sobota, 26 października 2013

~ Rozdział trzydziesty szósty

       
Amy's POV

           Do oczu cisnęły mi się łzy, które były spowodowane czystą frustracją. To wszystko było dla mnie cholernie niezrozumiałe. Jak los mógł dawać mi tak odległe dla mego życia uczucia. Jak mógł stawiać na mojej drodze człowieka takiego, jaki był członkiem gangu, a potem bez argumentów, bez żadnego pieprzonego powodu, bez ani słowa wyjaśnień, wyrywać mi go siłą z rąk.
           Kiedy Justin wyszedł na akcję, wróciłam do naszego pokoju i usiadłam na łóżku. Zaczęłam analizować każdy szczegół z naszej rozmowy i nie mogłam pojąć, jak można było mieć w sobie dwa różne oblicza.
           Zanim poszedł do łazienki, rozmawiałam z Shadow, lecz kiedy z niej wyszedł, pojawił się Justin. Roztrzęsiona ciągle miałam w myślach jego słowa „Jesteś dziwką”. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że chłopak do którego żywiłam tak silne uczucia, mógł mnie posądzić o zdradę. Owszem, czułam coś do Dave'a, bo w tych trudnych chwilach, kiedy nie było przy mnie mojego chłopaka, on mnie wspierał i dawał nadzieję, że wszystko z czasem ponownie mogłoby się ułożyć. Nigdy nie zapomniałabym wzroku Dave'a, kiedy oglądał moje poranione ciało. Widziałam w jego pięknych oczach nienawiść i obrzydzenie.
           Podniosłam się z łóżka, aby ściągnąć sukienkę i założyć jakiś dres. Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej czarne dresy i jakąś zwykłą, szarą koszulkę na ramiączkach. Szybkim ruchem pozbyłam się sukienki, rzucając ją na podłogę, kiedy nagle usłyszałam, że drzwi od pokoju się otworzyły.
     - Dave, wyjdź!- pisnęłam, stojąc odwrócona plecami do drzwi.
           Automatycznie zakryłam piersi bluzką, którą trzymałam i z niecierpliwości tupałam nogami. Zamiast usłyszeć zamykające się drzwi, poczułam na swoich ramionach chłodne, męskie dłonie, następnie ciepły oddech na swoim karku. Odchyliłam głowę na bok, aby chłopak miał lepszy dostęp.
           Poczułam, że dłonie zjeżdżały po moich rękach w dół, a następnie zatrzymały się na biodrach.
     - Dave...- mruknęłam z lekką chrypą, na co chłopak zareagował natychmiast i odsunął się ode mnie.
           Spojrzałam na niego przez ramię, a potem odwróciłam się do niego przodem. Nie wiedziałam, co mną kierowało. Brakowało mi czułości. Od dłuższego czasu, ciągle byłam poniżana, a chłopak, który mi się teraz przyglądał, zawsze był przy mnie. Kiedy był w pobliżu, czułam się bezpieczna, a w momencie, kiedy podziwiał moje prawie nagie ciało w mojej głowie rozbrzmiała myśl, że byłam dla niego piękna. Chciałam złamać tę barierę, którą postawił Justin w moim umyśle, więc zapragnęłam jego dotyku.
     - Ja… Nie wiem, co się dzieję w mojej głowie. - mruknęłam, kiedy nieśmiałość wdarła się do mojej głowy.
           Nie czekał długo na cokolwiek z mojej strony. Podszedł i wyciągnąwszy mi koszulkę z rąk, założył mi ją przez głowę. Uśmiechnął się, a następnie uchwycił moją twarz w dłonie.
     - Nie skrzywdzę cię. - stwierdził i złożył na moich ustach delikatny pocałunek, któremu się nie oparłam.
           Kiedy się odsunął i wpatrywał się w moje oczy, nie potrafiłam oderwać swojego wzroku od jego postury. Był inny. Tak bardzo różnił się od Justina, że zaczęłam swoje uczucia, które odrzucał Justin, oddawać w ręce Dave'a.
           Ubrałam się do końca, pod czujnym okiem przyjaciela, a następnie oboje usiedliśmy się na łóżku, naprzeciwko siebie i zatraciliśmy w rozmowie. Dave ciągle wypytywał mnie o Justina, przez co mój humor się wypalał.
     - Dlaczego nadal z nim jesteś, Amy? On cię niszczy. - spytał ze smutkiem w głosie.
     - Dave, to jest bardzo skomplikowane. On pojawił się w momencie, kiedy moje życie się waliło.- jęknęłam, pozbawiona wszelkiej radości z życia -  Wyrwał mnie z obłędu, w którym żyłam.. Teraz w ogóle go nie poznaję, jakby zniknął. - spuściłam  wzrok na swoje dłonie.
           Chłopak chwycił mój podbródek i uniósł moją twarz do góry. Zmusił mnie, abym chociaż na chwilę zajrzała w jego oczy. Było w nich zrozumienie i troska, której mi tak bardzo brakowało. Mimowolnie się do niego przysunęłam i musnęłam jego wargi, tym samym czując coś, czego już dawno nie pamiętałam. Czułam ponownie ściski w swoim brzuchu, jakbym ponownie się zakochiwała.
           Dave dawał mi poczucie własnej wartości i to cholerne bezpieczeństwo, którego potrzebowałam. Zaczynałam się bać Justina, przez jego wahania nastrojów. Nazwał mnie dziwką, przez co zaczynałam się czuć jak brudna, bezużyteczna osoba. Jednak Dave przez swój dotyk, ciepło i czułość, dawał mi minimalną nadzieję, że jednak taka nie byłam, że zostałam w jakimś stopni tą Amy, którą poznał na początku.
     - Dave...- jęknęłam, tym samym odsuwając się od niego. - Czy uważasz, że jestem dziwką?- Spytałam z lekko chrypą w głosie.
           Swój wzrok wbiłam w jego lekko skamieniałą twarz. Wykazywała zdziwienie i niezrozumienie, lecz gdy tylko uchyliłam usta, aby coś dopowiedzieć, ujął moją dłoń i przystawił ją do swoich ust, całując każdy palec z osobna, po czym swój wzrok zawiesił na mnie.
     - Jak mogłaś pomyśleć, że mogłabyś nią być... - Jego głos wydawał się tak ochrypły, że z trudem go usłyszałam - Nie jesteś ... - pokręcił lekko swoją głową i tym samym zaczerpnęłam głośno powietrza.
     - Nie jesteś... - powtórzył nieco ciszej i przysunął się bliżej mnie, siadając za mną i przyciągając do siebie tak, abym opierała się o jego dość mocno wyrzeźbiony tors.
     - Powiedział mi, że nią jestem - szepnęłam, wpatrując się w swoje wyprostowane nogi.
           Czułam się onieśmielona i zawstydzona. Nigdy nie pomyślałabym, że mój własny chłopak mógłby pomyśleć o mnie w ten sposób. Wydawało mi się, że byłam dla niego ważna i kochał mnie mimo tego przez co przeszliśmy. Mimo, że los ukarał nas w ten sposób. Teraz jego przyjaciel stał się moim oparciem, ale bałam się jedynie tego, co zaczynało się między nami dziać. Bałam się, że moje serce zechce być bliżej niego. Bałam się, że Parker mógłby mnie zniszczyć tak samo, jak resztę ludzi, których uważał za swoich wrogów i pozbywał się ich w mgnieniu oka, gdy jego ciałem władał Shadow.
     - Nie myśl o tym, dobrze? - szepnął nad moim lewym ramieniem, tym samym odgarniając opuszkami palców włosy za ucho - Był zły, poniosło go. - musnął ustami płatek ucha, a chwilę potem delikatnie je zagryzł - Proszę, nie myśl już o tym wszystkim tak bardzo, bo naprawdę nie lubię patrzeć jak płaczesz. - przejechał palcami po długości mojego ramienia, a potem złączył nasze palce - Uśmiechnij się - kciukiem zaczął gładzić moją dłoń
     - Dlaczego to robisz? - spytałam, lekko speszona jego zachowaniem. -  Dlaczego jesteś tutaj ze mną i mi to wszystko mówisz?- odwróciłam swoją głowę, tak aby widzieć wyraz jego twarzy.
           Po dłuższej chwili nie usłyszałam odpowiedzi. Czułam jego delikatny oddech na swoim ramieniu, przez co moje myśli odnajdywały ukojenie.
     - Bo mi zależy... na tobie, Amy. - mruknął, a ja nie mogłam przestać podziwiać jego pełnych, ciemnych oczu.
           Wpatrywałam się w niego jak oszołomiona. Wiedziałam, że mogłabym bez skrupułów odpowiedzieć mu to samo, lecz bałam się Justina i jego reakcji, na taki obrót sprawy i uczuć.  Byłam rozdarta pomiędzy dwoma chłopakami, którzy byli przyjaciółmi od kilku lat. Nie chciałam skrzywdzić żadnego z nich, przez co sama czułam się raniona.
     - Co chcesz usłyszeć? Co chcesz, abym odpowiedziała?- Spytałam łagodnie, a mój głos zaczął się załamywać.
           Chłopak popatrzył na mnie przez kilka sekund, po czym bez słowa przymknął swoje powieki i musnął moje czoło. - Nie musisz nic mówić. - mruknął, tuląc mnie do siebie. Poczułam niesamowite ciepło z jego strony. Dawał mi siłę, aby przetrwać każdą następną minutę nadchodzącego życia.

Justin's POV

           Miałem mętlik w głowie. Przez większość drogi zastanawiałam się, czy plan, który dostałem, nie był jakimś podstępem. Byłem gotowy, by pozmieniać każdy szczegół planu, przygotowanego przez mojego dobrego kumpla, ale tego nie zrobiłem. Teraz już nie potrafiłem zmierzyć się z własnymi słabościami. Wyjąłem broń z kieszeni, po czym wysiadłem, a chłopacy zrobili to samo, nie oczekując ode mnie jakiegoś zdania motywującego.
     - Gotowi? - zapytałem, odblokowując broń.
           Obaj skinęli swoimi głowami, przez co chociaż w mniejszym stopniu zadarłem w sobie niechęć do ich udziału w akcji. Spojrzałem na zegarek i odliczałem ostatnią minutę spokoju, panującego w mojej głowie. Wiedziałem, ze już za chwilę moim ciałem zawładnęłaby adrenalina i porywczość, lecz nie potrafiłem się z tym oswoić tak do końca.
           Wybijała właśnie dwudziesta druga trzydzieści, a to oznaczało, że właśnie w tej chwili rozpoczęła się najważniejsza akcja od kilkunastu dni.
     - Do dzieła - syknąłem w miarę głośno i zacząłem biec w stronę magazynu, pozostawiając za sobą cień swojego człowieczeństwa, gdyż teraz liczyła się zaradność i nic poza nią.
     - Thomas!  Ty na lewą stronę! - krzyknąłem, wbiegając na posesję czwartego magazynu od północy, który mieliśmy obrabować, a potem wysadzić w powietrze.
           Widziałem, że reszta nie czuła się zbyt pewnie, ale potrzebowałem ich. Musieli się wziąć w garść i zawalczyć z uczuciem strachu. Zmniejszyć go do minimum. To był nasz jedyny ratunek z tej zjebanej sytuacji. Nie mogliśmy się zawahać, bo mieliśmy tylko jedno podejście. Jeden ruch, aby wszystko zdobyć... lub przegrać.
     - Jason! - warknąłem i wrogo na niego spojrzałem, aby przywołać w nim porządek i zdrowe myślenie, które kiedyś było u niego na porządku dziennym, nie wspominając o zauroczeniu do matki Amy.
           Sam miałem bariery i zawahania co do tej akcji, ale je odrzuciłem. Zamknąłem je w oddzielnym schowku, a żądzy zabijania pozwoliłem wedrzeć się na pierwsze miejsce. Gdy znalazłem się u drzwi magazynu, wsadziłem drucik do kłódki i starałem się jak najszybciej otworzyć zamek. - Kurwa, no dalej! - wrzasnąłem sam do siebie, po czym kłódka uległa otwarciu. Szarpnąłem ją i gwałtownym ruchem rozchyliłem drzwi magazynu.
           Było ciemno, a ze środka zaczął wydostawać się bardzo nieprzyjemny zapach zmieszany z benzyną i rozkładem ludzkiego ciała.
     - Brać co się da, już! - syknąłem, wbiegając do środka.
           Jason i Thomas zrobili to samo, co ja i zaczęli pakować wszystko co wpadało w ich ręce. W pewnej chwili, gdy zacząłem przeczesywać w dłoni jedną z broni, dostrzegłem, że Thomas od dłuższej chwili przeglądał w dłoni jakieś pudełko, nie wykonując nic poza tym. Krzyknąłem, kiedy chłopak miotał się po całym magazynie.
     - Justin! Tu są kartony z amfą! - Odkrzyknął, pogrążony tą myślą.
           Władowałem do plecaka bombę i amunicje, którą znalazłem, po czym podszedłem do swojego przyjaciela i zaskoczony spojrzałem na kartony. Nie podejrzewałem swojego wroga o handel narkotykami. To było miłe zaskoczenie.
           Nie wiedziałem jednak czy powinniśmy zabrać ze sobą chociażby jeden, niewielki karton. Nie mieliśmy tyle czasu. - Stary, zostaw to, zaraz musimy się stąd zwijać! - burknąłem, podnosząc z ziemi jakąś broń, która leżała obok pudeł.
     - Weźmy jeden...- Chłopak zdjął swój plecak i wpakował do niego jeden większy karton i drugi mniejszy.
     - Justin! Zostały nam dwie minuty, zmywajmy się stąd, mamy wszystko!- krzyknął Jason, a w jego głosie słyszałem strach.
           Wszyscy się baliśmy, że zostalibyśmy wystawieni, ale trzeba było to zignorować. Dotarliśmy już do takiego punku, że trzeba było wykorzystać wszystkie możliwe sposoby, aby zabrać broń, amunicje i wysadzić ten magazyn.
           Podbiegłem do regału, który znajdował się przy drzwiach i zgarnąłem jeszcze jedną, tym razem lepszą broń, aby posiadać dobre wyposażenie. Ująłem w dłoń jedną butlę benzyny, która stała przy drewnianych balach, po czym zacząłem rozlewać substancję po całym magazynie. Razem z Jasonem przez niepełną minutę rozprowadziliśmy większą część benzyny po powierzchni pomieszczenia. Oboje to sprawnie robiliśmy, lecz gdy Jason zaczął w pewnej chwili szukać zapałek, ogarnęła mnie panika. Thomas właśnie zmierzał ku wyjściu, a ja usłyszałem pisk opon. - No nie wierzę... - syknąłem, zarzucając plecak na plecy i rozglądając się, czy niczego nie przeoczyłem.
     - Kurwa, McCann!-  Thom wbiegł  z powrotem do magazynu, dając nam dobitne ostrzeżenie.
           Zacząłem przeczesywać wzrokiem pomieszczenie. - Musimy go wysadzić!- zacząłem krzyczeć i przeszukiwać kieszenie kurtki. Kiedy znalazłem zapalniczkę, rzuciłem ją w stronę Thomasa.
     - Podpalcie ten syf, ja zatrzymam go jak najdłużej tutaj. Wysadzimy go razem z jego magazynem. - odwróciłem się i zacząłem podążać w kierunku wyjścia - Idźcie na drugi koniec i tam rozpalcie to cholerstwo. Sami wyjdźcie tamtym oknem. - ponownie na nich spojrzałem i wskazałem palcem niewielkie okienko, znajdujące się tuż na końcu budowli. - Spotkamy się za szóstym magazynem. Już!- ponagliłem ich, kiedy oni patrzyli na mnie dzikimi spojrzeniami.
     - Shadow... - Zaczął Thomas, ale Jason nie czekając dłużej chwycił go za ramię i pociągnął za sobą.
           Wiedziałem, że coś w tym planie mi nie pasowało. Od rozmowy z jednym ze swoich przyjaciół zrozumiałem, że byłem zbyt naiwny i wszystko pozostawiałem w rękach innej osoby. Miałem złe przeczucie, ale to po prostu olałem. Zacisnąłem pięści i usta, gdy jego samochód zatrzymał się tuż obok mojego. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Zaciskałem w dłoni odblokowaną broń i cały zacząłem się gotować ze złości, gdy McCann wysiadł z samochodu z rozbawioną miną.
     - No Parker. Ponownie się spotykamy. - wydął usta w szerokim uśmiechu. - Tyle, że sytuacja sprzyja mnie. - rozłożył swoje dłonie, jakby witał kogoś bardzo mu bliskiego - Jesteś takim dupkiem. - klasnął w dłonie - Myślałeś, że pozwoliłbym na obrabowanie mojego magazynu? - zaśmiał się tak ironicznie, że aż poczułem, jak moje mięśnie zaczęły się napinać.
     - A ty myślałeś, że tak po prostu bym ci odpuścił? - syknąłem, z goryczą w głosie.
            Jego wyraz twarzy jeszcze bardziej pchał mnie w stronę użycia broni. Chciałam go rozstrzelać, połamać i powyrywać jego wszystkie wnętrzności, a potem spalić w ogniu. Pragnąłem jego śmierci zbyt mocno, by móc opanować w sobie te uczucia
           Poczułem ogarniające moje ciało ciepło, a kiedy odwróciłem głowę za siebie, ujrzałem ogień. Tak piękne, iskrzące się płomienie od których biło niesamowite ciepło. Uśmiechnąłem się szeroko i powróciłem spojrzeniem na McCanna, który wytężał swój wzrok.
     - No, to twoja amunicja zaraz wyleci w powietrze. - syknąłem i nie wytrzymałem.
           Uniosłem broń i wycelowałem w jego serce, lecz nim strzeliłem, w powietrzu rozległ się odgłos strzału. To ja zostałem postrzelony. Poczułem niesamowity ból w swoim lewym ramieniu i w desperacji nacisnąłem spust pistoletu. Nie wiedziałem, dokąd udał się pocisk, bo sam upadłem na ziemię, jęcząc z bólu, który przedostawał się do pleców, klatki piersiowej, a na końcu do mojego umysłu.
           Gdy uniosłem głowę, dostrzegłem jak z samochodu wysiadł Dark i zaczął podchodzić w moją stronę. Z grymasem na twarzy próbowałem wstać i pozbierać się do kupy, nie zwracając uwagi na ból. Przeklinałem i walczyłem z samym sobą. Byłem zły. Emanowała ze mnie nienawiść i chęć mordu, przez co zacząłem tracić kontrolę nad swoim ciałem.
     - Justin! - Usłyszałem swoje imię jakby z jakiegoś budynku, a po chwili rozległy się trzy strzały.
           McCann i Dark oberwali, a opona od jego auta została przebita. Leżąc na ziemi, czułem tylko ostry zapach dymu i benzyny. Za chwilę wszystko miało pójść z dymem, a ja ledwo mogłem unieść głowę. Nie wiedziałem, skąd dobiegły strzały, ani co działo się z McCannem. Zacisnąłem powieki i spróbowałem się podnieść, jedną ręką zaciskając ranę. Uniosłem się do pozycji siedzącej, a przy mnie w jednej sekundzie pojawił się Nevil.
     - Stary, plan B.- Uśmiechnął się przyjaźnie i pomógł mi wstać.
           Zacząłem dusić się oparami dymu, a co za tym szło, spowalniałem nie tylko siebie, ale i Nevila. Wziąłem się w garść i zaciskając w dłoni ranę oraz ramiączko od plecaka, doszedłem do auta.
     - Prowadź. - jęknąłem, po czym wsiadłem na miejsce pasażera, a mój wspólnik usiadł za kierownicą i w mgnieniu oka wyjechał z posesji, pozostawiając za sobą pogrążony w płomieniach magazyn z amunicjami i jakąkolwiek inną bronią.
     - Thomas i Jason czekają za szóstym magazynem - warknąłem lekko zły na samego siebie - Kurwa! -uderzyłem dłońmi w swoje uda, zapominając o ranie i bólu, jaki mi doskwierał.
     - Uspokój się. - powiedział, bardziej jednak skupiając się na drodze.
           Dojechaliśmy do szóstego magazynu i wtedy Nevil wysiadając z samochodu, gwizdnął, używając do tego swoich palców. Po chwili zza budynku wyłonili się moi towarzysze, po czym bez słowa wsiedli do auta i zaczęli dziękować Nevil'owi za pomoc i plan, którym zostaliśmy obdarzeni. W podzięce lekko skinął głową, a ja nie odezwałem się ani słowem, bo nawet nie byłem w stanie.
           W pewnej chwili jeden z nich zapytał, co mi było, podczas gdy wydawałem z siebie oznaki słabości w postaci nieunormowanego oddechu i ostrych syknięć.
     - Nic.- Warknąłem i poprawiłem się w siedzeniu.
     - No przecież widzę... - syknął, wystawiając głowę w przód, tym samym będąc bliżej mnie. - Jesteś ranny... - Dodał lekko zły.
     - No i? Ważne, że wy jesteście cali. - warknąłem zdenerwowany - Zresztą dajcie mi spokój, okej? Poradzę sobie! - krzyknąłem, spoglądając na Jasona.
         Jego twarz nie wyrażała żadnego, pozytywnego nastawienia. Mój wzrok zawiesił się na jego spojrzeniu.- Wszystko ok.- Powiedziałem nieco łagodniej. Jakieś bezsensowne kłótnie nie były nam teraz potrzebne. Wzrokiem powróciłem na ulicę, wpatrując się w przerywane, białe kreski na jezdni.
     - Dokąd?- Spytał kierowca, nie zwracając uwagi na naszą rozmowę.
Thomas podał mu adres mieszkania Amandy, po czym on bez żadnego problemu skręcił w daną ulicę. W pewnej chwili dostrzegłem jadącą na sygnale policję i straż pożarną. Wiedziałem, że ktoś na pewno zgłosiłby pożar, ale nie sądziłem, że nastąpiłoby to w tak szybkim czasie.
     - Mam nadzieję, że wszystko wyleciało w powietrze... - Syknąłem, gdy Nevil wjechał na posesję.
     - Ja też..- Westchnął Thomas, po czym wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami.
           Wygrzebałem się jakoś z miejsca pasażera i dostrzegłem, że moje ciuchy były przesiąknięte krwią. Przekląłem w myślach i oparłem się o samochód, aby nie upaść, po dość mocnym zawrocie głowy. Poczułem silne ukłucie w klatce piersiowej, które było odzwierciedleniem wbijającego noża w serce.
           Jason od razu do mnie doskoczył, lecz tym razem nie chciałem robić z tego jakiegoś problemu. Z jego pomocą wszedłem do mieszkania i od razu poszedłem z nim do łazienki, nie martwiąc się o cokolwiek innego, niżeli o swoje własne zdrowie.
           Zamknąłem drzwi z trzaskiem i usiadłem na toalecie. Powolnymi ruchami pozbyłem się odzieży, która stała się bandażem dla mojego ciała. Podniosłem się, opierając o umywalkę. Spojrzałem w lustro, które ukazało moje odbicie.  Zobaczyłem dziurę w klatce piersiowej i od razu wiedziałem, że to nie było tylko małe draśnięcie. Kula była zbyt głęboko, abym mógł ją samodzielnie wyciągnąć.
     - Ja pierdole!- Wrzasnąłem i kopnąłem w szafkę pod umywalką.
           Wtedy moje ciało ogarnął jeszcze większy ból. Nie byłem w stanie go znieść. Krzyk pomagał mi go zagłuszyć, lecz odbierał mi resztki sił. Osunąłem się na ziemię, a w moich oczach po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiły się łzy spowodowane bezsilnością, bólem oraz brakiem jakiegokolwiek sposobu ratunku i obrony przed człowieczeństwem. Nagle drzwi uległy powolnemu otworzeniu, a gdy gwałtownie odwróciłem głowę, w progu stanęła krucha sylwetka Amandy.
           Spoglądała na mnie ze strachem w oczach. Na mojej klatce piersiowej była rozmazana krew, która strumieniem wylewała się z rany. Kiedy ją ujrzałem, moje serce zabiło szybciej. Cieszyłem się, że ją widziałem. Chciałem ją przytulić, ale tkwiący we mnie Shadow, nie pozwalał mi na to.
     - Justin...- jej głos zaczął się łamać i w ułamku sekundy, klęczała już przy mnie.
           Rozchyliłem swoje wargi i swoją drugą dłonią pogładziłem jej lewe udo. - Nie martw się, poradzę sobie. - jęknąłem, zaglądając w jej oczy.
           Dłońmi gładziła moje włosy i rękę, jakby trzymała w nich swój cały świat - mnie. Ona była źródłem mego życia. To ona po raz pierwszy dała mi nadzieję na lepsze życie. Zaczęła mnie wypełniać i ukazywać nowe oblicza miłości. Było idealnie, a ja to po pewnym czasie odrzuciłem. Odrzuciłem, gdy ponownie musiałem stać się zadufanym w sobie gnojkiem i odstawić uczucia w szufladę, z której nie mogłem korzystać.
     - Amy, nie płacz. - mruknąłem cicho, jednocześnie wiercąc się na podłodze z rozdzierającego w moim ciele bólu.
     - Justin, musimy jechać do szpitala. - Zaczęła panikować, a ja aż poczułem uścisk w żołądku, kiedy po tym wszystkim co jej zrobiłem, ona nadal tutaj była.
     - Słońce...- mruknąłem, a ona położyła palec wskazujący na moich ustach i pogładziła moje włosy.
           Chciałem jej, a jednocześnie pragnąłem, aby mnie zostawiła. Walczyłem ze samym sobą, walczyłem o to, aby być Justinem - dla niej, dla Amandy, ale Shadow nie dawał za wygraną. Rozdzierał mnie od środka, zabierając całe dobro, które było we mnie i tym samym miłość, którą żywiłem wobec tej dziewczyny.
           Wziąłem kilka głębszych oddechów i przyłożyłem dłoń do rany. Ból zaczął władać całym mym ciałem, zaczęło mi się ciężej oddychać, a obraz uciekał mi z przed oczu, niczym krajobrazy podziwiające z rozpędzonego auta do 200 km/h.
           Widziałem tylko czarne mroczki, które były rozsypane po moim polu widzenia. Wtedy drzwi od łazienki się otworzyły i usłyszałem głos Dave'a.
     - Amy?  Co ty robisz? - Jednak dziewczyna zignorowała jego obecność i  zaczęła poklepywać mnie po policzku.
     - Justin? Justin? Słyszysz? Nie... - wydawała się być pogrążona w rozpaczy - Nie zasypiaj... Nie zamykaj oczu... - jej głos stawał się coraz mniej słyszalny, a moje powieki się zamykały.
     - Dobrze. Niech cierpi, tak jak ty cierpisz przez niego... - Usłyszałem szept chłopaka, a później moje mięśnie się rozluźniły.

___________________________________________________________
No moim Drodzy...
Nowy rozdział mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu się Wam spodobał.
Jak widzicie, pojawił się nowy szablon. - co myślicie?
Widzę, że chyba coraz mniej osób czyta Shadow.
Mam rację?
Jeżeli się mylę, pozostawcie komentarz.


                                  CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! Pamiętaj!

niedziela, 20 października 2013

~ Rozdział trzydziesty piąty

  Amy's POV         

            Delikatnie uchyliłam swoje powieki i pierwsze co dostrzegłam, to widok twarzy Dave'a. Cały czas mnie do siebie przytulał i spoglądał z troską w oczach, która dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Lekko się do niego uśmiechnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Oparłam się o ścianę, do której po kilku minutach się przysunęłam i przetarłam oczy dłonią. Ziewnęłam, po czym lekko westchnęłam.
     - Bardzo ładnie wyglądasz, kiedy śpisz. - Mruknął, cały czas na mnie patrząc.
            Leniwie się przeciągnęłam i wzruszyłam delikatnie ramionami. Czułam się wypoczęta i zrelaksowana. Objęcia Dave'a były dla mnie ostoją i czymś, co pomagało mi otrząsnąć się po ostatnich wydarzeniach, jakie miały miejsce. Przy nim mogłam się zatrzymać i pomyśleć. Sprawiał, że mimo przeciwności losu, mogłam sobie pozwolić na odrobinę uśmiechu.
     - Dave! - Z salonu rozległ się donośny głos Thomasa.
            Spojrzałam zdezorientowana na swojego przyjaciela. Wyczekiwałam od niego jakiegoś wytłumaczenia. Krzyk chłopaka był nieco pogardliwy, co mnie wyprowadziło w pole. Czyżby znowu ktoś próbował nas zabić, albo wysadzić dom w powietrze?
     - Gdy spałaś, Justin dzwonił do Jasona. Domagał się spotkania w salonie. Poczekasz tu? - Mruknął, całując mój policzek.
            Przytaknęłam skinięciem głowy, a zaraz potem on wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Kiedy zostałam sama, zaczęłam bawić się dłońmi w akcie desperacji. Czułam się sfrustrowana. Ponownie działo się coś w życiu Justina i znowu mnie z tego wykluczył. Chciałam być dla niego wsparciem, ale od dłuższego czasu mi na to nie pozwalał. Zachowywał się jak dupek, a ja aż gotowałam się w środku z miłości i tęsknoty za nim, za jego ciepłem.
            Cholernie mi na nim zależało, ale kłopot był w tym taki, że jeżeli komuś naprawdę zależało, to odczuwał wszystko dwa razy mocniej. Ja czułam ból i odrzucenie. Z każdym dniem bałam się coraz bardziej, że nasze drogi się rozejdą. Coraz bardziej wątpiłam w to, że wszystko powróciłoby na swój właściwy tor i uwieczniłoby się normalnością.
            Nie sądziłam, że Justin ponownie powróciłby do starego oblicza. Chciałam go przed tym uchronić, powierzając mu swoje serce, które go pokochało. Pragnęłam pokazać mu, że byłby w stanie raz na zawsze wyjść z tego gówna i zacząć nowe, normalne życie razem ze mną, ale on najwidoczniej tego nigdy nie chciał. Przez swoje zachowanie dał mi do zrozumienia, że gdy w grę wchodziły interesy, sprawy czarnej roboty, ja bezwarunkowo zajmowałam drugie miejsce.
            Dla niego nie miały znaczenia moje uczucia, potrzeby. Jakbym była grającą pozytywką. Grałam tak długo, dopóki posiadałam baterie. Gdy przyszła pora, aby je wymienić, Justin po prostu to ignorował. Starał się omijać tę czynność szerokim łukiem, jakby od tego zależało całe jego popieprzone życie.
            Najgorsze w tym wszystkim było to, że gdy spoglądałam w przeszłość, nie mogłam znaleźć nic lepszego. Nie mogłam w swoim umyśle odszukać rzeczy, które ucieszyłyby mnie bardziej niż fakt, że na mojej ścieżce pojawił się Parker. Ofiarowanie mu swojej miłości przyszło mi z ogromną łatwością. Rozkochał mnie w sobie, sam chroniąc się przed moją miłością. Teraz ja cierpiałam i błagałam Boga o odrobinę spokoju. Justin zapomniał o tym, co nasz łączyło tak szybko, jak pozbywał się osób, które mordował. W pewnym sensie byłam jego ofiara. Byłam niewolnicą i uległą, która plątała się w uczuciach do jego osoby.
            Czułam, że miał pełną władzę nade mną. Początkowo z tym nie walczyłam, ale teraz, kiedy moje oczy się uchyliły i zaczęłam wychodzić z mydlanej bajki, którą stworzyłam wokół siebie, zauważałam te cholernie palące moje ciało szczegóły. Justin nie kochał mnie tak bardzo, jak zapewniał. To nie była prawdziwa miłość, a jedynie jej szkielet, którego on nie chciał wypełnić.
            Nie chciałam być dla niego dziewczyną, którą miał przy sobie, tylko wtedy, kiedy tego potrzebował. Kiedy chciało mu się pieprzyć i wyżyć. Znałam swoją wartość i potrzeby. Musiałam tylko znaleźć siłę, aby się z tego uwolnić. Teraz to ja potrzebowałam siły, aby uwolnić się z cienia, w którym schował mnie Shadow i zasunął niewidoczny zamek na otaczający mnie świat.
            Nerwowo przejechałam dłonią po czole, jakbym szukała kropelek potu od myślenia. Przez moje ciało przeszła gęsia skórka, co pchnęło mnie, aby otulić się kołdrą. Naciągnęłam jej skrawki na siebie, po czym wtuliłam się w poduszkę, która była przesiąknięta Dave'em.
            Kiedy napawałam się jego zapachem, czułam, jakby wewnątrz mnie działo się coś niezwykłego, jakby jego zapach stał się emulsją, która zaklejała rany w moim sercu. Wiedziałam, że rysy, które swoim zachowaniem zrobił Justin w moim sercu, nie dadzą o sobie zapomnieć zbyt szybko. Były zbyt świeże i płonące z bólu, jakby próbowały dać znać, że nie dadzą się zabliźnić.
            Położyłam zmarzniętą dłoń na klatce piersiowej i zaczęłam palcem wystukiwać rytm swojego serca. W mojej głowie panował chaos. Nie mogłam skupić się na jednej myśli, a kolejne się wzajemnie gwałciły i wdzierały się do mojego ciała jak oszalałe, co popychało mnie w otchłań bez dna. Nabrałam głęboko powietrza do płuc, jednocześnie zsuwając lekko zamek od sukienki w dół, aby spojrzeć na swój dekolt, by móc przełamać niechęć do swojego ciała przez poprzednią noc, kiedy zostałam potraktowana jak nadzwyczajna dziwka, mająca zaspokoić podnieconego faceta.
            Głęboko oddychałam, spoglądając na swoje piersi. Spowalniałam oddech, gdy ich dotykałam, lecz w pewnej chwili po prostu się rozpadłam. Dostrzegłam pod lewą piersią sińce. Były zapewne od jego mocnego ucisku, który mi sprawiał, gdy walczył w pogoni za orgazmem. Ciężko westchnęłam i spojrzałam na swoje dłonie, które po chwili obojętnie opadły na pościel. Swój wzrok pokierowałam na sufit, po czym zaczęłam myśleć.

Justin's POV 

            Wjechałem na posesję swojej dziewczyny bez najmniejszego problemu, po czym wychodząc z auta zabrałem teczkę i skierowałem się do drzwi. Podczas jazdy, przejrzałem dokumenty od swojego mentora, więc byłem już wtajemniczony w jego sprytny i bardzo dobry plan.
            Teraz liczył się tylko plan, który pomógłby nam ponownie posiąść broń i amunicje. Kolejnym etapem było zlikwidowanie McCanna, ojca Amandy oraz chłopaków, którzy z nimi współpracowali. Nie było miejsca dla miłości. Już nie.
            Pewnym krokiem przekroczyłem próg domu. W salonie czekali już wszyscy, więc rzuciłem teczkę na stół i ściągnąłem kurtkę. Rzuciłem ją na kanapę, po czym podszedłem do stołu. Thomas, Dave i Jason wpatrywali się we mnie jak w święty obrazek. Zawsze to ja byłem ich przewodnikiem, ale często to zadanie podzielał również Jason. Tym razem ponownie musiałem przejąć pałeczkę.
            Zagryzłem wewnętrzną część swojego policzka, przyciągnąłem do siebie teczkę i ją otworzyłem, po czym każdemu rozdałem taką samą kartkę. Nevil pomyślał o wszystkim. Wiedział, że potrzebowałem kilku kopii planu i właśnie tego dokonał. Mimo że nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez długi okres czasu, on nadal mnie śledził i obserwował, co dawało mi zawsze jakąś ochronę.
     - Niech każdy się z tym zapozna, jasne? - Warknąłem, spoglądając na każdego z osobna. - Macie trzy godziny, aby się przygotować.
     - Tylko trzy godziny?- Thomas się oburzył i zaczął wymachiwać kartką.- Oszalałeś ?
            Obdarowałem go kamiennym spojrzeniem. - Trzy godziny.- Syknąłem, po czym spojrzałem na Dave'a. - Ty zostajesz.
     - Co? Dlaczego? - Spojrzał na mnie dzikim wzrokiem, po czym jego kartka spoczęła na stole, a jego ciało przybliżyło się do mojego.
            W tym samym czasie Jason przeczytał na głos jedną, chyba najważniejszą informację z kartki.
" Broń, amunicje i bomby znajdują się w czwartym magazynie od północy, a akcja rozpoczyna się o godzinie 22:30. Na jej realizację przysługuje pięć minut. "
            Dostrzegłem w jego głosie nutę zachwiania, ale wiedziałem, że również chciał zdobyć te rzeczy. One były nam potrzebne, aby dokończyć naszą robotę. Aby pozbyć się tych sukinsynów, musieliśmy posiadać materiały, aby akcja się powiodła. Tym razem nie widziałem innego wyjścia. Nie mogłem pozwolić, aby McCann ponownie uciekł.
     - Słyszałeś? Dlaczego ja mam zostać? - Dave podniósł ton swojego głosu, zaciskając usta.
            Wróciłem wzrokiem na posturę chłopaka i odepchnąłem go od siebie.
     - Bo kurwa tak ma być! Zostajesz tutaj z Amandą.- Powiedziałem poważnym tonem, przez co Dave zacisnął swoje dłonie w pięści.
     - Nie możesz mnie ze wszystkiego wykluczać, Shadow! Ja też należę do tej grupy, co ty odpierdalasz? - Syknął znowu podchodząc w moją stronę, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej.
            Wiedział, że nie lubiłem, kiedy ktoś naruszał moją przestrzeń i zasady, które ja sam ustanowiłem. Zawsze ich przestrzegałem, co tyczyło się również i ich.
     - Jesteś mi niepotrzebny, Dave.- Zmierzyłem go wzrokiem. - Stałeś się tylko opiekunką mojej dziewczyny... Do niczego się już nie nadajesz.. - Mój głos stał się pogardliwy i czułem, że przemawiała przeze mnie gorycz poplątana z zazdrością.
            Potrafił dać Amy to, czego ja już nie chciałem jej zapewnić. Nie chciałem stać się znowu chłopakiem sprzed kilku tygodni, który wiedział, jak dotknąć dziewczynę, aby wiedziała, jak bardzo ją kochałem. Musiałem wyłączyć swoje uczucia, przestać patrzeć na wszystko z punktu widzenia własnego serca. Nie mogłem pozwolić, aby zawładnęły mną uczucia.
     - Kurwa, jesteś żałosny! Obyś nie wrócił z tej akcji... - Syknął, popychając mnie, po czym się odwrócił.
Rozzłościł mnie po raz kolejny i tym samym nie chciałem darować mu tego płazem.
     - Ty gnoju zasrany! - Chwyciłem jego ramię i go do siebie odwróciłem, po czym sprzedałem mu siarczystego policzka - Licz się ze słowami, Dave!
            Warknął coś pod nosem i wyszarpnął się, a chwilę potem odszedł, już nic więcej nie mówiąc, co mnie uszczęśliwiło. Zdenerwowany pokierowałem się do kuchni, skąd z szafy wyciągnąłem butelkę czystej wódki. Wyjąłem kieliszek i nalałem sobie alkoholu do szkła, po czym przystawiłem naczynie do ust, a płyn zaczął drażnić moje gardło. Zacisnąłem usta, odstawiłem kieliszek i przejechałem dłonią po końcówkach włosów. Czułem frustrację, gniew. To znowu stawało się rutyną. Znowu byłem Shadow i musiałem się z tym pogodzić. Nie mogłem tego teraz zostawić. Musiałem dokończyć to, czego nie skończyłem poprzednim razem.
     - Justin, jesteś pewny, że Nevil chce nam pomóc, a nie wprowadzić w błąd, który mógłby położyć kres Insiders? - Knight wszedł do kuchni, po czym podszedł do blatu i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
            Ciężko westchnąłem, spoglądając na swoje stopy. Zacisnąłem wewnętrzną część policzka, aby zastanowić się nad jego pytaniem. Nevil by nas nie wydał. Nie wydałby mnie. To on mnie…
     - Tak, on chce nam pomóc. - Mruknąłem, odpychając się od szafki - Idę wziąć prysznic i przygotować się do akcji - dodałem, nie spoglądając na dwudziestolatka. - Widzimy się za dwie godziny w salonie.
            Pewnym krokiem ruszyłem schodami na górę. Mieliśmy mało czasu, a reszta chłopaków musiała dokładnie zapoznać się planem. W głowie miałem wszystko idealnie rozplanowane mimo że spojrzałem na tę kartkę kilka razy. Czułem ogromną determinację i chęć rozwalanie tego sukinsyna. Najpierw jednak musieliśmy zdobyć materiały, który on wysadził w powietrze razem z naszym domem.
            Miałem właśnie pokierować się do swojego pokoju, kiedy usłyszałem głos Amy, który dobiegał z sypialni Dave'a. Zatrzymałem się i spojrzałem przez uchylone drzwi. Dostrzegłem ją w rozpiętej do połowy ciała sukience. Wyglądała bardzo ładnie, lecz z jej oczu wydostawały się oznaki słabości w postaci łez. Nie poznawałem jej. Była mi zupełnie obca. Owszem, kochałem ją w inny sposób, niż przed otrząśnięciem się, ale tym razem coś mnie zaniepokoiło.
            Dave miał pilnować Amandy, aby nic jej się nie stało. Miał mieć na nią oko, a nie chęć. Gdy ją przytulił w taki sam sposób, jak ja kiedyś, a potem pogładził dłonią jej plecy, ujmując za pośladki, nie wytrzymałem.
     - Ty draniu! - Wrzasnąłem, popychając pięścią drzwi, a moja twarz w jednej chwili z obojętności przerodziła się w pogardę.
            Kiedy wtargnąłem do pokoju, Amy odskoczyła na jego drugi koniec. Jej twarz wyrażała ból zmieszany ze strachem. Dotarło do mnie, że Dave miał rację. Ja sam zmieniłem osobę, którą tak bardzo kochałem. Moja Amy nie była już taka, jak kiedyś. Zgubiła się w labiryncie, który był moim życiem.
            Wiedziałem, że od dłuższego czasu byłem inny. Byłem osobą, której Amanda do końca nie znała, ale oczekiwałem od niej wierności. W tym momencie, kiedy Dave ją dotykał poczułem zdradę. W moim, już czarnym, zabliźnionym sercu, panowała pustka.
            Spojrzałem na dziewczynę kamiennym wzrokiem i zaciskając pięści syknąłem. - Co, teraz on cię pieprzy?
            Wpatrywała się we mnie, a z jej oczu strzelały iskry przesiąknięte bólem, który poczułem. Gdy z jej ust nie padła żadna odpowiedź, wiedziałem już wszystko.
     - Zaufałem ci, Dave. - Warknąłem, odwracając się.
            Czułem, jak w moim sercu aż się gotowało, aby go po prostu zabić.
     - Właśnie widzę, jak mnie kochałaś... - Spojrzałem kątem oka na Amandę, a zaraz potem wyszedłem z tego pokoju.
            Nie mogłem na nich patrzeć. Nie mogłem uspokoić swoich myśli, które jeszcze bardziej spychały mnie na dno. To była sytuacja jednoznaczna. Nie mogłem inaczej tego sobie wyjaśnić. Kiedy wszedłem do swojego pokoju i stanąłem na środku, czułem, że zostawiłem część siebie w sypialni swojego kumpla. Zostawiłem tam Amandę. Ukucnąłem, aby się uspokoić i nie zrobić czegoś głupiego.
            Wpatrywałem się w drewnianą podłogę, kiedy w pewnej chwili drzwi się uchyliły, a ja automatycznie się podniosłem i odwróciłem w tamtym kierunku. W progu stała Amanda, a łzy po jej policzkach spływały strumieniami.
            Nie mogłem i nie chciałem jej oglądać. Najpierw zmieniła mnie w jakąś cipę, którą chciałem być, aby ją uszczęśliwić, a teraz pieprzyła się z moim kumplem.
     - Wyjdź stąd. - Syknąłem i odwróciłem się plecami do niej.
            Nie usłyszałem zamykając się drzwi, ani odpowiedzi, lecz po niedługiej chwili poczułem jej ręce, które obejmowały moje ciało. Jej dłonie zatrzymały się na mojej klatce piersiowej, a twarz przyłożyła do moich pleców. Nie odzywała się, tylko stała przytulona. Nie chciałem tego, bo byłem świadomy, że za dwie godziny czekała mnie akcja, której nie mogłem spierdolić. Jej czułość była już teraz nic niewarta. Odepchnąłem ją od siebie, po czym spojrzałem na jej skuloną posturę. - Jesteś dziwką.
Zmierzyłem ją, zaciskając swoje pięści. Nie mogłem już tego znieść. To było ponad moje oczekiwania.
     - Gdy załatwię tych bydlaków, masz zniknąć z mojego życia. - Syknąłem, podchodząc do szafy.                       Zacząłem szukać czystych i wygodnych ubrań na akcję. - Pokazałaś, jak bardzo mnie kochałaś. Dałem ci trochę swobody i jak widać to okazało się złym pomysłem. - Trzasnąłem drzwiczkami, po czym przeszedłem przez długość pokoju i wyszedłem z niego, nie spoglądając na dziewczynę.
            Zniknąłem w łazience, gdzie po chwili dostrzegłem swoje odbicie w lustrze. Odkręciłem kurek z zimną wodą i przemyłem nią twarz. Rozebrałem się do naga i wszedłem do kabiny. Wziąłem długi prysznic, podczas którego do moich myśli wdarły się wspomnienia z Amy.
            Była taka piękna i niewinna, kiedy się uśmiechała. Jej słowa były wyrazami miłości, jaką do mnie żywiła. Wiedziałem, że do pewnego czasu ją uszczęśliwiałem, ale teraz nie mogłem sobie na to pozwolić.
Zakręciłem kran, a ostatnie krople ciepłej wody spłynęły po mojej twarzy.
            Właśnie kazałem odejść jedynej osobie, którą kochałem. Momentalnie poczułem uścisk w żołądku, jakbym poczuł tęsknotę i żal do samego siebie. Natychmiast wyrzuciłem tę myśl z głowy, po czym owinąłem się ręcznikiem. Zabrałem swoje rzeczy, aby ubrać się spokojnie w pokoju.
            Kiedy opuściłem łazienkę, moim oczom ukazała się Amy, która stała oparta o szafę, a jej pusty wzrok wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Nie zwracając na nią uwagi, opuściłem ręcznik w dół i założyłem czyste bokserki.
     - Jesteś okropny. - Usłyszałem stanowczy ton nastolatki, więc momentalnie odwróciłem się w jej stronę. Parsknąłem pod nosem i chciałem coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej, nadal na mnie nie patrząc.
     - Robiłam wszystko, żeby pomóc ci przetrwać to gówno, w którym siedzisz. Płaszczyłam się przed tobą, nawet wtedy, kiedy traktowałeś mnie, jak śmiecia. Ciągle powtarzałam ci, że jesteś dla mnie wszystkim, że cię kocham, jak nikogo innego. Dałeś mi nadzieję, że na tym świecie są ludzie, którzy potrafią się zmienić, ale nie...- Odwróciła głowę, tak aby na mnie patrzeć.
            Jej oczy nie wykazywały nic, prócz obojętności. - Jesteś zwykłem dupkiem, który patrzy tylko na swoje potrzeby. Ostatnia nasza noc... To nie był Justin, tylko Shadow, który wykorzystał moje ciało z zimną krwią. To co widziałeś u Dave'a w pokoju... - Zamilkła, lecz po chwili dalej zaczęła kontynuować - Oglądał moje posiniaczone ciało od twojego uścisku, kiedy pieprzyłeś mnie bez jakiegokolwiek zahamowania. Kocham cię. - Jęknęła, zaciskając swoje palce u bosych stóp - Kocham Justina, którego poznałam, ale jeśli masz być taki... Jeśli ma przemawiać przez ciebie Shadow, to odejdę, tak jak sobie tego życzysz.
            Jej słowa mną wstrząsnęły. Początkowo wyłączyłem słuch, aby tego nie słuchać. Pomimo swoich starań, ton głosu, treści jakie padały z jej usta w którymś momencie do mnie dotarły. Wpatrywałem się w nią z napiętym ciałem. Czułem jak bardzo ją skrzywdziłem. Czułem, że ponownie się mnie bała. Zbliżyłem się do niej, aby... Aby ją dotknąć. Pokazać, że musiałem ponownie odrzucić wszystkie uczucia, aby moje życie nie legło w gruzach.
     - Amy, musisz mnie zrozumieć. - Mruknąłem, pozbawiony złości.
            Chciałem dać jej do wiadomości, że gdzieś wewnątrz mnie żył Justin, którego pokochała, ale nie mógł teraz ujrzeć światła dziennego. To nie był odpowiedni moment na zaprzepaszczenie tego wszystkiego. Kiedy przybliżyłem rękę do jej twarzy, zauważyłem, że dziewczyna się wzdrygnęła. Automatycznie zacisnąłem dłoń w pięść i ją cofnąłem.
            Amy zamknęła powieki, jakby nie chciała na mnie patrzeć. Odsunąłem się od jej ciała i wróciłem na miejsce, gdzie wcześniej się ubierałem.
     - Proszę, poczekaj, aż wrócę. Porozmawiamy. - Zawahałem się i dodałem. - Nie odchodź. - Wciągnąłem na siebie jeansy.
            Amanda lekko pokiwała głową, na znak zrozumienia, a następnie odwróciła się i podeszła do okna.
     - Poczekam.- Oznajmiła, a ja ubrałem koszulkę i wyszedłem z pokoju bez słowa.
            Za niedługą chwilę miało nastąpić to, na co tak długo czekałem. Musiałem pokazać, że byłem tym, kogo powinno omijać się szerokim łukiem. Ubrałem swoje buty, naciągnąłem czarną, skórzaną kurtkę, po czym wyszedłem z domu, wcześniej sprawdzając, czy moja broń posiadała chociażby dwa pociski. Na ganku stał Thomas wraz z Jasonem. Obaj obmawiali plan, który im dałem.
     - Gotowi? - Zapytałem, stając przy nich.
     - Jasne.- Wzruszył ramionami Thomas, a Knight przytaknął.
            Czułem, że ktoś zawiesił na mnie swoje spojrzenie, więc odwróciłem się do tyłu, a u szczytów schodów stał Dave, a za nim Amy.
     - Obyś zginął.- Syknął i zostawiając dziewczynę, odszedł, prawdopodobnie do swojego pokoju.
     - Do potem.- Wyszeptałem bezgłośnie, a ona pokiwała mi na pożegnanie.
            Razem z chłopakami wsiadłem do samochodu, zajmując miejsce pasażera. Byłem wyprowadzony z równowagi przez słowa Dave'a, dlatego nie potrafiłem zasiąść za kierownicą. To miejsce zajął Jason, a Thomas usiadł z tyłu.
            Jak tylko wyjechaliśmy, wyciągnąłem ze swojej kieszeni papierosy i odpaliłem jednego. Zaciągałem się dymem, który drażnił moje płuca, gardło. To chociaż w małym stopniu uspokajało nie tyle co moje myśli, ale i życie. Musiałem być trzeźwy, aby wykonać akcję, więc nie mogłem się upić. Teraz najważniejsze było nie spierdolenie planu, który posiadaliśmy.
     - Justin, a skąd wiesz, że ich tam nie będzie? Przecież Nevil nie może wiedzieć, gdzie oni będą w każdej chwili... - Thomas lekko się wychylił, aby na mnie spojrzeć.
     - Ich tam nie będzie. - Lekko wzruszyłem ramionami, otwierając  szybę. - Jasne? - Wyrzuciłem peta i spojrzałem w boczne lusterko, aby go ujrzeć.
            Czułem, że moi przyjaciele nie byli pewni tego, czego mieliśmy za chwilę zrobić. Sam zacząłem się zastanawiać, czy moje zaufanie względem Nevil'a nie było zbyt duże. Nie chciałem pokazać reszcie, że ogarniały mnie wątpliwości i zacząłem analizować w głowie spotkanie z nim.
            Pojawił się nagle po latach i dał mi plany, abym mógł rozpierdolić magazyny mojego wroga. Skąd wiedział, jakie miałem porachunki z nim? Mimo że tak bacznie mnie obserwował, nie mógł wiedzieć wszystkiego. Skąd znał plany magazynów i ich skład? Pokręciłem głową, bo im bardziej o tym myślałem, tym miałem ochotę zmienić każdy szczegół akcji, aby nie wpakować się w jakieś gówno.
___________________________________________________________
Tak!
Udało mi się właśnie napisać kolejny rozdział z pomocą Elise. ♥
Mam nadzieję, że Wam to się nadal podoba i nie przestaniecie mnie wspierać, bo tylko to trzyma mnie teraz przy wenie. :*

Do następnego :)

@AudreeySwag 

                        CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! :)