piątek, 9 maja 2014

~ Rozdział dziewiąty

           Siedziałem z nią na kanapie ponad dwie godziny. Czule głaskałem jej delikatną skórę na plecach i ramionach, samemu się przy tym uspokajając. Moje podniecenie opadło, a na pierwszy plan wysunęła się troska o moją dziewczynę. Stała się dla mnie całym światem. Zmieniła mnie, a jeszcze kiedyś - zresztą całkiem niedawno mówiłem, że żadna inna osoba nie przywróciłaby uczuć w moim życiu. I oto wtedy zjawiła się ona. Piękna, delikatna, wrażliwa i teraz już moja Amanda. Oddałbym za nią życie...
           Z jednej strony to uczucie mnie przytłaczało. Momentami czułem się słaby, bezbronny i bezużyteczny, jakbym był mięczakiem, zaplątanym w sieć uczuć, którymi darzyłem Amy. Natomiast druga strona była piękniejsza i za każdym razem, kiedy o tym myślałem, na moich ustach pojawił się bezwarunkowy uśmiech. Nadawała mi chęci do życia. To uczucie, kiedy trzymałem ją w ramionach nie mogło równać się z niczym innym, nawet z tą cholerną satysfakcją po zabiciu kogokolwiek. Chciałem, aby nasza miłość była tak piękna, jak przed jej zniknięciem i trwała do samego końca.
           Byłem draniem i idiotą, wierząc, że mógłbym zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała, bez jakiejkolwiek opieki i troski. Nie mogłem, ale chciałem i obiecałem to sobie - moja Amy będzie szczęśliwa; szczęśliwa ze mną do końca swoich dni. Będzie miała to, co zapragnie. Dam jej wszystko, byle zapomniała o całym cierpieniu i bólu, jaki musiała znieść przez ostatnie miesiące.
       - Wszystko się ułoży... - szepnąłem jej do ucha, po czym wstałem z nią i delikatnie ułożyłem jej ciało na miękkiej, białej pościeli.
           Wydawała się być taka bezbronna. Tyle przeszła, a nadal drzemał w niej pazur waleczności. Była silniejsza, niżeli mogłoby się to komuś wydawać. Zadziwiała mnie swoją odwagą, mimo tego, że miałam momenty słabości, to i tak brnęła w to dalej. Przykryłem ją pościelą i ucałowałem jej czoło. Tak słodko spała, że nie chciałem opuszczać jej nawet na krok. Jednakże czekała mnie poważna rozmowa z chłopakami. Musieliśmy stworzyć plan, aby zlikwidować otaczające nas zagrożenie i raz na zawsze z tym skończyć. Wiedziałem, że reszta także pragnęła zacząć normalnie żyć w jakiś innych miejscach, daleko od tego syfu.
           Kiedy po raz kolejny upewniłem się, że Amanda głęboko spała, zwlokłem swój tyłek na dół, aby zwołać chłopaków. Zdziwiła mnie cisza panująca w domu, lecz na moment przymknąłem powieki, aby się nią rozkoszować. Zawsze panował tutaj burdel i hałas, a taka zmiana - na pewno chwilowa - była dla mnie przyjemna.
       - Tej, a ty co tak stoisz? - usłyszałem za sobą śmiech Thomasa i od razu wróciłem na ziemię.- Zawołaj wszystkich, bo czas na zabawę. - puściłem mu oczko i usiadłem wygodnie na sofę.
           Thomas nie zaprotestował i zniknął, wbiegając schodami na górę, ponownie zostawiając mnie otulonego beztroską ciszą i tykaniem zegara. Właśnie. Mieliśmy coraz mniej czasu na to, aby zaznać odrobiny szczęścia. Chciałem jak najszybciej odejść, zostawić to za sobą... Ale najpierw musieliśmy wykonać brudną robotę.
           Słyszałem swoje myśli, które chaotycznie krążyły po moim umyśle. Moje nieme krzyki odbijały się echem w dużym, przestronnym salonie. Każdego wieczoru siedzieliśmy tu i piliśmy whiskey, a chwilami zabawialiśmy dziwki z pobliskiego klubu. Nie pieprzyłem ich, bo nie miałem ochoty i sumienia, gdyż moje serce należało do panny Brown. Rozkoszowałem się jedynie ich ciałem, pieszczotami, jakimi mnie obdarowywały i nic poza tym mnie z nimi nie łączyło.
       - Ty, weź zejdź na ziemię! - usłyszałem głos Dave'a, a po chwili poczułem zimną dłoń chłopaka na swoim policzku.
           Uderzył mnie, przez co przeszedł po mnie zimny dreszcz. Nawet nie zorientowałem się, że miałem zamknięte oczy i podpierałem głowę złączonymi dłońmi, rozpamiętując co, co działo się kilkanaście dni temu...
       - Sorry... - jęknąłem i poprawiłem się na kanapie.
       - Odbiło ci, czy co? - Dave zmarszczył brwi i rzucił teczkę z papierami na stół. - Mamy robotę do zrobienia, a ty rozmarzasz się jak jakaś cipa, wróć na ziemie, Parker. - mruknął i gdy wszyscy zebrali się w salonie, jako pierwszy głos zabrałem ja.
       - Więc pierwsza sprawa - naszym priorytetem jest Nevil i mam w dupie wasze uprzedzenia, czy obawy. Chcę się pozbyć tego skurwiela.- przejechałem dłonią po włosach, kiedy Dave rzucił mi ostre spojrzenie.
       - No tak, przecież wszystko zależy od ciebie. McCann skrzywdził ciebie i Amandę więc - pstryknął palcami wwiercając we mnie swój wzrok - pozbywamy się go. Nevil poruszył kij w dupie, który masz od jakiegoś czasu - ponowił czynność-  pozbywamy się go, wszystko dla pana, panie Parker.- uśmiechnął się sztucznie, przez co już adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach o wiele szybciej, niżeli to było konieczne.. Od powrotu Amandy, ten gnojek ciągle mi dopieprzał i miał na to świetny sposób. Wykorzystywał fakt, ze dla niej chciałem z tym skończyć, ale najbardziej bolało go to, ze wolała mnie, nie jego.
       - Hej, hej! - Jason wstał i obszedł swój fotel, po czym spojrzał najpierw na mnie, a potem na Dave'a. - Co w was wstąpiło? Jak wy się zachowujecie? - uniósł jedną brew - Skończyliśmy z McCannem, bo nam kurwa przeszkadzał. - wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się cień zdenerwowania - A Nevila pozbędziemy się dla Amandy, bo to, jak ją potraktował wkurwia mnie samego. - zacisnął dłonie na fotelu i pokierował wzrok na Dave'a - Stul pysk i lepiej słuchaj, a nie prawisz pierdolone monologi na temat życia Justina. - warknął, nic więcej już nie dodając.
           Podziękowałem mu spojrzeniem, ujmując teczkę. Wyjąłem z niej zdjęcie Nevila i jego sześciu wspólników, którzy z nim mieszkali. Ogarnęło mnie obrzydzenie, kiedy dostrzegłem, że Amanda musiała przed nimi paradować nago.
       - Musimy zniszczyć go jak najszybciej... I już nie chodzi o spektakularny wybuch cieszący oko... - warknąłem, rozkładając mapę na dużym stole -  Zniszczymy go w jego własnym mieszkaniu. - westchnąłem i położyłem palec w odpowiednim miejscu.
           Zapadła krótka cisza, po której do moich uszu dotarł głos Thomasa z pytaniem, jak ma to wyglądać. Uśmiechnąłem się sam do siebie.- Justin, nie możemy tam tak.. po prostu wejść.- dodał i rzucił mi wyzywające spojrzenie.
       - No jasne że nie, dlatego przygotowałem pewien plan. - oblizałem usta i wyjąłem spod teczki czystą kartkę papieru.
           Zacząłem rysować schematy jego działki, potem ogrodzenia. Mój plan był dość odważny, ale skoro to miała być nasza ostatnia akcja - mogliśmy sobie na to pozwolić. - Ja, Thomas i Jason zakradniemy się w nocy by rozstawić wokół jego ogrodzenia  butle z benzyną, coś jak .. - podrapałem się po karku, mierząc kumpli wzrokiem - coś jak wtedy, gdy wysadzaliśmy farmę McCanna. - przełknąłem ślinę i powróciłem na kartkę papieru - Dave w między czasie zamontuje na podjeździe mini bombę, która będzie ustawiona na dziesięć minut. - ponownie oblizałem usta, które zaschły mi z wrażenia - Równo o północy wszyscy znajdziemy się w jego ogrodzie i sprowokujemy jego ludzi jak i jego samego małymi pokazami pirotechnicznymi. Na pewno nie będzie chciał samemu sprawdzić co dzieje się na tyłach jego domu,  więc porozumiałem się z Butchers i pomogą nam go zlikwidować. - wyjąłem telefon i odszukałem sms'a od ich przywódcy - Bruce jest chętny do współpracy, więc gdy jego wspólnicy wyjdą, wy i członkowie jego gangu ich rozwalicie. - położyłem telefon na środek stołu i kontynuowałem dalej - Petardy i fajerwerki ich ogłuszą i oślepią, co da nam przewagę, bo w tym czasie będziemy mogli ich zastrzelić. Nevila natomiast macie zostawić. - syknąłem i zacisnąłem pięść na blacie - sam się z nim rozprawię.
           Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy analizowali moje słowa w swoich myślach. Sam się dziwiłem, że tak bardzo pochłonęło ich rozpracowanie mojego planu. Sądziłem, że nie był zbytnio skomplikowany i nadawał się do zrealizowania i wyjścia z tego gówna bez szwanku.
       - Ok, jest dobry, tylko po co ta mini bomba, huh? - Jason gładził palcami swoją brodę, stojąc opartym o fotel Thomasa.
       - Cóż, no po wszystkim wysadzimy ich w powietrze, a wraz z wybuchem bomby, wybuchną także beczki z benzyną, także ślad po jakimkolwiek człowieku zaginie. - usiadłem zrezygnowany na kanapie - Mam nadzieję, że plan wam pasuje, bo nic innego nie byłem w stanie wymyślić przez tak krótki okres czasu. - przejechałem dłonią po włosach i zacisnąłem końcówki w palcach tak, mocno, że musiałam zagryźć dolną wargę zębami, by nie jęknąć.
           Wszyscy skinęli głowami, jednakże w twarzy Honie'ego było coś, co go niepokoiło. Rzuciłem w niego poduszką i zapytałem, dlaczego miał taką kwaśną minę, jakby dzisiaj rano czegoś nie robił.
       - Cóż, wszystko jest ładnie pięknie, ale gdzie w tym wszystkim jest Amanda? - uniósł brew w zaskoczeniu - Chcesz mi powiedzieć, że ma zostać tutaj sama, bez żadnej opieki i nadzoru? - oblizał usta - A co jeśli, któryś z jego idiotów tu się dostanie i ją po prostu zabierze? - wstał, podchodząc do regału, na którym jak wcześniej zauważyłem, leżały bronie.- Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że będzie sama w stanie się obronić? Ta mała, biedna kruszynka z jakimś mięśniakiem sam na sam? - parsknął śmiechem, biorąc do ręki najlepszą broń - Nie zgadzam się.
           Cóż, niestety, ale on miał rację. Nie umiejscowiłem w tym wszystkim swojej dziewczyny. Ale co miałem z nią zrobić? Przecież ona nie mogła wziąć udziału w akcji, bo było zbyt duże ryzyko, że ona sama mogłaby zginąć i odejść ode mnie na całą wieczność. - Nie pomyślałem o tym... - przejechałem paznokciami po karku - Co proponujesz? W ogóle ma ktoś pomysł, co zrobić, by była bezpieczna na tę noc? - spojrzałem na Jasona, który zawsze pomagał mi w układaniu strategii.
       - Może po prostu niech stąd wyjedzie? - rozłożył beznamiętnie swoje ramiona - Któryś z nas przed akcją może ją zawieść do... - wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał - na przykład do jakiegoś domku nad jeziorem, z daleka od całego zamieszania, broni i gangów. Poradzi sobie. - prychnął i odszedł do kuchni - Swoją drogą, to może któryś z nas tam zostać, jeżeli da ci to poczucie pewności siebie przy wykańczaniu Nevila. - krzyknął, a mnie w tym momencie zrobiło się źle i moim ciałem zawładnął ogień.
           Amanda miała znajdować się w objęciach innego mężczyzny? Nie! Przecież obiecałem jej, że już nikt nie skrzywdziłby mojej dziewczyny. Obiecałem samemu sobie, że tylko ja mógłbym ogrzać jej wycieńczone ciało swoim i dać jej poczucie bezpieczeństwa. Teraz miałem to tak po prostu... odrzucić?
       - Nie patrz tak... - warknąłem, a moja warga zaczęła drgać na widok błysku w oku Dave'a. - Zapomnij. - dodałem i wstałem, podchodząc do barku, pragnąc wlać w siebie odrobinę alkoholu.
       - Ale to jest naprawdę dobry pomysł. Amanda ze mną będzie naprawdę bezpieczna i ty dobrze o tym wiesz. - syknął, odkładając broń - poza tym, to ja ją uratowałem, bo gdyby nie moja interwencja, już dawno pływałaby martwa w rzece. - odszedł i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
           Wlałem do kryształowej szklanki alkohol i duszkiem go wypiłem. Byłem wściekły na samą myśl, że Amy mogłaby znowu znajdować się w objęciach Dave'a podczas mojej nieobecności. To mnie najbardziej przytłaczało. Nie sama akcja, możliwość utraty życia, ale  możliwość ponownego utracenia miłości mojej ukochanej.

Amy's POV

           Spałam jak zabita. Nie czułam bólu psychicznego, jak i fizycznego. Otaczało mnie ciepło Justina i jego miłości. Przez tyle miesięcy pragnęłam ponownie poczuć go obok. Zanurzyć się w jego uczuciach do mnie i chwilowo przestać istnieć, by po chwili wzbić się ku wyżynom i wymaganiom, jakie stawiało przede mną życie. Wiedziałam, że z nim będę mogła nawet przenosić góry i walczyć do samego końca, bo był dla mnie niczym pióro dla pisarza, benzyna dla samochodu, a nawet jak serce dla człowieka. On był moim sercem i to wiedziałam od samego początku. 
       - Justin? - zapytałam sennie, przecierając powieki palcami. 
           Nie usłyszałam jego głosu, więc rozszerzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju i faktycznie go tutaj nie było. Oblizałam usta i pierwsze co zrobiłam to wstałam i spojrzałam na swoje ciało. Byłam w samych majtkach. Moje piersi były posiniaczone i trochę mnie bolały, ale był to ból do zniesienia. Przełknęłam ślinę, na widok swojej rany na brzuchu i plastra oraz bandażu na nim. 
           Wyciągnęłam z szuflady jego bluzkę oraz spodnie dresowe. Wszystko było mi rzecz jasna za duże, ale było mi wygodnie. Poprawiłam włosy, związując je w koński ogon, po czym postanowiłam zejść na dół. Tęskniłam za jego widokiem, ale bałam się też zostawania samej. Może i byłam już dość dużą dziewczynką na przebywanie w samotności, ale przeszłość nie dawała mi odrobiny wytchnienia i za każdym razem, gdy choć na moment się uspokajałam, dostawałam skurczy ze strachu. To było okropnym uczuciem. 
           Będąc u szczytu schodów, dostrzegłam światła w salonie, kuchni i jeszcze innym pokoju na dole. Korytarz był ciemny, więc dlatego światła tak wyraźnie się odznaczały z poszczególnych pomieszczeń. Ostrożnie zeszłam na dół, a gdy po lewej stronie ujrzałam Jasona z Thomasem, odetchnęłam z ulgą. 
      - Cześć, co robicie? - weszłam do pokoju, dłonie zaciskając przed sobą na wysokości klatki piersiowej, czując niepożądane skrępowanie. 
      - Cześć mała. Właśnie zamawiamy potrzebny sprzęt do akcji. - Thom mruknął, nawet na mnie nie patrząc, będąc pochłoniętym przez wypełnianie jakiejś tabelki, Jason z kolei szukał czegoś na tablecie sporych rozmiarów.
           Nagle na swoich biodrach poczułam czyjeś dłonie. Rozpoznałam je i przymknęłam oczy, głowę opierając na torsie Justina. Kąciki moich ust uniosły się w uśmiechu. Poczułam, jak ciężar z moich pleców spadł, a na jego miejscu pojawiły się beztroskie myśli dotyczące jego osoby.
      - Już wstałaś, księżniczko? - zapytał melodyjnym głosem, składając mokre pocałunki na mojej szyi z lewej strony.
           Odchyliłam głowę lekko w prawą stronę, dając mu lepszy dostęp do swojego karku. Jednocześnie wsunął dłonie pod moją, to znaczy jego koszulkę na moim ciele, zaczynając opuszkami palców drażnić mój brzuch. Pogłębiłam uśmiech i lekko napięłam mięśnie, czując jak bardzo wypełniał mnie swoim dotykiem.
      - Obudziłam się, bo ciebie nie było obok. I tak.. - rozchyliłam usta szerzej - wyspałam się, bo prawie cały czas śniłam o moim księciu.. - otworzyłam oczy, a on w jednej chwili mnie odwrócił ku sobie i bez żadnego ostrzeżenia mocno pocałował, wlewając w pocałunek tak dużo ... miłości, tęsknoty i wątpliwości.
      - Och, darujcie już sobie... - do mieszkania wszedł Dave, a my się od siebie oderwaliśmy.
           Czułam jak Justinowi zaczęło przyśpieszać się tętno i jak nerwy w nim buzowały. Ale co miałam zrobić? Przestać po prostu odzywać się do Dave'a? Przecież mnie uratował, skoczyłabym, gdyby nie on... Ciężko westchnęłam i spojrzałam na swojego przyjaciela, bo taką osobą właśnie dla mnie był od zawsze.
      - Cześć Dave. Chciałam ci podziękować. - zagryzłam wewnętrzną część policzka - Gdybyś mnie nie uratował... nie byłabym tutaj teraz. I jestem ci za to wdzięczna. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a on ją po chwili uścisnął i przyciągnął mnie do siebie, składając miły i czuły pocałunek na moim policzku.
      - Drobiazg, Amy. - uśmiechnął się i mnie puścił, wchodząc do kuchni.
           Gdy siedziałam z Justinem w salonie, na jego kolanach, a Jason i Thomas nadal pracowali nad czymś, o czym jeszcze nie miałam pojęcia, Dave zaszczycił nas swoją obecnością i usiadł przy stole. Również zaczął coś wypełniać, tylko Justin nie robił nic, zajmując się jedynie moimi włosami, które owijał sobie wokół palca i miaro oddychał. Mając przyłożone ucho do jego klatki piersiowej, czułam jak powolnie, miarowo biło jego serce. To było cudowne.
      - Justin, podjąłeś już decyzje? - zapytał Jason i na nas spojrzał, przez co czynność mojego chłopaka się zatrzymała, a on sam gwałtownie wciągnął powietrze do płuc i zsunął mnie z kolan, sadzając tuż obok siebie.
      - Amy, mam pytanie i jednocześnie prośbę. - ujął moją dłoń w swoją i zaczął kciukiem gładzić moje knykcie.
           Spojrzałam w jego oczy z lekkim przerażeniem i uniosłam pytająco brew, nie mogąc zdać się na wypowiedzenie chociaż głupiego "słucham" albo "tak". Bałam się, że może będzie kazał mi odejść...
      - Za cztery dni zamierzamy skończyć nie tylko z Nevilem i jego ludźmi, ale także i z naszym dotychczasowym życiem. - mówił bardzo powoli, spokojnie, wiedziałam, że dużo to go kosztowało - to było widać po grymasie na jego twarzy - Nie będziesz tu bezpieczna, dlatego musiałem podjąć w tym kierunku radykalne działania. - spojrzał w głąb moich oczu - Wyjedziesz na kilka dni razem z Dave'em do jakiegoś domku nad jeziorem. - zacisnął moją dłoń, a mnie w tym czasie odpłynęła krew z twarzy - Nie mamy innego wyjścia, a tak... sprawisz że i ja będę spokojniejszy i czym szybciej się z tym uporamy...tym szybciej będziemy razem na zawsze. - mruknął i ujął swoją dłonią mój policzek.
           Jego palce były tak gorące, że niemal paliły moją wrażliwą skórę. Wbrew temu, że nie chciałam odchodzić od Justina, chociażby tylko po to, by oni mogli zamknąć to gówno, to tak naprawdę to rozwiązanie wydawało się najbardziej korzystne i dla mnie, no i dla nich. Nie mieliby mnie na karku, co dałoby im swobodę w wykonywaniu czynności.
      - Dobrze, wyjadę z Dave'em, ale pod warunkiem, ze zaraz po tej całej akcji i załatwieniu tego wszystkiego przyjedziesz do mnie i już nie będziemy musieli walczyć o swoje bezpieczeństwo, rozumiesz? - pragnęłam przelać cała swoją odwagę na niego, chciałam mu pokazać, że mógł mi zaufać i że podczas pobytu z jego przyjacielem, do niczego by nie doszło. Nie potrafiłabym zdradzić Justina, nie dobrowolnie.
           Mój chłopak już nic więcej nie powiedział. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, z którym miałam wyjechać. Uśmiechnął się mnie przyjaźnie i ponownie skupił się na czymś, co robił od ponad dwudziestu minut. Justin ponownie wsunął mnie sobie na kolana, mocno przytulając. Był bardzo zdenerwowany, dlatego chciałam mu jakoś poprawić humor.
      - Masz ochotę na wspólny prysznic? - szepnęłam mu na ucho, po czym spojrzałam na niego z cwanym uśmieszkiem.
           Jego samopoczucie diametralnie się zmieniło. Poczułam rozluźnienie uścisku, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Znowu wyglądał, jakby miał siedemnaście lat. Był tak pięknym, młodym człowiekiem, gdy się uśmiechał, że miałam ochotę oglądać ten widok całe życie.
      - Z tobą zawsze, moje słoneczko. - musnął wargami moje czoło, a potem bez uprzedzenia wstał razem ze mną i pokierował się ku schodom.
           Objęłam go wokół szyi, a gdy wchodziliśmy po schodach, zadzwonił jego telefon. Zmuszony był mnie postawić na ziemi i wyjąć dzwoniące urządzenie z kieszeni. - Idź, zaraz do ciebie przyjdę. - dodał rozdrażniony i ponownie zszedł na dół, wcześniej popychając mnie, abym weszła na górę. Obejrzałam się za nim i usłyszałam coś, co mnie przeraziło...
      - Jak to możliwe, że jesteś w ciąży!? - wrzasnął, znikając w salonie.

 _______________________________________                    
Kochani. 
Na samym wstępie pragnę podziękować Elise za to, co zrobiła. Niespodzianka, jaką dla mnie przygotowała była fenomenalna. Elise jest moją przyjaciółką w realnym życiu. Znam ją ok. 3 lat i jeszcze nigdy, nikt nie dałby aż tylu powodów do uśmiechu, Co Angela. To jej prawdziwe imię. 
Kocham ją i to się nigdy nie zmieni. :) Elise, moja Mała, Dziękuję. 

Druga sprawa to tak jak Elise wspominała, nagrodzę jeden komentarz. Jest to bardzo trudne, bo KAŻDY kto coś napisał, dał mi niesamowitą siłę i chęci do pisania dalszych rozdziałów. Nie chciałam wybierać jednego, ale takie były zasady... 

Chciałabym nagrodzić dziewczynę, która podpisała się ask'iem - @theonewholoveslife
Skontaktuję się z nią tuż po dodaniu rozdziału.
Jeszcze raz Wam wszystkim dziękuję za bycie ze mną. Jest to dla mnie spełnienie marzeń. Naprawdę. 


CZYTASZ? :) = KOMENTUJESZ!

14 komentarzy:

  1. O kurwa! :O
    fkjgsdf nie wiem od czego zacząć bo ten rozdział jest dlvfhnsljn :D
    Nareszcie pozbędą się tego sukinsyna! Nie mogę się doczekać! Mam nadzieję, że będzie cierpiał i to bardzo :P

    W ogóle co to za pomysł żeby Amy wyjechała z Dave'm? :P What?! No no to może być ciekawe chociaż mam nadzieję, że Dave będzie grzecznym chłopcem :P

    Końcówka taka awww...a ten moment z prysznicem mnie rozwalił. W ogóle śmieję się sama do siebie, chyba mam coś nie tak z psychiką serio hahahaha :D

    I na koniec...KTO KURWA JEST W CIĄŻY?! :O
    Mam nadzieję, że nie jakaś wywłoka z którą się przespał Justin :P

    Kurde...nie mogę się doczekać następnego uh uh uh :D
    Ale cieszę się, że jesteś zmobilizowana! :D

    Kocham ♥
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  2. Boje sie troche tego ze napisałaś ze nie zdradzilaby sama z siebie justina...oby dave nic nie wykabinowal bo chyba justin by go zabił. Mam nadzieje ze justin nie zrobił jakiejś suce dziecka hahahahha jezu co to by było xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesu qusbsjs cuudooo ! Boże chce juz następny ! Kurwa kto w ciąży? :ooo

    OdpowiedzUsuń
  4. Drama time...
    Niech go zabiją ;d
    Dave coś odjebie,czuje to ;x
    Kto jest w ciąży? ;o
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg! Kto jest w ciąży?!?! Chciałabym żeby Justin i Amanda byli szczęśliwą parą. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale kto jest w ciąży!!!!???? Przeciez justin mówił ze z nikim sie nie pieprzył! Oni musza byc szczesliwa para,
    Czekam na nastepny<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierzę w to ostatnie zdanie, no nie wierze! I co teraz? Znowu Amy ma powód by pożegnać się z tym światem. Serio, musiałaś? Czy ten spokój nie mógł trwać troszecske dłużej? ;) Jak zwykle cudowne ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. o cholera.. ta końcówka, ostatnie zdanie !? co to ma być o.o..szook..
    ale rozdział i tak mi się bardzo podoba;*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja piernicze nie wierze ten blog mnie tak wciągnął że wszystko przeczytałam w nie cały weekend? Jesteś świetna ta historia mnie tak zafascynowała nie raz się popłakałam jak to czytałam ale również się uśmiechałam na to że Justin może być taki opiekuńczy względem Amy, tyle emocji w tym wszystkim, mega się cieszę że tu trafiłam serio jesteś cudowna. Mam ogromną nadzieję i wierze w to że wszystko się już ułoży, że wykończą tego Nevila i będą mogli żyć szczęśliwie, kurcze tak bardzo na to zasługują. Ale tak ci powiem że ta końcówka mnie bardzo zaskoczyła, w ciąży, jak, kto?! Ugh jakieś nie porozumienie albo dzwoniła ta dziewczyna Davea? No nie wiem, zobaczymy. Do następnego kochana, życzę ci bardzo dużo weny! much love xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, jestes swietna!!!!! Przeczytalam to wszystko przez chyba jeden dzień, bo tak sie wciagnelam! Piszesz świetnie, az chce sie czytac! Czekam na nastepny♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  11. kto jest w tej ciąży ?! :o rozdzial niesamowity, trzymasz nas w niepewnosci eeh! sam pomysl na ten prysznic razem jest hot hahahah :D +18 ! mam nadzieje tylko ze Dave nic nie bedzie kombinowal. do nastepnego pisz jak najkszybciej kochana!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥