poniedziałek, 11 listopada 2013

~ Rozdział trzydziesty ósmy

Amy's POV

           Napięłam swoje mięśnie mimo że czułam, jak wszystkie siły ze mnie ulatywały pod wpływem stresu i bezradności. W moim sercu panowała pusta i chłód. Potrzebowałam Justina bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałam, żeby mnie przytulił i pocałował, tak, jak kiedyś. Wtedy, kiedy byliśmy szczęśliwy i nikt, nic nie mogło nas rozdzielić. Jeszcze tak niedawno miłość Justina względem mnie była nieograniczona i beztroska. Sercem należałam do niego, bezgranicznie.
           Kiedy pozwalałam łzom spływać po twarzy, poczułam, jak ktoś ujął mnie za ramię. Gwałtownie się odwróciłam i rozszerzyłam wargi. - Co ty tutaj robisz?
           Mimowolnie mruknęłam pod nosem, gdy przed moim obliczem stanął Dave. W jednej dłoni trzymał parasol, a drugą nadal obejmował moje ramię. Czułam bariery między nami. Wiedziałam, że to ja sama je postawiłam i nie mogłam ich zniszczyć. Nie mogłam ponownie zwątpić w swoje uczucia do Justina. Nie teraz.
    - Jason kazał mi przyjść, więc... jestem. - ujął moją rękę i chwilę ją potrzymał - Chodź, przeziębisz się. - dodał, pociągając mnie tak, że zaraz po wstaniu przyległam do jego klatki piersiowej i poczułam zapach jego perfum.
           Poczułam ukłucie w sercu. Jakby moja podświadomość kazała mi jak najszybciej oderwać się od tego chłopaka. Jęknęłam i postawiłam krok do tyłu. Nie czułam się już wystarczająco bezpieczna, aby być tak blisko niego.
           Jego oddech na mojej szyi przyprawił mnie o dreszcze, a potem dłonią zaczął wędrować wzdłuż mojego ramienia. Me ciało wypełniły drgawki, które przesiąknięte były strachem przed przyszłością. Zacisnęłam jednocześnie swoje oczy jak i usta, a w moich myślach rozerwała się wewnętrzna równowaga. Rozpadłam się na drobne kawałki. To było ponad moje siły. Nie sądziłam, że los miał dla mnie nieuniknione niespodzianki.
           Nie wiedziałam sama, czy pragnęłam jego bliskości, jednak nie mogłam wyprzeć się faktu, że mimo wszystko żywiłam wobec tego chłopaka jakieś uczucia.
    - Jestem z Justinem.- Szepnęłam ledwo słyszalnie i odwróciłam głowę na bok, aby uniknąć jego hipnotyzującego spojrzenia. .
           Usłyszałam ciche chrząknięcie, a zaraz potem splótł nasze dłonie. Fala ciepła uderzyła w moje serce, a chwilę potem przepełniło się otchłanią bez dna. Szepnął, że był świadom mojego związku ze swoim przyjacielem i jednocześnie pociągnął mnie w stronę szpitala.
           Jego wyraz twarzy nawet nie wyrażał żadnych emocji co było jeszcze bardziej frustrujące niż kiedykolwiek. Bez słowa weszliśmy do budynku, a po chwili, tuż przed salą w której leżał Justin, dostrzegłam Thomasa siedzącego na krześle z dłońmi na głowie. Jego pozycja przyprawiła mnie o bezwład w nogach. Wyglądał, jakby właśnie ktoś z jego rodziny odszedł, jakby ktoś umarł.
    - Czy, Justin... on ...? - jęknęłam, przystając obok niego
           Pokręcił głową nic nie mówiąc. Całe czas wpatrywałam się w niego, gdyż nie mogłam rozszyfrować jego stanu emocjonalnego. Nie dostrzegałam w nim żadnych pozytywnych energii. Owszem, byłam nadal na niego wściekła za słowa, którymi mnie obdarzył, ale w mojej naturze nie leży obrażanie się. Wiedziałam, że chciał, abym zniknęła z jego życia jak i życia mojego chłopaka. Ale on nie mógł decydować za wszystkich...
           Bez zastanowienia weszłam do sali, w której leżał Justin. W pierwszej chwili myślałam, że to był tylko sen. Mrugnęłam kilka razy, aby móc przyswoić sobie obraz siedzącego Parkera na łóżku, opartego o kilka poduszek.
    - Hej...- Zaczęłam niepewnie, stawiając kolejne kroki w stronę przytomnego chłopaka.

Justin's POV 

           Odkąd się obudziłem, miałem w swojej głowie huragan myśli. Nic nie posiadało racjonalnego wytłumaczenia. Nic mnie nie uszczęśliwiało. Wręcz odwrotnie. Myśl, że Amy oddała się mojemu najlepszemu przyjacielowi była okropna. Po każdej bym się tego spodziewał, lecz nie po niej. Ona była odmienną częścią mojego popierdolonego życia.
           Nie mogłem unieszkodliwić Shadow, on był mną i musiałem ułożyć swoje życie na podstawie jego charakteru. Wiedziałem, że do pewnego momentu mogłem odpuścić, ale gdy ponownie przyszedł czas, aby stawić czoła swoim wrogom - przegrałem. Uodporniłem się na krytykę, wymuszanie zastanowienie się nad samym sobą. Starania Amandy były zbędne, gdyż tylko ja sam musiałem podjąć ostateczną decyzję co do swojej dalszej przyszłości.
           Nie chciałem, aby moim ciałem zawładnął Justin. Wolałem siebie w postaci Shadow. On wiedział, czego ja potrzebowałem. Chciałem zabijać, karmić się każdym zwycięstwem, pokazać samemu sobie, że byłem stworzony do mordowania swoich wrogów.
    - Hej... - w progu drzwi stanęła krucha postać dziewczyny, która przypatrywała mi się przez kilka minut.
           Wytężyłem wzrok i dostrzegłem Amy. Włosy miała przemoczone zapewne od deszczu, a jej oczy były rozmazane i zupełnie nie zadbała, aby przetrzeć twarz ręcznikiem.
    - Cześć. - mruknąłem beznamiętnie, cały czas na nią spoglądając.
           Bezszelestnie zaczęła podchodzić do mojego łóżka. Gdy znalazła się przy nim, usiadła na jego krawędzi, po czym wbiła we mnie swój wzrok. Nie widziałem w niej swojego wroga. Kochałem ją. Jej obecność sprawiała, że moje serce ponownie zaczynało bić i wypełniać moje ciało po prostu życiem.
    - Byłam tutaj cały czas... Martwiłam się... - przejechała wewnętrzną częścią dłoni po moim policzku, na co delikatnie mruknąłem.
           Nie chciałem jej od razu wmawiać, gdyż to, co mówił Thomas zupełnie nie chciało do mnie dotrzeć. Miałem nadzieję, iż Amy nie była na tyle głupia, aby oddać się mojemu najlepszemu przyjacielowi, tym samym odpychając mnie od siebie tak, jak sam to robiłem, gdy moim ciałem władał Shadow.
    - Spałaś z Dave'em? - zapytałem wprost, gdy trwała między nami cisza.
           Od razu zmienił się wyraz jej twarzy. Z bezbronnej i smutnej dziewczyny zrobiła się zaskoczona i nieco rozzłoszczona Amanda. Może lubiłem ją w takim wydaniu? Może chciałem, aby w końcu powiedziała mi prawdę? Miałem dość poszukiwania wytłumaczeń dla jej zachowania. Musiałem zapanować nad swoimi emocjami mimo że właśnie w tej chwili pragnąłem ją po prostu wyrzucić ze swojego życia, zrywając z nią.
           Krzywdziłem ją, byłem tego świadomy. Lecz i ona nie była bez winy. Nie zaprotestowała, gdy po przyjściu z akcji zacząłem ją pieprzyć. Podobało jej się to doznanie. Dopiero nad ranem zaczęła ukazywać swoje negatywne odczucia i rany, które wyrządziłem w jej sferze duchowej.
    - Spytałem cię o coś.- Warknąłem wbijając w nią kamienny wzrok.
           Nie sądziłem, że mój przyjaciel mógłby zdradzić mnie w taki sposób. Nie sądziłem, że ta niewinna istota, którą była Amanda, mogła za moimi plecami pieprzyć się z kimś równie mi bliskim, jak ona sama. Krzykiem nakazałem jej zacząć i wtedy poczułem ogromny ból, który przeszedł przez moje ciało.
           Dotknąłem ręką opatrunku, jakbym chciał złagodzić ból, a następnie zacząłem normować swój oddech. Cicho wyszeptała moje imię, dłońmi gładząc ranę na co zareagowałem ostrym syknięciem i natychmiast zabrała swoje ręce.
    - Nie spałam z nim, on tylko próbował zakryć swoim ciepłem przepaść, jaką stworzyłeś w moim sercu... - mówiła, ściszając głos i jednocześnie zaciskając dłonie między nogami, szukając jakiegoś punktu odniesienia.
    - To dlaczego Thomas powiedział mi, że podczas akcji to zrobiliście? - zapytałem - Dlaczego nakryłem was w jednoznacznej sytuacji? - dodałem nieco bardziej poirytowany tą cała sytuacją.
    - O czym ty mówisz? Słyszysz samego siebie? - jej ton głosu stał się oschły, a wstając z łóżka przeniosła swój wzrok w stronę okna.
           Spoglądałem na nią i czułem, że walczyłem sam ze sobą; chciałem powiedzieć, że ją kochałem, jednak cząstka mnie żywiła wobec niej nienawiść i odrazę. Czułem się rozdarty mimo to nie okazałem żadnych uczuć, nie mogłem. Kiedy chciałem już coś powiedzieć, Amy zaczęła mówić to, co chciała, lecz na moment zapanowała cisza.
    - Widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć. Nie interesuje cię nic poza twoim tyłkiem - syknęła i spojrzała na mnie - Stałeś się potworem w moich oczach. Justin, ja się ciebie boję mimo że jest we mnie miłość... To się boję. - jęknęła i powtórzyła nieco ciszej. - Boję się ciebie.
           Wpatrywałem się w nią i odczuwałem, jak ponownie w moim sercu zaciskały się skumulowane od kilku dni emocje. Zagryzłem wewnętrzną część policzka, a gdy chciałem coś dodać, ona dalej kontynuowała, nie zwracając na mnie uwagi - Mimo to, przyjechałam tutaj. Walczyłam o twoje życie bardziej, niż ty sam byłeś w stanie o nie zawalczyć - po jej policzku spłynęła zabłąkana łza - Gdy ujrzałam ciebie leżącego w łazience, wszystko nagle zniknęło. - pokręciła lekko głową na znak bezsilności - Cała złość na ciebie... odeszła. Wybaczyłam ci wszystko, bo miłość jest silniejszym uczuciem. - Zasłoniła usta dłonią i usiadła na krześle, tuż przy łóżku i zaczęła płakać.
           Cholernie chciałem jej powiedzieć, co czułem, ale nie potrafiłem. Byłem wkurzony na samego siebie, za to, że byłem niezdecydowanym dupkiem. Tuż obok płakała dziewczyna, która była miłością mojego życia, a ja nie potrafiłem jej przytulić. Westchnąłem głośno.
    - Amy.. - jęknąłem, a kiedy ona podniosła swój wzrok, zobaczyłem w nich stanowczość i jakby pewność siebie.
    - Nie spałam z nim, słyszysz? Twoi przyjaciele wyrzucili mnie z waszej pseudo rodziny. - pociągnęła nosem -  Byłam tutaj, bo cię kochałam. Dave pomógł mi przejść przez to całe piekło, które mi sprawiłeś, a teraz kiedy walczyłam o to, abyś przeżył to ty i twoi kumple oskarżyliście mnie o coś takiego. Posądziliście o to, że spałam z Dave`em... To jest niesprawiedliwe, wiesz?
    - Wiem. I ci wierzę, rozumiesz? - wyciągnąłem w jej stronę dłoń, która opadła na pościel - Ale spójrz... Nie mam nawet siły. Thomas zaczął mi wpajać do głowy, że powinienem zabić i ciebie, abyś już nie przejmowała kontroli nad moimi uczuciami, ale ja tego zrobić nie mogę. - poczułem jak wsuwa swoją dłoń w moją - Jesteś dla mnie ważna, ale mam też obowiązek chronienia nie tylko ciebie, ale i swoich kumpli.
    - Ty mnie nie chronisz, od jakiegoś czasu mnie niszczysz. Przykro mi, że nie widzisz mojego staczania się coraz niżej. Justin, jestem gotowa odejść.
           Zaczęła dławic się łzami. Dotarło do mnie, że straciłem Amandę, która oddała mi siebie i pokazała, jak powinienem kierować sobą, aby żyć. Odrzuciłem jej starania, razem z tym, co przez ten cały czas mi ofiarowywała - swoje czyste serce i piękną, wręcz wymarzoną miłość.
           Widziałem, że zdezorientowanie wdarło się do jej umysłu, ale miałem to w dupie. Czułem, że przemawiał przeze mnie Shadow, a kiedy wróciłby Justin, cierpiałbym równie mocno jak Amanda. Nie mogłem do tego dopuścić, nie mogłem pozwolić, aby on przechytrzył tego, którego pragnąłem bardziej. Shadow był obliczem, który odzwierciedlał moją duszę.
           Krzyknąłem, aby poszła i zniknęła, a ona zerwała się i spoglądała na mnie ze łzami w oczach. Cofała się do tyłu wolnymi krokami, nie spuszczając ze mnie wzroku, aż w końcu plecami uderzyła o tors Jasona. Objął ją rękoma i zaczął coś szeptać na ucho, po czym ona mu się wyrwała i po prostu wybiegła. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne.
    - Co z policją? - lekko się podniosłem i spojrzałem na swojego przyjaciela w celu dowiedzenia się prawdy i szybkim zmienieniu tematu.
    - Wszystko załatwione, przyjadą niedługo, żeby cię przesłuchać i nas również. - zbliżył się nieco w moją stronę - Justin... - chłopak podrapał się po głowie - Co ty odwalasz? Będziesz tego żałował. Wiesz o tym. - mruknął i usiadał na krześle.
           Nie chciałem z nim dyskutować na ten temat, to nie była jego pierdolona sprawa. Tym bardziej, że on nie wiedział o Amy tyle, co ja. Miałem nadzieję, że beze mnie także będzie sobie w stanie poradzić. Owszem, nie miała już Leslie bo ją zabiłem razem z Thomasem, ale była odważna. Nie bała się niczego i to sprawiało, że z każdą kolejną sekundą mniej się o nią martwiłem.
    - Słuchaj, jej już nie ma, jasne? - posłałem mu jednoznaczne spojrzenie - Może dzięki temu rozwiązaniu, będę bardziej uważny podczas akcji. Poza tym - machnąłem ręką - musimy się skupić na wykończeniu naszych wrogów, a nie na jakiejś niepotrzebnej lasce. - westchnąłem.
    - Kurwa! - warknął i pewnym ruchem wstał, kopiąc krzesło na drugi koniec sali. - Zacznij myśleć, bo widzę, że nieźle cię popieprzyło. - Wrzasnął, a po chwili zaczął mi tłumaczyć, co miałem mówić policji, aby zeznania wszystkich członków gangu były takie same, by nie zaprzeczały sobie.
    - Dobra, dobra! - przekrzyczałem go - Rozumiem, jasne? - poczułem, że brakło mi już powoli sił - Muszę odpocząć, jestem zmęczony.. - syknąłem, łapiąc się za ranę.
          Reszta Insiders mruknęła coś pod nosem i w jednej chwili wszyscy, łącznie z Jasonem wyszli z mojej sali. Nie zastanawiałem się, co działo się teraz z moją była dziewczyną. Miałem dość wszystkiego. Dość wpieprzania się w jej życie.
           Zacząłem się zastanawiać i po krótkim czasie doszedłem do wniosku, że Amanda zniknęła z mojego życia już na zawsze. Uświadomiłem sobie, że nie była już moja. Mogłem powiedzieć, że straciłem ciężar, który mnie obarczał - nie musiałem się martwić o jej życie, o jej bezpieczeństwo, o to, czy czuła się dobrze. W końcu mogłem zająć się tylko sobą, a ona mi to ułatwiła.
           Tylko czy tego właśnie chciałem? Jej miłość do mnie, w pewien sposób leczyła, koiła mój ból związany z przeszłością i dawała satysfakcję, że mógłbym jeszcze być szczęśliwy i zacząć wszystko od nowa, z nowymi zasadami i mniej rygorystycznymi, pozbawionymi przede wszystkim nienawiści do świata i wszystkiego, co wokół mnie się znajdowało.
           Kiedy pojawiła się w moim życiu, czułem jakbym narodził się na nowo, bo na była Aniołem, który prowadził mnie przez ścieżkę okrytą krwią niewinnych ludzi, których zabiłem. Pomagała zwalczyć mi ból po utracie mamy i rodziny. Kochałem ją, ale część mnie żądała, abym zapomniał i zniszczył tę miłość, gdyż ona niszczyła oblicze Shadow.
           Straciłem swój dom, dobytek, poniekąd kumpli, a teraz jeszcze straciłem Amy. Zrozumiałem, że byłem nieudacznikiem, bo pozwoliłem Shadow zawładnąć nad sobą, pozostawiłem mu kontrolę nad moim życiem. To był błąd, który popełniłem świadomie.
           Potrząsnąłem głową, by te wszystkie myśli zostawiły mnie już w spokoju. Nie chciałem czuć poczucia winy. Tak chciał los i ja nie mogłem z nim dyskutować. - Czas zacząć grę od nowa.- szepnąłem sam do siebie, kiedy przed moją wyobraźnią pojawiła się myśl, że musiałem dalej kontynuować swoją wędrówkę i zacząć budować wszystko od podstaw, a początkiem tego stałoby się zgładzenie McCann'a i jego wspólników.
           Skierowałem swój wzrok ku drzwi, w których stanął lekarz i ochrypłym głosem oznajmił, że przyszła do mnie policja. Powiedział to oficjalnie, a ja przełknąłem głośno ślinę i skinąłem głową. W swoim życiu już kilkakrotnie miałem do czynienia z policją i byłem pewny, że dobrze mnie zapamiętali. Przybrałem kamienną twarz i oczyściłem swoje myśli z niepotrzebnych informacji, aby być świadomym udzielanych odpowiedzi i zadawanych mi pytań.
           Nim się obejrzałem, trzech funkcjonariuszy policji weszło do mojej sali o stanęli wokół łóżka. Jeden po mojej prawej stronie, drugi po lewej, a trzeci stanął naprzeciwko mnie. Lekko uniosłem się do góry, aby móc ich lepiej widzieć. Kontakt wzrokowy zawsze uświadamiał, że osoba przesłuchiwana nie miała niczego do ukrycia.
    - Jak się pan czuje, panie Parker? - zapytał dość wysoki, ciemnej karnacji brunet z notesem w ręku.
           Skinąłem lekko głową w podzięce za pytanie oraz krótkim zdaniem odpowiedziałem, że czułem się już lepiej. Wiedziałem, że zaraz padnie pytanie czy coś pamiętałem. To było pewne.
    - Pamięta pan, kto pana postrzelił? Jak to się stało? Gdzie? - odezwał się ten, co stał naprzeciwko.
           Chwila, chwila! Tyle pytań. Westchnąłem w duchu, po czym na niego spojrzałem i lekko unosiłem co chwilę dłoń, aby nadać swoim zeznaniom więcej wiarygodności.
    - Byłem razem z Jasonem w barze, na GrangStreet. Była bójka, a my próbowaliśmy ich rozdzielić. Nie wiedziałem, że jeden miał broń - mruknąłem, robiąc lekki grymas bólu na twarzy - po powrocie do domu zemdlałem, a obudziłem się dopiero w szpitalu. Tyle pamiętam.
           Wiedziałem, że moje zeznania były zapisywane, dlatego starałem się mówić w miarę wyraźnie. Jason, Thomas jak i facet w barze mieli powiedzieć to samo, aby wszystko poszło zgodnie z planem.
    - Pana kolega twierdzi to samo. - komisarz Charlie, bo jego właśnie znałem, mruknął, pocierając palcami o swoją brodę - Panie Parker, jeżeli znowu pan coś zmajstrował, bo się o tym dowiemy. - syknął, podchodząc do drugiego policjanta.
           Już chciałem zacząć się śmiać, ale nie mogłem. Musiałem zachować wizerunek niewinnego do samego końca. Skinąłem ponownie swoją głową i wzrokiem ich odprowadziłem, gdy mówili, że jeszcze tutaj przyjdą.
           Po tym, jak zostałem sam, wziąłem się za rozmyślanie planu zabicia McCanna. Musiałem zrobić coś, aby oni raz na zawsze zniknęli z mojego życia. Chciałem ich zabić, a potem przenieść się z chłopakami do innego miasta. Musieliśmy tak zrobić.
    - Czas na kolację, panie Justinie.
           Gdy na swoim tablecie, który przyniósł mi Thomas zapisywałem informacje potrzebne do realizacji swojego planu, do środka weszła mała, czarna pielęgniarka. Pchała przed sobą wózek, na którym stał garnek sporych rozmiarów, chleb oraz miski. Szpitalne jedzenie. Już na samą myśl, że musiałbym zjeść to, co oni tutaj podają przeszły mi dreszcze po całym ciele. To było okropne.
    - Nie, dziękuję, nie jestem głodny. - jęknąłem, spoglądając na nią.
           Miała bardzo miłe spojrzenie i szczery uśmiech, podczas nalewania do miski jakiejś zupy. Niespodziewanie usiadła na moim łóżku, gdy postawiła talerz na stoliku obok. Ujęła moją rękę i obejrzała, czy kroplówka była dobrze podłączona. Potem przeniosła wzrok na mój tors i opuszkami palców przejechała po zabandażowanej ranie, zupełnie nie wiedziałem dlaczego, a nie chciałem bawić się w detektywa.
    - Boli pana jeszcze? - cicho szepnęła, lekko się nachylając i zaglądając w moje oczy.
           Tym sposobem zdradziła samą siebie. Była mną zainteresowana. Jej oczy się szkliły i czułem, jak strzelała ze swojego serca pociskami zauroczenia. Parsknąłem pod nosem na samą myśl, że każda dziewczyna nie potrafiła odrzucić mojego uroku.
    - Wiem, że ci się podobam, panno Kathrine. - szepnąłem, ujmując dłonią jej fartuszek i przyciągając ją bliżej siebie, aby narobić jej lekkiej nadziei.
           Zapytała skąd znałem jej imię, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło. Zupełnie straciła przy mnie głowę. Zapomniała, że posiadała plakietkę ze swoimi danymi, która była przyczepiona do jej ubrania na lewej piersi.
           Musnąłem delikatnie jej policzek i odepchnąłem od siebie mówiąc, aby wieczorem przyniosła mi coś dobrego do jedzenia, bo tego nie zamierzałem tknąć. Lekko zdezorientowana na mnie spojrzała, skinęła głową z uśmiechem, a zabrawszy talerz napełniony czymś co nawet nie dało się tknąć, wyszła z sali, potykając się o własne nogi.
    - Jaka idiotka... - zaśmiałem się i pokręciłem głową na znak poirytowania.
           Powróciłem do rozporządzania swoimi myślami zapisanymi w programie, a następnie wszedłem na swoją kartotekę policyjną i zacząłem edytować swoje akta, aby zmniejszyć ryzyko podejrzenia. Shadow znowu wkraczał w ciemniejsze oblicza swojej natury.

____________________________________________
Mordki Moje Kochane.
Rozdział dodałam dopiero dzisiaj, gdyż znalazłam nieco wolnego czasu, aby go dokończyć. 
Jak Wam się podoba?
Proszę, wyraźcie opinię w komentarzu, gdyż to pozwala mi na odkrycie nowych pomysłów.
Pozdrawiam Was cieplutko.
Wasza Audrey. ♥

                                              CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! =)

28 komentarzy:

  1. niesamowite *.*
    ale co z Amy ? przecież jej ciągle grozi niebezpieczeństwo!
    nie rozumiem Justina... to wszystko się komplikuje.
    Czekam na kolejny rozdział!
    Wiktoria xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Co jak on mógł wygnać Amy ?
    czekam niecierpliwie na następny @kochamcie3609

    OdpowiedzUsuń
  3. Co jak on mógł wygnać Amy ?
    czekam niecierpliwie na następny @kochamcie3609

    OdpowiedzUsuń
  4. O Bożeee... Jak on mógł wygnać Amy? Nie no rozdział BOSKI ! Z niecierpliwością czekam nn <3 @Kaat123Kit

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozpłakałam się :( Piękny<3

    OdpowiedzUsuń
  6. czemu on z nią zerwał ;-; no nie no nie czaje go ;cc ehh
    ale rozdział świetny ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. eh Justin . Cudowny rozdział czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Co ona teraz zrobi? Dokąd się uda, skoro nie ma nikogo?!
    Boże, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę... *_*
    ;(
    JUSTIN OGAR!

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany! Jak to Amy odeszła?
    Dlaczego jej nie zatrzymał?
    Dlaczego?!?!?!
    Nie spodziewałam się tego kompletnie :(

    Mimo to rozdział boski, jak zawsze :D
    I z niecierpliwością czekam co się wydarzy uh uh uh :D

    <3
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda Amy.. No ale cóż.. Co by tu pisać rozdział swietny <33

    OdpowiedzUsuń
  11. OMG nieeeeeeeeee

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana ....nie spodziewałam się tego,nie sądziłam że do tego dojdzie :c Mam nadzieję że Amy da sobie rade i będzie bezpieczna ,a ten idiota Justin pójdzie wreszcie po rozum do głowy, a że mam paskudny dzień to ryczę jak głupia ;C Czekam na nastepny ...a rozdział jak zwykle CUDO <33

    @monikaswaggy

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezu co Justin zrobił , musi sie ogarnąć , bo nie długo wszyscy sie od niego odwrócą ...
    Szkoda mi Amy ;c
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  14. wohoo ile sie działo xx shadow popelnil blad zrywajac z Amy ale mam nadzieje ze zrozumie w koncu. Musi wiedziec ze to na niej wlasnie mu najbardziej zalezy a nie na bójkach itp. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z tego wszystkiego znowu zapomniałam skomentować -.-
    What happened with me?
    Chyba mam skleroze czy coś xD
    Więc...
    Wkurzona na Justina!
    JAK? UGH!!
    Rozdział niesamowity, kocham Twój styl pisania <3
    Buziaki,
    xxlikedopexx ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny, no ale kurde co z Amy? Co Justin sobie kurde robi ? Stracił ją :c Czekam na kolejny //@NoughtyButNice3

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak on mógł zrobić coś takiego? :o Co za idiota! No cholera, nie przeżyję tego! Pieprzony Thomas musiał też się wtrącać nic nie wiedząc -.- Aż mi ciśnienie skoczyło. No ja pierdziele.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie napisany z perspektywy Amy :o Już nie mogę się doczekać!

    [ http://collision-fanfiction.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  18. świetny ; ) czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Ej no, Justin!
    Dlaczego nie możesz być Justinem, tylko jesteś Shadow? ;c
    #Comeback
    Czekam z niecierpliwością na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  20. świetny ^^ I ta głupiutka pielęgniarka ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Niee no Justin jak mogłeś pozwolić jej odejść... Jak ?! ;//
    A co do rozdziału jak zwykle cudowny <3
    Z niecierpliwością czekam na NN *.*

    OdpowiedzUsuń
  22. on do niej wroci zobaczycie :( swietny

    OdpowiedzUsuń
  23. terazz czekam na to zeby justin byl zazdrosny o kogos xdxd tylko nie o dava blagam.....

    OdpowiedzUsuń
  24. powiem tyle ; wooooooow
    w sumie fajnie, że Justin i Amy się rozstali..ale mam nadzieje że nie na długo:)
    @magda_nivanne
    :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak zawsze super, uwielbiam czytać już cały sklejony rozdział! Jesteś niesamowita :)
    Elise.

    OdpowiedzUsuń
  26. Kurwa rycze! BOSKI

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie wierzę, że się tak zachował. Nie lubię Shadow. Mam nadzieje, że Amy nie wpadnie w kłopoty, ale znając ją ta dziewczyna po prostu je do siebie magnetycznie przyciąga.. nie ma na to siły xD Czytam dalej xD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥