Amy's POV
Do
oczu cisnęły mi się łzy, które były spowodowane czystą frustracją. To wszystko
było dla mnie cholernie niezrozumiałe. Jak los mógł dawać mi tak odległe dla
mego życia uczucia. Jak mógł stawiać na mojej drodze człowieka takiego, jaki
był członkiem gangu, a potem bez argumentów, bez żadnego pieprzonego powodu,
bez ani słowa wyjaśnień, wyrywać mi go siłą z rąk.
Kiedy Justin wyszedł na akcję, wróciłam do naszego pokoju i usiadłam na
łóżku. Zaczęłam analizować każdy szczegół z naszej rozmowy i nie mogłam pojąć,
jak można było mieć w sobie dwa różne oblicza.
Zanim
poszedł do łazienki, rozmawiałam z Shadow, lecz kiedy z niej wyszedł, pojawił
się Justin. Roztrzęsiona ciągle miałam w myślach jego słowa „Jesteś dziwką”.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że chłopak do którego żywiłam tak silne
uczucia, mógł mnie posądzić o zdradę. Owszem, czułam coś do Dave'a, bo w tych
trudnych chwilach, kiedy nie było przy mnie mojego chłopaka, on mnie wspierał i
dawał nadzieję, że wszystko z czasem ponownie mogłoby się ułożyć. Nigdy nie
zapomniałabym wzroku Dave'a, kiedy oglądał moje poranione ciało. Widziałam w
jego pięknych oczach nienawiść i obrzydzenie.
Podniosłam się z łóżka, aby ściągnąć sukienkę i założyć jakiś dres.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej czarne dresy i jakąś zwykłą, szarą
koszulkę na ramiączkach. Szybkim ruchem pozbyłam się sukienki, rzucając ją na
podłogę, kiedy nagle usłyszałam, że drzwi od pokoju się otworzyły.
- Dave, wyjdź!- pisnęłam,
stojąc odwrócona plecami do drzwi.
Automatycznie zakryłam piersi bluzką, którą trzymałam i z niecierpliwości
tupałam nogami. Zamiast usłyszeć zamykające się drzwi, poczułam na swoich
ramionach chłodne, męskie dłonie, następnie ciepły oddech na swoim karku.
Odchyliłam głowę na bok, aby chłopak miał lepszy dostęp.
Poczułam, że dłonie zjeżdżały po moich rękach w dół, a następnie
zatrzymały się na biodrach.
- Dave...-
mruknęłam z lekką chrypą, na co chłopak zareagował natychmiast i odsunął się
ode mnie.
Spojrzałam na niego przez ramię, a potem odwróciłam się do niego przodem.
Nie wiedziałam, co mną kierowało. Brakowało mi czułości. Od dłuższego czasu,
ciągle byłam poniżana, a chłopak, który mi się teraz przyglądał, zawsze był
przy mnie. Kiedy był w pobliżu, czułam się bezpieczna, a w momencie, kiedy
podziwiał moje prawie nagie ciało w mojej głowie rozbrzmiała myśl, że byłam dla
niego piękna. Chciałam złamać tę barierę, którą postawił Justin w moim umyśle,
więc zapragnęłam jego dotyku.
- Ja… Nie wiem, co się
dzieję w mojej głowie. - mruknęłam, kiedy nieśmiałość wdarła się do mojej
głowy.
Nie
czekał długo na cokolwiek z mojej strony. Podszedł i wyciągnąwszy mi koszulkę z
rąk, założył mi ją przez głowę. Uśmiechnął się, a następnie uchwycił moją twarz
w dłonie.
- Nie skrzywdzę cię. -
stwierdził i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, któremu się nie
oparłam.
Kiedy się odsunął i wpatrywał się w moje oczy, nie potrafiłam oderwać
swojego wzroku od jego postury. Był inny. Tak bardzo różnił się od Justina, że
zaczęłam swoje uczucia, które odrzucał Justin, oddawać w ręce Dave'a.
Ubrałam się do końca, pod czujnym okiem przyjaciela, a następnie oboje
usiedliśmy się na łóżku, naprzeciwko siebie i zatraciliśmy w rozmowie. Dave
ciągle wypytywał mnie o Justina, przez co mój humor się wypalał.
- Dlaczego nadal z nim
jesteś, Amy? On cię niszczy. - spytał ze smutkiem w głosie.
- Dave, to jest bardzo
skomplikowane. On pojawił się w momencie, kiedy moje życie się waliło.-
jęknęłam, pozbawiona wszelkiej radości z życia - Wyrwał mnie z obłędu, w
którym żyłam.. Teraz w ogóle go nie poznaję, jakby zniknął. - spuściłam
wzrok na swoje dłonie.
Chłopak chwycił mój podbródek i uniósł moją twarz do góry. Zmusił mnie,
abym chociaż na chwilę zajrzała w jego oczy. Było w nich zrozumienie i troska,
której mi tak bardzo brakowało. Mimowolnie się do niego przysunęłam i musnęłam
jego wargi, tym samym czując coś, czego już dawno nie pamiętałam. Czułam
ponownie ściski w swoim brzuchu, jakbym ponownie się zakochiwała.
Dave
dawał mi poczucie własnej wartości i to cholerne bezpieczeństwo, którego
potrzebowałam. Zaczynałam się bać Justina, przez jego wahania nastrojów. Nazwał
mnie dziwką, przez co zaczynałam się czuć jak brudna, bezużyteczna osoba.
Jednak Dave przez swój dotyk, ciepło i czułość, dawał mi minimalną nadzieję, że
jednak taka nie byłam, że zostałam w jakimś stopni tą Amy, którą poznał na
początku.
- Dave...- jęknęłam, tym
samym odsuwając się od niego. - Czy uważasz, że jestem dziwką?- Spytałam z
lekko chrypą w głosie.
Swój
wzrok wbiłam w jego lekko skamieniałą twarz. Wykazywała zdziwienie i
niezrozumienie, lecz gdy tylko uchyliłam usta, aby coś dopowiedzieć, ujął moją
dłoń i przystawił ją do swoich ust, całując każdy palec z osobna, po czym swój
wzrok zawiesił na mnie.
- Jak mogłaś pomyśleć, że
mogłabyś nią być... - Jego głos wydawał się tak ochrypły, że z trudem go
usłyszałam - Nie jesteś ... - pokręcił lekko swoją głową i tym samym
zaczerpnęłam głośno powietrza.
- Nie jesteś... -
powtórzył nieco ciszej i przysunął się bliżej mnie, siadając za mną i
przyciągając do siebie tak, abym opierała się o jego dość mocno wyrzeźbiony
tors.
- Powiedział mi, że nią
jestem - szepnęłam, wpatrując się w swoje wyprostowane nogi.
Czułam się onieśmielona i zawstydzona. Nigdy nie pomyślałabym, że mój
własny chłopak mógłby pomyśleć o mnie w ten sposób. Wydawało mi się, że byłam
dla niego ważna i kochał mnie mimo tego przez co przeszliśmy. Mimo, że los
ukarał nas w ten sposób. Teraz jego przyjaciel stał się moim oparciem, ale
bałam się jedynie tego, co zaczynało się między nami dziać. Bałam się, że moje
serce zechce być bliżej niego. Bałam się, że Parker mógłby mnie zniszczyć tak
samo, jak resztę ludzi, których uważał za swoich wrogów i pozbywał się ich w
mgnieniu oka, gdy jego ciałem władał Shadow.
- Nie myśl o tym, dobrze?
- szepnął nad moim lewym ramieniem, tym samym odgarniając opuszkami palców
włosy za ucho - Był zły, poniosło go. - musnął ustami płatek ucha, a chwilę
potem delikatnie je zagryzł - Proszę, nie myśl już o tym wszystkim tak bardzo,
bo naprawdę nie lubię patrzeć jak płaczesz. - przejechał palcami po długości
mojego ramienia, a potem złączył nasze palce - Uśmiechnij się - kciukiem zaczął
gładzić moją dłoń
- Dlaczego to robisz? -
spytałam, lekko speszona jego zachowaniem. - Dlaczego
jesteś tutaj ze mną i mi to wszystko mówisz?- odwróciłam swoją głowę, tak aby
widzieć wyraz jego twarzy.
Po
dłuższej chwili nie usłyszałam odpowiedzi. Czułam jego delikatny oddech na
swoim ramieniu, przez co moje myśli odnajdywały ukojenie.
- Bo mi zależy... na
tobie, Amy. - mruknął, a ja nie mogłam przestać podziwiać jego pełnych,
ciemnych oczu.
Wpatrywałam się w niego jak oszołomiona. Wiedziałam, że mogłabym bez
skrupułów odpowiedzieć mu to samo, lecz bałam się Justina i jego reakcji, na
taki obrót sprawy i uczuć. Byłam rozdarta pomiędzy dwoma chłopakami,
którzy byli przyjaciółmi od kilku lat. Nie chciałam skrzywdzić żadnego z nich,
przez co sama czułam się raniona.
- Co chcesz usłyszeć? Co
chcesz, abym odpowiedziała?- Spytałam łagodnie, a mój głos zaczął się
załamywać.
Chłopak popatrzył na mnie przez kilka sekund, po czym bez słowa przymknął
swoje powieki i musnął moje czoło. - Nie musisz nic mówić. - mruknął, tuląc
mnie do siebie. Poczułam niesamowite ciepło z jego strony. Dawał mi siłę, aby
przetrwać każdą następną minutę nadchodzącego życia.
Justin's POV
Miałem mętlik w głowie. Przez większość drogi zastanawiałam się, czy
plan, który dostałem, nie był jakimś podstępem. Byłem gotowy, by pozmieniać
każdy szczegół planu, przygotowanego przez mojego dobrego kumpla, ale tego nie
zrobiłem. Teraz już nie potrafiłem zmierzyć się z własnymi słabościami. Wyjąłem
broń z kieszeni, po czym wysiadłem, a chłopacy zrobili to samo, nie oczekując
ode mnie jakiegoś zdania motywującego.
- Gotowi? - zapytałem,
odblokowując broń.
Obaj
skinęli swoimi głowami, przez co chociaż w mniejszym stopniu zadarłem w sobie
niechęć do ich udziału w akcji. Spojrzałem na zegarek i odliczałem ostatnią
minutę spokoju, panującego w mojej głowie. Wiedziałem, ze już za chwilę moim
ciałem zawładnęłaby adrenalina i porywczość, lecz nie potrafiłem się z tym
oswoić tak do końca.
Wybijała właśnie dwudziesta druga trzydzieści, a to oznaczało, że właśnie
w tej chwili rozpoczęła się najważniejsza akcja od kilkunastu dni.
- Do dzieła - syknąłem w
miarę głośno i zacząłem biec w stronę magazynu, pozostawiając za sobą cień swojego
człowieczeństwa, gdyż teraz liczyła się zaradność i nic poza nią.
- Thomas! Ty na
lewą stronę! - krzyknąłem, wbiegając na posesję czwartego magazynu od północy,
który mieliśmy obrabować, a potem wysadzić w powietrze.
Widziałem, że reszta nie czuła się zbyt pewnie, ale potrzebowałem ich.
Musieli się wziąć w garść i zawalczyć z uczuciem strachu. Zmniejszyć go do
minimum. To był nasz jedyny ratunek z tej zjebanej sytuacji. Nie mogliśmy się
zawahać, bo mieliśmy tylko jedno podejście. Jeden ruch, aby wszystko zdobyć...
lub przegrać.
- Jason! - warknąłem i
wrogo na niego spojrzałem, aby przywołać w nim porządek i zdrowe myślenie,
które kiedyś było u niego na porządku dziennym, nie wspominając o zauroczeniu
do matki Amy.
Sam
miałem bariery i zawahania co do tej akcji, ale je odrzuciłem. Zamknąłem je w
oddzielnym schowku, a żądzy zabijania pozwoliłem wedrzeć się na pierwsze miejsce.
Gdy znalazłem się u drzwi magazynu, wsadziłem drucik do kłódki i starałem się
jak najszybciej otworzyć zamek. - Kurwa, no dalej! - wrzasnąłem sam do siebie,
po czym kłódka uległa otwarciu. Szarpnąłem ją i gwałtownym ruchem rozchyliłem
drzwi magazynu.
Było
ciemno, a ze środka zaczął wydostawać się bardzo nieprzyjemny zapach zmieszany
z benzyną i rozkładem ludzkiego ciała.
- Brać co się da, już! -
syknąłem, wbiegając do środka.
Jason i Thomas zrobili to samo, co ja i zaczęli pakować wszystko co
wpadało w ich ręce. W pewnej chwili, gdy zacząłem przeczesywać w dłoni jedną z broni,
dostrzegłem, że Thomas od dłuższej chwili przeglądał w dłoni jakieś pudełko,
nie wykonując nic poza tym. Krzyknąłem, kiedy chłopak miotał się po całym
magazynie.
- Justin! Tu są kartony z
amfą! - Odkrzyknął, pogrążony tą myślą.
Władowałem do plecaka bombę i amunicje, którą znalazłem, po czym
podszedłem do swojego przyjaciela i zaskoczony spojrzałem na kartony. Nie
podejrzewałem swojego wroga o handel narkotykami. To było miłe zaskoczenie.
Nie
wiedziałem jednak czy powinniśmy zabrać ze sobą chociażby jeden, niewielki
karton. Nie mieliśmy tyle czasu. - Stary, zostaw to, zaraz musimy się stąd
zwijać! - burknąłem, podnosząc z ziemi jakąś broń, która leżała obok pudeł.
- Weźmy jeden...- Chłopak
zdjął swój plecak i wpakował do niego jeden większy karton i drugi mniejszy.
- Justin! Zostały nam
dwie minuty, zmywajmy się stąd, mamy wszystko!- krzyknął Jason, a w jego głosie
słyszałem strach.
Wszyscy się baliśmy, że zostalibyśmy wystawieni, ale trzeba było to zignorować.
Dotarliśmy już do takiego punku, że trzeba było wykorzystać wszystkie możliwe
sposoby, aby zabrać broń, amunicje i wysadzić ten magazyn.
Podbiegłem do regału, który znajdował się przy drzwiach i zgarnąłem
jeszcze jedną, tym razem lepszą broń, aby posiadać dobre wyposażenie. Ująłem w
dłoń jedną butlę benzyny, która stała przy drewnianych balach, po czym zacząłem
rozlewać substancję po całym magazynie. Razem z Jasonem przez niepełną minutę
rozprowadziliśmy większą część benzyny po powierzchni pomieszczenia. Oboje to
sprawnie robiliśmy, lecz gdy Jason zaczął w pewnej chwili szukać zapałek,
ogarnęła mnie panika. Thomas właśnie zmierzał ku wyjściu, a ja usłyszałem pisk
opon. - No nie wierzę... - syknąłem, zarzucając plecak na plecy i rozglądając
się, czy niczego nie przeoczyłem.
- Kurwa, McCann!-
Thom wbiegł z powrotem do magazynu, dając nam dobitne ostrzeżenie.
Zacząłem przeczesywać wzrokiem pomieszczenie. - Musimy go wysadzić!-
zacząłem krzyczeć i przeszukiwać kieszenie kurtki. Kiedy znalazłem zapalniczkę,
rzuciłem ją w stronę Thomasa.
- Podpalcie ten syf, ja
zatrzymam go jak najdłużej tutaj. Wysadzimy go razem z jego magazynem. -
odwróciłem się i zacząłem podążać w kierunku wyjścia - Idźcie na drugi koniec i
tam rozpalcie to cholerstwo. Sami wyjdźcie tamtym oknem. - ponownie na nich
spojrzałem i wskazałem palcem niewielkie okienko, znajdujące się tuż na końcu
budowli. - Spotkamy się za szóstym magazynem. Już!- ponagliłem ich, kiedy oni
patrzyli na mnie dzikimi spojrzeniami.
- Shadow... - Zaczął
Thomas, ale Jason nie czekając dłużej chwycił go za ramię i pociągnął za sobą.
Wiedziałem, że coś w tym planie mi nie pasowało. Od rozmowy z jednym ze
swoich przyjaciół zrozumiałem, że byłem zbyt naiwny i wszystko pozostawiałem w
rękach innej osoby. Miałem złe przeczucie, ale to po prostu olałem. Zacisnąłem
pięści i usta, gdy jego samochód zatrzymał się tuż obok mojego. Nie
spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Zaciskałem w dłoni odblokowaną broń i
cały zacząłem się gotować ze złości, gdy McCann wysiadł z samochodu z
rozbawioną miną.
- No Parker. Ponownie się
spotykamy. - wydął usta w szerokim uśmiechu. - Tyle, że sytuacja sprzyja mnie.
- rozłożył swoje dłonie, jakby witał kogoś bardzo mu bliskiego - Jesteś takim
dupkiem. - klasnął w dłonie - Myślałeś, że pozwoliłbym na obrabowanie mojego
magazynu? - zaśmiał się tak ironicznie, że aż poczułem, jak moje mięśnie
zaczęły się napinać.
- A ty myślałeś, że tak
po prostu bym ci odpuścił? - syknąłem, z goryczą w głosie.
Jego wyraz twarzy jeszcze bardziej pchał mnie w stronę użycia broni. Chciałam
go rozstrzelać, połamać i powyrywać jego wszystkie wnętrzności, a potem spalić
w ogniu. Pragnąłem jego śmierci zbyt mocno, by móc opanować w sobie te uczucia
Poczułem ogarniające moje ciało ciepło, a kiedy odwróciłem głowę za
siebie, ujrzałem ogień. Tak piękne, iskrzące się płomienie od których biło
niesamowite ciepło. Uśmiechnąłem się szeroko i powróciłem spojrzeniem na
McCanna, który wytężał swój wzrok.
- No, to twoja amunicja
zaraz wyleci w powietrze. - syknąłem i nie wytrzymałem.
Uniosłem broń i wycelowałem w jego serce, lecz nim strzeliłem, w
powietrzu rozległ się odgłos strzału. To ja zostałem postrzelony. Poczułem
niesamowity ból w swoim lewym ramieniu i w desperacji nacisnąłem spust
pistoletu. Nie wiedziałem, dokąd udał się pocisk, bo sam upadłem na ziemię,
jęcząc z bólu, który przedostawał się do pleców, klatki piersiowej, a na końcu
do mojego umysłu.
Gdy
uniosłem głowę, dostrzegłem jak z samochodu wysiadł Dark i zaczął podchodzić w
moją stronę. Z grymasem na twarzy próbowałem wstać i pozbierać się do kupy, nie
zwracając uwagi na ból. Przeklinałem i walczyłem z samym sobą. Byłem zły.
Emanowała ze mnie nienawiść i chęć mordu, przez co zacząłem tracić kontrolę nad
swoim ciałem.
- Justin! - Usłyszałem
swoje imię jakby z jakiegoś budynku, a po chwili rozległy się trzy strzały.
McCann i Dark oberwali, a opona od jego auta została przebita. Leżąc na
ziemi, czułem tylko ostry zapach dymu i benzyny. Za chwilę wszystko miało pójść
z dymem, a ja ledwo mogłem unieść głowę. Nie wiedziałem, skąd dobiegły strzały,
ani co działo się z McCannem. Zacisnąłem powieki i spróbowałem się podnieść,
jedną ręką zaciskając ranę. Uniosłem się do pozycji siedzącej, a przy mnie w
jednej sekundzie pojawił się Nevil.
- Stary, plan B.-
Uśmiechnął się przyjaźnie i pomógł mi wstać.
Zacząłem dusić się oparami dymu, a co za tym szło, spowalniałem nie tylko
siebie, ale i Nevila. Wziąłem się w garść i zaciskając w dłoni ranę oraz
ramiączko od plecaka, doszedłem do auta.
- Prowadź. - jęknąłem, po
czym wsiadłem na miejsce pasażera, a mój wspólnik usiadł za kierownicą i w
mgnieniu oka wyjechał z posesji, pozostawiając za sobą pogrążony w płomieniach
magazyn z amunicjami i jakąkolwiek inną bronią.
- Thomas i Jason czekają
za szóstym magazynem - warknąłem lekko zły na samego siebie - Kurwa! -uderzyłem
dłońmi w swoje uda, zapominając o ranie i bólu, jaki mi doskwierał.
- Uspokój się. -
powiedział, bardziej jednak skupiając się na drodze.
Dojechaliśmy do szóstego magazynu i wtedy Nevil wysiadając z samochodu,
gwizdnął, używając do tego swoich palców. Po chwili zza budynku wyłonili się
moi towarzysze, po czym bez słowa wsiedli do auta i zaczęli dziękować Nevil'owi
za pomoc i plan, którym zostaliśmy obdarzeni. W podzięce lekko skinął głową, a
ja nie odezwałem się ani słowem, bo nawet nie byłem w stanie.
W
pewnej chwili jeden z nich zapytał, co mi było, podczas gdy wydawałem z siebie
oznaki słabości w postaci nieunormowanego oddechu i ostrych syknięć.
- Nic.- Warknąłem i
poprawiłem się w siedzeniu.
- No przecież widzę... -
syknął, wystawiając głowę w przód, tym samym będąc bliżej mnie. - Jesteś
ranny... - Dodał lekko zły.
- No i? Ważne, że wy
jesteście cali. - warknąłem zdenerwowany - Zresztą dajcie mi spokój, okej?
Poradzę sobie! - krzyknąłem, spoglądając na Jasona.
Jego twarz
nie wyrażała żadnego, pozytywnego nastawienia. Mój wzrok zawiesił się na jego
spojrzeniu.- Wszystko ok.- Powiedziałem nieco łagodniej. Jakieś bezsensowne
kłótnie nie były nam teraz potrzebne. Wzrokiem powróciłem na ulicę, wpatrując
się w przerywane, białe kreski na jezdni.
- Dokąd?- Spytał kierowca,
nie zwracając uwagi na naszą rozmowę.
Thomas podał mu adres mieszkania Amandy, po
czym on bez żadnego problemu skręcił w daną ulicę. W pewnej chwili dostrzegłem
jadącą na sygnale policję i straż pożarną. Wiedziałem, że ktoś na pewno
zgłosiłby pożar, ale nie sądziłem, że nastąpiłoby to w tak szybkim czasie.
- Mam nadzieję, że
wszystko wyleciało w powietrze... - Syknąłem, gdy Nevil wjechał na posesję.
- Ja też..- Westchnął
Thomas, po czym wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami.
Wygrzebałem się jakoś z miejsca pasażera i dostrzegłem, że moje ciuchy
były przesiąknięte krwią. Przekląłem w myślach i oparłem się o samochód, aby
nie upaść, po dość mocnym zawrocie głowy. Poczułem silne ukłucie w klatce
piersiowej, które było odzwierciedleniem wbijającego noża w serce.
Jason od razu do mnie doskoczył, lecz tym razem nie chciałem robić z tego
jakiegoś problemu. Z jego pomocą wszedłem do mieszkania i od razu poszedłem z
nim do łazienki, nie martwiąc się o cokolwiek innego, niżeli o swoje własne
zdrowie.
Zamknąłem drzwi z trzaskiem i usiadłem na toalecie. Powolnymi ruchami
pozbyłem się odzieży, która stała się bandażem dla mojego ciała. Podniosłem
się, opierając o umywalkę. Spojrzałem w lustro, które ukazało moje odbicie.
Zobaczyłem dziurę w klatce piersiowej i od razu wiedziałem, że to nie
było tylko małe draśnięcie. Kula była zbyt głęboko, abym mógł ją samodzielnie
wyciągnąć.
- Ja pierdole!-
Wrzasnąłem i kopnąłem w szafkę pod umywalką.
Wtedy moje ciało ogarnął jeszcze większy ból. Nie byłem w stanie go
znieść. Krzyk pomagał mi go zagłuszyć, lecz odbierał mi resztki sił. Osunąłem
się na ziemię, a w moich oczach po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiły się
łzy spowodowane bezsilnością, bólem oraz brakiem jakiegokolwiek sposobu ratunku
i obrony przed człowieczeństwem. Nagle drzwi uległy powolnemu otworzeniu, a gdy
gwałtownie odwróciłem głowę, w progu stanęła krucha sylwetka Amandy.
Spoglądała na mnie ze strachem w oczach. Na mojej klatce piersiowej była
rozmazana krew, która strumieniem wylewała się z rany. Kiedy ją ujrzałem, moje
serce zabiło szybciej. Cieszyłem się, że ją widziałem. Chciałem ją przytulić,
ale tkwiący we mnie Shadow, nie pozwalał mi na to.
- Justin...- jej głos
zaczął się łamać i w ułamku sekundy, klęczała już przy mnie.
Rozchyliłem swoje wargi i swoją drugą dłonią pogładziłem jej lewe udo. -
Nie martw się, poradzę sobie. - jęknąłem, zaglądając w jej oczy.
Dłońmi gładziła moje włosy i rękę, jakby trzymała w nich swój cały świat
- mnie. Ona była źródłem mego życia. To ona po raz pierwszy dała mi nadzieję na
lepsze życie. Zaczęła mnie wypełniać i ukazywać nowe oblicza miłości. Było
idealnie, a ja to po pewnym czasie odrzuciłem. Odrzuciłem, gdy ponownie musiałem
stać się zadufanym w sobie gnojkiem i odstawić uczucia w szufladę, z której nie
mogłem korzystać.
- Amy, nie płacz. -
mruknąłem cicho, jednocześnie wiercąc się na podłodze z rozdzierającego w moim
ciele bólu.
- Justin, musimy jechać
do szpitala. - Zaczęła panikować, a ja aż poczułem uścisk w żołądku, kiedy po
tym wszystkim co jej zrobiłem, ona nadal tutaj była.
- Słońce...- mruknąłem, a
ona położyła palec wskazujący na moich ustach i pogładziła moje włosy.
Chciałem jej, a jednocześnie pragnąłem, aby mnie zostawiła. Walczyłem ze
samym sobą, walczyłem o to, aby być Justinem - dla niej, dla Amandy, ale Shadow
nie dawał za wygraną. Rozdzierał mnie od środka, zabierając całe dobro, które
było we mnie i tym samym miłość, którą żywiłem wobec tej dziewczyny.
Wziąłem kilka głębszych oddechów i przyłożyłem dłoń do rany. Ból zaczął
władać całym mym ciałem, zaczęło mi się ciężej oddychać, a obraz uciekał mi z
przed oczu, niczym krajobrazy podziwiające z rozpędzonego auta do 200 km/h.
Widziałem tylko czarne mroczki, które były rozsypane po moim polu
widzenia. Wtedy drzwi od łazienki się otworzyły i usłyszałem głos Dave'a.
- Amy? Co ty
robisz? - Jednak dziewczyna zignorowała jego obecność i zaczęła
poklepywać mnie po policzku.
- Justin? Justin?
Słyszysz? Nie... - wydawała się być pogrążona w rozpaczy - Nie zasypiaj... Nie
zamykaj oczu... - jej głos stawał się coraz mniej słyszalny, a moje powieki się
zamykały.
- Dobrze. Niech cierpi,
tak jak ty cierpisz przez niego... - Usłyszałem szept chłopaka, a później moje
mięśnie się rozluźniły.
___________________________________________________________
No moim Drodzy...
Nowy rozdział mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu się Wam spodobał.
Jak widzicie, pojawił się nowy szablon. - co myślicie?
Widzę, że chyba coraz mniej osób czyta Shadow.
Mam rację?
Jeżeli się mylę, pozostawcie komentarz.
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! Pamiętaj!
Cudowny :* jak zwykle. Czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńBoże nie lubię Dava
OdpowiedzUsuńjak ja nie lubię tego Dava :< a rozdział super <3
OdpowiedzUsuńKocham *o*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
świetny! ♥ kocham to
OdpowiedzUsuńOmgggg dawaj nn rozdział ! @kochamcie3609
OdpowiedzUsuńNowy szablon super, a rozdział o matko po prostu świetny. Czekam na kolejny z niecierpliwościa ;*
OdpowiedzUsuńCoś pięknego... Mam nadzieję, że nie masz zamiaru uśmiercić Justina przez jedną ranę postrzałową!
OdpowiedzUsuńWkurzył mnie Dave tym co powiedział. Niby taki kochany i wgl, a tu życzy Justinowi cierpienia i wszystkiego co najgorsze.
Oby jakoś to sie ułożyło *_*
mam nadzieje ze sie myslisz, jak oni mogli by zrezygnowac z tego bloga? jest jednym z moich ulubionych ze wzgledu na bardzo ciekawa fabule :) rozdzial świetny, Amy rozdarta meidzy uczuciamy do justina a dave'a .Ciekawe jak to dalej sie potoczy, nie moge sie juz doczekac nastepnego. Buziaki ! xx
OdpowiedzUsuń*mylisz :D
UsuńBoże nadrobiłam trzy zaległe mi rozdziały. Czy ty wiesz, że to jest niesamowite? A fakt, wiesz o d zawsze. Dave no on ją kocha i się nie podda, ale jakim tekstem na koniec pojechał. W poprzednich rozdziałach było dużo płaczu i kontaktu z Davem. Boskie były. Justin, proszę żyj! ♥
OdpowiedzUsuń♠ olusiek-blog.blogspot.com -> to ten blog o mnie, na innej stronce
Nie nie nie .. on nie moze umrzec ... Super rozdzial czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuńmylisz sie :) nadal czytam x swietne
OdpowiedzUsuńuwielbiam tą końcówkę <3
OdpowiedzUsuńUgh, już nie lubię Dave'a ;-;
OdpowiedzUsuńBiedny Justin :(((
Niesamowity xx czekam na nn <3 //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńTak czułam, że ta akcja to będzie jakieś bagno i kłopoty :-/
OdpowiedzUsuńKurde. I co teraz?
I co w ogóle Dave odwala z Amy?! Przecież ona ma chłopaka a ten se ją całuje i tuli. Nie podoba mi się to :P
Świetny rozdział, uwielbiam <3
@ameneris
tak, uwielbiam ten rozdział, tak, lubię to czytać, tak, lubię czekoladę!, tak, lubię CIEBIE :)
OdpowiedzUsuńELISE!
PS. DZIEWCZYNY.. SZYKUJCIE SIĘ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ! :)
Dokładnie :)
UsuńNastępny będzie chyba jednym z lepszych ( oczywiście i tak najlepszym rozdziałem, jest rozdział trzydziesty pierwszy :D )
to pierwszy, lecz nie ostatni taki rozdział :D!
Usuńi*, sorry :D jest późna godzina i trochę nie myślę :D
UsuńCholera jasna wiedziałam że coś nie wypali .....ale Nevil zachował się okey xd mam nadzieje ze Justin wyjdzie z tego :/ Dave mnie wkurza ...ale trochę go rozumiem zakochał się <3 mam nadzieje że mimo tego jak Amy została potraktowana przez Justina nie zostawi go, a on wreszcie zrozumie że Amy to ta jedyna <3 Zajebisty rozdział zresztą jak każdy :3 czekam na nastepny .....wiesz ze czytam tego bloga i nie mam zamiaru skończyć KOCHAM CIE BARDZO <333333 szablon sliczny
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
Od tego rozdziału już nie lubię Dave, co on wyprawia ?
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze wszystko bd ok z Justinem :)
z niecierpliwością czekam na nowy ;*
@magda_nivanne
Kocham , kocham , kocham ...<3
OdpowiedzUsuńale Justin nie umrze, prawda? :o
OdpowiedzUsuńjeju, nie sądziłam, że on będzie się tak zachowywał dla Amy. ..
świetny rozdział! xx
kocham,
Wiktoria.
Strasznie podoba mi sie jak piszesz :) masz bardzo oryginalne pomysly i nie widac w tym monotonii. Widac ze lubisz pisac i wychodzi ci to cudownie *_*
OdpowiedzUsuń@BieberLikeDrug
Słonko , zapomniałabym Cie troche pochwalić :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle asdfghjkl *____*
Co tu dużo pisać? Kocham to opowiadanie i czekam na następny rozdział !
#ilysm ♥
@xxlikedopexx
Zajebisty rozdział ♥
OdpowiedzUsuńMożesz mnie informować na tt ? :3
@heartcannotfool
Super Kocham <333
OdpowiedzUsuńJezu co sie z nimi dzieje ;o
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
@scute4
DAVE CORAZ BARDZIE MNIE WKURZA -_- I PRZEŻYWAM TO OPOWIADANIE JESZCZE BARDZIEJ :P @WildBieberAir
OdpowiedzUsuńjestem tu po raz pierwszy ale będe wpadała częściej bo świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńładny wygląd bloga :)
obserwuje i pozdrawiam :)
http://karoraa.blogspot.com/
Genialny blog, naprawdę świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńTwój pomysł na opowiadanie jest inny i to mi się podoba.
Już czekam na next..
Pozdrawiam
SS.
PS; Dodałam Twojego bloga do polecanych na moim. Było by mi miło gdybyś oceniała mojego bloga i pomogła mi go w jakiś sposób rozgłosić. http://your-love-heals-my-scars.blogspot.com/ <------- Mój.
<3333
OdpowiedzUsuńuh uh uh kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńJestem taka ciekawa :D
<3
@ameneris
Czekamy na nn .. Kocham :)
OdpowiedzUsuńodkąd zmieniłaś wygląd bloga i ogólnie jego strone nie moge czytac tego opowiadania na telefonie :( wielkość stony mi sie nie chce zaladować. jeżeli mozesz z tym cos zrobic bede Ci wdzięczna :)
OdpowiedzUsuńPS. świetny rozdział :*