poniedziałek, 27 października 2014

~ Rozdział dwudziesty pierwszy

            Jechałem do domu, nie zastanawiając się nad konsekwencjami przyszłej kłótni ze swoją narzeczoną. Od kilkunastu godzin zachowywała się gorzej, niż dziecko, bo ciągle narażała siebie, jak i mnie i moich, a w zasadzie naszych kumpli na poważne niebezpieczeństwo. Co z tego, że Butchers by nam pomogło w razie jakiegokolwiek ataku, skoro nie mieliśmy przy sobie żadnych bomb, amunicji, czegokolwiek, co pozwoliłoby wykończyć Dave'a i jego nowych kumpli?
            Nina też nie popisała się zdrowym rozsądkiem. Byłem bardzo wkurzony na te dwie dziewczyny. A w dodatku Jason pozwolił im pójść... Przecież wiedział o zaistniałej sytuacji... Miałem cholerny mętlik w głowie.
            Kiedy zaparkowałem pod domem, nie mogłem uspokoić swojego gniewu. Nie mogłem myśleć rozsądnie, kiedy kobieta mojego życia działała przeciwko mnie. Wszyscy, kurwa, działali przeciwko mnie!
Zatrzasnąłem drzwi od samochodu i truchtem pobiegłem do drzwi wejściowych. Zastałem Jasona siedzącego spokojnie na kanapie, zajadającego się chipsami.
     - Czy ciebie do reszty popierdoliło? Dlaczego puściłeś je same? Jesteś, kurwa normalny? - Zacząłem się wydzierać, na co mój kumpel zareagował jedynie wyłączeniem telewizji. - Dave tylko czeka na taki moment, nie rozumiesz?! - Jego twarz, kiedy się podniósł i stanął naprzeciwko mnie tak, że między nami stała sofa - nie wyrażała nic.- No co się, kurwa, gapisz? Gdzie one są?!
            Jason przez jeszcze kilka minut wpatrywał się we mnie i nic nie odpowiadał. Powoli na jego twarzy zaczął pojawiać się uśmiech. Pokręcił w pewnej chwili głową i podszedł nieco bliżej. Zaciskałem żuchwę z całych sił, krew w moich żyłach pulsowała niemiłosiernie. Mógłbym teraz rozszarpać każdego na strzępy.
     - Odpuść i uspokój się już. Naprawdę myślisz, że puściłbym je same? - uniósł lewą brew, a potem spojrzał głęboko w moje oczy i poklepał mnie po barku - Myśl Justin. Myśl. To nie boli. - zaśmiał się cicho i mocno mnie klepnął - Thomas zgłosił się na ochotnika, niedługo wrócą. Ochłoń do tego czasu. - Oblizał usta, odszedł, a ja stałem wryty w ziemię. Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie słów, jakie wypowiedział Knight.
            Przetarłem dłońmi twarz i wziąłem kilka głębszych oddechów. Znowu się wkurzyłem, znowu dałem się ponieść i gdyby Amanda była w domu, znowu bym na nią nawrzeszczał. Ta dziewczyna działała na mnie dwojako; raz pragnąłem jej, kochałem i byłem cholernie szczęśliwy, a zdarzały się chwilę, kiedy miałem ochotę ją zabić, rozszarpać.. Czasami doprowadzała mnie do takiego stanu, że pragnąłem, aby nie było jej dla JEJ własnego bezpieczeństwa. Chciałem dla mojej narzeczonej jak najlepiej.. ale w pewnych momentach się po prostu nie dało. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Amy, jednak nie odbierała, czym podniosła mi ciśnienie. Na szczęście mój kumple odebrał już po drugim sygnale.
     - Gdzie jesteście? - Spytałem bez ogródek.
     - Spokojnie., Justin. - Usłyszałem rozbawiony ton jego głosu - Amanda i Nina właśnie są u fryzjera, co mogę podziwiać, bo ja także siedzę obok, a potem wybieramy się na duże lody. - Zachichotał. - Jeżeli chcesz, to przyjedź do centrum na Koltstreet. - Kiedy usłyszałem, w jakim cudownym nastroju był Bonith i to, że świetnie bawił się z dziewczynami...  Ciśnienie mi znowu skoczyło. Ale postanowiłem się opanować. Ciężko westchnąłem, usiadłem na sofę i przetarłem dwoma palcami powieki. - Dobra, nie będę wam psuł nastroju. Wracajcie pomału, bo muszę pogadać z Amy. Uważaj na nią. I na Ninę. - dodałem, rozłączając się.

Amy's POV

            Thomas oznajmił mi przed chwilą, że Justin próbował się chyba do mnie dodzwonić, bo postanowił w końcu zadzwonić do swojego kolegi, z którym byłam. To było cholernie trudne. Chciałam się na niego gniewać, bardzo. Móc chociaż nie myśleć o nim przez jedną, JEDNĄ godzinę, ale tak się nie dało. Był moim sercem i bez niego czułam pustkę, chłód i niepokój o naszą dalszą przyszłość. Temat o dziecku tak bardzo go zdenerwował, że sama byłam w totalnym szoku. Nie myślałam, że tak bardzo to było dla niego trudne do zrozumienia...
            Kiedy fryzjerka skończyła układać mi włosy, dokładnie przejrzałam się w lustrze. Uśmiechnęłam się szeroko, bo wiedziałam, że na pewno spodobałabym się Justinowi. Przejechałam jeszcze raz dłonią po całej długości moich włosów i spojrzałam na Ninę.
     - Ty jeszcze posiedzisz pewnie tutaj z kilkanaście minut, więc ja skoczę do butiku tutaj obok. - Podziękowałam przemiłej pani i zapłaciłam jej za usługę.
     - Thomas, idę tutaj obok do sklepu, ok? Zaraz przyjdę. - Widziałam zamieszanie w jego oczach, więc szybko dodałam. - Zostań z Niną, proszę. - Przewróciłam oczami na widok jego kwaśnej miny. - Jakby coś się działo, będę krzyczeć. - Puściłam mu oczko i wyszłam z Salonu Fryzjerskiego. Co niby miałoby mi się stać? Zatrzymałam się na chwilę, aby sprawdzić swój telefon.
            Po włączeniu go, dostałam kilkanaście wiadomości. Pokręciłam głową z szerokim uśmiechem, widząc, że Justin wydzwaniał do mnie ponad dwadzieścia razy. To był cholerny, ale bardzo kochany dupek. Kochałam go ponad życie. I wszystko byłoby okej, naprawdę. Gdyby tylko udało nam się wyjść z tych ciągłych kłopotów, kłótni o moje bezpieczeństwo i Dave'a. To on robił takie afery między nami. On był głównym powodem naszego nieszczęścia. I to właśnie on przysłał mi dwa kolejne smsy...

" Cześć moja słodka, kochana Amy. Jesteś taka piękna... Mam na ciebie wielką ochotę. Już wtedy... W domku nad jeziorem, prawie byłaś moja!" - wysłane kilka godzin temu...
            Byłam wściekła, zaniepokojona, a przez moje myśli przeszło całe zamieszanie, jeżeli powiedziałabym Justinowi o tych wiadomościach... Jednak drugi tekst od Dave'a przeraził mnie jeszcze bardziej...

" Pięknie ci w wyprostowanych, pocieniowanych włosach. Już mi stanął, maleńka. "

            Wstrzymałam oddech i oparłam się ręką o szklane drzwi od butiku, do którego chciałam właśnie wejść. Obserwował mnie. Byłam tego pewna. Justinowi nie mogłam o tym powiedzieć. Zniszczyłoby to jego plany. Zacząłby działać pod wpływem emocji i wystawiłby siebie, jak i pozostałych na śmierć. I co ja miałam zrobić?
            Weszłam do środka i odgoniłam złe myśli. Poszperałam trochę w ubraniach porozwieszany na regałach, poszłam zapłacić, a gdy wychodziłam, koło sklepu dostrzegłam Thomasa z Niną. Szeroko się uśmiechnęłam, bardzo ciesząc się na ich widok.
            Panna Forest od razu zaczęła mnie wypytywać co kupiłam, a Thomas zaczął zaciągać nas do domu, bo wiedział, że czekał na nas mój narzeczony i nie był w dobrym humorze. W sumie, trochę się obawiałam jego reakcji. Miałam już dość kłótni, tym bardziej, że Dave mnie obserwował i nie czułam się bezpiecznie, bez jego troski i opieki, którą zapewniał mi na każdym kroku. No chyba, że się pokłóciliśmy. Wtedy jakbym nic dla niego nie znaczyła. To bolało, ale co ja mogłam na to poradzić?
     - Chodźmy już, serio... - Thomas, otworzył mi drzwi od auta - Justin jest serio wściekły, nie tylko na ciebie, ale i na mnie. - Warknął z przekąsem - Ostatnio go nie rozumiem, jest ciągle rozdrażniony i ciężko załapać z nim kontakt, Amy. Pogadaj z nim, bo jeżeli tak dalej będzie się zachowywał, to mamy marne szanse na pozbycie się tego gówna, jakim jest Dave ze swoją nową bandą. - Wsiadłam, a potem pomógł Ninie i odjechał z piskiem opon.
            Kiedy jechaliśmy, miałam wrażenie, jakby duży, srebrny SUV cały czas za nami jechał. Przyglądałam się dłuższy czas w boczne lusterko, ale w pewnej chwili Bonith skręcił w jakąś uliczkę, po czym się zatrzymał. Poczekał kilka sekund i ponownie wyjechał na drogę, którą jechaliśmy przed chwilą. 
     - Miałaś rację. - Mruknął cicho, po czym dodał sporo gazu, na co zareagowałam uniesieniem brwi i spojrzeniem na niego - No tak, śledził nas. Widziałem jak patrzysz w lusterko, a potem sam zorientowałem się o czym myślałaś. - Lekko się uśmiechnął, a ja nic więcej już nie powiedziałam.
            Po półgodzinnej jeździe, zaparkował auto przed domem. Wysiadłam, zabierając reklamówkę i niepewnie weszłam do środka. Oblizałam usta, zdjęłam buty i płaszcz. Odwracając się, ujrzałam go. Stał oparty o futrynę z założonymi rękoma i wbijał we mnie swój wzrok. Nie był zły. To nie było spojrzenie, którego się kiedyś bałam i które za wszelką cenę pragnęłam zapomnieć.
     - Justin... - Uniosłam lekko rękę i zrobiłam ku niemu krok, ale mnie wyprzedził i pierwszy do mnie podszedł.
            Objął mnie, bardzo mocno do siebie przytulił, ustami po chwili zaczął szukać moich ust, a dłoń wsunął w moje włosy. Zupełnie nie takiego powitania się spodziewałam. Odwzajemniłam tę czułość, a gdy lekko się osunął, ujął moją twarz w dłonie i powiedział, że był bardzo głupi, w momencie, kiedy zaczął się na mnie unosić. Patrząc w jego oczy, odczuwałam nieograniczoną miłość. Kochałam tego faceta całym sercem i nieważne jak bardzo mogłabym go nienawidzić, to i tak zawsze będę go kochać. Zawsze i na zawsze...
     - Wybacz mi, że się tak uniosłem, po prostu... Amy.. - Pogłaskał policzek i założył kosmyk włosów za lewe ucho - Skarbie, chcę mieć z tobą dziecko, kiedyś stworzymy udaną rodzinkę, ale teraz... Teraz walczymy jedynie o siebie nawzajem. Chcę dla ciebie jak najlepiej, dlatego proszę, zrozum mnie... - Jego głos stopniowo ulegał ściszeniu, przez co emocje wydostawały się z niego jeszcze bardziej.
            Nie mogłam wytrzymać. Ten widok ściskał mnie za serce. W moim ciele wszystko wirowało, łącznie z myślami, które odeszły gdzieś na bok, a na przód wysunęła się moja i Justina przyszłość. Nie wyobrażałam sobie innego mężczyzny obok siebie. Tylko Parker mógł stworzyć to, czego potrzebowałam.
     - Już dobrze... - Musnęłam ustami jego szyję, mocno się w niego wtulając - Nie pamiętam już tej kłótni, żadnej nie pamiętam. Liczysz się tylko ty i uwierz mi, nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Bardzo cię kocham i nie mogę sobie wyobrazić, aby było inaczej. - Ciężko westchnęłam z zamkniętymi oczami, z których po kryjomu wyciekło kilka słonych łez.
            Justin mnie zrozumiał. Również powiedział, że mnie kochał najbardziej na świecie i byłam jego oczkiem w głowie. To dla mnie poświęcał wszystko, co miał, łącznie z Insiders. Doceniałam to, naprawdę. Jak wiele on musiał poświęcić, aby ze mną być? Nikt by tego dla mnie nie zrobił. Ale on, on był inny.
     - Chodźmy, zrobię ci kąpiel, a potem pójdziemy spać. Oboje mieliśmy ciężki dzień, co? - Przejechał dłonią po moich plecach, a potem lekko pchnął do przodu, na co zareagowałam natychmiast, bez jakichkolwiek pretensji. - A swoją drogą, to bardzo podoba mi się ta twoja nowa fryzura, Amando. - Szepnął mi do ucha, kiedy przekroczyliśmy próg łazienki.

Justin's POV

            Po rozmowie z Thomasem nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Z Jasonem nie miałem zamiaru rozmawiać, bo nie byłem w najlepszym nastroju do rozmyślania nad strategią pozbycia się wrogów. Poszedłem na górę i usiadłem na łóżku, ujmując w ręce sweterek swojej dziewczyny. Pachniał jej perfumami, jej ciałem. Ona była całym moim światem i gdyby coś teraz stało się złego, obwiniałbym siebie.
            Kiedy tylko ujrzałem Amy całą i zdrową w drzwiach wejściowych, moim sercem zawładnęła rozkosz. Ten widok był dla mnie ukojeniem. W jej sercu kryło się coś, czego nie potrafiłem się wyprzeć. Może byłem o nią chorobliwie zazdrosny, bardzo się troszczyłem, a niekiedy wybuchałem złością, to naprawdę bardzo ją kochałem. I nie zniósłbym myśli, że kiedykolwiek mogłoby jej zabraknąć.
           Wizyta u fryzjera sprawiła, że wyglądała jeszcze piękniej, co było dla mnie zdziwieniem, bo ona już piękniejsza chyba być nie mogła. Od razu zacząłem ją całować i delikatnie masować po plecach. Była moim narkotykiem, moim alkoholem, moim wszystkim.Odwzajemniała to z wielką ochotą. Dla niej również to było czymś pięknym, wyjątkowym. Tak to odczytywałem i się nie myliłem. Ona nie chciała zmieniać mnie na siłę, jako jedyna. Trwała przy mnie, kochała jako Shadow, aż w końcu uświadomiła mi, jakim jest skarbem i co dzięki niej mogłem zyskać. Byłem jej wdzięczny.
     - Kochanie, tak bardzo cię kocham.. - Wymruczałem w jej usta, a kiedy chciałem posadzić ją na pralce, to z kieszeni jej spodni zaczął wydobywać się dźwięk dzwoniącego telefonu.
            Nie chciałem przerywać pieszczot, ale ona sama zaczęła się wiercić. Pozwoliłem Amy wyciągnąć telefon. Obserwowałem jej twarz, która w pewnej chwili jakby zatrzymała emanować swoje emocje. TO było nie w jej stylu. Takiej nigdy jeszcze nie spotkałem...
     - To Nina, poczekaj chwilę, może to coś ważnego... - Zagryzła wargę, ale nie odebrała. Z dzwoniącym telefonem zsunęła się na ziemię i szybkim krokiem wyszła z łazienki. Pomyślałem, że to pewnie jakieś kobiece sprawy, no bo cóż innego mogło się stać?
            W międzyczasie, nalałem wody do wanny. Chciałem odprężyć się razem ze swoją narzeczoną w gorącej kąpieli, jednakże woda z bardzo gorącej zrobiła się zimna. Czekałem ponad półtorej godziny, a Amanda nadal nie wracała. W końcu nie wytrzymałem. Ubrałem na siebie spodnie, wyszedłem z pomieszczenia i zajrzałem do pokoju Niny.
     - Nina, do cholery,  czemu tak długo trzymasz moją dziewczynę dla siebie? - Zapytał, ciągnąc się za końcówki włosów.
            Dziewczyna siedziała na łóżku, czytała jakąś książkę. Dopiero teraz dostrzegłem, ze była sama. Bez panny Brown. Wyjaśniła mi, że od momentu przyjazdu nie zamieniła z nią ani słowa. Zmroziło mi to krew w żyłach. Zapytałem ją, czy nie dzwoniła do niej ponad godzinę temu, ale wszystkiego się wyparła. Nie sądziłem, żeby mnie okłamywała, mówiła szczerze.
            Wychodząc, poszedłem do kuchni. Jason i Thomas siedzieli przy stole i pili Whiskey. Zacisnąłem wnętrze policzka, kiedy oboje odpowiedzieli " Nie" na pytanie, czy widzieli Amy. Wściekłem się, bo jej nie było. Znowu poczułem uczucie straty, zawiści. Chciałem rozwalić wszystko i wszystkich, by w moim życiu zawładnął spokój. Wkurzony uderzyłem pięścią w futrynę tak, że spadł ze ściany jakiś gówniany obrazek.
Wtedy do mieszkania weszła Amanda. Była zmarznięta, przemoknięta i bardzo blada. Od razu do niej podbiegłem i objąłem. Wtuliła się we mnie, a chwilę potem straciłem z nią kontakt. Byłem przerażony. Po raz pierwszy nie wiedziałem, co się działo.
________________________________________

Moi kochani.
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam, że nic tutaj przez ponad miesiąc nie dodawałam. 
Dopiero teraz usiadłam i w spokoju napisałam ten rozdział.
Wena jak widać chyba dopisuje, prawda?
Pomysł co do tego opowiadania mam.
Nie wiem czemu nie pisałam. Chyba po prostu bardzo przydała mi się taka przerwa - potrzebowałam jej. 
Mam nadzieję, ze jeszcze tu jesteście, bardzo chcę dla Was to pisać. Pomożecie mi?

Proszę dajcie o sobie znak.
Pozostawcie komentarz, napiszcie mi proszę, że nie jesteście źli, że dopiero teraz coś dodałam.
Obiecuję poprawę!

Do następnego :)

Buziaki. 
Audrey