piątek, 29 listopada 2013

~ Rozdział czterdziesty pierwszy

       

          McCann miał to wszystko zaplanowane. Chciał mnie wyprowadzić w bezludne miejsce, zastrzelić i zapewne pogrzebać. Ale to był tylko jego plan i nie był w stanie zagwarantować samemu sobie, że i ja nie przygotowałbym czegoś w zanadrzu. Wyjąłem swoją broń i ją odblokowałem, po czym spojrzałem na jego cień.
    - Ale tym razem, zabawimy się na moich zasadach. - warknąłem i wycelowałem w niego, jednakże poczułem zbyt duży ciężar zalegający na swoim sercu i strzał został oddany w inną stronę, niżeli się tego spodziewałem.
          Mężczyzna zbliżył się do mnie, dzięki czemu mogłem dostrzec na jego twarzy poirytowany uśmiech. Zaczął mnie wyzywać od słabych i nic nie wartych gości, których się pozbył, a ja miałem dołączyć do jego kolekcji. To było śmieszne. Prędzej bym zabił samego siebie, gdyby to on miał mnie zabić.
    - Gdzie jest Amanda? - syknąłem przez zaciśnięte zęby.
          Musiałem go o to zapytać, bo gdybyśmy zaczęli bójkę i bym go zabił, nigdy bym się nie dowiedział, gdzie ona przebywała. Poza tym, to mogła być zasadzka. Mógł jedynie wykorzystać fakt, że Amy nie było, a tak naprawdę on wcale jej nie porwał.
    - Najpierw powiedz mi, dlaczego tak ci zależy na tym, aby ją znaleźć. Przecież już nie jesteście razem. - bawił się bronią w swojej prawej dłoni - Przecież ty jej nie kochasz.. - zaśmiał się, tym samym wywołując we mnie jeszcze większy gniew.
          Zagryzłem wewnętrzną część swojego policzka i odpowiedziałem mu jednym, prostym zdaniem, które wiedziałem, że on odbierze w taki sposób, a nie inny.
    - Bo mam serce, a ty go nie masz. - syknąłem i uniosłem broń, po czym bez zastanowienia strzeliłem w jego lewe ramię - Gadaj, gdzie ją ukryłeś, zanim cię rozpierdolę.
          Myślałem, że on także zareaguje strzałem, ale nie. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas niezadowolenia, po czym kawałek się ode mnie odsunął. Przyglądałem mu się uważnie, ale nie byłem w stanie rozszyfrować jego zamiarów. Nim się obejrzałem, dostrzegłem inne osoby po swojej prawej i lewej stronie. No nie... I czego ja się spodziewałem... przecież ten gnojek nigdy nie potrafił dotrzymać umowy! Przekląłem w myślach swoją naiwność, która była kierowana pod wpływem uczucia, jakim darzyłem pojmaną dziewczynę.
    - Ty gnoju... Mówiłeś jeden na jednego... - krzyknąłem.
    - Mówiłem, mówiłem...- machnął ręką, po czym jego mimika się zmieniła, a twarz nie wyrażała żadnych emocji.
          Po krótkim czasie, kiedy panowała między nami cisza, on po prostu podniósł broń i wycelował we mnie. Dzieliło nas zaledwie kilka metrów; może z trzy. Milczałem, a nawet przestałem się wiercić, ponieważ nie widziałem w tym żadnego sensu. Jego ludzie, kiedy wykonałem najmniejszy ruch, zaraz reagowali.
    - Wypuść dziewczynę. - syknąłem, kiedy doszedłem do wniosku, że to był mój koniec.
          Całe moje życie było porażką, a kiedy los wyciągnął do mnie szczęście, chwyciłem je w dłonie, zamknąłem je, a po chwili wypuściłem, jak motyla na wolność. Jednak w moim przypadku, ta wolność oznaczała ból i cierpienie, w które pchnąłem Amy przez mój egoizm i chorą chęć zemsty.
          Nie wiedziałem, co wydarzyłoby się, kiedy McCann by mnie zabił, co stałoby się z Amandą no i chłopakami? Przez ten krótki moment, gdy staliśmy w milczeniu i wymienialiśmy się spojrzeniami zrozumiałem cholernie dużo rzeczy. Amanda Brown była miłością mojego życia mimo że zacząłem się przed tym chować. Mimo że Shadow zabijał moje uczucia, wiedziałem, że ta dziewczyna była mi przeznaczona, by żyć przy mnie. Moim pieprzonym zadaniem było chronienie jej, dbanie o jej bezpieczeństwo i pielęgnacja uczuć, którymi próbowała mnie obdarzyć.
          Żałowałem tych chwil, kiedy traktowałem ją w sposób nieprzemyślany. Gdybym mógł cofnąć czas, schowałbym ją w swoich ramionach, by zło tego pierdolonego świata jej już nigdy nie dotknęło. Wtedy do mojej głowy wdarł się Dave. Zrozumiałem, że zrobiłem ogromny błąd posądzając go o wszystkie czyny, których jak już wiedziałem, się nie dopuścił.. To ja popchnąłem dziewczynę mojego życia w jego ramiona. Wiedziałem, że nie było trudno zakochać się w tak delikatnej i wrażliwej istocie, jaką była Amanda. Wtedy, kiedy ona potrzebowała czułości, opieki i zrozumienia mój przyjaciel był przy niej i bronił ją przede mną. Miał rację. Krzywdziłem ją i nie zasługiwałem na to, aby Amy kochała mnie całym sercem. W duchu podziękowałem mu za wszystko i miałem nadzieję, że kiedyś by mi wybaczył.. Czułem, że nie będzie mi dane przeprosić go osobiście.
          Jason, mój oddany i wierny kumpel, który był zawsze przy mnie i jemu i reszcie chłopaków powinienem podziękować za wielkie wsparcie i po prostu bycie, gdyż wiedziałem, że ostatnio stałem się jedynie zabijającą i chodzącą bestią.
    - McCann, wypuść Amy. - powiedziałem, po czym zagryzłem wargę.
          Mężczyzna wpatrywał się we mnie intensywnie, a potem opuścił broń i podszedł do mnie bezszelestnie - S​hadow, Shadow... Ty ją naprawdę kochasz, jaka szkoda, że ta biedna dziewuszka teraz leży w tej zimnej piwnicy i płacze...- przejechał mi lufą broni po policzku.
          Syknąłem z obrzydzenia, nie wiedziałem, czy owe obrzydzenie było spowodowane jego widokiem i zapachem, czy tym co właśnie mi powiedział - PIWNICA - to słowo było kluczowe.

~*~

          Justin nie potrafił powstrzymać w sobie uczucia złości. Wiedział, że nie miał już żadnej drogi ucieczki. Każdy jego ruch mógł zakończyć się porażką i końcem życia w kryminalnym świecie. Odczuwał strach, ale miłość wypełniała jego serce i dawała mu siłę, aby stawić czoła swojemu wrogowi.
          Nabrał powietrza do swoich płuc, niczym tygrys polujący na swoją ofiarę. Chciał raz na zawsze uwolnić się od przeszłości. Jego mięśnie się napinały, kiedy myślał o dziewczynie. Chciał uratować jej życie, chciał, aby w końcu mogła być szczęśliwa. Wiedział, że to wszystko zależało od niego; zależało od tego, jak rozegrałby rundę ze swoim wrogiem. .
          Parker powoli zamknął oczy, a w duchu pozwolił, aby Shadow się obudził, bo teraz potrzebował go bardziej niż kogokolwiek innego. Kiedy uchylił powieki, jego źrenice zrobiły się czarne,jak kawałki węgla i płonął w nich ogień. Ogień nienawiści do człowieka, na którego właśnie patrzył.
          Ręką zjechał do biodra, wiedział, że nie jest zdolny użyć broni, a jego ostatnim ratunkiem był nóż. Dotknął go dłonią przez kurtkę i czekał na odpowiedni moment, aby McCann zbliżył się na wystarczającą odległość.
          Wyczekiwał tego momentu zupełnie pochłonięty myślami rozwalenia jego serca od środka. Chciał patrzeć, jak umierał. I wtedy nadszedł moment Parkera. Patrick z bronią w lewej ręce przybliżył się do niego, a Justin nie czekając długo, wyciągnął sprawnym ruchem nóż z odpowiedniej przegródki i bez zastanowienia się, wbił go swojemu przeciwnikowi na wysokość brzucha. Mężczyzna upuścił swoją broń, a na twarzy Justina malował się szyderczy uśmieszek.
          W momencie, kiedy McCann leżał  przed Justinem i próbował zapanować nad bólem, jeden z jego ludzi  wyciągnął pistolet i strzelił chłopakowi w plecy. Justin zmarszczył brwi, a przez jego ciało przeszedł ogromny ból. Padł na kolana tuż obok ciała swojego wroga.
    - To już koniec. - syknął, a Parker ostatkiem sił trzymał nóż w dłoni.
          Nie mógł wydusić żadnego słowa, a ból, który narastał z każdą chwilą pogłębiał się.
    - Amanda.. - wyszeptał, a mimo że tracił kontrole nad ciałem, jego oczy nadal żyły i wyrażały jedynie nienawiść.
          Patrick plując już krwią, odsapnął - Nigdy jej nie znajdziesz...- młody gangster nie wytrzymał i w geście desperacji, wbił nóż w klatkę piersiową mężczyzny. Nim się zorientował w jego ciało wycelowany został kolejny pocisk..
          Wzrok Justina skierowany był w pustkę, czarną przestrzeń. Wpatrywał się w noc, która zawładnęła okolicą. I zobaczył ją. Stała tam i patrzyła na niego smutnym wzrokiem. Kiedy wyciągnął do niej rękę, poczuł silny ból w okolicy klatki piersiowej. Pionki Patricka McCcann`a zaczęły znęcać się nad jego ciałem. Kopali go, aż chłopak stracił przytomność i wypowiedział ostatnie słowo, które brzmiało jak imię jego prawdziwej miłości.
          Ledwo co oddychał. Czuł, że odchodził. Wiedział, że jego ciało zaczynało swoją wędrówkę po odległych mu krainach. W tym samym czasie, Jason, Thomas i Dave krzątali się po całym domu Amandy, próbując dodzwonić się do Justina. Wiedzieli, że on potrzebował spokoju, ale zawsze po jakimś czasie wracał, bądź odbierał telefon.
          Jason był zły na siebie za to, że pozwolił Shadow tak po prostu wyjść i gdzieś pojechać. W pewnej chwili zaczął zastanawiać się nad tym, czy chłopak sam, na własną rękę nie pojechał rozprawić się z McCann'em. W zdenerwowaniu zawołał do siebie Dave'a i powiedział mu o swoich wątpliwościach. Obaj zaczęli rozważać możliwości Justina na polu bitwy, kiedy Thomas zbiegł po schodach, trzymając w ręku dzwoniący telefon ich kumpla.
          Żaden tego nie skomentował, bo każdy wiedział, że to, co zdarzyło się zaledwie trzy godziny temu, było zamierzone. Justin specjalnie pokłócił się z Thomasem, potem gdzieś pojechał , by rozprawić się z Patrickiem. Żadem z nich nie zaprzeczył tej filozofii.
          Dave opowiedział reszcie o kłótni z Justinem w szpitalu - chciał udowodnić Amandzie, że była dla niego najważniejsza i będzie o nią walczył nawet jeśli ceną byłoby jego własne życie.
          Do głowy chłopaka wdarła się przerażająca myśl, że to z jego winy Parker zrezygnował z wspólnej akcji, bo chciał odzyskać Amy jako pierwszy i bał się, że chłopak mógłby go uprzedzić. Z zamyślenia wyrwał go głos Thomasa.
    - On pojechał się z nim spotkać... - wszystkie spojrzenia skierowały się na jego posturę. Przeczytał sms`a, aby wszystkich w tym utwierdzić.
    - Ja pierdole, co za... - Jason nie wytrzymał i uderzył z całej siły pięścią w ścianę.
          Wszyscy byli tym zaskoczeni. Myśleli, że razem mogliby pozbyć się tego sukinsyna, a tymczasem on prawdopodobnie był już martwy. - Jedziemy na tę cholerną stację, już! - wrzasnął Dave, pogrążony setkami różnych myśli. Miał tylko nadzieję, że jemu przyjacielowi nic złego się nie stało. On by sobie tego nie wybaczył.
          Jechali w milczeniu, nie byli świadomi, że w tym samym czasie robili to samo - modlili się; w słowach do Boga kierowali prośby i błagania, aby ich kumpel żył. Kiedy na zakręcie, który prowadził na stację dostrzegli samochód Shadow, od razu się zatrzymali.
          Dave jako pierwszy podbiegł do pojazdu. - Nie ma go. - powiedział stanowczo i ruszył w kierunku stacji. Biegł tracąc przy tym oddech. Pragnął, aby go tam nie było. Wolał żeby jego przyjaciel był w innym miejscu, ponieważ jego podświadomość mówiła mu, że jeżeli by tutaj był... to znalazłby go martwego.
          Reszta gangu ruszyła za biegnącym chłopakiem, lecz gdy dostrzegli jak się zatrzymał i upadł na kolana, zamarli i przystanęli kawałek od niego. Dave od samego początku  wiedział, że gdyby Justin udał się sam na akcję z tym gnojem, nie przeżyłby tego. A jednak.
    - Justin! - wrzasnął, odwracając go w swoją stronę.
          Ujrzał posiniaczoną twarz, zakrwawione usta i zamknięte oczy. Jego dłonie zaczęły drżeć z obawy przed utratą tak wartościowego kumpla. Szybko przyłożył palce do szyi chłopaka i poszukał miejsca, aby sprawdzić jego puls.
          W tym czasie dobiegła pozostała dwójka. Jason stanął nad Dave`em, a kiedy zobaczył zmasakrowane ciało Justina, zamarł na krótką chwilę, następnie odwrócił się i po prostu zaczął iść. Thomas patrzył na niego w zamyśleniu, a po chwili chciał spuścić wzrok lecz Jason padł na kolana i schował twarz w swoje dłonie.
    - Dzwoń po pogotowie. - powiedział ledwie słyszalnie Dave, po czym ujął głowę nieprzytomnego kumpla i po prostu przytulił się do niego. Pozwolił kilku zabłąkanym łzom spłynąć po policzkach. Miał w dupie to, co pomyślałby sobie Thomas. Był słaby, bo stracił brata.
    - Stary, proszę...- wyszeptał, a jego ręce pokryły się krwią.
          Czuł, że teraz obejmował go po raz ostatni - nie wyczuł jego pulsu. Thomas jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ową dwójkę. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że jego brat, kumpel i jednocześnie jego przyjaciel odszedł. Nie mogąc z siebie wydobyć ani słowa, sięgnął po telefon. Przeniósł na niego wzrok i szybko powracając na Justina, oczekiwał na połączenie z pogotowiem. Pani, która odebrała zgłoszenie, natychmiast wysłała karetkę w ich miejsce, a jego telefon upadł na ziemię Teraz już nic nie miało dla nich żadnego znaczenia.
          Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny. Nie wiedzieli, ile musieli czekać na tą pieprzoną pomoc medyczną, ale wydawało im się, że minęła już wieczność.
          Kiedy usłyszeli, że karetka się zbliżała nie drgnęli. Przez cały czas tkwili w tych samych pozycjach.
    - Proszę się odsunąć, no już! - krzyknął jeden z ratowników i odsunął Thomasa, jednak Dave nie chciał oderwać się od Justina. - Nie, nie, nie! - zaczął krzyczeć, kiedy lekarz i kierowca karetki próbowali go odciągnąć siłą.
          W końcu wyczerpany odpuścił i upadł na ziemię w miejscu, gdzie go odizolowano.
    - Puls jest wyczuwalny, ciśnienie spada, tętno też, defibrylator! - jeden z mężczyzn zerwał się i ruszył do karetki.
          Każdy członek Insiders zamarł. Jason tonący w swoich łzach rozpaczy nagle zdał sobie sprawę z tego, że jeżeli oni chcieli podłączać go do defibrylatora, to była jeszcze minimalna nadzieja na to, że odzyskaliby swojego człowieka. Wolontariusz przyniósł urządzenie, a gdy Thomas chciał sprawdzić, czy było to opłacalne, został odsunięty.
          Lekarze zaczęli robić swoje. Wszyscy słyszeli ich warknięcia, proszące leżącego na ziemi Justina o zebranie się w garść i obudzenie. Knight nie mógł tego wytrzymać i nadal będąc na ziemi, zaczął krzyczeć. Wyzywał Boga, przeklinał i w tym wszystkim zaczął jedynie prosić Go o jeszcze jedną szansę dla dzieciaka, który teraz najprawdopodobniej walczył o życie.
          Już po dwóch strasznych godzinach siedzieli przed salą operacyjną. Justina od dłuższego czasu operowano, a oni stracili poczucie czasu. Siedzieli i milczeli. Cisza dobijała ich wewnętrznie.
    - To już drugi raz. - szepnął Dave i swoje spojrzenie zatrzymał na Jasonie, który cały czas, odkąd usiadł na krześle chował twarz w dłoniach. Płakał, lecz oni tego nie widzieli. Płakało jego serce.
          Thomas stał oparty o ścianę i westchnął głośno. - Jeżeli on z tego wyjdzie... - zawahał się, lecz po chwili dokończył - kończymy z tym.
          Knight załkał w efekcie przytaknięcia. Odczuwał pustkę. Wiedział, że powinien być bardziej odpowiedzialnym przyjacielem. - Dlaczego tak jest... - syknął, pociągając z całej siły końcówki swoich włosów, a po chwili głośno wysyczał jaki ból mu to sprawiło.
          Gdy któryś z chłopaków chciał coś powiedzieć z sali operacyjnej wyszedł lekarz, a jego mina nie wyrażała żadnych emocji. Mężczyzna spojrzał na załamane twarze przyjaciół Justina.
    - Panowie...- zaczął niepewnie, po czym podrapał się po prawej ręce i dokończył - Justin przeżył.-widząc ucieszony miny chłopaków, dodał spokojnie. - Jest w śpiączce i nie wiem, czy się z niej wybudzi. Musimy czekać. Ma pękniętą podstawę czaszki, szczękę, ma krwiaka mózgu, złamany noc i prawą rękę, obite żebra i urazy wewnętrzne w jamie brzusznej. - ciężko wypuścił powietrze ze swoich płuc - Wyciągnęliśmy dwie kule, które znajdowały się w jego ciele. To była ciężka, siedmiogodzinna operacja, więc przeproszę panów, ale muszę odpocząć. - zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się obok Thomasa, który patrzył na niego z niedowierzaniem. - Jedyne, co możecie panowie zrobić, to czekać. - odszedł zostawiając ich w osłupieniu.
          Kiedy otrzymali wiadomość, że Justin żył, ucieszyli się. Lecz gdy doktor zaczął wymieniać uszczerbki na zdrowiu ich kumpla, doznali szoku. Z każą kolejną sekundą było tego coraz więcej, ale mimo to on przeżył.
    - Nie wierzę... - jęknął Jason podchodząc do Dave'a i bez pozwolenia objął go, mocno zaciskając w ramionach. Łzy spływały już nie tylko z jego oczu, ale z pozostałej dwójki także.
    - Koniec z tym gównem... - dodał Thomas, podchodząc do krzeseł i siadając na jednym z nich.
          Justina przewieziono do sali pooperacyjnej, gdzie żaden z członków gangu nie miał wstępu. Kilkakrotnie zostali proszeni o powrót do domu, jednak żaden nie zdecydował się na taki krok.
          Kiedy nastał dzień, oni zmęczeni, wyczerpani i głodni siedzieli w poczekalni. W końcu przyszedł zastępca ordynatora i poinformował ich, że stan Justina się nie zmienił.
          Po dwóch dniach, kiedy w szpitalu siedział tylko Jason, bo w trójkę ustalili, że będą się zmieniać, do mężczyzny podszedł lekarz z dwoma policjantami. Drobna kobieta usiadła obok niego na krześle, a dość dużej postury mężczyzna stanął przy niej.
    - Witam, jestem Dakota Willsom, a to mój partner Maks Jonerhv. Musimy zadać panu kilka pytań. - chłopak westchnął głośno i oparł głowę o ścianę.
    - Co chcecie wiedzieć? - zapytał szeptem.
          Był wykończony psychicznie, a przede wszystkim fizycznie. Nie spał od trzech dni, gdyż tylko po zamknięciu oczu widział zakrwawione ciało swojego przyjaciela. To było dla niego najgorsze. Nie mógł powstrzymać tego widoku. A o Amandzie zapomniał. Dziewczyna nie była dla niego tak ważna, jak Justin. Musiał dokonać wyboru, a decyzja, którą podjął, nie wymagała od niego żadnych przemyśleń. Bezwarunkowo wybrał członka Insiders.
          Jedynie Dave myślał wieczorami o Amandzie. O jej ciele, dotyku, drobnych dłoniach, ciętym języku i odwadze. Bał się przyznać do tego, że nadal zależało mu na niej mimo że jego przyjaciel, który prawie zginął dla tej dziewczyny, teraz cierpiał. Kiedy miał wolną chwilę, sprawdzał miejsca, w których mogła być dziewczyna. Zawsze wracał z pustymi rękoma i sercem.
    - Chcemy wiedzieć, co wydarzyło się tamtej nocy. - odpowiedziała łagodnie kobieta.
          Jason powiedział wszystko, co wydarzyło się po przyjeździe na stację, opowiedział o telefonie i sms`ie od McCann`a.
    - Nie wiem, czy on żyje i szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi. Przez niego mój przyjaciel jest w śpiączce... - syknął, wstając. Miał gdzieś policję, prokuratora, a całe to gówno chciał jak najszybciej zakopać niczym szczątki martwego człowieka. - Zostawcie mnie. Chcę być sam. - powiedział ostrym tonem głosu, na co oboje przytaknęli i wyszli bez słowa.

Justin's POV

          Nie czułem bólu fizycznego ani psychicznego. Szedłem wzdłuż tej ścieżki, a jedyne co ją oświetlało, to kolory. Tak piękne, że nie mogłem oderwać od nich wzroku. Mieniły się i zmieniały. Nie potrafiłem określić ich barw, nie znałem ich. To były nowe, niepowtarzalne odcienie.
          Nagle zniknęły. Zapadła ciemność, jakby ktoś zgasił palącą się lampkę pośród ciemnej nocy, a ja poczułem ucisk w klatce piersiowej. Padłem na kolana i próbowałem złapać oddech. Nie mogłem i zacząłem się dusić. Wtedy, po krótkiej chwili poczułem niesamowity przepływ energii przez moje ciało, a zaraz za nim znowu ból - i tak jeszcze kilka razy. Umierałem w tych ciemnościach, aż w końcu usłyszałem męski głos.
    - Tracimy go, jeszcze raz! - w panice zacząłem się rozglądać, jednak nigdzie nikogo nie wiedziałem, to było niemożliwe w tej pustce.
          Nim się zorientowałem, moje cierpienie się skończyło. Uchyliłem powieki, a wokół rozciągała się setka nagrobków. Zrobiłem kilka kroków i spojrzałem na jeden z nich: " Ofiara Justina Parkera ", rozszerzyłem źrenice i spojrzałem na kolejny: " Zamordowany z rąk Shadow " i tak na każdym kolejnym.
          Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodziło. Każdy kolejny nagrobek miał podobną treść. Wszędzie było moje nazwisko. Złapałem się za głowę, aby odrzucić odgłosy, które po kilkunastu minutach zaczęły się nasilać. Upadłem na kolana, nie czując żadnego podłoża pod sobą.
    - Co się ze mną dzieje? - syknąłem, wykrzywiając swoje ciało. To było dla mnie jak tortura. Nie mogłem nic zrobić, a jedyne czego pragnąłem, to pozbycie się tego.
    - Justin... - usłyszałem szept, a w tym czasie moje mięśnie się napięły.
          Wszystko wokół się zatrzymało, a pod kolanami poczułem ziemię. Zacząłem macać ją dłońmi, aby się upewnić, czy ona naprawdę istniała. Czułem ją, była zimna i wilgotna. Uśmiechnąłem się lekko i podniosłem głowę do góry. Nagrobki nadal były, ale to nie było teraz najważniejsze. Uniosłem się lekko, żeby przyjąć pionową postawę.
    - Justin. - znowu ten cholerny szept.
          Odwróciłem się za siebie i zamarłem. Stała za mną kobieta o pięknych, orzechowych oczach, w których widziałem ogrom miłości. Miała przewiewną, biała sukienkę, która stanowiła kontrast otoczenia.
    - Mamo...- jęknąłem i wyciągnąłem do niej rękę, jednakże ona się odsunęła i uśmiechnęła blado.
    - Jeżeli podasz mi rękę, będziesz musiał iść ze mną.
          Zmarszczyłem swoje brwi. - Jak to pójść z tobą? - mruknąłem. Czułem otaczającą nas harmonię, ale mimo to, zauważałem niepożądany chaos. Za moimi plecami rozgrywała się walka. Słyszałem strzały, krzyki i płacz. Gdy spojrzałem przez swoje lewe ramię, dostrzegłem pojawiający się nowy pomnik. " Śmiertelne zabójstwo przez Justina Parkera " To była znowu moja ofiara.
    - Co się tutaj dzieje... - powiedziałem ostrzej, ponownie wzrokiem odszukując swojej rodzicielki - Przecież ty odeszłaś... Przecież, ty umarłaś.. - dodałem zdezorientowany.
          Ona spojrzała na mnie czule. - Kochanie, jesteś u mnie. Ja odeszłam, a ty masz teraz wybór; możesz wrócić i walczyć o swoje życie, albo zostać ze mną. - uśmiechnęła się blado - Musisz wiedzieć, że bardzo cię kocham i wiem, że przeżyłeś wiele, ale zobacz. - przejechała dłonią w powietrzu, wskazując pole z grobami - Zobacz do czego doprowadziły twoje czyny... Muszę to oglądać... Muszę patrzeć, jak ranisz te osoby. - pokazała ręką na konkretne nagrobki, a ja nie mogłem wykrztusić nawet słowa.
    - Myślisz, że to pochwalam? - lekko się do mnie przybliżyła, a ja stałem jak wbity w ziemię. - Odeszłam, bo taki był mój los. - zamilkła na chwilę, ale zaraz potem dalej kontynuowała - Zabiłeś osobę, która zabiła mnie. Czy nie czas, aby porzucić świat kryminalisty i zacząć żyć na nowo? - zapytała, a na moim ciele pojawiły się ciarki.
    - Kogo zabiłem? - cicho szepnąłem, domagając się odpowiedzi
    - Justin, dobrze wiesz kogo zabiłeś.... - skarciła mnie lekko swoim wzrokiem - Ja i twój ojciec na pewno nie wybralibyśmy dla ciebie takiej drogi, ale skoro zaszedłeś już tak daleko, to może czas najwyższy przystanąć i skupić się na tym, co jest ważniejsze od broni i brudnych rąk? - zapytała.
          Jej przenikliwy wzrok i skupienie sprawiły, że zacząłem oddychać szybciej.
    - Nie chcę tego... Chcę zostać z tobą. - jęknąłem i zbliżyłem się do niej.
          Kiedy zobaczyłem jej szeroki uśmiech, poczułem tęsknotę za jej miłością. Pragnąłem, aby mnie przytuliła i zabrała z tego ohydnego miejsca. Kiedy lekko się zaśmiałem zamarłem dwa kroki przed jej posturą. - Mamo.. ja nie mogę. - Ona odchyliła głowę w lewą stronę, a jej roześmiane oczy wykazywały zrozumienie. - Ja muszę odszukać Amandę.- wyprostowałem się i dodałem - Kocham cię, mamo. Proszę, pozwól mi odejść
    - Synku, wróć i ją odszukaj. Zaczekam tu na ciebie. Jeszcze się spotkamy... - mruknęła i zaczęła się unosić niczym biały orzeł, wzbijający się w powietrze. - Kocham cię. - dodała i całkowicie zniknęła z mojego pola widzenia.
          Nastąpiła cisza. Było pusto, ciemno i czułem pewien nieprzyjemny zapach. Wciągnąłem go nico głębiej i poczułem ostrą woń benzyny, a wszystko inne zniknęło. Już nie było grobów, nicości i żadnego podłoża. Ujrzałem siebie w objęciach Dave'a, Jasona klęczącego trzy metry ode mnie i Thomasa z telefonem w ręku. Patrzyłem na to wszystko niczym obserwator, a tak naprawdę musiałem wrócić do swojego ciała. Musiałem za wszelką cenę wrócić do normalnego życia. Tym razem pozbawionego zła. Pragnąłem odszukać swojej miłości.

_____________________________________________________
No, moi Drodzy. 
Postanowiłam dodać dzisiaj rozdział, iż jutro czeka mnie kiermasz świąteczny.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał.
Czekajcie na następną sobotę. ♥
Bardzo Was proszę  o pozostawienie komentarza!
@AudreeySwag
PS. Jeżeli macie jakieś pytania, to możecie śmiało pytać - http://ask.fm/AudreeySwag

                           CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! Proszę ♥

28 komentarzy:

  1. Świetny, jak chłopaki znaleźli Justina, to się popłakałam. Końcówka świetna, cały rozdział świetny. Czekam na kolejny :* //@NoughtyButNice3

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże! FDHGHJWTFKRJDCOJ co za rozdział! Tyle emocji!
    Normalnie brak mi słów :O

    Wiedziałam, że ta ackja sam na sam nie przyniesie nic dobrego i na pewno nie będzie "sam na sam" :P
    Kurde! Ciekawa jestem co będzie dalej z Justinem i co z Amy?!

    @ameneris
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie.
    Genialny rozdział, nie mogę doczekać się następnego x
    @mycanadianbooy

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże hwgeyuhewuifh niech ona będzie z Justinem już <3

    OdpowiedzUsuń
  5. JA PIERDOLE! TO SIĘ POROBIŁO!!!!!!!!!!!
    <33
    Justin w śpiączce, no ja tego nie przeżyję!
    Musisz w następnym rozdziale mi to wyjaśnić no!
    A co z Amy?
    Jaka piwnica?
    Gdzie ona jest?!
    I McCann w końcu został zabity?!

    OdpowiedzUsuń
  6. CUUUUUUUUUUUUUUDOWNY ♥ NEXT NEXT NEXT !

    @ClaudiaSwaaag

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurczę, płaczę :C
    To takie cudowne *,*
    Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze;*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  8. Placze jak glupia .. super rozdzial . Czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. MYŚLAŁAM, ŻE LEPIEJ BYĆ NIE MOŻE, A TU BUM!
    TWÓJ STYL PISANIA JEST IDEALNY, JAK TEN ROZDZIAŁ, POWALIŁAŚ MNIE!
    mam nadzieje, że Justin wyjdzie ze szpitala szybko i odnajdzie Amy.
    Naprawdę dziewczyno, to jest perfekcja!
    Wiktoria xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję. Jesteś kochana i dobrze wiesz, jak spowodować, żebym się uśmiechnęła! <3
      Dziękuję raz jeszcze. ♥

      Usuń
  10. o boże !!!!! kocham to <3 czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej. Każdy rozdział jest coraz bardziej, ciekawszy, tajmeniczy i perfekcyjny. Czytając ten ryczałam jak bóbr. CO ty ze mną robisz ? :')

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny jest ♥ ijuhygtfr kocham

    OdpowiedzUsuń
  13. Płaczę...
    Po prostu nie wytrzymam...
    Myślałam, że tym razem przyjme to na spokojnie,ale się nie da!
    To jest takie poruszające...
    Jego spotkanie z mamą..
    Jego wybór..
    I Amanda.
    Oby ją odnalazł, bo przecież
    'miłość zawsze wygra'
    Wzruszona do granic możliwości
    xxlikedopexx

    OdpowiedzUsuń
  14. jejku biedny shadow, postrzeloby dwa razy podczas akcji. Oby odnalazla sie Amanda. Znowy twoj rozdzial mi sie bardzo podobal. A ta muzyczka w tle.. dodaje charakteru. Świetna robota buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  15. Przecudowny rozdział! :o Chyba najpiękniejszy jaki się pojawił. Nie wiem, który to już raz wzruszyłam się czytając to opowiadanie, ale nienawidzę Cię za to, że przez (nie)zwykłego bloga tak się rozklejam i pokazuję swoją słabość, cholera.
    Strasznie nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i oczywiście drugiej części tego! Mam nadzieję, że również się pojawi, bo naprawdę dobrze piszesz i z chęcią zaglądam tutaj ja, jak i na pewno wieele innych czytelniczek. Jesteś po prostu cudowna!
    PS strasznie dziękuję, że zaglądasz również do mnie :) To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.

    Pozdrawiam!

    [ www.collision-fanfiction.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi cholernie miło czytając Twój komentarz.
      Co do drugiej części, to prawdopodobnie będzie, gdyż nie chciałabym zawieść tyle osób, które oddały głos na " TAK" :)
      Staram się Was zadowalać i cieszę się, że Wy to doceniacie.
      Też Ci bardzo dziękuję, za to, że nadal czytasz Shadow i mnie wspierasz.
      Dziękuję ♥

      Usuń
  16. Jeej *.* Rozdział przecudowny <3 Dziękuję że jesteś i piszesz to cudowne opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział przecudowny..
    Płakałam jak dziecko, mam nadzieję że wszystko będzie okey i że znajdą Amy.
    Czekam na następny rozdział ♥

    http://jednanoc97.blogspot.com/ <---- Zapraszam do czytania :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny rozdział ... rozwaliłaś mi serce <3 Czytałam i płakałam ;( wierze że wszystko będzie dobrze że Justin z tego wyjdzie i Amy sie znajdzie.... ale nadal chce mi się ryczeć. Kochanie czekam na następny rozdział ♡♡♡♡♡♡
    #loveyousomuch

    @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękne *o* Muszę przyznać, że ryczę :') Pięknie piszesz. Z niecierpliwością czekam nn <3 Bye xx.

    OdpowiedzUsuń
  20. myślałam że to już koniec. :O Zakochałam się w tym. Bosko. Czekam na następny ;>

    OdpowiedzUsuń
  21. Cały rozdział przepłakałam i dalej płacze :'(
    Masz wielki talent i nie zmarnuj tego Kochana ;*
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  22. omb pierwszy raz sie poryczałam :'( mam nadzieje że będzie lepiej super rozdział i dzięęęęki <3

    OdpowiedzUsuń
  23. ŚWIETNIE CZYTA SIĘ Z TĄ MUZYKĄ W TLE <3 @WildBieberAir

    OdpowiedzUsuń
  24. KOLEJNY RAZ ROZTROJONA PSYCHICZNIE I TO BARDZO!!!!
    Kocham cię, popłakałam się a na wątku o nowych kolorach WŚCIEKŁAM SIĘ, bo próbując je sobie wyobrazić wyobrażałam sobie istniejące kolory. Jestem zła, że nie mogę żadnego zobaczyć.. to niewykonalne! I dobijające. Tak, jestem chora psychicznie i dodam zdanie, które po głowie cały czas mi chodzi: TO TWOJA WINA ! AH
    Jesteś wspaniała i cudowna.. niemniej jednak uwielbiam tu się zatracać i czytać. Stworzyłaś wspaniały świat. To jest twój skarb, nie trać go i pisz dalej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥