Justin's POV
Było jasno. To był dzień. Siedziałem z Jasonem i Dave'em na tarasie i piłem drinka. Wszystko było idealnie. Po chwili z środka domu wyłoniła się Amy. Moja kochana Amy. Była taka śliczna. Jej włosy, jej zaokrąglony brzuszek z naszym maleństwem. Ale nagle zaczęła się śmiać. Najpierw delikatnie, potem przesadnie. Jej oczy zrobiły się czarne, niczym kawałek węgla. Zieleń jej tęczówek zniknęła. Zrobiło się ciemno. Poczułem lekki powiew chłodnego wiatru. Zacząłem ją wołać, bałem się, że mógłbym ją znowu stracić. I wtedy znowu zrobiło się jasno. Usłyszałem płacz, milion żarówek nad swoim obliczem. I salę. Powróciłem do dni, w których walczyłem o życie. W szpitalu.
Mnóstwo głosów docierało do moich uszu, jednakże wśród nich wyszukiwałem tego jednego - nie było jej przy mnie. Poderwałem się szybko i zacząłem się rozglądać, jednak wokół mnie było pusto. Pomieszczenie było niewielkie, ściany były białe, a moje łóżko było jedynym meblem. Chciałem wstać, jednak coś trzymało mnie za nogi. Chwyciłem skrawek pościeli i ją ściągnąłem, odrzucając na lewą stronę. Ujrzałem, że białe prześcieradło było od krwi, a moje nogi były przypięte pasami. Chciałem je odpiąć, jednak kiedy tylko je dotknąłem, jakaś siła przyciągała mnie z powrotem do łóżka.Warknąłem rozdrażniony. Nagle ściany zaczęły się poruszać, a mi zawirowało w głowie. Zamknąłem oczy, aby to cholerne uczucie i mdłości zniknęły.
- Justin, Justin kocham cię... Proszę, nie odchodź ode mnie!
Usłyszałem ją. Chciałem się odezwać, dać jej znak, że ja ją słyszałem, że byłem przy niej. Lecz nie mogłem. Usłyszałem ciągły sygnał. Dźwięk identyczny, jaki wskazują urządzenia, gdy pacjent umiera. Zacząłem nerwowo oddychać.
- Amanda! - wrzasnąłem, podrywając się do pozycji siedzącej i dłonią przejechałem po twarzy, która okazała się zimna i zalana potem - Amy... - jęknąłem cicho.
Nagle do pokoju wleciał Thomas.
- Justin! - krzyknął i podbiegł do mojego łóżka, ale ja nie mogłem wykonać żadnego ruchu.
Byłem ociężały i spocony. W moim ciele buzowała adrenalina, a mimo to czułem, że było mi cholernie zimno. Mój oddech był nieregularny - oddychałem szybko i głośno, jakbym uciekał przed jednostką policyjną.
- Justin, do kurwy! - chłopak wrzasnął, ale ja nie byłem zdolny, aby odwrócić swój wzrok.
Nagle poczułem, że przyjaciel uderzył mnie w twarz, wtedy przełknąłem ślinę i uniosłem się powoli, opierając na łokciach. Spojrzałem na niego dzikim wzrokiem. Syknąłem na niego, pocierając policzek. Nim się obejrzałem, do środka wpadli pozostali. Jason od razu wypchnął z mojego pokoju Dave'a, który wbiegł tuż przed nim. Thomas usiadł na kanapie, a Knight przystanął tuż obok. Czułem się jak dziecko.
- Dobra, możecie też już stąd spadać. To był tylko sen. - warknąłem.
- Darłeś się, jak nienormalny...- Thomas wrzasnął i uderzył dłońmi o swoje uda.
Kiedy odwróciłem wzrok, napotkałem spojrzenie Dave'a, który mruknął, że wołałem Amandę i opuścił pokój, w którym zapadła niezręczna cisza.
- Możecie już iść, ze mną wszystko w porządku. - warknąłem i odwróciłem się plecami do przyjaciół.
Usłyszałem ciche westchnięcia, a po chwili drzwi uległy zamknięciu.
- Co za ... - syknąłem, kładąc się na plecy, a moim oczom ukazała się sylwetka Jasona. Przewróciłem oczami na znak frustracji. - Jeszcze tutaj jesteś?
- Chcę pogadać. - powiedział łagodnie, po czym usiadł na brzegu łóżka. - Stary... to było dziwne i niepokojące. - na jego twarzy malowało się zmartwienie - Nigdy nie krzyczałeś przez sen. - mruknął rozżalony.
- Wiem, to przez zmęczenie... - mruknąłem, wymachując lekko ręką.
Kiedyś, gdy jeszcze nie było w moi otoczeniu Jasona, często budziłem się w nocy w takim stanie. Uznawałem, że to był odruch żyjącego we mnie strachu, który brał górę nad emocjami, gdy coś nie szło zgodnie z planem, który wcześniej szczegółowo obmyśliłem.
- Jason, przestań się bawić w niańkę. - spojrzałem na niego poirytowanym wzrokiem - Naprawdę mam już dość tego ciągłego wysłuchiwania rad, które i tak nie przynoszą żadnego rezultatu - powiedziałem zmarnowany, po czym usiadłem na brzegu łóżka, trzymając w dłoni bluzkę Amandy, tę samą, co dwa lata temu, gdy wchodząc do jej pokoju ona jako pierwsza wsunęła się w moje dłonie.
- Wiesz co... staram się być twoim kumplem i ci pomóc, zbywasz mnie i wolisz uciekać przed problemami tak samo, jak wolisz wyjść z domu niż pogadać z którymś z nas. Jesteś egoistą, bo nie rusza cię, że do cholery, my się o ciebie martwimy. - zaczął krzyczeć, ale w jego oczach widziałem troskę.
Kiedy w końcu skończył i chciałem się odezwać, uciszył mnie skinieniem ręki .- Oj, weź się zamknij. Już wiem, co mi powiesz, więc daruj sobie. Sam wyjdę, a ty jak zwykle ubierz się i wypieprzaj z domu, bo przecież nie masz przyjaciół, którzy chcą ci pomóc. - wyszedł, trzaskając drzwiami, tym samym zostawiając mnie w osłupieniu.
Może i miał rację. Chwilami nie rozumiałem samego siebie i tego, czego tak naprawdę chciałem. Z chwilą odejścia Amandy, runęła moja osobowość. Robiłem wszystko to, co chcieli moi kumple. Zawsze tłumiłem w sobie swoje uczucia. Wylewałem je jedynie na czyste kartki papieru w zeszycie, który nazwałem pamiętnikiem Shadow. A teraz, gdy po raz pierwszy od dwóch lat spotkałem Amandę, poczułem jak moja blokada zaczynała się psuć. Pozwalałem swoim emocjom wyjść na zewnątrz i odgonić wszystkich wokół.
Z westchnieniem podszedłem do drzwi i wyszedłem z pokoju, zostawiając w nim całą złość. Chciałem jedynie nie mówić głośno o swoich wątpliwościach, ale skoro to niosło za sobą utratę przyjaciół, musiałem zaryzykować.
- Mogę? - spytałem, stając przy uchylonych drzwiach do pokoju Knight'a.
Skinął jedynie głową i zamknął laptopa. Czekałem, aż zacząłby znowu prawić mi morały, jednakże tylko na mnie spoglądał. Czułem się niezręcznie, bo sam do końca nie wiedziałem, co chciałem mu powiedzieć.
- Przepraszam. - usiadłem na krześle i podparłem głowę dłońmi, które opierałem o swoje kolana - Nie wiem co się dzieje, znowu czuję tę pustkę, ale i gniew, bo ... bo nie mogę jej mieć... - niemalże łkałem i czułem jak paliło mnie serce
- Możesz ją odzyskać, widziałem ją i mogę powiedzieć, że raczej nie była szczęśliwa. - Uśmiechnął się blado, jednakże wcale nie podniósł mnie na duchu.
- Jason.. ona nie pozwoliła mi się dotknąć..ona.. ona mnie nienawidzi. - zakryłem twarz dłońmi i zaczerpnąłem głośno powietrza, chciałem, aby pieczenie pod powiekami ustało, nie mogłem pozwolić łzom wypłynąć. Nie tutaj. Nie przy Jason`ie.
- Myślisz, że jej jest łatwo? - ton jego głosu był nieco stanowczy - Ona cierpiała. Bardzo cierpiała, gdy ty miałeś ją w dupie. Justin... - poczułem jego dłoń na swoim ramieniu - Nie możesz zakładać, ze wszystko jest stracone, dopóki nie zawalczysz i nie poznasz prawdy... Przecież... - chciał dokończyć, ale do pokoju wleciał Dave.
Odruchowo na niego spojrzałem pytającym wzrokiem. Starałem się powstrzymywać łzy. Zapytał, na co czekaliśmy, skoro czekała na nas robota do wykonania. Przypomniał nam o akcji, którą mieliśmy w planach dzisiaj ogarnąć. Dave warknął pod nosem, ponownie przypominając, że dzisiejszego dnia o godzinie czwartej nad ranem mieliśmy zgarnąć debili, którzy czymś nielegalnie handlowali.Westchnąłem i przewróciłem oczami.
- Serio chce ci się teraz zawracać dupę jakimiś debilami, którzy nie potrafią nawet ukrycie handlować amfą? - spojrzałem na niego, jednakże wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił i nim zdążyłem coś powiedzieć, Jason pchnął mnie w stronę drzwi.
- Dobra, dobra. Już... - syknąłem i zatrzymałem się - Wezmę tylko broń. - dodałem i wróciłem do pokoju.
Założyłem na siebie białą bluzkę, czarną kurtkę ze skóry, a spod poduszki wyciągnąłem broń. Teraz byłem gotowy. Zszedłem na dół i rozglądając się po korytarzu, ubrałem buty i wyszedłem. Pod autem dostrzegłem, że jeden z chłopaków stał przy drzwiach od kierowcy. Syknąłem, aby Dave się odsunął, zbliżając się do Lexusa. Chłopak przewrócił teatralnie oczami, ale po chwili rzucił w moją stronę kluczyki i sam usiadł na miejscu pasażera.
- Dobra, to zaczynamy przedstawienie - zaśmiałem się, odjeżdżając z posesji, zostawiając myśli o Amandzie gdzieś na terenie posiadłości.
Do miejsca, w którym miało dojść do handlu między dwoma grupami dojechaliśmy w milczeniu. Zatrzymałem samochód w odpowiedniej odległości, aby nie zbudzić podejrzeń. Miałem dość tych gówniarzy, którzy zagrażali nam wydaniem przed policją. W ogóle nie uważali na miejsca, ani na konsekwencje - jedna grupa ciągnęła drugą na dno. Nie mogliśmy pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Nadszedł czas, aby nauczyć tych szczeniaków posłuszeństwa i ostrożności.
- Dave, pójdziesz z Jasonem z tamtej strony, a my z Thomas'em zajmiemy się druga grupą. Damy radę, to są tylko amatorzy, także na luzie chłopaki. - uśmiechnąłem się i ruszyłem przed siebie.
Nie dbałem o swoje bezpieczeństwo. Co oni mogli wiedzieć o handlowaniu? Przecież pojawili się tak naprawdę znikąd, a ich wiedza na temat narkotyków była znikoma. Chodziło tylko o kasę, jak zwykle. To było na ich poziomie. Grupa złożona z czterech osób: dwóch piętnastolatków i dwóch szesnastolatków. Banda dzieciaków, gówno wiedzących o prawdziwym życiu.
- Dobra Thomas, myślę, że zaraz ich miny zrzędną... - zaśmiałem się, kiedy dostrzegłem ową grupę chłopaków, już wciągających narkotyki.
Bezszelestnie podszedłem do nich razem ze swoim towarzyszem. - No chłopaki, smakuje? Może się podzielicie? - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Speszony małolat spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Następnie zaczął się szaleńczo rozglądać na boki, jakby czegoś szukał. - Od kogo jesteście? - syknąłem i ująłem go za ramię. Zacząłem się zastanawiać o co w tym wszystkim chodziło, bo żaden z nich nie zareagował. Po prostu stali, jakby czekali. Tylko na co? Rzuciłem pytające spojrzenie Thomas`owi i odepchnąłem smarkacza tak, że upadł na ziemię.
- Zapytam jeszcze raz i ostatni raz. Z kim macie kontakt i kto wam dał narkotyki? - zapytałem, podchodząc do drugiego chłopaka.
Jego spojrzenie było dziwne. Bał się. To było pewne, ale posiadał w sobie coś jeszcze. Jakby pewną ulgę. - Mów! - syknąłem prosto w jego twarz, na co zareagował piśnięciem.
A niby tacy dorośli! Zaśmiałem się i kazałem Thomasowi zająć się poprzednim chłopakiem. Wyjąłem z kieszeni telefon, aby sprawdzić co działo się u Jasona. Gdy odebrał, usłyszałem tylko strzał oraz coś jeszcze. Z początku tylko trochę kojarzyłem ten dźwięk, ale gdy się rozłączyłem, zobaczyłem jak chłopcy uciekali, a ja i Thomas wpadliśmy w niezłe gówno. Policja zaczęła nadjeżdżać z dwóch stron, a ich sygnał przyprawiał mnie o niesmak w ustach.
- Ja pierdole, co za .... - warknąłem, wyjmując broń, a gdy już ją odblokowałem zacząłem się rozglądać, za możliwą drogą ucieczki.
Zauważyłem nadbiegającego Jason`a, a za nim podążał Dave. Z daleka migotały na przemian niebieskie i czerwone światła.
- Wpakowaliśmy się w niezłe bagno. - wrzasnąłem do Thomas`a i puściliśmy się biegiem w stronę samochodu.
To byłby koszmar, gdyby policja nas złapała. Nie wygrzebalibyśmy się z tego. Biegłem przed siebie, lecz co jakiś czas sprawdzałem, czy pozostali trzymali się blisko mnie. Nie zostawiłbym żadnego z nich, nawet za cenę własnego bezpieczeństwa. Miałem wobec nich dług do końca życia za ich lojalność i oddanie wtedy, kiedy byłem marną kukłą, przygwożdżoną do łóżka.- Dalej! Już niedaleko!
Nagle rozległ się strzał. Wystraszyłem się i jak w transie uległem zatrzymaniu. To mnie zgubiło. Reszta także się zatrzymała, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Oni nie mogli ponownie zapłacić życiem za mnie. Już nie.
- Kurwa, biegnijcie! - wrzasnąłem i w jednej chwili powróciłem wzrokiem na biegnących w naszą stronę czterech policjantów.
Adrenalina w moich żyłach ulegała coraz większemu napięciu, a ja sam odczuwałem potrzebę wyzwolenia z siebie tego stanu, w którym byłem bestią. Zacisnąłem w dłoni broń, a palec umiejscowiłem na spuście.
- Justin, Justin przestań! Chodź! - słyszałem krzyki chłopaków.
Nie chciałem ich posłuchać. Chciałem zburzyć mur między swoim światem, a rzeczywistością, chciałem poczuć, jak to było, gdy ponownie byłem tym, który mógł ich zabić.
- Wyrzuć broń, ręce na kark, już! - usłyszałem w oddali.
I to mnie pchnęło dalej. W jednej chwili nacisnąłem na spust, unosząc broń ku górze. Teraz było ich trzech. Jeden zatrzymał się przy już zabitym przyjacielu, co dało mi drugi powód do strzału.
- Jeszcze tylko dwóch... - warknąłem sam do siebie czując, jak bardzo to pobudzało moje zmysły. Pozostała dwójka się rozgałęziła. Chcieli spróbować podejść mnie od dwóch stron, ale oni chyba nie wiedzieli, z kim mieli do czynienia. Gwałtownie wybuchnąłem śmiechem, ale tylko na chwilę. Nagle usłyszałem strzał. Strzał policjanta w moją stronę.
- Przesadziliście... - warknąłem, po czym pobiegłem do przodu, aby ich zmylić.
Gdy się zatrzymałem, odwróciłem się i uśmiech ponownie zagościł na mojej twarzy. Tym razem bez żadnych uprzedzeń strzeliłem dwa razy pod rząd, zabijając owych policjantów. Triumfalnym krokiem do nich podszedłem.
- Gorzej niż dzieci... - zaśmiałem się, a tuż przede mną pojawił się czarny Lexus.
- Popierdoliło cię?! Co w ciebie wstąpiło?! Po jaką cholerę ich zabijałeś?! Mogliśmy normalnie uciec.. Justin, to miało się skończyć.. Mieliśmy tylko nastraszyć tych smarkaczy. - kiedy wsiadłem do samochodu, Jason od razu na mnie naskoczył.
Jednakże miałem go w dupie, liczyło się to, że ponownie przebudziłem się z tego cholernego transu. Uśmiechnąłem się i odrzekłem niewzruszony. - Kochani... wracamy do gry. Tego potrzebowałem, potrzebuje akcji i adrenaliny. - Dave parsknął pod nosem i skręcił w stronę bocznej ulicy, aby nie wzbudzać podejrzeń, po czym zmniejszył również prędkość i w końcu się odezwał.
- I uświadomiłeś sobie to po tym, jak zabiłeś czworo niewinnych ludzi? Nie jesteś już Shadow i nie masz nim być. Powiem to, bo wiem, że nikt się nie odważy. - napotkałem jego wzrok w lusterku, był wściekły - Jesteś idiotą. Zrobiłeś to, bo nie wiedziałeś, jak rozładować emocje, które były w tobie od spotkania z Amandą. Stary, to przepadło. Nie jesteście już razem i nie będziecie. Czas się z tym pogodzić i naucz się, do kurwy, panować nad emocjami. Raz..- uderzył w kierownicę - pierwszy i ostatni raz poniosło cię w takim stopniu. Pamiętasz jak to się skończyło ostatnim razem? Zbieraliśmy cię z ziemi prawie martwego. Nie ma już naszego gangu. Zajmujemy się drobnymi sprawami, ale nie będziemy mieszać się w nic większego. Zapomnij i ochłoń. - warknął, a ja popatrzyłem tylko na pozostałą dwójkę, która w milczeniu słuchała słów Dave'a.
Czy miał rację? Może. Ale wiedziałem, że tego potrzebowałem. Przez resztę drogi żadne z nas nie zabrało głosu. Jason, który siedział obok mnie nawet słowem nie pisnął. A Dave? Też już skończył prawić swoje kazanie na temat mojego zachowania. Gdy tylko wysiadłem, zmuszony byłem zapalić. Poszedłem na tył domu i usiadłem na ławce, w ogrodzie. Ująłem w dłoń papierosa i go odpaliłem, bardzo mocno się nim zaciągając. Przypominało mi się wszystko. To, co działo się ze mną podczas tejże akcji, było czymś znanym mi wcześniej, jednakże teraz, to wyzwoliło nowsze odczucia.
Zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej byłoby mi, gdyby Shadow wrócił. Był częścią mnie, jednak tak bardzo różniło się moje zachowanie, kiedy dopuszczałem go do panowania nad moim umysłem, od normalnego funkcjonowania. Wiedziałem, że gdy on się pojawiał, nic nie miało znaczenia. Amanda nie byłaby mi potrzebna. Parsknąłem i zaciągnąłem się tak mocno, jak tylko płuca mi na to pozwalały. Moi przyjaciele nie potrzebowali Shadow. Ale czy on nie był moim jedynym ratunkiem od bólu, który rozdzierał mnie od środka?
Był i to było pewne. Ale nie mogłem stać się tym, kim byłem w środku. Nie teraz, gdy dowiedziałem się, iż Amanda żyła. Popełniłbym ten sam błąd, co przed jej odejściem. Nie chciałem, aby historia się znowu powtórzyła.
- Wszystko w porządku? - poczułem na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Gdy uniosłem głowę i wypuściłem kółko dymu z ust, dostrzegłem Jasona. Ciężko westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Cicho szepnąłem, aby mnie zostawił. Chciałem pomyśleć nad swoim dalszym życiem, chciałem je jakoś uporządkować.
- Nad czym? Justin, nie możesz ciągle się zadręczać Amandą. Ona sama wie co jest dla niej lepsze, dokonała wyboru, nawet jeśli jest nieszczęśliwa. Pamiętaj, że już nie jest bezbronną dziewczyną, jest kobietą. Nie możesz kierować się uczuciem do niej, bo to cię zniszczy. - zacisnął dłoń na moim ramieniu, a w mojej głowie rozbrzmiewał jego głos.
Drażnił mnie jeszcze bardziej. Sam nie potrafiłem wypowiedzieć jej imienia na głos, a gdy usłyszałem je od kogoś innego, poczułem ukłucie w sercu. Wyrzuciłem pół papierosa na trawę i jednym, szybkim ruchem wstałem, po czym rękoma odepchnąłem go od siebie. Byłem zły.
- Jason kurwa, daj mi święty spokój! - krzyknąłem - Ona była i będzie moim sercem, nie zrozumiesz tego!
Przyjaciel uśmiechnął się delikatnie, pokręcił głową, a kiedy się odezwał jego głos był stanowczy. Wyczułem, że był równie zdenerwowany jak ja. - Ogarnij się, Parker, bo w końcu spieprzysz wszystko. Wiesz co...- odepchnął mnie prawą ręką tak mocno, że zrobiłem krok do tyłu - Jeśli twoim celem jest pozbycie się wszystkich bliskich ci osób z twojego życia, to jesteś blisko. Najpierw wypieprzyłeś Amandę, teraz robisz to samo z nami. - wskazał palcem na siebie, a potem wskazał na dom, cały czas wpatrując się we mnie - Odcinasz się... - zacisnął usta w cienką linię, a jego ostatnie zdanie wstrząsnęło mną bardziej, niżeli dostałbym porządnie w twarz. - Stracisz nas, a jeśli zostaniesz sam, to zwariujesz... ale my, Justin... - przejechał dłonią po swoich włosach - zawsze będziemy z tobą, nawet jeśli kurwa mać, tego nie chcesz! -krzyknął, po czym odwrócił się i pokierował w stronę domu.
Stałem nieruchomo, jakbym został przybity do ziemi. Ciężko było mi uwierzyć w to, co powiedział. Rozchyliłem zaciśnięte usta, nabrałem do płuc powietrza, ale go nie wypuściłem. Otworzyłem oczy i zerknąłem w niebo. Gwiazdy świeciły tak jasno... Wypuściłem powoli powietrze, uspokajając się przy tym. Musiałem odnaleźć w sobie równowagę. Ona była niezbędna dla normalnego funkcjonowania.
Zostawiając resztę wątpliwości, pokierowałem się do mieszkania. Wszedłem do środka i poczułem przyjemny zapach.
- Co tak...? - uniosłem brew, gdy w kuchni ujrzałem Dave'a z Niną.
- Robimy coś do jedzenia, pewnie jesteście głodni. - dziewczyna przerwała mi, gdy chciałem dokończyć swoje zapytanie, a potem się uśmiechnęła i klepnęła Dave'a w tyłek. - Nie podjadaj!
Amy's POV
Już nie płakałam. Siedziałam i czekałam, aż Jack ruszyłby swój szanowny tyłek i mnie stąd wypuścił. Zawsze musiałam postępować według jego zasad, które coraz bardziej zaczęły mnie po prostu wkurzać. W ciągu tych czterech godzin, jakie już minęły, uporządkowałam sobie niektóre sprawy. Justin żył - wcale nie wyjechał. Mieszkał z chłopakami gdzie indziej, a przede wszystkim już nie był tak bardzo niebezpiecznym chłopakiem, jakiego widziałam po raz ostatni.
Uśmiechnęłam się na samą myśl, że chłopacy za mną tęsknili. Szukali mnie, Justin mnie szukał. Zaczerpnęłam głośno powietrza, a w tym samym czasie usłyszałam dźwięk otwieranego zamka, a już po chwili w drzwiach pojawił się Jack ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Posłałam mu ciepłe spojrzenie, a zaraz potem wstałam i wyciągnąłem ręce, aby się trochę rozciągnąć i pobudzić swoje mięśnie do życia.
- Wyspałeś się, Jack? - zaśmiałam się, bo humor mimo tego jak mnie potraktował, miałam dobry.
- Oczywiście, ale widzę, że ty też się wyspałaś na tym wyblakłym materacu... - zaczął podążać w moim kierunku.
- Nie spałam. - mruknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. - Czy mogłabym coś zjeść? - zaczęłam wciskać paznokcie w skórę na swoim przedramieniu, wiedziałam też, że musiałam zachować spokój, ale jego intensywne spojrzenie, doprowadzało mnie do szaleństwa.
- A co, już zgłodniałaś? - wyjął ręce z kieszeni i ujął kosmyk moich włosów, po czym zaczął się nimi bawić - Amy, słońce - nachylił się nad moją drobną posturą i zaciągnął się zapachem moich falujących włosów - Jesteś piękna, a pachniesz jeszcze lepiej...
Uśmiechnęłam się drwiąco i poinformowałam go, że cuchnęłam zgnilizną, po czym rzuciłam mu stanowcze spojrzenie - Jeśli ci się to tak bardzo podoba, to zostań tu na jedną noc. - pogłaskałam go po policzku i ruszyłam w stronę wyjścia, nie oczekując jego pozwolenia.
Usłyszałam ciche warknięcie, ale na szczęście nie zatarasował mi drogi. Ruszyłam po schodach na górę, a gdy weszłam do kuchni, dostrzegłam jego wspólników siedzących i jedzących coś, co wyglądało jak naleśniki.
- Widzę, że ktoś się w końcu nauczył gotować... - parsknęłam i pokręciłam głową, bo to wszystko wydawało się śmieszne.
- Ty, zważaj na słowa, suko. - odezwał się wysoki brunet z umięśnionym ciałem, niczym największy zawodnik sumo.
Przystanęłam przy blacie i nalałam sobie soku do szklanki powstrzymując śmiech. Kiedy do kuchni wkroczył Jack, przesunęłam językiem po brzegu szklanki. Jego spojrzenie było intensywne i pełne żądzy.
- Jack, kochanie, ja już wszystko rozumiem. Twój kolega nazwał mnie suką, więc tym dla ciebie jestem? Z tego co wiem, to suki lubią być pieprzone... przez wielu różnych facetów. - odłożyłam na blat kuchenny szklankę i czekałam na jego reakcję.
Zdziwienie wkradło się na jego twarz. Wbijał we mnie swoje spojrzenie, jednocześnie się do mnie zbliżając. Czułam narastające napięcie między nami, czułam, jak jego złość przelewała się na czyny, gdy zdjął z siebie koszulkę, a moim oczom ukazał się jego wyrzeźbiony tors.
- Zaraz się będziesz pieprzyć ze mną, chcesz? - przejechał palcem po moim policzku.
Uśmiechnęłam się słodko i przejechałam palcem wzdłuż jego brzucha, zatrzymując się na brzegu spodni. - Oczywiście, że nie. Po pierwsze zmusiłam się, abym spała w ohydnej piwnicy, po drugie - zastosowałam wyliczanie za pomocą palców prawej dłoni - jestem głodna - wzrok spuściłam na wypukłość w jego spodniach - Ale nie głodna seksu, burczy mi w brzuszku. - odwróciłam się do niego plecami i specjalnie schyliłam się do najniższej pułki, gdzie były ciastka, aby otrzeć się o niego tyłkiem.
Kiedy poczułam jego erekcję na swoich pośladkach, od razu podniosłam się do pozycji pionowej.
- Zapomnij o seksie, jeśli twoi goryle będę mnie traktować w ten sposób. - mój ton głosu był stanowczy, przez co Jack patrzył na mnie ze zdziwioną miną. - Zamknij buzię, bo jeszcze mucha ci wleci. - mruknęłam i ugryzłam jedno ciasteczko, lekko się przy tym uśmiechając.
Przyglądał mi się z iskrami w oczach. Wiedziałam, że go tym nieco rozzłościłam, ale musiałam w końcu powiedzieć swoje zdanie. Miałam dość traktowania siebie jak biedną, porzuconą i pokrzywdzoną dziewczynę. Stałam się kobietą, a niewyparzony język miałam od zawsze. Teraz tylko musiałam pozwolić swojej wredności wyjść i pozwolić ujrzeć światło dzienne.
- Wy dwaj... - przeniósł wzrok na chłopaków, zajadających się jakimiś naleśnikami, które zapewne kupili w sklepie, a nie usmażyli samemu - Wynocha mi stąd! - ryknął - Jeszcze raz tak się do niej odezwiecie to przysięgam... - podszedł do stolika i ujął kołnierz od kurtki tego większego faceta - rozjebię was, jasne?! - syknął.
Skinęli głowami i bez słowa opuścili pomieszczenie. Na moich ustach malował się uśmieszek. Amy wygrała. Po raz pierwszy postawiłam się nie tylko jemu, ale i sobie. Wiedziałam, że mogłam osiągnąć więcej, niżeli się spodziewałam.
- Dziękuję, Jack. - posłałam mu oczko i wyszłam z kuchni, aby wziąć prysznic.
Strasznie cuchnęłam. Puściłam wodę w prysznicu, aby zimna woda zleciała, a sama zaczęłam się rozbierać. Czułam się dumna, że w końcu postawiłam się Nevil'owi. Nie pozwoliłam, aby strach ze mną wygrał. Z uśmiechem weszłam pod strumień gorącej wody i zaczęłam obmywać swoje ciało.
Będąc zamknięta w piwnicy, podjęłam kilka istotnych decyzji - czas, aby dojrzała i dorosła Amy przejęła inicjatywę. Byłam już kobietą i nie potrzebowałam niańki w skórze Jack`a. Chciałam w końcu poczuć odrobinę szczęścia, przez co musiałam pozbyć się uczuć do chłopaków: Jason, Thomas, Dave i Justin musieli zniknąć z mojego życia raz na zawsze.
Po długiej kąpieli wyszłam na miękki dywanik, a w kilka sekund później łazienka była zaparowana. Przetarłam dłonią po lustrze, aby ujrzeć swoje odbicie.
- Witaj nowa Amando - uśmiechnęłam się szeroko.
Skoro Justin potrafił pozbyć się uczuć, budząc w sobie Shadow, ja także potrafiłam wyzwolić się z objęć małej, niewinnej Amy i w końcu stawiać kroki o własnych siłach. Już nie chciałam chować się za plecami jakiegokolwiek mężczyzny, sama również byłam silna. Potrzebowałam wolności, jaką mi odebrano. Chciałam zacząć walczyć o swoje.
________________________________________________
Jesteście wspaniali. Dziękuję Wam za obecność. Jesteście cudowni!
Nie wiem, jak Wam dziękować za tak przepiękne słowa kierowane do mnie, do rozdziałów.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam jak narazie.
Dziękuję Wam bardzo za wsparcie. Kocham Was. Bardzo.
CZYTASZ? - SKOMENTUJ! To wiele dla mnie znaczy ♥
Hmm.....nowa Amy? No no, to może być ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńNajwyższy czas skończyć z poniewieraniem :)
Chociaż ta część o chłopakach mi się mniej podoba hihi. Ciekawa jestem kiedy Amy i Justin się znowu spotkają uh uh :D
@ameneris
<3
Nareszcie Amy postawiła się Jack'owi.
OdpowiedzUsuńZuch dziewczyna! :))
Zastanawiam się co ona teraz zamierza zrobić..
Mam nadzieję,że nic głupiego ;)
Z niecierpliwością czekam na następny,
Twoja,
@xxlikedopexx
Świetny rozdział. Mam nadzieje, że Amy i Justin znowu się spotkają. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń@mycanadianbooy
Dziękuje że to piszesz <3
OdpowiedzUsuńhttp://second-vistage-fanfiction.blogspot.com/
świetny ; ) czekam na kolejny ; )
OdpowiedzUsuńJeju, kiedy ona znów będzie z Justinem:C
OdpowiedzUsuńno ciekawie sie zapowiada ;o chociaż nie chce,aby jej uczucia do Justina sie ulotniły :(( a rozdział fenomenalny ! czekam na kolejny ^^
OdpowiedzUsuńGENIALNE !
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO !
CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ XOXO / @OH_aH_EH_XD
Boski rozdział <3
OdpowiedzUsuńNowa Amy ? Ciekawie się zapowiada. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń c:
Będzie taka Amy Shadow hahah ;d
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że będzie jeszcze z Justinem :3
@scute4
Świetne ;)
OdpowiedzUsuńAkcja chłopaków i ten sen justina haha. Amanda i jej nowa odsłona, zobaczymy co z tego będzie. Kochana, świetnie że to dodałaś. Cieszę się i już czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńNowa Amy ? Jestem ciekawa... Biedny Justin, mam nadzieję że Amy mu kiedyś przebaczy i znowu będą razem...
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ♥
Podobają mi się te pojedyncze zdania z początku tekstu. Oddają grozę sytuacji, potęgują uczucia, które nosi w sobie bohater. I bardzo dobrze świadczy o Tobie to, że nie pozwalasz, aby zawładnął Tobą dialog. Dobra książka, to taka książka, w której bohaterowie porozumiewają się za pomocą opisów. I u Ciebie tak jest.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się to czyta, chociaż moje oczy cierpią :D
Ciekawa jestem dalszej części
@TheBiebsSwag1
Nowa Amy...nieźle się zapowiada, mam tylko nadzieje, że nie zmieni się aż tak bardzo bo podobała mi się rola wrażliwej, niewinnej dziewczyny :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3 @ilysm_Jussstin
OdpowiedzUsuńOj będzie ciekawie, czekam na kolejny *.*
OdpowiedzUsuńsuper rozdział <3
OdpowiedzUsuńNowa Amy? Brzmi strasznie ciekawie:)
OdpowiedzUsuńCudowny;3
Z niecierpliwością czekam na kolejny
@magda_nivanne
Tak trzymaj Amy.
OdpowiedzUsuńJuz mi sie ta nowa Amy podoba. Czekam na nn
Tak trzymaj Amy.
OdpowiedzUsuńJuz mi sie ta nowa Amy podoba. Czekam na nn
Amanda zamienia się w zimną sukę! Bardzo mnie to cieszy ;) Będzie się działo coś czuję!! Rozdział jak zawsze świetny! xo
OdpowiedzUsuń@LoveThisFever
Kiedy będzie wreszcie jakaś rozmowa Jusa i Amy ??
OdpowiedzUsuńAle rozdział tak po za tym świetny :)
Zmian Amy ?? Okej, na pewno będzie świetnie :)
OdpowiedzUsuńJustin jako shadow ? znowu nie tylko nie to znowu wszystko może zniszczyć ...
Rozdział wspaniały xD
Hmmm, rozdział szczerze tak najmniej interesujący, ale pod względem uczuć wiele się stało xD
OdpowiedzUsuńMyśle że dla Amy to będzie leprze jeśli będzie bardziej "twarda".
Jeśli chodzi o Jusa to raczej nie będzie dobrze kiedy znowu będzie Shadow :)
Czekam na następny :**
Będzie się działo huhuh <3
OdpowiedzUsuńCiekawe jak wyjdzie zmiana Amy :)
Mam nadzieje że na dobre xD
Niecierpliwie na nn <3
NOWA AMY... NO TO BĘDZIE CO CZYTAĆ *_____* KOCHAM @WildBieberAir
OdpowiedzUsuńsuper rozdział <3
OdpowiedzUsuń