czwartek, 10 kwietnia 2014

~ Rozdział ósmy

         Kiedy uspokoiłam Justina, poczułam się silniejsza. Wiedziałam, że mogłam mu pomóc, ale wymagało to ode mnie pewnych zmian w swoim zachowaniu. Musiałam wierzyć, że byłam w stanie przezwyciężyć strach i lęk, który krył się w moim wnętrzu. Dla niego byłam gotowa zacząć żyć.
    - Chodź, zjemy coś. - mruknął z lekkim uśmiechem i nie czekając na moją reakcję, objął mnie w talii i pokierowaliśmy się do kuchni.
         Dave razem z Jasonem rozmawiał o jakimś meczu, aby prawdopodobnie zmniejszyć napięcie. Westchnęłam i podeszłam do blatu. Justin dosiadł się do nich, a ja przygotowałam śniadanie. Położyłam wszystko na stole i sama przy nim zasiadłam, aby coś zjeść.
    - Amando, wszystko w porządku? - odezwał się Jason.
         On od zawsze był dla mnie miły. No, może nie na początku, ale z czasem znalazłam w nim oparcie. Pomagał mi się pozbierać po niektórych kłótniach z Parkerem, albo po jakiejś ich większej akcji ze mną rozmawiał na jego temat. Knight się nie zmienił. Nadal był facetem o dobrym sercu i wiedział, ile jego obecność znaczy nie tyle co dla Shadow, ale i całego gangu.
         Skinęłam głową, zajadając się kanapką. Nagle niezręczną ciszę przerwał Thomas. On chyba robił za klauna w tym domu. Takie było moje odczucie...
    - No buraki, kto ma ochotę wybrać się do klubu dziś wieczorem? - zapytał, zabierając z talerza pośrodku stołu kanapkę i oparł się o ramię Justina, na co ten zareagował lekkim grymasem.
         Parsknęłam śmiechem, słysząc jego dziwny akcent. Pierwszy raz słyszałam takie określenie na chłopak. Nie byli burakami, wręcz przeciwnie. No ale cóż...
    - Świetny pomysł. - mruknął chłopak, którego kochałam całym sercem.
         Zaskoczył mnie. Nie sądziłam, że był w nastroju do chodzenia po klubach. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwionym spojrzeniem, a on nie wiedział chyba o co nam chodziło. Po kilku sekundach dodał, że chętnie wyrwałby się z tego gówna, w jakie trawił i się wyluzował. Dave dodał, że miał rację i on także się wybierze.
    - No Jason, nie mów, że zostaniesz tu sam z Amandą w roli niańki... - Thomas nie odpuszczał i najwyraźniej humor dopisywał mu od samego rana.
         Prychnęłam i wstałam od stołu. Podeszłam do niego i wyjęłam mu kanapkę z ręki, tym samym kierując jego spojrzenie na moją twarz.
    - Nie potrzebuję kogoś, kto cały czas miałby mnie niańczyć, wiesz? - uśmiechnęłam się - Ja w przeciwieństwie do ciebie, potrafię się ogarnąć i wydorośleć. - warknęłam i rzuciłam bułkę na talerz.
         Wyszłam z kuchni i pokierowałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam wpatrywać się w zgaszony ekran telewizora. Nikt do mnie nie przychodził, co dało mi swobodę myślenia. Coś w ich sposobie postępowania się zmieniło. Pomijałam już miejsce zamieszkania, bo to było oczywiste, że będą mieszkali gdzie indziej, ale nie sądziłam, że wszyscy, no może z wyjątkiem Jasona, staliby się tacy nieczuli w stosunku do samych siebie. Gdzie podziało się ich współczucie, troska i równowaga. Ciężko westchnęłam i oparłam się, zamykając oczy.
         Jeżeli miałam być silna, to musiałam odnaleźć wewnętrzny spokój. Musiałam zacząć działać nie pod wpływem emocji, lecz pod wpływem własnych doświadczeń i przemyślanego toku wydarzeń. Każdy błąd, który popełniałam, musiał mi teraz pomóc. Wnioski, które kiedyś wyciągnęłam, teraz musiały być dla mnie punktem odniesienia.
    - Nie przejmuj się, Justinowi dobrze to zrobi. - poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
         Uchyliłam powieki, po czym dostrzegłam Jasona. Stał za mną i delikatnie zaczął masować mój kark. Nie miałam nic przeciwko i ponownie zamknęłam oczy, dostrzegając w nim jakieś pocieszenie.
    - Rozumiem, martwi mnie tylko... żeby nie powrócił do stanu, z którego nie będzie potrafił się uwolnić. - oblizałam swoje usta i dodałam cicho - Jeżeli stanie się Shadow, takim jak dawniej, to zabije siebie i mnie.
         Chłopak przez chwilę milczał. Zaciskał palce na mojej szyi i nic, prócz jego miarowego oddechu nie słyszałam. Wydawało mi się, że dla niego to także było trudne. W końcu znał Justina bardzo długo, najdłużej z wszystkich domowników. Tylko on wiedział, co dla niego było dobre, a co nie przynosiło żadnych rezultatów.
    - Musisz dać mu trochę czasu. To, że powróciłaś, zmieniło jego tok myślenia, bo jeszcze kilka dni temu zabił kilka osób, bo nie panował nad sobą. - przejechał dłonią po moim policzku - Nie wiem, czy to widzisz, ale stałaś się silniejsza, możesz osiągnąć więcej, niżeli ci się wydaje. - szepnął nad moim uchem i odszedł, a ja otworzyłam oczy.
         Usiadł przy stole i zaczął szukać czegoś w laptopie. Zacisnęłam lekko usta, bo jego słowa uświadomiły mi, że nie tylko ja postanowiłaś się zmienić. Justin także. Być może za bardzo pragnął uświadomić samemu sobie, że ponownie mógł stworzyć ze mną normalny związek, oparty na wzajemnej miłości i dlatego odtrącał mnie o moje starania...
.        Wstałam i poszłam do kuchni. Siedział w niej już tylko Dave i stukał palcami w kubek z kawą. Oparłam się o jedno z krzeseł i wbiłam w niego wzrok. Uratował mi życie, bo gdyby nie on, byłabym już martwa.
    - Dave, co się stało? - zapytałam - Nie rozumiem, dlaczego wy wszyscy jesteście dla mnie tacy inni. - zagryzłam dolną wargę.
         Parsknął pod nosem i pokręcił głową, pokazując poirytowany uśmiech na twarzy. - Amy, czy ty nie rozumiesz, że teraz Insiders musi wrócić do formy? - spojrzał na mnie, a jego wzrok był pusty, nie widziałam w nim tego kogoś, kogo zapamiętałam - Musi znowu ratować ci tyłek i niszczyć wszystkich, jeżeli się do ciebie zbliżą. - warknął, wstając.
         Rozszerzyłam lekko oczy. Usłyszałam właśnie coś, czego nigdy się nie spodziewałam. - Kurwa, nie każę wam przecież mnie ratować, Dave! - krzyknęłam, bo czułam, że byłam już na skraju popadnięcia w złość - Nie proszę was o to, rozumiesz? - odepchnęłam się od krzesła i stanęłam obok niego - Proszę was jedynie o trochę zrozumienia... - szepnęłam ciszej
    - Daj spokój... - syknął i wstał - Może dorosłaś, ale chyba nie zdążyłaś sobie jeszcze uświadomić, że powrócenie do tego wszystkiego... - zmierzył moją twarz wzrokiem -  Do tego gówna, które rozpierdala naszą więź jest czymś, co można zrównać z ziemią i jest równoznaczne z ponownym byciem na szczycie, a ja.. - przejechał palcami po włosach - a ja kurwa tego nie chcę! - wrzasnął i odszedł, szturchając mnie swoim barkiem jak jakiegoś śmiecia.
         Zacisnęłam wargi, czując lekkie upokorzenie. Dlaczego za każdym razem wszystko musiało być moją winą? Nie prosiłam ich o likwidację Nevila, ani o ponowne bycie na szczycie. Chciałam jedynie schronić się pod skrzydłami Justina i odbudować wieź z chłopakami jego gangu, ale to najwyraźniej będzie trudniejsze, niżeli przewidywałam.
         Poszłam do pokoju Justina. Usiadłam przy biurku i wsunęłam palce w swoje włosy myśląc, jak mogłabym pomóc im nie tylko w złapaniu Jack'a, ale w porozumiewaniu się... Nadal bałam się otworzyć, ukazać swoją silną stronę, ale jakoś to musiało iść dalej. Utknęłam i teraz prawdopodobnie był moment, w którym musiałabym ruszyć dalej.
    - Boże, pomóż mi bo już kurwa nie mam siły... - jęknęłam i zrzucając jakieś teczki na ziemię, schowałam twarz w dłoniach, a z moich oczu wypłynęły łzy słabości.
         Mimo starań byłam słaba. Nie miałam oparcia, nikt nie powtarzał mi, ze byłam silną osobą i dałabym radę przez to wszystko przejść. Tego właśnie najbardziej potrzebowałam... Do Nevila za żadne skarby bym już nie wróciła... Nie chciałabym kolejny raz stać się marionetką w jego rękach.

Justin's POV

         Propozycja Thomas'a bardzo mi się spodobała. Potrzebowałem jakiejś odskoczni. Zbyt dużo wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku dni. Praktycznie pojawienie się Amandy wywróciło mój świat do góry nogami. Co ja miałem teraz zrobić? Jak miałem zniszczyć Jack'a, jednocześnie chroniąc swoją kobietę dwadzieścia cztery godziny na dobę każdego dnia?
         Wszystkie te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Ciężko trenowałem, pozbywając się wszystkich presji, jakie zdążyły wedrzeć się w moje ciało przez kilkanaście minut. Zawsze, gdy się denerwowałem to uprawiałem jakiś sport. Kiedyś, taką odskocznią było zabijanie. Nieważne, czy moja ofiara była winna czy też nie. Odebrałem jej życie i to dawało mi jakąś satysfakcję. To nastawienie zmieniło się, gdy na mojej drodze pojawiła się panna Brown. Swoim dotykiem, głosem i swoją wrażliwością potrafiła obudzić we mnie uczucia.
         Jej zniknięcie było dla mnie koszmarem. Horrorem, który nigdy się nie kończył. Wolałem przez pierwsze kilka miesięcy po jej zniknięciu umrzeć i przestać czuć cholerną pustkę w swoim sercu. Nawet moi przyjaciele nie potrafili przywrócić we mnie jakiegokolwiek odzwierciedlenia ludzkiego zachowania. Amanda odeszła, a ja stałem się wrakiem człowieka. I tak byłoby nadal, gdyby ona nie wróciła.
    - Ja pierdole! - wrzasnąłem, z całej siły uderzając w worek treningowy.
         Byłem na skraju przepaści. W czarnej otchłani kryła się złość, agresja i chęć mordowania. Powstrzymywało mnie jedynie zbyt silne uczucie. Uczucie, które przejmowało władzę nad umysłem, nad czynami i nad racjonalnym postępowaniem. Dlatego zawsze odsuwałem od siebie miłość. Nie mogłem pokazać sobie i swoim wrogom jak i przyjaciołom, że potrafiłem kochać. To by mnie zgubiło.
    - I kurwa zgubiło... - syknąłem, wyżywając się na worku.
         W pewnej chwili bezwładnie objąłem obiekt swoich uderzeń i zamknąłem oczy. Pot, który spływał po moim ciele, jak i czole oraz przyśpieszone tętno i nierówny oddech uświadamiał mnie, że właśnie taki stan mógł doprowadzić do ponownej utraty Amy. Bałem się ponownie jej stracić, dlatego tak bardzo przemawiała przeze mnie potrzeba mordowania każdego swojego wroga. Ona dojrzała, stała się piękniejsza, mądrzejsza i bardziej seksowana. To było wystarczające dla moich wrogów. Każdy chciałby mieć ją przy sobie.  
         Po uspokojeniu się, postanowiłem jednak nie iść do tego klubu. Musiałem przebywać z Amandą. Nie, w sumie to nie musiałem. Ja chciałem czuć ją obok siebie. Chciałem podziwiać jej piękne ciało i słuchać jej aksamitnego głosu. Z ciężkim westchnięciem odepchnąłem się i zdjąłem rękawice bokserskie. Rzuciłem je na materac i zdjąłem z obramowania bieżni ręcznik, który wchłonął krople mojego wysiłku.
         Oblizałem usta i pociągnąłem za końcówki swoich włosów wchodząc do łazienki. Zdjąłem spodnie oraz bokserki, rzucając je pod automat. Wszedłem do kabiny i pierwsze krople zimnej wody spłynęły po moim ciele, zabierając ze sobą całą moją frustrację. Dotykając swojej szyi, swoim ramion, torsu... czułem ją blisko. Pamiętałem jak kiedyś obdarzała mnie swoją czułością. Chłonąłem ją każdego dnia coraz bardziej. Potrzebowałem jej jak tlenu.
         Miałem szansę stworzyć coś, czego jeszcze nigdy nie było mi dane poznać. Chciałem, aby Amanda była moją dziewczyną już na zawsze. Pragnąłem w głębi serca stworzyć z nią rodzinę, ale to byłoby zbyt ryzykowne. Ciągle groziłoby nam niebezpieczeństwo i musiałbym chronić więcej osób, niżeli Amy, zabierając dzieciom spokojne i beztroskie dzieciństwo. Nie wiedziałem już, jak pokierować uczuciami.
         Zakręciłem kurek z wodą i wyszedłem, wycierając się ciepłym bawełnianym ręcznikiem, który ściągnąłem z kaloryfera. Wyjąłem ze swojej szafki dezodorant i spryskałem nim swoją klatkę piersiową. Ubrałem czyste bokserki, po czym podszedłem do umywalki. Ogoliłem się, wpatrując się chwilami w swoje własne odbicie. Nie poznawałem siebie. W oczach dostrzegałem tylko zmieszanie i niepewność co do dalszego życia.  
        Opuszczając łazienkę, natknąłem się na Jasona. Stał przy pokoju, który kiedyś, zresztą jeszcze kilka dni temu należał do Niny. Trzymał w ręku jakąś karteczkę i nad czymś się zastanawiał. Zaciekawiło mnie to, więc podszedłem do niego z zapytaniem, czy wszystko w porządku.
    - Nina zostawiła wiadomość dla Dave'a. Kocha go nadal. - wzruszył ramionami i schował kartkę do kieszeni, spoglądając na mnie.
    - No cóż, to już nie mój interes. - westchnąłem i drapiąc się po karku, odwróciłem się, aby pójść do swojego pomieszczenia w tym domu.
         Nim jednak zrobiłem jakiś krok, Jason położył dłoń na moim ramieniu u stanął w mgnieniu oka przede mną. Zaciskał policzek od wewnątrz, ukazując tym swoje zdenerwowanie.  
    - Justin, kurwa.. - syknął, obdarzając mnie swoim grymasem na twarzy - Ogarnij się. Masz teraz Amandę, znowu. Nie możesz być takim zadufanym gnojkiem i skurwielem.. - zacisnął rękę - wiesz, że jeżeli taki będziesz, ona znowu może zniknąć?
         Przełknąłem zalegającą w moim gardle ślinę. Tak, wiedziałem o tym i nie musiał mi o tym mówić. Dlaczego przejmował się tak bardzo moim zachowaniem? Co nim kierowało tym razem? Braterska przyjaźń, zrozumienie, współczucie...może nawet zazdrość?
    - Knight.. - warknąłem i strzepałem jego rękę swoją - Dasz mi w końcu spokój? Jak długo chcesz jeszcze mi mówić, co mam robić i jak mam postępować, co? - uniosłem się i czułem, jakiemu napięciu uległy moje wszystkie mięśnie - Kocham ją i kurwa wiem ile dla mnie znaczy. Nikt mi jej już nie zabierze, rozumiesz?! - spojrzałem w jego oczy i nic nie ujrzałem.
         Chłopak odsunął się ode mnie i uniósł dłonie, jakby w geście obronnym. Oblizał wargi i dodał, że nic już nie będzie mówił, po czym po prostu odszedł do swojego pokoju. Parsknąłem pod nosem i zrobiłem dokładnie to samo. W pokoju ujrzałem skuloną postać dziewczyny, która siedziała na krześle przy moim biurku, a wokół niej porozrzucane były akta jakiejś sprawy.
    - Amanda? - mruknąłem, podchodząc do niej bliżej.
         Uniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej twarz była we łzach, a oczy miała spuchnięte. Ten widok sprawił, że poczułem dreszcze na swoim ciele. Nie mogłem znieść jej cierpienia, płaczu. Zacisnąłem usta i wsunąłem swoją dłoń pod jej kolana, a drugą oparłem na jej plecach. Wziąłem ją na ręce, a ona niczym małe dziecko się we mnie mocno wtuliła. Czułem jej słabość, jej niewinność i wrażliwość. Podszedłem do łóżka i usiadłem na brzegu. Posadziłem ją na swoich nogach okrakiem i mocno ją do siebie przytuliłem, palcami jednej ręki gładząc jej plecy. Twarz zanurzyłem w jej włosy i szyję. Szeptałem cicho, ze byłem przy niej i nie musiała się już więcej zadręczać myślami.
    - Cśś...skarbie.. - mruknąłem, ujmując dłonią jej policzek.
         Otarłem kilka łez, po czym spojrzałem głęboko w jej oczy. Nie mogłem się oprzeć. Ująłem ustami jej spuchnięte i miękkie wargi. Przelałem w ten pocałunek całą swoją miłość do niej. W zamian za to, dostałem porządną dawkę bezsilności. Była krucza, zbyt krucha, jak na swoje doświadczenia.
    - Skarbie.. - jęknąłem w jej usta, opierając swoje czoło o jej - Jestem tutaj, widzisz? - przejechałem koniuszkiem języka po jej górnej wardze - Nie płacz już, proszę.
         Rozchyliła swoje powieki, ukazując swoje piękne, zielone oczy. Kochałem ją. Zbyt mocno, by ponownie ją zranić. Nim się obejrzałem, pocałowała mnie. Tym razem obdarzyła mnie czułością, pożądaniem. Nie, nie tym pożądaniem. Potrzebowała mnie i ja musiałem dać jej siebie samego. Byłem jej, to wiedziałem.
    - Już dobrze myszko. Kocham cię. - wyszeptałem mocno się w nią wtulając.
    - Ja ciebie też kocham, Justin... - jęknęła, oplatając mnie nie tylko swoimi rękoma, ale i nogami.
         Była urocza. Zaśmiałem się lekko i odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho, podziwiając jej powabne ciało. Zacząłem całować jej szyję. Zostawiałem na niej mokre pocałunki i ślad swoich uczuć do niej. Dostrzegłem, jak kąciki jej ust unosiły się w uśmiechu. Sprawiałem jej przyjemność, co mnie bardzo cieszyło. Wsunąłem dłoń pod jej bluzkę i opuszkami palców penetrowałem jej jedwabiście gładką skórę. Czułem, że wzrastało we mnie podniecenie, ale nie chciałem jej pieprzyć. Teraz liczyło się to, aby odbudować z nią dawne relacje. To było priorytetem.

__________________________________________

No, KOCHANI! :)
Jak widać, pojawił się już osmy rozdział.
Mam nadzieję, ze cieszycie się i czekacie na kolejny. 
Jestem ciekawa Waszego zdania na temat drugiej części. Co o niej sądzicie?

+ BARDZO WAS PROSZĘ O POZOSTAWIENIE KOMENTARZA Z NAZWĄ TWITTERA, BĄDŹ INNEJ STRONY DO POWIADAMIANIA.  

CZYTASZ? = KOMENTUJESZ! :) 

22 komentarze:

  1. jeju wspaniały rozdział! Druga część jest świetna, serio x @szarymalik

    OdpowiedzUsuń
  2. i ten buziak na samym końcu eej :3 chcę wiecej i wieeceej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. djfhausdyf Świetny <33
    Kocham Cię dziewczyno!
    Świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. kuzwa oby Justin stal sie dla niej lepszy.. zeby wkoncu stworzyli normalny zwizek i zaznali szczescia.. nalezy im sie.. nie moge sie doczekac nastepnego ojaaaaaaaa :):)

    @kasiulek981

    OdpowiedzUsuń
  5. omfgg. tak bardzo to kocham xx
    // @swaggiies

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny ; ) czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. fsnviudhgbiudf kocham to wafeiudncfvsgr ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne, Justin jest taki nbttfcdehjoolnbv *.*
    Powodzenia w dalszej pracy xx
    @lovuking

    OdpowiedzUsuń
  9. no no no :) robi się coraz ciekawiej..
    uwielbiam :3
    z wielką niecierpliwością czekam na kolejny
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu kocham ich razem <3
    Dziękuje,że piszesz <3
    Czekam na nn ;d
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  11. La la la Justin nie poszedł do klubu tylko został z Amy :D No to już jakiś postęp chłopie :D
    Rozdział świetny, końcówka taka fdhsljvcsbgufjo :D
    Ach, ach...ciekawa jestem dalszych wydarzeń :D

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowny rozdział ;)

    @biebraxuhl

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział:) czekam na następny! @mycanadianbooy

    OdpowiedzUsuń
  14. To jest naprawdę zajebiste. Nie mogę przestać tego czytać..
    Tak się cieszę, że wróciłaś ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu, jestes najlepsza! Kocham bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak bardzo kocham to opowiadanie! <3 naprawdę! W chyba ponad tydzień przeczytałam wszystkie rozdziały i teraz będę juz na bieżąco :) świetne! <3
    Lexi

    OdpowiedzUsuń
  17. Najlepsze opowiadanie ever ♥ druga część jest genialna :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tęsknię...kiedy nowy? :(

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  19. Suuper boże kocham twoje opowiadania sjshsusbsuwvwjdbsjs

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ♥