piątek, 6 czerwca 2014

~ Rozdział dwunasty

Justin's POV

            Minęły cztery godziny, odkąd Dave zabrał moją Amandę z dala od tego gówna. Nevil był zbyt niebezpieczny, dlatego nie mogłem narazić jej na takie niebezpieczeństwo. Po rozmowie z Jasonem, przyznałem mu rację. Cholernie źle postąpiłem, tak traktując swoją dziewczynę. Przecież to nie była jej wina, a mimo to moja reakcja była właśnie taka. Jakbym całe zło w swoim życiu zawdzięczał właśnie Amy. Długo głowiłem się, czy nie wsiąść do auta i do niej pojechać, ale nie mogłem sobie na to pozwolić, bo wtedy wszystko poszłoby w cholerę.
            Zbliżała się szesnasta i mieliśmy tylko cztery godziny, aby przygotować potrzebne materiały do jutrzejszego planu nocnego, w którym Jack i jego banda w końcu odeszliby w zapomnienie.
      - Dave dzwoni. - powiedział Jason, rzucając mi telefon na kolana.
            Mocno ścisnąłem urządzenie i przyłożyłem do ucha, a wtedy mój kumpel zaczął mówić. - Jesteśmy na miejscu. Amy zasnęła w samochodzie, ale przeniosłem ją do łóżka. - Chciałem coś odpowiedzieć, ale chłopak zaczął dodawać kolejne słowa. - Justin, jesteś cholernym dupkiem, bo ta dziewczyna ciągle coś przechodzi, a ty non stop ją dobijasz. Całą drogę płakała, nie reagując w ogóle na moje słowa. - parsknął, a ja słyszałem, że się przemieszczał, prawdopodobnie wychodząc na dwór
      - A ty mógłbyś już przestać mnie pouczać. - warknąłem i wstałem, aby pozostali nie słyszeli mojej rozmowy - Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiedziesz. - westchnąłem dość ciężko i wyszedłem na taras, wciągając po chwili świeże powietrze do swoich płuc - Amanda jest moją kobietą, a jeżeli włos spadnie z jej głowy... - zacisnąłem palcami swoje powieki, bo do końca nie potrafiłem znieść myśli, że przebywała teraz z moim kumplem zamiast ze mną, który na dodatek żywił do niej miłość - Traktuj ją jak siostrę, nie jak dziewczynę. Ona tego właśnie potrzebuje, brata. - mówiłem nieco spokojniej, będąc naprawdę zdesperowanym człowiekiem w tym właśnie momencie.
            Pamiętałem, że Amy przez pewien czas była bardzo związana z Dave'em, dlatego bałem się, że te uczucia mogłyby wrócić. Ufałem Amandzie bardziej niż komukolwiek, ale nie jemu.. Dave był taki jak ja, walczył do końca i podążał nawet najtrudniejszą ścieżką, byleby na końcu zdobyć to, czego pożądał i chciał. Doskonale wiedziałem, że czuł coś do mojej dziewczyny. Widziałem w jego oczach to, co każdego ranka dostrzegałem w lustrze w swoich oczach, kiedy myślałem o tej pięknej brunetce - miłość.
      - Justin, przestań mnie pouczać. - powtórzył moje słowa, przez co zdenerwował mnie jeszcze bardziej.- Wiesz... Amanda się chyba obudziła. Do usłyszenia. - rozłączył się, a ja wrzasnąłem z frustracji.
            Byłem kłębkiem nerwów. Bałem się, że tak po prostu mógłby mi ją odebrać. Tym wyjazdem dałem mu duże pole do popisu. Natarczywe myśli nie były w stanie mnie opuścić. Czułem się jak ostatni dupek.
      - On wie co robi. - za swoimi plecami usłyszałem kroki i głos Thomasa - To że ją faktycznie kocha, nie oznacza zaraz, że ci ją zabierze, jesteście kumplami no nie? - poklepał mnie po plecach i stanął obok mnie, również opierając się o metalową balustradę.
            Przełknąłem ślinę i patrząc się w odległy punkt, mruknąłem. - Dopiero ją odzyskałem, a teraz znowu jest, kurwa, z dala ode mnie. W dodatku z Dave'em. - zacisnąłem dłonie na rurce tak, że poczułem na niej swoje kropelki potu.
            Gwałtownie się odepchnąłem i odwróciłem, wchodząc z powrotem do mieszkania. Omijając Jasona wszedłem na górę, a gdy przekroczyłem próg pokoju, poczułem zapach ubiegłej nocy. W powietrzu unosił się aromat naszego seksu. Oblizałem nerwowo wargę i usiadłem na brzegu łóżka, ujmując w rękę jedną z trzech poduszek. Ścisnąłem ją, dając upust emocjom.
            To było już nie do zniesienia. Ciągłe ucieczki, walki, bójki. Czy normalne życie było mi na tyle odległe, bym nie mógł go złapać? Mój świat był jak bańka mydlana. Ile jeszcze musiałem ich przebić, aby wyjść na prostą drogę? By nie musieć martwić się o to, czy ktoś zabiłby mi dziewczynę, albo któregoś z kumpli. Dlaczego to wymagało ode mnie aż tak dużych poświęceń jak Amanda?
            Musiałem udowodnić samemu sobie, jak i pozostałym, że zasługiwałem na szczęśliwe życie z tą dziewczyną. Wstałem, odkładając poduszkę na pościel, po czym podszedłem do swojego biurka i wyciągnąłem stary notes. To był ten notes, w którym opisywałem swoje wszystkie uczucia, zaraz po zniknięciu Amy. Znajdowały się w nim moje wszystkie odczucia: żal, nienawiść do samego siebie, rozpacz i cholerna tęsknota, która ponownie zaczęła mi się udzielać. Dlatego go otworzyłem i poszukałem czegoś do pisania.
            Napisałem to wszystko, co zalegało mi na sercu. Świadomość, że ona miała mój łańcuszek dawała mi w pewnym stopniu poczucie bezpieczeństwa. Ufałem jej i wiedziałem, że jej miłość do mnie także była bardzo silna...
            Po niecałej godzinie zszedłem na dół razem z pamiętnikiem, który owinąłem białą wstążką. Odszukałem wzrokiem Jasona i czekałem, aż na mnie spojrzał. Skinąłem głową, aby wyszedł ze mną przed dom. Uczynił to, a już po kilku minutach stałem z nim na tarasie, czując zimny wiatr, otulający moje ciało.
      - Chciałbym cię prosić, abyś przekazał to Amandzie, gdybym poległ. - Podałem mu przedmiot, który skrywał całego mnie i spojrzałem na niego.
      - Justin, daj spokój. Nie polegniesz, rozumiesz? - Kumpel ujął dłonią moje ramię i lekko mną potrząsnął - Justin, wyjdziemy z tego cało, przecież zawsze wychodzimy... Poza tym.. - wciągnął powietrze do płuc i spojrzał w niebo - Twoja matka czuwa nad tobą i dobrze wiesz, że nie pozwoli ci zginąć... - mruknął, a mną zawładnęła kruchość.
            Moja matka była tam, u góry i czuwała nade mną. Bardzo czułem jej opiekę i opatrzność, podczas większych, jak i tych mniejszych akcji. Mimo, że jej tu nie było, ona istniała. Nie tyle, co w sercu, ale i życiu. Zawsze była obok mnie. Tuż za mną. Nieważne jaką przybierała pozycję, ale udawało się jej mnie obronić.
      - Tak, masz rację. - Przymknąłem powieki i na kilka minut odpłynąłem.
            Jason nadal stał obok, gdyż czułem jego dłoń na swoich plecach. Darzył mnie braterską miłością, jak rodzony brat. Byłem mu za to wdzięczny.
      - Ale to i tak nie ma znaczenia, bo chcę, aby ona to miała. - Ponownie podałem mu notes - To dla mnie ważne. - Zagryzłem wewnętrzną część policzka, czując, jak moje oczy wypełniały się łzami.
            Mój przyjaciel tym razem mi uległ. Odebrał ode mnie podarunek dla panny Brown, a następnie objął ramieniem, a ja go do siebie przytuliłem. Jason był dla mnie kimś więcej, niżeli przyjacielem. Był bratem i kiedyś tylko jego miałem. Nie znałem żadnych innych ludzi, tylko jego.
      - Dzięki... - mimo, że się powstrzymywałem, to i tak uroniłem kilka łez.
            Poklepał mnie kojąco po plecach i powiedział kilka słów otuchy. Zaśmiałem się, gdy wspomniał o tym, że jeżeli coś robiliśmy , to zawsze razem. I jeżeli teraz mieliśmy mieć akcję i gdybym był w opałach, to by mi pomógł bez wahania.
             
Amy's POV 

            Obudziłam się na miękkiej, brązowej pościeli, a wokół mnie nie było ani jednej, żywej duszy. Usiadłam na brzegu łóżka, przetarłam zmęczone on płaczu oczy i dostrzegłam, że dotarliśmy już na miejsce i Dave prawdopodobnie położył mnie spać. Odszukałam wzrokiem zegarek, który wskazywał, że za niedługo Justin obmawiałby plan z jakimś innym gangiem, który miał mu pomóc.
            Przez całą drogę nie potrafiłam opanować pustki w sercu. Nawet się ze mną nie pożegnał, nie pocałował i nie pokazał, że wszystko byłoby dobrze. Martwiłam się i to cholernie, bo Justin będąc Shadow, był mi tak bardzo odległy... Był zdolny zniszczyć Jack'a, ale kosztem tego mogło być jego życie. Gdy ostatni raz było mi dane spojrzeć na jego twarz, dostrzegałam w niej ból i strach. Ale nie mogłam nic zrobić...
      - Już wstałaś? - Usłyszałam głos Dave'a, a potem ujrzałam jego, wychodzącego z jakiegoś innego pomieszczenia.
            Skinęłam głową i wstałam, po czym odgarnęłam włosy za ucho i podeszłam do okna. Byliśmy nad jeziorem, gdzieś w lesie. Było cicho, spokojnie. Może i tego właśnie potrzebowałam, ale strach zrobił się jeszcze większy, bo z każą kolejną minutą napięcie było coraz gorsze do zniesienia.
      - Amy, słońce. Chodź. Pokażę ci coś.- Honi ujął mój nadgarstek i bez mojej zgody pociągnął lekko, więc za nim poszłam.
            Przeszliśmy przez mały salonik, a potem weszliśmy po schodach na górę. Przystanęliśmy przy drzwiach od ostatniego pokoju, ale nim tam weszliśmy, przykrył moje oczy swoją ręką. Usłyszałam, jak przekręcił klamkę i drzwi ze skrzypnięciem się otworzyły. Drugą dłoń położył na moich biodrach i popchnął, bym postawiła kilka kroków do przodu. Prowadził mnie i nadal nie kazał otwierać oczy, nawet nie zdjął z nich ręki.
      - Jeszcze moment... - Jego głos był taki tajemniczy i zarazem radosny, że naprawdę nie wiedziałam, co takiego dla mnie przygotował.
            Nagle poczułam zimny wiatr we włosach, a moja skóra się gwałtownie najeżyła. Kazał mi przejść przez próg, mieć nadal zamknięte oczy, a nim się spostrzegłam, położył moje obie dłonie na zimnej, metalowej rurce. Stanął za mną i poczułam jego ciało przylegające do mojego. Objął mnie w talii i szepnięciem oznajmił, abym otworzyła swoje oczy.
            Uniosłam powieki, a przede mną rozciągało się sporych rozmiarów jezioro, przypominające bardziej morze. Niebo było zachmurzone i złudnie stykało się z wodą. Zielone drzewa kołysały się to na prawo, to na lewo, nieustannie wydając z siebie miły dla uszu szelest. Nad brzegiem pływały kaczki, a w powietrzu unosiły się mewy. Wciągnęłam głośno świeże powietrze, mocniej zaciskając dłonie na barierce. Dave zrobił dokładnie to samo, mocniej obejmując mnie w talii. Zaśmiał się i pocałował mój policzek z zapytaniem, czy mi się podobało.
      - Tak, ale... - oblizałam usta, czując w pewnym stopniu ból - wolałabym, aby Justin też tu był... - odwróciłam się i położyłam swoją głowę na jego torsie, tonąc w jego objęciu.
            Zaczął mnie pocieszać, że już niedługo wszystko by się zmieniło. Zaczęlibyśmy wszyscy nowe życie gdzieś daleko stąd. Jego głos był kojący i dawał mi jakąś wiarę na to, że faktycznie to wszystko samo mogłoby się dobrze ułożyć.
      - Chodź, zrobię coś do jedzenia. Nie uwierzę w to, że nie jesteś głodna. - Zaśmiał się i popchnął mnie do drzwi.
            Tak, byłam głodna. Gdy robił naleśniki, tak bardzo niecierpliwiłam się, aby je zjeść... Cieszył go ten widok, bo rzadko kiedy bywałam aż tak głodna. Podał mi w pewnej chwili na talerzu kilka porcji i życzył smacznego, samemu zajadając się tym smakołykiem.
      - Co to jest? - zapytał, ujmując dłonią mój łańcuszek
            Przełknęłam kęs, po czym sama na niego spojrzałam, a on go puścił. Przejechałam po nim palcem wskazującym ciesząc się, że mógł mi go dać przed tą całą aferą.
      - Prezent od Justina. - Mruknęłam i puściłam kluczyk, który był zawieszony na łańcuszku, a Dave intensywnie wpatrywał się w moją twarz, następnie przesunął wzrok na wisiorek.
      - To jest banalne...- Prychnął po chwili namysłu i bez dalszego wyjaśnienia, zaczął zajadać się naleśnikami.
            Nie zareagowałam na jego zaczepkę, bo nie chciałam się z nim kłócić. Miałam spędzić z nim w tym miejscu Bóg wie, ile czasu, więc nie zamierzałam znosić jego niezadowolenia z powodu mojego związku z jego przyjacielem, z którym od dłuższego czasu kłócił się z mojego powodu.
            Zjadłam tylko połowę tego, co mi dał. Jedzenie było bardzo dobre, ale straciłam apetyt, przez jego humorki. Ujrzałam za nim, w szafce za szkłem butelkę z alkoholem. Dokładnie taką samą, jaką miał Justin. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta, po czym wstałam i ją wyjęłam. " Mal Diva Whiskey " Taki widniał napis na butelce. Rocznik 86... Uniosłam brwi z zaskoczenia i wyjęłam szklankę oraz korkociąg, aby otworzyć butelkę. Poczułam rękę chłopaka na swoim ramieniu i odwróciłam głowę.
      - To nie jest dobry pomysł. - Wyjął mi ją z ręki, po czym odstawił na miejsce i zamknął drzwiczki od szklanej szafki.
            Wszystko w moim wnętrzu zaczęło drżeć z gniewu. Co on sobie myślał? Najpierw miał widzimisię o mój związek z Justinem, a potem matkował  mi, kiedy ja byłam już dużą dziewczynką i potrafiłam decydować sama o sobie, chcąc jedynie trochę się napić.
      - Nie potrzebuję niańki. - Z głośnym hukiem, odstawiłam szklankę.
            Dave wpatrywał się we mnie z zaciśniętą szczęką. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo starał się mnie kontrolować.
      - Zachowujesz się w tej chwili, jakbyś był moim młodszym, a nie starszym bratem, wiesz? - Warknęłam i parsknęłam - Robisz dobrą minę do złej gry. Tak samo jak dziecko, gdy zabierze się jego zabawkę. Tupie, płacze - rozłożyłam ręce - ale matka i tak mu nie odda, bo chciałaby, aby miał karę. - ciężko westchnęłam i niechcący zahaczyłam dłonią szklankę, która się przewróciła i sturlała się po wyspie kuchennej na ziemię, po czym słyszalne było jej rozbicie - Nie potrzebuję stałej kontroli. Nie miałam jej przez ostatnie miesiące i popatrz... - wskazałam na siebie, sztucznie się uśmiechając - żyję i mam się dobrze. - przełknęłam ślinę i oblizałam usta, bo nagle zrobiły się bardzo suche - Więc teraz daj mi odrobinę swobody i nie truj mi dupy, bo to tylko pogorszy stan rzeczy. - dodałam i odeszłam od niego.
      - Jasne, bo to ja chciałem skoczyć z mostu... - Usłyszałam jego głos za sobą i momentalnie się zatrzymałam.
            Przejechałam językiem po górnym rzędzie zębów, po czym mocno zagryzłam wargę, aby się opanować. Wypuściłam cicho powietrze z płuc i ruszyłam do pomieszczenia, gdzie znajdowało się łóżko, w którym wcześniej spałam.
            Dotarło do mnie, że już nigdy nic nie byłoby takie samo, jak wcześniej. Byłam głupią dziewczyną, która miała swoje marzenia o idealnym życiu, z idealnym chłopakiem, idealnymi przyjaciółmi, w idealnym domu. Jednak w tamtym momencie, już nic się nie zgadzało. Wręcz wzajemnie się dyskwalifikowało.
            Justin, który ponownie dopuścił do siebie Shadow planował jakąś akcję, będąc z dala ode mnie, a ja byłam zmuszona, by znosić naburmuszonego Dave'a. Przejechałam dłońmi po twarzy i usiadłam po turecku na łóżku, wzrokiem mierząc pokój. Był pomalowany na biało, a meble i łóżko było zrobione z drewna, ale takiego lepszego... Skierowałam wzrok na okno. Pogoda powoli się psuła. Nad jeziorem gromadziły się ciemne chmury, przez co woda przybrała dużo ciemniejszy kolor.
            Postanowiłam zrobić coś z tą ciszą, która tak bardzo mi doskwierała. Ponownie zeszłam na dół, jednakże chłopaka nigdzie nie było, co mnie ucieszyło, bo nie przyszłam tu do niego. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś telefonu. Ale pustka. Ani śladu takiego urządzenia. Weszłam do innych pokoi, które były na dole, jak i na górze, ale wychodziłam z nich z pustymi rękoma. Oblizałam nerwowo usta i dostrzegłam, że drzwi od pokoju Dave'a były uchylone. Zagryzłam lekko wargę i do nich podeszłam, lekko popychając. Otworzyły się i ujrzałam pokój w kolorze ciemnego granatu z białymi meblami. Niecodzienny to był widok. Zmarszczyłam brwi i weszłam do środka, a moją uwagę przykuł telefon komórkowy, który leżał na białej pościeli, koło jego rzeczy.
      - Super. - Szepnęłam i ujęłam go, siadając na materacu.
            Odblokowałam go i odszukałam na liście kontaktów swojego chłopaka. Miał jego zdjęcie, przez co dopiero po kilku minutach patrzenia na nie, zdecydowałam się wybrać do niego numer. Usłyszałam jego głos po czterech sygnałach.
      - Dave kurwa, jeżeli chcesz mi powiedzieć, że Amanda ma się dobrze i tylko płacze, to sobie daruj, bo kurwa, mam ważniejsze sprawy. Jesteś tam, to ją pilnuj. Po to cię z nią wysłałem do cholery... - Syknął, a po kilku sekundach się rozłączył.
            Zadrżała mi ręka, przez co telefon po prostu mi się z niej wysunął. Przełknęłam gule, która powstała w moim gardle i wstałam, aby wyjść z pokoju. Oddech miałam szybki i urywany, a moje ciało było pokryte dreszczami.
            Szłam, nie miałam pojęcia dokąd, cały czas mając jego oschły ton głosu w głowie. Serce biło mi jak oszalałe, a rozum podpowiadał, że Parker tak naprawdę miał gdzieś, co czułam i jak bardzo byłam spragniona jego dotyku. Pozwoliłam kilku łzom spłynąć po moim policzku, jednakże nie szlochałam. Nie tym razem. Zaczerpnęłam głośno powietrza, nagle stojąc kilkanaście metrów od jeziora. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ciszą, która koiła moje myśli.
            Otuliłam się rękoma i po prostu oddychałam. Mimo przyjemnego dla uszu szelestu drzew i szumu wody, nadal miałam w głowie jego obojętność wypowiedzianych słów. A może gdyby wiedział, że to byłam ja, że to ja dzwoniłam, nie powiedziałby tak?
      - Jasne... - usiadłam na piasku, czując, jak woda chwilami stykała się z moimi stopami i obdarowywała swoim zimnem.
            Otworzyłam oczy i nagle ujrzałam przed sobą błyskawicę, a zaraz po chwili rozległ się silny grzmot. Serce niemalże podskoczyło mi do gardła i poczułam przerażenie, lecz mimo strachu, siedziałam wciąż w tym samym miejscu. Zaczęłam wyczekiwać kolejnej błyskawicy, a kiedy się pojawiła, uśmiechnęłam się, mimo tego, iż serce biło mi bardzo szybko i z każdą kolejną sekundą biło szybciej.
            Mój Justin był  porównywalny do nieba i burzy; był spokojny jak niebo przed burzą, idealny - delikatny, nieskazitelny i ciepły, a wtedy pojawiał się w nim nagle Shadow, który był ciemną chmurą, zabierającą czyste niebo, które kochałam. Shadow zabierał mi wszystko, wywołując burze w głowie Justina, kierował we mnie wszystkie swoje błyskawice, abym czuła przerażenie i chęć ucieczki przed miłością mojego życia, abym czuła się przyciśnięta do ściany i drżała pod jego spojrzeniem.
            Cały niebo nagle zrobiło się białe i zamiast jednej błyskawicy, pojawiło się kilkanaście. Dostałam gwałtownych dreszczy, ale nawet nie miałam siły, by ruszyć się z miejsca. Jeżeli właśnie taki był gniew Justina, chciałam go poczuć. Huk był niemożliwy. Jakby waliły się domy, a słupy i latarnie uliczne lądowały na jezdni, tarasując samochodom przyjazd. Wstałam i z zaciśniętymi oczami oraz pięściami uniosłam głowę ku górze, zwracając twarz ku rozzłoszczonym chmurom.
      - Miłość przetrwa wszystko. - Jęknęłam, oczekując kolejnych grzmotów.
            Nagle, zupełnie nieoczekiwanie poczułam na twarzy zimne krople deszczu. A po chwili rozpętała się ulewa. Pozwoliłam, aby deszcz po prostu zmył ze mnie wszystkie zmartwienia i obawy dotyczące Parkera. Chciałam wierzyć, że byliśmy zdolni do tego, aby pokonać wszystko to, co przygotował dla nas los i spełnić marzenia. Może nie koniecznie jego, ale moje.

Justin's POV

            Telefon Dave'a ponownie wyprowadził mnie z równowagi. Zadzwonił w momencie, gdy mój gang jak i Butchers przygotowywało się do jutrzejszego najazdu na tego sukinsyna. Jego śmierć była dla mnie priorytetem i tego nie dało się tak po prostu odsunąć. Amanda zeszła ponownie na drugi plan, bo górę wzięła walka o jej życie. Tak sobie to tłumaczyłem. Byłam taki, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. Przecież chciałem z nią być. Ale czasami życie wymagało niezłomnych poświęceń.
            Musiałem wyłączyć swoje uczucia, które do niej żywiłem. Moja zazdrość i obawy o to, co mogłoby w każdej chwili zajść między nią, a Dave'em, musiały niezwłocznie zniknąć.
      - No to co? Mamy wszystko załatwione, więc do jutra? - Odezwał się jeden z chłopaków z zaprzyjaźnionego gangu.
            Zacząłem wszystko kalkulować i podniosłem wzrok na całe towarzystwo zgromadzone w moim salonie. Wszyscy wpatrywali się we mnie, jak w prawdziwego przywódcę. Liczyli na to, że to właśnie Shadow zaprowadziłby ich na szczyt, dlatego musiałem zrobić wszystko, aby im to ofiarować przed moim zniknięciem. Oblizałem usta i się wyprostowałem. Spojrzałem na każdego jeszcze raz po kolei. Oczekiwali mojej decyzji.
      - Jedziemy rozwalić go dzisiaj. - Warknąłem, dostrzegając u kilku błysk w oku. - Zbierajcie się. - Obszedłem stół i zniknąłem w piwnicy.

________________________________

Moi Drodzy :)
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał.
Cóż, sądząc po Waszych komentarzach, coraz mniej osób chyba czyta Shadow.
Dręczy mnie pytanie: Dlaczego? 
Nudzi Was? :)
Jeżeli tak, to powiedzcie, proszę.
Chcę, aby się Wam podobało. 
Bardzo mi zależy na Waszym wsparciu, bo uwielbiam sprawiać Wam przyjemność.
 xx Audrey

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!

16 komentarzy:

  1. Skarbie, ciągle czytam shadow. Po prostu nie komentuje. Wiem, przepraszam.
    Mam do ciebie prośbę.. Niech Justin nie ginie!
    Czytając ten rozdział miałam tylko myśl 'Jezu, teraz umrze tak jak w każdym opowiadaniu'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje że jesteś :) cóż jeżeli mam być szczera to..pomyśl. To jest opowiadanie o Shadow,jego życiu...no i o Amy. Jak by to bylo, gdyby Justin zginął? Moje opowiadanie jest inne od wszystkich, tak myślę. Kieruje się realiami i tym, co uznaje za sluszne. Shadow to moje życie, a losy jego potoczą się dość przyzwoicie :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział :D
    Szkoda, że Justin od razu naskoczył jak Amy do niego dzwoniła myśląc że to Dave. Ach wybuchowy jak zawsze :D

    Kocham ♥
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że ten komentarz się nie usunie XD Rozdział świetny, jak zawsze. Mam wielką prośbę NIE UŚMIERCAJ JUSTINA! !!!!!!!! on ma żyć i być szczęśliwy z Amy no kurde.

    Lina xx.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! <3 Czekam z niecierpliwością na kolejny :* Mam nadzieję,że szybko się pojawi.
    Staram się za każdym razem pozostawiać komentarz ;)

    @serowyser ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny, jeeju uwielbiam to czytać!♥

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny ; ) czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. Ekipa musi przezyc ta akcjee no ;> Rozdzial dobry jak zawsze choc wiem ze nastepny bedzie jeszcze lepszy x

    OdpowiedzUsuń
  8. wspaniały! mam nadzieję że justinowi nic się nie stanie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie jest ok i powinnaś pisać dalej! Napierdzielaj z nowymi postami i kończ tą historię :D
    TheBiebsSwag1

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie jest najlepsze na świecie!! ♥ mam nadzieje ze szybko będzie następny :) jshdjdmsjdjs

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju mam nadzieje,że Justinowi nic nie będzie ;c
    Skarbie twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych i zapewniam cie,że niektórzy nie komentują,bo po prostu brak im słów na tak zajebiste rozdziały ;d
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowny, mam nadzieję że wszystko będzie dobrze :)
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem tu nowa i blog jest zajebisty ! <3. Naprawde dawno nie czytałam tak niesamowitego bloga *-* nie moge doczekać się następnego rozdziału (:

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny! Ale mam dość tego rozdwojenia Justina. To jakieś przekleństwo. Gdzie się podział Dave. Znakomity pomysł leżeć na plaży w czasie burzy xD Co ta miłość robi z człowiekiem... Czekam na następny z niecierpliwością. Nigdy mi się ta historia nie znudzi, jest piękna. Poruszasz serca z kamienia, trzymaj się. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥