Amy's POV
Napięłam swoje mięśnie mimo że czułam, jak wszystkie siły ze mnie
ulatywały pod wpływem stresu i bezradności. W moim sercu panowała pusta i
chłód. Potrzebowałam Justina bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałam,
żeby mnie przytulił i pocałował, tak, jak kiedyś. Wtedy, kiedy byliśmy
szczęśliwy i nikt, nic nie mogło nas rozdzielić. Jeszcze tak niedawno miłość
Justina względem mnie była nieograniczona i beztroska. Sercem należałam do
niego, bezgranicznie.
Kiedy pozwalałam łzom spływać po twarzy, poczułam, jak ktoś ujął mnie za
ramię. Gwałtownie się odwróciłam i rozszerzyłam wargi. - Co ty tutaj robisz?
Mimowolnie mruknęłam pod nosem, gdy przed moim obliczem stanął Dave. W
jednej dłoni trzymał parasol, a drugą nadal obejmował moje ramię. Czułam
bariery między nami. Wiedziałam, że to ja sama je postawiłam i nie mogłam ich
zniszczyć. Nie mogłam ponownie zwątpić w swoje uczucia do Justina. Nie teraz.
- Jason kazał mi przyjść,
więc... jestem. - ujął moją rękę i chwilę ją potrzymał - Chodź, przeziębisz
się. - dodał, pociągając mnie tak, że zaraz po wstaniu przyległam do jego
klatki piersiowej i poczułam zapach jego perfum.
Poczułam ukłucie w sercu. Jakby moja podświadomość kazała mi jak
najszybciej oderwać się od tego chłopaka. Jęknęłam i postawiłam krok do tyłu.
Nie czułam się już wystarczająco bezpieczna, aby być tak blisko niego.
Jego
oddech na mojej szyi przyprawił mnie o dreszcze, a potem dłonią zaczął wędrować
wzdłuż mojego ramienia. Me ciało wypełniły drgawki, które przesiąknięte były
strachem przed przyszłością. Zacisnęłam jednocześnie swoje oczy jak i usta, a w
moich myślach rozerwała się wewnętrzna równowaga. Rozpadłam się na drobne
kawałki. To było ponad moje siły. Nie sądziłam, że los miał dla mnie
nieuniknione niespodzianki.
Nie
wiedziałam sama, czy pragnęłam jego bliskości, jednak nie mogłam wyprzeć się
faktu, że mimo wszystko żywiłam wobec tego chłopaka jakieś uczucia.
- Jestem z Justinem.- Szepnęłam
ledwo słyszalnie i odwróciłam głowę na bok, aby uniknąć jego hipnotyzującego
spojrzenia. .
Usłyszałam ciche chrząknięcie, a zaraz potem splótł nasze dłonie. Fala
ciepła uderzyła w moje serce, a chwilę potem przepełniło się otchłanią bez dna.
Szepnął, że był świadom mojego związku ze swoim przyjacielem i jednocześnie
pociągnął mnie w stronę szpitala.
Jego
wyraz twarzy nawet nie wyrażał żadnych emocji co było jeszcze bardziej
frustrujące niż kiedykolwiek. Bez słowa weszliśmy do budynku, a po chwili, tuż
przed salą w której leżał Justin, dostrzegłam Thomasa siedzącego na krześle z
dłońmi na głowie. Jego pozycja przyprawiła mnie o bezwład w nogach. Wyglądał,
jakby właśnie ktoś z jego rodziny odszedł, jakby ktoś umarł.
- Czy, Justin... on ...? -
jęknęłam, przystając obok niego
Pokręcił głową nic nie mówiąc. Całe czas wpatrywałam się w niego, gdyż
nie mogłam rozszyfrować jego stanu emocjonalnego. Nie dostrzegałam w nim
żadnych pozytywnych energii. Owszem, byłam nadal na niego wściekła za słowa,
którymi mnie obdarzył, ale w mojej naturze nie leży obrażanie się. Wiedziałam,
że chciał, abym zniknęła z jego życia jak i życia mojego chłopaka. Ale on nie
mógł decydować za wszystkich...
Bez
zastanowienia weszłam do sali, w której leżał Justin. W pierwszej chwili
myślałam, że to był tylko sen. Mrugnęłam kilka razy, aby móc przyswoić sobie
obraz siedzącego Parkera na łóżku, opartego o kilka poduszek.
- Hej...- Zaczęłam niepewnie,
stawiając kolejne kroki w stronę przytomnego chłopaka.
Justin's POV
Odkąd się obudziłem, miałem w swojej głowie huragan myśli. Nic nie
posiadało racjonalnego wytłumaczenia. Nic mnie nie uszczęśliwiało. Wręcz
odwrotnie. Myśl, że Amy oddała się mojemu najlepszemu przyjacielowi była
okropna. Po każdej bym się tego spodziewał, lecz nie po niej. Ona była odmienną
częścią mojego popierdolonego życia.
Nie
mogłem unieszkodliwić Shadow, on był mną i musiałem ułożyć swoje życie na
podstawie jego charakteru. Wiedziałem, że do pewnego momentu mogłem odpuścić,
ale gdy ponownie przyszedł czas, aby stawić czoła swoim wrogom - przegrałem.
Uodporniłem się na krytykę, wymuszanie zastanowienie się nad samym sobą.
Starania Amandy były zbędne, gdyż tylko ja sam musiałem podjąć ostateczną
decyzję co do swojej dalszej przyszłości.
Nie
chciałem, aby moim ciałem zawładnął Justin. Wolałem siebie w postaci Shadow. On
wiedział, czego ja potrzebowałem. Chciałem zabijać, karmić się każdym
zwycięstwem, pokazać samemu sobie, że byłem stworzony do mordowania swoich
wrogów.
- Hej... - w progu drzwi
stanęła krucha postać dziewczyny, która przypatrywała mi się przez kilka minut.
Wytężyłem wzrok i dostrzegłem Amy. Włosy miała przemoczone zapewne od
deszczu, a jej oczy były rozmazane i zupełnie nie zadbała, aby przetrzeć twarz
ręcznikiem.
- Cześć. - mruknąłem
beznamiętnie, cały czas na nią spoglądając.
Bezszelestnie zaczęła podchodzić do mojego łóżka. Gdy znalazła się przy
nim, usiadła na jego krawędzi, po czym wbiła we mnie swój wzrok. Nie widziałem
w niej swojego wroga. Kochałem ją. Jej obecność sprawiała, że moje serce
ponownie zaczynało bić i wypełniać moje ciało po prostu życiem.
- Byłam tutaj cały czas...
Martwiłam się... - przejechała wewnętrzną częścią dłoni po moim policzku, na co
delikatnie mruknąłem.
Nie
chciałem jej od razu wmawiać, gdyż to, co mówił Thomas zupełnie nie chciało do
mnie dotrzeć. Miałem nadzieję, iż Amy nie była na tyle głupia, aby oddać się
mojemu najlepszemu przyjacielowi, tym samym odpychając mnie od siebie tak, jak
sam to robiłem, gdy moim ciałem władał Shadow.
- Spałaś z Dave'em? - zapytałem
wprost, gdy trwała między nami cisza.
Od
razu zmienił się wyraz jej twarzy. Z bezbronnej i smutnej dziewczyny zrobiła
się zaskoczona i nieco rozzłoszczona Amanda. Może lubiłem ją w takim wydaniu?
Może chciałem, aby w końcu powiedziała mi prawdę? Miałem dość poszukiwania
wytłumaczeń dla jej zachowania. Musiałem zapanować nad swoimi emocjami mimo że
właśnie w tej chwili pragnąłem ją po prostu wyrzucić ze swojego życia, zrywając
z nią.
Krzywdziłem ją, byłem tego świadomy. Lecz i ona nie była bez winy. Nie
zaprotestowała, gdy po przyjściu z akcji zacząłem ją pieprzyć. Podobało jej się
to doznanie. Dopiero nad ranem zaczęła ukazywać swoje negatywne odczucia i
rany, które wyrządziłem w jej sferze duchowej.
- Spytałem cię o coś.-
Warknąłem wbijając w nią kamienny wzrok.
Nie
sądziłem, że mój przyjaciel mógłby zdradzić mnie w taki sposób. Nie sądziłem,
że ta niewinna istota, którą była Amanda, mogła za moimi plecami pieprzyć się z
kimś równie mi bliskim, jak ona sama. Krzykiem nakazałem jej zacząć i wtedy
poczułem ogromny ból, który przeszedł przez moje ciało.
Dotknąłem ręką opatrunku, jakbym chciał złagodzić ból, a następnie
zacząłem normować swój oddech. Cicho wyszeptała moje imię, dłońmi gładząc ranę
na co zareagowałem ostrym syknięciem i natychmiast zabrała swoje ręce.
- Nie spałam z nim, on tylko
próbował zakryć swoim ciepłem przepaść, jaką stworzyłeś w moim sercu... -
mówiła, ściszając głos i jednocześnie zaciskając dłonie między nogami, szukając
jakiegoś punktu odniesienia.
- To dlaczego Thomas powiedział
mi, że podczas akcji to zrobiliście? - zapytałem - Dlaczego nakryłem was w
jednoznacznej sytuacji? - dodałem nieco bardziej poirytowany tą cała sytuacją.
- O czym ty mówisz? Słyszysz
samego siebie? - jej ton głosu stał się oschły, a wstając z łóżka przeniosła
swój wzrok w stronę okna.
Spoglądałem na nią i czułem, że walczyłem sam ze sobą; chciałem
powiedzieć, że ją kochałem, jednak cząstka mnie żywiła wobec niej nienawiść i
odrazę. Czułem się rozdarty mimo to nie okazałem żadnych uczuć, nie mogłem.
Kiedy chciałem już coś powiedzieć, Amy zaczęła mówić to, co chciała, lecz na
moment zapanowała cisza.
- Widzisz tylko to, co chcesz
zobaczyć. Nie interesuje cię nic poza twoim tyłkiem - syknęła i spojrzała na
mnie - Stałeś się potworem w moich oczach. Justin, ja się ciebie boję mimo że
jest we mnie miłość... To się boję. - jęknęła i powtórzyła nieco ciszej. - Boję
się ciebie.
Wpatrywałem się w nią i odczuwałem, jak ponownie w moim sercu zaciskały
się skumulowane od kilku dni emocje. Zagryzłem wewnętrzną część policzka, a gdy
chciałem coś dodać, ona dalej kontynuowała, nie zwracając na mnie uwagi - Mimo
to, przyjechałam tutaj. Walczyłam o twoje życie bardziej, niż ty sam byłeś w
stanie o nie zawalczyć - po jej policzku spłynęła zabłąkana łza - Gdy ujrzałam
ciebie leżącego w łazience, wszystko nagle zniknęło. - pokręciła lekko głową na
znak bezsilności - Cała złość na ciebie... odeszła. Wybaczyłam ci wszystko, bo
miłość jest silniejszym uczuciem. - Zasłoniła usta dłonią i usiadła na krześle,
tuż przy łóżku i zaczęła płakać.
Cholernie chciałem jej powiedzieć, co czułem, ale nie potrafiłem. Byłem
wkurzony na samego siebie, za to, że byłem niezdecydowanym dupkiem. Tuż obok
płakała dziewczyna, która była miłością mojego życia, a ja nie potrafiłem jej
przytulić. Westchnąłem głośno.
- Amy.. - jęknąłem, a kiedy ona
podniosła swój wzrok, zobaczyłem w nich stanowczość i jakby pewność siebie.
- Nie spałam z nim, słyszysz?
Twoi przyjaciele wyrzucili mnie z waszej pseudo rodziny. - pociągnęła nosem -
Byłam tutaj, bo cię kochałam. Dave pomógł mi przejść przez to całe
piekło, które mi sprawiłeś, a teraz kiedy walczyłam o to, abyś przeżył to ty i
twoi kumple oskarżyliście mnie o coś takiego. Posądziliście o to, że spałam z
Dave`em... To jest niesprawiedliwe, wiesz?
- Wiem. I ci wierzę, rozumiesz?
- wyciągnąłem w jej stronę dłoń, która opadła na pościel - Ale spójrz... Nie
mam nawet siły. Thomas zaczął mi wpajać do głowy, że powinienem zabić i ciebie,
abyś już nie przejmowała kontroli nad moimi uczuciami, ale ja tego zrobić nie
mogę. - poczułem jak wsuwa swoją dłoń w moją - Jesteś dla mnie ważna, ale mam
też obowiązek chronienia nie tylko ciebie, ale i swoich kumpli.
- Ty mnie nie chronisz, od
jakiegoś czasu mnie niszczysz. Przykro mi, że nie widzisz mojego staczania się
coraz niżej. Justin, jestem gotowa odejść.
Zaczęła dławic się łzami. Dotarło do mnie, że straciłem Amandę, która
oddała mi siebie i pokazała, jak powinienem kierować sobą, aby żyć. Odrzuciłem
jej starania, razem z tym, co przez ten cały czas mi ofiarowywała - swoje
czyste serce i piękną, wręcz wymarzoną miłość.
Widziałem, że zdezorientowanie wdarło się do jej umysłu, ale miałem to w
dupie. Czułem, że przemawiał przeze mnie Shadow, a kiedy wróciłby Justin,
cierpiałbym równie mocno jak Amanda. Nie mogłem do tego dopuścić, nie mogłem
pozwolić, aby on przechytrzył tego, którego pragnąłem bardziej. Shadow był
obliczem, który odzwierciedlał moją duszę.
Krzyknąłem, aby poszła i zniknęła, a ona zerwała się i spoglądała na mnie
ze łzami w oczach. Cofała się do tyłu wolnymi krokami, nie spuszczając ze mnie
wzroku, aż w końcu plecami uderzyła o tors Jasona. Objął ją rękoma i zaczął coś
szeptać na ucho, po czym ona mu się wyrwała i po prostu wybiegła. Zrobiłem to,
co uważałem za słuszne.
- Co z policją? - lekko się
podniosłem i spojrzałem na swojego przyjaciela w celu dowiedzenia się prawdy i
szybkim zmienieniu tematu.
- Wszystko załatwione, przyjadą
niedługo, żeby cię przesłuchać i nas również. - zbliżył się nieco w moją stronę
- Justin... - chłopak podrapał się po głowie - Co ty odwalasz? Będziesz tego
żałował. Wiesz o tym. - mruknął i usiadał na krześle.
Nie
chciałem z nim dyskutować na ten temat, to nie była jego pierdolona sprawa. Tym
bardziej, że on nie wiedział o Amy tyle, co ja. Miałem nadzieję, że beze mnie
także będzie sobie w stanie poradzić. Owszem, nie miała już Leslie bo ją
zabiłem razem z Thomasem, ale była odważna. Nie bała się niczego i to
sprawiało, że z każdą kolejną sekundą mniej się o nią martwiłem.
- Słuchaj, jej już nie ma,
jasne? - posłałem mu jednoznaczne spojrzenie - Może dzięki temu rozwiązaniu,
będę bardziej uważny podczas akcji. Poza tym - machnąłem ręką - musimy się
skupić na wykończeniu naszych wrogów, a nie na jakiejś niepotrzebnej lasce. -
westchnąłem.
- Kurwa! - warknął i pewnym
ruchem wstał, kopiąc krzesło na drugi koniec sali. - Zacznij myśleć, bo widzę,
że nieźle cię popieprzyło. - Wrzasnął, a po chwili zaczął mi tłumaczyć, co
miałem mówić policji, aby zeznania wszystkich członków gangu były takie same,
by nie zaprzeczały sobie.
- Dobra, dobra! -
przekrzyczałem go - Rozumiem, jasne? - poczułem, że brakło mi już powoli sił -
Muszę odpocząć, jestem zmęczony.. - syknąłem, łapiąc się za ranę.
Reszta
Insiders mruknęła coś pod nosem i w jednej chwili wszyscy, łącznie z Jasonem
wyszli z mojej sali. Nie zastanawiałem się, co działo się teraz z moją była
dziewczyną. Miałem dość wszystkiego. Dość wpieprzania się w jej życie.
Zacząłem się zastanawiać i po krótkim czasie doszedłem do wniosku, że
Amanda zniknęła z mojego życia już na zawsze. Uświadomiłem sobie, że nie była
już moja. Mogłem powiedzieć, że straciłem ciężar, który mnie obarczał - nie
musiałem się martwić o jej życie, o jej bezpieczeństwo, o to, czy czuła się
dobrze. W końcu mogłem zająć się tylko sobą, a ona mi to ułatwiła.
Tylko czy tego właśnie chciałem? Jej miłość do mnie, w pewien sposób
leczyła, koiła mój ból związany z przeszłością i dawała satysfakcję, że mógłbym
jeszcze być szczęśliwy i zacząć wszystko od nowa, z nowymi zasadami i mniej
rygorystycznymi, pozbawionymi przede wszystkim nienawiści do świata i
wszystkiego, co wokół mnie się znajdowało.
Kiedy pojawiła się w moim życiu, czułem jakbym narodził się na nowo, bo
na była Aniołem, który prowadził mnie przez ścieżkę okrytą krwią niewinnych
ludzi, których zabiłem. Pomagała zwalczyć mi ból po utracie mamy i rodziny.
Kochałem ją, ale część mnie żądała, abym zapomniał i zniszczył tę miłość, gdyż
ona niszczyła oblicze Shadow.
Straciłem swój dom, dobytek, poniekąd kumpli, a teraz jeszcze straciłem
Amy. Zrozumiałem, że byłem nieudacznikiem, bo pozwoliłem Shadow zawładnąć nad
sobą, pozostawiłem mu kontrolę nad moim życiem. To był błąd, który popełniłem
świadomie.
Potrząsnąłem głową, by te wszystkie myśli zostawiły mnie już w spokoju.
Nie chciałem czuć poczucia winy. Tak chciał los i ja nie mogłem z nim
dyskutować. - Czas zacząć grę od nowa.- szepnąłem sam do siebie, kiedy przed
moją wyobraźnią pojawiła się myśl, że musiałem dalej kontynuować swoją wędrówkę
i zacząć budować wszystko od podstaw, a początkiem tego stałoby się zgładzenie
McCann'a i jego wspólników.
Skierowałem swój wzrok ku drzwi, w których stanął lekarz i ochrypłym
głosem oznajmił, że przyszła do mnie policja. Powiedział to oficjalnie, a ja
przełknąłem głośno ślinę i skinąłem głową. W swoim życiu już kilkakrotnie
miałem do czynienia z policją i byłem pewny, że dobrze mnie zapamiętali.
Przybrałem kamienną twarz i oczyściłem swoje myśli z niepotrzebnych informacji,
aby być świadomym udzielanych odpowiedzi i zadawanych mi pytań.
Nim
się obejrzałem, trzech funkcjonariuszy policji weszło do mojej sali o stanęli
wokół łóżka. Jeden po mojej prawej stronie, drugi po lewej, a trzeci stanął
naprzeciwko mnie. Lekko uniosłem się do góry, aby móc ich lepiej widzieć.
Kontakt wzrokowy zawsze uświadamiał, że osoba przesłuchiwana nie miała niczego
do ukrycia.
- Jak się pan czuje, panie
Parker? - zapytał dość wysoki, ciemnej karnacji brunet z notesem w ręku.
Skinąłem lekko głową w podzięce za pytanie oraz krótkim zdaniem
odpowiedziałem, że czułem się już lepiej. Wiedziałem, że zaraz padnie pytanie
czy coś pamiętałem. To było pewne.
- Pamięta pan, kto pana
postrzelił? Jak to się stało? Gdzie? - odezwał się ten, co stał naprzeciwko.
Chwila, chwila! Tyle pytań. Westchnąłem w duchu, po czym na niego
spojrzałem i lekko unosiłem co chwilę dłoń, aby nadać swoim zeznaniom więcej
wiarygodności.
- Byłem razem z Jasonem w
barze, na GrangStreet. Była bójka, a my próbowaliśmy ich rozdzielić. Nie
wiedziałem, że jeden miał broń - mruknąłem, robiąc lekki grymas bólu na twarzy
- po powrocie do domu zemdlałem, a obudziłem się dopiero w szpitalu. Tyle
pamiętam.
Wiedziałem, że moje zeznania były zapisywane, dlatego starałem się mówić
w miarę wyraźnie. Jason, Thomas jak i facet w barze mieli powiedzieć to samo,
aby wszystko poszło zgodnie z planem.
- Pana kolega twierdzi to samo.
- komisarz Charlie, bo jego właśnie znałem, mruknął, pocierając palcami o swoją
brodę - Panie Parker, jeżeli znowu pan coś zmajstrował, bo się o tym dowiemy. -
syknął, podchodząc do drugiego policjanta.
Już
chciałem zacząć się śmiać, ale nie mogłem. Musiałem zachować wizerunek niewinnego
do samego końca. Skinąłem ponownie swoją głową i wzrokiem ich odprowadziłem,
gdy mówili, że jeszcze tutaj przyjdą.
Po
tym, jak zostałem sam, wziąłem się za rozmyślanie planu zabicia McCanna.
Musiałem zrobić coś, aby oni raz na zawsze zniknęli z mojego życia. Chciałem
ich zabić, a potem przenieść się z chłopakami do innego miasta. Musieliśmy tak
zrobić.
- Czas na kolację, panie
Justinie.
Gdy
na swoim tablecie, który przyniósł mi Thomas zapisywałem informacje potrzebne
do realizacji swojego planu, do środka weszła mała, czarna pielęgniarka. Pchała
przed sobą wózek, na którym stał garnek sporych rozmiarów, chleb oraz miski.
Szpitalne jedzenie. Już na samą myśl, że musiałbym zjeść to, co oni tutaj
podają przeszły mi dreszcze po całym ciele. To było okropne.
- Nie, dziękuję, nie jestem
głodny. - jęknąłem, spoglądając na nią.
Miała bardzo miłe spojrzenie i szczery uśmiech, podczas nalewania do
miski jakiejś zupy. Niespodziewanie usiadła na moim łóżku, gdy postawiła talerz
na stoliku obok. Ujęła moją rękę i obejrzała, czy kroplówka była dobrze
podłączona. Potem przeniosła wzrok na mój tors i opuszkami palców przejechała
po zabandażowanej ranie, zupełnie nie wiedziałem dlaczego, a nie chciałem bawić
się w detektywa.
- Boli pana jeszcze? - cicho
szepnęła, lekko się nachylając i zaglądając w moje oczy.
Tym
sposobem zdradziła samą siebie. Była mną zainteresowana. Jej oczy się szkliły i
czułem, jak strzelała ze swojego serca pociskami zauroczenia. Parsknąłem pod
nosem na samą myśl, że każda dziewczyna nie potrafiła odrzucić mojego uroku.
- Wiem, że ci się podobam,
panno Kathrine. - szepnąłem, ujmując dłonią jej fartuszek i przyciągając ją
bliżej siebie, aby narobić jej lekkiej nadziei.
Zapytała skąd znałem jej imię, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło.
Zupełnie straciła przy mnie głowę. Zapomniała, że posiadała plakietkę ze swoimi
danymi, która była przyczepiona do jej ubrania na lewej piersi.
Musnąłem delikatnie jej policzek i odepchnąłem od siebie mówiąc, aby
wieczorem przyniosła mi coś dobrego do jedzenia, bo tego nie zamierzałem tknąć.
Lekko zdezorientowana na mnie spojrzała, skinęła głową z uśmiechem, a zabrawszy
talerz napełniony czymś co nawet nie dało się tknąć, wyszła z sali, potykając
się o własne nogi.
- Jaka idiotka... - zaśmiałem
się i pokręciłem głową na znak poirytowania.
Powróciłem do rozporządzania swoimi myślami zapisanymi w programie, a
następnie wszedłem na swoją kartotekę policyjną i zacząłem edytować swoje akta,
aby zmniejszyć ryzyko podejrzenia. Shadow znowu wkraczał w ciemniejsze oblicza
swojej natury.
____________________________________________
Mordki Moje Kochane.
Rozdział dodałam dopiero dzisiaj, gdyż znalazłam nieco wolnego czasu, aby go dokończyć.
Jak Wam się podoba?
Proszę, wyraźcie opinię w komentarzu, gdyż to pozwala mi na odkrycie nowych pomysłów.
Pozdrawiam Was cieplutko.
Wasza Audrey. ♥
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! =)
niesamowite *.*
OdpowiedzUsuńale co z Amy ? przecież jej ciągle grozi niebezpieczeństwo!
nie rozumiem Justina... to wszystko się komplikuje.
Czekam na kolejny rozdział!
Wiktoria xx
Co jak on mógł wygnać Amy ?
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na następny @kochamcie3609
Co jak on mógł wygnać Amy ?
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na następny @kochamcie3609
O Bożeee... Jak on mógł wygnać Amy? Nie no rozdział BOSKI ! Z niecierpliwością czekam nn <3 @Kaat123Kit
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się :( Piękny<3
OdpowiedzUsuńczemu on z nią zerwał ;-; no nie no nie czaje go ;cc ehh
OdpowiedzUsuńale rozdział świetny ;))
eh Justin . Cudowny rozdział czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńCo ona teraz zrobi? Dokąd się uda, skoro nie ma nikogo?!
OdpowiedzUsuńBoże, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę... *_*
;(
JUSTIN OGAR!
O rany! Jak to Amy odeszła?
OdpowiedzUsuńDlaczego jej nie zatrzymał?
Dlaczego?!?!?!
Nie spodziewałam się tego kompletnie :(
Mimo to rozdział boski, jak zawsze :D
I z niecierpliwością czekam co się wydarzy uh uh uh :D
<3
@ameneris
Dlaczego odeszła no :C
OdpowiedzUsuńSzkoda Amy.. No ale cóż.. Co by tu pisać rozdział swietny <33
OdpowiedzUsuńOMG nieeeeeeeeee
OdpowiedzUsuńKochana ....nie spodziewałam się tego,nie sądziłam że do tego dojdzie :c Mam nadzieję że Amy da sobie rade i będzie bezpieczna ,a ten idiota Justin pójdzie wreszcie po rozum do głowy, a że mam paskudny dzień to ryczę jak głupia ;C Czekam na nastepny ...a rozdział jak zwykle CUDO <33
OdpowiedzUsuń@monikaswaggy
Jezu co Justin zrobił , musi sie ogarnąć , bo nie długo wszyscy sie od niego odwrócą ...
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Amy ;c
Czekam na nn <3
@scute4
wohoo ile sie działo xx shadow popelnil blad zrywajac z Amy ale mam nadzieje ze zrozumie w koncu. Musi wiedziec ze to na niej wlasnie mu najbardziej zalezy a nie na bójkach itp. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńZ tego wszystkiego znowu zapomniałam skomentować -.-
OdpowiedzUsuńWhat happened with me?
Chyba mam skleroze czy coś xD
Więc...
Wkurzona na Justina!
JAK? UGH!!
Rozdział niesamowity, kocham Twój styl pisania <3
Buziaki,
xxlikedopexx ♥
Świetny, no ale kurde co z Amy? Co Justin sobie kurde robi ? Stracił ją :c Czekam na kolejny //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńJak on mógł zrobić coś takiego? :o Co za idiota! No cholera, nie przeżyję tego! Pieprzony Thomas musiał też się wtrącać nic nie wiedząc -.- Aż mi ciśnienie skoczyło. No ja pierdziele.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejny rozdział będzie napisany z perspektywy Amy :o Już nie mogę się doczekać!
[ http://collision-fanfiction.blogspot.com/ ]
świetny ; ) czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńEj no, Justin!
OdpowiedzUsuńDlaczego nie możesz być Justinem, tylko jesteś Shadow? ;c
#Comeback
Czekam z niecierpliwością na NN :)
świetny ^^ I ta głupiutka pielęgniarka ;)
OdpowiedzUsuńNiee no Justin jak mogłeś pozwolić jej odejść... Jak ?! ;//
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału jak zwykle cudowny <3
Z niecierpliwością czekam na NN *.*
on do niej wroci zobaczycie :( swietny
OdpowiedzUsuńterazz czekam na to zeby justin byl zazdrosny o kogos xdxd tylko nie o dava blagam.....
OdpowiedzUsuńpowiem tyle ; wooooooow
OdpowiedzUsuńw sumie fajnie, że Justin i Amy się rozstali..ale mam nadzieje że nie na długo:)
@magda_nivanne
:*
Jak zawsze super, uwielbiam czytać już cały sklejony rozdział! Jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńElise.
Kurwa rycze! BOSKI
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że się tak zachował. Nie lubię Shadow. Mam nadzieje, że Amy nie wpadnie w kłopoty, ale znając ją ta dziewczyna po prostu je do siebie magnetycznie przyciąga.. nie ma na to siły xD Czytam dalej xD
OdpowiedzUsuń