sobota, 2 listopada 2013

~ Rozdział trzydziesty siódmy

 Amy's POV

           Słowa Dave'a mną nie wstrząsnęły. Teraz najważniejsze było uratowanie mojego chłopaka, a nie przejmowanie się jego uczuciami. Ofiarowałam Justinowi swoje serce i on nie mógł tak po prostu mnie teraz zostawić. Zaczęłam dławić się słonymi łzami, gdy nadal nie odzyskiwał przytomność.
     - Do cholery, Justin! - Krzyknęłam, opierając się dłońmi o swoje kolana.
          Wpatrywałam się w nieprzytomnego chłopaka, a moje serce rozpadało się na drobne kawałki. Próbowałam unormować oddech, ale to co czułam, ten straszny ból, który tkwił w klatce piersiowej, nie dawał za wygraną. Budował coraz silniejszą barierę między racjonalnym myśleniem, a paniką.
          Łzy płynęły po moim policzku, a ja nie miałam siły, aby ponownie spróbować obudzić Justina. Odwróciłam się do Dave'a i będąc na podłodze, popatrzyłam na niego z dołu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Stał w jednym miejscu i obserwował cała sytuację, jakby go to w ogóle nie dotyczyło. Jakby był obserwatorem z góry. Podniosłam się szybko, wiedząc, że mój rzekomo najlepszy przyjaciel nic nie zrobił i wybiegłam z łazienki, po czym pobiegłam w stronę pokoju Jasona.
          Otworzyłam drzwi do pomieszczenia - Jason...- powiedziałam ledwo słyszalnie, a on od razu zerwał się z łóżka i w ułamku sekundy był już przy mnie.
           Zaczął mnie wypytywać co takiego się stało, lecz ja nie byłam w stanie nic więcej z siebie wydusić, niżeli jedno zdanie, które kosztowało mnie wbrew pozorom bardzo dużo wysiłku.
     - Zadzwoń po karetkę. - jęknęłam, wtulając się w niego - On nie może umrzeć... - dodałam bezgłośnie, pozwalając swojej rozpaczy wyjść na zewnątrz.
           W jednej chwili razem z dojrzałym dwudziestolatkiem pobiegłam do łazienki, a tam dostrzegłam Dave'a z zaciśniętymi ustami, stojącego nad Justinem .
     - Zostaw go! - krzyknęłam z płaczem, klękając przy ciele swojego chłopaka.
           Ujęłam jego twarz w dłonie i ponownie próbowałam przywrócić mu świadomość. Nie mogłam pozwolić mu odjeść, bo był dla mnie wszystkim mimo tego, że miałam chwilę zwątpienia. Potrzebowałam go. Chciałam, aby wiedział, że mu wybaczyłam.
     - Justin... wybaczam, wybaczam Ci wszystko, tylko się obudź. Dla mnie..- załkałam i pogłaskałam jego policzek.
           Odczekałam kilka sekund, które stały się dla mnie wiecznością. On nadal nawet nie drgnął. Byłam na skraju wytrzymałości. Ponownie z moich oczu wypłynęły łzy.
     - Jason, co z tą karetką? - krzyknęłam, czując w sobie coraz większą pustkę.
           Nie mogłam znieść tego, że Dave tylko stał i się przyglądał temu wszystkiemu. Byłam wściekła na niego i na siebie za to, że pozwoliłam, aby moje serce skierowało się ku niemu.
     - Będzie za chwilę..-Powiedział Knight, kiedy wbiegł do łazienki i przykucnął obok mnie.
           Dłońmi gładziłam policzek swojego chłopaka, jednocześnie starałam się jak najmocniej zaciskać jego ranę, aby nie stracił zbyt dużo krwi. Łzom nie było końca, wręcz wypływały ze mnie jak z wodospadu.      - Justin, proszę, nie zostawiaj mnie... - załkałam, całując jego czoło - Proszę... - szepnęłam, a Jason tym samym pogłaskał mnie po plecach w akcie pocieszenia.
     - Kurwa, Amy. - Dave opuścił pomieszczenie, sycząc pod nosem.
           Nie zwróciłam na to uwagi. Liczył się Justin i to, żeby do mnie wrócił. Był dla mnie całym światem. Osobą, której potrzebowałam do szczęścia. Ostatnie dni były ciężkie i byłam na skraju przepaści. Miałam upaść i poddać się, bo zabrakło mi na wszystko sił, ale to co siedziało z Justinem... ta obawa, że mogłabym go stracić i zostać sama...była tak oszałamiająca, że dotarło do mnie to, co chciałam ukryć - to ON dawał mi energię do życia i był nadzieją na lepsze jutro.
     - Amy, chodź. Zajmą się nim lekarze...- Jason ujął moje ramiona i zaczął podnosić mnie do góry, gdy do pomieszczenia wszedł Thomas z dwoma funkcjonariuszami służby pogotowia ratunkowego.
           Od razu uklęknęli przy Justinie i zaczęli go badać. Jeden założył mu opatrunek na ranę, a drugi lekarz kazał nam wyjść, jednocześnie wyjmując jakieś dodatkowe urządzenia.
     - Nie, ja nie mogę, Jason, zostaw! - zaczęłam się wyrywać, gdy dostrzegłam defibrylator.
           Chłopak nie odpuszczał i trzymał mnie w mocnym uścisku. - Puść mnie!- krzyknęłam i zaczęłam się szarpać. Wiedziałam, że Justin mnie potrzebował i to ja musiałam być teraz cały czas przy nim. Pragnęłam jego bliskości bardziej, niż kiedykolwiek. Chciałam mieć pewność, że nadal będzie żył.
           Moje włosy kleiły się do mych policzków, przez co moje pole widzenia było ograniczone. Jason nie dał za wygraną i pociągnął mnie w stronę wyjścia i zamknął drzwi, opierając się o nie. Byłam rozzłoszczona i rozgniewana, a przeze mnie przemawiała jedynie rozpacz i chęć bycia jak najbliżej swojej miłości
     - Justin! - zaczęłam krzyczeć imię swojego chłopaka i jednocześnie kopać Jasona, aby go przekonać, by mnie tam wpuścił - Puść mnie!
     - Uspokój się! - szarpnął moimi ramionami - Myślisz, że w takim staniem przydasz się na cokolwiek? Po co histeryzujesz? Jeżeli się nie uspokoisz, nie wyjdziesz stąd i nie pojedziesz z nim do tego pierdolonego szpitala! -krzyknął tak głośno, że stanęłam w miejscu, jednocześnie wpatrując się w niego.
           Moje serce biło o wiele szybciej, niż przed kilkoma sekundami. Jego głos sparaliżował mój umysł. Pot mieszał się ze łzami, a ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu pod wpływem jego wzroku. Zacisnęłam swoje wargi i rozluźniłam swoje mięśnie, a jego uścisk się pomniejszył i mogłam swobodnie się od niego odsunąć.
           Oparłam się o ścianę naprzeciwko drzwi i się w nie wpatrywałam. Osunęłam się na podłogę, podkurczyłam nogi i objęłam je, po czym błagałam Boga, aby nie zabierał mi Justina. Mojego szczęścia, mojej zguby, mojego życia.
     - Amy, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, ale nie dałaś mi wyboru. Przepraszam, ok? - chłopak powiedział łagodnym tonem, a ja usadowiłem głowę na kolanach i zamknęłam oczy.
           Chciałam oczyścić umysł z nieprzyjemnych myśli, aby móc pojechać z Justinem do szpitala. Nagle drzwi od łazienki się gwałtownie otworzyły. Jeden lekarz trzymał Justina pod pachami, a drugi trzymał za nogi.
     - Zabieramy go do szpitala. Czeka go operacja, stan jest poważny. - dostałam odpowiedź, nim zdążyłam o cokolwiek zapytać.
           Wstałam z podłogi i podbiegłam do nich, ujmując ramię swojego chłopaka. Ponownie zaczęłam dusić się łzami - Nie martw się... Justin, wyjdziesz z tego. - mruknęłam, podążając wzdłuż korytarza.
           Zbiegłam ze schodów i czekałam na sanitariuszy przy karetce. Kiedy bezpiecznie umieścili Justina w środku, blado się uśmiechnęłam na myśl, że uratowaliby jego życie. - Pani nie może z nami jechać. Jedziemy do szpitala przy BurnStreet. - zamknął drzwi i wsiadł od strony kierowcy.
           Zaczęłam się nerwowo przyglądać, jak w coraz szybszym tempie zamykali samochód i po chwili odjechali, zostawiając po sobie ślad kół. Nie mogłam zrozumieć, że właśnie teraz Justin był pozbawiony mojej bliskości. Odwróciłam się, aby wbiec do środka i namówić Jasona na zawiezienie mnie do szpitala, ale on już stał przy aucie.
     - Wsiadaj, jeżeli chcesz jechać tuż za karetką. - Syknął, siadając na miejscu kierowcy.
           Bez większego zastanowienia, wsiadałam na miejsce pasażera i zapięłam pas. Z piskiem opon wyjechał z naszej, a właściwie mojej posesji, po czym dogoniliśmy karetkę. Chciałam jak najszybciej ponownie zobaczyć Justina, potrzebowałam tego. Moja dusza czuła się osamotniona. Trzęsłam się i nie hamowałam płaczu. To jedyne, co pomagało mi chociaż w mniejszym stopniu pozbyć się całej rozpaczy rozsadzającej moje ciało.
     - Dlaczego pozwoliliście, aby został postrzelony? - cicho szepnęłam, spoglądając na przyjaciela.
           Jason przeniósł swój wzrok na mnie, po czym po krótkiej chwili ponownie spojrzał na ulicę, cały czas trzymając się stałej prędkości - Amy, to nie tak.. On sam o tym zadecydował. - zaczął tłumaczyć mi spokojnym tonem. - Wiesz jaki jest uparty...
           Spuściłam wzrok na swoje dłonie i nerwowo zaczęłam oddychać. - Wiem... Ale przez to teraz... - nie potrafiłam dokończyć zdania, które chciałam wypowiedzieć. Bałam się kolejnych minut, godzin, dni. To była walka o życie, a ja nie wiedziałam, czy potrafiłam ją przetrwać. Nie wiedziałam, czy Justin to przetrwa. Miotały mną emocje i czułam, że umysł opętał ciało.
           Kiedy dojechaliśmy do szpitala od razu podbiegłam do recepcjonistki - Przywieźli tutaj mojego chłopaka, został postrzelony. Karetka przyjechała przed chwilą... gdzie mam iść? - zaczęłam nerwowo wypytywać kobietę, która patrzyła na mnie zaszokowana.
     - Uspokój się... Jesteś cała roztrzęsiona.- zaczynała mnie drażnić, więc syknęłam. - Gdzie mam go szukać?
           Ciężko westchnęła, spoglądając na ekran monitora. - Będzie miał za kilka minut operację. - mruknęła, powracając na mnie wzrokiem - sala numer dwadzieścia, drugie piętro. Proszę się nie martwić... - nie pozwoliłam jej dokończyć i szybko pobiegłam w wyznaczone miejsce, nie przejmując się nawet Jasonem, którego miałam teraz zupełnie poza strefą własnych myśli. Musiałam dowiedzieć się, jak było w tej chwili z moim chłopakiem.
           Dotarłam na drugie piętro, ale przed wejściem na salę zatrzymała mnie pielęgniarka, która akurat z niej wychodziła. - Nie może tam pani wejść. Za chwilę rozpoczyna się operacja, przykro mi, musi pani poczekać na lekarza.- Powiedziała obojętnie i poszła dalej.
           Stanęłam i wpatrywałam się w napis SALA OPERACYJNA. - Jestem z tobą..- szepnęłam jakby sama do siebie i usiadłam na pobliskim krześle, opierając się głową o ścianę.
           Po dwóch godzinach, przy moim boku znalazł się Jason. Usiadł i przyciągnął mnie do siebie, po czym zaczął gładzić moje plecy. Wtuliłam głowę w jego tors i zacisnęłam oczy, aby ujrzeć przed sobą obraz Justina. Szczęśliwego, uśmiechniętego. Uświadomiłam sobie najważniejszą rzecz. Kochałam go całym swoim sercem i byłam w stanie zrobić wszystko, by ponownie unieszkodliwić Shadow, tylko po to, aby odzyskać Justina.
           Nagle z pomieszczenia wyszły dwie pielęgniarki, które wiozły na wózku dwie torebki krwi. Już chciałam się im zapytać, jak przebiegała operacja i czy dobiegła już końca, ale Jason mnie powstrzymał mówiąc, że jeszcze musiałam chwilę poczekać.
           Wpatrywałam się w białe drzwi, prowadzące na salę, w której znajdował się mój Justin. Po niespełna czterdziestu minutach wyszedł lekarz.
     - Przepraszam...- Zerwałam się z krzesła i stanęłam na przeciwko dość wysokiego mężczyzny. - Jak się ma Justin?- mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem i z poważną miną spytał, czy byłam kimś z jego rodziny.
     - Jesteśmy jego jedyną rodziną, nie ma nikogo poza nami. - Odezwał się Jason, podchodząc do mnie i obejmując mnie w pasie.
     - Dobrze. - skinął lekko głową w sposób godny swojego mienia - Zatem będę zmuszony, aby poprosić państwa o danego tego młodego człowieka. Należy poinformować policję o tym zdarzeniu. A co do zdrowia pacjenta.. - zawiesił na chwilę głos i spojrzał najpierw na mnie, a potem na Jasona - Wyjdzie z tego. Co prawda kość została uszkodzona i nie mogliśmy zatrzymać krwawienia przez dłuższą część zabiegu, ale udało się. Będzie potrzebował rehabilitacji i czasu, aby przejść pomyślnie okres rekonwalescencji. - odpowiedział tak poważnie, że cofnęłam się o dwa kroki.
           Czułam się w pewnym sensie obwiniana o to, co przechodził Parker.- A teraz przepraszam, muszę przyszykować dokumenty. Pan wygląda na dorosłą i odpowiedzialną osobę ,więc proszę ze mną.- skierował swój wzrok na Jasona.
           Kiedy ponownie pozostałam sama, usiadłam na krzesełku, niecierpliwie wystukując jakiś rytm swoimi stopami. Ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że Justinowi nie zagrażała już śmierć. Teraz pragnęłam go jak najszybciej ujrzeć, dotknąć i pokazać mu, że byłam przy nim, gdy walczył z samym sobą.
           Minęło trochę czasu, a ani Jason, ani Justin nie pojawili się. Zaczęłam się zastanawiać, co chłopacy będą w stanie wymyślić, aby spławić policję, kiedy z sali operacyjnej, wyłoniła się postać pielęgniarki, a tuż za nią dwóch mężczyzn pchało łóżko szpitalne, na którym leżał Justin. Był przykryty niebieską pościelą, jego powieki były zamknięte, a wyraz twarzy wskazywał na to, że spał.. Czuł się dobrze. Taką miałam nadzieję.
           Od razu do niego podeszłam i ujęłam dłońmi rękę swojego chłopaka, jednocześnie się nad nim pochylając i idąc w tym samym tempie, co lekarze pchający jego łóżko. - Byłam przy tobie cały czas, skarbie, kocham cię. - szepnęłam, roniąc kilka łez.
     - Proszę się odsunąć, pacjent musi teraz odpoczywać. - pielęgniarka mnie skarciła wzrokiem, lecz nawet nie wzięłam sobie jej uwagi do serca.
           Wprowadzili Justina na salę i podłączyli go do aparatury, która śledziła jego czynności życiowe.
     - Dobrze, proszę wykonać podstawowe badania i na dzisiaj to wszystko. - mruknęła jedna pielęgniarka, do drugiej. - Panią jestem zmuszona, poprosić o opuszczenie sali.. Naprawdę, dzisiaj już nic się nie zmieni. Niech pani odpocznie..- Pogładziła mnie po ramieniu i wyszła.
           Zaparcie walczyłam z ich cholernie wkurzającym pocieszaniem i zmuszaniem, abym odpuściła. Podeszłam do jego łóżka, po czym usiadłam na brzegu. Ujęłam rękę Justina i zaczęłam ją rytmicznie głaskać, tym samym wpatrując się naprzemiennie w jego twarz i maszynę ukazującą pracę serca. - Jestem tutaj bo cię kocham... - musnęłam ustami jego policzek, po czym zaczęłam przeczesywać dłonią jego włosy
           Był teraz taki bezbronny. Nie krzyczał, nie wyzywał mnie, ani nie ranił. To był mój Justin, którego musiałam odzyskać nie patrząc na przeciwności, jakimi byłam obdarowywana przez los. - Jestem z tobą, wiesz? Nie, nie zamierzam odejść. Nie odejdę nawet wtedy, kiedy przyjdzie Jason i zacznie mnie od ciebie odciągać siłą. - zaśmiałam się przez łzy. - Tym razem mnie od ciebie nie odciągną. Będę tutaj, kiedy się obudzisz. - pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się czule.
           Przyłożyłam głowę do jego niepostrzelonego ramienia i dopiero teraz mój oddech zaczął się normować. Przymknęłam lekko swoje oczy, ale nadal czuwałam nad swoim chłopakiem. Dźwięk pikającej maszyny tylko podtrzymywał moją świadomość, że on żył. Czułam jego bijące serce i ciepło, które wypełniało jego ciało. Ze zmęczenia w jednej chwili pozwoliłam popłynąć w objęcia Morfeusza.
           W powietrzu roznosił się zapach czegoś przyjemnego. Rozchyliłam delikatnie swoje powieki, a przed sobą ujrzałam klatkę piersiową Justina, która była cała w bandażach, a trochę dalej siedział Jason razem z Thomasem i zajadali się jakąś zupką w misce. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wpatrując się w swojego chłopaka.
     - Nie obudził się? - spytałam, przecierając oczy, na co chłopacy pokręcili głowami, a ja pocałowałam Justina w policzek. - Dzień dobry.
           Ciężko westchnęłam i odgarnęłam kosmyk jego włosów do tyłu. Opuszkami palców gładziłam jego policzek, kiedy nagle w pomieszczeniu znalazł się lekarz, który przeprowadzał operację.
     - Panie doktorze, kiedy on się obudzi? - mruknęłam, spoglądając na dość wysokiego blondyna.
     - Justin potrzebuje trochę czasu, aby wrócić do nas. Musi odpoczywać. Proszę się odsunąć. - Chwycił mnie za ramiona i przesunął na bok. - Muszę sprawdzić jego parametry... - spojrzał wzrokiem na urządzenia - które wskazują, że wszystko jest w normie. Myślę, że wróci szybko do zdrowia. - Zapisał coś na karcie Justina i posłał mi lekki uśmiech.
           Skinęłam lekko głową, obserwując jego poczynania. Czułam się lepiej, a myśl, że Justinowi było już lepiej, dawała mi energię do życia. - Czy możemy tutaj być? - zapytał nagle Thomas - To nasz przyjaciel. - dodał, spoglądając kontem oka na doktora.
     - Oczywiście, ale prosiłbym, aby panienka nie kładła się tak blisko niego, gdyż jego rana jest zbyt świeża, a nie chciałaby pani chyba ponownie czekać kilka godzin przed salą operacyjną, prawda? - Posłał mi poważne spojrzenie i dodał. - Bo ja bym tego nie chciał.
           Zagryzłam swoje usta, po czym spuściłam głowę w dół. - Dobrze. - cicho mruknęłam, czując gulę w gardle. Znowu padłam ofiarą punktu zaczepiania i znowu to ja oberwałam. Lekarz warknął coś pod nosem i wyszedł, zostawiając nas samych. Zerknęłam na Justina, a potem na chłopaków, którzy obdarowywali mnie obojętnym spojrzeniem. - Zostaniecie tutaj? Muszę pójść do toalety... - jęknęłam.
     - Tak, tak. - Odparł Thomas, odkładając miskę.
           Wyszłam na korytarz i zapytałam pielęgniarkę, gdzie znalazłabym toaletę. Niska brunetka, pokierowała mnie trzy pomieszczenia dalej. Poszłam w wyznaczonym przez nią kierunku i zniknęłam w damskiej toalecie. Wyszłam po niespełna pięciu minutach, gdyż odczuwałam tęsknotę za Parkerem.
           Gdy weszłam do jego sali, ani Jasona, ani Thomasa nie było w środku, a aparatura wykazywała nieregularne parametry.
     - Justin! - krzyknęłam, podbiegając do niego, a gdy ujęłam jego dłoń, poczułam, jak zaciskał delikatnie moje palce.
           Oszołomiona tym, co się z nim działo wybiegłam szybko z sali. Stojąc na korytarzu, krzyknęłam.- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - do moich oczu nagromadziła się duża ilość łez.
           Czułam, że jeśli bym go straciła, to rozpadłabym się razem z moim człowieczeństwem. Lekarz, który kilka minut temu mnie obwiniał za nachalność, podążył w moim kierunku. Przesunęłam się, gdy wchodził do sali, a zaraz potem był już przy moim chłopaku. Gorączkowo przyglądałam się co on mu robił, a gdy chciałam o coś zapytać, dostrzegłam, że Justin zaczął wypluwać ślinę.
           Zaczął cały drżeć, a następnie zaczął się rzucać po całym łóżku. Byłam oszołomiona tym wszystkim. Zagryzłam dolną wargę, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, który mógłby rozproszyć lekarza.
     - Siostro!- krzyknął głośno, a tuż po chwili wbiegły dwie pielęgniarki. - Proszę go przytrzymać, ma napad. - spojrzałam zdezorientowana na Justina, a w tym samym momencie zaczął straszliwie krzyczeć. Rzucał się i krzyczał, tak głośno, jakby jego ciało płonęło. Nie mogłam powstrzymać swoich łez i bezsilności.
     - Niech pan coś zrobi! - Wrzasnęłam i zrobiłam dwa kroki w stronę łóżka.
           Wtedy jego atak ustał, a on zasnął. Czułam się zdezorientowana. Napotkałam na sobie spojrzenie faceta w białym fartuchu.
     - Justin miał napad toniczno – kloniczny. Teraz się prześpi i niedługo powinien się obudzić. - pokierował się w stronę drzwi, kiedy sprawdził cała aparaturę. - A. - odwrócił się i uniósł lekko w górę swój palec wskazujący -  nie będzie pamiętał tej sytuacji, także proszę zachowywać się naturalnie. - mruknął i opuścił pomieszczenie, a ja podeszłam od prawej strony Justina, gdyż po lewej stała pielęgniarka i przemywała jego twarz.
           Delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego łokciu i nadgarstku, po czym usiadłam na krześle obok. - Proszę się nie martwić, on się obudzi.. - pielęgniarka na odchodnym posłała mi lekki uśmiech i wyszła, a jednocześnie do środka wszedł Thomas, którego obdarzyłam srogim spojrzeniem.
     - Dlaczego go zostawiliście? - warknęłam - Przecież mówiłam, że macie z nim być...
     - Przecież i tak śpi... Amy z nim wszystko jest w porządku, to nie jest coś z czego Justin by nie wyszedł. - mruknął i otworzył paczkę słonych orzeszków.
           Parsknęłam rozgniewana pod nosem i pokręciłam lekko głową, zabierając swoje ręce z ciała nieprzytomnego chłopaka, aby nie zrobić mu krzywdy - Jesteś żałosny! - warknęłam, mierząc go wzrokiem - Justin walczy o życie, a ty zajadasz się jakimiś nędznymi orzeszkami! Nie wstyd ci? - zapytałam, opierając się o krzesło.
           Thomas obdarował mnie zdziwionym spojrzeniem.- Ty się nie wstydziłaś, kiedy dobierałaś się do Dave`a za plecami Justina...- dodał i następnie uderzył się w udo. - Kurwa, Amy,  Przepraszam... Sam się denerwuję jego stanem i nie wiem, co mówię. - zaczął się tłumaczyć.
            Gdy usłyszałam jego słowa, poczułam się... jak dziwka. Właśnie tak nazwał mnie Justin. Wzięłam głęboki wdech, zabierając swój wzrok z jego postury. Nie pohamował się przed wypowiedzeniem tych słów... Po moich policzkach ponownie spłynęły łzy, które szybko otarłam i spojrzałam na urządzenie, wskazujące ilość uderzeń serca Justina na minutę. Wpatrywałam się w linię, a dźwięk, który świadczył, że on żył w jednej chwili stał się dla mnie ukojeniem.
            Poczułam na swoim ramieniu dłoń i automatycznie odwróciłam głowę. Kiedy ujrzałam Thomasa, od razu odepchnęłam go od siebie. - Zostaw mnie. - cicho syknęłam, nie uciekając wzrokiem na boki.
            Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy po takich słowach, jakie padły z jego ust. Wiedziałam, że miał rację, ale za wszelką cenę starałam się ją zatuszować i wyrzucić ze swoich myśli słowo, które wywoływało nieznane mi uczucia.
     - Amy, mamy sprawę do omówienia. - do środka wszedł Jason i zamknął drzwi, podchodząc bliżej - Thomas, siadaj. - warknął na chłopaka, który stał za mną, po czym usiadł na łóżku. - Rozmawiałem z lekarzem i mówił, że poinformował już policję. - na jego twarzy pojawił się grymas, który świadczył o niezadowoleniu - Jeżeli będą was przesłuchiwać nic nie wiecie, rozumiemy się? - jego ton głosu brzmiał tak poważnie, że w pewnym sensie się jego wystraszyłam
            Przytaknęłam głową.- I tak prawda jest taka, że nic nie wiem... Nigdy nic nie wiem, bo odpychacie mnie na bok. - Wydusiłam z siebie te kilka cichych słów i odwracając się tyłem do chłopaków, podeszłam do Justina. - No, obudź się... - poklepałam go po zewnętrznej części dłoni.
     - Do jasnej cholery, przestań cały czas do niego podchodzić i błagać go o wybudzenie się. - Thomas nie wytrzymał - Może on nie chce się wybudzić? Może też działasz mu już na nerwy? - wyrzucił ręce w powietrze
     - Weź się ode mnie odpieprz, co?!- wrzasnęłam i odwróciłam się w jego stronę. - Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? To zrób to teraz! - Nie wytrzymałam i podeszłam do niego bliżej.- Taka z was rodzina
     - Tak, mam nadzieję, że Justin cię zostawi, po tym jak się dowie, że gdy on pojechał na tę cholerną akcję i został ranny, to ty migdaliłaś się do Dave'a.  - wrzasnął na mnie - Co z ciebie za dziewczyna! Zwykła suka z ciebie! - jego słowa zaczęły palić moją twarz i czułam się upokorzona.
     - Okej...- przytaknęłam i zgarnęłam włosy z twarzy. - Dziękuję... Dziękuję ci za te cholernie szczere słowa. - Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do łóżka Justina, a całując go w policzek szepnęłam, że go bardzo mocno kochałam. Spojrzałam na Jasona i powiedziałam łagodnym tonem.
     - Kiedy się obudzi, powiedz mu, że wyrzuciliście mnie z waszego, jak i jego życia. -Posłałam mu blady uśmiech i wyszłam z sali.
     - Amy! - usłyszałam donośny głos Knight'a, który po chwili szarpnął mnie za ramię - Co ty wyprawiasz? - odwróciłam się w jego stronę i ze spływającymi łzami po policzkach na niego zerknęłam - Odchodzę. Nie chcę być dłużej poniżana. Najwidoczniej nie jest mi dane być przy Justinie.
     - Przestań, Thomas jest zdenerwowany, zależy mu na Justinie i nie wie co mówi. Uspokój się i wróć do środka. - Pogłaskał mnie po głowie.
            Wypuściłam ze swoich płuc powietrze, które wstrzymywałam przed dłuższą chwilę. - Muszę się przewietrzyć... Porozmawiasz z nim? - Mruknęłam unikając jego wzroku
     - Jasne, pogadam z nim. - poklepał mnie po ramieniu - Ale Amy... - uniósł mój podbródek - Nie oddalaj się zbyt daleko... hm? - mruknął, po czym lekko skinęłam głową. Wiedziałam, że nadal byłam w niebezpieczeństwie, lecz w tej chwili to było najmniej ważne. Mogłam zostać zabita, porwana, zgwałcona. Teraz wszystko było mi już obojętne poza miłością do Justina.

________________________________________________________________
Kochani!
Udało mi się dodać dzisiaj rozdział :) 
Bardzo, bardzo się cieszę, że pod ostatnim rozdziałem dostałam tyle miłych komentarzy :)
Jesteście Najwspanialszymi Czytelnikami na świecie ♥
Do następnego :) 
Jakieś pytania? - Pytaj na TT - @AudreeySwag

                                CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! :) - PAMIĘTAJ! ♥

21 komentarzy:

  1. Jak zwykle cudowny ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku biedna Amy :( caly czas jej koledzy wytykuja jej bledy.. sama juz nie wie co ma zrobic .. robi sie coraz ciekawiej z kazdym rozdzialem. Czekam na nową notkę kochana! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurwa! Ale jestem wściekła no! Co ten Thomas sobie myśli? Że może ot tak ją obrażać i poniżać? Co za palant, no!
    Zresztą...to bardziej Dave się do niej migdalił niż ona do niego, tak w ogóle o! Więc niech się nie wtrąca.

    A Dave też sobie za dużo wyobraża, o! Niech trzyma łapy przy sobie cholera!

    Kurde :P się zdenerwowałam :D
    Rozdział oczywiście zajebisty i emocjonalny jak dla mnie :D

    @ameneris
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcesz żebym miała same 2 ? myślę ciągle o Twoim opowiadaniu . Czekam na nn @kochamcie3609

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam tego bloga! jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  6. MAATKO! JUSTIN W SZPITALU! OPERACJA, ATAK *____*
    Nie wierzę
    oby wyzdrowiał ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Super czekamy na nn <333 *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. awww, mam nadzieję że Justin szybko się obudzi i będzie wszystko okey
    świetny
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  9. aaaaaaa ja chcę już kolejny *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. O boziu ;o Ciekawe czy ona jednak ucieknie. A może znów ktoś ją porwie? Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  11. oni stają się dla Amy coraz bardziej chamscy, zwłaszcza Thomas. Jak tak można...
    A co będzie z Justinem? Wybudzi się?
    Świetny rozdział. Czekam na kolejny. *-*
    Pisanie idzie Ci niesamowicie, aby tak dalej!
    Wiktoria xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialne! A Thomas to już przesadza, podobnie jak Dave. Powinni być szczęśliwi, że Justin ma kogoś, komu na nim zależy tak bardzo. Przynajmniej jeszcze Jason trzyma rękę na pulsie. A co do Amy... Oby tylko nie wpadła znów w jakieś gówno! Pozdrawiam

    [ http://collision-fanfiction.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  13. swietny rozdzial, jestes boska x

    OdpowiedzUsuń
  14. Co za palanty, najpierw Dave teraz Thomas :/ ile Amy musi jeszcze znieść żeby wreszcie wszyscy zrozumieli że ona na prawdę kocha Justina <3 mam nadzieje ze Justin jak sie wybudzi to tez kurwa zrozumie .... z każdym kolejnym rozdziałem emocje coraz większe :3 Genialny rozdział czekam na kolejny ...buziaczki:**
    Kocham @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  15. SOML + ten rozdział i ryczę jak bóbr.

    Do zaś :*

    ~whatever

    OdpowiedzUsuń
  16. jezu nie mogę się doczekać następnego rozdziału. kocham to opowiadanie! @mycanadianbooy

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapraszam na land-of-grafic po odbiór szablonu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Super <333 czekamy na nn *.*

    OdpowiedzUsuń
  19. A TY WSPANIAŁĄ BLOGERKĄ I PISARKĄ!! @WildBieberAir

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥