środa, 28 maja 2014

~ Rozdział jedenasty

           Jej krzyki dochodziły z łazienki. Spojrzałem najpierw w szybę, która niezbyt dużo ukazywała. Krew się we mnie gotowała i bez opamiętania odblokowałem broń i szarpnąłem drzwi. Ujrzałem jej nagie ciało napierające na szafkę. Płakała, była przerażona. Najbardziej zdziwiło mnie to, że była w niej zupełnie sama.
     - Amy, co się dzieje? - zapytałem łagodnie, ale moje nerwy były tak nabuzowane, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić, a broń nadal kurczowo zaciskałem.
           Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona i przyległa do mnie swoim mokrym ciałem. Wybuchnęła płaczem, ale jedyne co zdołała wydusić, to tylko jedno słowo. " Pająk". Rozszerzyłem szeroko swoje oczy z zaszokowania. Pająk? Powtarzałem to słowo w myślach, jakby je testując. Wystraszyła się czegoś takiego. Zrobiła taki hałas o...
     - Zabij go! - krzyknęła panicznie, mocniej mnie zaciskając.
           Przełknąłem ślinę i odsunąłem ją od siebie, po czym zrobiłem kilka kroków w przód. Za zasłoną kabiny prysznicowej faktycznie był owy pająk. Nie taki normalny, jakie ukrywały się np. w zakamarkach szaf czy gdziekolwiek indziej. Ten był wielkości piłki do gry w piłkę ręczną. Był nieco włochaty i no nie ukrywając, nieco przerażający, ale nie jak dla mnie.
           Zaśmiałem się pod nosem i wyciągnąłem dłoń z bronią, po czym bez zastanowienia strzeliłem w niego. Wydawało mi się, że to był odpowiedni sposób na zabicie go, ale przeliczyłem się. Uciekł mi i teraz już znajdował się na kafelkach. Rzuciłem ręcznik Amandzie i kazałem jej wybiec, bo nie wiedziałem, czy on był jadowity. Ująłem drugi ręcznik i rzuciłem go na niego - oślepiając go. Zaraz potem wskoczyłem na niego, przyduszając go swoim ciężarem. Biel materiału zaczęła stawać się lekko czerwona. Wziąłem w dłoń granatową szmatę i ująłem go, po czym podszedłem do okna i go po prostu wyrzuciłem.
           Umyłem podłogę i ślady po jego krwi zniknęły. Nie wiedziałem, dokąd pobiegła Amy, ale prawdopodobnie do mojego pokoju. Po sprzątnięciu w łazience, zabrałem swoją broń i pokierowałem się do pomieszczenia kilka metrów dalej. Siedziała owinięta ręcznikiem na brzegu łóżka. Trzęsła się, co było skutkiem jej mokrego ciała.
     - Oj Amy, Amy... Co ja z tobą mam... - zaśmiałem się, zablokowałem broń i rzuciłem ją na stół.
           Podszedłem do niej i ukucnąłem, zdejmując okrycie z pleców. Wpatrywała się we mnie niczym niemowlak w swoją mamę. Miała zaszklone oczy i takie niewinne spojrzenie, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Wytarłem jej włosy, a potem wstałem razem z nią, ujmując ją za łokcie.
     - Naprawdę się wystraszyłam... Był...ohydny... - szepnęła, gdy zacząłem ścierać kropelki wody z jej piersi i brzucha, uważając na ranę.
     - Wiem, ale już go nie ma. Nie wiem, skąd się tu wziął, ale już po wszystkim skarbie. - musnąłem jej czoło i palcami przejechałem po jej kobiecości. - A ty chyba jesteś nienasycona, panno Brown... - mruknąłem w jej usta, czując lepkość na palcach. - Podniecił cię widok twojego odważnego chłopaka, ratującego po raz kolejny twoje życie? - szepnąłem nad jej uchem.
           Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, jednocześnie mnie od siebie odpychając - Nie głupku, to resztki po naszym seksie. - powiedziała z uśmiechem, a zaraz potem wyciągnęła z szuflady moje majtki.
           Zauważywszy to, co robiła, przypomniało mi się coś ważnego. - Zamówiłem ci kilka rzeczy, abyś nie musiała już podbierać mi moich majtek i koszulek. - podszedłem do niej i musnąłem ustami jej szyję, a palcem wskazującym przejechałem po jej kręgosłupie - Nigdy się chyba tobą nie nasycę. - uśmiechnąłem się, odwracając ją ku sobie - Jesteś moja, Amando. Rozumiesz? - ująłem jej policzek w swoją dłoń i miziałem go kciukiem, na co dziewczyna wydęła usta i przymknęła oczy, kiwając głową na znak zrozumienia.
           Było już po trzeciej, dlatego samemu chciało mi się spać. Zaciągnąłem ją do łóżka i kładąc się z nią na "łyżeczki" zasnąłem. Jej ciepło wypełniało każdy zakamarek mojego ciała. Pragnąłem trzymać ją w swoich ramionach już na zawsze. Chronić przed złem, złymi ludźmi. Uszczęśliwiać swoją osobą i obdarowywać pocałunkami.

Amy's POV

           Obudziłam się pod wpływem pragnienia. Bardzo chciało mi się pić, a na stoliku nocnym nie było żadnego picia. Zdjęłam delikatnie dłoń Justina ze swojego brzucha, a potem wstałam tak, by go nie budząc. Miał ciężką noc i zasłużył na dobry sen. Podniosłam z podłogi koszulkę, którą miałam ubraną poprzedniego dnia. Nie mogłam znaleźć spodni, więc postanowiłam nie budzić go otwieraniem szuflady i szukaniem podobnych.
           Wyszłam z pokoju w samych majtkach i bluzce, mając nadzieję, że pozostali domownicy jeszcze spali. Justinowi by się to nie spodobało. Znałam go i wiedziałam, że dostałabym od niego porządną burę za takie lekkomyślne zachowanie. Ale co tam... Przecież śpi, a ja za kilkanaście minut wróciłabym do pokoju.
     - A ty nie śpisz? - usłyszałam głos któregoś z chłopaków, gdy w kuchni wlewałam sok do szklanki.
           Odwróciłam się i ujrzałam Dave'a. Ciężko westchnęłam i trzymając szklankę tuż przy ustach, pokręciłam przecząco głową i wypiłam jej zawartość. Chłopak podszedł bliżej, ale nawet mnie nie dotknął. Może to i dobrze... Wyjął z szafki jakieś ciastka i podszedł z nimi do stołu. Usiadł i zaczął je jeść. Spojrzał na mnie i zaproponował rozmowę. Zdziwiło mnie to trochę, ale zgodziłam się. Zajęłam miejsce naprzeciw niego i sama wzięłam ciastko, które było tak dobre, że wzięłam drugie. W końcu na niego zerknęłam.
     - O czym chcesz ze mną porozmawiać, Dave? - przełknęłam kęs, bojąc się, czego miała dotyczyć nasza wymiana zdań. 
           Oblizał usta, upił szklankę jakiegoś innego napoju, a potem na mnie spojrzał, opierając się o krzesło. - Chciałem cię spytać, czy nie czujesz się przytłoczona tym wyjazdem. - wzruszył ramionami i zaczął oglądać ciastko, które trzymał w dłoni.
           Nie wiedziałam, do czego zmierzał, bo przecież i tak nie miałam żadnego wyboru. Nie chciałam robić problemów, a właściwie to ja nie chciałam być problemem oraz ciężarem dla gangu. Skoro chcieli, abym wyjechała z Dave’em, to tak musiało być. Z drugiej jednak strony, wolałam jego, niż przykładowo Thomasa. Nadal w głębi serca czułam żal do niego za to, co powiedział Justinowi, gdy był w szpitalu. To przez niego tak to wszystko się potoczyło...
     - Nie Dave, wszystko jest ok - zgarnęłam dłonią włosy do tyłu i przymknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, dostrzegłam, iż chłopak intensywnie się we mnie wpatrywał - Co?- uniosłam pytająco brew i skuliłam nogi pod krzesłem, czując nagłe skrępowanie swoim skąpym strojem.
     - Nic. - uśmiechnął się, posyłając mi niewinne spojrzenie.
           Przełknęłam ślinę i nabrałam powietrza do płuc. Jego osoba mnie bardziej onieśmielała, niżeli Justina. Był moim przyjacielem, a jeszcze kiedyś czułam do niego odrobinę miłości.
     - Słyszałam, że...zostaniesz ojcem - spojrzałam na jego dłonie, które w jednej sekundzie zgniotły wafelka - Prze..przepraszam.- wymamrotałam, kiedy jego gniewne spojrzenie przeniosło się na moją twarz.
           Chciałam wstać, aby jak najszybciej znaleźć się w pokoju swojego chłopaka, jednak Dave mnie wyprzedził i już po krótkiej chwili stanął naprzeciw mnie.
     - Nie. Nie masz za co mnie przepraszać. Po prostu to wszystko dzieję się tak szybko... - z roztargnieniem przejechał dłonią po czole - Jeszcze niedawno myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, potem pojawiła się Nina. Sądziłem, że przy niej uda mi się zapomnieć o.. tobie, Amy - zagryzł wargę, a ja skrzyżowałam nogi w kostkach, po czym wyprostowałam się i zgarnęłam włosy do przodu, aby choć trochę ukryć fakt, że nie miałam stanika. - Teraz wróciłaś.. A ona spieprzyła wszystko tą ciążą... - niemalże warknął.
     - Co takiego spieprzyła? - uniosłam głowę ku górze, by dostrzec jego wyraz twarzy.
           Zaciskał kurczowo żuchwę i dostrzegłam frustrację w jego pociemniałych oczach. Czy to ja byłam powodem jego zmartwień? Owszem, kiedyś wydawało mi się, że ja i Dave tworzyliśmy silną więź, silniejszą niżeli przyjaźń, ale teraz już nie miałam wątpliwości. Był tylko i wyłącznie moim oraz Justina przyjacielem. Nie mógł obwiniać mnie za to, że nagle pojawiłam się i zniszczyłam mu próbę ponownego ułożenia sobie życia z inną kobietą. Sama nie wiedziałam, że jeszcze kiedykolwiek dane byłoby mi widywać go na co dzień. Jego, jak i resztę...
     - Dave, ja naprawdę nie rozumiem... - zagryzłam dolną wargę - Cieszę się, że będziesz ojcem, wiesz? - lekko uniosłam kąciki ust w uśmiechu - Myślę, że Nina... Będzie dobrze się o ciebie troszczyła. - dodałam.
           Spuścił głowę w dół i nic nie mówiąc, ponownie usiadł na krześle. - Nie wrócę do Niny. - do moich uszu dotarł jego oschły ton, na co zmarszczyłam brwi i oparłam się dłońmi o blat stołu.
     - Nie możesz tak postąpić. Spodziewa się twojego dziecka, sam je począłeś, więc nie możesz unikać odpowiedzialności. - byłam stanowcza, co mnie dziwiło, bo jeszcze chwilę temu czułam skrępowanie i obawy, co do zachowania tego chłopaka.
           Parsknął i wstał, podchodząc do blatu, po drugiej stronie pomieszczenia. - Ty nic o niej nie wiesz. - syknął, a jego mięśnie się napięły. Zupełnie jak u Justina... - Byłem z nią, bo dobrze mi się ją pieprzyło. Kilka razy nie zabezpieczyłem siebie, ale ona mówiła, że brała pigułki. - uderzył pięścią w stół, tak, że aż szklanka się przewróciła - Nie będę z nią i nawet nie chcę nic wiedzieć na temat jej dziecka. A ty chyba powinnaś zrozumieć, że żadna inna kobieta nie potrafi mnie w sobie rozkochać tak, jak zrobiłaś to ty. - odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem. Po chwili jego twarz diametralnie się zmieniła. Uśmiech wkradł się na jego usta, uniósł dłonie, jakby w geście obronnym - Ale okej, rozumiem. Justin to twój chłopak, a ja jak zwykle pozostanę szarym przyjacielem. - zaśmiał się i poszedł do salonu.
     - To wcale nie tak. Jestem tobie wdzięczna za wszystko i zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, Dave. Justin...on skradł moje serce i nie potrafię myśleć o innym mężczyźnie - podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu - Nie jesteś tylko szarym przyjacielem, jesteś częścią mojego życia, tak jak wszyscy chłopacy z gangu - przeniosłam dłoń na jego miękkie włosy i je poczochrałam, po czym usiadłam obok niego i wyrwałam mu z ręki pilota.
           Chciałam mieć z nim kontakt jak siostra z bratem. Zawsze kimś takim dla mnie był. Znajdywałam w nim wsparcie i zrozumienie, bo gdy Justinem władał Shadow, stawał się dzikim zwierzęciem i nie znał takich uczuć... 
    - Jesteś kimś w rodzaju starszego brata - zaśmiałam się, kiedy w telewizji ukazała się jakaś bajka - I chcę, żebyś to zrozumiał - wzruszyłam ramionami, opierając swoją głowę o poduszkę tak, że teraz moje nogi leżały na jego udach.
     - Co wy robicie? - nagle usłyszałam gniewny i oskarżycielski głos Justina, przez co pilot wypadł z mojej ręki i upadł z lekkim hukiem na podłogę.
           Dave kiwnął głową w stronę telewizora i mruknął obojętnie - Oglądamy bajki, wiesz.. aktualnie Fineasz i Ferb, takie tam… - puścił do mnie oczko, a ja jak poparzona usiadłam normalnie na kanapie.
           Czułam się tak źle, widząc rozgniewaną minę Justina, że bałam się cokolwiek powiedzieć, by go jeszcze bardziej nie rozzłościć.
     - Super - warknął i ponownie zniknął mi z oczu, schodząc do jakiegoś pomieszczenia na dół.
           Prawdopodobnie była to piwnica, a zrobili z niej siłownię. Tak mieli w poprzednim mieszkaniu, więc i tutaj zapewne było to samo... Bez słowa wstałam i poszłam za nim. Schodząc, czułam niezbyt przyjemny zapach. Jakby stęchliznę i metal...
     - Justin? - zapytałam cicho, a gdy go ujrzałam, poczułam gniew na samą siebie za to, że dopuściłam, aby znów był o mnie zazdrosny. - Przestań... Traktuję go jak starszego brata, nie jak obiekt westchnień. - dodałam, podchodząc do niego od tyłu, gdy ten walił pięściami jak poparzony w worek treningowy. Objęłam go dłońmi w pasie i mocno przyległam do jego pleców, nie martwiąc się tym, że mógłby mnie od siebie odepchnąć, bądź uderzyć.
           Zatrzymał worek, jednak ciągle trzymał go w dłoniach. - Ale on nie traktuję cię jak młodszą siostrę - syknął i poczułam, jak gwałtownie wciągnął powietrze - Nie rozumiesz, jak wkurwia mnie fakt, że będziesz z nim sama nie wiadomo jak długo… - oparł się czołem o obiekt, na którym wyładowywał swoją frustrację.
           Wiedziałam, że było to dla niego trudne, bo ja również czułam pustkę w sercu na samą myśl, iż ponownie mieliśmy zostać rozdzieleni. Wcześniej tęskniłam za nim tak bardzo, że nie potrafiłam sobie poradzić z samą sobą, a w tamtym momencie mogłam go przytulić, pocałować i czuć jego miłość. Zagryzłam wargę i obchodząc go tak, aby stać przed nim delikatnie dotykałam jego mięśni pleców, rąk i klatki piersiowej. - Kocham cię, Justin - wyszeptałam i położyłam dłonie, po obu stronach jego bioder - A kiedy już będziemy razem, bez żadnych obaw, dam tobie tyle miłości, że twoje mięśnie tego nie udźwigną - uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam niewinnie ramionami z nadzieją, że choć trochę ostudziłabym jego temperament.
           Chłopak się zaśmiał, przez co puścił worek i dłonie przeniósł na moją talię. - Wiesz, nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek mógł się tobą nacieszyć - musnął wargami mój policzek, a potem jedną dłonią odgarnął włosy za moje lewe ucho - Nigdy nie czułem tak intensywnego uczucia, niżeli miłość do ciebie. Będę o ciebie walczył do samego końca - wyszeptał i wziął mnie na ręce tak, abym owinęła go nogami wokół bioder. Swoje dłonie wsunął w moje majtki i zacisnął pośladki, a ustami wpił się w moje wargi - Nasze życie za niedługo stanie się zupełnie inne - dodał, mocno mnie całując.
     - Ja pierdole, Justin, kurwa chodź tu! - usłyszałam krzyk Jasona.
           Mój chłopak zmarszczył brwi i postawił mnie na ziemi, biorąc za rękę. - Sprawdźmy to. - zaczął szybkim krokiem wchodzić na górę, dzięki czemu idąc za nim, mogłam podziwiać jego umięśnione plecy i zgrabny tyłek. - Justin, kurwa! - Jason ponownie wrzasnął, przez co on przyśpieszył. Oboje wbiegliśmy do salonu, skąd dobiegały krzyki jego najlepszego przyjaciela.
     - Nie wiem, jak ty, ale ja kurwa mam tego dość! - wrzasnął i rzucił telefonem o ścianę. - Dzwonił ten skurwiel i zagroził, że jeżeli nie odzyska Amandy to nas wszystkich zlikwiduje! - zrzucił na podłogę wazon, kolejny z parapetu.  - Dał nam czas do jutra do północy, Justin, nie mamy czasu!! - wycedził przez zęby, pocierając nerwowo swój kark.
           Znieruchomiałam i napięłam wszystkie mięśnie. Jak zawsze przyjaciele Justina mieli kłopoty przeze mnie. Zawsze byłam winna ich kłótni i nieudanych akcji. Zawsze, po prostu zawsze, byłam jednym wielkim problemem. Jeśli mnie nie zastraszali, to porywali, jak nie bili, to gwałcili. Pokręciłam przecząco głową, nagle będąc cholernie wściekła na siebie.
     - Może po prostu do niego wrócę - powiedziałam, a właściwie wyszeptałam.
     - Nie! - Justin wrzasnął i puścił moją dłoń.
           Odszedł ode mnie, a zaraz potem zawołał Thomasa, którego jeszcze w salonie nie było. Podniósł z ławy inny telefon i zaczął gdzieś dzwonić. Thomas zbiegł, a ja, jak i reszta wpatrywałam się w Justina, który ewidentnie stał się teraz Shadow. - Jesteście potrzebni na dziś wieczór i nie słyszę odmowy. O dwudziestej w moim mieszkaniu. Macie być wszyscy! - krzyknął, a gdy się rozłączył ujął w dłoń broń i rzucił ją Dave'owi na kolana, bo cały czas siedział na kanapie - Zabierasz Amandę jak najdalej stąd, rozumiesz? - podszedł do niego - I wara ją tkniesz w sposób, którego ona by nie chciała... - syknął, popychając go do tyłu.
           Byłam tak oszołomiona tym, co właśnie się działo, że stałam ciągle w jednym miejscu.
     - Na co czekasz, idź się ubierz! - krzyknął w moją stronę, a jego oczy wyrażały jedynie gniew.
           Znowu straciłam swojego Justina, jednak tym razem nie zamierzałam nic z tym robić. Pobiegłam na górę i założyłam dresy swojego chłopaka, chwytając w dłonie jakąś bluzę, która również należała do niego. Przy schodach czekał na mnie Dave. - Chodź. - wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja ją ujęłam, pierwszy raz chcąc być jak najdalej od tego domu i chaosu, lecz nie od Justina. Ścisnęłam mocno rękę przyjaciela, gdy na przy drzwiach pojawił się Parker. Chciało mi się cholernie płakać, kiedy dał tylko kluczyki od samochodu mojemu towarzyszowi i udał się z powrotem do salonu, zostawiając mnie bez pożegnania.
          Wsiadłam szybko do samochodu pod nadzorem czujnego spojrzenia swojego przyjaciela, po czym zostałam przypięta pasami tak, jak małe dziecko. Posłałam mu irytujące spojrzenie, po czym on sam wsiadł do dużego, czarnego SUV'a na miejscu kierowcy i bez zapinania pasów odpalił silnik. Spoglądając w boczną szybę, ujrzałam w oknie Justina. Przyglądał się nam. Może nie był tak bardzo zdenerwowany i obojętny na mój wyjazd?
           Przyłożyłam lewą dłoń do szyby, ale Justin nie zrobił tego samego. Dostrzegłam w jego oczach jedynie łzy, które nie uwolniły się i nie spłynęły po jego policzku. Natomiast moje to zrobiły. Dave wyjechał z podwórka, a on jak i ich dom zniknął z moich oczu. Nerwowo pokierowałam dłoń na łańcuszek od swojego chłopaka i mocno zacisnęłam go, błagając, aby wyjazd niczego między nami nie zmienił.
______________________________________
Była niespodzianka w postaci krótkiego filmiku o Justinie, Amandzie i losach Shadow KLIK ( jeśli nie widziałeś/nie widziałaś ) a teraz przyszła kolej na nowy rozdział :)
 Mam już bardzo dobrze obmyśloną fabułę, będę zaczynała pisać niedługo 16 rozdział ( jutro ) a więc czeka Was naprawdę dużo wrażeń :)

W piątek mam egzamin wewnętrzny z prawka, dlatego rozdział pojawił się dzisiaj. Trzymajcie kciuki!

Do następnego, kocham Was, - pamiętajcie! ♥

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! = WIĘKSZA MOTYWACJA

12 komentarzy:

  1. No no to się porobiło!
    Hmm...nie podoba mi się relacja Amy i Dave'a. Powinna go bardziej trzymać na dystans bo wie co on do niej czuje. Mam nadzieję, że nie namiesza między Justinem a Amy. Byłoby to nie fair z jego strony :P

    Uh uh uh czekam na nexta z niecierpliwością! :D
    Kocham!
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  2. omg świetny !!!!!!!!!!!!!!!!!! czekam na kolejny ; )
    powodzenia ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo nieee, dlaczego między nimi nie może być już dobrze?! ugh będzie się teraz dziaaaaać*.* boski!♥

    OdpowiedzUsuń
  4. pająk?? serio?? kobito, ja myslalam ze ja porwano XD ale mi strachu narobilas haha. oby ich ta akcja nie rozdzielila i oby wszystko sie udalo. powodzenia na prawku avsnsmsmshsbs czekam na nowy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam złe przeczucia co do tego wyjazdu...
    Powinna bardziej trzymać dystans do Dave'a,bo może go ponieść.
    Czekam na nn i powodzenia <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  6. Miejmy nadzieje ze miedzy davem a amy nic sie nie wydarzy. Jak on mogl sie z nia nie pozegnac?? Swietny rozdzial, czekam na nastepny♥♥ a i jeszcze,amy powinna trzymac dystans do dave

    OdpowiedzUsuń
  7. aww..mam dziwne przeczucia co do tego wyjazdu, nie zbyt pozytywne.. no nic zobaczy co to będzie..
    cudownie
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Huhuhu... Ale się dzieje :o nie podejrzewałam ze wyjedzie juz w tym rozdziale! I ten pająk na początku xD hahah czekam!
    Lexi

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeden dzień spóźnienia, ale musisz mi wybaczyć:D
    Jeśli chodzi o bloga to bardzo podoba mi się koncepcja i ta historia, którą opowiadasz. Nadajesz fabule sensu i dzięki temu z taką łatwością można ją zaakceptować. Dodatkowo dobrze, że piszesz z perspektywy osób, a nie osoby, bo to ubarwia momenty :)
    Pisz mi o kolejnych rozdziałach,
    TheBiebsSwag1

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥