sobota, 28 września 2013

~ Rozdział trzydziesty drugi

Amy's POV

             Przez całą noc spałam jak zabita. Wypełniające mnie poczucie szczęścia, pomogło odpłynąć w krainę wiecznej sielanki. Zapomniałam o problemach, otaczającym świecie... Dostrzegłam pozytywny aspekt swojego pokręconego życia. Sama sobie udowodniłam, że Justin już na zawsze pozostanie tym, który będzie widział moje łzy, gdy będę czuła się źle, mój uśmiech w sytuacjach, kiedy oboje będziemy bawić się w najlepsze.
             Leniwie uniosłam głowę z jego torsu, a następnie spojrzałam na jego twarz. Spał. Jego usta były tak bardzo pociągające, że moje wargi wydęły się w ciepłym uśmiechu, po czym musnęłam jego policzek. Wysunęłam się z jego objęcia i wstałam, zakładając kapcie na bose stopy. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam spodnie dresowe oraz jakąś bluzkę. Podniosłam z ziemi majtki i je na siebie naciągnęłam, po czym ubrałam pozostałe części swojego dzisiejszego ubioru.
             Wyszłam z pokoju i pierwsze co, to rozejrzałam się po korytarzu. Cicho westchnęłam, gdy na holu panowała grobowa cisza. Widocznie reszta cały czas spała w oddzielnych pokojach. Zamykając drzwi, podążyłam w stronę schodów. Ujęłam poręcz i zeszłam na dół, stawiając ostrożne i ciche kroki.
             Ujmując bluzę, dostrzegłam w kuchni postać któregoś z naszych chłopaków. Ubierając ją, przekroczyłam próg pomieszczenia i ujrzałam Dave'a siedzącego przy stole z butelką whiskey.
     - Cześć. - Mruknęłam z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym podeszłam i usiadłam przy stole.
             Chłopak przeniósł na mnie swój wzrok, po czym zmierzył cierpkim spojrzeniem. Zmarszczyłam brwi, bo nie poznawałam jego zachowania... Przecież ja mu nic nie zrobiłam, wręcz byłam mu wdzięczna za tyle ciepła, jakim mnie obdarzył.
     - Coś się stało? - Dodałam, siadając przy stole, naprzeciwko niego.
Wzrokiem wodziłam po jego twarzy, niesfornie ułożonych włosach, a jedyne co mi w nim nie pasowało, to cykliczne zaciskanie pięści.
     - Nie. - Mruknął, w ogóle na mnie nie patrząc.
Mierzyłam go wzrokiem i dostrzegałam, że jego klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko.
     - Dave, powiedz mi co się stało. - Poprosiłam łagodnym tonem.
             Nie mogłam zaprzeczyć, że nic dla mnie nie znaczył. Nie chciałam, aby traktował mnie z taką obojętnością, jakbym była przypadkową osobą w tym pomieszczeniu, życiu. Wyczekiwałam w napięciu jakiegoś ruchu z jego strony, ale jedyne co od niego otrzymałam, to ciche warknięcie pod nosem. Zachowywał się tak, jakbym kogoś skrzywdziłam, jakbym skrzywdziła jego.
             Nigdy, nikogo umyślnie nie zraniłam. Nie chciałam, aby mój jedyny przyjaciel odsunął się ode mnie, w dodatku w taki, a nie inny sposób. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, aby dotknąć jego dłoni, ale kiedy ujrzał, co zamierzałam zrobić, automatycznie odsunął się razem z krzesłem dalej.
     - Dave.. O co chodzi? Powiesz mi w końcu?- Moje dłonie zaczęły drżeć.
Byłam zdenerwowana, a przede wszystkim zaskoczona jego zachowaniem. To był pierwszy raz, kiedy potraktował mnie w ten sposób. Mocno zacisnął pięści i wewnętrzną część policzka. Był zdenerwowany i zły. W końcu jednak uniósł głowę i wbił we mnie swoje oczy, przepełnione bólem, rozczarowaniem i ... obojętnością.
     - Fajnie się ruchało? - Warknął, przez zaciśnięte zęby.
             Głośno zaczerpnęłam powietrza. Byłam zdezorientowana i w pewnym sensie wystraszona. Mój oddech stał się nierówny... Czułam się źle, jakbym została upokorzona. Zacisnęłam jedną dłoń w pięść, położyłam ją na piersi, a drugą ją zakryłam. Chciałam się ochronić... Ochronić przed jego spojrzeniem z którego wydobywało się obrzydzenie. - Dave... nie rozumiem. - Zawahałam się przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa, bo nie wiedziałam, jak miałam zareagować na jego pytanie.
            W powietrzu rozległo się parsknięcie chłopaka. - Nie rozumiem? - Powtórzył moje słowa z goryczą w głosie i rozbawieniem, jakby ze mnie kpił. - Nie udawaj głupiej, dobrze wiesz o czym mówię. - Wstał i podszedł do blatu, po czym się o niego oparł i wyjął z szuflady paczkę papierosów, którą najwyraźniej tam schował, bo ani moja matka, ani mój ociec nie palili.
             Jego ton głosu mnie dezorientował. Podążałam za nim spojrzeniem i obserwowałam jego każdy ruch. Wydawał się być wściekły, ale na kogo? Na mnie? Przecież nic złego nie zrobiłam.
     - Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły...- Ostrożnie mruknęłam i wstałam z krzesła.
            Nie chciałam do niego podchodzić, ale wiedziałam, że on był moim przyjacielem i zależało mu na mnie, lecz kiedy jego oczy napotkały moje, wystraszyłam się i stanęłam jak wryta w ziemię. Patrzył na mnie kamienny wzrokiem... Nie chciał, abym podeszła do niego. Zrozumiałam, bo nie chciałam, aby zrobił mi krzywdę. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, które zawsze odczuwałam w jego towarzystwie. To nie był ten sam Dave, który uratował mnie z tamtego magazynu...  który zapobiegł napaści na moje ciało.
            Nagle rozległ się dźwięk zapalniczki. Chłopak zapalił papierosa i rzucił mi ponownie swoje gniewne spojrzenie. - No, słucham. - rzucił zapalniczkę na stół - Shadow - zaakcentował, wydmuchując z ust dym - dobrze pieprzy? - Na jego twarzy pojawił się zadziorny, lecz smutny uśmiech.
            Do moich oczy napłynęły łzy. To o to mu chodziło? O to, że oddałam się chłopakowi, który znaczył dla mnie więcej niż cokolwiek innego? Nie rozumiałam oburzenia Dave'a. To, co zrobiłam, to była wyłącznie moja sprawa. Nie miał prawa tak bezwzględnie mnie oceniać.
     - Co ci do tego? - Krzyknęłam, a w tym momencie z moich oczu, zaczęły wypływać gorzkie łzy. - O co właściwie się wkurzasz? To nie twoja pieprzona sprawa co robię!- Zaczęłam wymachiwać rękoma, w geście desperacji. - Wiesz, że go kocham. I tak jest. Kocham go, rozumiesz? Dlaczego tak trudno jest ci przyjąć to do świadomości? - Jęknąłem, ściszając ton głosu.
            Moje zachowanie go nawet nie zdziwiło, jakby wiedział, że tak właśnie bym zareagowała. Zaciągnął w swoich ustach papierosa i ponownie wbił we mnie swój wzrok, który zaczął działać mi na nerwy, bo nie przywykłam do takiego zachowania z jego strony.
     - Jesteś niedoświadczona i zapewne nie za dużo wiesz o Shadow. - Przeniósł swój ciężar ciała na drugą nogę i wzrokiem odszukał popielniczkę, która stała na stole, po czym zbliżył się do niej, a tym samym stanął bliżej mnie. - Jesteś naiwna, że dałaś mu się przelecieć. Wykorzystał twoje uczucia. - Strzepnął popiół, zaciskając wargi.
             Zacisnęłam obie pięści i spuściłam wzrok na dół. Przymknęłam powieki i próbowałam zapanować nad swoim oddechem. Kiedy uniosłam głowę do góry, moja twarz została zakryta przez kosmyki falujących włosów.
     - Nie wiesz, co mówisz. Justin się zmienił. Nie jest taki, jak kiedyś... - Powiedziałam stanowczo.
Nie mogłam pozwolić na to, aby jakiś chłopak, którego uważałam do niedawna za przyjaciela, oczerniał mojego Justina, tak bez żadnych dowodów.
             Shadow prowadził walkę ze sobą. Potrzebował wsparcia, zarówno mojego, jak i przyjaciół z którymi trzymał się od kilku lat. Mimo że czasami ponosiły go emocje, mimo że kierował się zazdrością, gniewem i strachem o własne bezpieczeństwo, potrafił kochać. Jedyne czego oczekiwał, to zrozumienie i czas. Byłam gotowa na to wszystko z chwilą, kiedy postanowiłam go odszukać. Chciałam być przy nim i pomagać mu, kiedy wymagała tego sytuacja.
             Kochając się z nim, udowodniłam mu, że nie odejdę, że moje ciało, myśli, należały tylko do niego. Miałam nadzieję, że słowa Dave'a były nieprawdą, że Shadow, to tylko jego pseudonim dla świata zewnętrznego, przed którym się ukrywał, bo Justin, którego znałam i kochałam, wyszedł z własnego cienia i pokazał, że wiedział, co to rodzina, przyjaciele i miłość.
             Dave po chwili ujął moją twarz w dłonie, tym samym wypuszczając z płuc drażniący dym. Kaszlnęłam, na co usta chłopaka wydęły się w lekkim rozbawieniu.
     - Amy... Jesteś taka naiwna... - Przejechał opuszkami palców po moim policzku - Kochasz go, dobrze. Rozumiem, ale on ciebie nie kocha. - Rozszerzył lekko swoje oczy, w których zabłysnęła iskra zakłamania - Jesteś kolejną z tych kilkunastu lasek, które wykorzystał. Wiesz, co potem się z nimi stało? - Dodał, zatrzymując swoje palce na mojej szyi i oczekując jakiejś reakcji z mojej strony.
     - Zabija je. - Wysyczał, przez zaciśnięte zęby, zaciskając jednocześnie w swoich dłoniach moje włosy. Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować. Mój oddech momentalnie się przyspieszył, a do oczu napłynęły łzy, które nie miały zamiaru wypłynąć. Chciałam się uwolnić i zniknąć z tej cholernej rzeczywistości. Ale nie potrafiłam. Nie mogłam przeciwstawić się komuś, kto od kilku lat zajmował się zabijaniem. Dave właśnie taki był. Właśnie teraz ukazał swoją ciemną stronę. Jego dusza była przepełniona goryczą, gniewem i być może zagubieniem. Potrafił odgrywać dwie role naraz, tak jak w teatrze. Nie sądziłam, że między mną a tym osiemnastolatkiem kiedykolwiek doszłoby do takiego końca...
     - Jason, Thomas! - Nagle w całym domu rozległ się głos Justina.
             Dave szybko mnie od siebie odepchnął, jakbym była przedmiotem. Stałam pośrodku kuchni i płakałam. Chłopak stał kilka kroków ode mnie i patrzył na mnie ciągle tym samym wzrokiem. Nie mogłam oderwać spojrzenia od jego twarzy. Czułam, że jakaś cząstka mnie odeszła... Odeszła w momencie, kiedy mój przyjaciel okazał się bezdusznym stworzeniem. Do kuchni wszedł Jason, kiedy otarłam wierzchem dłoni łzy z policzka.
     - Amy, na górę, już! - Warknął, a nogi się pode mną ugięły.
             Dlaczego oni wszyscy na mnie krzyczeli? Co takiego zrobiłam im wszystkim, aby mogli pomiatać mną jak jakimś przedmiotem? Nie mogąc znieść tego wszystko, wybiegłam z kuchni i pobiegłam na górę. Potknęłam się u szczytu schodów, ale szybkim ruchem się podniosłam i podeszłam do drzwi od swojego pokoju. Ujęłam klamkę i weszłam do środka z nadzieją, że będę mogła schronić się w objęciach Justina. Ujrzałam go krzątającego się po moim pokoju. Był już ubrany i nerwowo krążył wokół pomieszczenia.
     - Justin...- Jęknęłam podchodząc do niego powoli.
             W ogóle nie zareagował, nie obdarował mnie nawet krótkim spojrzeniem. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach intensywniej. Każde kolejne były bardziej gorące i czułam, jakby zostawiały ślad na mojej twarzy. Jakby wypalały drogę, którą przebywały. Shadow podszedł do skraju łóżka, na którym jeszcze kilka chwil temu oboje leżeliśmy. Na którym kilka godzin temu oddałam się chłopakowi, który w tym momencie miał w dupie moją obecność. Głośno wypuściłam powietrze z płuc, nieświadoma tego, że przestałam oddychać.
              Wtedy Shadow zatrzymał się i spojrzał na mnie wrogim spojrzeniem. Poczułam ukłucie w sercu. Nie mogłam przecież stracić swojego jedynego punktu oparcia. To Justin mi pomagał, to on dawał mi to bezpieczeństwo, którego nigdy nie byłam w stanie poczuć.
     - Siedź tu i stąd nie wychodź, zrozumiałaś? - Warknął, nachylając się i zabierając z pościeli swoją broń.
     - Co się dzieje?- Spytałam niepewnie.
             Czułam, że to nie był odpowiedni moment na rozmowę z nim. Widziałam, że jego ciało opanował gniew, ale nie chciałam, aby traktował mnie przedmiotowo. Zawsze, kiedy działo się coś złego, kiedy nie szło po jego myśli, zostawiał mnie i po prostu miał gdzieś moje uczucia i moją bezsilność do świata. Czułam się niepotrzebna... Jakby chciał mnie tylko wtedy, kiedy było mu dobrze, bo tak mu było wygodniej.
             Schował swoją broń, po czym podszedł do szafy i zaczął przeszukiwać wszystkie półki. Zdezorientowana do niego podeszłam i przejechałam dłonią po jego ramieniu, na co gwałtownie się odsunął.  - Amy, zostaw. Mamy poważny problem. - Syknął, wyciągając jakąś moją bluzkę.
            Rozdarł ją po czym schował do kieszeni. - Zostaniesz z Dave'em. Wrócę jak wszystko załatwię. - Dodał i w jednej chwili zniknął za drzwiami, zostawiając mnie tutaj zupełnie samą.
            Oparłam się o szafę, a następnie osunęłam się w dół. Podkuliłam nogi i oparłam głowę o kolana. To był Justin. To był chłopak, którego tak bardzo kochałam, który ranił mnie częściej niż ktokolwiek inny, a mimo to szalałam za nim tak bardzo. Nie rozumiałam swoich uczuć, ale wiedziałam jedno. To on, to Justin trzymał mnie w garści i władał moim sercem. Byłam świadoma tego, że nieważne jakby się zachował, to ja nie potrafiłabym od niego odejść.
             Nie potrafiłam tak po prostu wyrzucić go ze swoich myśli, a co dopiero ze swojego serca... Objęłam nogi rękoma i wtuliłam głowę między swoje kolana. Byłam ponownie sama. Znowu odczuwałam tę pustkę w swoim sercu. Wiedziałam, że moje życie nie pasowało do życia mojego chłopaka, ale oboje zawsze znajdowaliśmy sposób, aby je złączyć w jedno, być jednością. Słowa Dave'a mną wstrząsnęły. Zaprowadził na skraj krawędzi, na której się ponownie znalazłam. Zaczęłam płakać i łkać, a w duszy błagałam Boga, aby czuwał nie nade mną, lecz nad Justinem. Chciałam, aby jego poranne zachowanie było tylko wynikiem jakiegoś problemu, który ponownie musiał rozwiązać, używając swoich umiejętności związanych z przestępczością.
             Nie kontrolowałam czasu, po prostu siedziałam pod szafą i pozwalałam myślom płynąć swoim torem. Mój wzrok cały czas skierowany był na drzwi od pokoju. Chciałam z całych sił, aby w końcu pojawił się w nich Justin.

Justin's POV  

             Jak tylko usłyszałem dźwięk swojego telefonu, przebudziłem się. Przetarłem oczy, a po chwili dostrzegłem, że w pokoju znajdowałem się sam. Bez Amandy. Z zaciśniętymi ustami wstałem i podszedłem do jej biurka, na którym leżał telefon. Ująłem go i odebrałem. W odpowiedzi na głupie "halo" usłyszałem kobiecy, dość młody głos.
     - Cześć, Shadow. Nie wiem czy mnie kojarzysz, ale z tej strony Leslie. Mówi ci to coś? - Kobieta po drugiej stronie jakby się uśmiechnęła.
             Czy mi to coś mówiło? Parsknąłem pod nosem. Pamiętałem tę dziewczynę. To ona nie chciała, abym zbliżył się do Amandy. Jak ona śmiała do mnie teraz wydzwaniać?
     - Tak, skąd masz mój numer? - Zapytałem, podchodząc do biurka i ujmując w dłoń swoje bokserki.
             To, skąd ona miała mój numer było cennym źródłem, ale niestety, nie otrzymałem go. Obdarzyła mnie inną, równie ważną informacją. Chciała się spotkać. Chciała mi przekazać jakieś plany McCanna... To brzmiało dość interesująco, ale wiedziałem, że to mógłby być jakiś podstęp. Patrick uchodził za faceta lubiącego zabawę.
     - Dobra, przy starym składzie węgla za pół godziny, pasuje? - Mruknąłem, wciągając na siebie bieliznę.
             Dziewczyna się zgodziła, a ja się rozłączyłem. Zacząłem szukać wzrokiem swoich rzeczy i jednocześnie zawołałem swoich kumpli. Obaj zjawili się po kilku sekundach, również wyciągnięci z łóżek.
     - Co jest? - Zapytał Jason nerwowym tonem głosu.
Posłałem mu ostre spojrzenie, na co chłopak podszedł bliżej, unosząc lewą brew. - Co się dzieje?
     - Mamy spotkanie z nijaką Leslie, mówi tobie to coś? - Zapytałem obojętnie, wyciągając z tylnej kieszeni spodni pistolet i położyłem go na kanapę, jednocześnie wciągając na siebie jeansy.
             Thomas pstryknął palcem na znak jakiejś wiedzy. Wytłumaczył Jasonowi kim była ta dziewczyna, na co chłopak zareagował podobnie jak ja. - Dobra, jedziemy tam. - Syknął, wychodząc z pokoju - Thomas, ubieraj się. - Ponaglił naszego kumpla.
             Byłem już ubrany i nerwowo czyściłem w dłoni ostatnie naboje, jakie posiadałem. Krzątałem się po pokoju i myślałem, jak ta dziewczyna mogłaby nam pomóc. W ogóle dlaczego chciała nam pomóc. Przecież był taka przeciwna znajomości Amandy ze mną...
             Nagle w progu stanęła Amy. Była taka drobna, taka bezbronna.... Zacisnąłem nerwowo usta jeszcze bardziej i w myślach starałem się opanować. Po chwili jęknęła, wypowiadając moje imię. Przez moje ciało przeszyły się dreszcze. Działała na mnie w destrukcyjny sposób. Jej smukła sylwetka, jej łzy, które spływały właśnie po jej policzkach, doprowadzały mnie na skraje uczuć. Jak ja miałem funkcjonować jako Shadow, skoro ona pragnęła tylko Justina?  Spojrzałem na nią pewnie, po czym zmierzyłem wzrokiem.
     - Siedź tu i stąd nie wychodź, zrozumiałaś? - Warknąłem, ujmując broń w swoją dłoń.
             W odpowiedzi zamiast zgody, usłyszałem kolejne pytanie z jej strony. Było mi trudno pogodzić w sobie chęć zabijania i uczucia. To nie szło ze sobą w parze. Kochałem ją, ale nie potrafiłem codziennie być czułym chłopakiem... Podszedłem do szafy i zacząłem szukać jakiejś jej bluzki, która miała mi posłużyć za pokrowiec do broni.
             Nagle do mnie podeszła i przejechała swoją delikatną dłonią po moim ramieniu. Zagryzłem wewnętrzną część policzka i się odsunąłem, drąc koszulkę na kawałki.
     - Amy, zostaw. Mamy poważny problem. - Syknąłem. - Zostaniesz z Dave'em. Wrócę jak wszystko załatwię. - Dodałem i w jednej chwili zniknąłem za drzwiami, zostawiając ją zupełnie samą.
             Nie miałem innego wyjścia. Musiałem żyć zgodnie z wcześniej wytyczonymi zasadami, które Amanda tak po prostu chciała rozwiać w niepamięć. Zszedłem na dół i razem z chłopakami poszedłem do auta. Wsiedliśmy do samochodu i Jason po chwili wyjechał z posesji z piskiem opon. W środku siebie czułem, że zostawienie Amandy samej z Dave'em mogło wpłynąć na nią destrukcyjnie, ale ona nie mogła o wszystkim wiedzieć. To by ją zabiło.

______________________________________________________

Oto i kolejny, już trzydziesty drugi rozdział. 
Akcja zaczyna się zagęszczać, co o tym myślicie?
Za kilka ( kilkanaście ) rozdziałów, przewiduję koniec. 
Jestem Wam bardzo wdzięczna, że nadal trwacie przy moim, Shadow i Amy boku. 
Elise, jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie. 
Do zobaczenia.
@AudreeySwag 

                                           CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! :) 

sobota, 21 września 2013

~ Rozdział trzydziesty pierwszy

            Nie rozglądałem się, bo to i tak niczego by nie ułatwiło. Na podwórku panował pożar, a my nie byliśmy w stanie dostać się chociażby do mojego srebrnego volvo, które wbrew pozorom znajdowało się bardzo blisko. Jednakże wystarczyłby chociażby jeden nieodpowiedni krok, a obaj byśmy zostali zgarnięci przez płomienie.
      - Justin! - przyjaciel ujął skrawek mojej koszulki - Uciekaj stąd! Już! - Wrzasnął, pociągając mnie za sobą do bramy.
            W natłoku myśli, rzuciłem się w pogoń za nim, porzucając chęć zdobycia środka ucieczki. Wybiegłem rozdrażniony na środek jezdni, po czym odebrałem od Thomasa swoją dziewczynę. Nadal była roztrzęsiona i nie wiedziała co się działo wokół niej. Jej oczy były rozszerzone, a usta rozchylone. Kiedy ją obejmowałem, słyszałem, jak ciężko oddychała.
      - Zaraz będziesz bezpieczna.- Szepnąłem z grymasem na twarzy.
            Przycisnąłem ją do swojej klatki piersiowej, po czym zmarszczyłem czoło, rozglądając się za Jasonem. Nie wiedziałem, dokąd uciekać. Miałem nadzieję, że mój kumpel posiadał jakiś dobry plan, który uratowałby nie tylko Amandę, ale i nas z tej ciężkiej sytuacji.
            Spoglądając na Amy, usłyszałem za sobą gwałtowne zachowanie. Szybkim ruchem się odwróciłem. Przed swoimi oczyma ujrzałem naszego czarnego Jeep'a, którym kierował Dave. Patrzył na mnie bezdusznym spojrzeniem, które nie wyrażało dosłownie nic. Jakbym był mu już obojętny.
      - Jason, wsiadajcie, zanim będzie za późno. - Syknął, gdy dwudziestolatek podszedł do niego od strony pasażera.
            Obaj wsiedli, po czym również ruszyłem pewnym krokiem na tylne siedzenia. Posadziłem Amy i usiadłem obok niej. Nim zdążyłem zrobić jakikolwiek innych ruch, poza zamknięciem drzwi, pojazd ruszył z piskiem opon. Warknąłem pod nosem, ale postanowiłem frustrację zatrzymać w sobie. To było najlepsze rozwiązanie.
            Jeździliśmy już ponad godzinę, a nadal nie posiadaliśmy żadnego planu. Nasz jedyny dom został wysadzony w powietrze, papiery od magazynów zostały zniszczone w pożarze... Nie mieliśmy już dosłownie nic. Nic, poza sobą. Tylko trzymanie się razem dawało nam jakieś szanse na przetrwanie. Cały zapas amunicji, broń... To wszystko przepadło... Jęknąłem na samą myśl o upadzie " Insiders ".
      - Thomas, a co z tym twoim mieszkaniem na BrongStreet? - W powietrzu rozległ się głos Dave'a.
            Chłopak ciężko westchnął i odchrząknął, że niedawno sprzedał to mieszkanie jakiemuś staremu, dobremu kumplowi. A więc teraz byliśmy skazani tylko na ten samochód, który posiadaliśmy.
      - Ja wiem, dokąd możemy pojechać... - Nagle Amy podniosła delikatnie swoją głowę i otworzyła szerzej oczy, po czym wpatrywała się w przednią szybę.
            Na naszych twarzach pojawiło się zaskoczenie. Jak ona mogła nam zaproponować jakiś dach nad głową, skoro nie miała tak naprawdę nic? Nie miała rodziny, bo ona się jej wyrzekła. Ojciec ją bił, wręcz napastował, a matka... Właśnie. Jej już nie miała. Już nigdy nie będzie musiała wysłuchiwać, jakim ciężarem była do Laury. Ta kobieta nie była jej już potrzebna w tym życiu. Jason postąpił słusznie...
      - O czym ty mówisz, Amando? - Jason podniosłym tonem spojrzał na nią przez lewe ramię.
      - Mówię, że możecie pojechać do mojego domu. - Na chwilę zamilkła, a gdy już chciałem o coś zapytać, położyła palec na moich ustach i dodała - Nie, Justin. Nawet nie zaprzeczaj.
            Na jej twarzy malowała się odrobina dominacji nad moją osobą, co mi się nie bardzo spodobało. Spojrzała na Dave'a i podała mu adres swojego domu, w którym wychowała się przez niespełna całe dzieciństwo. Posłuchał jej i pokierował samochód w wyznaczonym kierunku. Nie wiedziałem co myśleli pozostali osobnicy w aucie, ale ja byłem bardzo negatywnie do tego nastawiony. Ciężko westchnąłem i pogładziłem Amy po włosach. Były takie delikatne. Pokierowałem swoją dłoń na jej ramię. Jej skóra była aksamitna jak najmiększa tkanina na świecie.
      - Będzie dobrze... - Cicho szepnąłem, całując ją w czubek głowy.
            Jej dłoń pokierowała się na mój tors, a swoją głowę oparła na moim ramieniu, po czym nieco bliżej się do mnie przysunęła, robiąc więcej miejsca Thomasowi. Delikatnie się uśmiechnąłem i gładziłem ją, aby w jej myślach zapanował spokój.
            Samochód w pewnej chwili się zatrzymał. Uniosłem się, po czym ujrzałem po prawej stronie dość sporych rozmiarów budynek. Ciężko westchnąłem i otworzyłem drzwi. Zaraz za mną wysiadła moja dziewczyna i reszta pasażerów. Amanda zbliżyła się do drzwi wejściowych, a zaraz przy jej boku znaleźli się Jason i Dave. Jak zwykle... Jej wybawca musiał być tak samo blisko, jak jej chłopak... Warknąłem pod nosem, podchodząc do nich.
            Amy pchnęła drzwi wejściowe i chciała już wejść do środka, gdy nagle złapałem jej nadgarstek. Posłała mi nieco gniewne spojrzenie.
      - Pozwól, że chłopaki sprawdzą ten dom, okej? - Starałem się być opanowany - Nie wiemy, czy to nie jest czasem kolejna zasadzka. - Mruknąłem i lekko pociągnąłem ją w swoją stronę.
            Uległa mi, a ja dałem znak, aby reszta bandy poszła sprawdzić każdy centymetr tego mieszkania. Podszedłem z dziewczyną do samochodu i oparłem się o bagażnik. Objąłem nastolatkę wokół bioder i delikatnie ją do siebie przyciągnąłem, po czym złożyłem pocałunek na jej szyi.
      - Justin... - Mruknęła, a swoje dłonie usadowiła na moich ramionach - Dziękuję... Za wszystko.
            Jej oczy wyrażały niesamowitą ilość wdzięczności, miłości oraz czegoś, czego nie potrafiłem nazwać po imieniu. Ta dziewczyna odbierała mi racjonalne myślenie. Dla niej zrobiłbym wszystko. Wiedziałem to.
      - Już dobrze, skarbie... - Szepnąłem, odgarniając jej włosy za ucho - Teraz będzie już dobrze. Jestem przy tobie... - Odparłem stanowczo, a swoje czoło oparłem o jej skroń  i musnąłem kąciki jej powabnych ust.
            Skinęła lekko głową, a zaraz potem się mocno we mnie wtuliła, jakby nie było mnie z kilka dni przy jej boku. Mimowolnie się uśmiechnąłem i zaciągnąłem się jej zapachem. Takie chwile ostatnio dość rzadko miały miejsce, ale pragnąłem ich bardzo mocno, więc skorzystałem z okazji  i się w niej zatraciłem. Jednakże nie na długo...
      - Chodźcie, budynek jest czysty. Będziemy tutaj bezpieczni. - W drzwiach stanął Thom i przekazał nam szczerze mówiąc, bardzo dobrą informację.
            Z uśmiechem na twarzy ująłem rękę Amandy, po czym wszedłem z nią do domu i zamknąłem drzwi na klucz. Od razu pokierowała się do kuchni i nalała sobie soku do szklanki. Dziwiła mnie jej swoboda poruszania się w tym miejscu, ale co ja tam mogłem...
      - Wszystko w porządku? - Moje pytanie wyprzedził Jason.
            Siedemnastolatka posłała mu delikatny uśmiech. Dodała, że mają czuć się tutaj jak u siebie i zaraz potem wyszła drugim wyjściem i zniknęła z mojego pola widzenia. Po chwili jednak usłyszałem, jak życzyła któremuś dobrej nocy. Poszła więc do swojego pokoju, który znajdował się na górze.

Amy's POV 
    
            Weszłam do pokoju i zaczęłam  się rozglądać. Tyle wspomnień było ukrytych w jednym, dość małym pomieszczeniu. Westchnęłam głośno na samą myśl o tym, że tutaj spędziłam swoje dzieciństwo, że tutaj się wychowałam i spędziłam najlepsze chwile w swoim życiu. Automatycznie objęłam się ramionami i pozwoliłam kilku łzom spłynąć po policzku.
            Mój dom - powinnam się tam czuć bezpiecznie i swobodnie, lecz kiedy do mojej głowy wdarły się sceny z przed wyprowadzki, mimowolnie zadrżałam. Teraz przebywanie w tym mieszkaniu było bolesne, puste i nieznajome. Przejechałam dłonią wzdłuż swojej ręki, tak jakbym chciała odszukać rany, które sprawił mi ojciec, kiedy mnie bił i molestował.
            Moja własna matka wyrzekła się mnie i zostałam sama. Gdyby w moim życiu nie pojawił się Justin, umarłabym z rozpaczy, samotności jaka wypełniała mój każdy, szary dzień. Byłam świadoma tego, że nie poradziłabym sobie z udźwignięciem ciężaru swoich własnych problemów.
            Fakt był taki, że Justin sam nosił ze sobą swój ogromny worek przeszłości i przeżyć, ale dzięki niemu doświadczyłam czegoś pięknego i wartościowego. Pokazał mi piękno miłości, pokazał mi, że człowiek może się zmienić, że można dać upust emocjom i poradzić sobie z najgorszym gównem.
            Bałam się tego, co miało stać się za kilka dni. Nie mieliśmy nic, poza samochodem i domem. Chłopacy stracili wszystko w pożarze. Justin obiecywał mi kilkakrotnie, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałam, że to złudne słowa. Wiedziałam, że już nigdy nie będę bezpieczna - nie ważne czy to mój ojciec czy wrogowie Justina, ale zawsze znajdzie się osoba zagrażająca nam wszystkim.
            Podeszłam wolnym krokiem do komody, która stała przy ścianie. Zaczęłam otwierać wszystkie szuflady jakbym miała nadzieję, że znajdę jakieś czyste ubrania. Po zajrzeniu do ostatniej szuflady znalazłam swoje starą bieliznę: koronkowe czarne bokserki i dopasowaną do tego koszulkę. W sumie, nie byłam w nastroju na tego typu ubranie. W mieszkaniu było kilku chłopaków... Ale niestety, nie znalazłam nic lepszego. Chciałam jak najszybciej pozbyć się śladów i odczuć z minionego dnia.
            Wyszłam na korytarz, a następnie pokierowałam się do łazienki. Miałam ochotę na długi, gorący prysznic. Rozebrałam się i włożyłam ubrania bezpośrednio do automatu. Wsunęłam swoją sylwetkę pod prysznic i puściłam wodę. Gdy poczułam pierwsze krople na swoim ciele, moje mięśnie uległy rozluźnieniu.
            Kąpiel zajęła mi dość długą chwilę, ale dzięki temu czułam się znowu czysta i byłam gotowa stawić czoła kolejnym problemom, wdrażających się do naszego życia. Mojego i Justina. Byliśmy jednością.  
            Leżałam na swoim dawnym łóżku. Byłam już po prysznicu, który zmył ze mnie dzisiejsze wydarzenia, widok ojca... a tym bardziej widok mojej matki. Wiedziałam, że kiedyś znowu pojawi się na mojej drodze. Bałam się każdej takiej myśli, kiedy już do tego dochodziło... Kiedy w moich myślach ponownie panował chaos mojej bieżącej sytuacji nie tyle co rodzinnej, ale życiowej.
            Rozmyślanie przerwał mi Justin, kiedy wyszedł z łazienki. Słyszałam jego kroki przed drzwiami od pokoju i pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy, to było rozluźnienie tej napiętej atmosfery między nami. Chciałam ujrzeć jego uśmiech, jego uczucia... Postanowiłam więc mu się schować. Przykucnęłam po drugiej stronie łóżka tak, aby mnie nie zauważył.
            Drzwi się otworzyły, a zaraz po tym usłyszałam krzyk Justina.
      - Amy! Amanda! - Jego głos był przesiąknięty strachem, więc od razu się podniosłam z delikatnym uśmiechem na twarzy.
      - Co ty robisz? - Podszedł i mnie przytulił. - Myślałem, że cię nie ma... myślałem...- Przystawiłam palec do jego ust, a on go pocałował. - Po prostu, nie rób tego więcej.
      - Przepraszam. - szepnęłam, delikatnie całując jego pełne usta.
            Miałam na sobie koszulkę i bokserki, które znalazłam w swojej szafie. Natomiast Justin... Justin stał przede mną w samym ręczniku owiniętym przez biodra.
      - Kusząco wyglądasz. - Wyszeptałam uwodzicielsko, nie powstrzymując się od komentarza na jego widok, który po prostu zapierał dech w piersiach.
            Zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o co mi chodziło, a potem uśmiechnął się łobuzersko, dłonią przeczesując swoje wilgotne włosy i pociągając za końcówki. Poczułam, że byłam w stanie oddać się ciałem i duszą Justinowi. Potrzebowałam tego. Musiałam wiedzieć, czy kochałam go na tyle, aby mu się oddać.
            Czy ufałam mu na tyle, aby pozwolić mu na dominację nad moim ciałem. Ostanie przeżycia, niszczyły moje wnętrze i zaufanie do każdego. Nie mogłam być pewna, że nadal ufałam swojemu chłopakowi bezgranicznie. A to co miałam zamiar zrobić, dałoby mi odpowiedzieć.
            Przejechałam swoimi dłońmi wzdłuż jego torsu, aż do momentu, gdy dotarły do ręcznika Justina. Przejechałam opuszkami palców nad jego ręcznikiem, a on głośno wypuścił powietrze ze swoich płuc, mrucząc moje imię.

Justin's POV


            Po orzeźwiającym prysznicu, było mi już wszystko jedno. Mogło się walić, palić, ale moje myśli i tak wędrowały koło Amandy. Nie rozumiałem, też słów Dave'a. Miłość mojej dziewczyny mnie wypełniała, odkrywała nowe emocje, a nie zabijała. To on był w błędzie. Był po prostu zazdrosny.
            Z przewieszonym na biodrach ręcznikiem, wszedłem do jej pokoju. Spojrzałem na łóżko, lecz jej nie było. Zdenerwowałem się i zacząłem ją wołać. Gdy mój głos zrobił się donośniejszy, nagle wyłoniła się zza łóżka Od razu do niej podszedłem i mocno przytuliłem, dodając, jak bardzo się o nią martwiłem.
            Gdy przejechała palcem po moich ustach, na ciele pojawiły się dreszcze. Nawet nie zdążyłem ich odepchnąć, a pojawiły się następne, z chwilą, kiedy złożyła na moich ustach namiętny pocałunek, a następnie wymruczała, że kusząco wyglądam. Lekko zdezorientowany zmarszczyłem brwi, ale zaraz potem wydąłem usta z zadziornym uśmieszkiem. Ona była taka piękna. Jej ciało było idealne, bez żadnej skazy. Jej długie włosy opadały na jej klatkę piersiową, biust był idealnie podkreślony, a jej brzuch... Nie mogłem powstrzymać w sobie pożądania, które rosło z każdą chwilą. Przejechałem gwałtownym ruchem po swoich włosach i pociągnąłem za końcówki.
            Dziewczyna przejechała dłońmi po moich torsie, a ja zacząłem czuć, jak mój członek zaczął nabierać większych kształtów. Gdy jej palcem zaczęły majsterkować przy ręczniku, zaczerpnąłem odrobiny powietrza i wymruczałem uwodzicielsko jej imię, dłońmi drażniąc jej szyję.
            Amanda na mnie spojrzała, a ja w jej oczach dostrzegłem mnóstwo iskierek. Jedne były przesiąknięte miłością, pożądaniem, ale i niepewnością, co sprawiało, że jej ruchy były ekstazą dla mego ciała.
            W pewnej chwili ręcznik osunął się z mych bioder i wylądował na moich stopach. Spojrzałem na jej reakcję. Delikatnie się uśmiechnęłam, bardziej się do niej przysuwając. Otarła się o mojego penisa, a zaraz potem mocno do mnie przywarła ciałem, składając namiętny pocałunek.
            Byłem gotowy na wszystko mimo że to ja zawsze dominowałem. Zawsze wszystko musiałem  mieć pod kontrolą, ale to w tamtej chwili Amanda miała nade mną władzę. Ona wykonała pierwszy ruch, a ja się jej poddałem. Stałem się uległy dla tej dziewczyny. Chciałem, aby czuła się szczęśliwa. Ciepło jej wijącego się ciała tuż przy moim spowodowało, że każdy mój mięsień zaczął się napinać.
            Położyłem dłonie po obu stronach jej bioder i przesunąłem je wyżej.  Kiedy poczułem jej włosy, pociągnąłem mocno za jej falujące końcówki, a dziewczyna wygięła się w łuk, jęcząc przy tym głośno.
      - Cśśś...- Wymruczałem i pochyliłem się, aby złożyć na jej szyi mokre pocałunku. Ustami dotarłem do wzgórków jej piersi. Językiem zacząłem zataczać kółka, na co Amy gwałtownie się uniosła i wypowiedziała magiczne zdanie, które zmieniło tok mojego myślenia.
      - Kochaj się ze mną. - Powiedziała to tak stanowczo, a jednak łagodnie. 
           Nie słyszałem w jej głośnie żadnej nuty wahania. Chciała tego.. Chyba tak bardzo jak ja. Zauważając, że wpatrywałem się w nią jak osłupiały, nagle dodała szeptem. - Proszę. 
           Nabrałem gwałtownie powietrza do swoich płuc, a moje dłonie powędrowały na plecy dziewczyny. Mocno ją do siebie przyciągnąłem i zacząłem szukać zapięcia od jej stanika. Ustami drażniłem jej szyję i lewe ramię, pozostawiając na niej swoją ślinę. Skóra nastolatki była aksamitna, wręcz pociągająca. Uśmiechnąłem się lubieżnie, gdy rzuciłem biustonosz za siebie i zacząłem delikatnie ściągać bieliznę wzdłuż jej długich nóg. Gdy uniosła swoje stopy, aby całkowicie pozbyć się bokserek, dłońmi oparła się na moich barkach.
           Wyszła z gracją ze  swoich majtek. Stała już naga. Mógłbym patrzeć na nią godzinami. Jej smukła sylwetka, długie nogi i opadające, ciemne włosy na jej jędrne i dość okrągłe piersi, sprawiły, że czułem, iż Amanda była idealną kobietą dla mnie. Nie tylko ciało, ale i jej serce mówiło, że ona była tą, na którą czekałem całe życie
            Złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek. Pojawiło się w nim to, co powinno. Moja miłość, jaką żywiłem do Amandy. W tym samym momencie dotarło do mnie, że nigdy z nikim nie całowałem się w ten sposób. Uśmiechnąłem się, bo jedna, drobna dziewczyna, kryła w sobie taką moc, że potrafiła zmienić nawet mnie - Shadow, faceta bez serca, osobę mordującą dla pieniędzy.
        Chwyciłem Amy za pośladki i uniosłem ją w górę, a następnie ułożyłem delikatne na łóżku. Jej włosy ułożyły się na miękkich poduszkach jak wachlarz. Przywarłem do jej ust swoimi wargami, dłońmi penetrując całe ciało. Zaciskałem jej piersi, a brodawki pod wpływem mojego dotyku zaczęły stawać się twardsze. Moje przyrodzenie było już gotowe, wręcz emanowało niecierpliwością, ale nie mogłem tak po prostu w nią wejść. Czułem, że to był jej pierwszy raz, dlatego musiałem zachować nieco ostrożności.
           Uniosłem się nad jej szczupłym ciałem i językiem zacząłem zataczać swoją wędrówkę po jej ciele. Gdy dotarłem do pępka, zagryzłem zębami skórę wokół niego, a następnie zerknąłem na jej twarz, która wyrażała odpłynięcie w nieznane. Uśmiechnąłem się i jednocześnie dotarłem do jej podbrzusza. Podparłem się kolanem miedzy jej nogami i wolną ręką przejechałem po jej kobiecości. Była taka wilgotna...
      - Jesteś cudowna... - Szepnąłem, wsuwając w nią jeden palec, na co dziewczyna napięła swoje biodra i dość głośno jęknęła.
           Ogarnęła mnie fala gorąca. Swoim palcem zacząłem drażnić łechtaczkę,, a gdy usłyszałem jak bardzo wpływało to na dziewczynę, nie powstrzymałem się i wsunąłem w nią drugi palec. Amy była taka ciasna. Czułem z każdym ruchem, jak zaciskała się wokół moich mnie Kiedy pchałem palce do środka, ona wypychała biodra ku nim. To był odpowiedni moment i czułem, że ona także się niecierpliwiła.
           Uspokoiłem się w  głębi siebie, bo wiedziałem, że to jej pierwszy raz i że byłem jej pierwszym mężczyzną. Musiałem opanować swoje pożądanie względem Amandy, chociaż trochę. Delikatność i uwaga na jej ciało były teraz dla mnie kluczem. Liczyła się ona i jej spełnienie. Pragnąłem, aby nasz stosunek był dla niej czymś wyjątkowym.
          Wysunąłem z niej palce, a ona rozluźniła nogi. Zacząłem jedną dłonią gładzić jej brzuch, po czym spojrzałem na nią. Jej twarz wyrażała spokój i oczekiwanie. Nie bała się, wręcz przeciwnie. Obdarowała mnie czymś wyjątkowy - swoim zaufaniem. 
           Unosząc się, rozszerzyłem jej nogi. Swoje palce włożyłem do jej ust, aby znalazła się na nich jej ślina. Gdy poczułem, jak zaczynała je ssać, aż jęknąłem pod nosem. Wyjąłem je i przejechałem po czubku swojego członka. Spoczęła na nim jej ślina, a zaraz potem ująłem go nieco niżej i nakierowałem się do wejścia jej perełki. 
           Wsunąłem go delikatnie do środka, zaciskając swoje usta z rozsadzającego mnie od wewnątrz pożądania. Amy zacisnęła w dłoniach kawałek pościeli, a ja wszedłem do końca. Na jej twarzy malował się lekki grymas, ale gdy zacząłem delikatnie poruszać biodrami, przemienił się w doznawanie rozkoszy. 
      - Kocham cię... - Szepnąłem, pokrywając jej ciało swoim. 
           W odpowiedzi dostałem głośne jęknięcie. Połączyłem nasze usta, aby w niewielkim stopniu uciszyć jej jęki. Zacząłem rytmiczniej poruszać ciałem, a Amy wypychała ku mnie swoje biodra. Zagryzła wargę i wydała z siebie cichy pomruk rozkoszy. 
           Przesunąłem prawą dłoń na jedną z piersi i zacząłem zaciskać w palcach brodawkę. Dziewczyna wygięła swoje ciało w łuk, przez co zwiększyła moje pożądanie. Bez zastanowienia się, pchnąłem mocniej, aż wszedłem w nią cały. To uczucie było niesamowite. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Zrobiłem tak jeszcze raz, potem kolejny i kolejny. Amanda krzyknęła głośno, a ja poczułem, jak zaciskała się wokół mnie. Jej uda się napięły, a ja dłońmi chwyciłem jej biodra i zacząłem poruszać się szybciej. Oboje popadliśmy w pogoń za orgazmem.
           W pewnej chwili zorientowałem się, że kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Zerknąłem na nią, lekko zwalniając pchnięcia i tym samym zagryzając jej wargę.  
      - Zaraz dojdę... - wyjęczałem w jej usta, na co dziewczyna jakby się ocknęła i wbiła we mnie swój wzrok.
      - Ja też... - Uniosła biodra, tym samym dając mi znak, że pragnęła więcej.
           Ponownie przyspieszyłem swoje ruchy, nie martwiąc się o cokolwiek. Zbliżyłem swoje czoło do jej skroni i zacząłem ją cała całować, jednocześnie zaciskając w dłoniach jej włosy. Jęczała, co doprowadzało mnie do szaleństwa. 
           Dziewczyna zaczęła głośno jęczeć, wręcz napinać swoje ciało. Oznaczało to tylko jedno. Zaczęła szczytować. Pchnąłem swoim przyrodzeniem jeszcze mocniej i wtedy poczułem, jak sperma wypełniała jej ciało, a opuszczała moje. Syczałem, drażniąc jej piersi. Byłem tak bardzo podniecony. 
           Przez kilka kolejnych sekund pozostawaliśmy w ten samej pozycji. Amanda lekko uchyliła swoje zielone oczy i spojrzała na mnie.
      - Cześć Słońce...- Wyszeptałem z uśmiechem na twarzy.
      - Justin. - Odpowiedziała i zarzuciła swoje ręce na moją szyję. 
           Cały czas byłem w niej. Czułem, że mój członek wracał już do normalnych rozmiarów, więc patrząc w jej oczy, zacząłem powoli się wysuwać. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas, lecz szybko zniknął i przemienił się w ciepły i piękny uśmiech.
          Położyłem się obok niej i pocałowałem jej ramię. Opuszkami palców gładziłem jej policzek i wymruczałem.
      - Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam, kocham cię.- Położyła się na bok i zaczęła bawić się moimi włosami, jednocześnie zaglądając głęboko do moich oczu. 
      - Ja ciebie także kocham... - Dodała, wsuwając swoją głowę na mój tors. 
           Pogładziłem ją po plecach i narzuciłem na nas kawałek kołdry. - Śpij skarbie. Jestem przy tobie. - Szepnąłem, sam zamykając oczy. 

_______________________________________________________
Tak! Nareszcie! Sama wyczekiwałam tego momentu, razem z Elise ♥
Moja Ty kochana ...... ( Ty wiesz) heh. 
Moi Drodzy Czytelnicy, jak wrażenia? :) 
zostawcie komentarz :) 
@AudreeySwag

                                  Czytasz? = KOMENTUJESZ! :)