niedziela, 17 listopada 2013

~ Rozdział trzydziesty dziewiąty


           Po wieczornej wizycie Jasona zrozumiałem, że moje życie zaczęło przybierać inne barwy. Amanda odeszła co oznaczało, że miałem wolną rękę do przebierania w panienkach, lecz teraz to nie miało największego znaczenia. Miałem nadzieję, że uciekła jak najdalej stąd, pozostawiając po sobie jedynie dom, w którym mogliśmy nadal przebywać.
           Lekarz poinformował mnie, że powinienem zostać jeszcze tydzień w szpitalu, aby rana zagoiła się pod ich okiem. To była dla mnie bardzo niemiła wiadomość, bo razem ze swoimi kumplami planowaliśmy akcję na McCanna. Najwidoczniej plan będziemy musieli przesunąć na kolejny dzień. Gdyby rana, którą posiadałem nie była tak poważna, już bym wstał i pojechał rozwalić sukinsyna, który myślał, że się mnie pozbył.
           Dave po tym, jak dowiedział się, co postanowiła Amy, nawet słowem się nie odezwał. Owszem, był na mnie zły, że nie próbowałem jej zatrzymać, ale radość i tak w niewielkim stopniu wypełniła jego serce żywiące miłość do mojej byłej dziewczyny. Nie ukrywając ja też ją jeszcze gdzieś w środku kochałem, ale skoro dzięki naszemu rozstaniu miała być bezpieczniejsza i szczęśliwa, to bez wahania właśnie tak postąpiłem, a nie inaczej, a Jason czy Dave nie powinni mieszać się w moje decyzje.
           Przez pół nocy byłem pogrążony myślami zemsty. Ona wypełniała każdą część mojego ciała. Kiedy leżałem przypięty do aparatury, która wykazywała realne parametry mojego ciała, dotarło do mnie wiele różnych, aczkolwiek wcześniej odległych dla mnie faktów. Posiadałem rodzinę. Nieważne, że ona nie była prawdziwa. Składała się z ludzi, którzy ufali mnie, a ja ufałem im, czasami biorąc ich za tych, którzy byli przeciwko mnie.
           Pozwoliłem sobie na to, aby "rodzina" się rozpadła. Między mną, a Dave'em już nie będzie tak samo, jak było przed pojawieniem się Amy. Ona nas w pewnym stopniu poróżniła i nakierowała nasze serca względem siebie negatywnie. Chciałem, aby on odszedł razem z pozostałą dwójką. Zostałbym sam. Ale co dalej? Jak miałem odnaleźć siłę do walki z cholernie trudną rzeczywistością? Prędzej odebrałbym sobie życie, niż ponownie ogarnął swoją dupę i przeciwstawił się swoim wrogom. Taka była prawda, a ja bałem się wypowiedzieć ją na głos. W tych sprawach, gdzie potrzebne było racjonalne myślenie, byłem tchórzem.
           Nad ranem obudziła mnie kolejna pielęgniarka, zmieniająca mi kroplówkę. Nie było jeszcze siódmej, a oni pozbawiali mnie kilku godzin snu. Westchnięciem zakończyłem wściekłość, która wdzierała się we mnie niczym jad dzikiego zwierzęcia. Uniosłem się, a gdy siostra opuściła salę, sięgnąłem po telefon. Wiedziałem, że Thomas jeszcze spał, ale chciałem, aby ktoś z nich do mnie przyjechał bo musiałem z kimś porozmawiać. Wyszukałem więc jego numer i w milczeniu oczekiwałem usłyszenia jego głosu po drugiej stronie.
     - Justin... - wymruczał - Czy ty wiesz, która jest godzina? Daj spać. - syknął, zapewne nakrywając na siebie poduszkę.
     - Sorry stary, ale powiedz Jasonowi, by przyjechał do mnie. Muszę mu coś powiedzieć, a to nie jest rozmowa na telefon. - powiedziałem, biorąc w drugą rękę tablet.
           Zacząłem przeglądać strony internetowe, całkowicie zapominając, że cały czas miałem telefon przy uchu. Po prostu uszło ze mnie jakiekolwiek poczucie czasu.
     - Cały czas tam jesteś?- spytałem i lekko się uśmiechnąłem.
           Chłopak sennie mruknął coś pod nosem, a zaraz potem zapytał, jak się czułem.
     - Wszystko w porządku. Czuję, że mógłbym już stąd wyjść, ale te pajace wypiszą mnie dopiero za niecały tydzień.- odpowiedziałem surowym tonem, a nasłuchując się jakiejś reakcji z jego strony, to usłyszałem rozmowę.
     - Stary, Jason niedługo do ciebie przyjedzie, teraz spadaj. Idę spać. - bez żadnego pożegnania rozłączyłem się i odłożyłem telefon na łóżko, tuż przy mnie.
           Obiema dłońmi ująłem urządzenie z bezprzewodowym internetem i niechcący nacisnąłem na folder z zdjęciami. Tak bardzo nie chciałem go otwierać, ale coś mnie pchnęło, by po otwarciu przejrzeć pliki, które tam miałem. Gdy zdjęcia mi się ukazały, poczułem wzrastające ciśnienie w żyłach. Nabrałem powietrza i powiększając pliki, poczułem wstręt do samego siebie oraz coś jeszcze. Jak mogłem skrzywdzić Amy? Przecież była dla mnie jak... Właśnie. Jak odzwierciedlenie własnej matki. Nie pożądała mnie. Kochała z całego serca moje głupie pomysłu, moją pracę. Każdemu zdjęciu przyglądałem się bardzo długo. Mierzyłem wzrokiem rysy jej twarzy, kolor oczy i części garderoby, jakie na sobie posiadała. Było mi żal, że los właśnie taki koniec dla nas wypatrzył. Nigdy nie czułem się tak żywy, jak przy tej zupełnie niewinnej dziewczynie. Lecz odrzuciłem jej miłość. Teraz musiałem się z tym pogodzić.
     - Śniadanie, Parker. - w drzwiach pojawił się Jason.
          Uśmiechnąłem się na jego widok i w sumie zrobiło mi się nawet miło, że się o mnie troszczył. Zdawał sobie sprawę z tego, że szpitalne jedzenie nie było w moim guście i najwyraźniej nie chciał, abym zagłodził się na śmierć.
          Od zawsze miałem z nim dobry kontakt i był jedyną osobą z która nadal potrafiłem się porozumieć. Był osobą z którą Amy mnie nie poróżniła.
     - Co ci tak mina zżęła? Nie chcesz tego? Może wolisz szpitalne jedzenie? - zaśmiał się, przez co wyrwał mnie z tony myśli.
          Spostrzegłem pyszne kanapki na stoliku, które przed chwilą tam spoczęły, więc sięgnąłem po jedną.
     - Justin...- zaczął niepewnie chłopak - Amy nie wróciła na noc do domu...- powiedział nieco ciszej i wbił we mnie swój wzrok.
           Przełknąłem kęs i wzruszyłem ramionami mimo że coś mnie w środku zakuło. - To już nie moja sprawa, Jason. To już mnie nie dotyczy.
           Chłopak usiadł bezradnie na krześle przy moim łóżku i potrząsnął głową na znak niedowierzania w moje słowa...
     - Nie wiem, jak możesz tak mówić. Stary...- powiedział surowo, kiedy chciałem mu przerwać - Ona siedziała tutaj z tobą przez cały czas, płakała i walczyła o ciebie, a ty jej nawet nie słyszałeś i nie widziałeś. Nie zrobiła nic złego, nie zdradziła cię, ani nie przespała się z Dave`em. Thomas nagadał ci takich bzdur, bo był wściekły, że zawalasz akcje które już dawno przestały mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Justin, mieszkamy w jej domu, a ona zniknęła. Jak możesz mówić, że ci nie zależy. A co z myślą, że już nigdy jej nie zobaczysz, bo któryś z ludzi tego sukinsyna ją dopadł? - powiedział.
           Ciężko westchnąłem, połykając wcześniej ostatni kęs kanapki. - Słuchaj, ona jest mądrą dziewczyną. Była przy mnie tyle czasu i jakoś nie bała się tego, że w każdej chwili któryś z tych dupków mógłby ją dopaść. - zawiesiłem na nim swój wzrok - to po pierwsze. Po drugie... nie pamiętasz już, jak dostała zlecenie od McCanna, aby mnie zabiła? - posłałem mu pytające spojrzenie, ale nie pozwoliłem mu odpowiedzieć i sięgnąłem po następną kanapkę, bo byłem naprawdę głodny - A po trzecie, ona nie potrzebuje kogoś, kto by ją ochraniał. Jest odważna i wiem, że sobie poradzi. A to, że nie wróciła na noc... - jęknąłem z grymasem - to zrozumiałe. Która dziewczyna po zerwaniu z chłopakiem nie chciałaby zaszyć się pod ziemię i o wszystkim zapomnieć? - parsknąłem pod nosem.
     - Widzę, że jestem jedyną osobą, która się o nią martwi. Nie wróciła do swojego domu, a nie miała dokąd iść, bo przypomnę ci, straciła swoją rodzinę i przyjaciół przez ciebie. - wskazał na mnie palcem -  Zrezygnowała ze swojego życia, aby być z tobą... - Machnął ręką i wstał, oznajmiając, że poszedł do bufetu po coś do picia.
           Miałem dość ciągłego wypominania z jego strony swoich błędów. Nie martwiłem się o nią, bo wiedziałem, że dałaby sobie radę beze mnie. Rodzina nie była jej w tym potrzebna, ani przyjaciele, których fakt faktem, nie miała. Musiałem o niej zapomnieć. Wyrzucić ją ze swojej głowy raz, na zawsze.
           Jason wrócił po kilku minutach razem z lekarzem. Zaczął mnie badać i sprawdzać ranę. Niby się koiła, ale to musiało trochę potrwać. Syknięciem ukazałem mu ból podczas zdejmowania opatrunku i zakładaniu nowego. Zignorował to i szybko zakończył nieprzyjemną część dzisiejszej wizyty. Posłałem mu zniecierpliwione spojrzenie, a mężczyzna po chwili opuścił salę, wcześniej wpisując do mojej kartoteki stan mojego zdrowia.
     - Masz, napij się. - odebrałem od swojego kumpla szklankę soku i się napiłem.
           Między nami trwała przez najbliższą chwilę niezręczna cisza. Ani ja, a on nie potrafiliśmy zmienić tematu na coś, co nie byłoby związane z moją byłą dziewczyną, która najwyraźniej była ważna dla Jasona i nie wiedziałem dlaczego.
     - Powiedz mi, dlaczego przejmujesz się Amandą? Przecież tak na prawdę nic ją z tobą nie łączyło. - wzruszyłem ramionami oczekując jakiejś odpowiedzi.
           Zawiesił na mnie swój wzrok i zacisnął usta, jakby bał się powiedzieć to, co siedziało w jego głowie. Nie mogłem odczytać jego myśli, bo nie posiadałem super mocy niczym Edward ze "Zmierzchu", ale musiałem przyznać, że to w tej chwili byłby idealny sposób na zdobycie informacji.
     - Ona jest inna niż dziewczyny, które posiadałeś. Nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego pozwoliłeś jej odejść. - napił się coli - Amy wiedziała od samego początku, na co się piszę będąc przy tobie, a mimo wszystko z tego nie zrezygnowała. Gdyby nie ona, nie byłoby Dave'a pamiętasz?
           Skinąłem lekko głową, przypominając sobie jak ona uwolniła go ze starej szopy na posesji, którą chciałem wtedy wysadzić w powietrze. To była akcja, w której sam nie do końca potrafiłem opanować emocje. Odczuwałem wtedy strach i obawę przed tym, że wszyscy nie zdążylibyśmy uciec od pochłonięcia naszych ciał przez płomienie.
     - Widzisz, jednak pamiętasz. Więc może przypomnij sobie ile razy ona uświadamiała ci swoją miłość co? Spójrz w przeszłość i ujrzyj ile ona była w stanie dla ciebie zrobić. Zostawiła dla ciebie wszystko, co miała. A ty nie potrafisz teraz tego docenić... - dodał z ciężkim westchnięciem, które po chwili udzieliło się także i mnie.
          Zsunąłem się niżej, wcześniej odstawiając szklankę. Jego słowa wyprowadzały mnie z równowagi. Byłem rozdrażniony i skołowany, a przez to do mojego mózgu wdzierało się poczucie winy. Przez pewien moment zacząłem się zastanawiać, co działo się z Amy: gdzie mogła być i dlaczego nie wróciła do domu.
          Poczułem ogromną frustrację, bo zawsze, kiedy martwiłem się o nią, nad moim ciałem zaczęła panować chęć kontrolowania wszystkiego, co się z nią działo. W pewnym sensie przez słowa Jasona poczułem, że musiałem się o nią troszczyć, ponieważ przeze mnie straciła wszystko. Sięgnąłem po telefon, który leżał tuż przy moim biodrze i wybrałem jej numer. Przekląłem w myślach, kiedy od razu włączyła się sekretarka.
     - I widzisz? Czuję, że to coś poważniejszego, Justin... - usłyszałem jęknięcie swojego przyjaciela.
          Warknąłem coś pod nosem pod wpływem złości. Jak zwykle wszystko wyolbrzymiał. - Stary daj spokój! Ona po prostu nie chce ze mną gadać, tyle. Zrozum, że nasze rozstanie było pod wpływem emocji. - dodałem, obdarowując go srogim spojrzeniem. Znowu gniew ogarniał moje ciało.
           Sprawnym ruchem odłożyłem telefon i kiedy mój przyjaciel chciał coś wtrącić, nie wytrzymałem i pozwoliłem swoim myślom wyjść na światło dzienne.
      - Stary, kurwa! Skończ o niej ciągle gadać! Przejmujesz się bardziej niż ja, a to nie jest normalne. - wyrzuciłem ręce w powietrze - Co, z tobą też się pieprzyła? Może wszyscy przelecieliście ją za moimi plecami? - byłem tak wkurwiony, że zerwałem wszystkie rurki, który były do mnie podłączone; te od aparatury, kroplówek i innych pierdół.
      - Opanuj się do jasnej cholery! Co w ciebie wstąpiło? - uderzył mnie w polik - Zmieniłeś się i to bardzo. Musisz zacząć czuć, rozumiesz? - potrząsnął moimi ramionami, lecz sprawnym ruchem go od siebie odepchnąłem, czując nasilający się ból w klatce piersiowej.
      - Idź jej szukać, skoro tak ci na niej zależy. Przez tą sukę straciłem was wszystkich! Wynoś się! - krzyknąłem, wstając z łóżka.
           Pierwszy raz od operacji stanąłem na własnych nogach. Czułem, że kręciło mi się w głowie, ale musiałem wyjść i zapalić. Zanim opuściłem salę, podparłem się o brzeg łóżka, aby złapać równowagę. Byłem ubrany w jakąś śmieszną szmatę, więc na samą myśl, że miałem w tym wyjść,  krew mi się zagotowała.
           Jason wyszedł trzaskając drzwiami, co sprowadziło mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Zdarłem z siebie obleśny kawałek materiału i wyciągnąłem z torby pod łóżkiem spodnie od dresu oraz zwykłą, szarą koszulkę. Czułem się coraz słabszy, ale ignorowałem to. Musiałem wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.
           Z plecaka wyjąłem paczkę papierosów oraz zapalniczkę i podszedłem do drzwi. Ledwo co wyszedłem na korytarz,  usłyszałem jak ktoś wołał mnie po nazwisku. Przekląłem w myślach, gdy po odwróceniu się ujrzałem lekarza.
      - Co pan wyprawia? Kto pozwolił panu wstać? - zaczął się wydzierać, przez co miałem ochotę mu przypieprzyć, jednak zignorowałem go i odwróciłem się, aby dojść do windy. - Justin! Nie będę się z tobą bawił, jesteś dorosłym facetem i wiesz, że jeżeli chcesz stąd wyjść, jak najszybciej musisz wrócić do łóżka!- dodał nieco łagodniej, na co przewróciłem oczami.
      - Proszę tego nie robić... - przede mną stanęła pielęgniarka, która wczorajszego dnia znacząco na mnie patrzyła.
           Zajrzałem w głąb jej oczu i dostrzegłem iskierki zmartwienia. Zupełnie tak samo, jak w przypadku Amandy. Ujrzałem w jej zielonych tęczówkach osobę o miłosiernym sercu. Pokręciłem szybko głową, aby się ocknąć i odepchnąłem ją na bok. Nie potrafiłem przestań myśleć o Amy co mnie pogrążało w złości.
      - Dajcie mi spokój. - warknąłem, wchodząc do windy.
           Miałem ich gdzieś, bo teraz to ja sam walczyłem z samym sobą o przetrwanie. Zjechałem na dół, po czym wyszedłem chwiejnym ruchem z ruchomego pomieszczenia i pokierowałem się wzdłuż korytarza. Owszem, czułem się dość dziwnie, ale nie dbałem o to. Chciałem stąd wyjść.
      - Justin, wróć na salę, nie bądź głupi. - usłyszałem cichy głos dziewczyny obok, lecz gdy się odwróciłem, nikogo nie było.
      - Zaczynam świrować.. - jęknąłem podłamany i wyszedłem na parking.
           Oparłem się o mury szpitala i z kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę papierosów. To było to, czego potrzebowałem. Moja chwila ucieczki od tego gówna, którym było moje życie i  zasady, których już nie przestrzegałem. Odrzuciłem je z chwilą zakochania się w pannie Brown.
           Wsadziłem papierosa do ust i kiedy miałem już go odpalić,  podeszła do mnie ta sama dziewczyna, co kilka minut temu.
      - Nie będziesz palił na moim dyżurze. - słodko się uśmiechnęła, wyciągając mi papierosa z ust.
      - Zaczynasz mnie wkurwiać, a to zazwyczaj źle się kończy. - warknąłem, mierząc wzrokiem jej ubiór.
           Ona nadal się uśmiechała, trzymając mój papieros. Zupełnie nie poruszyło ją moje zdanie, moja groźba. Jakby w ogóle się mnie nie bała, a przede wszystkim już mnie skądś znała...
      - Dobra, wygrałaś! - warknąłem, odpychając się stopą od muru - Lepiej nie wchodź mi więcej w drogę, bo pożałujesz tego.
           Była dziwna. Najwyraźniej myślała, że poleciałbym na jej atrakcyjność. Ale nie tym razem. Byłem pogrążony w nieznanych mi dotąd odczuciach i nie umiałem sobie z tym poradzić. Byłem zagubiony.
           Podeszła do mnie bliżej, przez co nasze twarze dzieliło zaledwie pięć centymetrów. Wpatrywała mi się w oczy, a ja nie mogłem spuścić z niej wzroku. Patrząc na nią, widziałem Amandę; widziałem to, co chciałem zobaczyć, czyli moją Amy, słodką, śmiejącą się, która zawsze była przy mnie.
           Zamknąłem oczy, a po chwili poczułem na swoim policzku czuły dotyk. Przez chwilę oddałem się tomu doznaniu, po czym odtrąciłem rękę dziewczyny i mocno chwyciłem za jej nadgarstek.
      - Nie wiem, czego chcesz, ale wiedz, że ja ci tego nie dam. Spływaj stąd!- warknąłem przez zaciśnięte zęby, a ona stanęła jak wryta w ziemię.
           Po chwili wpatrywania się w nią wybuchnąłem śmiechem. - Jesteś jeszcze taka głupia.. - pokręciłem przecząco głową. Zostawiłem ją tam i wszedłem do szpitala. Przy mojej sali stał lekarz prowadzący, a na mój widok pokręcił głową.
      - Wróciłem.- sztucznie się uśmiechnąłem i przekroczyłem próg sali.
           Położyłem się na pościelonym łóżku, zamknąłem oczy i pozwoliłem myślom swobodnie przemierzać przez zakamarki mojej głowy niczym wystrzeliwane pociski z pistoletu podczas naprawdę sporej akcji.
      - Paliłeś? - zapytał tonem głosu, godnym lekarza.
           Ironicznie wymalowałem uśmiech na swoich ustach, lecz nie otworzyłem oczu. - A jak pan doktor myśli? - zapytałem.
      - Mam nadzieję, że nie paliłeś, bo to poważnie mogłoby zaszkodzić twoim płucom.
           Parsknąłem, czując zmęczenie - Pana głupia pielęgniarka mnie powstrzymała. Powinien być pan doktor jej wdzięczny. - dodałem, wzdychając.
      - Nasz personel nie jest głupi. Robimy wszystko dla twojego dobra. Więc proszę, nie utrudniaj nam tego, a wyjdziesz tak szybko, jak się da.- mruknął spokojniej i zaczął podłączać mi aparaturę.
           Powstrzymałem się od jakiegokolwiek komentarza w jego stronę i pozwoliłem mu wykonać swoją robotę. Gdy wszystko było już prawidłowo podłączone opuścił pomieszczenie i zostałem sam. Nareszcie miałem chwilę odpoczynku dla samego siebie i postanowiłem się przespać.
           Moja beztroska podróż po krainie snów nie trwała zbyt długo. Zbudził mnie sygnał telefonu, który od kilku minut nie przestawał dzwonić. Zdenerwowałem się i spojrzałem na wyświetlacz. Thomas. Warknąłem i odebrałem połączenie.
      - Mam nadzieję, że to coś pilnego... - syknąłem.
      - Co z Jasonem? Wszedł do domu wkurwiony i nie chce z nikim gadać. Pokłóciliście się? - od razu warknąłem, ale i tak opowiedziałem mu co się wydarzyło; powiedziałem mu o moich wątpliwościach i o tym, jak się czułem.
           Thomas przez całą rozmowę tylko przyznawał mi rację, jednak nie dodawał nic od siebie.
      - Thomas, cały czas czekam, aż mi powiesz, jakie jest twoje zdanie. - mruknąłem, a on w końcu powiedział to, na co czekałem.
      - Stary, ta laska zmieniła całe nasze życie. Od dłuższego czasu mnie wkurzała, bo nie była tobie wierna, ale Jasonowi możesz zaufać. To twój brat, wszyscy jesteśmy z tobą. Amanda zniknęła i miejmy nadzieję, że już nie wróci. Zobaczysz, że z czasem nawet z Dave`em się dogadasz. A co do niego, to szukał jej, ale na całe szczęście nie znalazł. Widocznie naprawdę postanowiła odejść.
      - To dobrze. - odruchowo skinąłem głową - Jeżeli ona naprawdę odeszła, to jej ojca zamierzam rozszarpać na kawałki, aby już nigdy jej nie zranił. Jestem jej to winien, prawda? A McCanna pozbędę się już z własnych powodów. Przez niego leżę w tym durnym szpitalu i tylko dręczę się sprawami, które już nie powinny mieć dla mnie żadnego znaczenia... - dodałem, ujmując szklankę soku, lecz po chwili ona wyślizgnęła mi się z ręki i rozbiła o podłogę. - Szlag by to trafił... - wysyczałem, opadając głową na poduszkę, cały czas trzymając telefon przy swoim prawym uchu
           Zamknąłem oczy, a po chwili je otworzyłem, gdyż poczułem na sobie czyjś wzrok. - Zadzwonię później. - rozłączyłem się i wpatrywałem się w posturę chłopaka kamiennym wzrokiem.
      - Czego chcesz, Dave? - syknąłem, jednak nie raził go mój ton głosu i podszedł do mojego łóżka.
           Wyglądał strasznie i widać było, że zadręczał się tą cała sytuacją i odejściem Amy. Przejechał dłonią po włosach i zaczął mówić. - Amanda zniknęła, ale to już pewnie wiesz. Rozumiem, że masz to w dupie, bo chłopacy nagadali ci głupot. - na chwilę zamilkł - Przyjechałem, żeby powiedzieć ci, jak było naprawdę.- kiedy podniosłem się nico wyżej i chciałem dodać coś od siebie, uciszył mnie skinieniem dłoni. - zakochałem się w niej i owszem, jest mi głupio z tego powodu, bo byłeś moim przyjacielem. - popatrzył na mnie spod byka - W tobie miałem zawsze oparcie...Ale czasu nie cofnę. - wypuścił z płuc powietrze, które wstrzymywał - Jestem tutaj, bo musisz wiedzieć, że Amanda nie skrzywdziła cię. Byłeś zawsze na pierwszym miejscu w jej sercu, nie ważne, jak bardzo chciałem, aby to się zmieniło. - machał dłonią - Próbowałem ją odciągnąć od ciebie, bo bolało mnie to, w jaki sposób ją traktowałeś... jednak ona i ten jej upór, jak i miłość do ciebie nie dały się przepchnąć. - ponownie na mnie spojrzał - Kochała cię, Justin, a teraz nie wiem, gdzie jest, bo zachowałeś się, jak kretyn wyrzucając ją. Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że jeżeli coś się jej stało, jeżeli nie żyje..- głos zaczął mu się załamywać, a ja nie mogłem nic dodać. - To będzie to twoja wina! - niemalże krzyknął.
           Potarłem dłonią swoje czoło, czując uderzające o moje serce fale ciepła. - Dave...ja nie wiedziałem... rozumiesz? - spojrzałem na niego - Ja myślałem, że ty i ona.. ja pierdole... - rzuciłem nagle, gdy zrozumiałem, co tak naprawdę wydarzyło się w moim życiu w przeciągu ostatnich dni. Ponownie przejechałem ręką po włosach i tym samym zerknąłem na chłopaka siedzącego tuż obok - Gdzie jej szukałeś?
      - Ty ostatnio niczego nie rozumiesz, stałeś się takim dupkiem...- wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie przenikliwie - Wszędzie, gdzie było to możliwe. Jedna z pielęgniarek widziała, jak Amy wyszła i poszła w stronę parku, a właściwie wybiegła... cała zapłakana.- dodał ironicznie.
           Zacisnąłem swoje pięści - Gdybyś kurwa mi o tym prędzej powiedział! - syknąłem, wyrywając z siebie kabelki i wstając, podszedłem do okna - Ona gdzieś musi być! Przecież nie mogła się tak po prostu rozpłynąć w powietrzu! - uderzyłem dłońmi o kawałek parapetu.
      - Amanda ci czasami nie mówiła? Och, tak... mówiła, ale miałeś to w dupie, bo słowa Thomasa były dla ciebie ważniejsze. Jesteś idiotą! Nie znajdziesz jej... Na pewno nie ma jej w tym mieście, chyba, że jest gdzieś pogrzebana. - warknął.
           Wiedziałem, że chciał wzbudzić we mnie poczucie winy i niestety mu się to udało - Zresztą...- machnął ręką i opuścił pomieszczenie.
           Gotowałem się ze złości, która już teraz dogłębnie osiedliła się w moim sercu. Gdy tylko wyszedł, poszukałem swój telefon i wybrałem numer do Amy. Nie poddawałem się i gdy włączała się sekretarka, dzwoniłem kolejny raz. Miałem nadzieję, że w końcu usłyszałbym dźwięk nadchodzącego połączenia...
_______________________________________________________
Cześć Miśki Moje Kochane ♥
Mam nadzieję, że się nie gniewacie, iż rozdział został dodany dzisiaj.
Mam nadzieję, że Wam się podobało i będziecie czekać na następny.
Pozostawcie komentarz :) 
Buziaki, Audrey. 

                                CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! - Pamiętaj! ☺

26 komentarzy:

  1. Uh uh uh ale rozdział !!!!!!!

    Wreszcie coś dotarło do Justina po słowach Dave'a!
    Oby nie było za późno bo mam jakieś złe przeczucia :P
    I dziwne, że Justin zachowuje się wobec niej jak totalny dupek. Przecież powiedziała mu, że go nie zdradziła to ten i tak swoje wrr.
    Czekam z niecierpliwością jak zawsze na kolejny :))

    <3
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  2. mam złe przeczucia co do tego gdzie jest Amy ....
    nie no drama totalna ;/;ccccccc

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu Justin zrozumiał że Amy jest dla niego ważna . Czekam na następny <3 i kocham ;* @kochamcie3609

    OdpowiedzUsuń
  4. boski <3 czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś wspaniałego i serio zadziwiającego *____*

    JEŻELI AMY COŚ SIĘ STAŁO......

    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże jak ja to kochamm!!! ♥
    jest cudowny!
    czekam na kkolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny ; ) czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. w końcu Justinowi otworzyły się oczy, mam nadzieję ze Amy nic nie jest :)
    z niecierpliwością czekam na kolejny,
    @magda_nivanne
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. co ten Justin robi.... jeju.
    a co z Amy? mam nadzieje, że nic jej nie jest.
    czekam na kolejny, z wielką niecierpliwością!
    Wiktoria xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział ,fajny obrót akcji na koniec. Nie mogę się doczekać następnego <3
    @4everWithJus

    OdpowiedzUsuń
  11. aww biedna Amy, ciekawe gdzie ona teraz jest i czy ja znajda. Moze Justin sobie za niedlugo uswiadomi ze cos do niej czuje i to naprawi. Fajnie ze ten blog nie ma fabuly z idealna miloscia do bad boya jaka teraz mozna znalezc bardzo czesto. Twoj pomysl sie naprawde wyroznia i bardzo mi sie podoba. Za to ogromny plus. Duzo sie dzieje, czekam na kolejny. Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam złe przeczucia co do Amy ;/
    Justin w końcu sie troche ogarnął i zrozumiał pewne rzeczy , oby tak dalej .
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  13. wiesz, jak bardzo to uwielbiam? ♥
    Elise

    OdpowiedzUsuń
  14. C U D O W N Y R O Z D Z I A L <3

    OdpowiedzUsuń
  15. omb. Justin idioto :((((( chce już kolejny;/ <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg, rozdział świetny..
    Biedna Amy mam nadzieję że ją znajda i nic jej nie będzie.. :D
    Czekam na nn ♥

    http://jednanoc97.blogspot.com/ <---- zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny ! mam nadzieję, że Justin znajdzie Amy i że nie umarła. Ryyyczę ! Dodaj szybko kolejny rozdział bo nie wytrzymam ! B U Z I O L E !!!

    OdpowiedzUsuń
  18. ciekawe co się stało z Amy :O Rozdział bd ciekawy :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale zajebisty :D Matko.. Biedna Amy :(( Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  20. FAJNIE, FAJNIE :D @WildBieberAir

    OdpowiedzUsuń
  21. Fajny i reszta. Ugh kolejne nadrabianie... Dobry jak zawsze ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. No w końcu to przeczytałam!
    Boże, rycze...ale? Ugh...
    Love from
    xxlikedopexx
    (1st official fan xD)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥