środa, 28 maja 2014

~ Rozdział jedenasty

           Jej krzyki dochodziły z łazienki. Spojrzałem najpierw w szybę, która niezbyt dużo ukazywała. Krew się we mnie gotowała i bez opamiętania odblokowałem broń i szarpnąłem drzwi. Ujrzałem jej nagie ciało napierające na szafkę. Płakała, była przerażona. Najbardziej zdziwiło mnie to, że była w niej zupełnie sama.
     - Amy, co się dzieje? - zapytałem łagodnie, ale moje nerwy były tak nabuzowane, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić, a broń nadal kurczowo zaciskałem.
           Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona i przyległa do mnie swoim mokrym ciałem. Wybuchnęła płaczem, ale jedyne co zdołała wydusić, to tylko jedno słowo. " Pająk". Rozszerzyłem szeroko swoje oczy z zaszokowania. Pająk? Powtarzałem to słowo w myślach, jakby je testując. Wystraszyła się czegoś takiego. Zrobiła taki hałas o...
     - Zabij go! - krzyknęła panicznie, mocniej mnie zaciskając.
           Przełknąłem ślinę i odsunąłem ją od siebie, po czym zrobiłem kilka kroków w przód. Za zasłoną kabiny prysznicowej faktycznie był owy pająk. Nie taki normalny, jakie ukrywały się np. w zakamarkach szaf czy gdziekolwiek indziej. Ten był wielkości piłki do gry w piłkę ręczną. Był nieco włochaty i no nie ukrywając, nieco przerażający, ale nie jak dla mnie.
           Zaśmiałem się pod nosem i wyciągnąłem dłoń z bronią, po czym bez zastanowienia strzeliłem w niego. Wydawało mi się, że to był odpowiedni sposób na zabicie go, ale przeliczyłem się. Uciekł mi i teraz już znajdował się na kafelkach. Rzuciłem ręcznik Amandzie i kazałem jej wybiec, bo nie wiedziałem, czy on był jadowity. Ująłem drugi ręcznik i rzuciłem go na niego - oślepiając go. Zaraz potem wskoczyłem na niego, przyduszając go swoim ciężarem. Biel materiału zaczęła stawać się lekko czerwona. Wziąłem w dłoń granatową szmatę i ująłem go, po czym podszedłem do okna i go po prostu wyrzuciłem.
           Umyłem podłogę i ślady po jego krwi zniknęły. Nie wiedziałem, dokąd pobiegła Amy, ale prawdopodobnie do mojego pokoju. Po sprzątnięciu w łazience, zabrałem swoją broń i pokierowałem się do pomieszczenia kilka metrów dalej. Siedziała owinięta ręcznikiem na brzegu łóżka. Trzęsła się, co było skutkiem jej mokrego ciała.
     - Oj Amy, Amy... Co ja z tobą mam... - zaśmiałem się, zablokowałem broń i rzuciłem ją na stół.
           Podszedłem do niej i ukucnąłem, zdejmując okrycie z pleców. Wpatrywała się we mnie niczym niemowlak w swoją mamę. Miała zaszklone oczy i takie niewinne spojrzenie, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Wytarłem jej włosy, a potem wstałem razem z nią, ujmując ją za łokcie.
     - Naprawdę się wystraszyłam... Był...ohydny... - szepnęła, gdy zacząłem ścierać kropelki wody z jej piersi i brzucha, uważając na ranę.
     - Wiem, ale już go nie ma. Nie wiem, skąd się tu wziął, ale już po wszystkim skarbie. - musnąłem jej czoło i palcami przejechałem po jej kobiecości. - A ty chyba jesteś nienasycona, panno Brown... - mruknąłem w jej usta, czując lepkość na palcach. - Podniecił cię widok twojego odważnego chłopaka, ratującego po raz kolejny twoje życie? - szepnąłem nad jej uchem.
           Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, jednocześnie mnie od siebie odpychając - Nie głupku, to resztki po naszym seksie. - powiedziała z uśmiechem, a zaraz potem wyciągnęła z szuflady moje majtki.
           Zauważywszy to, co robiła, przypomniało mi się coś ważnego. - Zamówiłem ci kilka rzeczy, abyś nie musiała już podbierać mi moich majtek i koszulek. - podszedłem do niej i musnąłem ustami jej szyję, a palcem wskazującym przejechałem po jej kręgosłupie - Nigdy się chyba tobą nie nasycę. - uśmiechnąłem się, odwracając ją ku sobie - Jesteś moja, Amando. Rozumiesz? - ująłem jej policzek w swoją dłoń i miziałem go kciukiem, na co dziewczyna wydęła usta i przymknęła oczy, kiwając głową na znak zrozumienia.
           Było już po trzeciej, dlatego samemu chciało mi się spać. Zaciągnąłem ją do łóżka i kładąc się z nią na "łyżeczki" zasnąłem. Jej ciepło wypełniało każdy zakamarek mojego ciała. Pragnąłem trzymać ją w swoich ramionach już na zawsze. Chronić przed złem, złymi ludźmi. Uszczęśliwiać swoją osobą i obdarowywać pocałunkami.

Amy's POV

           Obudziłam się pod wpływem pragnienia. Bardzo chciało mi się pić, a na stoliku nocnym nie było żadnego picia. Zdjęłam delikatnie dłoń Justina ze swojego brzucha, a potem wstałam tak, by go nie budząc. Miał ciężką noc i zasłużył na dobry sen. Podniosłam z podłogi koszulkę, którą miałam ubraną poprzedniego dnia. Nie mogłam znaleźć spodni, więc postanowiłam nie budzić go otwieraniem szuflady i szukaniem podobnych.
           Wyszłam z pokoju w samych majtkach i bluzce, mając nadzieję, że pozostali domownicy jeszcze spali. Justinowi by się to nie spodobało. Znałam go i wiedziałam, że dostałabym od niego porządną burę za takie lekkomyślne zachowanie. Ale co tam... Przecież śpi, a ja za kilkanaście minut wróciłabym do pokoju.
     - A ty nie śpisz? - usłyszałam głos któregoś z chłopaków, gdy w kuchni wlewałam sok do szklanki.
           Odwróciłam się i ujrzałam Dave'a. Ciężko westchnęłam i trzymając szklankę tuż przy ustach, pokręciłam przecząco głową i wypiłam jej zawartość. Chłopak podszedł bliżej, ale nawet mnie nie dotknął. Może to i dobrze... Wyjął z szafki jakieś ciastka i podszedł z nimi do stołu. Usiadł i zaczął je jeść. Spojrzał na mnie i zaproponował rozmowę. Zdziwiło mnie to trochę, ale zgodziłam się. Zajęłam miejsce naprzeciw niego i sama wzięłam ciastko, które było tak dobre, że wzięłam drugie. W końcu na niego zerknęłam.
     - O czym chcesz ze mną porozmawiać, Dave? - przełknęłam kęs, bojąc się, czego miała dotyczyć nasza wymiana zdań. 
           Oblizał usta, upił szklankę jakiegoś innego napoju, a potem na mnie spojrzał, opierając się o krzesło. - Chciałem cię spytać, czy nie czujesz się przytłoczona tym wyjazdem. - wzruszył ramionami i zaczął oglądać ciastko, które trzymał w dłoni.
           Nie wiedziałam, do czego zmierzał, bo przecież i tak nie miałam żadnego wyboru. Nie chciałam robić problemów, a właściwie to ja nie chciałam być problemem oraz ciężarem dla gangu. Skoro chcieli, abym wyjechała z Dave’em, to tak musiało być. Z drugiej jednak strony, wolałam jego, niż przykładowo Thomasa. Nadal w głębi serca czułam żal do niego za to, co powiedział Justinowi, gdy był w szpitalu. To przez niego tak to wszystko się potoczyło...
     - Nie Dave, wszystko jest ok - zgarnęłam dłonią włosy do tyłu i przymknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, dostrzegłam, iż chłopak intensywnie się we mnie wpatrywał - Co?- uniosłam pytająco brew i skuliłam nogi pod krzesłem, czując nagłe skrępowanie swoim skąpym strojem.
     - Nic. - uśmiechnął się, posyłając mi niewinne spojrzenie.
           Przełknęłam ślinę i nabrałam powietrza do płuc. Jego osoba mnie bardziej onieśmielała, niżeli Justina. Był moim przyjacielem, a jeszcze kiedyś czułam do niego odrobinę miłości.
     - Słyszałam, że...zostaniesz ojcem - spojrzałam na jego dłonie, które w jednej sekundzie zgniotły wafelka - Prze..przepraszam.- wymamrotałam, kiedy jego gniewne spojrzenie przeniosło się na moją twarz.
           Chciałam wstać, aby jak najszybciej znaleźć się w pokoju swojego chłopaka, jednak Dave mnie wyprzedził i już po krótkiej chwili stanął naprzeciw mnie.
     - Nie. Nie masz za co mnie przepraszać. Po prostu to wszystko dzieję się tak szybko... - z roztargnieniem przejechał dłonią po czole - Jeszcze niedawno myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, potem pojawiła się Nina. Sądziłem, że przy niej uda mi się zapomnieć o.. tobie, Amy - zagryzł wargę, a ja skrzyżowałam nogi w kostkach, po czym wyprostowałam się i zgarnęłam włosy do przodu, aby choć trochę ukryć fakt, że nie miałam stanika. - Teraz wróciłaś.. A ona spieprzyła wszystko tą ciążą... - niemalże warknął.
     - Co takiego spieprzyła? - uniosłam głowę ku górze, by dostrzec jego wyraz twarzy.
           Zaciskał kurczowo żuchwę i dostrzegłam frustrację w jego pociemniałych oczach. Czy to ja byłam powodem jego zmartwień? Owszem, kiedyś wydawało mi się, że ja i Dave tworzyliśmy silną więź, silniejszą niżeli przyjaźń, ale teraz już nie miałam wątpliwości. Był tylko i wyłącznie moim oraz Justina przyjacielem. Nie mógł obwiniać mnie za to, że nagle pojawiłam się i zniszczyłam mu próbę ponownego ułożenia sobie życia z inną kobietą. Sama nie wiedziałam, że jeszcze kiedykolwiek dane byłoby mi widywać go na co dzień. Jego, jak i resztę...
     - Dave, ja naprawdę nie rozumiem... - zagryzłam dolną wargę - Cieszę się, że będziesz ojcem, wiesz? - lekko uniosłam kąciki ust w uśmiechu - Myślę, że Nina... Będzie dobrze się o ciebie troszczyła. - dodałam.
           Spuścił głowę w dół i nic nie mówiąc, ponownie usiadł na krześle. - Nie wrócę do Niny. - do moich uszu dotarł jego oschły ton, na co zmarszczyłam brwi i oparłam się dłońmi o blat stołu.
     - Nie możesz tak postąpić. Spodziewa się twojego dziecka, sam je począłeś, więc nie możesz unikać odpowiedzialności. - byłam stanowcza, co mnie dziwiło, bo jeszcze chwilę temu czułam skrępowanie i obawy, co do zachowania tego chłopaka.
           Parsknął i wstał, podchodząc do blatu, po drugiej stronie pomieszczenia. - Ty nic o niej nie wiesz. - syknął, a jego mięśnie się napięły. Zupełnie jak u Justina... - Byłem z nią, bo dobrze mi się ją pieprzyło. Kilka razy nie zabezpieczyłem siebie, ale ona mówiła, że brała pigułki. - uderzył pięścią w stół, tak, że aż szklanka się przewróciła - Nie będę z nią i nawet nie chcę nic wiedzieć na temat jej dziecka. A ty chyba powinnaś zrozumieć, że żadna inna kobieta nie potrafi mnie w sobie rozkochać tak, jak zrobiłaś to ty. - odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem. Po chwili jego twarz diametralnie się zmieniła. Uśmiech wkradł się na jego usta, uniósł dłonie, jakby w geście obronnym - Ale okej, rozumiem. Justin to twój chłopak, a ja jak zwykle pozostanę szarym przyjacielem. - zaśmiał się i poszedł do salonu.
     - To wcale nie tak. Jestem tobie wdzięczna za wszystko i zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, Dave. Justin...on skradł moje serce i nie potrafię myśleć o innym mężczyźnie - podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu - Nie jesteś tylko szarym przyjacielem, jesteś częścią mojego życia, tak jak wszyscy chłopacy z gangu - przeniosłam dłoń na jego miękkie włosy i je poczochrałam, po czym usiadłam obok niego i wyrwałam mu z ręki pilota.
           Chciałam mieć z nim kontakt jak siostra z bratem. Zawsze kimś takim dla mnie był. Znajdywałam w nim wsparcie i zrozumienie, bo gdy Justinem władał Shadow, stawał się dzikim zwierzęciem i nie znał takich uczuć... 
    - Jesteś kimś w rodzaju starszego brata - zaśmiałam się, kiedy w telewizji ukazała się jakaś bajka - I chcę, żebyś to zrozumiał - wzruszyłam ramionami, opierając swoją głowę o poduszkę tak, że teraz moje nogi leżały na jego udach.
     - Co wy robicie? - nagle usłyszałam gniewny i oskarżycielski głos Justina, przez co pilot wypadł z mojej ręki i upadł z lekkim hukiem na podłogę.
           Dave kiwnął głową w stronę telewizora i mruknął obojętnie - Oglądamy bajki, wiesz.. aktualnie Fineasz i Ferb, takie tam… - puścił do mnie oczko, a ja jak poparzona usiadłam normalnie na kanapie.
           Czułam się tak źle, widząc rozgniewaną minę Justina, że bałam się cokolwiek powiedzieć, by go jeszcze bardziej nie rozzłościć.
     - Super - warknął i ponownie zniknął mi z oczu, schodząc do jakiegoś pomieszczenia na dół.
           Prawdopodobnie była to piwnica, a zrobili z niej siłownię. Tak mieli w poprzednim mieszkaniu, więc i tutaj zapewne było to samo... Bez słowa wstałam i poszłam za nim. Schodząc, czułam niezbyt przyjemny zapach. Jakby stęchliznę i metal...
     - Justin? - zapytałam cicho, a gdy go ujrzałam, poczułam gniew na samą siebie za to, że dopuściłam, aby znów był o mnie zazdrosny. - Przestań... Traktuję go jak starszego brata, nie jak obiekt westchnień. - dodałam, podchodząc do niego od tyłu, gdy ten walił pięściami jak poparzony w worek treningowy. Objęłam go dłońmi w pasie i mocno przyległam do jego pleców, nie martwiąc się tym, że mógłby mnie od siebie odepchnąć, bądź uderzyć.
           Zatrzymał worek, jednak ciągle trzymał go w dłoniach. - Ale on nie traktuję cię jak młodszą siostrę - syknął i poczułam, jak gwałtownie wciągnął powietrze - Nie rozumiesz, jak wkurwia mnie fakt, że będziesz z nim sama nie wiadomo jak długo… - oparł się czołem o obiekt, na którym wyładowywał swoją frustrację.
           Wiedziałam, że było to dla niego trudne, bo ja również czułam pustkę w sercu na samą myśl, iż ponownie mieliśmy zostać rozdzieleni. Wcześniej tęskniłam za nim tak bardzo, że nie potrafiłam sobie poradzić z samą sobą, a w tamtym momencie mogłam go przytulić, pocałować i czuć jego miłość. Zagryzłam wargę i obchodząc go tak, aby stać przed nim delikatnie dotykałam jego mięśni pleców, rąk i klatki piersiowej. - Kocham cię, Justin - wyszeptałam i położyłam dłonie, po obu stronach jego bioder - A kiedy już będziemy razem, bez żadnych obaw, dam tobie tyle miłości, że twoje mięśnie tego nie udźwigną - uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam niewinnie ramionami z nadzieją, że choć trochę ostudziłabym jego temperament.
           Chłopak się zaśmiał, przez co puścił worek i dłonie przeniósł na moją talię. - Wiesz, nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek mógł się tobą nacieszyć - musnął wargami mój policzek, a potem jedną dłonią odgarnął włosy za moje lewe ucho - Nigdy nie czułem tak intensywnego uczucia, niżeli miłość do ciebie. Będę o ciebie walczył do samego końca - wyszeptał i wziął mnie na ręce tak, abym owinęła go nogami wokół bioder. Swoje dłonie wsunął w moje majtki i zacisnął pośladki, a ustami wpił się w moje wargi - Nasze życie za niedługo stanie się zupełnie inne - dodał, mocno mnie całując.
     - Ja pierdole, Justin, kurwa chodź tu! - usłyszałam krzyk Jasona.
           Mój chłopak zmarszczył brwi i postawił mnie na ziemi, biorąc za rękę. - Sprawdźmy to. - zaczął szybkim krokiem wchodzić na górę, dzięki czemu idąc za nim, mogłam podziwiać jego umięśnione plecy i zgrabny tyłek. - Justin, kurwa! - Jason ponownie wrzasnął, przez co on przyśpieszył. Oboje wbiegliśmy do salonu, skąd dobiegały krzyki jego najlepszego przyjaciela.
     - Nie wiem, jak ty, ale ja kurwa mam tego dość! - wrzasnął i rzucił telefonem o ścianę. - Dzwonił ten skurwiel i zagroził, że jeżeli nie odzyska Amandy to nas wszystkich zlikwiduje! - zrzucił na podłogę wazon, kolejny z parapetu.  - Dał nam czas do jutra do północy, Justin, nie mamy czasu!! - wycedził przez zęby, pocierając nerwowo swój kark.
           Znieruchomiałam i napięłam wszystkie mięśnie. Jak zawsze przyjaciele Justina mieli kłopoty przeze mnie. Zawsze byłam winna ich kłótni i nieudanych akcji. Zawsze, po prostu zawsze, byłam jednym wielkim problemem. Jeśli mnie nie zastraszali, to porywali, jak nie bili, to gwałcili. Pokręciłam przecząco głową, nagle będąc cholernie wściekła na siebie.
     - Może po prostu do niego wrócę - powiedziałam, a właściwie wyszeptałam.
     - Nie! - Justin wrzasnął i puścił moją dłoń.
           Odszedł ode mnie, a zaraz potem zawołał Thomasa, którego jeszcze w salonie nie było. Podniósł z ławy inny telefon i zaczął gdzieś dzwonić. Thomas zbiegł, a ja, jak i reszta wpatrywałam się w Justina, który ewidentnie stał się teraz Shadow. - Jesteście potrzebni na dziś wieczór i nie słyszę odmowy. O dwudziestej w moim mieszkaniu. Macie być wszyscy! - krzyknął, a gdy się rozłączył ujął w dłoń broń i rzucił ją Dave'owi na kolana, bo cały czas siedział na kanapie - Zabierasz Amandę jak najdalej stąd, rozumiesz? - podszedł do niego - I wara ją tkniesz w sposób, którego ona by nie chciała... - syknął, popychając go do tyłu.
           Byłam tak oszołomiona tym, co właśnie się działo, że stałam ciągle w jednym miejscu.
     - Na co czekasz, idź się ubierz! - krzyknął w moją stronę, a jego oczy wyrażały jedynie gniew.
           Znowu straciłam swojego Justina, jednak tym razem nie zamierzałam nic z tym robić. Pobiegłam na górę i założyłam dresy swojego chłopaka, chwytając w dłonie jakąś bluzę, która również należała do niego. Przy schodach czekał na mnie Dave. - Chodź. - wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja ją ujęłam, pierwszy raz chcąc być jak najdalej od tego domu i chaosu, lecz nie od Justina. Ścisnęłam mocno rękę przyjaciela, gdy na przy drzwiach pojawił się Parker. Chciało mi się cholernie płakać, kiedy dał tylko kluczyki od samochodu mojemu towarzyszowi i udał się z powrotem do salonu, zostawiając mnie bez pożegnania.
          Wsiadłam szybko do samochodu pod nadzorem czujnego spojrzenia swojego przyjaciela, po czym zostałam przypięta pasami tak, jak małe dziecko. Posłałam mu irytujące spojrzenie, po czym on sam wsiadł do dużego, czarnego SUV'a na miejscu kierowcy i bez zapinania pasów odpalił silnik. Spoglądając w boczną szybę, ujrzałam w oknie Justina. Przyglądał się nam. Może nie był tak bardzo zdenerwowany i obojętny na mój wyjazd?
           Przyłożyłam lewą dłoń do szyby, ale Justin nie zrobił tego samego. Dostrzegłam w jego oczach jedynie łzy, które nie uwolniły się i nie spłynęły po jego policzku. Natomiast moje to zrobiły. Dave wyjechał z podwórka, a on jak i ich dom zniknął z moich oczu. Nerwowo pokierowałam dłoń na łańcuszek od swojego chłopaka i mocno zacisnęłam go, błagając, aby wyjazd niczego między nami nie zmienił.
______________________________________
Była niespodzianka w postaci krótkiego filmiku o Justinie, Amandzie i losach Shadow KLIK ( jeśli nie widziałeś/nie widziałaś ) a teraz przyszła kolej na nowy rozdział :)
 Mam już bardzo dobrze obmyśloną fabułę, będę zaczynała pisać niedługo 16 rozdział ( jutro ) a więc czeka Was naprawdę dużo wrażeń :)

W piątek mam egzamin wewnętrzny z prawka, dlatego rozdział pojawił się dzisiaj. Trzymajcie kciuki!

Do następnego, kocham Was, - pamiętajcie! ♥

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! = WIĘKSZA MOTYWACJA

piątek, 16 maja 2014

~ Rozdział dziesiąty

           To, co usłyszałam wstrząsnęło mną dogłębnie. Jak mogłam pójść teraz  na górę i jak gdyby nigdy nic wziąć prysznic? Nie, nie po tym co padło z ust Justina. Przystanęłam u szczytu schodów i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Pójść do niego i zapytać oraz poprosić o jakieś wyjaśnienia, czy przemilczeć to, co usłyszałam i pójść do pokoju, oczekując jego przyjścia?
     - Niech się tłumaczy. - syknęłam pod nosem i ponownie zeszłam na dół, wchodząc do salonu. 
           Na kanapie siedział zmartwiony Dave, z chowaną twarzą w dłoniach. Justin stał przy oknie, a reszta siedziała tak, jak przedtem, gdy opuszczałam salon.
     - Nina jest w ciąży, co mnie nie dziwi. - parsknął, przyglądając się czemuś intensywnie za oknem - Nie rozumiem tylko, jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny... - warknął i ujął w dłoń wazon - Tyle razy mówiłem, abyście uważali kogo i jak bzykacie, ja pierdole! - krzyknął, a wazon po chwili wylądował tak blisko moich nóg, że wystraszyłam się i odskoczyłam do tyłu. 
     - Amanda! - Dave wstał ze sofy, szybko do mnie podbiegł i zaczął dłońmi gładzić moje włosy - Amy, nic ci się nie stało? Proszę powiedz coś... - W jego oczach ujrzałam łzy, przez co zmarszczyłam brwi i nie odpowiadając mu, spojrzałam na Justina z bólem w oczach. 
           On także wpatrywał się we mnie, ale nic nie mówił. Zacisnął usta w cienką linię, a jego ciało napięło się, po czym gwałtownie wypuścił wcześniej wstrzymywane powietrze i rozluźnił ścisk dłoni. - Wybacz, nie zauważyłem, że tam stałaś. - mruknął i spojrzał na mnie wzrokiem, które było przepełnione czymś, czego jeszcze nie widziałam. To było niczym zmęczenie połączone z bezradnością. Może i zrobił źle, ale przecież nie chciał mnie zabić, prawda? Kto jak kto, ale nie Justin. Nie mój Justin. 
     - Nie przejmuj się... - cicho szepnęłam i zaczęłam omijać szkło na podłodze, patrząc pod nogi, mając spuszczoną głowę w dół. 
           Po kilku sekundach stałam obok niego. Ujęłam dłonią jego rozgrzany policzek i spojrzałam mu w oczy. Czułam, jak zagryzał go od wewnątrz, a mnie krajało się serce, bo nie potrafiłam znieść myśli, że był na siebie wściekły za to, co zrobił. No i nie wytrzymałam.
           Objęłam go rękoma za szyję i wskoczyłam na niego, oplatając go nogami wokół bioder, mocno przytulając. Chciałam mu pokazać, że to był po prostu przypadek i nieuwaga, że to nie było coś, co mogłoby mnie od niego odsunąć. 
           Poczułam jego silne dłonie na swoich pośladkach, które przycisnęły mnie jeszcze bardziej do jego rozgrzanego ciała. Pierwszy raz, od bardzo dawna mogłam naprawdę uspokoić go, gdy ten prawie chwytał za broń i chciał wszystkich zabić. Właśnie to miał w myślach, a ja za wszelką cenę musiałam mu pomóc oswoić się z miłością, uczuciem do drugiej osoby mimo że on to wszystko do mnie żywił. Mimo, że mnie naprawdę kochał, to chwilami Shadow brał kontrolę nad moim Justinem i niszczył go od środka, tocząc nieustanną walkę o władzę nad jego ciałem.
     - Dziękuję. - wyszeptał w moje włosy, ciężko oddychając.
           Pocałowałam ustami jego szyję, nie pragnąc niczego więcej, niżeli jego bliskości i delikatności względem mojego ciała. Ciężko westchnął, ale mnie nie puścił. Podtrzymywał mnie jedną ręką, a drugą odgarnął zagubione kosmyki moich włosów na bok, po czym spojrzał na któregoś z chłopaków i gestem ręki wskazał, że miał to ktoś posprzątać.
     - Dave... - powiedział tak oschle, że aż podskoczyło mi serce do gardła. - Załatw to z Niną jak najszybciej. Nie mam zamiaru być waszym pośrednikiem. - syknął i nie czekając na jego odpowiedź, poszedł ze mną do kuchni, a po chwili posadził mnie na bladzie kuchennym, odchodząc w stronę lodówki.
           Przyglądałam się mu i nie potrafiłam odgadnąć o co w tym wszystkim chodziło. Wiedziałam tylko tyle, że Nina była dziewczyną Dave'a, lecz nie układało im się na tyle, by mogła z nim zostać, więc od niego odeszła. Niestety czytałam kartkę, którą dla niego zostawiła. Ale to, że ta dziewczyna była teraz z nim w ciąży, było dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
     - Skurwiel nie wie chyba po co są gumki. - warknął Parker i po chwili zalał wrzątkiem kawę.
           Skąd wzięła się w nim, aż taka zła reakcja na wieść, że Dave, nasz przyjaciel zostanie ojcem? Wydawało mi się, że to mogłoby go trochę uspokoić i nie byłby taki zazdrosny o mnie i moje relacje z Dave'em... A było zupełnie odwrotnie. Chciał go zabić za to, że zapłodnił tamtą dziewczynę...
     - Dlaczego jesteś tak bardzo wściekły, że on będzie ojcem? - zapytałam cicho, bojąc się wręcz zadać to pytanie.
           Odwrócił się twarzą do mnie i upijając łyk kawy, której aromat mnie koił, wzruszył lekko ramionami, skrzyżował nogi i wbił we mnie swoje spojrzenie, które ponownie było tak bardzo tajemnicze, że sama gubiłam się w jego oczach.
     - Chodzi bardziej o Ninę, to córka Dan'a, przywódcy Kolt. - westchnął, a wyraz jego twarzy zaczął troszkę łagodnieć - Mam z nim zatargi i teraz, ta ciąża... - podrapał się po karku - wpłynęła na naszą niekorzyść, bo Dave nie ma zamiaru z nią być. A mówiłem mu, żeby uważał... - ponownie zacisnął wolną pięść i kubkiem uderzył o blat tak, że połowa napoju się wylała.
           Zeskoczyłam na podłogę tak, że poczułam mrowienie w obu stopach. Podeszłam do niego i położyłam obie ręce na jego barkach.
     - Spójrz na mnie - powiedziałam pewnie, będąc zaskoczoną, że stać było mnie na taki ton głosu. Justin od razu poddał się mojemu urokowi i wpatrywał się w moje zielone tęczówki jak zahipnotyzowany, a czas dla nas obojgu stanął w miejscu - Nie możesz mówić o nim źle, rozumiesz?  To, że będzie miał z nią dziecko, nie oznacza, ze będziecie mieć kłopoty, jasne? On z nią porozmawia, dojdą do porozumienia, a ty... - Przejechałam opuszkami palców wzdłuż jego rąk, a na końcu splotłam nasze palce ze sobą i mocno zacisnęłam. - A ty zajmij się jak na razie swoją dziewczyną i tym, że mieliśmy wziąć wspólny prysznic. - Lekko się do niego uśmiechnęłam, nie mogąc w dalszym ciągu odgadnąć jego emocji i odczuć względem mnie i całej tej sytuacji - W końcu cię odzyskałam i nie chcę ponownie stracić przez osoby trzecie, Justin. Nie pozwól, by Shadow tobą dalej manipulował. Masz serce, które bije, dla mnie... - wyszeptałam tuż nad jego ustami, po czym złączyłam nasze wargi w delikatnym pocałunku.
           Gdy po raz kolejny na niego spojrzałam, uśmiechał się. Jego oczy błyszczały, a uśmiech był tak zaraźliwy, że i ja się uśmiechałam. Justin zaczął gładzić palcami moje plecy a drugą rękę, którą uwolnił z naszego uścisku wsunął w moje spodnie dresowe i zacisnął lewy pośladek. Schylił się i zagryzł płatek mojego ucha, przy czym cicho jęknęłam, zagryzając wargę. Parker się zaśmiał i jeszcze mocniej zacisnął w dłoni mój pośladek i mocniej zagryzł ucho, czego skutkiem było moje głośniejsze jęknięcie.
     - Och Amy, tak bardzo tęskniłem za tymi jękami i twoim nie wyparzonym językiem... - Swój palec wsunął w moje krocze, a po chwili głośno zamruczał - Jesteś taka mokra, panno Brown... - wysyczał, a potem wyjął palec i wsunął go sobie do ust, ssąc jak małe dziecko smoczek - I ten smak... - jęknął natychmiast mocno mnie całując.
           Byłam tym wszystkim oczarowana. Jego czynności, ruchy i chociażby słowa tak bardzo mnie podniecały, że nie mogłam opanować pożądania. Chciałam się z nim kochać i miałam nadzieję, że to właśnie dzisiaj nastąpi. Pragnęłam ponownie poczuć go w sobie, poczuć swojego Adonisa i trzymać go w ramionach podczas gdy oboje byśmy pękali na milion kawałków...
     - Kochaj się ze mną, Justin... - szepnęłam, składając namiętne i mokre pocałunki na jego niedużym dekolcie.
           Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, po czym bez słów ujął mnie za rękę i wyszliśmy z kuchni jak poparzeni. Wbiegliśmy na górę i nie pokierowaliśmy się do łazienki, tylko do jego pokoju.

Justin's POV

           Cała sytuacja z Niną i Dave'em doszczętnie wymęczyła moją psychikę. Miałem cholerną ochotę dobrać się do swojego przyjaciela i rozwalić mu ten durny łeb. Zrobiłbym to, gdyby Amanda nie zjawiła się w porę. Jeszcze fakt, że mogłem ją skaleczyć... 
           Nie wiedziałem już, jak powinienem ulokować swoje uczucia. To mnie przerastało. Stałem się marionetką we własnych rękach. Brakowało mi odwagi, aby pociągać odpowiednie sznurki. To mnie gubiło, ale wraz z pojawieniem się mojej Amandy, wziąłem się w garść. Jej słowa, jej niesamowite ciepło, płynące prosto z serca utrzymywały mnie przy rzeczywistości i prawdziwych wartościach. 
           Kiedy wyznała mi, że pragnęła, abym się z nią kochał - puściły mi hamulce. Zabrałem ją do swojego pokoju i tuż po zamknięciu drzwi, zacząłem ją całować. Dłońmi wodziłem po jej plecach, pośladkach i brzuchu. Działała na mnie w niewyobrażalny sposób. Wystarczyła krótka chwila, a erekcja była tak silna, że brakowało mi miejsca w spodniach. 
     - Amy... - Odkleiłem się od jej ust, po czym naparłem na nią swoim ciałem, aby poczuła mój wzwód.
           Po chwili poczułem, jak opadła na łóżko i pociągnęła mnie na siebie. Wsunęła swoje palce w moje włosy i pociągając za końcówki, zaczęła mnie ponownie całować, wsuwając język. Oboje zaczęliśmy prowadzić wojnę o dominację. Opierała się i walczyła, ale w końcu mi uległa. Wiła się pode mną, nie wiedząc, co zrobić ze swoim rozpalonym ciałem. 
     - Jak zwykle niespokojna... - wyszeptałem nad jej uchem, po czym podniosłem się i wsunąłem się na łóżko, a następnie usadowiłem ją przed sobą tak, aby dobrać się do jej spodni dresowych, które jak zauważyłem - należały do mnie. Uśmiechnąłem się cwaniacko i ujmując ich gumkę, lekko je zsunąłem łącznie z majtkami. Ujrzałem jej wzgórek łonowy, na co poczułem falę gorącego powietrza. Pochyliłem się i składałem w tamtym miejscu mokre pocałunki, jednocześnie całkowicie zsuwając z niej dolne części jej ubioru.
           Rzuciłem je za siebie i ująłem jej stopę. Złożyłem na niej czuły pocałunek, oblizałem podbicie i lekko zagryzłem kilka palców. To samo zrobiłem z jej drugą stopą. Podczas tego wydawała z siebie tak przyjemne dla uszu dźwięki, że miałem ochotę zapisać je w pamięci. Przyglądała mi się z niewyobrażalnym pożądaniem i to również tyczyło się mnie. Pragnąłem. 
           Cwaniacko się uśmiechnąłem i rozpiąłem rozporek od swoich jeansów, aby choć trochę sobie ulżyć. Pochyliłem się i przejechałem dwoma palcami po kobiecości Amy. Była tak bardzo mokra, że działała na mnie podwójnie pociągająco. Bez zastanowienia zacząłem ssać i lizać łechtaczkę, doprowadzając ją w ten sposób na granice wytrzymałości. Słyszałem ją i jej myśli. Dłonią przejechała po moich włosach i je zacisnęła, a ja odruchowo już wsunąłem w nią dwa palce. Uniosła biodra dając mi lepszy dostęp. Błagała wręcz o więcej.  Nagle przestałem robić cokolwiek. Uniosła zagniewana głowę, a na policzkach malowały się przepiękne rumieńce, które idealnie podkreślały aksamitność i delikatność. 
     - Justin, błagam! - jęknęła i wbiła paznokcie w pościel. 
           Podniosłem się i zdjąłem swoje spodnie razem z bokserkami. Chciałem się troszkę nią nacieszyć, więc postanowiłem się z nią trochę zabawić. Usadowiłem się na jej kolanach i palcami zacząłem podsuwać koszulkę ku górze. Musiałem uważać, bo jej rana była dość świeża i nie chciałem jej skrzywdzić. Z uśmiechem obdarowywałem jej delikatną i wrażliwą skórę całusami. Mierzwiła dłonią moje włosy, co mnie jeszcze bardziej nakręcało. Dotarłem do piersi, a gdy zagryzłem w zębach sutek, a po chwili drugi, zajęczała, a one stwardniały jeszcze bardziej. Zaśmiałem się, po czym zdjąłem jej koszulkę. Chciała zrobić to samo z moją, jednakże nie pozwoliłem na to. Chciałem, aby jeszcze trochę poczekała. 
           Ująłem w rękę oba jej nadgarstki i położyłem za głową, trzymając je tak, aby w żaden sposób mnie nie dotknęła. Jej piersi były dla mnie idealne. Ona cała była moim ideałem. 
     - Jesteś moja, Amando. - pocałowałem ją, jednocześnie drugą ręką pieszcząc jej podbródek. 
           Usłyszałem po chwili dwa najważniejsze dla mnie słowa. " Jestem twoja". Popadłem w obłęd. Położyłem się lekko na niej, ale utrzymywałem swój ciężar na nadgarstkach wbitych w pościel pomiędzy jej głową. Ona odruchowo wyciągnęła dłonie i ściągnęła ze mnie koszulkę rzucając gdzieś na bok. Objęła mnie wokół brzucha, jedną ręką, a drugą ujęła mojego członka. Spojrzała mi w oczy i wsunęła go w siebie. To było cholernie podniecające. Widok, jaki mi prezentowała był nieziemski. 
     - Kocham cię. - szepnęła, zanurzając głowę w mojej ręce. 
           Uśmiechnąłem się, czując niesamowite uczucie. Znowu byłem w niej, znowu w mojej Amandzie. To był mój świat, ona była moim światem. Tutaj się gubiłem i odradzałem na nowo. Z nią. To z Amy pragnąłem się zestarzeć i wzbijać oraz upadać. Godzić się, nosić na rękach i całować każdej minuty. 
     - O tak Justin, tak... - usłyszałem jej coraz głośniejsze jęki. 
           Wchodziłem w nią szybciej i mocniej, przyśpieszając, zwalniając. Wiła się pode mną i wychodziła mi na przód. Domagała się orgazmu i chciałem go jej dać, jednakże byłem bez gumki, a ona na pewno nie brała żadnych tabletek antykoncepcyjnych, więc postanowiłem zrobić pewną rzecz bardzo szybko. Gwałtownie z niej zszedłem, jednocześnie z niej wychodząc. Krzyknęła głośno moje imię, ale ja już zdążyłem dobrać się do niebieskiej paczuszki. Wyjąłem z niej gumkę i nerwowo ją na siebie założyłem, kładąc się tuż obok niej.
     - No chodź mała. - ująłem ją w talii i wciągnąłem na siebie, powoli opuszczając na sterczącego penisa, którego przyjęła z wciągnięciem powietrza do płuc. Położyła się na mnie i bez żadnych moich wskazówek zaczęła się unosić i opadać, co chwilę przyśpieszając. Mocno ją objąłem i przycisnąłem do siebie. Sam zacząłem się w niej o wiele szybciej poruszać, przez co ona ponownie głośno jęczała. Byłem tak blisko, że nie mogłem wytrzymać. 
           Amy zaczęła się zaciskać, przez co prezerwatywa zaczęła wypełniać się moją spermą. Mój orgazm był tak intensywny, że nie panowałem nad swoim ciałem. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej, a ona zaczęła krzyczeć. Doszła, doszła razem ze mną. To było cudowne. Spojrzałem na nią. Przygryzała wargę, paznokcie wbijała w moje barki... 
     - Dziękuję słonko. Kocham cię.. - pocałowałem ją w czubek głowy, a ona opadła na miękkie poduszki, przymykając lekko swoje powieki.
           Na jej twarzy nadal widniały nieskazitelnie piękne rumieńce. Odwróciłem się i otworzyłem szufladę w nocnym stoliku. Wyciągnąłem coś i ponownie spojrzałem na nią. Jedną ręką przejechałem po jej policzku, a drugą podniosłem ją lekko do pozycji siedzącej.
     - Kochanie, spójrz na mnie. - uśmiechnąłem się, gdy posłuchała i sennie otworzyła swoje oczy - Chcę ci to dać. Twoje serce należy do mnie, a ja nie chcę, aby ktokolwiek inny mógł się do niego dostać. - musnąłem jej policzek i czując, że siedziała o własnej sile, przewiesiłem przez jej głowę niewielki kluczyk, który po chwili opadł zgrabnie na jej nagi dekolt i cudownie prezentował się pomiędzy jej piersiami. - Kocham cię. - pocałowałem ją szybko i pozwoliłem się jej położyć - A teraz sobie odpocznij - dodałem.  
           Zasnęła w moich ramionach niczym małe dziecko. Cieszyłem się, że właśnie ze mną była szczęśliwa, bynajmniej taką miałem nadzieję. Nie zniósłbym myśli, że trzymałem ją przy sobie na siłę. Położyłem ją obok siebie, wychodząc z niej. Delikatnie jęknęła, ale się nie obudziła. Jeszcze raz musnąłem jej czoło i wstałem, zdejmując ze swojego członka to cholerstwo. Wrzuciłem to do kosza na śmieci przy biurku, po czym ująłem swoje bokserki leżące na ziemi i je ubrałem.      
           Ponownie podszedłem do łóżka i przykryłem ją pościelą, która także leżała na ziemi, gdyż nam przeszkadzała. Spała tak słodko, a wyglądała tak bardzo bezbronnie, że nie mogłem zrozumieć, dlaczego świat obdarzył ją takimi cierpieniami.
           Usiadłem obok niej z laptopem w ręce i zacząłem przeglądać swój folder oraz stronę w Internecie. Bardzo często na nią spoglądałem, uśmiechając się pod nosem. W tym momencie czułem się jak normalny człowiek, pilnujący swojej kobiety. Swojego skarbu, który pomagał mi w przetrwaniu.
           Wykorzystując czas wolny, postanowiłem zamówić jej jakieś rzeczy przez Internet. Przecież nie mogła chodzić cały czas w moich rzeczach... Wybrałem kilkanaście ubrań i za nie zapłaciłem przelewem. Powinny przyjść następnego dnia rankiem. Miałem nadzieję, ze zdążą dojść, zanim pozwolę jej wyjechać z Dave'em do ustalonego miejsca.
           Amanda miała wyjechać do domku oddalonego od naszego domu o ponad sto kilometrów. Pocieszałem się, że jej obrońcą byłby mój przyjaciel, ale fakt, że on ją także kochał mnie dobijał. Nie chciałem, aby ktokolwiek inny ją przytulał i mówił, że wszystko już niedługo wróci do normy. Po prostu tego nie chciałem.
           Chcąc się położyć obok niej, z dołu doszły mnie podniesione tony głosów moich kumpli. Przekląłem ich w myślach i bez wahania zszedłem z łóżka i wyszedłem z pokoju, schodząc na dół. Jason i Thomas kłócili się, a Dave stał między nimi.
     - O co kurwa znowu poszło?! - wrzasnąłem na nich, a oni momentalnie przestali mówić i spojrzeli na mnie, jakby zobaczyli ducha.
           Żaden z nich nie wyjaśnił mi, co było powodem ich kłótni i szarpań. Przewróciłem oczami i poszedłem do kuchni po szklankę soku pomarańczowego, aby się orzeźwić. Potrafili wyprowadzić człowieka z równowagi...
     - Jason chce, żebyśmy dalej trwali w tym gównie. - syknął Bonith, wchodząc do pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowałem.
           Kto, jak kto, ale Jason naprawdę nie chciał kończyć z tym, co do tej pory robiliśmy? Przecież to nas niszczyło i on dobrze o tym wiedział. Nie miałem już siły na to wszystko. Raz chcieli mi pomóc, znowuż drugim razem staczali jak jakiegoś sukinsyna w głąb otchłani bez schodów na górę.
     - W takim razie jeżeli tak chce, to niech sam prowadzi ten syf. Ja już mam dość. - położyłem szklankę na blat i wyszedłem z kuchni cały spięty.
           Chciałem pójść spać, ale drogę zatarasował mi Knight. Stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma. Ciężko westchnął, po czym spojrzał na mnie.
     - Nie o to mi chodziło. - oblizał usta i jedną ręką przejechał po włosach - Chciałem tylko zasugerować, że po akcji moglibyśmy zajmować się jedynie mniejszymi rzeczami, tyle. - wzruszył ramionami, ale mnie to już naprawdę nie obchodziło.
     - Tak? - parsknąłem i podrapałem się po karku - W takim razie po akcji z Nevilem, sam będziesz mógł się tym zająć. - syknąłem - A teraz wybacz, ale idę do mojej dziewczyny. - dodałem i wszedłem na górę.
           Krzyknął do mnie coś w stylu przeprosin, lecz to olałem. Wszedłem na górę, a gdy przekroczyłem próg swojego pokoju - zamarłem. Amandy nie było. Wbiegłem do pokoju jak poparzony, rozglądając się na boki, gdy usłyszałem jej przerażony krzyk - wołała mnie.
     - Justin, Justin!
           Poczułem przypływ gorąca i nie myśląc dłużej z komody wyciągnąłem podręczną broń i pokierowałem się za jej głosem.

_________________________


No moi kochani...Gdzie Wy Jesteście? :(
Smutno mi bez Was...
Ale nie przestanę pisać. To moje życie, mój świat i mój sposób na wyrażanie pragnień oraz uczuć.
 Chciałabym jedynie, abyście to docenili. Bardzo Was kocham.
Do następnego Słonka.
Ps. Szykuje się niespodzianka dla Was.

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ !!

piątek, 9 maja 2014

~ Rozdział dziewiąty

           Siedziałem z nią na kanapie ponad dwie godziny. Czule głaskałem jej delikatną skórę na plecach i ramionach, samemu się przy tym uspokajając. Moje podniecenie opadło, a na pierwszy plan wysunęła się troska o moją dziewczynę. Stała się dla mnie całym światem. Zmieniła mnie, a jeszcze kiedyś - zresztą całkiem niedawno mówiłem, że żadna inna osoba nie przywróciłaby uczuć w moim życiu. I oto wtedy zjawiła się ona. Piękna, delikatna, wrażliwa i teraz już moja Amanda. Oddałbym za nią życie...
           Z jednej strony to uczucie mnie przytłaczało. Momentami czułem się słaby, bezbronny i bezużyteczny, jakbym był mięczakiem, zaplątanym w sieć uczuć, którymi darzyłem Amy. Natomiast druga strona była piękniejsza i za każdym razem, kiedy o tym myślałem, na moich ustach pojawił się bezwarunkowy uśmiech. Nadawała mi chęci do życia. To uczucie, kiedy trzymałem ją w ramionach nie mogło równać się z niczym innym, nawet z tą cholerną satysfakcją po zabiciu kogokolwiek. Chciałem, aby nasza miłość była tak piękna, jak przed jej zniknięciem i trwała do samego końca.
           Byłem draniem i idiotą, wierząc, że mógłbym zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała, bez jakiejkolwiek opieki i troski. Nie mogłem, ale chciałem i obiecałem to sobie - moja Amy będzie szczęśliwa; szczęśliwa ze mną do końca swoich dni. Będzie miała to, co zapragnie. Dam jej wszystko, byle zapomniała o całym cierpieniu i bólu, jaki musiała znieść przez ostatnie miesiące.
       - Wszystko się ułoży... - szepnąłem jej do ucha, po czym wstałem z nią i delikatnie ułożyłem jej ciało na miękkiej, białej pościeli.
           Wydawała się być taka bezbronna. Tyle przeszła, a nadal drzemał w niej pazur waleczności. Była silniejsza, niżeli mogłoby się to komuś wydawać. Zadziwiała mnie swoją odwagą, mimo tego, że miałam momenty słabości, to i tak brnęła w to dalej. Przykryłem ją pościelą i ucałowałem jej czoło. Tak słodko spała, że nie chciałem opuszczać jej nawet na krok. Jednakże czekała mnie poważna rozmowa z chłopakami. Musieliśmy stworzyć plan, aby zlikwidować otaczające nas zagrożenie i raz na zawsze z tym skończyć. Wiedziałem, że reszta także pragnęła zacząć normalnie żyć w jakiś innych miejscach, daleko od tego syfu.
           Kiedy po raz kolejny upewniłem się, że Amanda głęboko spała, zwlokłem swój tyłek na dół, aby zwołać chłopaków. Zdziwiła mnie cisza panująca w domu, lecz na moment przymknąłem powieki, aby się nią rozkoszować. Zawsze panował tutaj burdel i hałas, a taka zmiana - na pewno chwilowa - była dla mnie przyjemna.
       - Tej, a ty co tak stoisz? - usłyszałem za sobą śmiech Thomasa i od razu wróciłem na ziemię.- Zawołaj wszystkich, bo czas na zabawę. - puściłem mu oczko i usiadłem wygodnie na sofę.
           Thomas nie zaprotestował i zniknął, wbiegając schodami na górę, ponownie zostawiając mnie otulonego beztroską ciszą i tykaniem zegara. Właśnie. Mieliśmy coraz mniej czasu na to, aby zaznać odrobiny szczęścia. Chciałem jak najszybciej odejść, zostawić to za sobą... Ale najpierw musieliśmy wykonać brudną robotę.
           Słyszałem swoje myśli, które chaotycznie krążyły po moim umyśle. Moje nieme krzyki odbijały się echem w dużym, przestronnym salonie. Każdego wieczoru siedzieliśmy tu i piliśmy whiskey, a chwilami zabawialiśmy dziwki z pobliskiego klubu. Nie pieprzyłem ich, bo nie miałem ochoty i sumienia, gdyż moje serce należało do panny Brown. Rozkoszowałem się jedynie ich ciałem, pieszczotami, jakimi mnie obdarowywały i nic poza tym mnie z nimi nie łączyło.
       - Ty, weź zejdź na ziemię! - usłyszałem głos Dave'a, a po chwili poczułem zimną dłoń chłopaka na swoim policzku.
           Uderzył mnie, przez co przeszedł po mnie zimny dreszcz. Nawet nie zorientowałem się, że miałem zamknięte oczy i podpierałem głowę złączonymi dłońmi, rozpamiętując co, co działo się kilkanaście dni temu...
       - Sorry... - jęknąłem i poprawiłem się na kanapie.
       - Odbiło ci, czy co? - Dave zmarszczył brwi i rzucił teczkę z papierami na stół. - Mamy robotę do zrobienia, a ty rozmarzasz się jak jakaś cipa, wróć na ziemie, Parker. - mruknął i gdy wszyscy zebrali się w salonie, jako pierwszy głos zabrałem ja.
       - Więc pierwsza sprawa - naszym priorytetem jest Nevil i mam w dupie wasze uprzedzenia, czy obawy. Chcę się pozbyć tego skurwiela.- przejechałem dłonią po włosach, kiedy Dave rzucił mi ostre spojrzenie.
       - No tak, przecież wszystko zależy od ciebie. McCann skrzywdził ciebie i Amandę więc - pstryknął palcami wwiercając we mnie swój wzrok - pozbywamy się go. Nevil poruszył kij w dupie, który masz od jakiegoś czasu - ponowił czynność-  pozbywamy się go, wszystko dla pana, panie Parker.- uśmiechnął się sztucznie, przez co już adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach o wiele szybciej, niżeli to było konieczne.. Od powrotu Amandy, ten gnojek ciągle mi dopieprzał i miał na to świetny sposób. Wykorzystywał fakt, ze dla niej chciałem z tym skończyć, ale najbardziej bolało go to, ze wolała mnie, nie jego.
       - Hej, hej! - Jason wstał i obszedł swój fotel, po czym spojrzał najpierw na mnie, a potem na Dave'a. - Co w was wstąpiło? Jak wy się zachowujecie? - uniósł jedną brew - Skończyliśmy z McCannem, bo nam kurwa przeszkadzał. - wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się cień zdenerwowania - A Nevila pozbędziemy się dla Amandy, bo to, jak ją potraktował wkurwia mnie samego. - zacisnął dłonie na fotelu i pokierował wzrok na Dave'a - Stul pysk i lepiej słuchaj, a nie prawisz pierdolone monologi na temat życia Justina. - warknął, nic więcej już nie dodając.
           Podziękowałem mu spojrzeniem, ujmując teczkę. Wyjąłem z niej zdjęcie Nevila i jego sześciu wspólników, którzy z nim mieszkali. Ogarnęło mnie obrzydzenie, kiedy dostrzegłem, że Amanda musiała przed nimi paradować nago.
       - Musimy zniszczyć go jak najszybciej... I już nie chodzi o spektakularny wybuch cieszący oko... - warknąłem, rozkładając mapę na dużym stole -  Zniszczymy go w jego własnym mieszkaniu. - westchnąłem i położyłem palec w odpowiednim miejscu.
           Zapadła krótka cisza, po której do moich uszu dotarł głos Thomasa z pytaniem, jak ma to wyglądać. Uśmiechnąłem się sam do siebie.- Justin, nie możemy tam tak.. po prostu wejść.- dodał i rzucił mi wyzywające spojrzenie.
       - No jasne że nie, dlatego przygotowałem pewien plan. - oblizałem usta i wyjąłem spod teczki czystą kartkę papieru.
           Zacząłem rysować schematy jego działki, potem ogrodzenia. Mój plan był dość odważny, ale skoro to miała być nasza ostatnia akcja - mogliśmy sobie na to pozwolić. - Ja, Thomas i Jason zakradniemy się w nocy by rozstawić wokół jego ogrodzenia  butle z benzyną, coś jak .. - podrapałem się po karku, mierząc kumpli wzrokiem - coś jak wtedy, gdy wysadzaliśmy farmę McCanna. - przełknąłem ślinę i powróciłem na kartkę papieru - Dave w między czasie zamontuje na podjeździe mini bombę, która będzie ustawiona na dziesięć minut. - ponownie oblizałem usta, które zaschły mi z wrażenia - Równo o północy wszyscy znajdziemy się w jego ogrodzie i sprowokujemy jego ludzi jak i jego samego małymi pokazami pirotechnicznymi. Na pewno nie będzie chciał samemu sprawdzić co dzieje się na tyłach jego domu,  więc porozumiałem się z Butchers i pomogą nam go zlikwidować. - wyjąłem telefon i odszukałem sms'a od ich przywódcy - Bruce jest chętny do współpracy, więc gdy jego wspólnicy wyjdą, wy i członkowie jego gangu ich rozwalicie. - położyłem telefon na środek stołu i kontynuowałem dalej - Petardy i fajerwerki ich ogłuszą i oślepią, co da nam przewagę, bo w tym czasie będziemy mogli ich zastrzelić. Nevila natomiast macie zostawić. - syknąłem i zacisnąłem pięść na blacie - sam się z nim rozprawię.
           Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy analizowali moje słowa w swoich myślach. Sam się dziwiłem, że tak bardzo pochłonęło ich rozpracowanie mojego planu. Sądziłem, że nie był zbytnio skomplikowany i nadawał się do zrealizowania i wyjścia z tego gówna bez szwanku.
       - Ok, jest dobry, tylko po co ta mini bomba, huh? - Jason gładził palcami swoją brodę, stojąc opartym o fotel Thomasa.
       - Cóż, no po wszystkim wysadzimy ich w powietrze, a wraz z wybuchem bomby, wybuchną także beczki z benzyną, także ślad po jakimkolwiek człowieku zaginie. - usiadłem zrezygnowany na kanapie - Mam nadzieję, że plan wam pasuje, bo nic innego nie byłem w stanie wymyślić przez tak krótki okres czasu. - przejechałem dłonią po włosach i zacisnąłem końcówki w palcach tak, mocno, że musiałam zagryźć dolną wargę zębami, by nie jęknąć.
           Wszyscy skinęli głowami, jednakże w twarzy Honie'ego było coś, co go niepokoiło. Rzuciłem w niego poduszką i zapytałem, dlaczego miał taką kwaśną minę, jakby dzisiaj rano czegoś nie robił.
       - Cóż, wszystko jest ładnie pięknie, ale gdzie w tym wszystkim jest Amanda? - uniósł brew w zaskoczeniu - Chcesz mi powiedzieć, że ma zostać tutaj sama, bez żadnej opieki i nadzoru? - oblizał usta - A co jeśli, któryś z jego idiotów tu się dostanie i ją po prostu zabierze? - wstał, podchodząc do regału, na którym jak wcześniej zauważyłem, leżały bronie.- Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że będzie sama w stanie się obronić? Ta mała, biedna kruszynka z jakimś mięśniakiem sam na sam? - parsknął śmiechem, biorąc do ręki najlepszą broń - Nie zgadzam się.
           Cóż, niestety, ale on miał rację. Nie umiejscowiłem w tym wszystkim swojej dziewczyny. Ale co miałem z nią zrobić? Przecież ona nie mogła wziąć udziału w akcji, bo było zbyt duże ryzyko, że ona sama mogłaby zginąć i odejść ode mnie na całą wieczność. - Nie pomyślałem o tym... - przejechałem paznokciami po karku - Co proponujesz? W ogóle ma ktoś pomysł, co zrobić, by była bezpieczna na tę noc? - spojrzałem na Jasona, który zawsze pomagał mi w układaniu strategii.
       - Może po prostu niech stąd wyjedzie? - rozłożył beznamiętnie swoje ramiona - Któryś z nas przed akcją może ją zawieść do... - wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał - na przykład do jakiegoś domku nad jeziorem, z daleka od całego zamieszania, broni i gangów. Poradzi sobie. - prychnął i odszedł do kuchni - Swoją drogą, to może któryś z nas tam zostać, jeżeli da ci to poczucie pewności siebie przy wykańczaniu Nevila. - krzyknął, a mnie w tym momencie zrobiło się źle i moim ciałem zawładnął ogień.
           Amanda miała znajdować się w objęciach innego mężczyzny? Nie! Przecież obiecałem jej, że już nikt nie skrzywdziłby mojej dziewczyny. Obiecałem samemu sobie, że tylko ja mógłbym ogrzać jej wycieńczone ciało swoim i dać jej poczucie bezpieczeństwa. Teraz miałem to tak po prostu... odrzucić?
       - Nie patrz tak... - warknąłem, a moja warga zaczęła drgać na widok błysku w oku Dave'a. - Zapomnij. - dodałem i wstałem, podchodząc do barku, pragnąc wlać w siebie odrobinę alkoholu.
       - Ale to jest naprawdę dobry pomysł. Amanda ze mną będzie naprawdę bezpieczna i ty dobrze o tym wiesz. - syknął, odkładając broń - poza tym, to ja ją uratowałem, bo gdyby nie moja interwencja, już dawno pływałaby martwa w rzece. - odszedł i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
           Wlałem do kryształowej szklanki alkohol i duszkiem go wypiłem. Byłem wściekły na samą myśl, że Amy mogłaby znowu znajdować się w objęciach Dave'a podczas mojej nieobecności. To mnie najbardziej przytłaczało. Nie sama akcja, możliwość utraty życia, ale  możliwość ponownego utracenia miłości mojej ukochanej.

Amy's POV

           Spałam jak zabita. Nie czułam bólu psychicznego, jak i fizycznego. Otaczało mnie ciepło Justina i jego miłości. Przez tyle miesięcy pragnęłam ponownie poczuć go obok. Zanurzyć się w jego uczuciach do mnie i chwilowo przestać istnieć, by po chwili wzbić się ku wyżynom i wymaganiom, jakie stawiało przede mną życie. Wiedziałam, że z nim będę mogła nawet przenosić góry i walczyć do samego końca, bo był dla mnie niczym pióro dla pisarza, benzyna dla samochodu, a nawet jak serce dla człowieka. On był moim sercem i to wiedziałam od samego początku. 
       - Justin? - zapytałam sennie, przecierając powieki palcami. 
           Nie usłyszałam jego głosu, więc rozszerzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju i faktycznie go tutaj nie było. Oblizałam usta i pierwsze co zrobiłam to wstałam i spojrzałam na swoje ciało. Byłam w samych majtkach. Moje piersi były posiniaczone i trochę mnie bolały, ale był to ból do zniesienia. Przełknęłam ślinę, na widok swojej rany na brzuchu i plastra oraz bandażu na nim. 
           Wyciągnęłam z szuflady jego bluzkę oraz spodnie dresowe. Wszystko było mi rzecz jasna za duże, ale było mi wygodnie. Poprawiłam włosy, związując je w koński ogon, po czym postanowiłam zejść na dół. Tęskniłam za jego widokiem, ale bałam się też zostawania samej. Może i byłam już dość dużą dziewczynką na przebywanie w samotności, ale przeszłość nie dawała mi odrobiny wytchnienia i za każdym razem, gdy choć na moment się uspokajałam, dostawałam skurczy ze strachu. To było okropnym uczuciem. 
           Będąc u szczytu schodów, dostrzegłam światła w salonie, kuchni i jeszcze innym pokoju na dole. Korytarz był ciemny, więc dlatego światła tak wyraźnie się odznaczały z poszczególnych pomieszczeń. Ostrożnie zeszłam na dół, a gdy po lewej stronie ujrzałam Jasona z Thomasem, odetchnęłam z ulgą. 
      - Cześć, co robicie? - weszłam do pokoju, dłonie zaciskając przed sobą na wysokości klatki piersiowej, czując niepożądane skrępowanie. 
      - Cześć mała. Właśnie zamawiamy potrzebny sprzęt do akcji. - Thom mruknął, nawet na mnie nie patrząc, będąc pochłoniętym przez wypełnianie jakiejś tabelki, Jason z kolei szukał czegoś na tablecie sporych rozmiarów.
           Nagle na swoich biodrach poczułam czyjeś dłonie. Rozpoznałam je i przymknęłam oczy, głowę opierając na torsie Justina. Kąciki moich ust uniosły się w uśmiechu. Poczułam, jak ciężar z moich pleców spadł, a na jego miejscu pojawiły się beztroskie myśli dotyczące jego osoby.
      - Już wstałaś, księżniczko? - zapytał melodyjnym głosem, składając mokre pocałunki na mojej szyi z lewej strony.
           Odchyliłam głowę lekko w prawą stronę, dając mu lepszy dostęp do swojego karku. Jednocześnie wsunął dłonie pod moją, to znaczy jego koszulkę na moim ciele, zaczynając opuszkami palców drażnić mój brzuch. Pogłębiłam uśmiech i lekko napięłam mięśnie, czując jak bardzo wypełniał mnie swoim dotykiem.
      - Obudziłam się, bo ciebie nie było obok. I tak.. - rozchyliłam usta szerzej - wyspałam się, bo prawie cały czas śniłam o moim księciu.. - otworzyłam oczy, a on w jednej chwili mnie odwrócił ku sobie i bez żadnego ostrzeżenia mocno pocałował, wlewając w pocałunek tak dużo ... miłości, tęsknoty i wątpliwości.
      - Och, darujcie już sobie... - do mieszkania wszedł Dave, a my się od siebie oderwaliśmy.
           Czułam jak Justinowi zaczęło przyśpieszać się tętno i jak nerwy w nim buzowały. Ale co miałam zrobić? Przestać po prostu odzywać się do Dave'a? Przecież mnie uratował, skoczyłabym, gdyby nie on... Ciężko westchnęłam i spojrzałam na swojego przyjaciela, bo taką osobą właśnie dla mnie był od zawsze.
      - Cześć Dave. Chciałam ci podziękować. - zagryzłam wewnętrzną część policzka - Gdybyś mnie nie uratował... nie byłabym tutaj teraz. I jestem ci za to wdzięczna. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a on ją po chwili uścisnął i przyciągnął mnie do siebie, składając miły i czuły pocałunek na moim policzku.
      - Drobiazg, Amy. - uśmiechnął się i mnie puścił, wchodząc do kuchni.
           Gdy siedziałam z Justinem w salonie, na jego kolanach, a Jason i Thomas nadal pracowali nad czymś, o czym jeszcze nie miałam pojęcia, Dave zaszczycił nas swoją obecnością i usiadł przy stole. Również zaczął coś wypełniać, tylko Justin nie robił nic, zajmując się jedynie moimi włosami, które owijał sobie wokół palca i miaro oddychał. Mając przyłożone ucho do jego klatki piersiowej, czułam jak powolnie, miarowo biło jego serce. To było cudowne.
      - Justin, podjąłeś już decyzje? - zapytał Jason i na nas spojrzał, przez co czynność mojego chłopaka się zatrzymała, a on sam gwałtownie wciągnął powietrze do płuc i zsunął mnie z kolan, sadzając tuż obok siebie.
      - Amy, mam pytanie i jednocześnie prośbę. - ujął moją dłoń w swoją i zaczął kciukiem gładzić moje knykcie.
           Spojrzałam w jego oczy z lekkim przerażeniem i uniosłam pytająco brew, nie mogąc zdać się na wypowiedzenie chociaż głupiego "słucham" albo "tak". Bałam się, że może będzie kazał mi odejść...
      - Za cztery dni zamierzamy skończyć nie tylko z Nevilem i jego ludźmi, ale także i z naszym dotychczasowym życiem. - mówił bardzo powoli, spokojnie, wiedziałam, że dużo to go kosztowało - to było widać po grymasie na jego twarzy - Nie będziesz tu bezpieczna, dlatego musiałem podjąć w tym kierunku radykalne działania. - spojrzał w głąb moich oczu - Wyjedziesz na kilka dni razem z Dave'em do jakiegoś domku nad jeziorem. - zacisnął moją dłoń, a mnie w tym czasie odpłynęła krew z twarzy - Nie mamy innego wyjścia, a tak... sprawisz że i ja będę spokojniejszy i czym szybciej się z tym uporamy...tym szybciej będziemy razem na zawsze. - mruknął i ujął swoją dłonią mój policzek.
           Jego palce były tak gorące, że niemal paliły moją wrażliwą skórę. Wbrew temu, że nie chciałam odchodzić od Justina, chociażby tylko po to, by oni mogli zamknąć to gówno, to tak naprawdę to rozwiązanie wydawało się najbardziej korzystne i dla mnie, no i dla nich. Nie mieliby mnie na karku, co dałoby im swobodę w wykonywaniu czynności.
      - Dobrze, wyjadę z Dave'em, ale pod warunkiem, ze zaraz po tej całej akcji i załatwieniu tego wszystkiego przyjedziesz do mnie i już nie będziemy musieli walczyć o swoje bezpieczeństwo, rozumiesz? - pragnęłam przelać cała swoją odwagę na niego, chciałam mu pokazać, że mógł mi zaufać i że podczas pobytu z jego przyjacielem, do niczego by nie doszło. Nie potrafiłabym zdradzić Justina, nie dobrowolnie.
           Mój chłopak już nic więcej nie powiedział. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, z którym miałam wyjechać. Uśmiechnął się mnie przyjaźnie i ponownie skupił się na czymś, co robił od ponad dwudziestu minut. Justin ponownie wsunął mnie sobie na kolana, mocno przytulając. Był bardzo zdenerwowany, dlatego chciałam mu jakoś poprawić humor.
      - Masz ochotę na wspólny prysznic? - szepnęłam mu na ucho, po czym spojrzałam na niego z cwanym uśmieszkiem.
           Jego samopoczucie diametralnie się zmieniło. Poczułam rozluźnienie uścisku, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Znowu wyglądał, jakby miał siedemnaście lat. Był tak pięknym, młodym człowiekiem, gdy się uśmiechał, że miałam ochotę oglądać ten widok całe życie.
      - Z tobą zawsze, moje słoneczko. - musnął wargami moje czoło, a potem bez uprzedzenia wstał razem ze mną i pokierował się ku schodom.
           Objęłam go wokół szyi, a gdy wchodziliśmy po schodach, zadzwonił jego telefon. Zmuszony był mnie postawić na ziemi i wyjąć dzwoniące urządzenie z kieszeni. - Idź, zaraz do ciebie przyjdę. - dodał rozdrażniony i ponownie zszedł na dół, wcześniej popychając mnie, abym weszła na górę. Obejrzałam się za nim i usłyszałam coś, co mnie przeraziło...
      - Jak to możliwe, że jesteś w ciąży!? - wrzasnął, znikając w salonie.

 _______________________________________                    
Kochani. 
Na samym wstępie pragnę podziękować Elise za to, co zrobiła. Niespodzianka, jaką dla mnie przygotowała była fenomenalna. Elise jest moją przyjaciółką w realnym życiu. Znam ją ok. 3 lat i jeszcze nigdy, nikt nie dałby aż tylu powodów do uśmiechu, Co Angela. To jej prawdziwe imię. 
Kocham ją i to się nigdy nie zmieni. :) Elise, moja Mała, Dziękuję. 

Druga sprawa to tak jak Elise wspominała, nagrodzę jeden komentarz. Jest to bardzo trudne, bo KAŻDY kto coś napisał, dał mi niesamowitą siłę i chęci do pisania dalszych rozdziałów. Nie chciałam wybierać jednego, ale takie były zasady... 

Chciałabym nagrodzić dziewczynę, która podpisała się ask'iem - @theonewholoveslife
Skontaktuję się z nią tuż po dodaniu rozdziału.
Jeszcze raz Wam wszystkim dziękuję za bycie ze mną. Jest to dla mnie spełnienie marzeń. Naprawdę. 


CZYTASZ? :) = KOMENTUJESZ!

piątek, 2 maja 2014

Motywacja dla Audrey

Kochani,
Audrey ostatnio brakuje motywacji i chęci do pisania SHADOW. Napisałabym "ZRÓBCIE TUTAJ HAŁAS",no ale niestety.. nie macie takiej możliwości i nie jesteśmy na koncercie.
Mam więc inny pomysł; każdy oddany czytelnik niech w komentarzu umieści dwa przekonujące argumenty, dlaczego Audrey powinna pisać dalej.
Za najlepszą odpowiedź czeka jakaś nagroda; oczywiście nie jakaś wielka typu samochód, laptop, czy telefon.. drobna, ale sądzę, że miła. Postarajcie się i uznajcie to za zabawę. Powodzenia.

PS.Dobija ją również fakt, że są osoby, które czytają, a nie komentują tego, więc super, ekstra, fajnie byłoby.. gdyby to się zmieniło. "Tej" dziewczynie naprawdę zależy na waszych szczerych opiniach i odczuciach, co do danego rozdziału.
Elise