Po
wieczornej wizycie Jasona zrozumiałem, że moje życie zaczęło przybierać inne
barwy. Amanda odeszła co oznaczało, że miałem wolną rękę do przebierania w
panienkach, lecz teraz to nie miało największego znaczenia. Miałem nadzieję, że
uciekła jak najdalej stąd, pozostawiając po sobie jedynie dom, w którym
mogliśmy nadal przebywać.
Lekarz poinformował mnie, że powinienem zostać jeszcze tydzień w
szpitalu, aby rana zagoiła się pod ich okiem. To była dla mnie bardzo niemiła
wiadomość, bo razem ze swoimi kumplami planowaliśmy akcję na McCanna.
Najwidoczniej plan będziemy musieli przesunąć na kolejny dzień. Gdyby rana,
którą posiadałem nie była tak poważna, już bym wstał i pojechał rozwalić
sukinsyna, który myślał, że się mnie pozbył.
Dave
po tym, jak dowiedział się, co postanowiła Amy, nawet słowem się nie odezwał.
Owszem, był na mnie zły, że nie próbowałem jej zatrzymać, ale radość i tak w
niewielkim stopniu wypełniła jego serce żywiące miłość do mojej byłej
dziewczyny. Nie ukrywając ja też ją jeszcze gdzieś w środku kochałem, ale skoro
dzięki naszemu rozstaniu miała być bezpieczniejsza i szczęśliwa, to bez wahania
właśnie tak postąpiłem, a nie inaczej, a Jason czy Dave nie powinni mieszać się
w moje decyzje.
Przez pół nocy byłem pogrążony myślami zemsty. Ona wypełniała każdą część
mojego ciała. Kiedy leżałem przypięty do aparatury, która wykazywała realne
parametry mojego ciała, dotarło do mnie wiele różnych, aczkolwiek wcześniej
odległych dla mnie faktów. Posiadałem rodzinę. Nieważne, że ona nie była
prawdziwa. Składała się z ludzi, którzy ufali mnie, a ja ufałem im, czasami
biorąc ich za tych, którzy byli przeciwko mnie.
Pozwoliłem sobie na to, aby "rodzina" się rozpadła. Między mną,
a Dave'em już nie będzie tak samo, jak było przed pojawieniem się Amy. Ona nas
w pewnym stopniu poróżniła i nakierowała nasze serca względem siebie
negatywnie. Chciałem, aby on odszedł razem z pozostałą dwójką. Zostałbym sam.
Ale co dalej? Jak miałem odnaleźć siłę do walki z cholernie trudną
rzeczywistością? Prędzej odebrałbym sobie życie, niż ponownie ogarnął swoją
dupę i przeciwstawił się swoim wrogom. Taka była prawda, a ja bałem się
wypowiedzieć ją na głos. W tych sprawach, gdzie potrzebne było racjonalne
myślenie, byłem tchórzem.
Nad
ranem obudziła mnie kolejna pielęgniarka, zmieniająca mi kroplówkę. Nie było
jeszcze siódmej, a oni pozbawiali mnie kilku godzin snu. Westchnięciem
zakończyłem wściekłość, która wdzierała się we mnie niczym jad dzikiego
zwierzęcia. Uniosłem się, a gdy siostra opuściła salę, sięgnąłem po telefon.
Wiedziałem, że Thomas jeszcze spał, ale chciałem, aby ktoś z nich do mnie
przyjechał bo musiałem z kimś porozmawiać. Wyszukałem więc jego numer i w
milczeniu oczekiwałem usłyszenia jego głosu po drugiej stronie.
- Justin... - wymruczał -
Czy ty wiesz, która jest godzina? Daj spać. - syknął, zapewne nakrywając na
siebie poduszkę.
- Sorry stary, ale
powiedz Jasonowi, by przyjechał do mnie. Muszę mu coś powiedzieć, a to nie jest
rozmowa na telefon. - powiedziałem, biorąc w drugą rękę tablet.
Zacząłem przeglądać strony internetowe, całkowicie zapominając, że cały
czas miałem telefon przy uchu. Po prostu uszło ze mnie jakiekolwiek poczucie
czasu.
- Cały czas tam jesteś?-
spytałem i lekko się uśmiechnąłem.
Chłopak sennie mruknął coś pod nosem, a zaraz potem zapytał, jak się
czułem.
- Wszystko w porządku.
Czuję, że mógłbym już stąd wyjść, ale te pajace wypiszą mnie dopiero za niecały
tydzień.- odpowiedziałem surowym tonem, a nasłuchując się jakiejś reakcji z
jego strony, to usłyszałem rozmowę.
- Stary, Jason niedługo
do ciebie przyjedzie, teraz spadaj. Idę spać. - bez żadnego pożegnania
rozłączyłem się i odłożyłem telefon na łóżko, tuż przy mnie.
Obiema dłońmi ująłem urządzenie z bezprzewodowym internetem i niechcący
nacisnąłem na folder z zdjęciami. Tak bardzo nie chciałem go otwierać, ale coś
mnie pchnęło, by po otwarciu przejrzeć pliki, które tam miałem. Gdy zdjęcia mi
się ukazały, poczułem wzrastające ciśnienie w żyłach. Nabrałem powietrza i
powiększając pliki, poczułem wstręt do samego siebie oraz coś jeszcze. Jak
mogłem skrzywdzić Amy? Przecież była dla mnie jak... Właśnie. Jak odzwierciedlenie
własnej matki. Nie pożądała mnie. Kochała z całego serca moje głupie pomysłu,
moją pracę. Każdemu zdjęciu przyglądałem się bardzo długo. Mierzyłem wzrokiem
rysy jej twarzy, kolor oczy i części garderoby, jakie na sobie posiadała. Było
mi żal, że los właśnie taki koniec dla nas wypatrzył. Nigdy nie czułem się tak
żywy, jak przy tej zupełnie niewinnej dziewczynie. Lecz odrzuciłem jej miłość.
Teraz musiałem się z tym pogodzić.
- Śniadanie, Parker. - w
drzwiach pojawił się Jason.
Uśmiechnąłem
się na jego widok i w sumie zrobiło mi się nawet miło, że się o mnie troszczył.
Zdawał sobie sprawę z tego, że szpitalne jedzenie nie było w moim guście i
najwyraźniej nie chciał, abym zagłodził się na śmierć.
Od zawsze
miałem z nim dobry kontakt i był jedyną osobą z która nadal potrafiłem się
porozumieć. Był osobą z którą Amy mnie nie poróżniła.
- Co ci tak mina zżęła?
Nie chcesz tego? Może wolisz szpitalne jedzenie? - zaśmiał się, przez co wyrwał
mnie z tony myśli.
Spostrzegłem
pyszne kanapki na stoliku, które przed chwilą tam spoczęły, więc sięgnąłem po
jedną.
- Justin...- zaczął
niepewnie chłopak - Amy nie wróciła na noc do domu...- powiedział nieco ciszej
i wbił we mnie swój wzrok.
Przełknąłem kęs i wzruszyłem ramionami mimo że coś mnie w środku zakuło.
- To już nie moja sprawa, Jason. To już mnie nie dotyczy.
Chłopak usiadł bezradnie na krześle przy moim łóżku i potrząsnął głową na
znak niedowierzania w moje słowa...
- Nie wiem, jak możesz tak
mówić. Stary...- powiedział surowo, kiedy chciałem mu przerwać - Ona siedziała
tutaj z tobą przez cały czas, płakała i walczyła o ciebie, a ty jej nawet nie
słyszałeś i nie widziałeś. Nie zrobiła nic złego, nie zdradziła cię, ani nie
przespała się z Dave`em. Thomas nagadał ci takich bzdur, bo był wściekły, że
zawalasz akcje które już dawno przestały mieć dla ciebie jakiekolwiek
znaczenie. Justin, mieszkamy w jej domu, a ona zniknęła. Jak możesz mówić, że
ci nie zależy. A co z myślą, że już nigdy jej nie zobaczysz, bo któryś z ludzi
tego sukinsyna ją dopadł? - powiedział.
Ciężko westchnąłem, połykając wcześniej ostatni kęs kanapki. - Słuchaj,
ona jest mądrą dziewczyną. Była przy mnie tyle czasu i jakoś nie bała się tego,
że w każdej chwili któryś z tych dupków mógłby ją dopaść. - zawiesiłem na nim
swój wzrok - to po pierwsze. Po drugie... nie pamiętasz już, jak dostała
zlecenie od McCanna, aby mnie zabiła? - posłałem mu pytające spojrzenie, ale
nie pozwoliłem mu odpowiedzieć i sięgnąłem po następną kanapkę, bo byłem
naprawdę głodny - A po trzecie, ona nie potrzebuje kogoś, kto by ją ochraniał.
Jest odważna i wiem, że sobie poradzi. A to, że nie wróciła na noc... -
jęknąłem z grymasem - to zrozumiałe. Która dziewczyna po zerwaniu z chłopakiem
nie chciałaby zaszyć się pod ziemię i o wszystkim zapomnieć? - parsknąłem pod
nosem.
- Widzę, że jestem jedyną
osobą, która się o nią martwi. Nie wróciła do swojego domu, a nie miała dokąd
iść, bo przypomnę ci, straciła swoją rodzinę i przyjaciół przez ciebie. -
wskazał na mnie palcem - Zrezygnowała ze swojego życia, aby być z tobą...
- Machnął ręką i wstał, oznajmiając, że poszedł do bufetu po coś do picia.
Miałem dość ciągłego wypominania z jego strony swoich błędów. Nie
martwiłem się o nią, bo wiedziałem, że dałaby sobie radę beze mnie. Rodzina nie
była jej w tym potrzebna, ani przyjaciele, których fakt faktem, nie miała.
Musiałem o niej zapomnieć. Wyrzucić ją ze swojej głowy raz, na zawsze.
Jason wrócił po kilku minutach razem z lekarzem. Zaczął mnie badać i
sprawdzać ranę. Niby się koiła, ale to musiało trochę potrwać. Syknięciem
ukazałem mu ból podczas zdejmowania opatrunku i zakładaniu nowego. Zignorował
to i szybko zakończył nieprzyjemną część dzisiejszej wizyty. Posłałem mu zniecierpliwione
spojrzenie, a mężczyzna po chwili opuścił salę, wcześniej wpisując do mojej
kartoteki stan mojego zdrowia.
- Masz, napij się. -
odebrałem od swojego kumpla szklankę soku i się napiłem.
Między nami trwała przez najbliższą chwilę niezręczna cisza. Ani ja, a on
nie potrafiliśmy zmienić tematu na coś, co nie byłoby związane z moją byłą
dziewczyną, która najwyraźniej była ważna dla Jasona i nie wiedziałem dlaczego.
- Powiedz mi, dlaczego przejmujesz
się Amandą? Przecież tak na prawdę nic ją z tobą nie łączyło. - wzruszyłem
ramionami oczekując jakiejś odpowiedzi.
Zawiesił na mnie swój wzrok i zacisnął usta, jakby bał się powiedzieć to,
co siedziało w jego głowie. Nie mogłem odczytać jego myśli, bo nie posiadałem
super mocy niczym Edward ze "Zmierzchu", ale musiałem przyznać, że to
w tej chwili byłby idealny sposób na zdobycie informacji.
- Ona jest inna niż
dziewczyny, które posiadałeś. Nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego pozwoliłeś
jej odejść. - napił się coli - Amy wiedziała od samego początku, na co się
piszę będąc przy tobie, a mimo wszystko z tego nie zrezygnowała. Gdyby nie ona,
nie byłoby Dave'a pamiętasz?
Skinąłem lekko głową, przypominając sobie jak ona uwolniła go ze starej
szopy na posesji, którą chciałem wtedy wysadzić w powietrze. To była akcja, w
której sam nie do końca potrafiłem opanować emocje. Odczuwałem wtedy strach i
obawę przed tym, że wszyscy nie zdążylibyśmy uciec od pochłonięcia naszych ciał
przez płomienie.
- Widzisz, jednak
pamiętasz. Więc może przypomnij sobie ile razy ona uświadamiała ci swoją miłość
co? Spójrz w przeszłość i ujrzyj ile ona była w stanie dla ciebie zrobić.
Zostawiła dla ciebie wszystko, co miała. A ty nie potrafisz teraz tego
docenić... - dodał z ciężkim westchnięciem, które po chwili udzieliło się także
i mnie.
Zsunąłem
się niżej, wcześniej odstawiając szklankę. Jego słowa wyprowadzały mnie z
równowagi. Byłem rozdrażniony i skołowany, a przez to do mojego mózgu wdzierało
się poczucie winy. Przez pewien moment zacząłem się zastanawiać, co działo się
z Amy: gdzie mogła być i dlaczego nie wróciła do domu.
Poczułem
ogromną frustrację, bo zawsze, kiedy martwiłem się o nią, nad moim ciałem
zaczęła panować chęć kontrolowania wszystkiego, co się z nią działo. W pewnym
sensie przez słowa Jasona poczułem, że musiałem się o nią troszczyć, ponieważ
przeze mnie straciła wszystko. Sięgnąłem po telefon, który leżał tuż przy moim
biodrze i wybrałem jej numer. Przekląłem w myślach, kiedy od razu włączyła się
sekretarka.
- I widzisz? Czuję, że to
coś poważniejszego, Justin... - usłyszałem jęknięcie swojego przyjaciela.
Warknąłem
coś pod nosem pod wpływem złości. Jak zwykle wszystko wyolbrzymiał. - Stary daj
spokój! Ona po prostu nie chce ze mną gadać, tyle. Zrozum, że nasze rozstanie
było pod wpływem emocji. - dodałem, obdarowując go srogim spojrzeniem. Znowu
gniew ogarniał moje ciało.
Sprawnym ruchem odłożyłem telefon i kiedy mój przyjaciel chciał coś
wtrącić, nie wytrzymałem i pozwoliłem swoim myślom wyjść na światło dzienne.
- Stary, kurwa! Skończ o
niej ciągle gadać! Przejmujesz się bardziej niż ja, a to nie jest normalne. -
wyrzuciłem ręce w powietrze - Co, z tobą też się pieprzyła? Może wszyscy
przelecieliście ją za moimi plecami? - byłem tak wkurwiony, że zerwałem
wszystkie rurki, który były do mnie podłączone; te od aparatury, kroplówek i
innych pierdół.
- Opanuj się do jasnej
cholery! Co w ciebie wstąpiło? - uderzył mnie w polik - Zmieniłeś się i to
bardzo. Musisz zacząć czuć, rozumiesz? - potrząsnął moimi ramionami, lecz
sprawnym ruchem go od siebie odepchnąłem, czując nasilający się ból w klatce
piersiowej.
- Idź jej szukać, skoro
tak ci na niej zależy. Przez tą sukę straciłem was wszystkich! Wynoś się! -
krzyknąłem, wstając z łóżka.
Pierwszy raz od operacji stanąłem na własnych nogach. Czułem, że kręciło
mi się w głowie, ale musiałem wyjść i zapalić. Zanim opuściłem salę, podparłem
się o brzeg łóżka, aby złapać równowagę. Byłem ubrany w jakąś śmieszną szmatę,
więc na samą myśl, że miałem w tym wyjść, krew mi się zagotowała.
Jason wyszedł trzaskając drzwiami, co sprowadziło mnie na skraj
wytrzymałości psychicznej. Zdarłem z siebie obleśny kawałek materiału i
wyciągnąłem z torby pod łóżkiem spodnie od dresu oraz zwykłą, szarą koszulkę.
Czułem się coraz słabszy, ale ignorowałem to. Musiałem wyjść i zaczerpnąć
świeżego powietrza.
Z
plecaka wyjąłem paczkę papierosów oraz zapalniczkę i podszedłem do drzwi. Ledwo
co wyszedłem na korytarz, usłyszałem jak ktoś wołał mnie po nazwisku.
Przekląłem w myślach, gdy po odwróceniu się ujrzałem lekarza.
- Co pan wyprawia? Kto
pozwolił panu wstać? - zaczął się wydzierać, przez co miałem ochotę mu przypieprzyć,
jednak zignorowałem go i odwróciłem się, aby dojść do windy. - Justin! Nie będę
się z tobą bawił, jesteś dorosłym facetem i wiesz, że jeżeli chcesz stąd wyjść,
jak najszybciej musisz wrócić do łóżka!- dodał nieco łagodniej, na co
przewróciłem oczami.
- Proszę tego nie
robić... - przede mną stanęła pielęgniarka, która wczorajszego dnia znacząco na
mnie patrzyła.
Zajrzałem w głąb jej oczu i dostrzegłem iskierki zmartwienia. Zupełnie
tak samo, jak w przypadku Amandy. Ujrzałem w jej zielonych tęczówkach osobę o
miłosiernym sercu. Pokręciłem szybko głową, aby się ocknąć i odepchnąłem ją na
bok. Nie potrafiłem przestań myśleć o Amy co mnie pogrążało w złości.
- Dajcie mi spokój. -
warknąłem, wchodząc do windy.
Miałem ich gdzieś, bo teraz to ja sam walczyłem z samym sobą o
przetrwanie. Zjechałem na dół, po czym wyszedłem chwiejnym ruchem z ruchomego
pomieszczenia i pokierowałem się wzdłuż korytarza. Owszem, czułem się dość
dziwnie, ale nie dbałem o to. Chciałem stąd wyjść.
- Justin, wróć na salę,
nie bądź głupi. - usłyszałem cichy głos dziewczyny obok, lecz gdy się
odwróciłem, nikogo nie było.
- Zaczynam świrować.. -
jęknąłem podłamany i wyszedłem na parking.
Oparłem się o mury szpitala i z kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę
papierosów. To było to, czego potrzebowałem. Moja chwila ucieczki od tego
gówna, którym było moje życie i zasady, których już nie przestrzegałem.
Odrzuciłem je z chwilą zakochania się w pannie Brown.
Wsadziłem papierosa do ust i kiedy miałem już go odpalić, podeszła
do mnie ta sama dziewczyna, co kilka minut temu.
- Nie będziesz palił na
moim dyżurze. - słodko się uśmiechnęła, wyciągając mi papierosa z ust.
- Zaczynasz mnie
wkurwiać, a to zazwyczaj źle się kończy. - warknąłem, mierząc wzrokiem jej
ubiór.
Ona
nadal się uśmiechała, trzymając mój papieros. Zupełnie nie poruszyło ją moje
zdanie, moja groźba. Jakby w ogóle się mnie nie bała, a przede wszystkim już
mnie skądś znała...
- Dobra, wygrałaś! -
warknąłem, odpychając się stopą od muru - Lepiej nie wchodź mi więcej w drogę,
bo pożałujesz tego.
Była
dziwna. Najwyraźniej myślała, że poleciałbym na jej atrakcyjność. Ale nie tym
razem. Byłem pogrążony w nieznanych mi dotąd odczuciach i nie umiałem sobie z
tym poradzić. Byłem zagubiony.
Podeszła do mnie bliżej, przez co nasze twarze dzieliło zaledwie pięć
centymetrów. Wpatrywała mi się w oczy, a ja nie mogłem spuścić z niej wzroku.
Patrząc na nią, widziałem Amandę; widziałem to, co chciałem zobaczyć, czyli
moją Amy, słodką, śmiejącą się, która zawsze była przy mnie.
Zamknąłem oczy, a po chwili poczułem na swoim policzku czuły dotyk. Przez
chwilę oddałem się tomu doznaniu, po czym odtrąciłem rękę dziewczyny i mocno
chwyciłem za jej nadgarstek.
- Nie wiem, czego
chcesz, ale wiedz, że ja ci tego nie dam. Spływaj stąd!- warknąłem przez
zaciśnięte zęby, a ona stanęła jak wryta w ziemię.
Po
chwili wpatrywania się w nią wybuchnąłem śmiechem. - Jesteś jeszcze taka
głupia.. - pokręciłem przecząco głową. Zostawiłem ją tam i wszedłem do
szpitala. Przy mojej sali stał lekarz prowadzący, a na mój widok pokręcił
głową.
- Wróciłem.- sztucznie
się uśmiechnąłem i przekroczyłem próg sali.
Położyłem
się na pościelonym łóżku, zamknąłem oczy i pozwoliłem myślom swobodnie
przemierzać przez zakamarki mojej głowy niczym wystrzeliwane pociski z
pistoletu podczas naprawdę sporej akcji.
- Paliłeś? - zapytał
tonem głosu, godnym lekarza.
Ironicznie wymalowałem uśmiech na swoich ustach, lecz nie otworzyłem
oczu. - A jak pan doktor myśli? - zapytałem.
- Mam nadzieję, że nie
paliłeś, bo to poważnie mogłoby zaszkodzić twoim płucom.
Parsknąłem, czując zmęczenie - Pana głupia pielęgniarka mnie
powstrzymała. Powinien być pan doktor jej wdzięczny. - dodałem, wzdychając.
- Nasz personel nie jest
głupi. Robimy wszystko dla twojego dobra. Więc proszę, nie utrudniaj nam tego,
a wyjdziesz tak szybko, jak się da.- mruknął spokojniej i zaczął podłączać mi
aparaturę.
Powstrzymałem się od jakiegokolwiek komentarza w jego stronę i pozwoliłem
mu wykonać swoją robotę. Gdy wszystko było już prawidłowo podłączone opuścił
pomieszczenie i zostałem sam. Nareszcie miałem chwilę odpoczynku dla samego
siebie i postanowiłem się przespać.
Moja
beztroska podróż po krainie snów nie trwała zbyt długo. Zbudził mnie sygnał
telefonu, który od kilku minut nie przestawał dzwonić. Zdenerwowałem się i
spojrzałem na wyświetlacz. Thomas. Warknąłem i odebrałem połączenie.
- Mam nadzieję, że to
coś pilnego... - syknąłem.
- Co z Jasonem? Wszedł
do domu wkurwiony i nie chce z nikim gadać. Pokłóciliście się? - od razu
warknąłem, ale i tak opowiedziałem mu co się wydarzyło; powiedziałem mu o moich
wątpliwościach i o tym, jak się czułem.
Thomas przez całą rozmowę tylko przyznawał mi rację, jednak nie dodawał
nic od siebie.
- Thomas, cały czas
czekam, aż mi powiesz, jakie jest twoje zdanie. - mruknąłem, a on w końcu powiedział
to, na co czekałem.
- Stary, ta laska
zmieniła całe nasze życie. Od dłuższego czasu mnie wkurzała, bo nie była tobie
wierna, ale Jasonowi możesz zaufać. To twój brat, wszyscy jesteśmy z tobą.
Amanda zniknęła i miejmy nadzieję, że już nie wróci. Zobaczysz, że z czasem
nawet z Dave`em się dogadasz. A co do niego, to szukał jej, ale na całe
szczęście nie znalazł. Widocznie naprawdę postanowiła odejść.
- To dobrze. - odruchowo
skinąłem głową - Jeżeli ona naprawdę odeszła, to jej ojca zamierzam rozszarpać
na kawałki, aby już nigdy jej nie zranił. Jestem jej to winien, prawda? A
McCanna pozbędę się już z własnych powodów. Przez niego leżę w tym durnym
szpitalu i tylko dręczę się sprawami, które już nie powinny mieć dla mnie
żadnego znaczenia... - dodałem, ujmując szklankę soku, lecz po chwili ona
wyślizgnęła mi się z ręki i rozbiła o podłogę. - Szlag by to trafił... -
wysyczałem, opadając głową na poduszkę, cały czas trzymając telefon przy swoim
prawym uchu
Zamknąłem oczy, a po chwili je otworzyłem, gdyż poczułem na sobie czyjś
wzrok. - Zadzwonię później. - rozłączyłem się i wpatrywałem się w posturę
chłopaka kamiennym wzrokiem.
- Czego chcesz, Dave? -
syknąłem, jednak nie raził go mój ton głosu i podszedł do mojego łóżka.
Wyglądał strasznie i widać było, że zadręczał się tą cała sytuacją i
odejściem Amy. Przejechał dłonią po włosach i zaczął mówić. - Amanda zniknęła,
ale to już pewnie wiesz. Rozumiem, że masz to w dupie, bo chłopacy nagadali ci
głupot. - na chwilę zamilkł - Przyjechałem, żeby powiedzieć ci, jak było
naprawdę.- kiedy podniosłem się nico wyżej i chciałem dodać coś od siebie,
uciszył mnie skinieniem dłoni. - zakochałem się w niej i owszem, jest mi głupio
z tego powodu, bo byłeś moim przyjacielem. - popatrzył na mnie spod byka - W
tobie miałem zawsze oparcie...Ale czasu nie cofnę. - wypuścił z płuc powietrze,
które wstrzymywał - Jestem tutaj, bo musisz wiedzieć, że Amanda nie skrzywdziła
cię. Byłeś zawsze na pierwszym miejscu w jej sercu, nie ważne, jak bardzo
chciałem, aby to się zmieniło. - machał dłonią - Próbowałem ją odciągnąć od
ciebie, bo bolało mnie to, w jaki sposób ją traktowałeś... jednak ona i ten jej
upór, jak i miłość do ciebie nie dały się przepchnąć. - ponownie na mnie
spojrzał - Kochała cię, Justin, a teraz nie wiem, gdzie jest, bo zachowałeś
się, jak kretyn wyrzucając ją. Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że jeżeli coś
się jej stało, jeżeli nie żyje..- głos zaczął mu się załamywać, a ja nie mogłem
nic dodać. - To będzie to twoja wina! - niemalże krzyknął.
Potarłem dłonią swoje czoło, czując uderzające o moje serce fale ciepła.
- Dave...ja nie wiedziałem... rozumiesz? - spojrzałem na niego - Ja myślałem,
że ty i ona.. ja pierdole... - rzuciłem nagle, gdy zrozumiałem, co tak naprawdę
wydarzyło się w moim życiu w przeciągu ostatnich dni. Ponownie przejechałem
ręką po włosach i tym samym zerknąłem na chłopaka siedzącego tuż obok - Gdzie
jej szukałeś?
- Ty ostatnio niczego
nie rozumiesz, stałeś się takim dupkiem...- wziął głęboki oddech i spojrzał na
mnie przenikliwie - Wszędzie, gdzie było to możliwe. Jedna z pielęgniarek
widziała, jak Amy wyszła i poszła w stronę parku, a właściwie wybiegła... cała
zapłakana.- dodał ironicznie.
Zacisnąłem swoje pięści - Gdybyś kurwa mi o tym prędzej powiedział! -
syknąłem, wyrywając z siebie kabelki i wstając, podszedłem do okna - Ona gdzieś
musi być! Przecież nie mogła się tak po prostu rozpłynąć w powietrzu! -
uderzyłem dłońmi o kawałek parapetu.
- Amanda ci czasami nie
mówiła? Och, tak... mówiła, ale miałeś to w dupie, bo słowa Thomasa były dla
ciebie ważniejsze. Jesteś idiotą! Nie znajdziesz jej... Na pewno nie ma jej w
tym mieście, chyba, że jest gdzieś pogrzebana. - warknął.
Wiedziałem, że chciał wzbudzić we mnie poczucie winy i niestety mu się to
udało - Zresztą...- machnął ręką i opuścił pomieszczenie.
Gotowałem się ze złości, która już teraz dogłębnie osiedliła się w moim
sercu. Gdy tylko wyszedł, poszukałem swój telefon i wybrałem numer do Amy. Nie poddawałem
się i gdy włączała się sekretarka, dzwoniłem kolejny raz. Miałem nadzieję, że w
końcu usłyszałbym dźwięk nadchodzącego połączenia...
_______________________________________________________Cześć Miśki Moje Kochane ♥
Mam nadzieję, że się nie gniewacie, iż rozdział został dodany dzisiaj.
Mam nadzieję, że Wam się podobało i będziecie czekać na następny.
Pozostawcie komentarz :)
Buziaki, Audrey.
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! - Pamiętaj! ☺
Uh uh uh ale rozdział !!!!!!!
OdpowiedzUsuńWreszcie coś dotarło do Justina po słowach Dave'a!
Oby nie było za późno bo mam jakieś złe przeczucia :P
I dziwne, że Justin zachowuje się wobec niej jak totalny dupek. Przecież powiedziała mu, że go nie zdradziła to ten i tak swoje wrr.
Czekam z niecierpliwością jak zawsze na kolejny :))
<3
@ameneris
KOCHAM <333
OdpowiedzUsuńmam złe przeczucia co do tego gdzie jest Amy ....
OdpowiedzUsuńnie no drama totalna ;/;ccccccc
W końcu Justin zrozumiał że Amy jest dla niego ważna . Czekam na następny <3 i kocham ;* @kochamcie3609
OdpowiedzUsuńboski <3 czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńCoś wspaniałego i serio zadziwiającego *____*
OdpowiedzUsuńJEŻELI AMY COŚ SIĘ STAŁO......
Czekam na nn.
Boże jak ja to kochamm!!! ♥
OdpowiedzUsuńjest cudowny!
czekam na kkolejny ;)
świetny ; ) czekam na kolejny ; )
OdpowiedzUsuńŚwietny ! <3
OdpowiedzUsuńw końcu Justinowi otworzyły się oczy, mam nadzieję ze Amy nic nie jest :)
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na kolejny,
@magda_nivanne
;*
co ten Justin robi.... jeju.
OdpowiedzUsuńa co z Amy? mam nadzieje, że nic jej nie jest.
czekam na kolejny, z wielką niecierpliwością!
Wiktoria xx
Świetny rozdział ,fajny obrót akcji na koniec. Nie mogę się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuń@4everWithJus
aww biedna Amy, ciekawe gdzie ona teraz jest i czy ja znajda. Moze Justin sobie za niedlugo uswiadomi ze cos do niej czuje i to naprawi. Fajnie ze ten blog nie ma fabuly z idealna miloscia do bad boya jaka teraz mozna znalezc bardzo czesto. Twoj pomysl sie naprawde wyroznia i bardzo mi sie podoba. Za to ogromny plus. Duzo sie dzieje, czekam na kolejny. Buziaki xx
OdpowiedzUsuńMam złe przeczucia co do Amy ;/
OdpowiedzUsuńJustin w końcu sie troche ogarnął i zrozumiał pewne rzeczy , oby tak dalej .
Czekam na nn <3
@scute4
Cudo :)
OdpowiedzUsuńwiesz, jak bardzo to uwielbiam? ♥
OdpowiedzUsuńElise
C U D O W N Y R O Z D Z I A L <3
OdpowiedzUsuńomb. Justin idioto :((((( chce już kolejny;/ <3
OdpowiedzUsuńOmg, rozdział świetny..
OdpowiedzUsuńBiedna Amy mam nadzieję że ją znajda i nic jej nie będzie.. :D
Czekam na nn ♥
http://jednanoc97.blogspot.com/ <---- zapraszam do mnie
Cudowny ! mam nadzieję, że Justin znajdzie Amy i że nie umarła. Ryyyczę ! Dodaj szybko kolejny rozdział bo nie wytrzymam ! B U Z I O L E !!!
OdpowiedzUsuńswietny :) x
OdpowiedzUsuńciekawe co się stało z Amy :O Rozdział bd ciekawy :D
OdpowiedzUsuńAle zajebisty :D Matko.. Biedna Amy :(( Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńFAJNIE, FAJNIE :D @WildBieberAir
OdpowiedzUsuńFajny i reszta. Ugh kolejne nadrabianie... Dobry jak zawsze ♥
OdpowiedzUsuńNo w końcu to przeczytałam!
OdpowiedzUsuńBoże, rycze...ale? Ugh...
Love from
xxlikedopexx
(1st official fan xD)