłam
o cokolwiek zapytać.
Wstałam z podłogi i podbiegłam do nich, ujmując ramię swojego chłopaka.
Ponownie zaczęłam dusić się łzami - Nie martw się... Justin, wyjdziesz z tego.
- mruknęłam, podążając wzdłuż korytarza.
Zbiegłam ze schodów i czekałam na sanitariuszy przy karetce. Kiedy
bezpiecznie umieścili Justina w środku, blado się uśmiechnęłam na myśl, że
uratowaliby jego życie. - Pani nie może z nami jechać. Jedziemy do szpitala
przy BurnStreet. - zamknął drzwi i wsiadł od strony kierowcy.
Zaczęłam się nerwowo przyglądać, jak w coraz szybszym tempie zamykali
samochód i po chwili odjechali, zostawiając po sobie ślad kół. Nie mogłam
zrozumieć, że właśnie teraz Justin był pozbawiony mojej bliskości. Odwróciłam
się, aby wbiec do środka i namówić Jasona na zawiezienie mnie do szpitala, ale
on już stał przy aucie.
- Wsiadaj, jeżeli chcesz
jechać tuż za karetką. - Syknął, siadając na miejscu kierowcy.
Bez
większego zastanowienia, wsiadałam na miejsce pasażera i zapięłam pas. Z
piskiem opon wyjechał z naszej, a właściwie mojej posesji, po czym dogoniliśmy
karetkę. Chciałam jak najszybciej ponownie zobaczyć Justina, potrzebowałam
tego. Moja dusza czuła się osamotniona. Trzęsłam się i nie hamowałam płaczu. To
jedyne, co pomagało mi chociaż w mniejszym stopniu pozbyć się całej rozpaczy
rozsadzającej moje ciało.
- Dlaczego pozwoliliście,
aby został postrzelony? - cicho szepnęłam, spoglądając na przyjaciela.
Jason przeniósł swój wzrok na mnie, po czym po krótkiej chwili ponownie
spojrzał na ulicę, cały czas trzymając się stałej prędkości - Amy, to nie tak..
On sam o tym zadecydował. - zaczął tłumaczyć mi spokojnym tonem. - Wiesz jaki
jest uparty...
Spuściłam wzrok na swoje dłonie i nerwowo zaczęłam oddychać. - Wiem...
Ale przez to teraz... - nie potrafiłam dokończyć zdania, które chciałam
wypowiedzieć. Bałam się kolejnych minut, godzin, dni. To była walka o życie, a
ja nie wiedziałam, czy potrafiłam ją przetrwać. Nie wiedziałam, czy Justin to przetrwa.
Miotały mną emocje i czułam, że umysł opętał ciało.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala od razu podbiegłam do recepcjonistki -
Przywieźli tutaj mojego chłopaka, został postrzelony. Karetka przyjechała przed
chwilą... gdzie mam iść? - zaczęłam nerwowo wypytywać kobietę, która patrzyła
na mnie zaszokowana.
- Uspokój się... Jesteś
cała roztrzęsiona.- zaczynała mnie drażnić, więc syknęłam. - Gdzie mam go
szukać?
Ciężko westchnęła, spoglądając na ekran monitora. - Będzie miał za kilka
minut operację. - mruknęła, powracając na mnie wzrokiem - sala numer
dwadzieścia, drugie piętro. Proszę się nie martwić... - nie pozwoliłam jej
dokończyć i szybko pobiegłam w wyznaczone miejsce, nie przejmując się nawet
Jasonem, którego miałam teraz zupełnie poza strefą własnych myśli. Musiałam
dowiedzieć się, jak było w tej chwili z moim chłopakiem.
Dotarłam na drugie piętro, ale przed wejściem na salę zatrzymała mnie
pielęgniarka, która akurat z niej wychodziła. - Nie może tam pani wejść. Za
chwilę rozpoczyna się operacja, przykro mi, musi pani poczekać na lekarza.-
Powiedziała obojętnie i poszła dalej.
Stanęłam i wpatrywałam się w napis SALA OPERACYJNA. - Jestem z tobą..-
szepnęłam jakby sama do siebie i usiadłam na pobliskim krześle, opierając się
głową o ścianę.
Po
dwóch godzinach, przy moim boku znalazł się Jason. Usiadł i przyciągnął mnie do
siebie, po czym zaczął gładzić moje plecy. Wtuliłam głowę w jego tors i
zacisnęłam oczy, aby ujrzeć przed sobą obraz Justina. Szczęśliwego,
uśmiechniętego. Uświadomiłam sobie najważniejszą rzecz. Kochałam go całym swoim
sercem i byłam w stanie zrobić wszystko, by ponownie unieszkodliwić Shadow,
tylko po to, aby odzyskać Justina.
Nagle z pomieszczenia wyszły dwie pielęgniarki, które wiozły na wózku
dwie torebki krwi. Już chciałam się im zapytać, jak przebiegała operacja i czy
dobiegła już końca, ale Jason mnie powstrzymał mówiąc, że jeszcze musiałam
chwilę poczekać.
Wpatrywałam się w białe drzwi, prowadzące na salę, w której znajdował się
mój Justin. Po niespełna czterdziestu minutach wyszedł lekarz.
- Przepraszam...-
Zerwałam się z krzesła i stanęłam na przeciwko dość wysokiego mężczyzny. - Jak
się ma Justin?- mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem i z poważną miną spytał,
czy byłam kimś z jego rodziny.
- Jesteśmy jego jedyną
rodziną, nie ma nikogo poza nami. - Odezwał się Jason, podchodząc do mnie i
obejmując mnie w pasie.
- Dobrze. - skinął lekko
głową w sposób godny swojego mienia - Zatem będę zmuszony, aby poprosić państwa
o danego tego młodego człowieka. Należy poinformować policję o tym zdarzeniu. A
co do zdrowia pacjenta.. - zawiesił na chwilę głos i spojrzał najpierw na mnie,
a potem na Jasona - Wyjdzie z tego. Co prawda kość została uszkodzona i nie
mogliśmy zatrzymać krwawienia przez dłuższą część zabiegu, ale udało się.
Będzie potrzebował rehabilitacji i czasu, aby przejść pomyślnie okres
rekonwalescencji. - odpowiedział tak poważnie, że cofnęłam się o dwa kroki.
Czułam się w pewnym sensie obwiniana o to, co przechodził Parker.- A
teraz przepraszam, muszę przyszykować dokumenty. Pan wygląda na dorosłą i
odpowiedzialną osobę ,więc proszę ze mną.- skierował swój wzrok na Jasona.
Kiedy ponownie pozostałam sama, usiadłam na krzesełku, niecierpliwie
wystukując jakiś rytm swoimi stopami. Ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że
Justinowi nie zagrażała już śmierć. Teraz pragnęłam go jak najszybciej ujrzeć,
dotknąć i pokazać mu, że byłam przy nim, gdy walczył z samym sobą.
Minęło trochę czasu, a ani Jason, ani Justin nie pojawili się. Zaczęłam
się zastanawiać, co chłopacy będą w stanie wymyślić, aby spławić policję, kiedy
z sali operacyjnej, wyłoniła się postać pielęgniarki, a tuż za nią dwóch
mężczyzn pchało łóżko szpitalne, na którym leżał Justin. Był przykryty
niebieską pościelą, jego powieki były zamknięte, a wyraz twarzy wskazywał na
to, że spał.. Czuł się dobrze. Taką miałam nadzieję.
Od
razu do niego podeszłam i ujęłam dłońmi rękę swojego chłopaka, jednocześnie się
nad nim pochylając i idąc w tym samym tempie, co lekarze pchający jego łóżko. -
Byłam przy tobie cały czas, skarbie, kocham cię. - szepnęłam, roniąc kilka łez.
- Proszę się odsunąć,
pacjent musi teraz odpoczywać. - pielęgniarka mnie skarciła wzrokiem, lecz
nawet nie wzięłam sobie jej uwagi do serca.
Wprowadzili Justina na salę i podłączyli go do aparatury, która śledziła
jego czynności życiowe.
- Dobrze, proszę wykonać
podstawowe badania i na dzisiaj to wszystko. - mruknęła jedna pielęgniarka, do
drugiej. - Panią jestem zmuszona, poprosić o opuszczenie sali.. Naprawdę,
dzisiaj już nic się nie zmieni. Niech pani odpocznie..- Pogładziła mnie po
ramieniu i wyszła.
Zaparcie walczyłam z ich cholernie wkurzającym pocieszaniem i zmuszaniem,
abym odpuściła. Podeszłam do jego łóżka, po czym usiadłam na brzegu. Ujęłam
rękę Justina i zaczęłam ją rytmicznie głaskać, tym samym wpatrując się
naprzemiennie w jego twarz i maszynę ukazującą pracę serca. - Jestem tutaj bo
cię kocham... - musnęłam ustami jego policzek, po czym zaczęłam przeczesywać
dłonią jego włosy
Był
teraz taki bezbronny. Nie krzyczał, nie wyzywał mnie, ani nie ranił. To był mój
Justin, którego musiałam odzyskać nie patrząc na przeciwności, jakimi byłam
obdarowywana przez los. - Jestem z tobą, wiesz? Nie, nie zamierzam odejść. Nie
odejdę nawet wtedy, kiedy przyjdzie Jason i zacznie mnie od ciebie odciągać
siłą. - zaśmiałam się przez łzy. - Tym razem mnie od ciebie nie odciągną. Będę
tutaj, kiedy się obudzisz. - pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się
czule.
Przyłożyłam głowę do jego niepostrzelonego ramienia i dopiero teraz mój
oddech zaczął się normować. Przymknęłam lekko swoje oczy, ale nadal czuwałam
nad swoim chłopakiem. Dźwięk pikającej maszyny tylko podtrzymywał moją
świadomość, że on żył. Czułam jego bijące serce i ciepło, które wypełniało jego
ciało. Ze zmęczenia w jednej chwili pozwoliłam popłynąć w objęcia Morfeusza.
W
powietrzu roznosił się zapach czegoś przyjemnego. Rozchyliłam delikatnie swoje
powieki, a przed sobą ujrzałam klatkę piersiową Justina, która była cała w
bandażach, a trochę dalej siedział Jason razem z Thomasem i zajadali się jakąś
zupką w misce. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wpatrując się w swojego
chłopaka.
- Nie obudził się? -
spytałam, przecierając oczy, na co chłopacy pokręcili głowami, a ja pocałowałam
Justina w policzek. - Dzień dobry.
Ciężko westchnęłam i odgarnęłam kosmyk jego włosów do tyłu. Opuszkami
palców gładziłam jego policzek, kiedy nagle w pomieszczeniu znalazł się lekarz,
który przeprowadzał operację.
- Panie doktorze, kiedy
on się obudzi? - mruknęłam, spoglądając na dość wysokiego blondyna.
- Justin potrzebuje
trochę czasu, aby wrócić do nas. Musi odpoczywać. Proszę się odsunąć. - Chwycił
mnie za ramiona i przesunął na bok. - Muszę sprawdzić jego parametry... -
spojrzał wzrokiem na urządzenia - które wskazują, że wszystko jest w normie.
Myślę, że wróci szybko do zdrowia. - Zapisał coś na karcie Justina i posłał mi
lekki uśmiech.
Skinęłam lekko głową, obserwując jego poczynania. Czułam się lepiej, a
myśl, że Justinowi było już lepiej, dawała mi energię do życia. - Czy możemy
tutaj być? - zapytał nagle Thomas - To nasz przyjaciel. - dodał, spoglądając
kontem oka na doktora.
- Oczywiście, ale
prosiłbym, aby panienka nie kładła się tak blisko niego, gdyż jego rana jest
zbyt świeża, a nie chciałaby pani chyba ponownie czekać kilka godzin przed salą
operacyjną, prawda? - Posłał mi poważne spojrzenie i dodał. - Bo ja bym tego
nie chciał.
Zagryzłam swoje usta, po czym spuściłam głowę w dół. - Dobrze. - cicho
mruknęłam, czując gulę w gardle. Znowu padłam ofiarą punktu zaczepiania i znowu
to ja oberwałam. Lekarz warknął coś pod nosem i wyszedł, zostawiając nas
samych. Zerknęłam na Justina, a potem na chłopaków, którzy obdarowywali mnie
obojętnym spojrzeniem. - Zostaniecie tutaj? Muszę pójść do toalety... -
jęknęłam.
- Tak, tak. - Odparł
Thomas, odkładając miskę.
Wyszłam na korytarz i zapytałam pielęgniarkę, gdzie znalazłabym toaletę.
Niska brunetka, pokierowała mnie trzy pomieszczenia dalej. Poszłam w
wyznaczonym przez nią kierunku i zniknęłam w damskiej toalecie. Wyszłam po
niespełna pięciu minutach, gdyż odczuwałam tęsknotę za Parkerem.
Gdy
weszłam do jego sali, ani Jasona, ani Thomasa nie było w środku, a aparatura
wykazywała nieregularne parametry.
- Justin! - krzyknęłam,
podbiegając do niego, a gdy ujęłam jego dłoń, poczułam, jak zaciskał delikatnie
moje palce.
Oszołomiona tym, co się z nim działo wybiegłam szybko z sali. Stojąc na
korytarzu, krzyknęłam.- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - do moich oczu
nagromadziła się duża ilość łez.
Czułam, że jeśli bym go straciła, to rozpadłabym się razem z moim
człowieczeństwem. Lekarz, który kilka minut temu mnie obwiniał za nachalność,
podążył w moim kierunku. Przesunęłam się, gdy wchodził do sali, a zaraz potem
był już przy moim chłopaku. Gorączkowo przyglądałam się co on mu robił, a gdy
chciałam o coś zapytać, dostrzegłam, że Justin zaczął wypluwać ślinę.
Zaczął cały drżeć, a następnie zaczął się rzucać po całym łóżku. Byłam
oszołomiona tym wszystkim. Zagryzłam dolną wargę, aby nie wydać z siebie
żadnego dźwięku, który mógłby rozproszyć lekarza.
- Siostro!- krzyknął
głośno, a tuż po chwili wbiegły dwie pielęgniarki. - Proszę go przytrzymać, ma
napad. - spojrzałam zdezorientowana na Justina, a w tym samym momencie zaczął
straszliwie krzyczeć. Rzucał się i krzyczał, tak głośno, jakby jego ciało
płonęło. Nie mogłam powstrzymać swoich łez i bezsilności.
- Niech pan coś zrobi! -
Wrzasnęłam i zrobiłam dwa kroki w stronę łóżka.
Wtedy jego atak ustał, a on zasnął. Czułam się zdezorientowana.
Napotkałam na sobie spojrzenie faceta w białym fartuchu.
- Justin miał napad
toniczno – kloniczny. Teraz się prześpi i niedługo powinien się obudzić. -
pokierował się w stronę drzwi, kiedy sprawdził cała aparaturę. - A. - odwrócił
się i uniósł lekko w górę swój palec wskazujący - nie będzie pamiętał tej
sytuacji, także proszę zachowywać się naturalnie. - mruknął i opuścił
pomieszczenie, a ja podeszłam od prawej strony Justina, gdyż po lewej stała
pielęgniarka i przemywała jego twarz.
Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego łokciu i nadgarstku, po
czym usiadłam na krześle obok. - Proszę się nie martwić, on się obudzi.. -
pielęgniarka na odchodnym posłała mi lekki uśmiech i wyszła, a jednocześnie do
środka wszedł Thomas, którego obdarzyłam srogim spojrzeniem.
- Dlaczego go
zostawiliście? - warknęłam - Przecież mówiłam, że macie z nim być...
- Przecież i tak śpi...
Amy z nim wszystko jest w porządku, to nie jest coś z czego Justin by nie
wyszedł. - mruknął i otworzył paczkę słonych orzeszków.
Parsknęłam rozgniewana pod nosem i pokręciłam lekko głową, zabierając
swoje ręce z ciała nieprzytomnego chłopaka, aby nie zrobić mu krzywdy - Jesteś
żałosny! - warknęłam, mierząc go wzrokiem - Justin walczy o życie, a ty
zajadasz się jakimiś nędznymi orzeszkami! Nie wstyd ci? - zapytałam, opierając
się o krzesło.
Thomas obdarował mnie zdziwionym spojrzeniem.- Ty się nie wstydziłaś,
kiedy dobierałaś się do Dave`a za plecami Justina...- dodał i następnie uderzył
się w udo. - Kurwa, Amy, Przepraszam... Sam się denerwuję jego stanem i
nie wiem, co mówię. - zaczął się tłumaczyć.
Gdy
usłyszałam jego słowa, poczułam się... jak dziwka. Właśnie tak nazwał mnie
Justin. Wzięłam głęboki wdech, zabierając swój wzrok z jego postury. Nie
pohamował się przed wypowiedzeniem tych słów... Po moich policzkach ponownie
spłynęły łzy, które szybko otarłam i spojrzałam na urządzenie, wskazujące ilość
uderzeń serca Justina na minutę. Wpatrywałam się w linię, a dźwięk, który
świadczył, że on żył w jednej chwili stał się dla mnie ukojeniem.
Poczułam na swoim ramieniu dłoń i automatycznie odwróciłam głowę. Kiedy
ujrzałam Thomasa, od razu odepchnęłam go od siebie. - Zostaw mnie. - cicho
syknęłam, nie uciekając wzrokiem na boki.
Nie
byłam w stanie spojrzeć mu w oczy po takich słowach, jakie padły z jego ust.
Wiedziałam, że miał rację, ale za wszelką cenę starałam się ją zatuszować i wyrzucić
ze swoich myśli słowo, które wywoływało nieznane mi uczucia.
- Amy, mamy sprawę do
omówienia. - do środka wszedł Jason i zamknął drzwi, podchodząc bliżej -
Thomas, siadaj. - warknął na chłopaka, który stał za mną, po czym usiadł na
łóżku. - Rozmawiałem z lekarzem i mówił, że poinformował już policję. - na jego
twarzy pojawił się grymas, który świadczył o niezadowoleniu - Jeżeli będą was
przesłuchiwać nic nie wiecie, rozumiemy się? - jego ton głosu brzmiał tak
poważnie, że w pewnym sensie się jego wystraszyłam
Przytaknęłam głową.- I tak prawda jest taka, że nic nie wiem... Nigdy nic nie
wiem, bo odpychacie mnie na bok. - Wydusiłam z siebie te kilka cichych słów i
odwracając się tyłem do chłopaków, podeszłam do Justina. - No, obudź się... -
poklepałam go po zewnętrznej części dłoni.
- Do jasnej cholery,
przestań cały czas do niego podchodzić i błagać go o wybudzenie się. - Thomas
nie wytrzymał - Może on nie chce się wybudzić? Może też działasz mu już na
nerwy? - wyrzucił ręce w powietrze
- Weź się ode mnie
odpieprz, co?!- wrzasnęłam i odwróciłam się w jego stronę. - Chcesz mi coś
jeszcze powiedzieć? To zrób to teraz! - Nie wytrzymałam i podeszłam do niego
bliżej.- Taka z was rodzina
- Tak, mam nadzieję, że
Justin cię zostawi, po tym jak się dowie, że gdy on pojechał na tę cholerną
akcję i został ranny, to ty migdaliłaś się do Dave'a. - wrzasnął na mnie
- Co z ciebie za dziewczyna! Zwykła suka z ciebie! - jego słowa zaczęły palić
moją twarz i czułam się upokorzona.
- Okej...- przytaknęłam i
zgarnęłam włosy z twarzy. - Dziękuję... Dziękuję ci za te cholernie szczere
słowa. - Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do łóżka Justina, a całując go w
policzek szepnęłam, że go bardzo mocno kochałam. Spojrzałam na Jasona i powiedziałam
łagodnym tonem.
- Kiedy się obudzi,
powiedz mu, że wyrzuciliście mnie z waszego, jak i jego życia. -Posłałam mu
blady uśmiech i wyszłam z sali.
- Amy! - usłyszałam
donośny głos Knight'a, który po chwili szarpnął mnie za ramię - Co ty wyprawiasz?
- odwróciłam się w jego stronę i ze spływającymi łzami po policzkach na niego
zerknęłam - Odchodzę. Nie chcę być dłużej poniżana. Najwidoczniej nie jest mi
dane być przy Justinie.
- Przestań, Thomas jest
zdenerwowany, zależy mu na Justinie i nie wie co mówi. Uspokój się i wróć do
środka. - Pogłaskał mnie po głowie.
Wypuściłam ze swoich płuc powietrze, które wstrzymywałam przed dłuższą chwilę.
- Muszę się przewietrzyć... Porozmawiasz z nim? - Mruknęłam unikając jego
wzroku
- Jasne, pogadam z nim. -
poklepał mnie po ramieniu - Ale Amy... - uniósł mój podbródek - Nie oddalaj się
zbyt daleko... hm? - mruknął, po czym lekko skinęłam głową. Wiedziałam, że
nadal byłam w niebezpieczeństwie, lecz w tej chwili to było najmniej ważne.
Mogłam zostać zabita, porwana, zgwałcona. Teraz wszystko było mi już obojętne
poza miłością do Justina.
Kochani!
Udało mi się dodać dzisiaj rozdział :)
Bardzo, bardzo się cieszę, że pod ostatnim rozdziałem dostałam tyle miłych komentarzy :)
Jesteście Najwspanialszymi Czytelnikami na świecie ♥
Do następnego :)
Jakieś pytania? - Pytaj na TT - @AudreeySwag
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! :) - PAMIĘTAJ! ♥
Jak zwykle cudowny ;***
OdpowiedzUsuńjejku biedna Amy :( caly czas jej koledzy wytykuja jej bledy.. sama juz nie wie co ma zrobic .. robi sie coraz ciekawiej z kazdym rozdzialem. Czekam na nową notkę kochana! xx
OdpowiedzUsuńKurwa! Ale jestem wściekła no! Co ten Thomas sobie myśli? Że może ot tak ją obrażać i poniżać? Co za palant, no!
OdpowiedzUsuńZresztą...to bardziej Dave się do niej migdalił niż ona do niego, tak w ogóle o! Więc niech się nie wtrąca.
A Dave też sobie za dużo wyobraża, o! Niech trzyma łapy przy sobie cholera!
Kurde :P się zdenerwowałam :D
Rozdział oczywiście zajebisty i emocjonalny jak dla mnie :D
@ameneris
<3
Chcesz żebym miała same 2 ? myślę ciągle o Twoim opowiadaniu . Czekam na nn @kochamcie3609
OdpowiedzUsuńuwielbiam tego bloga! jest świetny!
OdpowiedzUsuńMAATKO! JUSTIN W SZPITALU! OPERACJA, ATAK *____*
OdpowiedzUsuńNie wierzę
oby wyzdrowiał ♥
aw ♥ świetny ^^
OdpowiedzUsuńCzekam nn <3
OdpowiedzUsuńSuper czekamy na nn <333 *.*
OdpowiedzUsuńawww, mam nadzieję że Justin szybko się obudzi i będzie wszystko okey
OdpowiedzUsuńświetny
@magda_nivanne
aaaaaaa ja chcę już kolejny *.*
OdpowiedzUsuńO boziu ;o Ciekawe czy ona jednak ucieknie. A może znów ktoś ją porwie? Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńoni stają się dla Amy coraz bardziej chamscy, zwłaszcza Thomas. Jak tak można...
OdpowiedzUsuńA co będzie z Justinem? Wybudzi się?
Świetny rozdział. Czekam na kolejny. *-*
Pisanie idzie Ci niesamowicie, aby tak dalej!
Wiktoria xx
Genialne! A Thomas to już przesadza, podobnie jak Dave. Powinni być szczęśliwi, że Justin ma kogoś, komu na nim zależy tak bardzo. Przynajmniej jeszcze Jason trzyma rękę na pulsie. A co do Amy... Oby tylko nie wpadła znów w jakieś gówno! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń[ http://collision-fanfiction.blogspot.com/ ]
swietny rozdzial, jestes boska x
OdpowiedzUsuńCo za palanty, najpierw Dave teraz Thomas :/ ile Amy musi jeszcze znieść żeby wreszcie wszyscy zrozumieli że ona na prawdę kocha Justina <3 mam nadzieje ze Justin jak sie wybudzi to tez kurwa zrozumie .... z każdym kolejnym rozdziałem emocje coraz większe :3 Genialny rozdział czekam na kolejny ...buziaczki:**
OdpowiedzUsuńKocham @monikaswaggy
SOML + ten rozdział i ryczę jak bóbr.
OdpowiedzUsuńDo zaś :*
~whatever
jezu nie mogę się doczekać następnego rozdziału. kocham to opowiadanie! @mycanadianbooy
OdpowiedzUsuńZapraszam na land-of-grafic po odbiór szablonu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuper <333 czekamy na nn *.*
OdpowiedzUsuńA TY WSPANIAŁĄ BLOGERKĄ I PISARKĄ!! @WildBieberAir
OdpowiedzUsuń